Tygrys
6 lutego 2012
Szacowany czas lektury: 20 min
16. września - niedziela. Jest kilka minut po godzinie 22.00. Kornel ma dziś imieniny, ale prawdziwe obchody były już w piątek. Dziś wypił samotnie piwo i czyta "Proch z papustą". Książka to dla Kornela zjawisko z dziedziny eksponatów muzealnych, ale tym razem czuje, że nie traci czasu - co chwila parska śmiechem. Autor musi być nieźle zakręcony! Lekturę przerywa dźwięk telefonu. Kto dzwoni o tej porze? W słuchawce niespodzianka. Kobiecy głos. Laska nie przedstawia się. Mózg Kornela pracuje na pełnych obrotach i eureka!!! To Urszula. Czego chce w środku nocy???
- Kornel - proszę przyjdź do mnie - ważna sprawa - nie, nie jutro - teraz!
- O co chodzi?
- Musisz przyjść. Teraz!!! To nie rozmowa na telefon.
Urszula to żona Roberta a Robert to kolega z pracy. Były kolega - szef zwolnił go dokładnie w pierwszym dniu wiosny. Teraz Robert jest przedstawicielem handlowym w firmie farmaceutycznej. Kornel poznał jego żonę przed kilkoma miesiącami. Siedzieli podczas ostatniego balu sylwestrowego przy jednym stoliku. Kornel poszedł tam z taką dziunią, której imienia nie pamięta. Nigdy nie zapomni, jak Ula wtedy, przy stoliku, intensywnie wpatrywała się w jego źrenice... Chyba zaiskrzyło między nimi. Nie potrafi zapomnieć jej spojrzenia, a kiedy tańczyli, przytuleni, przesunęła dłoń na jego spodnie... tak po prostu...
Kornelowi wtedy zagrała fujara... Nie, nie chciał tego, ale nie potrafił opanować naturalnego odruchu... Czuł zażenowanie... Co z tym zrobimy, tygrysie - szepnęła mu do ucha? - Wyraźnie prowokowała albo robiła sobie żarty. Odprowadził Ulę do stolika i już nie poprosił jej do tańca... Może nawet byłby się zdecydował, bo intrygowała go niespodziewana sytuacja, ale dziunia okazała irytację. Awantura wisiała na włosku. Babska intuicja, czy po prostu coś zauważyła?
O trzeciej nad ranem lekko zawiani wyszli z sali balowej. Cmok, cmok na szczęśliwy nowy rok i "Dobranoc Ula". Dżentelmen Kornel odprowadził dziunię do mieszkania jej znajomych. Oczywiście, było bzykanko. Leżała nieruchomo, jak mumia. Zero reakcji, westchnień czy przyspieszonego tętna... Nie, nie była pijana. Posłusznie wykonywała polecenia, kiedy kazał jej rozszerzyć uda, czy przenieść ręce nad głowę. Nieruchome oczy Dziuni wlepione były w sufit, totalnie nieobecne. O co ci chodzi - zapytał w końcu... Nie odpowiedziała... Westchnęła głęboko... Kończ już, chcę spać... Zwiększył intensywność ruchów... szalał... i nic... penis stawał się miękki i coraz bardziej niezdatny do użytku... Zabiorę się rano za ciebie, nadrabiał miną, z poczuciem męskiej porażki w głosie... i zasnęli jak para obcych ludzi.
Nad ranem Kornel przystąpił do spełniania obietnicy. Czy czuł pociąg? Nie, raczej zżerała go ambicja a poza tym akurat mu stanął i głupotą było z tego nie skorzystać, skoro naga dziunia leżała obok. Tym razem nie zastanawiał się nad jej skomplikowaną psychiką, tylko po prostu zabrał do roboty. Dziunia, o dziwo zaskoczyła... może śniła akurat o księciu z bajki i jej sen przemieszał się z jawą? Nie, nie były to żadne wodotryski doznań erotycznych, ale, było OK! W dolnej strefie stanów średnich - tak by powiedzieli w komunikacie o stanie wód. Zadzwonię mała powiedział, kiedy już się naprawdę wyspał i.... adieu... Nigdy więcej się nie spotkali.
