Wielka improwizacja (I)
27 lipca 2015
Szacowany czas lektury: 51 min
Zrobię z tego dwie części, na jedną jest za długie. Co do osoby Kate - to postać rzeczywista, naprawdę chodzi po tej kuli ziemskiej. Tyle, że mnie nie zna. Wybieram ją do opowiadań, bo łatwo mi się o niej pisze. Być może 1 procent wszystkich czytelników poznało, kim ona jest w życiu codziennym. A, wracając jeszcze do opowiadania, po prostu wkurzają mnie te różne romantyczne hetero historie, dlatego tworzę własne.
- Jak mogłeś mi w ogóle to zrobić, co?! – wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- To nie tak... to był przypadek... - Tłumaczył się niepewnie i równie niepewnie patrzył na mnie.
- Przez przypadek usiadła na tobie naga a ty przez przypadek w nią wszedłeś?! Ty jesteś jakiś nienormalny?? Myślisz, że jestem taka głupia?! Odchodzę, rozumiesz? Mam już dosyć twoich pierdolonych zdrad!
Wkurzona opuściłam pokój hotelowy jego kochanki. Jak mógł mi to zrobić?
No ale zacznę od początku. Ja i Damian poznaliśmy się na studiach historii sztuki, zakochaliśmy się w sobie, zostaliśmy parą. Zaślepiona miłością wierzyłam, że on jest moim przeznaczeniem, mówił, że kocha, że nie opuści nigdy, a tak naprawdę zdradzał mnie na boku z 4 kobietami. Tak bardzo go kochałam, że wybaczyłam mu te 3 zdrady. Ostrzegłam jednak, że jeszcze raz to zrobi i odejdę. I tak też zrobiłam tego wieczoru. Byliśmy zaproszeni na ślub mojej kuzynki. Podejrzewałam coś, więc gdy oznajmił, że opuszcza salę w celu znalezienia toalety, ukradkiem poszłam za nim. Okazało się, że poszedł do hotelu, który był obok i zabawiał się z jedną z zaproszonych dziewczyn, którą widziałam pierwszy raz na oczy. Cycata blondyna zaciągnęła go do swojego pokoju i przystąpili do dzieła, a ja poczekałam na odpowiedni moment i weszłam, kiedy ona naga siedziała okrakiem na kolanach Damiana i rozpinała mu koszulę. Ona się wystraszyła i szybko pozbierała swoje ubrania z podłogi i zamknęła się w łazience.
Szłam zapłakana przez eleganckie podwórze, na policzkach czułam mokre ślady łez. Nie płakałam, bo mi było smutno. Bo nie było. Płakałam z wściekłości. Wróciłam taksówką do mieszkania, ściągnęłam z siebie czarną suknię koktajlową i bransoletkę z Apartu, zrzuciłam szpilki i poszłam wziąć prysznic.
Jak on mógł? Po niecałych 3 latach bycia w związku? Tak dobrze nam się układało. Naprawdę był aż takim debilem, że nie zrozumiał prostych słów „jak mnie zdradzisz jeszcze raz, odejdę”. Chociaż w sumie ta kobieta była 4. O ilu jeszcze nie wiedziałam?
Wytarłam się i ubrałam piżamy, zasiadłam do laptopa by sprawdzić pocztę. Przebrnęłam przez wszystkie irytujące reklamy, w tym jedna promowała szkołę tańca dla singli. Sprawdziłam pocztę, usunęłam zbędne wiadomości i zaczęłam szukać w przeglądarce jakiejś fajnej szkoły tańca. Tak, to dobry pomysł. Nauczę się tańczyć, pokażę temu dupkowi, co stracił. Znalazłam dobrą ofertę szkoły w centrum miasta, zaczęłam czytać: kurs już od 170 zł za 8 lekcji po 120 minut. Czemu nie? Zacznę od standardowego walca wiedeńskiego.
Nowy dzień rozpoczęłam z uśmiechem. Spojrzałam na telefon, było kilka nieodebranych połączeń od Damiana. A niech sobie dzwoni do usranej śmierci, on już mnie nie obchodzi. Zjadłam jajecznicę i poszłam do pracy, jakim była recepcjonistka w trzygwiazdkowym hotelu (nie, nie w tym, w którym Damian mnie zdradził). Miałam dobrego szefa, choć czasem mnie irytował jego wzrok. Myłam podłogi, toalety, magazyn, korytarze, obsługiwałam gości, którzy jak myśleli skoro płacą to i wymagają, bogaci, biedni, żonaci, z kochankami, z prostytutkami. Wszyscy. Najbardziej nie cierpiałam tego, że nie było w ogóle kamer. Był tylko ochroniarz, ale on ciągle wychodził na papierosa. Coraz częściej zastanawiałam się z rezygnacji.
Po pracy zjadłam obiad na mieście i ruszyłam w stronę szkoły tańca. Budynek, na którym był napis głoszący, że to tutaj jest szkoła tańca, miał dwa piętra. Podchodząc coraz bliżej, czytałam jego reklamę.
„Szkoła tańca dla par i singli, taniec standardowy: latynoamerykański, walc wiedeński, walc angielski, taniec disco, erotyczny, hip-hop.”
„Dostosujemy się do twoich potrzeb”
„Spędź czas w towarzystwie ludzi, którzy być może podobnie jak Ty szukają sposobu na poprawienie swojej sylwetki, nowego hobby, rozrywki lub... drugiej połówki.”
Weszłam i skierowałam się w stronę kobiety za biurkiem, nad którą widniał napis „recepcja”, za nią na ścianie była półka z rzędem napojów i wód. Uniosła wzrok znad jakichś papierów mierząc mnie od stóp do głów niebieskimi oczami, uśmiechnęła się na mój widok i odgarniając swoje długie kasztanowe włosy za ucho, zapytała:
- Witam, w czym mogę pomóc?
- Ja... Chciałam się zapisać na kurs tańca standardowego, dokładniej chodzi mi o walc wiedeński.
- Mhm rozumiem. Koszt za 6 lekcji to 180 zł. Jedna lekcja trwa dwie godziny. W grupie czy indywidualnie?
- Słucham?
- Zazwyczaj ludzie tańczą w grupie, ale jeśli jest pani nieśmiała, może pani zamówić zajęcia indywidualne. Rozumiem, że chodzi o taniec solo?
- Tak tak. – Sięgnęła i podała mi ulotkę i wskazała na dwa zielone fotele. – Proszę usiąść i przeanalizować nasze oferty.
Tak też zrobiłam.
„Lekcje indywidualne: lekcja 120 min 150 zł, instruktor partneruje 170 zł, u zamawiającego w domu 190 zł”.
Ceny mnie trochę przeraziły, ale miałam trochę kasy. Czemu by nie zaszaleć? Czytałam dalej z ciekawości.
„Jeśli niespodziewanie musisz zatańczyć publicznie na zabawie firmowej, weselu, spotkaniu towarzyskim itp. a brak Ci pewności siebie - rozwiążemy Twój kłopot. Dostaniesz najlepszego nauczyciela.
*Dowolna ilość i częstotliwość treningów - Możliwy każdy dzień tygodnia i pora dnia
* Błyskawiczne lekcje dla potrzebujących.
*Każda technika i rodzaj tańca (np. pierwszy taniec: walc, tango, salsa, rumba, flamenco, taniec arabski, sexy style, cygański itp. itd.)
*Każda choreografia (np. z filmu kinowego lub internetowego)
*Do każdego wybranego przez Państwa stylu muzyki i utworu
*Lekcja w szkole lub u zamawiającego
*Można wskazać konkretnego instruktora (kobietę lub mężczyznę)
Byłam już zdecydowana. Podeszłam ponownie do tej kobiety i powiedziałam:
- Zdecydowałam się, chciałabym wykupić 6 lekcji indywidualnych.
- W takim razie do kosztów dochodzi jeszcze wynajęcie sali. Chyba, że zamawia pani lekcje w domu.
- Nie, w sali. – Zaczęła coś tam liczyć, po chwili podsumowała. – Wychodzi równy tysiąc.
- Można zapłacić przelewem?
- Tak, z co najmniej jednodniowym wyprzedzeniem. Jakie dni by pani odpowiadały?
- Każdy poniedziałek i piątek, najlepiej w godzinach 16-18.
- Szkoła jest otwarta od 12 do 19. Na te dni kursu udziela tylko jedna kobieta i ma ona wolny grafik. Jeśli woli pani, by instruktorem był mężczyzna, musi pani poczekać miesiąc.
- Nie, kobieta może być.
- Na dole ulotki znajdzie pani numer konta.
- Dziękuję, do widzenia.
Wyszłam taka szczęśliwa. Nareszcie zrobię coś dla siebie. Kiedy byłam w związku, cały swój czas poświęcałam Damianowi. Ale to się już skończyło. Jako, że był dziś wtorek, miałam trochę czasu na przelew i na przygotowanie się do pierwszej lekcji, która będzie w piątek. Ta lekcja miała zmienić moje życie. A mój los był już przesądzony.
Nareszcie nastał długo wyczekiwany piątek. Po pracy zjadłam obiad na mieście i poszłam do domu przygotować się. W co ja mam być ubrana? Jak to w ogóle będzie wyglądać? Ekscytacja i zdenerwowanie znalazły sobie środek we mnie. Ostatecznie spakowałam dresy, trampki i luźną podkoszulkę.
Już o 15.30 byłam na miejscu, zastałam tą samą recepcjonistkę, rozmawiającą z jakąś drugą kobietą, która Hmm... nie wyglądała jak kobieta, bynajmniej z twarzy. Androgeniczny typ urody, czarne do ramion nieułożone włosy, zielone oczy i niewielkie piersi sprawiały wrażenie, że może była kiedyś mężczyzną. Nie, ona po prostu była męska. Obie obdarowały mnie uśmiechem i kontynuowały rozmowę. Usiadłam na fotelu czekając, aż wybije godzina 16. Jakieś 15 minut przed czasem czarnowłosa zniknęła, a recepcjonistka z lekkimi wypiekami na twarzy powiedziała, że zaprowadzi mnie do szatni i powie co i jak. Może była chora?
