Wariatkowo
17 grudnia 2015
Szacowany czas lektury: 13 min
Bywały takie dni, że zastanawiałam się czy pracownicy nie zamienili się miejscami z pacjentami. Gdyby nie fartuchy i histeryczna pewność siebie, podbudowana chwiejnym przekonaniem o własnym zdrowiu psychicznym, nie odróżniłabym wariatów od ich opiekunów. W centrum tego burdelu znajdowała się ona - dyrektorka szpitala psychiatrycznego. Z początku była upragnionym portem w czasie sztormu, lecz później okazywała się cyklonem, który targał lichą łajbą zdrowia psychicznego.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, przynajmniej tak jak powinien wyglądać wzorowy szpital psychiatryczny. Jednak, gdy stanęło się dostatecznie blisko, w idealnym obrazie ukazywały się rysy wypełnione zgnilizną spaczonych charakterów. Katarzyna Lebied-Wyskowska była kobietą po czterdziestce, rozwiedzioną, z dwójką dorosłych dzieci. Kiedy usłyszałam jej historię, jak szybko została matką i co osiągnęła, byłam pod wrażeniem. Dopiero z czasem zrozumiałam, że sukces okupiła rozbitą rodziną i samotnością. Samotnością, którą próbowała jakoś wypełnić.
Pozbawiona balastu rodziny i jednocześnie niespełniona seksualnie, zamieniła miejsce pracy w osobliwy harem, trzymając wszystkich w sieci kłamstw i szantażów. Dobierała pracowników, nie tyle na podstawie kwalifikacji i doświadczenia, ile na podstawie wyglądu i charakteru. Wyczuwała słabości każdego z nas i bezwzględnie je wykorzystywała, jednocześnie z mistrzowską sztuką ukrywając prawdziwe zamiary dopóki nie było za późno. Kiedy oznajmiła mi, że zostałam przyjęta, ja - świeżo upieczona pielęgniarka bez doświadczenia, myślałam, że złapałam Boga za nogi. Wtedy, gdy o pracę było ciężko, nawet wieloletnie doświadczenie i liczne kursy niewiele znaczyły, zatrudnienie w prosperującym prywatnym szpitalu psychiatrycznym było nie lada osiągnięciem.
Zachłyśnięta sukcesem ignorowałam atmosferę panującą w szpitalu. Mimo wielu prób, nikt nie chciał nawiązać ze mną jakichkolwiek relacji, traktując z dystansem, czasem nawet z niechęcią. Aż do momentu, gdy uświadomiłam sobie, że wpadłam w pułapkę, byłam przekonana, że inni zazdroszczą mi dobrych relacji z szefową. Zignorowałam podejrzenia, gdy z dnia na dzień, jeden z sanitariuszy nagle stał się przyjacielski. Umięśniony, wysoki Paweł zawsze miał kilkudniowy zarost i drapieżne spojrzenie, które wywoływało we mnie dreszcze. Chociaż nigdy nie dałam po sobie poznać, że mi się spodobał, nieraz fantazjowałam o wspólnych chwilach uniesienia. Kiedy jako pierwszy przełamał mur chłodu załogi i wyciągnął do mnie rękę, myślałam, że lepiej być nie może.
Zachłyśnięta spełnieniem i wyolbrzymionymi fantazjami, które wybuchały za każdym razem, gdy widziałam jego uśmiech, wyłączyłam myślenie i poddałam się jego manipulacjom. Po dwóch tygodniach znajomości wypełnionych fantastycznym seksem, zaproponował szybki numerek w biurze szefowej. Gdybym tylko wiedziała, co planował! Kiedy dochodziłam w spazmach, wypełniona jego przyrodzeniem, nie podejrzewałam, że wszystko nagrywała ukryta kamera, a film będzie narzędziem szantażu.
Na drugi dzień zrozumiałam, dlaczego inni, w tajemnicy przed mną, nazywali dyrektorkę carycą. Kiedy myśleli, że nie słyszę, obgadywali jej bezwzględność, dwulicowość i skrzywioną psychikę. Nie pojmowałam, dlaczego inni są przepełnieni jadem do dyrektorki, dopóki nie zobaczyłam nagrania i nie usłyszałam tych słów:
- Madziu, sprawa wygląda następująco: złamałaś wszelkie przepisy zakładu, naruszyłaś nawet prawo, nie wspominając o zasadach moralnych. Gdybym teraz zgłosiła cię do Inspektora Pracy, w zasadzie byłabyś skończona. Nikt by cię już nie zatrudnił, w najlepszym razie mogłabyś liczyć na pracę w Biedronce albo w McDonaldzie.
