Ilustracja: bmx22c

Titanic pod Warszawą

3 listopada 2023

Szacowany czas lektury: 7 min

Interesująco pisali ze sobą jakąś godzinę. Parę minut po dwudziestej drugiej Agnieszka przeczytała pytanie, czy ma ochotę spotkać się na żywo.

Jasne! – odpisała ziewając szeroko. – Jutro kończę pracę koło 18.00 i nie mam planów na wieczór.

Ale ja pytam o dziś?

Nie da rady, bo z dziś zostało nam niecałe dwie godziny, a poza tym jestem zmęczona – odpisała zgodnie z prawdą.

Chodzi o to, że ja jestem przejazdem i albo dziś albo nigdy.

No to nigdy ;)

Nie masz w sobie pierwiastka szaleństwa?

A co masz na myśli?

Szaloną noc z nieznajomym.

Kuszące…

Coś czuję, że będzie fajnie, bo dobrze nam się pisze i mam na Ciebie ochotę.

No nie wiem…

Trzeba kolekcjonować wspomnienia, żeby było co wspominać na starość, siedząc z kocykiem na kolanach.

Wyobraziła sobie siebie jako staruszkę siedzącą na tarasie i patrzącą w dal z lubieżnym uśmiechem, więc po chwili odpisała:

OK, gdzie?

Ja nie znam Warszawy zbyt dobrze. Jadę od południa, lepiej Ty zdecyduj.

23.30 na przystanku Mennica na Żelaznej.

Jak Cię rozpoznam?

Nie sądzę, żeby o tej porze był tłum, ale będę w czarnym płaszczu i szpilkach.

Dobra, ja będę granatowym volvo kombi.

OK. To spadam stąd, zapisz mój numer telefonu.

Do zobaczenia!

Pa!

 

Szybko sprawdziła rozkład jazdy; ostatni autobus odjeżdżał za dwadzieścia minut. Rzuciła się do łazienki. Wzięła prysznic, lekko poprawiła makijaż i psiknęła na szyję Addict Diora.

Bielizna biała czy czarna? – zastanawiała się, idąc do pokoju. A może sam płaszcz i szpilki?

Wpadła na szatański plan – jak ma być szaleństwo, to na maksa!

Siedziała w autobusie i bez majtek czuła się dziwnie. Miała wrażenie, że cały świat widzi ją nagą. Że czarny płaszczyk nie zakrywa dostatecznie dobrze, a nawet jeśli już, to ona sama swoim zachowaniem zdradza brak bielizny. Była piękna, ciepła, księżycowa noc. Im była bliżej, tym więcej wątpliwości zaczęło się rodzić w jej głowie. Ciekawe, czy przyjedzie? Może to taki erotoman gawędziarz i jadę bez sensu? A jeśli to zboczeniec? Albo porywacz? – Miała gonitwę myśli, jedna goniła drugą.

Była dziesięć minut przed czasem. Rozejrzała się. Na ulicy nie było żywej duszy; z rzadka przejeżdżały auta, nieopodal był postój taxi. To dobrze – odetchnęła z ulgą – jakby co, będę krzyczeć. Zaczęła spacerować wzdłuż wiaty; szpilki stukały miarowo w chodnik. Zatrzymał się ciemny samochód i kierowca, nie wysiadając z auta, zapytał: „Może gdzieś panią podwieźć?”. Nie było to granatowe volvo, więc grzecznie podziękowała i usiadła na ławeczce wewnątrz wiaty. Nie dziwne, że zaczepił – stwierdziła odkrywczo – spacerujesz jak panienka po pigalaku.

Czuła rosnący niepokój, gdy naraz podjechało właściwe auto. Właściciel włączył awaryjne i wysiadł.

– Radek, miło mi – przywitał się radiowym głosem.

– Agnieszka. – Przyjrzała mu się bacznie. Podobało się jej to co widzi. Wysoki, szpakowaty przystojniak z oczami jak pies husky. Na oko rówieśnik. Ubrany w białą koszulę, spodnie od garnituru i dobrej jakości skórzane buty, prezentował się naprawdę świetnie. Czuła zapach perfum, drogich perfum.