Nie czekając na specjalne zaproszenie wstałam i ruszyłam za nią. Pokazała mi przebieralnię i prysznice, oraz salę, w której będę mieć pierwszą lekcję. Odeszła, a ja się przebrałam. Wzięłam łyka wody i ruszyłam do sali. Drzwi były uchylone, więc weszłam. W Sali już czekała na mnie ta czarnowłosa kobieta. Ubrana w czarne spodnie i czarną koszulkę „bokserkę”, jej skóra wydawała się marmurowa. Była chuda, również miała małe piersi i wąskie biodra.
- Dzień dobry... - powiedziałam cicho.
- Witam, mam na imię Katherine... Kate. – Podałam jej swoje imię, uścisnęłyśmy swoje dłonie. – Walc wiedeński, tak?
- Tak.
- Wybrałaś sobie jakiś utwór? – A miałam to zrobić?
- Nie.
Podeszła do niewielkiego regału, gdzie na półkach spoczywały setki płyt. Pochyliła lekko głowę w bok i przeglądała tytuły.
- Jest. – Wyciągnęła jedno z opakowań. – Może być André Rieu z utworem The Second Waltz?
- Tak. – Odłożyła na boki i ruszyła w moją stronę.
- Usiądźmy na razie. – Rozejrzałam się, ale krzeseł nie zauważyłam. Spojrzałam na nią, usiadła pod ścianą naprzeciw luster, więc uczyniłam to samo obok niej. Zapewne chodzi o to, że nie ma jeszcze 16. Jednak zaczęła mówić.
- Walc wiedeński to szybsza odmiana walca i należy do jednego z najbardziej eleganckich tańców. Powstał w czasach kongresu wiedeńskiego, stąd jego nazwa. Kiedy zatańczono go pierwszy raz w Wiedniu w obecności dworu, ludzie nie kryli oburzenia. W tamtych czasach publiczne obejmowanie się uznawano za niemoralne. Inni sugerowali, że ciągłe wirowanie w walcu może wywoływać różnego rodzaju choroby, a nawet prowadzić do śmierci. Pomimo tych zastrzeżeń, do połowy dziewiętnastego wieku walc wiedeński stał się nieodłączną częścią balów na dworach prawie całej Europy, z wyjątkiem Anglii oraz Szwajcarii, gdzie długo wzbraniano się przed nim. – Miała taki miły dla ucha głos, że mogłaby nie przestawać mówić. Niby kobiecy, ale miał odcień męskości. Tak jak cała ona. – Musimy się przyzwyczaić do siebie, spędzimy razem trochę czasu. 12 godzin. 720 minut.
Uśmiechnęła się, również się uśmiechnęłam. Chwilę posiedziałyśmy w ciszy, Kate wstała i podała mi rękę. Chwyciłam ją i wstałam, zaprowadziła mnie na środek sali i ustawiła naprzeciw siebie.
- Na razie mnie obserwuj. – Powiedziała. – Nogi lekko zgięte, zaczynamy prawą nogą do przodu i dosuwamy lewą do prawej. Teraz lewa idzie do tyłu i dosuwamy prawą do lewej. – Uczyniła to, co mówiła. – Jeszcze raz. Prawa noga do przodu, dosuwamy lewą, lewa do tyłu i prawa do lewej. Zauważ, że cały czas jestem na tym samym poziomie. Widzisz?
Zrobiła to tak płynnie, że wydawało się łatwe. Poprosiła, bym spróbowała, więc jej posłuchałam.
- Rozluźnij się, ja nie gryzę. – Uśmiechnęłam się, oczyma wyobraźni widziałam jej zęby na mojej skórze. Wzięłam głęboki wdech rozluźniając się i powtórzyłam. – Bardzo dobrze. W walcu angielskim na dwa wychodzi się do góry, tutaj staramy się zachować poziom. Jeszcze raz.
Zrobiłyśmy razem ćwiczenie, prawie byłam jak jej cień.
- Teraz spróbujemy z muzyką. – Podeszła do magnetofonu i włożyła wcześniej odłożoną płytę do odtwarzacza. Wróciła, zagrały pierwsze takty. – Wyczuj rytm, krok stawiamy na mocniejsze bity w muzyce. Raz dwa trzy, raz dwa trzy... słyszysz? Raz dwa trzy...
Powtórzyłyśmy ćwiczenie kilkakrotnie stojąc obok siebie. Ruchy jej ciała były tak bardzo perfekcyjne...
- Wydaje się łatwe... - powiedziałam.
- Na początku owszem. Dla większości osób schody zaczynają się już przy obrotach. To był krok podstawowy. Stań teraz naprzeciw mnie – stanęłam cofnęła się kawałek. – teraz spróbujemy krok podstawowy w parze. Na razie nie dotykamy się. Kolana lekko zgięte, ja, załóżmy, że jestem mężczyzną, zaczynam od prawej do przodu, ty jako moja partnerka, lewą do tyłu. Zaczynamy. Raz dwa trzy, dosuwamy nogę, i wracamy. Jeszcze raz. Raz dwa trzy dosuwamy nogę, i do tyłu, raz dwa trzy. Musimy się zgrywać.
Powtórzyłyśmy kilkakrotnie to ćwiczenie, aż je opanowałam.
- Teraz spróbujemy w parze. – Podeszła do mnie. – Lewą ręką trzymam twoją prawą dłoń, prawą rękę umieszczam pod łopatką. – Położyła dłoń pod moją łopatką, ja poczułam jakiś delikatny, ładny zapach, bliżej nieokreślony. – Kręgosłup jest prosty, łokcie na wysokości barków, ty kładziesz lewą dłoń na moim ramieniu. Stykamy się od kolan, udami, żebrami, aż do klatki piersiowej. Wyprostuj się. Od biustu lekko się odchylasz. Głowa lekko uniesiona, ty patrzysz lekko w lewo. Staramy się stać jak najbliżej siebie.
I znowu ten zapach, przez który nie mogłam się skupić. Nie czułam jeszcze nigdy takich perfum, a na proszek do prania zapach był zbyt delikatny. Dobra, trzeba się skupić.
- Zaczynamy. Zrób pewnie krok do tyłu, ja się dostosuję. – Zrobiłam go, Kate nie straciła styku z moim ciałem. – Nogi razem, teraz ty podążasz za mną.
Zrobiła krok do tyłu, ja za nią starając się nie stracić kontaktu z jej ciałem.
- Jeszcze raz. Raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy. Dobrze. Wczuj się, złap rytm. Teraz jak tańczymy, możemy lekko skręcać się w prawo. Zaczynamy normalnie, raz dwa trzy, raz dwa trzy, i teraz lekko obracamy się w prawo nie zmieniając kroków. Czekaj, przewinę utwór.
Odeszła, a ja miałam chwilę na powrót na ziemię. Było mi gorąco, czułam jak policzki mi płoną. Wróciła do mnie, powtórzyłyśmy chwyt i na nowo stawiałyśmy razem krok podstawowy.
- Kolana lekko zgięte i... raz dwa trzy, raz dwa trzy, obracamy się. Dostosowuję kroki do twoich. Więcej śmiałości, poczuj się kobietą. Najtrudniej jest się nauczyć płynności i to na tym polega pierwsza lekcja.
Po kilku przerwach i trenowaniu u mnie płynności, lekcja dobiegła końca. Nawet nie wiem, kiedy to się stało, ale i tak skończyłyśmy pół godziny później niż było w umowie. Poszłam wziąć prysznic analizując całą lekcję. Kate tłumaczyła dobrze, każdy ruch prezentowała dokładnie, miałam o niej dobre zdanie. Wychodząc widziałam, jak wsiada na swój motocykl – Yamaha, czarny ścigacz – razem z tą recepcjonistką, ja sama poszłam naprzeciwko na przystanek autobusowy. Kiedy byłam młodsza, moim marzeniem było posiadać jednoślad, ale w wirze nauki do matury a później studia sprawiły, że to marzenie zeszło na dalszy plan, aż w końcu o nim zapomniałam. Obserwowałam je, recepcjonistka objęła moją instruktorkę i ruszyły, znikając za zakrętem najbliższego skrzyżowania. Kilka minut później przyjechał autobus i pół godziny później już byłam w swoim mieszkaniu. Poczułam się niesamowicie zmęczona, padłam na chwilę na kanapę i tak zasnęłam. Miałam jakiś sen z moją instruktorką, coś do mnie mówiła, ale nie pamiętam co.
Obudziłam się kilka minut po 4, początkowo nie wiedziałam, co się dzieje. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło zasnąć w ubraniach. Wstałam i od razu poszłam się wykąpać, wstyd mi było przed samą sobą. Pod prysznicem zadałam sobie bardzo ważne pytanie – co dalej, jak skończę kurs? Czy będzie jakiś egzamin lub coś w tym stylu? Oczyma wyobraźni widziałam, jak tańczę z Kate, a za długim stołem siedzi komisja składająca się z innych instruktorów. Początkowo się przeraziłam, ale po chwili się z tego śmiałam. Wytarłam się w ręcznik i zastanawiałam się, co można robić o 4 nad ranem, skoro się wyspałam. Ostatecznie włączyłam laptopa i siedząc w piżamie na łóżku przeglądałam stronę szkoły tańca, do której chodziłam. Ten egzamin jednak nie dawał mi spokoju.
„Na zakończenie kursu każdy uczestnik dostaje dyplom z rąk dyrektora”
Przejrzałam jeszcze galerię i zalogowałam się na Facebooka. Jedna wiadomość, od Damiana sprzed dwóch dni „No kochanie, przepraszam cię, wróć do mnie.”. Nie było takiej opcji, bym do niego wróciła. Zresztą od dłuższego czasu męczyłam się w tym związku, często były kłótnie. Z ciekawości odszukałam profil mojej instruktorki. Miała konto, kliknęłam w celu przejrzenia jej tablicy (lub „osi czasu”, jak kto woli). Ale to mnie zszokowało. Na jej tablicy było pełno postów od innych kobiet. To nie były zwykłe przyjacielskie posty. Brzmiały podobnie.
„jesteś naprawdę sexi”
„kocham cię”
„wyjedźmy gdzieś razem, tylko ty i ja”
„kochaj się ze mną”
„Will you marry me?”