Próbowałam się tłumaczyć, przepraszać, nawet grozić, że nagranie jest nielegalne, ale tylko wzbudzałam uśmiech politowania. Miała mnie w garści i tylko czekała, aż zadam to jedno pytanie:
- Co mogę zrobić, żeby pani tego nie zgłosiła?
- Jest dla ciebie nadzieja, Madziu. Biorąc pod uwagę, czego się dopuściłaś, w zasadzie to nawet nie będzie dla ciebie jakiś kłopot. Od czasu do czasu poproszę cię o wykonanie… nietypowych obowiązków. Tylko tyle.
Zajęło mi chwilę, by pojąć, o co chodzi carycy Katarzynie, a kiedy przekładki w głowie wskoczyły na swoje miejsca, oblał mnie zimny pot. Miałam ochotę zwymiotować, a potem uciec i nigdy tu nie wrócić. Rozsądek w ostatniej chwili się przebudził, szkoda tylko, że tak późno. Co miałam zrobić? Gdyby nagranie wypłynęło, moja dopiero co rozpoczęta kariera, skończyłaby się z hukiem. Przełykając wstyd i gorąco wierząc, że nie będzie wcale tak źle, zgodziłam się. Moje życie w zakładzie zmieniło się.
Wplątana w sieć szantaży i kłamstw, zrozumiałam, że nie byłam jedyną muszką zastraszoną przez wielkiego pająka. Wszystkie te rozmówki półszeptem, podejrzliwe uśmieszki, przewracanie oczami - tak reagowali ludzie przyparci do muru, którzy nie akceptowali faktu, w jak złej sytuacji się znaleźli. Co mi pozostało? Mogłam jedynie ogrzać się w zimnym blasku wstydu i zrozumienia innych wykorzystanych, dokładając swoich zmartwień do obrzydliwego stosu.
Długo nie musiałam czekać, aż caryca wykorzysta moją sytuację. Z początku musiałam znosić fakt, że obserwowała moje zabawy z innymi pracownikami. Dobierani na podstawie wyglądu i połączeni wstydliwą tajemnicą, łatwiej znosiliśmy swoją nagość i przymuszenie do pieszczot zadowalając, zdawało się, niezaspokojone żądze szefowej. Gorzej, gdy włączała się do zabawy, gdyż wtedy musiałam powstrzymywać odruchy wymiotne i nienawiść, jaką szczerze ją obdarzałam.
Gdyby ten stan się utrzymał, wytrzymałabym dłużej, kto wie, może nawet całe lata. Jednak pragnienia carycy Katarzyny już dawno uległy spaczeniu, a pomysły przybierały przerażające formy. Już nie wystarczyły trójkąciki z podwładnymi czy zabawki, ale do swoich orgii zaczęła włączać pacjentów. Strach na nowo rozgościł się w moim umyśle, wypełnionym wizjami, jak źle taka zabawa może się skończyć. Na razie dręczyła mnie wyobraźnia, nie wspomnienia...
Pochłonięta tymi myślami kierowałam się do gabinetu, wiedząc, że będę musiała zaspokoić władczynię domu szalonej rozkoszy. Jednak gdy weszłam do środka, stanęłam jak wryta. Paweł, mój zdradziecki kochanek, któremu wciąż nie wybaczyłam, właśnie wypełniał pacjentkę. Przerzucona przez stolik, wsparła się na palcach i wypinała dupę, nad którą sanitariusz wyżywał się bez litości. Kobieta, nie pamiętałam jej imienia, gdyż nie była moją podopieczną, na oko trzydziestoletnia, zdawała się w ogóle nie przejmować całym zdarzeniem, tylko w głębokim skupieniu głaskała lalkę Barbie. Kiedyś usłyszałam, że trafiła do nas, gdyż zażądała przeprowadzenia operacji, które upodobniłyby ją do dziecięcej zabawki. Dopiero, gdy zagroziła chirurgowi nożem, ktoś uznał, że jest stuknięta.
Miała nadmuchany, nienaturalny biust, wielkie wargi i włosy, które zapewne jeszcze kilka tygodni temu były platynowym dziełem sztuki, ale teraz przypominały nieudany balejaż początkującej fryzjerki, przeżartej strachem. Talię osy zawdzięczała wyciętym kilku żebrom oraz licznym liposukcjom. Szeptała coś do swojej lepszej miniatury w spazmatycznych drganiach.
- Madziu, podejdź do mnie. - Słowa dyrektorki wybudziły mnie z transu.
Siedziała rozkraczona w wielkim, skórzanym fotelu i masowała bladą cipkę. Była kompletnie naga, co mnie nie zaskoczyło. Podeszłam i klęknęłam, wiedząc, co należy zrobić.
