Udana transakcja (I)
17 września 2019
Szacowany czas lektury: 4 min
Zdecydowałam o tym pół roku przed obroną licencjatu. Miałam plany i marzenia. Jedyne, czego nie miałam to pieniądze, tak bardzo potrzebne do ich spełnienia. Dlatego zaczęłam myśleć jak je zdobyć. W głowie miałam różne plany – skok na bank, zabicie krewnych i ucieczka z oszczędnościami rodziny lub szantaż znanej osoby jej nagimi zdjęciami. Wszystkie nielegalne i zbyt ryzykowne. Dlatego też nie brałam ich zbyt serio. Mogłam też ciułać grosz do grosza, inwestować te grosze w lokaty, ale zapewne do końca życia nie uzbierałabym odpowiedniej sumy. No, może i uzbierałabym, ale na starość raczej pożytku bym z nich nie miała, za to miałabym poczucie straconego czasu, nie przeżycia życia tak jak chce. I nie wykorzystania wszystkich możliwych opcji.
Pewnego zimowego wieczoru surfowałam po Internecie, z nudów przeglądając różne strony. W pewnym momencie na górnym banerze zobaczyłam reklamę. Była bardzo kolorowa, z zachęcającymi hasłami, przykuła więc moją uwagę. Postanowiłam odwiedzić reklamowaną stronę, kliknęłam na baner i w ten sposób trafiłam na stronę z anonsami. Nie były to jednak zwykłe ogłoszenia. Dziewczyny oferowały tam to, co miały najcenniejsze – własną cnotę. Miałam już 22 lata i nadal pierwszy raz przed sobą. Nie chciałam tego robić, ale chęć osiągnięcia tego, co wtedy wydawało się nieosiągalne była ogromna. Jednak nie zdecydowałam od razu. Szybko opuściłam tą stronę i poważnie zaczęłam się nad tym zastanawiać. Rozważać za i przeciw. Podobała mi się myśl zarobienia całkiem szybko dość dużej sumy pieniędzy. Ale były też pewne minusy. Szczerze mówiąc to było ich znacznie więcej. Bałam się, że to pierwszy krok do prostytucji. Bałam się, że nie będzie mi się podobało i już do końca życia seks zamiast z miłością i przyjemnością będzie kojarzył mi się z bólem. Bałam się, że będę już po wszystkim czuła do siebie wstręt i obrzydzenie, że nie będę mogła spojrzeć sobie w oczy przed lustrem i że będę żałowała tego, co zrobiłam, ale będzie już za późno, nie będę mogła już nic zrobić, cofnąć czasu i zmienić biegu wydarzeń. Po prostu nie wiedziałam jak zareaguję.
Kilka tygodni biłam się z moimi myślami. Wyobrażałam sobie jak by to było. Czy w ogóle będę w stanie coś takiego zrobić. Oddać się obcemu facetowi. W końcu stwierdziłam, że jest to jakieś rozwiązanie. Ale niczego do końca nie byłam pewna. Weszłam ponownie na tą stronę. Czułam, jakbym robiła coś złego. Wtedy stchórzyłam. Ale za parę dni przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wydał mi się on całkiem rozsądny. Mianowicie, zalogowałam się na stronie, umieściłam swoje ogłoszenie, ale podałam horrendalną sumę – 150 tys. euro. Myślałam…miałam cichą nadzieję, że nikt na nie nie odpowie. Za taką cenę tylko szaleniec zgodziłby się. Zapytasz, po co w takim razie zamieszczałam ogłoszenie, jeśli nie chciałam, żeby ktoś na nie odpowiadał? Mianowicie po to, żeby mieć poczucie zrobienia wszystkiego, co było można, wykorzystania wszystkich możliwych opcji, a ta do takich należała. W razie czego, gdyby ktoś jednak był tym szaleńcem i odpowiedział, zdobyłabym potrzebne pieniądze. I jedna i druga opcja nie była zła. Ale był jeden warunek, który sobie sama narzuciłam. Otóż ogłoszenie to miało być aktualne tylko pół roku. Jeśli w tym czasie nikt się nie zgłosi, obiecałam sobie porzucić ten szalony pomysł. Zapisałam w kalendarzu datę założenia i usunięcia ogłoszenia, żebym nie zapomniała. Nie wierzyłam w to, że się uda.
I faktycznie tygodnie mijały, a ja nie dostawałam odpowiedniej propozycji. Owszem dochodziły wiadomości od zainteresowanych, jednak proponowali mi oni w nich dużo niższe kwoty. 20, 50 tys. zł. Na wszystkie odpisywałam, że suma, którą podałam w ogłoszeniu jest ostateczna i nienegocjowalna. Potem była sesja, miałam inne sprawy na głowie, długo nie zaglądałam do skrzynki. Gdy przeglądałam kalendarz przypomniałam sobie o dacie usunięcia ogłoszenia i dopiero wtedy się zalogowałam. Było to tydzień przed terminem, ale pomyślałam, że i tak już żadna oferta, która by mnie interesowała nie przyjdzie, więc postanowiłam przy okazji zakończyć tą zabawę. Trochę wiadomości się uzbierało, ale moją uwagę zwróciła tylko jedna – ostatnia. Była inna niż wszystkie. Nie tylko przez styl wypowiedzi, ale też, co mnie bardzo zaskoczyło, autor zgodził się na podaną przeze mnie sumę! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Zadbał o wszystkie szczegóły, podał miejsce, godzinę i dzień. Miałam tylko wysłać maila zwrotnego, że potwierdzam swoje przybycie. Wtedy też miała wpłynąć na konto pierwsza część pieniędzy. Drugą miałam dostać po spotkaniu. Spanikowałam. Nie odpisałam od razu. Strasznie się przestraszyłam, bo teraz to stało się takie realne. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Przed oczami ciągle miałam wagę, na jednej szali moja cnota, na drugiej pieniądze, które teraz były niemalże w zasięgu mojej ręki. Później trochę się rozmarzyłam, o tym, że mam wymarzony dom, auto, że w końcu jestem samodzielna i niezależna. Wiedziałam, że teraz albo nigdy i szybko odpisałam, że wszystko mi pasuje i że będę na pewno.