„będę o ciebie walczyć”
Po prostu w to nie wierzyłam, to nie mogło się dziać naprawdę. Weszłam w „Informacje”, zaczęłam czytać by coś się o niej dowiedzieć. „Dane kontaktowe i podstawowe informacje – brak danych kontaktowych do wyświetlenia” „płeć – Kobieta” „Interesują mnie – Kobiety”
Kobiety.
Ona jest lesbijką.
To było takie oczywiste! Że też na to sama nie wpadłam. Cholera, tańczyłam z lesbijką, dotykała mnie lesbijka. Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to obrzydzało, czy podniecało. Nie, nie obrzydzało mnie to. Moja wyobraźnia zaczęła szaleć, w myślach widziałam, jak Kate leży na mnie naga i całuje z namiętnością. Ogarnęłam się szybko. Spokojnie, około 60 % kobiet przyznaje, że miały fantazje erotyczne z drugą kobietą. To normalne. Musiałam coś zrobić by nie myśleć w ten sposób o niej. Najlepszy sposób – śmieszne filmy na YouTube. Tak, to zawsze pomaga. Przed szóstą poczułam znużenie i położyłam się spać dalej.
Koło 9 obudził mnie telefon od mamy. Pytała, czy wpadnę do niej na kilka godzin na grilla, więc się zgodziłam, bo czemu nie. W końcu był koniec czerwca, słońce przygrzewało, nadchodziło prawdziwe lato z prawdziwymi upałami. W drodze do mamy ustaliłam ze sobą, że w poniedziałek się zwolnię z pracy.
Mama bardzo się ucieszyła na mój widok, ojciec również. Poszliśmy na ogródek, tam tata rozpalił grilla i tak minęło te kilka godzin w rodzinnym gronie. Powiedziałam im również, że odeszłam od Damiana bo mnie zdradził, i że nie mam zamiaru do niego wracać. No i oczywiście powiedziałam im, że zapisałam się na kurs tańca, byli zadowoleni. Wypiłam z tatą po piwie, później pomogłam w sprzątaniu i wróciłam do swoich czterech ścian, w których nikt na mnie nie czekał. Ucieszyłabym się nawet z kota. Mięciutkie futerko, odprężające mruczenie. Kot byłby lepszym rozwiązaniem niż facet, serio. Kot jedynie może zranić fizycznie. Tak, to byłby dobry pomysł. Tak wiele za tak niewiele. Kot, nie pies, bo pies nie jest taki delikatny, czuły i nie porusza się z tą gracją. Ile bym dała, żeby mieć teraz takiego futrzaka.
Zrobiłam sobie kakao i usiadłam przed telewizorem w oczekiwaniu na mój ulubiony serial. Po chwili zorientowałam się, że dziś jest sobota a mojego serialu nie puszczają w weekend, więc zaczęłam przewijać kanały. Zostawiłam na meczu piłki nożnej. Tak, wiem, że kobiety i futbol to jak ogień i woda, ale lubiłam ten sport. W dzieciństwie wolałam biegać za piłką niż bawić się jakimiś lalkami. Lepsze były samochody, niż wózki dla lalek. Lepsze było trzymanie młotka niż plecenie wianka. Lepsze było wspinanie się po drzewach niż bawienie się w dom. Lepsze było pomaganie tacie przekopywać ogródek niż pomagać mamie w obiedzie. Cholera, tak bardzo się różniłam od innych dziewczynek. Cóż, byłam sobą.
I znów zaczęłam myśleć o Kate. Starałam się skupić na meczu, ale ona mi chodziła po głowie. I pojawiło się bardzo niezręczne pytanie – czy ja się zmieniam w lesbijkę. Szybko odsunęłam od siebie tą myśl i maksymalnie skupiłam się na meczu.
Niedziela upłynęła mi dosyć szybko, spędziłam większość czasu na wycieczce rowerowej. Tylko ja, przyroda i rower. No i 2 litry wody w plecaku. Wróciłam wyczerpana bardziej niż po lekcji tańca, zjadłam zupkę chińską i ległam na kanapie przed telewizorem, zastanawiając się, co ja jutro powiem szefowi, że odchodzę. Zaczęłam układać sobie mowę, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć, była to sąsiadka po szklankę mąki. Kobieta w średnim wieku, wdowa, sympatyczna kobieta. Wróciłam przed telewizor i tak mi upłynęła niedziela.
Przeklęłam cicho, gdy budzik mnie obudził. Zawsze dzwonił zbyt wcześnie, jak dla mnie. Co innego, gdyby był ustawiony na 12.00, a tu wybiła 6.15 i koniec. Trzeba wstawać. Tak bardzo mi się nie chciało, ale musiałam. Musiałam zmierzyć się z kolejnym dniem w pracy. Tylko... Gdzie ja później będę pracować? Później o tym pomyślę, a teraz dam sobie jeszcze 5 minut...
Po 15 minutach, gdy już odpływałam z tego świata, ponownie zadzwonił. Wstałam i zaczęłam się szykować do pracy. Moment, dziś poniedziałek. Dziś lekcja tańca. Kate. Ciekawe, co teraz robi. Jak wygląda jej życie. Cholera, co mnie to obchodzi? Fajna jest i tyle.
Podczas, gdy grzało mi się mleko na kakao, zrobiłam kanapki z serem i sałatą na śniadanie. Czułam się jakaś niepełna, czegoś mi brakowało. Zapewne nadal byłam przyzwyczajona do Damiana. On przynajmniej może sobie pospać trochę dłużej. Pracuje jako kierowca tira, ma tam jakiś licznik godzin. Pewnie już dawno zaliczył kolejną panienkę. No dobra, może trochę za nim tęskniłam. Ale tylko trochę. Tak z przyzwyczajenia.
W pracy nie podjęłam rozmowy na temat mojego zwolnienia. Przyznałam sama przed sobą, że jestem tchórzem. Kolejny pokój do sprzątania, kolejni goście do zameldowania, stara codzienna rutyna.
Z niezwykłą ulgą wyszłam z pracy i wróciłam do domu przygotować się na drugą lekcję tańca. Zjadłam obiad na mieście i po powrocie spakowałam czyste ubrania. Pogadałam trochę z mamą i po 15 wyszłam. Jadąc autobusem zapatrzyłam się w niesamowicie piękną blondynę. Co z tego, że była z chłopakiem. Była po prostu... piękna. Przyciągnąć ją do siebie i wpić się w jej usta... Ogarnęłam się i wysiadłam pod szkołą tańca. Od razu spostrzegłam motocykl Kate. Już jest. Czeka.
Weszłam i zastałam je w tej samej sytuacji, co ostatnio. Kate oparta o jej biurko, wyraźnie pochłonięte rozmową. Jezus Maria, ależ mi się pocą ręce. Czym ja się tak stresuję?
- Dzień dobry... - powiedziałam, gdy je mijałam. Moja instruktorka obdarowała mnie uśmiechem.
- Witam.
Poszłam do szatni i zaczęłam się przebierać, myśląc, czego będzie mnie dziś uczyć. Idąc do sali czułam jakiś skurcz w brzuchu. Co prawda był dosyć przyjemny, ale czułam się, jakbym szła zdawać maturę. Weszłam, jeszcze jej nie było. Uff, może to i lepiej, zdążę ochłonąć. Podeszłam do regału z płytami i zaczęłam przeglądać tytuły. Były praktycznie wszystkie gatunki – Umberto Tozzi, Whitney Houston, Michael Jackson, kilka zespołów z disco polo, trochę hip- hopu i wiele innych.
Usłyszałam, jak drzwi do sali się otwierają i zamykają. Najciekawsze było wsłuchiwanie się w zbliżające się kroki.
- Szybko się przebrałaś... - Ach, ten jej głos...
- To trochę z nerwów.
- Coś się stało?
- Sprawy związane z pracą. – Odwróciłam się i spojrzałam na nią.
- Na jakim stanowisku pracujesz?
- Recepcjonistka w tym hotelu na ul. Głównej.
- Słyszałam różne złe opinie na ten hotel. Zazwyczaj chodziło właśnie o obsługę hotelu. To znaczy... Jezu, jak to zabrzmiało... podobno ten wasz szef to niezły kawał organu.
- To prawda. No i nie wypłaca się na czas. – Po co ja jej to w ogóle mówię??
- Rozumiem, też nieraz trafiałam na takich jak on. Dopiero świat tańca pozwolił mi się oderwać od codziennych kłopotów. Dla mnie taniec to mój drugi świat. I nie przejmuj się, też przecież chodziłam na lekcje, tak jak ty, i tak jak ty stresowałam się. – Uśmiechnęła się.
- Przepraszam, że tak zmienię temat, ale po ile u was kosztuje woda?
- 1,5 litra dwa złote.
- Pójdę tylko i kupię, dobrze? Proszę o minutę cierpliwości...
- Spokojnie, bez pośpiechu. Na razie nigdzie się stąd nie ruszam. – ponownie się uśmiechnęła, a ja wyszłam. Może to i lepiej, że wyszłam. Czułam się jakoś dziwnie, naprawdę. Kupiłam tą wodę i wróciłam, po drodze siłując się z korkiem. Nic z tego, nie dał się odkręcić. Może Kate da radę. Weszłam, starając się być odprężona. Ponownie zaczęłam siłować się z korkiem.
- Daj, pomogę. – powiedziała, oddałam jej. Po chwili odkręciła.
- Dziękuję. – I nareszcie się napiłam. Suchość w gardle bywała dobijająca. Odstawiłam butelkę pod ścianę, wtedy zapytała:
- Mogę panią prosić do tańca? – I wyciągnęła rękę w moją stronę. Bez chwili namysłu odpowiedziałam:
- Oczywiście.
Chwyciłam jej dłoń, zaprowadziła mnie na drugi koniec sali. Położyła drugą dłoń pod moją łopatkę, ja swoją na jej ramieniu. Nie sądziłam, że od razu przejdzie do rzeczy. Testowała mnie już po pierwszej lekcji. No i znów pojawił się ten zapach. Dobra, skupienie. Krok w tył, dostawiam nogę, krok w przód, dostawiam nogę. Krok w tył, zaczynamy się delikatnie obracać. Zrobiłyśmy mały kwadrat i na tym się skończyło.