– To jak? Gotowa?

– Raz kozie śmierć! – odpowiedziała z lekkim drżeniem i uśmiechnęła się szeroko.

– Zatem zapraszam. – Otworzył przed nią drzwi pasażera.

 

Chwilę jechali w milczeniu. W tle leciała muzyka klasyczna.

– Nie będę ukrywał, że jestem pod twoim wrażeniem – powiedział.

Zarumieniła się.

– Jeśli to komplement, to dziękuję.

– Pod wrażeniem twojego wyglądu, bo wiesz, trochę w ciemno zagrałem, tak nieco intuicyjnie, że nie może być źle. No i jest nawet lepiej… A po drugie, zaimponowałaś mi odwagą. Miałem wątpliwości, czy będziesz.

– Jakby mnie nie było, to co byś zrobił?

– Pojechałbym dalej; jadę do Gdańska.

– To w jaki sposób pisałeś ze mną? – Zdziwiona odwróciła się w jego stronę.

– Po drodze zatrzymałem się na kolację i, czekając na zamówienie, wszedłem na czat.

Była podekscytowana, strach powoli ustępował i robił miejsce ciekawości.

– Jestem człowiekiem biznesu i lubię jasne sytuacje, więc od razu ci powiem, że mam żonę i nie szukam nowej – przerwał jej myśli. – Nie szukam też kochanki…

– To się świetnie składa; mi to pasuje.

– I na pewno nie masz żadnych pytań? – Zmieniając bieg, dotknął jej kolana.

Po chwili zastanowienia odparła:

– Może jedno?

– OK.

– Bardzo kochasz swoją żonę?

– Tak – stwierdził. – Jest bardzo piękna i atrakcyjna, ale z pewnych względów średnio się nam układa. Myślę, że ma kochanka. Nie jestem pewien… Godzę się z tym. Ja dużo pracuję, często nie ma mnie w domu, a przecież ona ma swoje potrzeby… Więc tak…

Zapadła cisza. Powoli wyjeżdżali z miasta. Stojąc na światłach, zapytał:

– Jest tu jakiś las? Niedaleko?

– Tak, jedź prosto, powiem ci, kiedy masz skręcić.

 

Zatrzymał samochód, wyłączył światła i zmieniwszy kanał muzyczny, zapytał:

– Lubisz tańczyć?

– Bardzo!

– Lubię prowadzić – zniżył głos. – W każdej sytuacji… Zaraz zobaczymy, czy jesteś dobrze podążającą partnerką.

Okrążył auto, otworzył drzwi i podawszy dłoń, pomógł jej wysiąść. Kołysali się w rytm muzyki. Cienkie obcasy szpilek zapadały się w leśnym podłożu i było jej niewygodnie.

– Muszę zdjąć buty.

– Nie zdejmuj! – Wziął ją na ręce.

Posadził na masce i delikatnie całując szyję, zaczął rozpinać jej płaszczyk.

– Nic nie masz pod spodem? – W jego głosie wyczuła zdziwienie.

– Nie mam…

– Nic nie rób – poprosił, gdy ręką dotknęła guzika koszuli.

– Spróbuję.

Odsłonięte ciało całował niespiesznie centymetr po centymetrze. Gdy doszedł do piersi, objął je dłońmi i przez chwilę patrzył z podziwem. Palcem wskazującym prawej dłoni zrobił kółko wokół już twardego lewego sutka. Powoli przesuwał opuszek ku górze. Nachylił i bezceremonialnie włożył język w jej usta. Całowali się długo. Jego język lizał jej zęby, czuła go na podniebieniu, między wargami. Naprzemiennie całował i ssał, całował i gryzł, całował i lizał. Zaczęła cichutko postękiwać.

– Zostań – zamruczał i odszedł poprzesuwać siedzenia w aucie. – Połóż się, proszę, na plecach. – Szerokim gestem zaprosił do środka.

Była mu posłuszna.

– Rozsuń uda.

