Wiedźmińska krew (I)
2 lipca 2016
Szacowany czas lektury: 7 min
Witajcie
Przygotowałam dla Was opowiadanie erotyczne w uniwersum Wiedźmina!
Mam nadzieję, że się Wam spodoba! Jeśli tak, planuję przygotować kolejne części.
Miłej lektury :)
Senne błonia otaczające Novigrad rozbudziły brutalnie dwie tajemnicze postaci jadące konno. Jednostajny dźwięk końskich kopyt wybijał rytm na wyklepanej powierzchni ścieżki, doprowadzając do szału małe zwierzęta zamieszkujące las. Pierwszym z jeźdźców był młody, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał krótkie, ciemne włosy i ciekawie wyglądające, pomarańczowo - zielone oczy. Młodzieniec, co w obecnych czasach mogło by się wydawać zwykłym samobójstwem i głupotą, nie posiadał ze sobą żadnego oręża. Nawet miecza czy podręcznego sztyletu. Siedział rozparty w siodle, nonszalancko, jakby długie godziny jazdy nie sprawiały mu najmniejszego problemu.
Jego towarzyszką była równie młoda i trzeba to zaznaczyć, zgrabna kobieta. Spod kaptura płaszcza spływały niedbale kosmyki jasnych, prawie siwych włosów. Uroczą twarz przecinała paskudna, głęboka blizna biegnąca od lewego oka aż do ucha. Kobieta była całkowitym przeciwieństwem swego towarzysza. Trzymała się w siodle sztywno, ale pewnie. Lekko pochylona, stale czujnie badała otaczający ich teren. Na plecach zamocowany był miecz. Co niezwykłe, drugi miecz przytroczony był na siodle. Oczywiste wnioski, doszło by do nich nawet dziecko. Kobieta nosi za jegomościa miecz. Hańba! To dziecko nie wie jednak, że kobieta jest wiedźminką, używa dwóch mieczy. A ten mężczyzna jadący konno bez miecza w środku niebezpiecznego lasu wcale nie potrzebuje oręża...
Usłyszawszy cichy szelest z prawej strony ścieżki, oboje prawie jednocześnie, błyskawicznie spojrzeli w tamtą stronę. Z krzaków wyskoczył stwór. Człekopodobny, choć człowiekiem na pewno nie jest. Wstrętna czaszka z długimi kłami, nietoperze uszy. Pozbawione włosów, powykręcane, zdeformowane ciało potwora zastąpiło drogę jeźdźcom. Mężczyzna uśmiechnął się chytrze z siodła.
- Ależ paskuda!
Kobieta zeskoczyła zwinnie z siodła. Koń się nie przestraszy. Kelpie jest mądra.
- Ja się nim zajmę, muszę rozprostować kości. - rzekła, po czym wyszarpnęła srebrzysty miecz z pochwy zawieszonej u kulbaki. - Chodź, bydlaku.
Monstrum już szarżowało na niepozorną dziewczynę z błyszczącym w promieniach słońca mieczem. Ta sama, niewinnie wyglądająca dziewczyna, wykonała piruet i lekkim ruchem nadgarstka rozpłatała potworowi czaszkę. Stwór zwalił się bezwładnie pod nogi wiedźminki.
Dziewczyna odwróciła się do towarzysza. Oczyściła ostrze z posoki i obdarzyła młodzieńca jednym ze swych najbardziej uroczych uśmiechów, ukazując białe zęby. O dziwo, mężczyzna nie patrzył na nią. Zerkał gdzieś ponad jej ramieniem. W głuszę. Uniósł niespodziewanie rękę.
- Ciri! Padnij! - wrzasnął.
Nad głową leżącej już na ziemi dziewczyny przeleciał ognisty promień. Za plecami Ciri rozległ się przerażający skowyt. Obrzydliwa woń spalonego mięsa rozprzestrzeniła się po lesie.
Kobieta wstała. Na drodze leżał drugi stwór, cały czarny i osmalony prze płomień, który przed sekundą wyczarował jej towarzysz.
- Dałabym sobie radę. - Warknęła, wskakując na siodło.
- Jasne - Zerknął na nią z ukosa. - Zapomniałem, że lubisz się czuć niezależna.