- Dobrze ci poszło.
- Słuchaj... - zaczęłam.
- Słucham.
- Czy... Ale nie śmiej się.
- Obiecuję. No mów, co ci leży na sercu.
- Czy... Czy nauczyłabyś mnie pierwszego tańca na weselu? – To zabrzmiało tak idiotycznie, że czułam, jak się rumienię ze wstydu.
- Pewnie. – Dobra, takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Szczerze, to nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba nadal jestem nieśmiała. – Zaczniemy w piątek, OK?
- Dobrze.
- Ale... ja mam być panem młodym, tak?
- Na to wychodzi.
- Jesteś sama? Tak kompletnie? Żadnego chłopaka, przyjaciela?
- Tak...
- OK, nie ma problemu, będę panem młodym. Wiesz, że jako pierwsza zaproponowałaś mi takie coś? – Uśmiechnęła się.
- Naprawdę? – Serio? Przecież to, co widziałam u niej na tablicy... To mówiło co innego.
- Tak. Więc... Do roboty, nie ma na co czekać.
- Racja, zaczynajmy.
- Chodź. – Zaprowadziła mnie przed ścianę z lustrami i ustawiła bokiem, sama stanęła za mną. – Dziś opowiem ci trochę o równowadze w tańcu. Musimy rozłożyć ciężar ciała na stopach tak, by znalazł się on na środku. Nie możemy stać zgarbieni, pochyleni czy znów wypięci biodrami do przodu. Ważne jest, by ciało tworzyło linię prostą, rozumiesz?
- Tak.
- Nie stoimy na piętach, czy na palcach, ale na całych stopach. Ciężar ciała ma być po środku. U kobiet jest to bardziej naturalne, tym bardziej, jeśli są w szpilkach. One nie stoją na obcasie, prawda? Siłą rzeczy musimy delikatnie napiąć mięśnie brzucha, by się nie wypinać i zachować linię prostą. Ale tylko delikatnie. Druga rzecz to plecy. Wiadomo, jesteśmy rozluźnieni, często się lekko garbimy. Wtedy nasze łopatki są daleko od siebie. Ściągając je do siebie, automatycznie się prostujemy. – Położyła dłonie na moich barkach i delikatnie spięła moje łopatki, tak kawałek. – Rozumiesz?
- Tak.
- Ta linia prosta, o której ci mówiłam na poprzedniej lekcji, uda, biodra, piersi, pamiętasz? – Chwyciła mnie za podkoszulkę z boku, i zwinęła lekko, robiąc z tego obcisłą bluzkę. – Teraz widzisz tą linię? Wiesz, wtedy automatycznie dopasowujesz się do mężczyzny, oni są płascy. – Wygładziła moją podkoszulkę.
- Rozumiem.
- Dodatkowo wtedy osoba wygląda bardziej pewna siebie. Wracając do równowagi, dużo daje samo ustawienie stóp. Zazwyczaj stawiamy je równolegle do siebie, jednak w tańcu muszą przybrać kształt litery V. Wyobraź sobie na podłodze zegar, a twoje stopy to wskazówki. Jedną stopę skieruj na 11, drugą na 1. Rozumiesz?
- Tak. – I zgodnie z jej poleceniem, ustawiłam je tak.
- OK. Teraz opowiem ci o prowadzeniu w tańcu.
Ona opowiadała, a ja obserwowałam ją w odbiciu. W pewnym momencie się wyłączyłam, słuchałam jej głosu, a nie tego, co mówi. Dodatkowo, nie widziałam w jej ruchach nic, co by mi się mogło nie spodobać. Nie obmacywała mnie, nie dotykała bez potrzeby. Może trochę nawet sprawiała wrażenie, że nie chce mnie dotykać, że unika kontaktu z moim ciałem. Nie widziałam w jej ruchach nic lesbijskiego.
- ...Rozumiesz?
- Tak.
- Kolejną rzeczą jest poczucie rytmu. Ważne jest, by wsłuchać się wyłącznie w instrumenty perkusyjne. To właśnie wszelkie bębny, perkusja odpowiada za poczucie rytmu. Inne instrumenty takie, jak gitara, klawisze czy skrzypce, są jakby dodatkami. Wtedy robisz krok. Ale musisz być na niego przygotowana, czyli nie możesz stawić kroku z opóźnieniem. Kurczę, powinnam ci to powiedzieć na pierwszej lekcji.
- Spokojnie, rozumiem.
- Uczę już prawie rok. – Westchnęła. – No dobrze, wracając do tematu. Zgranie rąk i nóg w tańcu. Wielu tancerzy ma z tym problem. Obserwuj mnie.
Minęła mnie i przeszła się swobodnie do końca sali i z powrotem, jednak stanęła przodem do mnie.
- Moje ręce współgrały naturalnie z nogami. Stawiając prawą nogę, lewa ręka się wysuwała. To dla utrzymania równowagi.
- Na krzyż.
- Tak, na krzyż. Szybko się uczysz. Ale to się tyczy czaczy, samby i tak dalej. Uznaj to za ciekawostkę. Dobrze. Na dzisiejszej lekcji nauczę cię walca po okręgu. Ostatnio był po kwadracie.
Znów zaczęła mi tłumaczyć kroki, pokazując je dokładnie po kilka razy, później robiłyśmy to w parze bez dotykania się, następnie w parze z ramą (rama to ten moment, gdy trzymałam dłoń na jej ramieniu, ona swoją pod moją łopatką). I znów równie szybko upłynął czas. Przed wyjściem zagadałam tą recepcjonistkę, by w piątek zamówić instruktorkę do domu. Odpowiedziała mi, że Kate jako jedyna z instruktorów nie jeździ do domów klientów.
Cóż, szkoda, pomyślałam i wyszłam, kierując się na przystanek. Na autobus musiałam czekać 15 minut, więc usiadłam i czekałam. Jakieś 10 minut później wyszły Kate i recepcjonistka. Ale Kate minęła swój jednoślad zostawiając tą kobietę i szła dalej. Zatrzymała się przy pasach i przeszła przez jezdnię. Skręciła w moją stronę. Wyglądała naprawdę niesamowicie w skórze i spodniach dla motocyklisty. Wyłączyłam się, gdy zatrzymała się tuż przede mną.
- Przyjadę do ciebie, nie ma sprawy. – Powiedziała. – Podaj tylko adres.
- Zachodnia 18, mieszkanie 4.
- Na szesnastą?
- Tak. Dopłatę przeleję jeszcze dziś. – Odwróciła się by odejść. – Kate?
Odwróciła się hipnotyzując mnie swoimi zielonymi oczami. Jezu, były takie piękne.
- Hm?
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się.
- Trzymaj się. – I odeszła. A ten jej sposób poruszania się... Męski, ale seksowny.
Przeszła na drugą stronę, recepcjonistka coś do niej gadała, ale Kate wsiadła na motocykl zakładając kask i zupełnie nie słuchała jej. Ta westchnęła tylko, usiadła za nią i założyła kask. Resztę zasłonił mi mój autobus, a kiedy zajęłam miejsce, już ich nie było. Przeszła na drugą stronę, recepcjonistka coś do niej gadała, ale Kate wsiadła na motocykl zakładając kask zupełnie jej nie słuchając. Ta westchnęła tylko, usiadła za nią i założyła kask. Resztę zasłonił mi mój autobus, a kiedy zajęłam miejsce i spojrzałam przez szybę, już ich nie było.
Moment... Czy ona właśnie mnie zapytała o adres?? Przyjedzie do mnie... Kate w moim domu... Właśnie to do mnie docierało. W cztery dni powinnam ogarnąć mieszkanie. Mam nadzieję, że salon jest wystarczająco duży. Tylko o co chodziło tej recepcjonistce mówiąc, że Kate nie jeździ do domów klientów? Chodziło o te kobiety na jej tablicy?
Wróciłam do domu na nowo przeżywając brak żywej duszy w nim, zrobiłam sobie kilka kanapek z dżemem z czarnych porzeczek i herbatę. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio ją piłam. Zaczęłam się zastanawiać, czemu stchórzyłam w pracy. Odpowiedzi nie znalazłam.
Nastał kolejny dzień w moim życiu, który wolałabym przespać. Kiedy leżałam jeszcze w łóżku, ktoś do mnie zadzwonił. Spojrzałam, Damian. Niech spada, pomyślałam i odłożyłam telefon z powrotem. Po chwili znów zadzwonił.
- Czego chcesz? – Odebrałam i zapytałam.
- Porozmawiajmy, kochanie... - Zaczął.
- Nie mów tak do mnie.
- Więc porozmawiajmy.
- Dobra, mów. Byle szybko bo się spóźnię do pracy.
- Żałuję tego, co zrobiłem, ale proszę, wróć do mnie.
- Daruj sobie. Coś jeszcze masz do dodania?
- Tak. Widziałem cię wczoraj.
- Fascynujące.
- Na przystanku. Z tą lesbą. Powiedz mi, od kiedy jesteś homo?
- Och, spierdalaj. Nic mnie z nią nie łączy.
Rozłączyłam się i wstałam. Damian wystarczająco mnie zdenerwował i tym samym rozbudził. Cóż, tyle dobrego. W pracy czułam po sobie, że mi się zbliża okres. Najmniejsza pierdoła potrafiła mnie wkurzyć. Z Damianem na czele. Jedyne, co mnie nie irytowało, to zbliżający się piątek. Tak bardzo chciałam, żeby już nastąpił. Cholera, naprawdę jest ze mną coś nie tak. To nie ja, ja się tak nie zachowuję. To wszystko wina zbliżającego się okresu i rozstania z Damianem. Tak, to jedyne sensowne wytłumaczenie. W pewnym momencie szef powiedział mi, bym została chwilę po pracy, bo musi ze mną porozmawiać. Oddałby mi łaskawie moją wypłatę, muszę opłacić rachunki.
Więc poszłam do niego.
- Dobrze, że zostałaś.
- Co z moją wypłatą?
- Będzie za jakiś tydzień.