Usiadłszy między nimi, kontynuował rozpinanie płaszczyka i nieśpiesznie schodził ustami z szyi coraz niżej. Na chwilę zatrzymał się nad wzgórkiem Wenus, kciukami dotknął płatków warg, po czym lekko dmuchnął w łechtaczkę. Zadrżała. Nie wiem jak długo wytrzymam – pomyślała, czując pulsowanie w podbrzuszu. Wodził dłońmi po nogach, bacznie obserwując, jak reaguje. Miała wrażliwe wnętrza ud, skórę pod kolanami i okolice kostek. Gęsia skórka utrzymywała się boleśnie długo i marzyła o czymś mocniejszym. Jakby czytając jej w myślach, twardym językiem wbił się w cipkę. Jęknęła głośno. Mocno trzymając ją za biodra, pieścił zachłannie. Miała wrażenie, że on tam robi jakieś niestworzone rzeczy. Jednocześnie wibruje, uderza w ścianki, pociera, masuje, rozkosznie zamęcza oralnie.

– Ugryź guziczek… – wydusiła z siebie, unosząc biodra do góry. – Mocno.

– Zapomniałaś, że to ja prowadzę – powiedział z uśmiechem. – Lubię sam odkrywać nieznane tereny, więc dziękuję za wskazówkę i proszę, więcej mnie nie nawiguj.

Zawstydzona opuściła biodra i niecierpliwie czekała na ciąg dalszy.

– Pysznie smakujesz… – stwierdził z uznaniem – …i podoba mi się Twój zapach. Masz taką gładką skórę.

Pogładził jej brzuch. Oparł się plecami o boczną szybę, przyciągnął ją ku sobie i palcami zaczął badać jej mysię. Wsunął do środka dwa palce, poruszył kopulacyjnie, wyjął i dał jej polizać. Ponownie włożył i miarowo zaczął pocierać wilgotne ścianki, naciskając podbrzusze drugą ręką.

– O tak!!! – krzyknęła, wyginając ciało.

Długo masował wnętrze, aż zaczęła się wić, a uda drżeć.

Nagle przerwał.

– Napijesz się czegoś? – zapytał zawadiacko. – Mam wodę i sok pomarańczowy.

– Teraz? – Ze zdumieniem otworzyła oczy. – Błagam, nie przerywaj…

– Nie to nie, ale ja się z przyjemnością napiję.

Sięgnął po butelkę, wziął spory łyk wody, nachylił się nad nią i w pocałunku napoił. Nie spuszczając z niej wzroku, zaczął rozpinać guziki koszuli.

Piękny widok – przeleciało jej przez głowę. Wygląda jak grecki bóg.

Niezbyt długo mogła się nim napawać, bo znów zanurkował między jej uda i ugryzł łechtaczkę tak mocno, że z jękiem wessała powietrze. Chwycił ją mocno za pośladki i unosząc do góry, złapał guziczek zębami, jednocześnie drażniąc końcem języka. Oszalała!!! Gdy sutki miała boleśnie twarde, oddech przyspieszył, a ciało miarowo falowało, nagle włożył jej palce w cipkę i zerżnął ręcznie. Wygięła się łuk, krzyknęła i opadła z drżącymi udami. Drgawki opanowywały całe ciało. Głaskał ją i czekał na zejście ze szczytu.

 

Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła zaparowaną szybę auta. Podniosła rękę i odcisnęła swoją dłoń.

– Jak Winslet i Di Caprio w Titanicu.

– Nooo, rzeczywiście, była tam taka scena – odpowiedział aksamitnym głosem.

 

Ten tekst odnotował 18,930 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.27/10 (41 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (16)

+1
0
Najpierw w oczy rzuca się edycja niezgodna z zaleceniami portalu. Znów mamy nieszczęsne dywizy w dialogach; w dodatku zwykle nieoddzielone spacją od wyrazu. Wcięcia akapitowe pojawiają się losowo i chyba są robione ręczną spacją, bo ich głębokość jest różna.
Kilka błędów w edycji dialogów, kilka błędów ortograficznych.
Tekst zaczyna się tak:

Interesująco pisali ze sobą jakąś godzinę i parę minut po 22.00 zapytał czy mam ochotę się spotkać na żywo.