Urszulę widywał co kilka dni. Oboje udawali, że w pamiętnego Sylwestra nic się nie wydarzyło. Robili zakupy w tym samym sklepie, witali się wtedy krótkim "cześć". Raz nawet, w kwietniu chyba, Kornel poszedł do nich do domu - do firmy dotarły upominki od dostawcy a Robert już u nich nie pracował. Kornel zaniósł mu butelkę i dziadka do orzechów - wymarzony upominek kwietniowy. Roberta nie było. Ula, szczerze zaskoczona wizytą, zaproponowała, aby natychmiast otworzył butelkę, ale odmówił. Śpieszył się. Zresztą, po pierwsze - nie jej butelka a po drugie - przyjechał autem.
Teraz szedł do niej, zaintrygowany nocnym telefonem. Szedł w ciemności, do oddalonego o kilkaset metrów budynku, w którym mieszkała. A jeśli to nie ona telefonowała? Jeśli źle rozpoznał? Zadzwoni, otworzy mu Robert i co wtedy powiedzieć? Że myślał, że jego żona chce go widzieć w środku nocy? Głupota... nie... powie, że pilnie potrzebuje pożyczyć stówę... Uff. Dobry pretekst... Domofon, schody, drugie piętro... Drzwi uchylone. Ula stoi, oparta o futrynę. Ubrana w łososiowy szlafroczek, dość śmiało rozchylony. Pod spodem biała koszulka odsłaniająca prawie całe udo... Wystarczy kawałek przesunąć... Długo musiała to studiować... Jest śliczna - delikatny makijaż, fryzura... hm... długie blond włosy, ale nie jest to fryzura anioła, czy grzecznej dziewczynki. Zapach... niesamowity... W pokoju panuje półmrok rozjaśniany światłem trzech świec. Kornel oderwał wzrok od Uli i rozejrzał się po mieszkaniu. Było, jak przypuszczał. Żadnych osób trzecich. Patrząc na Ulę poczuł, jak w jego ciele dzieje się to samo, co w ciele tygrysa, szykującego się do skoku na ofiarę. Opanował się.
O co tu chodzi - myśl była natrętna. Usiedli przy ławie, naprzeciwko siebie. Ciarki przeszyły znów kręgosłup. Poczuł to samo spojrzenie, głęboko w źrenice...Urszula potrafiła tak niezwykle prowokować wzrokiem. Odwzajemnił spojrzenie i starał się nie mrugnąć powiekami. Jej oczy były zielone, błyszczące i śmiałe. Jednak wygrał! Nie wytrzymała - pierwsza opuściła wzrok...
Nie przyjechałeś autem, mam nadzieję - powiedziała lekko speszona porażką. Otwórz proszę - wskazała butelkę czerwonego wina. Poznajesz tę butelkę? Zachowałam ją na specjalną okazję. Wszystkiego Najlepszego!
Dziękuję - Kornel zajął się butelką i za chwilę czerwony płyn wypełnił kieliszki. Wznieśli toast za zdrowie solenizanta. Urszula przechyliła kielich inaczej, niż zwykły to robić ułożone panienki... Ujęła go zdecydowanie i po prostu wypiła do dna, jak ruski oficer.
Co się dzieje - Kornel nie mógł się doczekać.
Trudno mi o tym mówić Kornelu. Będę szczera, ale niech to zostanie między nami, proszę? Nie kocham Roberta. Wiesz, on przynosi pieniądze do domu, jest dla mnie dobry, ale nie ma między nami chemii, wiesz o czym myślę. Wyszłam za niego z litości - chodził za mną, prosił, płakał godzinami na klatce schodowej, pod moimi drzwiami.... Teraz, coraz bardziej zdaję sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłam. Nie rozumiemy się... Wcale... Ja kocham muzykę... on jej nie czuje. Ja pragnę poezji, on schabowego i sportu. Wiesz, o czym mówię?
Kornel kiwnął głową. Miał w głowie kilka dobrych rad, ale ugryzł się w język. "To straszne, co mówisz..." Powiedział. Pochylił się w jej kierunku i słuchał...