- A ja zapomniałam, że potrafisz być dupkiem, Gabrielu. Po walce zawsze jestem rozgrzana i podniecona, zastanawiałam się, czy nie zrobić tego z tobą tu, w krzakach. Ale niestety strasznie zadymiłeś okolicę. - Cmoknęła. - Chyba Panu Ognikowi przeszła okazja koło nosa!
Wyprzedziła mężczyznę i ruszyła kłusem ku miastu.
- A... a... ale ja przecież n... nie specjalnie! - Wykrztusił. - Przepraszam, Ciri! Zaczekaj!
Dwie postaci pomknęły galopem ku bramom miasta.
Novigrad.
Jeźdźcy przejechali konno przez tłumy ludzi zmierzających na rynek. Minęli gromadkę wrzeszczących dzieci z patykami w dłoniach. Na placu w centrum nieszczęśnik zakuty w dyby cały dzień spędzi na skwarze, obrzucany przejrzałymi pomidorami. To chyba łagodniejsza kara od powieszenia czy obcięcia prawej ręki za złodziejstwo.
Zatrzymali się przed karczmą, która wyglądała najschludniej i najczyściej. Wiązało się to oczywiście z większą ceną, ale oni mieli pieniądze. Jako wytrawny czarodziej i wspaniała wiedźminka pracy im nie brakowało, choć byli zmuszeni do stałego ukrywania się pod płaszczem. Żaden z tych zawodów nie był mile widziany wśród mieszkańców. Zostawili konie w stajni, a sami weszli do karczmy.
Tłusty karczmarz potoczył się w ich stronę. Zerknął na dwa miecze Ciri, na jej źrenice, i na jarzące się spod kaptura oczy Gabriela. Był bystrzejszy niż wyglądał.
- Wynoście się stąd, odmieńcy! Wynocha, bo następnym razem wrzasnę, a zapewniam was, że niemało osób chciałoby was nadziać na widły. - Opryskał ich śliną grubas.
Gabriel zsunął kaptur.
- Proszę bardzo, zawołaj ich. Będziesz patrzył, jak zamienią się w kupki popiołu, zanim puszczę z dymem twoją karczmę.
Karczmarz zachłysnął się.
- Co? Kto ty ku... Jesteś? Elf jakiś? Czy co?
- A wyglądam na elfa? - Odrzekł rozbawiony czarodziej, który bynajmniej nie był elfem.
Ciri wyjęła spod płaszcza ciężką sakiewkę i rzuciła na stół. Torebka jednoznacznie zadzwoniła. Karczmarz natychmiast zmienił swój stosunek do przybyszów.
- Oj, dobrze już... Nie kłóćmy się, szanowny panie, zapraszam do pokoju, przygotowany jest dla szanownego państwa najlepszy, największy, z balią w zestawie. - Kłaniał się grubas. - Zapraszam, zapraszam, zaraz podam klucze.
Gabriel ze zdumieniem spojrzał na Ciri.
- Dałaś mu całą sakiewkę? - Zrobił wielkie oczy.
- Kupiłam za te pieniądze nie tylko pokój, mój drogi.
Wspięli się po krętych schodkach na najwyższe piętro. Karczmarz nie zmieścił by się na schodach, więc wysłał z nimi swoją córkę, która miała to szczęście, że dało się ją jeszcze ominąć.
- Tak, to ten pokój, proszę państwa, zapraszam. - Paplała dziewczynka.
Ciri i Gabriel weszli do pomieszczenia.
- eee, gdyby państwo szanowni czegoś potrzebowali, to zapr...
Ciri zatrzasnęła jej drzwi przed nosem.
- Ach, nareszcie spokój. - Zdjęła rynsztunek i rzuciła się na wielkie, dwuosobowe łoże.
Trzeba było przyznać, że pokój był naprawdę gustownie urządzony. Łazienka była oddzielona od sypialni, w kącie pokoju stał ozdobny kandelabr. Malowniczy wystrój pokoju uzupełniał kolorowy dywan. Gabriel nie przywykł do takiego luksusu. Dopiero teraz poczuł zmęczenie. Podróżowali już wiele dni. Nareszcie nadszedł upragniony czas odpoczynku.
- Idę się wykąpać pierwszy! - rzekł do towarzyszki.
Ciri nie odpowiedziała. Zachrapała tylko, wyciągnięta na łożu.