...co sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z narracją pierwszoosobową. Jednak tak nie jest, bowiem w następnych akapitach porzucono ją na rzecz trzecioosobowej.
Są błędy interpunkcyjne, acz nie rażą przesadnie.
A teraz już będę chwalił. 🙂
Autorka dość sprawnie operuje językiem (polskim 😉 ) co sprawia, że tę prostą miniaturkę czyta się z przyjemnością.
Reasumując: w przeciwieństwie do "Julie" zaczyna się nieobiecująco, ale w miarę czytania złe wrażenia bledną, by na koniec pozostawić dobre wspomnienia.
Jeśli Autorka wyrazi taką wolę, proponuję pomoc w edycji i usunięciu błędów, po której zagłosuję za awansem na Główną.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1

W 2021 nagrodzona przez swoją bibliotekę dyplomem „Najaktywniejszego czytelnika”.



Cóż... nawet jeśli jest to czytanie na ilość, a nie jakość, to nawet w najbardziej wtórnych, tandetnych, napisanych na mocne 30% jak dla obcego szmirach, takie rzeczy jak formatowanie czy składnia powinny być zrobione dobrze. I wystarczy tylko zwrócić uwagę na to, co i w jaki sposób wygląda w książce i powtorzyć to u siebie. A tutaj niestety bardzo to kuleje, co mnie po powyższej odważnej deklaracji autorki dziwi. No ale skoro @Tomp daje szansę, to czemu ja mam nie dać? Ostatecznie pierwsze koty w majtki, czy jakoś tak 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp autorka wyraża wolę i zgodę na edycję 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Autorko! Twój profilowy opis i początek tego opowiadania wywołują potężny dysonans. Na końcu tekstu czytelnika czeka całkiem sympatyczny (choć bez fajerwerków) opis aktu seksualnego, ale żeby do niego dotrzeć trzeba wiele chęci. W jakiś niezrozumiały sposób udało Ci się popełnić absolutnie wszystkie błędy edytorskie, jakie można znaleźć w słabym tekście w poczekalni, dołożyłaś do tego emotikon, a na końcu stworzyłaś nowe zjawisko — wcięcia robione spacjami. Skoro jesteś oczytana, czego nie podważam, to zgaduję, że błędy te wynikają ze słabego obeznania w klawiaturze czy zinformatyzowania w ogóle. Przed Tobą kilka godzin czytania artykułów o niuansach edycji. Zachęcam do tego, bo gdy opanujesz podstawy, Twoje teksty będą niezłe.

Bo przecież dlatego Tomp oferuje pomoc. Wierzy on, że o ile warsztat można wypracować, to talentu nie. Widocznie jego zdaniem takowy posiadasz. Ja mam nadzieję, że kolejne teksty będą lepsze także fabularnie. Czytając opowiadanie towarzyszyła mi złość, że autor przy tak trywialnej historii nie zadbał o wiarygodność. Bo co tutaj mamy: godzina czatowania i szybki seksik z kolesiem, którego imię poznajemy w trakcie? Może mam zbyt nudne życie, ale nie kupuję tego :-)

@Tomp, @Agnessa, chcę wyrazić mój stanowczy, acz tylko na pokaz, sprzeciw 😉 Niektóre teksty są masakrowane za braki w logice (nieszczęsny "Nóż w plecy"), błędy ("Julie"), czy brak fabuły ("Urodziny") i pozwolę sobie zauważyć, że ten jedenastominutowy tekst zawiera wszystkie te mankamenty. W mojej ocenie wspomniane 3 opowiadania, a przede wszystkim "A może by tak na plaży?" powinny być bliżej przeskoczenia na główną. Pomóżcie autorce i poczekajcie, aż napisze coś tej głównej naprawdę wartego!