Jej źrenice wwiercały się znów w jego oczy. Tak patrząc kontynuowała...
Kornelu, ja chcę mieć dziecko, ale nie chcę dziecka z nim, on jest taki obcy, a do tego nawet go nie lubię, nienawidzę... Przede wszystkim on jest dla mnie obcym facetem, z porąbaną psychiką... W życiu nie będzie ojcem mojego dziecka!!! Potrzebuję prawdziwego mężczyzny, zdecydowanego, takiego, który coś w życiu osiągnął, który potrafi oczarować kobietę, potrafi o nią dbać i potrafi kochać. Kornelu - ja... Nie wiem, jak to powiedzieć... Nalej mi jeszcze...
Kornel milcząc uzupełnił stan jej kieliszka. Dobrze, że go o to poprosiła. Musiał się czymś teraz zająć. Nie był gotów na takie zwierzenia.
Kornelu - ja chcę mieć dziecko z tobą. Ja jestem dziś twoim prezentem imieninowym. Chcę się z tobą kochać.
- A Robert co na to - może to głupie, co Kornel powiedział, ale... tak jakoś mu się powiedziało.
- Robert wyjechał. Remontuje w Grecji jakąś marinę. Wróci za dwa tygodnie.
- Zaskoczyłaś mnie, nie wiem, jak się zachować.
- Powiem tobie coś jeszcze. Wiesz, oprócz tego, o czym powiedziałam, ja... ja chcę, zobaczyć jak to jest naprawdę... z tym seksem. Robert jest moim jedynym facetem... Nie wiem, jak to jest, kiedy laska drży z pożądania i doznaje spazmów, kiedy... kiedy odda się samcowi... Powiedz, jak może podniecać kobietę facet, który pyta, czy może dotknąć mnie tu, czy tam - wiesz o czym myślę... Nienawidzę tych małżeńskich zbliżeń... To przykry obowiązek. Nie cierpię tego, nie-na-wi-dzę... Ty jesteś taki... samiec... Kornel!! Ja proszę, żebyś się ze mną kochał. Chcę, żeby mi dym poleciał uszami - no kiwnij chociaż głową, że rozumiesz? Dlaczego niczego nie powiesz?
- Ula - nie potrafię... przecież jesteś żoną mojego kolegi
- Wypij. Ja tobie pomogę.
Urszula włączyła gramofon. Autentyczny gramofon, z którego popłynęły dźwięki starego tanga. Chodź - powiedziała. Pociągnęła go delikatnie za rękę. Wstał ociągając się... Był pewien, że powinien teraz wyjść, ale nie potrafił. Ula przywarła do niego... Tańczyli przez chwilę przytuleni... Poczuł, że guziki jego koszuli są już rozpięte. Kiedy ona to zrobiła? Jej delikatna dłoń przesuwała się po jego piersi...
Zdejmij - szepnęła zsuwając jego koszulę z ramion. Pomógł nieco, ale koszula sama przeniosła się na podłogę. Teraz ona odrzuciła szlafroczek i przywarła do jego nagiego torsu. Czuł przez koszulkę jej ciepło, nie potrafił powstrzymać swoich dłoni, które przesuwały się po jej szyi, ramionach i wreszcie wsunęły pod koszulkę i przesunęły po pupie w kierunku pleców, zatrzymując na łopatkach. Nie dotykał jej piersi, chociaż wymagało to od niego nieludzkiej siły woli... Wystarczyło ją tylko obrócić i wsunąć dłoń pod koszulkę, albo jeszcze lepiej - przesunąć po brzuchu w dół... W końcu silna wola okazała się zbyty słaba... Czuł, jak w jego dłoniach rosną jej piersi, a sutki doskonale sprężynują... Jeszcze chwila i będzie za późno... Dłoń już zsunęła się w dół. Była podniecona... Bardzo...
Ręce Urszuli rozpięły tymczasem pas jego spodni. Rozluźniła je i teraz masowała dłonią jego pośladek... Chyba sprawiało jej to przyjemność, bo przymknęła oczy z lubością... Jej dłoń przesunęła się na fujarę... Coraz większą... Trzymała ją teraz oburącz... a i tak nie była w stanie objąć całej.