Orzeźwienie, jakie przyniosła mu kąpiel, nie zwalczyło uczucia senności, tak więc Gabriel, nagi, położył się na łożu. Wyszarpnął spod śpiącej dziewczyny lekką narzutę i przykrył się. Jego głowę zajmowały ponure myśli. Rozmyślał o misji, jaka czeka jego i kobietę leżącą obok. Zasnął.
Obudziła go rozkosz. Ciri, klęcząc między jego kolanami, ujęła penisa Gabriela i jeździła językiem po czubku. Mężczyzna jęknął. Zacisnął pięści na prześcieradle.
- C... Ciri!
- Ćśśś... nic nie mów. Nic nie mów, Gabriel! - wyszeptała mu namiętnie do ucha.
Zmieniła pozycję. Oparła stopy na jego kolanach. Jej piersi przylegały teraz do jego klatki piersiowej. Pocałował ją czule w szyję. Pachniała świeżością. Ciri zamruczała jak kotka i opuściła pochwę na zwiedzionego członka. Zajęczeli równocześnie. Zadyszała, całując go po twarzy. Zaczęła poruszać miednicą w górę i w dół. On dopasował się do jej tempa. Trwali razem w tym erotycznym tańcu. Ich nogi splotły się tak mocno, jakby ktoś miał ich niespodziewanie rozdzielić. Łoże trzeszczało miarowo od ich ruchów. Gabriel przejął kontrolę. Przewrócił ją na plecy. Ciri jęcząc, odgarnęła kosmyki siwych włosów z twarzy. Mężczyzna wyciągnął członka z jej pochwy z mokrym chłapnięciem. Gładził jej ciało sprawnymi rękoma. Ujął w dłonie kształtne piersi i ssał sutki, czując smak tak pięknego ciała. Zsunął się jeszcze niżej. Ciri jęczała coraz głośniej. Lizał jej łechtaczkę, a okrzyki jego towarzyszki oznaczały coraz bliższy orgazm. Oplotła jego głowę muskularnymi udami, nie dając mu najmniejszych szans na oswobodzenie się. Kończyło mu się powietrze. Pracował językiem coraz szybciej i szybciej. Ciri w końcu wrzasnęła, wygięła się w łuk i prawie skręciła mu kark swymi pięknymi udami. To była by wspaniała śmierć, ale Gabriel wolałby mimo wszystko jeszcze trochę pożyć. Dziewczyna wypuściła młodzieńca z objęć swych długich nóg. Ten opadł na zmięta pościel obok niej, dysząc prawie tak samo jak ona.
- Dziękuję... dziękuję ci, to... to było wspaniałe. - wyszeptała. Nawet nie dała szansy mu odpowiedzieć. Rzuciła się na niego całym ciałem. W łóżku była równie zwinna, co w walce.
Dosiadła go. W takiej pozycji miał doskonały widok na jej podskakujące piersi, płaski brzuch i wreszcie jego własnego penisa pojawiającego się i znikającego w jej ciasnej i ciepłej pochwie. Piszczała cicho, zrozumiał, że jego kochanka dochodzi po raz drugi. Jej mięśnie zacisnęły się na penisie w skurczach orgazmu, co spowodowało lawinę rozkoszy dla Gabriela. Jego oczy rozjarzyły się na pomarańczowo, jak zawsze, gdy szczytował. Dlatego uwielbiała go dosiadać, żeby móc patrzeć mu w oczy w tym magicznym momencie. Doszli razem, a ich ciała stały się jednym ciałem, tworząc idealną harmonię rozkoszy. Wyczerpana, opadła na leżącego w pościeli mężczyznę, oboje dyszeli. Gładziła stopą jądra i penisa kochanka, ale ten nie miał już kompletnie energii na seks. Musiał chwilę odpocząć. Ten orgazm był inny niż wszystkie. To było coś niesamowitego.
- Czemu tak rzadko to robimy? - zapytał.
- Nie ma zwykle na to czasu - uśmiechnęła się do niego smutno.
- Teraz będziemy robić to częściej, proszę! - pocałował ją w usta.
Wyczuła na stopie ponowną twardość jego członka.
- Powiem więcej - kontynuujemy! - roześmiała się, zsuwając się po jego ciele.
Kiedy jej ciepłe usta dotknęły penisa, Gabriel wbił głowę w puchowe poduszki, a jego oczy ponownie rozbłysły.