Szkolny sklepik
26 września 2015
Szacowany czas lektury: 11 min
Mój pierwszy tekst na portalu. Życzę miłej lektury, zachęcam do komentarzy.
Czasami sam siebie nie rozumiem. Odkąd pojawiło się zainteresowanie płcią przeciwną, z każdą randką, pocałunkiem, a później stosunkiem, wiedziałem, że kręcą mnie blade brunetki o zmysłowej figurze. Im chłodniejsza w kontakcie, tym bardziej nakręcałem się, by ją zdobyć. Do dziś nie rozumiem, skąd wzięła się fascynacja kobietą, która sprzedawała mi batony w szkolnym sklepiku.
Pani Maryna prowadziła swój biznes, odkąd zacząłem naukę w liceum, a jego początki sięgały piętnaście lat wstecz! To prawie tyle, ile ja chodziłem wtedy po ziemi. Często wzbudzała sensacje, głównie w gronie pedagogicznym, ze względu na ubiór. A ubierała się, nie bawiąc się w pieszczoty, jak kurwa. Kuse spódnice sięgały kolan, ale tylko wtedy, gdy grono nauczycielskie wybuchało kolejnymi pretensjami. Mimo wieloletniej krytyki, nic sobie nie robiła z oburzenia, śmiejąc się, z jak ich nazywała „cnotek niewydymek”. Wśród nas jednak krążyło bardzo proste wytłumaczenie – dawała dupy dyrektorowi. Nie miała męża ani dzieci, za to nasz dyrektor, z reguły surowy i oziębły, przy niej kraśniał. Ich rzekomy romans obrastał w legendy, a im młodsi uczniowie tym bardziej perwersyjne i zboczone opowieści wymyślali.
Przyznam się, że i ja przyłączałem się do słuchania i przekazywania tych opowieści, chociaż nigdy nie uznałbym tej kobiety za podniecającą. Miała czterdziestkę na karku, miłą dla oka figurę, okraszoną jednak kilkoma fałdkami tu i tam. Włosy, zawsze sztywne i proste, jak wzwód nastolatka, utleniła na blacharski blond. Nosiła ostry makijaż, który czasem lepiej, a czasem gorzej ukrywał zmarszczki na twarzy. Mnie osobiście ciężko było wytrzymać w jej obecności ze względu na roztaczający się wokół zapach słodkich perfum i smród tanich papierosów. Paliła jak smok, czasem nawet w sklepiku, czym tylko dolewała oliwy do ognia. Od papierosów zresztą miała bardzo zachrypnięty głos, którym bez przerwy uwodziła chłopców, chociaż moim zdaniem całkiem bezskutecznie. Chociaż wszyscy lubili opowiadać o jej wyczynach łóżkowych, tak naprawdę nikt nie miał ochoty ich sprawdzać.
Aż do pamiętnego dnia, miałem ją za zakompleksioną i niewyżytą starą pannę, której w życiu się nie udało i powoli acz nieubłaganie niszczy samą siebie. Miałem wkrótce poznać jej inne oblicze...
Tego dnia zorganizowano wypad do kina dla szkoły, dlatego po budynku kręciło się niewielu uczniów. Wróciłem do szatni po pendrive z filmami, które zgrał mi kumpel i chciałem załatwić sprawę jak najszybciej. Chociaż nie musiałem, nieświadomie wybrałem drogę obok sklepiku, otwartego jak zwykle, chociaż klientów brakowało. W zasadzie ta historia nie powinna się zdarzyć, gdybym miał założone słuchawki na uszy. Jednak nie miałem i mijając sklepik usłyszałem cichy szloch. Jako typowy nastolatek powinienem zignorować czyiś płacz i skupić się wyłącznie na sobie, jednak tchnięty ciekawością i resztką empatii, której telewizja i internet nie zdołały jeszcze wyplenić, zbliżyłem się.
Szloch narastał i nie miałem wątpliwości, że należy do pani Maryny.
- Halo? Wszystko w porządku? - Mój głos wydawał się dziwnie obcy, kompletnie zagubiony.
Płacz ustał, na zapleczu zrobiło się przez chwilę głośno, po czym wychyliła się kobieta w obłokach dymu i woni kwiatów. Uśmiechała się szeroko, ale lekko rozmazany makijaż nie pozostawiał wątpliwości.
- W czym mogę ci pomóc, Marcinku? - Lekko łamiący się głos, próbował być uwodzicielski.
Coś było na rzeczy. Co jak co, ale nie byłem nikim specjalnym wśród uczniów i nauczycieli. Ot, kolejny przemielony przez system edukacji: za dobry na alkoholizm, za słaby na karierę. A jednak znała moje imię. Mogła oczywiście gdzieś je usłyszeć, ale nigdy nie okazywała mi większego zainteresowania ponadto, którym obdarzała każdego chłopaka w szkole. Postanowiłem jednak te obserwacje zepchnąć w głąb umysłu, wciąż drażniony dziwnym uczuciem z tyłu głowy, które nasi przodkowie nazwali sumieniem.