Zdejmij wszystko - szepnęła - proszę.
Kornel był tak uprzejmy, że spełnił jej prośbę. Stał za nią nagi, w świetle świec, w dźwiękach tanga. Odwróciła się. Wydawał się jej taki samczy... nawet bardzo...
Tygrysie, powiedziała - mam fantazję, że taki świetny obcy samiec rzuca się na mnie i mnie wykorzystuje... Zrób to proszę. Weź pas do ręki i wyglądaj groźnie... ale nie rób mi krzywdy, nie chcę bólu... I jeszcze jedno jeżeli zechcesz podrzeć na mnie koszulkę, to proszę... Zabierz się do roboty tygrysie...
Kornel pochylił się i wysunął ze spodni pas. Złożył na pół i uderzył w swoje udo. Dźwięk był głośny, a udo nieco się zaczerwieniło.
Doigrałaś się mała - powiedział zmienionym głosem, aż zadrżała, bo było to tak nieoczekiwane. Nie podoba mi się twoje zachowanie. Podejdź tu.
Urszula nie drgnęła. Kornel uderzył w udo po raz wtóry i widząc brak reakcji sam podszedł do niej. Co ty sobie myślisz, mała... Jak mówię podejdź, to co masz zrobić?
Urszula patrzyła na niego zdziwionymi oczami. Takiego go nie znała.
Kornel pochwycił jej koszulkę w okolicach szyi i szarpnął silnie. Rozległ się głośny trzask rozrywanej tkaniny. Odwrócił Ulę tyłem do siebie i objął jej biodra pasem. Ścisnął niezbyt mocno i zapiął. Powyrzucał resztki koszulki i trzymając za pas w okolicy jej pupy, pociągnął dziewczynę w kierunku łóżka. Przemieszczała się tyłem, a kiedy traciła równowagę, Kornel przywracał ją do pionu i wlókł dalej.
Zatrzymali się w drugim pokoju, przed dużym podwójnym łożem. Kornel postawił Ulę przodem do łóżka i wymierzył jej lekkiego klapsa w pośladek. Mała - powiedział - jak będziesz nieposłuszna, to dostaniesz mocniej! Jasne? Nie odpowiedziała. Pytam, czy jasne - teraz klaps był silniejszy, bo pupa Uli zaczerwieniła się. Tak - odpowiedziała cicho. Chyba mi się to nie podoba - dodała. To twój problem - Kornel nie miał ochoty tym się przejmować, leżał już na wznak na łóżku, ze sterczącą ku górze fujarą. Czekam, Mała - powiedział - do roboty!!!
Ula wsunęła się na kołdrę, pochyliła nad maczugą Kornela i delikatnie masowała ją dłońmi. Była ciepła i sztywna... Urszula czuła jak w jej brzuchu rozpędza się wibrujący generator, który za chwilę rozsadzi jej ciało... Czuła, jak gdzieś w Tajlandii drży ziemia i jak to drżenie dociera już do fundamentów jej domu... Za chwilę obrazy pospadają ze ścian...
Ujęła maczugę w usta... Widziała to kiedyś na filmie... Chyba nie sprawiało jej to przyjemności, ale Kornel tak głęboko oddychał... Dobrze, mała... pochwalił ją. Staraj się... Wykonała kilka podłużnych ruchów ustami, coraz głębiej... nie, za chwilę się udusi...
Przestań - usłyszała - wskakuj! No prędzej, słyszysz co mówię?
Urszula uniosła się i... Nie, nie wskoczyła... Przełożyła udo nad Kornelem i delikatnie zbliżyła jego maczugę do swojej dziurki. Czekała. Niech teraz samiec prosi.
Poproś powiedziała... Tygrysie.
Chyba ci palma odbiła, mała - usłyszała. Masz to natychmiast zrobić! No, już!
Pochwycił pas na jej biodrach i silnie pociągnął w dół. Bezskutecznie.
Poprosisz tygrysie, albo zorganizujesz sobie seks we własnym zakresie. Urszula odzyskiwała pewność siebie. No, czekam... Liczę do trzech. Raz...