Jak zwykle poczułam słodki zapach kwiatów, którymi perfumowała okolice bikini. Była wyjątkowo wilgotna i poczułam jej woń pomimo kosmetyków. Woń, która po dwóch tygodniach miętoszenia, wciąż wywoływała skrajne emocje, zmuszając mnie do walki z własnym żołądkiem. Prężyła się i głaskała mnie po głowie, kiedy językiem muskałam łechtaczkę, podgryzając newralgiczny punkt dla zwiększenia efektu i znosząc nieprzyjemne ciarki, które wywoływała swym dotykiem. Język zdążył ścierpnąć, gdy wreszcie doszła. Jęczała głośniej niż zwykle, a kiedy podniosłam głowę, zrozumiałam dlaczego. Paweł w tym samym momencie spuścił się na plecy pacjentki z głośnym urwanym krzykiem.
- Madziu, zliż całą spermę.
- Nigdy w życiu! - zaprotestowałam, obrzydzona poleceniem.
- Wszystko układało się tak dobrze, ale niech ci będzie. Możesz spakować swoje rzeczy i czekać na telefon z urzędu. - Zaczęła grzebać w dokumentach na biurku, kompletnie ignorując swoją nagość i obecność pozostałych osób. Wystraszyłam się.
Jestem taka głupia.
W milczeniu zlizywałam kropelki nasienia, drżąc cała. Bałam się, nie wiedząc, jak zareaguje kobieta, którą pod przymusem pieściłam i czy w ten sposób udobrucham carycę. Kiedy uznałam zadanie za skończone, chłopak podstawił przyrodzenie, by go też oczyścić. Spojrzałam na niego z nieskrywaną nienawiścią, na co tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się głupkowato. Chciał dać do zrozumienia, że tak jak ja musi się poddać władzy Katarzyny, ale widziałam, że sprawia mu to przyjemność. Pracował w ośrodku znacznie dłużej niż ja. Zdecydowanie za długo.
Gdy był ponownie sztywny, odezwała się prowokatorka naszej orgii.
- Pawełku, zbliż się.
Kobieta zdążyła wypiąć dupę, czekając na przyjemność i patrząc na mnie i pacjentkę, która nie zmieniła pozy nawet odrobinę, wciąż tarmosząc swoja lalkę.
- Na co czekasz, Madziu? Odwróć ją i zaspokój. A ty, Pawełku, wejdź w kakałko, ok? - Mówiła charakterystycznym, monotonnym głosem, jakby wszystkie emocje dawno już z niej wyparowały.
Usłyszałam jęk kolegi i skupienie na twarzy, gdy rżnął szefową. Rozdziawiła usta w niemej przyjemności, ale wciąż mnie obserwowała. To był sygnał, bym wzięła się do roboty.
Chociaż pacjentka była drobnej budowy, nie wykazywała żadnej inicjatywy, więc miałam wrażenie, że przewracam worek z ziemniakami. Rozszerzyłam nogi i z dużym oporem zagłębiłam palce w zarośniętej cipce. Ku mojemu zdziwieniu pacjentka zajęczała i poruszyła się. Gdy mocniej ją pieściłam, wyginała się w łuk, dociskając zabawkę do piersi. Chociaż dbaliśmy o higienę podopiecznych, ograniczała się ona do minimum, dlatego poczułam smród moczu i niemytego ciała. Uśpiłam moją czujność, kiedy potężne uderzenie rozcięło mi policzek.
- Kurwa!
Odskoczyłam przerażona, chwytając się za głowę. Kobieta patrzyła na mnie szalonym wzrokiem, pełnym strachu, gniewu i pogardy, wznosząc lalkę do następnego ciosu.
- Lili, nie wolno! - wrzasnęła dyrektorka, wciąż podskakując od mocnych pchnięć Andrzeja. - Dokończ, Madziu.
- Nigdy w życiu, ona jest niestabilna. - Byłam autentycznie przerażona wizją podejścia do Lili.
- Już nie zrobi ci krzywdy. Prawda? - Skierowała pytanie do pacjentki, która spuściła głowę i pokiwała głową. - Widzisz? Nie masz się czego bać.
Wcale nie poczułam się lepiej. Mimo to przełamałam lęk i wróciłam do zajęcia. Tym razem Lili była już bardziej zaangażowana i sama się przygotowała na pieszczoty. Nie wiedziałam, co chce osiągnąć caryca, dlatego dla własnego bezpieczeństwa postanowiłam wywołać orgazm jak najszybciej. Moje wzmożone działania okazały się skuteczne, gdyż głośne jęki, które brzmiały jak zakneblowana, krzycząca ofiara, skończyły się orgazmem. Wyprostowałam się, oglądając rękę pokrytą śluzem i podziwiając, jak dreszcze szarpią rozgrzanym ciałem Lili. Nagle trysnęła na mnie gorącym moczem, krzycząc przy tym doniośle.