- Słyszałem płacz, czy wszystko w porządku?
- Co? A nie, to z radia leciało. - Mógłbym nawet uwierzyć, ale wciąż miałem przed oczami jej twarz i smutne oczy, nie pasujące do szerokiego uśmiechu, odsłaniającego pożółkłe zęby.
- Jeśli coś się dzieje, proszę mi powiedzieć.
Nie włożyłem w to zdanie jakiegoś ładunku emocjonalnego. Ot, zapytałem z uprzejmości, raczej oczekując kolejnego kłamstwa, w które byłem gotowy już uwierzyć i ruszyć dalej w swój egoistyczny mały świat. Tego, co nastąpiło później, nigdy bym nie przewidział.
Pani Maryna wybuchła gromkim płaczem, zarzucając rękami i wpadając w torsje. Zachowawszy resztki świadomości, skryła się na zapleczu, by tam kontynuować pieśń rozpaczy. Rozejrzałem się, by stwierdzić, że jestem sam. Z jednej strony czułem zawód, gdyż nie było nikogo do pomocy. Z drugiej jednak strony nie było świadków, którzy zobaczyliby, jak wchodzę do sklepu i kieruję się na zaplecze. W tamtej chwili wyobrażałem sobie, jakie historie zaczęłyby krążyć po szkole. „Marcin – pierwszy który uległ Marynie”, „Marcin – wybawiciel uciśnionych ekspedientek”, „Marcin – milfojebca”. Na ostatnią myśl przeszły mnie dreszcze.
Muszę przyznać, ze to dziwne uczucie wejść do szkolnego sklepiku. Chociaż robiłem tu zakupy przez całą naukę, nigdy nie byłem po drugiej stronie. Widząc zeszyty, kasę i pudełka ze słodkościami, poczułem się jak intruz na statku kosmicznym obcej cywilizacji. Czym prędzej zniknąłem na zapleczu. Nie będę rozwodził się nad pomieszczeniem, kwitując krótko, że przypominał pokój nastolatki, kochającej róż i mającej problem z papierosami. Na starym zdezelowanym tapczanie siedziała sprawczyni mojej obecności w tym, jakże obcym świecie.
- Co się stało, pani Maryno?
Wystraszyłem ją. Widocznie za cicho się zachowywałem, gdyż jak tylko mnie usłyszała, przestała płakać i chciała się zerwać do ucieczki. Kilka sekund zajęło jej uświadomienie sobie, kim jestem. Znów zawyła, ale zdążyła jeszcze krzyknąć:
- To koniec!
W głowie pojawiły się przeróżne wytłumaczenia lakonicznego zdania pani Maryny. Koniec świata? Koniec jej życia? Życia kogoś bliskiego? Trzeba było wyjaśnić.
- Jaki koniec?
- Sklepu! Muszę zwinąć interes!
Byłem w szoku, autentycznym szoku. Jak można zamknąć prężnie działający biznes po piętnastu latach działalności. Byłem pewien, że kobieta nie śpi na pieniądzach, ale skądś je brała na krótkie spódniczki i obcisłe bluzeczki, odsłaniające biust. Z resztą w tamtej chwili mogłem zobaczyć dwie, nad wyraz jędrne, półkule z pozycji, którą przyjąłem.
- Co się stało?
- Zmieniły się przepisy i od przyszłego tygodnia nie mogę sprzedawać słodyczy i napojów. Tylko to, co zdrowe. Ilu uczniów przyjdzie i kupi u mnie marchewkę? Mam sprzedawać sałatę zamiast chipsów? Co ja mam teraz zrobić?!
Przełamując hipnozę wywołaną widokiem opalonego biustu, zbliżyłem się i pochyliłem. Chciałem poklepać ją po ramieniu, uznając to za odpowiednie rozwiązanie w obecnej sytuacji. Zamiast jednak krótkiego społecznie obojętnego, a zarazem akceptowalnego gestu, zamarłem z przerażenia, kiedy Maryna przytuliła się do mnie. Wciąż stałem z rękami uniesionymi w geście typu: „hej, ja nic nie zrobiłem”, kiedy ekspedientka moczyła moją bluzę łzami.
- Co ja teraz zrobię? Gdzie się podzieję? Nie mam rodziny, nie mam pieniędzy. Czuję się taka samotna.
Ignorując z całych sił mieszaninę perfum i papierosów, opuściłem dłoń i poklepałem ją po ramieniu. Jednocześnie rozglądałem się za drogą ucieczki, gdyż cała sytuacja zdecydowanie mnie przerastała. Wciąż miała spuszczoną głowę, kiedy powiedziała:
- Nikt nie przyszedł mnie pocieszyć, nawet ten zafajdany derektorczyna. Tylko ty przyszedłeś...
Kiedy już było po wszystkim, uświadomiłem sobie, jak jeszcze mało wiem o życiu. Byłem przekonany, że sytuacja nie może być dziwniejsza i bardziej krępująca, dopóki nie poczułem jej dłoni na kroczu. Najwyraźniej istnieją całe, jeszcze przeze mnie nieodkryte, pokłady dziwności i skrępowania.