Do dwóch nie doliczyła. Kornel podniósł się. Usiłowała przycisnąć go do łóżka ciężarem swojego ciała, ale był silny... Przewrócił ją na wznak... Rozchylił kolanami jej uda i teraz to on dyktował warunki. Naraziłaś się mała - pochwycił jej brodę, aby musiała patrzeć w jego kierunku i drażnił swoim orężem jej dziurkę. Patrz mi w oczy - zażądał. Wsuwał go powoli, nie śpiesząc się. Nie zamykaj oczu - patrzył w jej źrenice. Nie mrugaj!!! Ręce połóż na moje ramiona - wykonała polecenie. Była podniecona do granic możliwości... Nie, nie wypełnił jej, jak się spodziewała... wycofał swój oręż i trzymał go w stanie gotowości tuż przy wejściu.
A teraz mała ty poprosisz, żebym cię przeleciał - jasne? - No czekam!
Milczała.
Kornel zakręcił swoim orężem kilka delikatnych ósemek w okolicach jej dziurki. Urszula drżała.
Ręce nad głowę - zażądał. Pochylił się i polizał jej pierś a następnie delikatnie nadgryzł jej sutek... Proś, mała, albo to ty będziesz miała seks w zakresie własnym...
Zostaw mnie... Nie chcę... Przekomarzała się... Proszę mnie zostawiiiii... Tak ,tak... Ja ja... jak cudownie... Aaaaaaa...
Kolejne ósemki spowodowały, że jej usta wyrzuciły z siebie coś, co świadczyło o zwierzęcym niemalże pożądaniu... Wsadź go wreszcie tygryyyyyy...
Kornel wsunął delikatnie, kilka milimetrów... I znów wysunął kręcąc ósemki...
Nie wytrzymam... Proszę, proszę... Krzyczała - Całym zdaniem, mała - Ja Urszula Olszańska, biorę ciebie Kornelu za samca i ślubuję bzykać się z tobą, kiedy tylko będziesz miał na to ochotę - powtórz...
Urszula powtórzyła, jak kazał. Wtedy nadszedł kataklizm. Twardy pal wbił się w jej trzewia i bombardował... Nieustannie... Wbijał się w całe jej ciało, w umysł, w cały jej świat...
Gwiazdy spadały z hukiem z nieba, horyzont wirował, a trzęsienie ziemi dotarło akurat teraz z Tajlandii i fala uderzeniowa walnęła w brzeg Bałtyku. Wszystkie falochrony popękały, Tsunami szalało... Zabierało wszystko, co napotkało na swojej drodze... Urszula krzyczała... We wszechogarniającej eksplozji płynęła z samcem przez wirujący, rozedrgany wszechświat, prosto w świetlisty tunel... Na końcu był spokój... Pal wiotczał a oprawca zabierał go w diabły... Zanurzając się w niebyt poczuła jeszcze dłoń samca na swojej piersi... Była zdecydowana zatrzymać ją Urszulę przy sobie i nie oddać nikomu. Było to przyjemne...
Obudziła samca około trzeciej nad ranem: Kornel, Kornel, śniło mi się, że Robert wrócił... Musisz iść. Wstawaj i idź proszę... nie możesz tu teraz być.
Kornel bez słowa wstał, szybko ubrał się i już stał przy drzwiach. Urszula podeszła. Cieplutka i naga... Podniecająco piękna... Przez głowę Kornela przemknęła myśl, że właśnie teraz powinien pozostać i pokazać jej prawdziwy seks. Idź już - powiedziała. Coś ją przestraszyło. Wyraźnie się bała... Pocałował jej usta na pożegnanie... Idź cicho - prosiła - sąsiedzi śpią - dodała tonem usprawiedliwienia - będę tęsknić. Drzwi otworzyły się i zamknęły równie cicho. Ciekawe, że jej przeraźliwy krzyk rozkoszy nie przeszkadzał sąsiadom w spoczynku nocnym, a przeszkadzać mogły kroki na schodach... Ale to nie Kornela problem...