Agnieszko, życzę powodzenia ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Vee "A może by tak na plaży" otrzymało więcej niż propozycję pomocy w redakcji, na którą autor nie odpowiedział. Jego sprawa. Autor "Noża w plecy" też nie chciał się zgodzić na zmianę w kierunku głębszej stylizacji (vide dyskusja), do czego miał prawo. Tu bardzo żałuję, bo widzę w tym opowiadaniu dużo niewykorzystanej potencji. "Urodziny" i "Julie" w moim pojęciu nie nadają się do redakcji, bo autorzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Podkreślam: "w moim pojęciu". Każdy ma prawo oferować swoją współpracę redakcyjną komukolwiek. Ty też.

Bo przecież dlatego Tomp oferuje pomoc. Wierzy on, że o ile warsztat można wypracować, to talentu nie. Widocznie jego zdaniem takowy posiadasz. Ja mam nadzieję, że kolejne teksty będą lepsze także fabularnie.


Tak, Autorko. Potwierdzam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Tompie, dlatego właśnie mówię o sprzeciwie na pokaz. Nie jestem CLA, więc nie mam decyzyjności. Powiem więcej. W obliczu tego, że niektórzy akceptują opowiadania na główną bez pozostawienia choćby komentarza (co nie jest obowiązkiem), możesz robić zupełnie tak samo. Tym bardziej, że jesteś w tej chwili jedyną gwarancją, że autor nowego opowiadania na Pokątnych otrzyma jakiś komentarz. Ja tylko publicystycznie zauważam, że tekst wad ma dużo, a autorka po tym, jak pomożesz jej z podstawami edytorstwa, bez problemu napisze nowe opowiadanie, które na główną przejdzie. Przecież jak skończysz poprawiać "Titanika...", to ten utwór będzie bardziej Twój jak AgnieszkiW i wciąż nie będziesz miał pewności, że kolejny tekst nie będzie wymagał takiej samej korekty 😉

Ta część dotyczy tylko przerzucenia tekstu na główną. Korektą, jak sam mówisz, zająć może się każdy. Co prawda nie zamierzam się samobiczować, bo na miarę możliwości staram się komentować inne teksty, ale bez wątpienia nie poświęcam się jak Ty. To poświęcenie zresztą doceniam u Ciebie bardziej niż jakikolwiek słownikowy cytat, na który możesz się powołać.

Co prawda uważam, że ten tekst nawet po korekcie nie wejdzie na poziom "A może by tak na plaży?" i "Julie", ale generalnie argument o postawie autorów do mnie trafia. Cóż, ja za to właśnie lubię twórczość — że można o niej rozmawiać 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
@Vee pisze:

Przecież jak skończysz poprawiać "Titanika...", to ten utwór będzie bardziej Twój jak AgnieszkiW i wciąż nie będziesz miał pewności, że kolejny tekst nie będzie wymagał takiej samej korekty.


Po mojej redakcji ŻADEN tekst nie jest "bardziej mój, niż autora". Ja narzucam zmiany tylko w zakresie gramatycznym, natomiast w głębszej warstwie zaledwie proponuję. Propozycje zazwyczaj mają postać: "To mi się nie podoba", "To zdanie popraw, bo...", "Tu wyszło, jakby [...], a chyba nie o to chodziło bohaterowi {lub autorowi]", "Co miałeś/aś na myśli?". Praktyka wykazuje, że autorzy na pokatne często poprawiają sugerowane fragmenty (czasem na nie lepsze), ale niemal równie często – nie, bo są przywiązani do własnych wizji i zwrotów. Klasycznym przykładem wybitnie "asertywnego" autora jest Agnessa, która uznała za słuszne iść za mniej niż 25 procentami moich sugestii.
Ogólnie uważam, że masz wypaczone pojęcie o pracy redaktora. Swoją opinią odbierasz autorowi radość i zadowolenie z jego dzieła wraz z odpowiedzialnością za nie.
Otóż oświadczam wszystkim nie po raz pierwszy na pokatne, że za tekst odpowiada autor! Tylko autor, bo to on go publikuje. Może to zrobić w wersji, która mu odpowiada i to różni portal typu pokatne od kilku innych i od wszystkich wydawnictw książkowych, w których autor zostaje na pewnym etapie (z reguły natychmiast po podpisaniu umowy) ubezwłasnowolniony i pozbawiony wpływu na losy swego tekstu.