- Tydzień temu też był tydzień. Każe mi pan czekać na wypłatę dwa tygodnie, to jest chore! Jeśli nie dostanę jej jutro, złożę skargę do Państwowej Inspekcji Pracy.
- Straszysz mnie? A co ty mi możesz zrobić?
- Pozbawić pana stanowiska kierownika. Mam również prawo do złożenia pozwu do sądu pracy. Myśli pan, że jestem tak samo naiwna jak Sandra? – (Sandra to druga recepcjonistka, pracujemy razem). – Dojdą do tego odsetki z tytułu opóźnienia.
- Daj mi trzy dni.
- Już tylko trzy dni? Jak tak dalej pójdzie, to dostanę ją jeszcze dziś. – Uśmiechnęłam się z kpiną. Nienawidziłam go.
- Nie bądź taka do przodu.
- A, jeszcze jedno. Po wypłacie odchodzę.
Patrzyłam w jego stare niebieskie oczy i zastanawiałam się, o czym teraz myśli. A konkretniej, czy wystarczająco go nastraszyłam tym sądem.
- Idź już, wracaj do domu. Żegnam.
- Do widzenia. – Odwróciłam się i wyszłam w pełni z siebie zadowolona. Nareszcie mu się postawiłam. Nareszcie znalazłam w sobie tą siłę. A stary, osiwiały człowiek został w swoim gabinecie. W ogóle, to on nie powinien już być na emeryturze?
Wyszłam i w drodze do domu zrobiłam zakupy na obiad. Tak będzie taniej. Zrobię rosół, ugotuję ziemniaki, jakoś przeżyję. Cholera, a co z piątkiem? Co przygotować Kate? Zaraz, ona przyjeżdża uczyć mnie tańczyć, a nie gotować. Ale jeśli będzie głodna? Pomyślę o tym później, a teraz gdzie jest mój klucz?
Postawiłam zakupy na podłodze i zaczęłam przeszukiwać kieszenie. Uff, są. Były w lewej, zamiast w prawej kieszonce.
Rano obudziłam się z okropnym bólem brzucha. Błąd, jajników. Spokojnie, jutro już nie będzie boleć. Zwinęłam się w kłębek i jeszcze chwilę tak poleżałam.
Cytryna. Muszę zjeść cytrynę, to skraca okres. Po chwili wstałam i ledwo doszłam do kuchni. Pogrzebałam chwilę w szufladzie lodówki i wydobyłam ten cudowny żółty owoc. Obrałam szybko i pokroiłam w plasterki, które zjadłam z cukrem.
W pracy było bez zmian, szef nie wypłacił mi pieniędzy. Chciałam zjeść obiad na mieście, ale po chwili przypomniałam sobie, że mam gotowy w domu.
Czwartek również bez zmian i bez pieniędzy.
Piątek. Długo wyczekiwany, wymarzony piątek. Dobra, szef nadal mi nie wypłacił kasy. Piątek. Piąteczek. Piątunio. Kate. Weekend, czyli dwa dni odpoczynku od stresu. Wróciłam do domu cała w skowronkach, cieszyłam się jak głupia.
Szybko i dokładnie wysprzątałam mieszkanie (przez Damiana miałam nawyk odkładania wszystkiego na później) i o 15.40 usłyszałam dzwonek. Szybko. Jeszcze nie zdążyłam się przebrać. Ogarnęłam się i poszłam otworzyć. To była sąsiadka, oddać szklankę mąki. W duchu śmiałam się sama z siebie. Przesypałam mąkę i ponownie usłyszałam dzwonek. To musiała być Kate. Głęboki wdech i otwieram drzwi. Stoi przede mną i uśmiecha się na mój widok. Tak bardzo zapragnęłam jej teraz. Wciągnąć do mieszkania i już jej nie wypuścić. Ale marzenia odłożyłam na później.
- Witaj... - Powiedziała.
- Cześć... Wejdź. - Odsunęłam się i wpuściłam ją. Postawiła torbę i ściągnęła z ramion swoją skórę, wieszając ją na haku.
- Ja... Pójdę się tylko przebrać - wskazałam na sypialnię. - Po lekcji możesz wziąć prysznic u mnie.
- Dobrze, dziękuję. Ja przebiorę się tutaj, mogę?
- Tak, pewnie. - Obdarowała mnie swoim uśmiechem i zamknęłam za sobą drzwi. Przebrałam się szybko.
- Jakby co, to już - usłyszałam jej głos zza drzwi i wyszłam. Stała przede mną ubrana tak samo jak w szkole.
- Więc... Zaczynajmy. Chyba, że wolisz poczekać do punktualnie szesnastej.
- Nie, nie widzę przeszkód by zacząć wcześniej. Masz odtwarzacz? Przyniosłam kilka płyt, byś nauczyła się wyczuwać rytm w każdej piosence lub utworze.
- Mam, już daję.
Wróciłam się do sypialni i ściągnęłam z szafy przenośne radio. Przyniosłam i otarłam je z kurzu. Rzadko kiedy używałam radia. Kate w tym czasie wyciągnęła z torby kilka płyt.
- Masz jakieś zakwasy? – Zapytała.
- Niewielkie, na udach. I trochę na plecach.
- Dziś półmetek twojego kursu.
- Wiem.
- Planujesz coś dalej? – Stanęła przede mną.
- Nie, nie wiem. Czego jeszcze uczysz? – Uśmiechnęła się. Zaczynałam rozumieć, co te wszystkie kobiety w niej widziały. A ja stawałam się jedną z nich.
- Walc angielski, wiedeński, tango... Najczęściej te. Masz zamiar dalej się uczyć?
- Nie wiem.
- Nie wydawaj kolejnego tysiąca tylko po to, by być gdzieś przy mnie. Zawsze możemy... Na siebie wpaść na mieście, czy gdzieś. Dla mnie jesteś kolejną kursantką.
Ostatnie 5 słów jakoś zabolały. Wewnętrznie się rozpadłam. Z trudem odpowiedziałam:
- Lubię cię, to wszystko. – Czułam po sobie, że to nie do końca jest prawda. Prawda była taka, że mi zależało. Cóż, przynajmniej sprowadziła mnie na ziemię do brutalnej rzeczywistości.
- Gotowa? – Wyciągnęła dłonie w moją stronę.
- Tak. – Chwyciłam je, przyciągnęła mnie do siebie delikatnie.
- Zobaczymy, czego się nauczyłaś.
Zatańczyłyśmy w ciszy, szło mi lepiej niż ostatnio. Po tym włączyła jedną ze swoich płyt – Umberto Tozzi, Te Amo. Tłumaczyła, że ta piosenka często się pojawia na balach i weselach. No i zaczęła mnie uczyć nowych kroków, tak jak chciałam na ostatniej lekcji. Co mi w ogóle strzeliło do łba, by prosić, żeby mnie nauczyła pierwszego tańca? Po tym włączyła następną, i następną, i następną... Nie obeszło się również bez „I want to know what love is”. Torturowała mnie miłosnymi piosenkami, a ja w duchu cierpiałam. Co się w ogóle ze mną dzieje?? Przecież jej nie kocham! Co najwyżej jestem nią zauroczona, to wszystko. Koniec, kropka, temat zamknięty. Kilka minut po osiemnastej zakończyła lekcję i poszła wziąć prysznic. Pożegnała się i wyszła, a ja usiadłam na kanapie i nie mogłam się ruszyć. Jej zapach rozszedł się po całym salonie. Zebrałam siły i poszłam się wykąpać.
Po tym, mając już dosyć siebie, włączyłam laptopa i wpisałam w przeglądarkę „Czy jestem lesbijką test”. Kliknęłam w którąś z kolei propozycję. Darmowy test, ciekawe. W dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo. No ale OK. Pytanie pierwsze: Czy pociągają/podniecają cię kobiety? Nie licząc Kate i tamtej blondyny z autobusu, to nie. Zaznaczyłam „tak”. Pytanie drugie: Czy całowałaś się kiedyś z kobietą? Co prawda, była raz taka sytuacja, ale byłam wtedy w liceum, czy to mnie mogło zmienić? Zaznaczyłam „tak”. Pytanie trzecie: spójrz na swoje paznokcie – więc spojrzałam – czy spojrzałaś na nie od zewnątrz z wyprostowanymi palcami, czy od wewnątrz ze zgiętymi? Odpowiedzią była ta druga. To w ogóle może coś oznaczać? Zawsze tak patrzyłam, to coś nadzwyczajnego? Następne pytanie: Czy dwie całujące się dziewczyny cię obrzydzają? Nie, oczywiście, że nie! Lesbijki, przez to, że jest ich tak niewiele, miały ten swój czar. Odpowiedziałam „nie”. Następne: Twoim zdaniem, lepiej by cię zaspokoiła kobieta czy mężczyzna? Nie powiem, tu mi zajęło chwilę. Od razu chciałam zaznaczyć, że kobieta, ale musiałam rozważyć wszelkie argumenty. Damian był dobry w łóżku, ale nie był taki czuły, jak bym chciała. Kobieta zrozumie kobietę. Kobieta ma wyczucie, jest czuła. Kobieta nie dochodzi po 15 sekundach. Poza tym, te wszystkie minety, palcówki... Zaznaczyłam „kobieta”. „Czy w swoim gronie znajomych masz lesbijkę/geja?” Wtedy w liceum właśnie całowałam się z lesbijką, ale to było kiedyś... odpowiedź „tak”. „Czy kochałaś się z kobietą” – nie. „jak często się masturbujesz” – czasami. „Na filmach erotycznych wolisz patrzeć na hetero/gejów/lesbijki/nie oglądam erotyki” – lesbijki. Co z tego, że są homo za kasę. Miło się na nie patrzy. „Seks z chłopakiem to dla ciebie czysta formalność/satysfakcja/mało przyjemne uczucie/jestem dziewicą” – Czysta formalność. Nie zawsze miałam ochotę na seks z Damianem, ale on tak mnie namawiał.
Było 20 pytań, na koniec musiałam wysłać jakiegoś sms- a, na czym skończyła się zabawa. Nic nie będę wysyłać, a regulaminu nie chce mi się czytać. Wystarczyły mi pytania i to, jak odpowiedziałam... Nie ulegało wątpliwości, byłam co najmniej bi. Po tym obejrzałam dwa filmy w TV i poszłam spać.