Za mniej więcej miesiąc w mieszkaniu Kornela niespodziewanie pojawił się Robert. Napij się, nie będzie to przyjemna rozmowa, powiedział po wymianie grzeczności i uwag na temat sytuacji w firmie. Wyciągnął z teczki dwie szklaneczki i wlał do nich wódkę. Nie wiem, co tobie Ula naopowiadała, ale powiem ci, jak jest naprawdę. Nie możemy mieć dziecka. To ze mną coś jest nie tak. Jeżdżenie do tych różnych klinik, to strata pieniędzy i czasu, więc zdecydowaliśmy się na koguta zastępczego. Padło na ciebie. Termin wybraliśmy precyzyjnie, na pewno dobrze się bawiłeś - Ula jest dobra w te klocki. I powiem ci, że możesz sobie pogratulować. Spóźnia się jej okres.
Niestety Kornelu - nie mogę dopuścić myśli, że miałeś moją kobietę. Nie chcę, aby moje dziecko kiedyś mówiło do Ciebie TATO. Tak przecież może się zdarzyć - nie zaprzeczysz. Z tym muszę sobie poradzić. Mam rozwiązanie, ale wymaga czasu...
- O czym mówisz?
- Idę już - chcę ci osobiście powiedzieć, że więcej się z Urszulą nie spotkacie. Pamiętaj. Chcę, żebyś wiedział, że ja nie mam do ciebie żalu ani pretensji. W tej kopercie jest list do ciebie. Przeczytasz go, to zrozumiesz więcej. Bywaj!
Kornel milczał, kiedy Robert wychodził bez podania ręki. Koperta była duża, ze sztywnej tektury. Kilka minut zajęło, zanim dostał się do jej środka. We wnętrzu była druga, oklejona taśmą klejącą... było ich klika - jedna w drugiej. Sześć, albo siedem. Co to za wygłupy - Kornel odczuwał zniecierpliwienie... Jest kartka...
- Właśnie żegnam się ze światem - przeczytał - CO??? Co takiego - o co chodzi?
Udało mi się dokonać alkalicznej hydrolizy ergotaminy i erginy. Posmarowałem tym brzeg kieliszka.... I wypiłem z niego ostatnią wódkę.
To koniec mojej drogi. Czekam na potwory, które będą chciały mnie pożreć, sprawdzę, czy moje ręce i nogi rzeczywiście powyginają się w bólu... Prawdopodobnie pełen strachu wyskoczę przez balkon. Zawsze marzyłem, aby latać, jak ptaki, dlatego taki rodzaj śmierci wybrałem. Nie mogę dłużej żyć w poczuciu winy. Żegnaj świecie...
Podpisano KORNEL - ŚWINIA.
O cholera - Kornel pobiegł do łazienki i dokładnie wypłukał usta. Nie czuł żadnego smaku, chociaż... Teraz wydawało mu się, że czuje na przemian wszystkie. Zamknąć balkon... Jak zdemontuję klamkę, to nie będę mógł otworzyć... Gdzie klucz imbusowy?? Koniecznie zastawić stołem drzwi balkonowe... Działał szybko. A teraz jak najdalej od balkonu... Nie otwierać... Gdzie telefon... Został w samochodzie... Kornel podszedł do drzwi wejściowych. Klamka nie pozwalała się nacisnąć... Co jest - Czy Robert zablokował klamkę od drugiej strony... Jak? Sąsiadka!!!! Kornel pochwycił drewnianą figurkę Ledy z łabędziem i z całej siły walił w ścianę. Monika!! Monika!!!!...
Monika była sąsiadką od niedawna. Pracowała w banku. Namawiała go kiedyś na kartę kredytową, ale odmówił. Była atrakcyjną, krótko ostrzyżoną laseczką przed trzydziestką. Wszystko na swoim miejscu... Włosy ostatnio czerwone, ale to zmieniało się co kilka dni. Samotna.
Kroki na klatce schodowej informowały, że sąsiadka właśnie wyszła z mieszkania. Teraz zadzwoniła do jego drzwi. Nacisnęła klamkę i weszła. Kornel ucieszył się - jak się cieszę, że panią widzę...