Obrzydzona zakończeniem, spojrzałam na dyrektorkę, która wygięła się i znieruchomiała z rozrywającego ją orgazmu. Patrzyła na mnie z pożądaniem. Kiedy wróciła do rzeczywistości, ciężko dysząc, wydała kolejne polecenia:
- Pawełku, wyliż Madzię. Zajmijcie mój fotel.
Spoczęłam na wygodnym siedzisku, cała w moczu, wykrzywiając usta od smrodu i świadomości klejącego, ciepłego moczu. Pierwszy raz w mojej głowie pojawiły się myśli, które mnie przeraziły. Chociaż nienawidziłam szefowej, nigdy nie wypełniało mnie pragnienie zadania jej cierpienia. Wyobrażałem sobie, jak kończy w więzieniu, albo ginie z ręki pacjenta, jednak ja sama odcinałam się od własnoręcznego ukarania kobiety. Aż do dzisiaj.
Zobaczyłam obrzydzenie na twarzy sanitariusza, co mnie mocno zabolało. Kiedy zlizywałam jego spermę, nie okazał najmniejszego współczucia. Postanowiłam nie ułatwiać mu zadania. Rozłożyłam się wygodnie i czekałam. Wkrótce jego szorstki język powoli zmywał ze mnie płyn Lili, a ja zastawiałam się, gdzie kończą się granice, do których jest w stanie się posunąć. Ile w tym, co robił, było przymusu, a ile chorej przyjemności.
Czerpiąc nielichą satysfakcję z upodlenia chłopaka, obserwowałam dyrektorkę, karmiąc rozbuchane emocje jej widokiem. Podeszła do kobiety i lizała mokre łono. Z obrzydzeniem zauważyłam, że sprawdzała, jak smakuje mocz! Kiedy skończyła, chciała coś zrobić Lili, na co ta zareagowała stanowczym protestem.
- Przestań się opierać! Pamiętasz, jak cię ukarałam wczoraj? - mówiła to, szarpiąc pacjentkę za ręce, którymi wymachiwała w akcie desperackiej obrony.
Nie wiem, co spotkało Lili wcześniej, ale momentalnie znieruchomiała i oddała się w bezwzględne pieszczoty Katarzyny. Ta najpierw wymierzyła jej kilka mocnych klapsów po plecach i pupie. Nie widziałam jej twarzy, ale domyśliłam się, że to ją bardzo pobudziło. Syczała zmysłowo, a klapsy zamieniła na intensywny masaż. Ściskała jej ciało, ugniatała jak ciasto, aż wreszcie dobrała się do odbytu. Pierwszy raz widziałam, jak liże kogoś innego i to z takim zaangażowaniem. Wyglądała jak rozbitek, który znalazł źródło pitnej wody.
Andrzej pracował ustami, masując moje piersi, a ja z niedowierzaniem obserwowałam, jak dyrektorka naśladuje mężczyznę. Stanęła za wypiętą Lili i uderzała o nią swoimi biodrami. Po kilku chwilach ryknęła ze złości.
- Pawełku, chodź tu natychmiast!
Kazała mu stanąć na jej miejscu i wejść w dziewczynę, ale to ona decydowała o tempie i głębokości penetracji. Przykleiła się do niego i wyglądając pod ramieniem, starała się zobaczyć, jak penis zagłębia się w podrażnionej łechtaczce. Widziałam, że Lili zasłania usta plastikową lalką i zamyka oczy. Coraz gorzej znosiłam ostatnią fanaberię szefowej, zaciskając pięści do granic bólu. Przymus seksu zaakceptowałam, tak jak wielu współpracowników, ale Lili nie dostała wyboru, a teraz zwyczajnie była gwałcona! Po minie kolegi widziałam, że w końcu pojawiły się jakieś wyrzuty sumienia.
- Mocniej, Pawełku, mocniej! - Dyrektorka strasznie się nakręcała. - Madziu! Wyjmij wibrator z górnej szuflady i włóż Lili w usta, jak najgłębiej.
Nie raczyła nawet na mnie spojrzeć, kiedy wydała rozkaz. Byłam już nieźle wkurwiona i nie zamierzałam jej słuchać. Czekałam tylko, aż jeszcze raz zdrobni moje imię.