Obudził mnie dzwonek do drzwi o 9 rano. Byłam zaskoczona, że tak długo spałam. Poszłam otworzyć, ale to mnie zaskoczyło. Przede mną stała młoda kobieta, krótkie blond włosy, niepewny uśmiech. W ręce trzymała spory bukiet krwistoczerwonych róż.
- Pani ma na nazwisko – Tu podała moje nazwisko, skinęłam głową. – Przesyłka dla pani. Proszę jeszcze tylko podpisać. Wszystko opłacone.
Więc zdezorientowana odebrałam kwiaty od niej i drugą ręką złożyłam podpis na potwierdzeniu odbioru. Odeszła, życząc miłego dnia, a ja tak stałam i patrzyłam się na bukiet róż. Policzyłam, było ich 25. O, jest karteczka. „To nie tak miało wyglądać, wybacz mi. Jesteś dla mnie kimś ważnym.”. Ależ ten Damian jest żałosny. No dobra, to mu się udało.
Wstawiłam bukiet do wazonu, nalałam wody i postawiłam je na ławie w salonie. Po południu się rozpadało, więc wzięłam się za czytanie książki.
W niedzielę zbierałam siły na jutrzejsze spotkanie z szefem i wyciągnięcie od niego mojej wypłaty.
Poniedziałek. Byłby prawie taki sam jak tydzień temu, ale szef mi oddał wypłatę. I tylko 100 zł odszkodowania. Olać to, ważne, że jest. Oczywiście jeszcze tego samego dnia się zwolniłam. Nie spieszyło mi się z wracaniem do domu, łaziłam sobie po moim mieście, choć była paskudna pogoda jak na koniec czerwca. I z tego wszystkiego prawie zapomniałam o lekcji tańca. I Kate. Zrobiło mi się jakoś smutno.
Wchodząc do budynku szkoły, nie zastałam mojej instruktorki przy recepcji, choć wiedziałam, że była. Bo był jej jednoślad. Powiedziałyśmy sobie ‘dzień dobry’ i poszłam się przebrać. Nie wiedziałam, czy dam radę stawić czoła rzeczywistości. Przebrałam się i powędrowałam do sali. Ona siedziała oparta o ścianę, zamyślona, kręciła telefonem w ręce.
- Cześć... - Powiedziałam niepewnie.
- Witam. – Wstała. – Jak ci poszło z szefem? Zapomniałam zapytać w piątek.
- Oddał wypłatę, a ja się zwolniłam.
- A... jak sprawy z twoim byłym?
- Nie uwierzysz, przysłał mi kwiaty z liścikiem, który niby miał naprawić wszystko między nami – Uśmiechnęła się lekko. – Ale zdrad nie da się naprawić.
- To prawda. Zaczynamy? Mamy dziś dużo do zrobienia.
- Tak, dobrze.
Przez cały czas ją obserwowałam, chciałam zobaczyć w jej ruchach, że oddziałuję na nią tak samo, jak ona na mnie, ale na próżno. W żaden sposób mnie nie traktowała priorytetowo, uwierzyłam, że jestem tylko kursantką. Nie pierwszą i zapewne nie ostatnią. No i osobiście podejrzewałam, że łączy ją coś z tą recepcjonistką, więc... po prostu nie mam u niej szans. Tak samo w jej słowach nie było niczego nadzwyczajnego. Jedyne, co odróżniało tą lekcję od innych, to to, że była jakaś spięta, to wszystko. Mimo to, poprosiła mnie o przeciągnięcie lekcji do 19, mieliśmy małe zaległości. Oczywiście się zgodziłam, było mi dobrze w jej towarzystwie. Jakieś 15 minut przed końcem, gdy akurat tańczyłyśmy do „Because you love me” Celine Dion, weszła ta recepcjonistka. Najwyraźniej czekała na Kate. Oby ta piosenka nigdy się nie skończyła... ale się skończyła. Pożegnałyśmy się i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
W ciągu tego tygodnia zatrudniłam się w McDonaldzie na stanowisku kasjerki. Początki były trudne, ale z czasem zaczęłam sobie radzić. Przynajmniej szef był normalny. Jedyne, co mi trochę przeszkadzało, to godzina zakończenia pracy – oznaczało to, że po dotarciu do domu miałam tylko czas na wzięcie torby z ubraniami i ręcznikiem, i od razu musiałam pędzić na przystanek na autobus. Ale zdążyłam. Cóż, jak na piątek 13- tego to i tak dobry dzień. Cóż, lepiej nie chwalić dnia przed zachodem, w końcu przede mną kolejna, przedostatnia lekcja z Kate. Ach, no i uczucia zostawiłam w domu. Umysł skupiony wyłącznie na tańcu.
Wchodząc, Kate stała przy recepcji, rozmawiała z tą kobietą i popijała wodę. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Witaj...
- Dzień dobry... - odpowiedziałam i poszłam się przebrać.
To już naprawdę przedostatnia lekcja, pomyślałam wchodząc do sali. Po chwili przyszła Kate.
- Jeśli osiągniesz dziś i w poniedziałek odpowiedni wynik, czeka cię nagroda- niespodzianka. I to nie byle jaka. I nie myśl sobie, że ci coś więcej powiem na ten temat – Obdarowała mnie ponownie uśmiechem, a ja cicho się modliłam, by mnie zaprosiła na randkę. Dobra, dobra, już odcinam się od uczuć. Uśmiechnęłam się i rozpoczęłyśmy piątą lekcję nauki tańca. Skupiłyśmy się głównie na utworze „The second waltz” André Rieu, przy którym odbyła się pierwsza lekcja. Przez ten czas nauczyłam się bardzo dużo. No i poznałam swoje drugie oblicze, jakim była nieheteroseksualna orientacja. Nadal nie byłam w stanie się określić, czy jestem lesbijką, czy bi. Ale przy Kate to nie miało znaczenia. Lekcja ponownie się przeciągnęła, i tym razem również przyszła do nas ta kobieta. Po chwili dotarło do mnie, że nadal nie wiem, jak ma na imię. Po lekcji Kate została z nią w Sali, ja poszłam wziąć prysznic i się przebrać. Wychodząc, zanim otworzyłam drzwi frontowe, usłyszałam fragment ich rozmowy, ale nie z sali.
- Jeszcze tylko jedna lekcja, uwierz mi. – Głos Kate.
- Och, przestań. Szkoda, że ze mną nie tańczyłaś do takich piosenek.
- O co ci chodzi? Zazdrosna jesteś?
- Tak, bo mam o co. A raczej o kogo. I nie oddam cię tak łatwo, rozumiesz?
- Uspokój się już. Chodźmy.
Szybko wyszłam, zastanawiałam się nad sensem ich rozmowy. Poszłam na przystanek, akurat nadjeżdżał mój autobus.
A co, jeśli one rozmawiały o mnie? Przede mną była ostatnia lekcja... Może są jeszcze inne kursantki, które kończą kurs w piątek? Odłożyłam myślenie na później i siadając przed telewizorem wgryzłam się w jabłko. Ach, no i był jeszcze jeden minus pracy w McDonaldzie – w sobotę również pracuję. Bynajmniej tak ustaliłam z szefem. Po 22 zasnęłam.
Śniła mi się Kate, a konkretniej lekcja z nią. Tańczyłyśmy przy wszystkich na jakimś balu, ona ubrana w garnitur, ale i tak wyglądała pięknie. A raczej przystojnie. I patrzyła na mnie z taką czułością w oczach... W momencie, gdy w tle zaczął lecieć kawałek „Because you love me” przeklęty budzik wyrwał mnie z tego pięknego snu. Po chwili poczułam, że mam wilgotne policzki, tak jakbym płakała. A może płakałam? Tyle, że przez sen?
Nigdy bardziej nie pragnęłam zasnąć z powrotem i „dokończyć” sen. Nie, ja pragnęłam być z Kate. Taka prawda. Ona zapewne słodko spała z tą recepcjonistką u boku i śniła o ich wspólnej przyszłości. To takie wkurwiające, prawda? Zależy ci na kimś, a ten ktoś ma cię głęboko gdzieś, znacie to, prawda?
Mini depresja towarzyszyła mi przez cały dzień, być może dlatego, że przez cały dzień „odtwarzałam” sobie ten sen. Był taki piękny, że byłam gotowa ogolić się na łyso i dać sobie rękę uciąć, by się spełnił. Choć wtedy zapewne nie byłabym w pełni sprawna by zatańczyć. Czas się pogodzić z rzeczywistością. Fakty są takie: Kate ma dziewczynę, jest instruktorką a ja kursantką, ona się mną nie interesuje, w poniedziałek jest ostatnia lekcja. A, no i najgorsze – ona mnie kręci. Interesuje. Podnieca. Fascynuje. Jaram się nią.
Westchnęłam, i przebrana w odpowiednie ubranie stanęłam na moim miejscu pracy.
- Zapraszam do kasy. Co panu podać?
Niedzielę spędziłam u rodziców, powiadomili mnie, że planują mały remont typu zmiana tapety w pokojach i położenie nowych kasetonów. Zaoferowałam swoją pomoc, ale powiedzieli, że we dwoje dadzą radę. Mimo, że byli już w średnim wieku, oboje byli dosyć sprawni fizycznie, nie chorowali, nic ich nie bolało. Dbali o siebie i za to byłam z nich dumna.
W poniedziałek rano, przed wyjściem z domu wypiłam jeszcze dodatkowo melisę na uspokojenie, mój stan psychiczny się troszkę pogorszył. Wmawiałam sobie, że dam radę, że jestem na tyle silna. Jednak na sprawdzian moich słów musiałam poczekać do szesnastej. Czas upływał powoli, klienci się przewijali przez lokal. Wybiła 15- sta, skończyłam pracę, zrzuciłam z siebie strój z logo i poszłam na przystanek. Wysiadłam, poszłam do mieszkania, chwyciłam torbę i wyszłam, ponownie zmierzając na przystanek. Wsiadłam do autobusu i czekałam, aż dojedzie pod szkołę. Wysiadłam i do niej weszłam. Kate stała i rozmawiała z tą kobietą. Przywitałyśmy się i poszłam się przebrać. Ruszyłam do sali, w której ona już na mnie czekała. Wzięłam głęboki wdech. Czas na tę wielką chwilę.