Natomiast druga część cytowanego zdania jest oczywistą prawdą. Żaden z nas (czytelników i CLA) nie ma żadnego wpływu (o pewności nie mówiąc) na to, co w kolejnym tekście przedstawi autor. I to jest piękne! 🙂
Jednak jest oczywiste, że pewnych rzeczy można się nauczyć w tydzień (moim zdaniem należy do nich edycja tekstu), innych w miesiąc (...edycja dialogów), a niektórych, za takie uważam operowanie językiem, nie da się nauczyć w kilka lat. Dlatego większy sens widzę w pomocy redakcyjnej popełniającym proste błędy, niż takim, którzy odstręczają frazeologią i fabułą. Jednak finalnie to autor musi chcieć się uczyć. Jeśli nie chce, jeśli całą postawą (a czasem wręcz werbalnie) przekazuje, że ma czytelników, CLA i wszystkie uwagi w *****, to jego sprawa, bo ZA WSZYSTKO ODPOWIADA AUTOR.
I na koniec przypominam, że JA SAM nie "przerzucę tekstu na główną". Musi się znaleźć inny CLA, który uzna go za wart awansu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
@Tomp - o przepraszam, ale mam inne zdanie. Z Twoich poprawek typowo technicznych (składnia, gramatyka) uchowała się zdecydowana większość, a nawet jeśli propozycja mi się nie podobała, to do zmiany szło całe zdanie, żeby nie pozostawić go z błędami. Czym innym natomiast były sugestie dotyczące stylu, a zwłaszcza Twoje podejście do mojego puszczania oka do czytelnika, żarcików językowych, mniej lub bardziej hermetycznych dowcipasów i tak dalej - Ty preferujesz tekst maksymalnie czysty, zbliżony wręcz do pyuryzmu (co nie oznacza, że pozbawiony dozy humoru czy swobodniejszego języka w miejscach, gdzie uważasz, że to konieczne), a ja tak naprawdę robię, co mi się podoba. I póki jest to poprawne warsztatowo, to jest w porządku - patrz np. różnica zdań w kwestii międzynarodowego jasnego lagera albo Rzekotki 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
@Agnessa Ów lager już wyjaśniliśmy i nie ma do czego wracać; każdy pozostał przy swoim zdaniu. Natomiast poprawna pisownia nazwy sklepu (jednego z sieci podobnych, bo to aluzja do Żabki/żabki) to "w kierunku najbliższej rzekotki", tak jak "w kierunku najbliższej żabki". Bez kursywy i małą literą. Ale każdy ma prawo być (czy raczej uważać, że jest) mądrzejszym od prof. Bańki i dra Grzeni, tak jak każdy ma prawo lansować własną ortografię dla dowcipu warunkowanego swoistym poczuciem humoru. A że inni wtedy myślą o takim kimś to, co myślą, to ich zbójeckie prawo. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Tomp - nie wiem, co sądzi prof. Bańko* Ale pomijając już kursywę, to dlaczego mamy pisać Ford, Samsung, Adidas, a Rzekotka (jako nawiązanie do Żabki) już jako rzekotka? Owszem - "chodzę w adidasach" rozumiem, podobnie jak "przecinałem płytki boschem". Ale przecież "idę do Ikei", a nie "ikei" - a zgodnie z polityką firmy, która ma w pompie wszelkie takie zasady, to wręcz "idę do IKEA".