- Oszalał pan - tak hałasować w środku nocy - co robił ten kij pod klamką? Jakiś dowcip?
- Pani Moniko proszę, niech pani wejdzie - nie mogę zostać teraz sam.
- Pogięło pana? Przepraszam, ale ja muszę się wyspać. Rano idę do pracy. Dobranoc!
- Proszę, bardzo proszę... Potrzebuję pomocy. Niech pani poświęci mi kilka minut
No dobrze - chwila. Monika wróciła na klatkę schodową, zamknęła swoje drzwi na klucz i ponownie przekroczyła próg Kornelowego mieszkania.
Nie mam zwyczaju odwiedzać mężczyzn w nocy i to w cienkiej koszulce i szlafroku. Czuję się zakłopotana.
Proszę niech pani przeczyta. Kornel podał jej kartkę ze swoim listem pożegnalnym.
Długo nad tym pan myślał? To jakiś podstęp? Nudziło się panu i co? Kobieta potrzebna? Padło na mnie, bo jestem najbliżej? Doprawdy - wywarł pan piorunujące wrażenie, ale teraz już naprawdę wracam do domu...
A ten kijek sam sobie wstawiłem pod klamkę? Nie, nie może mnie pani zostawić. Wie pani o co chodzi - jedna dziesiąta ziarenka piasku tego świństwa wystarczy, aby wywołać halucynacje, a ja nie wiem ile tego zlizałem ze szklanki. Pani Moniko - proszę mnie nie zostawiać... ja... ja potrzebuję pani. Ja... ja boję się.
To może zadzwonię po pogotowie albo policję
Nie, proszę nie. Niech pani mnie przywiąże do łóżka. To przecież szybko minie... a jak już się uspokoję to pani mnie odwiąże. Proste?
Nie jestem gotowa na takie eksperymenty.
Proszę... Chce pani, abym się zabił, skacząc z balkonu?
A niech się pan zabije... no nie, żartowałam. Czym pana przywiązać?
Tu proszę - tu są paski do spodni, krawaty... kable jakieś... czymkolwiek.
Proszę, niech się pan położy. W ubraniu? Może pan być w ubraniu, mnie tam wszystko jedno, ale będzie niewygodnie... Niech pan to zdejmie. O tak - w bokserkach jest zdecydowanie lepiej. Proszę podać rękę. Silna ręka, druga... Teraz noga... druga... Jaki pan umięśniony... ćwiczy pan na siłowni? Ja trochę chodziłam, ale drogo było...
Teraz jeszcze zawiążę panu oczy. Spokojnie... zrobimy opaskę ze swetra. Nożyczki - zaraz przyniosę. Ma pan już te omamy?
Nie, oczy proszę zostawić... nie potrzebuję opaski...
Monika oddaliła się do kuchni, aby wkrótce powrócić. Są nożyczki... Opaska gotowa.
Kornel leżał nieruchomo, związany dokładnie i z opaską na oczach. Nie odczuwał żadnych sensacji. Co z tymi halucynacjami?
Wiesz Kornelu - odezwała się Monika, pierwszy raz przez "ty" - kiedy tak patrzę na związanego prawie nagiego chłopa... mam dziwne uczucia - powiedziała. Po pierwsze - dlaczego on jest "prawie" nagi. Z tym "prawie" zaraz sobie poradzimy... Zwykle mężczyźni wykorzystują dziewczyny... Ale tym razem to ja nie mogę sobie odmówić... dziś ja ciebie wykorzystam, samcu.
Kornel poczuł na udzie ostrze nożyczek. Jego bokserki zostały sprawnie przecięte z obu stron. Wyszarpnęła je zdecydowanym ruchem. Leżał teraz jak go Pan Bóg stworzył, a do tego przywiązany do łóżka.
Jakie TO potrafi być malutkie... Pobawimy się w ogrodnika... Teraz ja rozbieram się, zdejmuję koszulkę, majteczki... Jestem całkiem naga... Dotknę ciebie cycuszkami... Kornel poczuł na klatce piersiowej dziwny dotyk w dwóch miejscach. Dotyk wędrował po jego ciele. Dłoń Moniki masowała delikatnie jego męskość. Męskość samoistnie nabrzmiała... O rośnie - ucieszyła się... całkiem ładnie rośnie... o matko - jak to się powiększyło... Mogłam zostać ogrodnikiem, zamiast męczyć się w tym głupim banku.