Podeszła do mnie i wręczyła mi Snickersa.
- O co chodzi? – Zapytałam zdezorientowana.
- Cukier poprawi ci humor. – Więc zostań moim cukrem. – Wyglądasz na przygnębioną, jeśli chcesz, to możesz mi się wyżalić.
Uśmiechnęłam się. Jeśli zacznę jej mówić, co mi leży na sercu, to później ona będzie musiała się komuś wyżalić. Jak zacznę, to już nie skończę. Poza tym, co za różnica, czy wie, czy nie?
- Jest w porządku...
- Wiem, że tak nie jest, i proszę cię o dostarczenie swojemu organizmowi trochę cukru. Przyszłaś na lekcję tańca, nie na pogrzeb. – Westchnęłam i uległam jej, odpakowałam i ugryzłam kawałek. – Tak lepiej. A teraz mów, o co chodzi.
- Chomik mi zachorował. – Palnęłam. Co ja w ogóle powiedziałam?!
- Wybacz, nie łyknę tego. Nie widziałam u ciebie chomika.
- To znaczy, on jest u mojej mamy. – Brnęłam w te kłamstwo. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Widziałam po niej, że próbuje zachować powagę, choć najlepiej by ryknęła śmiechem. W sumie ja też. Przybliżyła się do mnie i powiedziała mi wprost do ucha:
- I tak ci nie wierzę. – Poczułam jej zapach, i to wystarczyło, by zrozumieć, że nie jestem nią zauroczona. Po prostu się zakochałam, jak głupia nastolatka. – Zjedz batona do końca, a kiedy dostarczysz mi pusty papierek, zaczniemy ostatnią lekcję.
Ruszyła w stronę regału z płytami i odtwarzaczem, jednak w połowie drogi się zatrzymała i odwróciła do mnie.
- Na moje oko wyglądasz na nieszczęśliwie zakochaną. – O cholera, strzał w dziesiątkę. Aż mnie zatkało. Zmrużyła oczy. – Kolega z pracy?
- Tak... Tak jakby. – Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę regału. Niewiele brakowało. Wybrała jedną z płyt, umieściła ją w odtwarzaczu i oparła się o ścianę wpatrując się we mnie. Zjadłam batona, podeszłam do niej i oddałam jej papierek. Uśmiechnęła się zwycięsko i wcisnęła „play”. OK, spodziewałam się wszystkiego, ale nie aż tak. Znałam tą piosenkę, zawsze mi się podobała, ale nigdy nie poznałam tytułu ani wykonawcy.
- Kojarzysz? – Zapytała.
- Słyszałam kilka razy.
- Oglądałaś też film? – Zrobiła krok w moją stronę i chwyciła moje dłonie.
- Jaki? – Zaczęłyśmy tańczyć.
- The Righteous Brothers z piosenką Unchained Melody. “Uwierz w ducha”. – Dobra, nie oglądałam nigdy tego filmu. Mówili, że jest wzruszający, a ja zazwyczaj nie miałam ochoty na takie filmy.
- Wybacz, nie oglądałam...
- To jeden z najpiękniejszych filmów, jaki widziałam. Historia opowiada o tym, jak niezwykle silna miłość nie rozdzieliła kochanków nawet po śmierci jednego z bohaterów. Umarł, zadźgany nożem, ale jako duch strzegł swojej ukochanej, dopóki nie była bezpieczna.
- Z twoich słów wynika, że to naprawdę świetny film.
- Wiesz... Daj kiedyś znać, a zabiorę cię do siebie i wspólnie go obejrzymy... - Ona to naprawdę powiedziała?! Taki film i Kate u boku?? Możemy jechać nawet teraz! - Możesz nawet przyjechać z chłopakiem.
- Jakim chłopakiem?
- Z tym, w którym jesteś teraz zakochana. Liczę, że wam się uda. – Ach, no tak. Muszę się pilnować.
- To miłe. A ty... Ciebie coś łączy z tą recepcjonistką, prawda? – Uśmiechnęła się. – Widziałam na Facebooku, że interesują cię kobiety.
- To coś złego, że jestem lesbijką? Nie powiesz, że cię molestowałam czy obmacywałam, bo tak nie było...
- Nie ma w tym nic złego. – Przerwałam jej. – I nikomu nie będę wygadywać takich głupstw.
- Dobrze. Jesteśmy razem niecałe 5 miesięcy.
- Życzę szczęścia...
- Dziękuję, ale wątpię, by się przydało.
- Dlaczego?
- Wiem, że zdradza mnie na boku.
- Naprawdę? Wygląda na wierną w miłości.
- Pozory mylą.
- Ja mojemu byłemu wybaczyłam trzy zdrady.
- Musiałaś naprawdę go kochać...
- Może i tak było, ale raczej nie był mi przeznaczony. Czemu się rozstaliście?
- Zdradził mnie czwarty raz. – Powiedziałam z uśmiechem.
Resztę piosenki przetańczyłyśmy w ciszy, wsłuchując się w słowa piosenki. Nauczyła mnie jeszcze paru kroków, a później tańczyłyśmy by wytrenować we mnie płynność oraz inne elementy walca wiedeńskiego. To było naprawdę piękne. Doszłam do takiej perfekcji, że ostatnich kilkanaście minut tylko tańczyłyśmy. Ostatnie, ponieważ w pewnym momencie wszedł jakiś mężczyzna. Trochę gruby, prawie łysy, w garniturze. Kate natychmiast wyłączyła muzykę.
- Słucham? – zapytała go.
- Chciałem osobiście poznać i zobaczyć, jak tańczy ta dama, o której tak się rozpisywałaś w raporcie. – Powiedział, Kate jakby lekko się zarumieniła. Teraz zwrócił się do mnie. – Przepraszam za tak nagłe wtargnięcie młoda damo, ale jestem dyrektorem tej szkoły.
Podszedł i uścisnęliśmy dłonie, powiedziałam:
- Miło mi pana poznać.
- Nie, to mi miło ciebie poznać. – Uśmiechnął się i spojrzał na moją instruktorkę, pytając: - gotowa?
- Tak, szefie.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrozumieć i powiedzieć, ponownie odezwał się on. Szef. Dyrektor. Człowiek, dzięki któremu poznałam Kate.:
- Pokażcie mi, jak tańczycie.
Spojrzałam na instruktorkę, ona skinęła głową. Mężczyzna stanął pod ścianą, a Kate włączyła „I want to know what love is”. Założyłyśmy ramę, szepnęła mi do ucha:
- Skoncentruj się, to bardzo ważny taniec. Pokaż mu swoją perfekcję.
- Co? – Zapytałam ponownie zdezorientowana, ale już mi nie odpowiedziała. Zaczęłyśmy tańczyć. Starałam się wypaść idealnie, w końcu oglądał nas szef. Wczułam się w rytm muzyki i dałam z siebie wszystko, a obecność Kate dodawała mi otuchy. Kiedy piosenka się skończyła, stanęłyśmy lekko zdyszane przodem do niego. Nie puściła mojej dłoni.
- Katherine... - Powiedział groźnie z pokerową twarzą. Przypominał mi teraz trochę Wojciecha Modesta Amaro gdy ogłaszał, kto odpada z Hell’s Kitchen. – To, co zrobiłaś z tą młodą damą przez 6 lekcji, jest szokujące. Podjąłem jeszcze w piątek decyzję co do balu, powiedziałem to, co powiedziałem. I wiesz, co? Nie pomyliłem się. – Uśmiechnął się serdecznie, Kate też. Ale o co w ogóle chodziło?
- Ktoś mi powie, o co chodzi?
- Tak, zapraszam do mojego gabinetu. – Powiedział i ruszył. My za nim, Kate puściła moją dłoń mówiąc cicho „przepraszam”. Była cała w skowronkach, zupełnie jakby wygrała milion złotych. Poszliśmy piętro wyżej i weszliśmy przez uchylone drzwi. Dyrektor zasiadł za biurkiem, my ponownie stanęłyśmy przed nim. Zaczął:
- Młoda damo, zapewne moja najlepsza instruktorka nic ci nie powiedziała, prawda? – Obie pokręciłyśmy głową na odpowiedź „nie”. – Zatem oficjalnie ogłaszam, że będziecie tegoroczną parą na balu z okazji dziesięciolecia istnienia szkoły. Odbędzie się on 17 października, czy wyrażasz zgodę na publiczne wystąpienie w parze z obecną tu Katherine?
- Tak. – Powiedziałam oniemiała.
- Katherine, czy wyrażasz zgodę na publiczne wystąpienie z obecną tu – podał moje imię (wolę pozostać anonimowa).
- Tak. – Odpowiedziała i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Prosiłbym o złożenie podpisów zezwalających na powielanie waszego wizerunku w postaci zdjęć i filmów z balu. – Zaczął coś szukać w szufladzie.
- To jest ta niespodzianka. – Powiedziała do mnie.
- Dziękuję, że wzięliście mnie pod uwagę... Nie spodziewałam się. – dyrektor położył przed nami kartkę papieru, złożyłyśmy kolejno podpis. Wstał i wypowiedział moje imię.
- Tak?
- Gratuluję ukończenia kursu. – Podał mi dyplom. Byłam taka szczęśliwa, że jest ze mną Kate. Prawie zapomniałam, że nie jesteśmy parą. – Z mojej strony to wszystko, ewentualne pytania kieruj do mojego zastępcy.
- Czyli kogo? – zapytałyśmy razem.
- Katherine, dostajesz awans, mianuję cię moim zastępcą. Na początku ci mówiłem, że gdy przeszkolisz 300 osób, dostaniesz to stanowisko. Łącznie z obecną tu tą młodą damą przeszkoliłaś 300 osób. Podałem tą liczbę, bo nie wierzyłem w ciebie. Widziałem, jak się starasz, obserwowałem cię cały czas.
- O mój Boże, naprawdę?? – zapytała z niedowierzaniem.