*za to wiem, jakie mam podejście do tego, że z ciekawości wchodzę sobie na pierwszy lepszy tekst w poczekalni, a tu zaraz "agnesa to, agnesa tamto". No motywacja do jakiegokolwiek udzielania się na Pokątnych od razu na poziomie minus pisiont.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-5
@Agnessa

agnesa to, agnesa tamto


Po prostu jesteś wzorcem metra 😉 😉 . Ja bym to przyjął za wyraz uznania wobec Zasłużonej Pokatnej Komentatorki i Autorki. Wydaje mi się, że każdy/każda by tak chciało (o kurczę, to zasługa Vee 😉 ).
Nie wiem, dlaczego kolejny raz wraca ta kwestia, i to pomimo że dałem (pod tekstem Życie to gra) link do przyjaznego wykładu obowiązujących reguł. Rozszerzając je na sklepy, to jeśli idziesz do sklepu sieci Lidl, Biedronka, Żabka, Ikea – nazwy sieci traktujesz jako nazwy marek i piszesz dużą literą. Jeśli idziesz do lidla, biedronki, ikei czy żabki (a więc i do rzekotki) na zakupy – to piszesz małymi. Explicite (co do sklepów) pisali o tym w Poradni PWN ww. językoznawcy. A kursywą nazw towarów, marek, sklepów, szkół itp. itd. nie pisało się nigdy.
Wiem, że moje wyjaśnienie posłuży Ci za podstawę do różnych japierdoleń i przyjmę to z pokorą jako cenę znajomości z najbardziej znaną komentatorką pokatnych 😉 .
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Tompie, korekta tekstu to dla mnie współpraca dwóch lub więcej osób nad poprawą utworu autora. Można się sprzeczać, kto jaki wkład wnosi do dzieła, ale to tutaj bez znaczenia. Pamiętajmy, że po drugim tekście na głównej "mandat" otrzymuje nie opowiadanie, a sam twórca (pamiętasz "głowy hydry"?). O ile mi wiadomo, uczniowie nie piszą dyktand z nauczycielami, a piłkarzom nikt nie przyklaskuje za obietnicę wyciągnięcia wniosków. Jeśli błędy autorki można wyeliminować w tydzień, z czym się zgadzam, to tym lepiej dla niej i nic nie stoi na przeszkodzie, by wróciła z lepszym warsztatem.

Niby sam tekstu nie przepchniesz (CLA jest obecnie za mało, by dostawać promocję po aż dwóch głosach), ale Agnessa jest gotowa pójść za Twoim nosem. Jeśli źle to odczytuję to przepraszam, ale myślę, że mało kto nadąża tu za Waszą dynamiką 😀 Co się rzekło, piszę tutaj towarzysko i nie chcę Cię do niczego przekonywać. Wolę, byś uzasadniał przepchnięcie tekstów w mojej opinii zbyt słabych, niż by ktoś inny przepychał teksty bez pozostawienia po sobie choćby "bo tak".

Nie wiem, czy rozumiem zarzut o zabieranie chęci autorce, ale zaryzykuję śmiałą tezę, że powinieneś być zadowolony, że choć raz ktoś wyręcza Cię w niewdzięcznej roli czarnego charakteru 😉

Agnesso, jesteś osobą głośną, jakich tutaj trzeba, ale to jest Internet – ponosisz wszystkie miłe i niemiłe tego konsekwencje 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3

Wiem, że moje wyjaśnienie posłuży Ci za podstawę do różnych japierdoleń



Jedno mi umknęło. Tomp! Coś mi mówi, że jeśli kiedyś odkryjesz w sobie wewnętrzną Agnessę (przepraszam!) i na mocy tego napiszesz opowiadanie, to ludzie ukamienują Cię za nie monetami 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Szanowna Lożo!
Tekst został poprawiony.
@Tomp dziękuję za pomoc!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-5
Słowo się rzekło i kobyłka u płotu. Oddałem głos za wyciągnięciem Titanika... z poczekalni.
Myślę, że autorka włożyła dużo pracy w poprawienie tekstu, a przede wszystkim wykazała chęci do współpracy redakcyjnej, co samo w sobie nie jest częste. Warto to docenić, nawet gdy komuś fabuła wydaje się miałka.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ciekawie się czyta, ale kończy tak nagle. Trochę wygląda, jakby tekst został urwany i wstawiony na stronę i trzeba dokleić zakończenie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.