- Kazałam ci coś zrobić, Madziu! - krzyknęła z dezaprobatą.
- Nie! Jesteś popieprzona! Nie widzisz, że ją to boli? Przecież Paweł ją gwałci.
Chłopak znieruchomiał przerażony, jakby dopiero wypowiedzenie tego słowa, obudziło w nim sumienie.
- Zapominasz się, koleżanko. - Caryca podeszła bliżej. - Jeżeli w tej chwili nie wykonasz mojego polecenia, jutro możesz nie przychodzić do pracy.
- Wolę jebać w spożywczaku niż dłużej znosić twoje chore fantazje.
- Jak śmiesz…
Wzięła długi zamach, a ja skuliłam się w sobie, jednak do ciosu nie doszło. Kiedy otwarłam oczy, Paweł trzymał dłoń Katarzyny, którą z niedowierzaniem próbowała wyszarpać.
- Oboje jesteście zwolnieni!
Sanitariusz zupełnie mnie zaskoczył, kiedy wymierzył siarczysty policzek dyrektorce. Miałam go za spokojnego mężczyznę, a teraz patrzyłam na wzburzonego mięśniaka, który chyba sam był przerażony własną reakcją. Opamiętałam się i postanowiłam działać.
- Przytrzymaj ją.
Posłuchał, chociaż wyczytałam wątpliwości w jego spojrzeniu. Dopiero gdy zobaczył mnie przed komputerem, załapał, co chcę zrobić. Wszyscy wiedzieliśmy, że trzyma nagrania na komputerze, gdyż była na tyle bezczelna, by oglądać je od czasu do czasu, nawet przy głównej gwieździe takiego nagrania. Nie zajęło mi dużo czasu odnalezienie nagrań. Byłam przerażona ilością filmików, ułożonych w schludnym szyku, opisanych imieniem i nazwiskiem oraz datą. Spojrzałam na dyrektorkę, która szarpała się z Pawłem, po czym usunęłam filmy.
- Posadź ją na krześle, albo nie, połóż na biurku. I trzymaj mocno.
Chłopak miał zmieszaną minę, ale chyba podejrzewał, co zamierzam, gdyż bez słowa wyłożył szarpiącą się kobietę. Była zbyt drobna, by móc stawiać jakikolwiek opór. Przeszukałam szafki i wyciągnęłam największe wibratory, jakie znalazłam. Chłopak już wiedział, co planuję i tylko diabelsko się uśmiechnął. Przycisnął dyrektorkę mocniej.
Bez odrobiny delikatności wsadziłam pierwszy wibrator w cipkę. Zawyła krótko i próbowała protestować, więc szybko wepchnęłam kolejnego w jej gardło. Zawiązałam majtkami, by nie wypluła go i wróciłam do odbytu. Na początku bawiłam się dildo, lekko naciskając otwór, co wzmagało jej krzyki, teraz skutecznie stłumione. Wreszcie pchnęłam z całej siły, obserwując z lubością jak wygina się, a wrzask więźnie w gardle. Wreszcie opadła półprzytomna.
- Trzymaj ją, muszę zrobić zdjęcie.
- Tylko mnie nie sfotografuj.
- Nie martw się.
Wyciągnęłam telefon i zrobiłam kilka zdjęć, unikając uchwycenia twarzy Pawła. Kiedy skończyłam, spoliczkowałam Katarzynę, by skupiła się na mnie.
- Od dzisiaj skończysz z tym szaleństwem. Będziesz wykonywała moje polecenia, albo te zdjęcia - pokazałam jej komórkę - trafią do mediów. Zrozumiałaś? Pokiwaj głową. - Widząc rezygnację i zgodę w jej oczach, uśmiechnęłam się zwycięsko. - I jeszcze jedno: nie waż się już mówić do mnie Madziu.
Zbliżyłam się do Lili i wyszeptałam do ucha:
- Wychodzimy na pół godziny.
Przez mrok bólu i szaleństwa przebił się płomyk zrozumienia. Wyszliśmy z Pawłem, zamykając za sobą drzwi. Nie zostałam, by zobaczyć, co Lili zrobiła swojej oprawczyni, ale po wszystkim, Caryca Katarzyna stała się inna osobą. Jej pewność siebie rozpłynęła się we wstydzie. Chyba odzyskała odrobinę świadomości, gdyż dotarło do niej, jakich czynów się dopuściła. Wiem, że podjęłam wtedy wielkie ryzyko, oddając się rozszarpującymi od wewnątrz emocjami. Jednak za każdym odważnym krokiem, kryje się cień szaleństwa. Może wkrótce przypomnę carycy, jak źle postępowała?