- Owszem. Ja zawsze dotrzymuję słowa. No, uciekajcie świętować... - Powiedział z uśmiechem. Podziękowałyśmy, pożegnałyśmy się z nim i wyszłyśmy naprawdę szczęśliwe.
- Masz czas dziś? – zapytała, idąc ze mną do szatni.
- Oczywiście.
- Weź prysznic, przebierz się, poczekam na ciebie przed wyjściem. – Powiedziała i odeszła. Wyszykowałam się najszybciej, jak mogłam i z wilgotnymi włosami wyszłam z szatni. Z oddali widziałam siedzącą na fotelu Kate, ubrana w skórę i spodnie motocyklisty, nie rozmawiała ze swoją dziewczyną. Wyglądały, jakby się pokłóciły. A może tak było? W końcu motocykl ma tylko dwa miejsca... A Kate zaprosiła mnie...
- Proszę pani? – Zaczepiła mnie recepcjonistka, podeszłam.
- Tak?
- Proszę o uzupełnienie anonimowej ankiety. – Podsunęła mi kartkę papieru z pytaniami typu „w skali na 10 jak oceniasz naszą szkołę tańca” „czy podczas zajęć byłaś molestowana” „ile potrzebowałaś lekcji by nauczyć się tańczyć” „kto był twoim instruktorem” i tym podobne. Uzupełniłam na stojąco, atmosfera między tą kobietą a Kate była napięta. Obie miały tak samo groźny wyraz twarzy.
- Tknij suko moją dziewczynę, a powyrywam ci łapska z samymi łopatkami. – Powiedziała, dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.
- Słucham??
- Nic nic – Odpowiedziała z uśmiechem. Spojrzałam na plakietkę z jej imieniem. Martyna. Cóż, większość osób o tym imieniu jest wredna. Wypełniłam i oddałam jej, wyszłyśmy z Kate.
- Co do ciebie powiedziała? – Zapytała.
- Nic ważnego. – Spojrzała na mnie uważnie. – Naprawdę.
- No dobrze. - Stanęłyśmy przy jej motocyklu. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że będę nim jechać. I to z Kate. Podała mi kask. – Załóż go i trzymaj się mnie mocno.
Usiadła na nim a ja z uśmiechem spojrzałam w stronę przystanku. Usiadłam za nią i założyłam kask, co również uczyniła.
- Ufam ci. – powiedziałam.
- Wiem.
Odpaliła go a ja objęłam ją mocno w pasie rękami. Ruszyła powoli, wjechałyśmy na ulicę, a ona dodała gazu. To było naprawdę dziwne uczucie, mieć wrażenie, że coś tak potężnego masz między nogami. Domyślałam się, że jedziemy stanowczo za szybko, niż wymagają tego przepisy. No i najważniejsze, że była Kate. Obejmowałam ją, ona mi na to pozwoliła. A nawet rozkazała. Kilkanaście minut później zatrzymała się i wyłączyła silnik. Puściłam ją z żalem i zdjęłyśmy kask schodząc z niego. Stanęłam z trudem, nogi mi drżały. Podtrzymała mnie.
- W porządku? – zapytała.
- Tak, dziękuję. Ile najwięcej jechałyśmy?
- 90 na godzinę.
- Zawsze tyle jeździsz?
- Nie.
- To dobrze.
- Zazwyczaj nie schodzę poniżej stówki. – Puściła mi oczko i ruszyła.
- Gdzie właściwie idziemy?
- Do mojej ulubionej knajpki. – Otworzyła przede mną drzwi, weszłam zarumieniona.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się i usiadłyśmy przy jednym ze stolików.
- Czego się napijesz? Co lubisz? – zapytała.
- Zdaję się na ciebie. – Pomyślała chwilę, a kiedy podeszła kelnerka, powiedziała: - Poprosimy lampkę Nicolas Feuillatte i szklankę coli.
Odeszła, zostawiając mnie i Kate sam na sam. Jak mam interpretować jej zachowanie? Czy to randka? Po chwili dostałyśmy zamówienie. Wzięłam łyk szampana.
- Twój drugi strzał w dziesiątkę tego dnia – Powiedziałam z uśmiechem.
- Jaki był pierwszy?
- Poznałaś po mnie, że jestem zakochana.
- No tak. – Napiła się coli.
- Opowiesz mi coś o sobie?
- Co dokładnie?
- Jak wylądowałaś w tej szkole?
- Na początku były studia muzyczne, kochałam i nadal kocham grać na fortepianie, ale przerwałam studia i zajęłam się tańcem. Ukończyłam kurs na instruktora i z taką licencją uczyłam najpierw w jednej szkole, później w drugiej, a teraz tutaj.
- Sama komponujesz coś?
- Zakończyłam na jednym utworze. Kiedyś, jak do mnie przyjedziesz na film „Uwierz w ducha”, to może ci zagram. – Uśmiechnęła się słodko.
- Daleko mieszkasz?
- Tuż za miastem.
- W tych domkach w lesie?
- Dokładnie.
- Co powiedziałaś Martynie?
- Prawdę. Zabieram cię do knajpki by świętować.
- Nie wyglądała na zadowoloną.
- Jest strasznie zazdrosna. – Wzięłam drugiego łyka.
- Poznałyście się w tej szkole, prawda? Ona już zapewne była, gdy się tam zatrudniłaś?
- Bingo. A ty gdzie poznałaś swojego ex?
- Na studiach. Kierunek historia sztuki.
- I na pewno na początku był płomienny romans, który przerodził się w miłość, rzuciliście studia by mieć czas dla siebie, później wkradła się rutyna a on zaczął zdradzać?
- Skąd wiesz? – Zapytałam z wrażenia.
- Typowy scenariusz. A ty, po tym, jak go rzuciłaś, postanowiłaś zapisać się na kurs tańca by pokazać mu, co stracił?
- Zgadza się. Mam pytanie.
- Więc je zadaj.
- Dlaczego Martyna powiedziała mi, że nie jeździsz do domów kursantów?
- To ma związek z tym, co się dzieje u mnie na Facebooku. Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie przeglądałaś dalej mojego profilu.
- Przeglądałam.
- Chodzi o te natrętne kobiety, które zrobią wszystko, bym je przeleciała. I uwierz, robiły wszystko. Zmuszały, składały fałszywe doniesienia, szantażowały. Dlatego postanowiłam razem z dyrektorem, że jako jedyna nie będę jeździć do domów kobiet.
- Ale jednak przyjechałaś.
- Wydajesz się normalna. – Napiłyśmy się.
- Uwierz, nie jestem taka.
- OK, poprawka: Wydajesz się być poukładana. Bo tak naprawdę nikt z nas nie jest normalny. Gdyby każdy był normalny, świat byłby nudny.
Procenty zaczęły robić swoje. Patrzyłam na jej chude, długie palce, które mogłyby mnie pieścić, a jej usta uciszałyby moje jęki podczas jednej z namiętnych nocy. Ogarnęłam się szybko. Niewielka ilość alkoholu na pusty żołądek potrafi wykreować niesamowite scenariusze.
- Opowiesz mi coś o tym balu?
- Nie dziś. – Dopiła colę, więc ja dopiłam szampana.
- A kiedy??
- Jeszcze się spotkamy. Bal jest dopiero 17 października. – Spojrzała na moją pustą lampkę. – Chcesz jeszcze?
- Nie, dziękuję. Tyle mi wystarczy – uśmiechnęłam się.
- Rozumiem. Wracamy? – Już?
- Tak. – Nie będę jej do niczego nakłaniać. Gdyby chciała jeszcze ze mną rozmawiać... To co? Przecież jest tylko instruktorką.
Wstała i podeszła do tamtej kobiety i zapłaciła jej. Wyszłyśmy, wsiadłyśmy i założyłyśmy kaski.
- Trzymaj się mocno.
Objęłam ją i ruszyłyśmy. Mogłabym tak z nią podróżować już całe życie. Jechała trochę wolniej niż wcześniej, ale i tak się nie pogodziłam, gdy dojechałyśmy... Właśnie, gdzie my dojechałyśmy?
Rozejrzałam się, stałyśmy pod moim blokiem. Już? Zgasiła silnik i wstała, zrobiłam to samo.
- Cieszę się, że dyrektor wziął cię pod uwagę. – Powiedziała.
- A ja się cieszę, że dostałaś awans. – Odpowiedziałam, uśmiechnęła się.
- Myślałam, że zapomniał o swojej obietnicy.
- Dziękuję za cały wysiłek, jaki włożyłaś w nasze lekcje.
- Dziękuję, że dziękujesz – odparła z uśmiechem.
Podeszła do mnie stając blisko, jak na lekcjach. Co jest, nawet na ulicy mi będzie robić testy? Ale nie, ona się pochyliła. Poczułam jej zapach, poczułam jej bliskość. Pochyliła się by mnie pocałować, ale zastygła z ustami 5 cm od moich. Po chwili wahania złączyła je z moimi w delikatnym pocałunku. Przymknęłam oczy i odwzajemniłam jej tym samym. Czułam, jak serce mi wali w piersi, jak chce się wyrwać z klatki żeber i złączyć się z jej sercem by biły w jednym rytmie i były jednością już na zawsze. Tak bardzo czekałam na tą chwilę... Na posmakowanie jej ust... Na posmakowanie zakazanego owocu...
Ale ona przerwała.
- Przepraszam... - Szepnęła.
- Kate... - Zaczęłam.
- Nie, to nie powinno się wydarzyć...
- Ukończyłam kurs...
- To, co zrobiłam, jest niemoralne.
- Proszę cię...
- To jest niemoralne, rozumiesz? Jestem instruktorem, ty kursantem, mam dziewczynę.
- Przecież cię zdradza... Proszę, nie rób mi tego...
- Lepiej będzie, jeśli już pojadę. Trzymaj się. – Odwróciła się.
- Kate... - Po policzkach pociekły mi łzy. Było ich tak dużo, że nie potrafiłam nad nimi zapanować. I ten nieznośny ścisk w klatce, jakby odchodząc, zabrała część mojego serca.
Założyła kask i odpaliła.
- Ale ja cię kocham... - powiedziałam, choć nie miała szans by to usłyszeć.
Odjechała, zostawiając mnie samą.