Szkoda, że widzisz, jak świetnie wyglądam bez koszulki - powiedziała. Naprawdę, szkoda... Mam świetną figurę i cycuszki... takie do rączki - siedemdziesiąt pięć ce... W sam raz do twojej dłoni... trudno... twoja strata. Monika przeciągnęła paznokciami po torsie Kornela...
Głaskała ciepłymi dłońmi jego uda i bicepsy... Piąstką uderzyła w kaloryfer na jego brzuchu... Była blisko, pochylona nad nim, bo Kornel czuł ciepło jej nagiego ciała. Czuł delikatne muskanie jej czerwonych włosów na swoim brzuchu... delikatnie drażniły najwrażliwsze miejsca, kiedy objęła ustami jego oręż i powolnymi, coraz głębszymi ruchami doprowadzała go do szaleństwa.
Oddychał głęboko.
Wystarczy, powiedziała... teraz coś dla mnie... usiadła na jego udach, Ujęła w dłoń jego maczugę i z wprawą nasunęła na nią gumkę. Masowała ją w dłoniach, jakby sprawdzając wytrzymałość na ściskanie... i po chwili nakierowała na cel... nasunęła się powolutku, ale całkiem do końca... Umieściła dłonie na piersiach Kornela i przesuwała się do góry i na dół, początkowo nieznacznie, ale z czasem coraz szybciej... Coraz szybciej, i jeszcze szybciej, aby nagle zwolnić, kiedy Kornelowa maczuga nabierała sztywności. Monika zastygała wtedy w bezruchu... i zaczynała galop od nowa.
Kornel nie wierzył zmysłom - może to już te halucynacje... Uszczypnij mnie - poprosił.
Proszę bardzo. Poczuł silny ból na piersi... i niespodziewane uderzenie w twarz... Dalej, dziki koniu, krzyczała ujeżdżając go, coraz silniej, pędziła jak oszalała na oślep... Kornel czuł, że długo tego nie wytrzyma... Nie kontrolował sytuacji a doznania były zbyt intensywne... Monika zatrzymywała się, kiedy jego maczuga nabrzmiewała do granic... kiedy czuł, że za chwilę eksploduje... i po chwili uspokojenia znów zabierała się do dzikiego galopu... Tym razem przekroczyła granicę, zza której nie ma powrotu..., zesztywniała. Od jej brzucha rozbiegły się drgające fale... drżała cała, trzęsła się... krzyczała... krzyczała tak głośno, że Kornel natychmiast powrócił z dalekiej podróży... nie, to nie był krzyk, to było nieludzkie wycie... Rozdzierające nocną przestrzeń nieludzkie wycie kobiety doprowadzonej do szalonej ekstazy...
Spadali oboje w czarną czeluść, lecieli wraz z nią w nicość. Krzyk cichł... on czuł tylko to spadanie... Ona wracała z dalekiej podróży. Wszystko rozmazywało się i stawało nieważne... Odlatywał...
Obudził go dzwonek. Leżał w ubraniu na kanapie... nigdzie nie było śladu pasków. Sweterek też był cały.
Podszedł do drzwi - otworzył - Dzień dobry sąsiedzie - za drzwiami uśmiechała się Monika. Ktoś panu wsunął kij pod klamkę - nie wyszedłby pan dziś z domu. Czy coś się złego działo w nocy - okropny krzyk słyszałam około trzeciej...
- Dzień dobry. Dziękuję – powiedział. Nie, nie wiem niczego, to nie u mnie - spałem jak zabity.
W porannym programie radiowym doniesiono, że Robert O. zginął tej nocy, potrącony przez autobus. Biegł w panicznym strachu środkiem ulicy i krzyczał coś w rodzaju... nie, zostawcie mnie...
A uczył ojciec - najgorzej to pomylić kieliszki - pij zawsze ze swojego!