Szloch ucichł, a masowanie nabrało mocy. Chciałem jak najszybciej uciec, najlepiej wrzeszcząc z przerażenia, ale wtedy podniosła głowę i wypowiedziała krótkie zdanie, którego nigdy nie zapomnę:
- Pozwól, że ci się odwdzięczę.
Nawet nie chodziło o słowa, te słyszałem w setkach pornosów. Chodziło o wzrok pełen pożądania i przygryzione lekko usta, wymalowane czerwona szminką. Jeszcze nigdy żadna koleżanka nie obdarzyła mnie taką miną.
Stałem skamieniały, z otwartymi ustami i pewnie musiałem wyglądać idiotycznie. Jednak nie zaprotestowałem, kiedy klęknęła przy mnie i opuściła spodnie. Już dawno byłem sztywny i majtki były na skraju wytrzymałości. Kiedy i one zjechały w dół, sam byłem zdziwiony wielkością wacka. Maryna uśmiechnęła się tylko i zaczęła go masować.
- Wiesz, że masz wielkiego kutasa? Koleżanki muszą się o ciebie bić.
Koleżanki się o mnie nie biły, ale i tak łykałem każde słowo, jak młody karpik łyka powietrze.
Włożyła go do ust, a ja poczułem przyjemne ciepło i zwinny, wężowy język. Oplatał mnie całego i dotykał miejsc, z których istnienia nawet nie zdawałem sobie sprawy.
- Smakujesz przepysznie.
Nie zdążyłem nawet na nią spojrzeć, kiedy zrobiła coś, co uznawałem za możliwe tylko w filmach dla dorosłych. Mój kutas, który faktycznie osiągnął całkiem niezły rozmiar, znikał w ustach Maryny jak mały korniszonek. Czułem jej migdałki, jak szturchają żołądź, zęby jak drażnią fallusa. Rozpływałem się w rozkoszy i podziwie, dla umiejętności ekspedientki. W końcu jęknąłem i poczułem, jak nasienie wystrzeliwuje wprost w gardziel kobiety. Resztką świadomości opuściłem głowę, by zobaczyć, jak wyciska resztki i zlizuje je zwinnym językiem. Połknęła wszystko bez mrugnięcia okiem.
Zwykle, gdy walę konia do pornosa, jest to dla mnie koniec, po którym obserwuję, jak penis szybko wraca do normalnego stanu. Tamtego dnia, pierwszy raz w życiu, wciąż byłem gotowy.
- Nie masz dość? To dobrze, bo jeszcze z tobą nie skończyłam.
Pchnęła mnie na tapczan. Gapiłem się na nią ze spuszczonymi spodniami, jakbym został skrępowany łańcuchami. Ona tymczasem zaczęła rozpinać bluzkę. Dzisiaj, gdy o tym myślę, wiem, że pomarszczony brzuch i fałdy tłuszczu nie były w żadnej mierze podniecające, ale to jak się ruszyła, jakie pozy przyjmowała...
Bluzka wylądowała na ziemi, odsłaniając spory biust, skryty pod zmysłowym koronkowym biustonoszem. Rozpinała go powoli, wypinając piersi do przodu. Jej ruchy były pełne gracji, a uśmiech zniewalający. Gdy zobaczyłem olbrzymie, sterczące sutki, kutas zadrżał. Nachyliła się nade mną i wyszeptała do ucha:
- Dotknij ich, są prawdziwe.
Mój mózg całkowicie pomijał procesy myślowe i przeszedł na tryb uszy-kończyny. Ręce bez zastanowienia wystrzeliły w dwie kule brązowej rozkoszy, a ja, jak przedszkolak, który dostał do ręki plastelinę, ugniatałem je na setki sposobów. Masowałem, ściskałem, ciągnąłem za sutki, a ona bez przerwy jęczała i syczała. Wreszcie pchnęła mnie na oparcie i zerwała spodnie – w końcu miałem więcej swobody. O to jej chodziło, bo po chwili klęknęła przede mną i wsadziła sterczącego fallusa pomiędzy dwie półkule odurzenia. Mój Boże! Dlaczego nie pomyślałem, zęby wyciągnąć telefon i nagrać to? Brałem właśnie udział w pornolu, który tak często oglądałem w zaciszu pokoju. Kiedy piersi zgniatały kutasa, jej język pieścił głowę. Przekonany, że wkrótce dojdę drugi raz, z nieukrywanym żalem przyjąłem koniec pieszczot.
- Chcesz zobaczyć moją cipkę? - Pokiwałem głową na zgodę. - Pochyl się.
Podwinęła spódniczkę, odsłaniając majtki, pasujące do biustonosza. Widziałem pod nimi skórę równie ciemną, jak wszędzie, co przywołało wizję nagiego opalania się. Zadrżałem.
- Powąchaj mnie.
Przykleiłem się do łona i wciągałem powietrze, jakbym dopiero się wynurzył z głębokiego basenu. Nie rozpoznawałem tych zapachów, domyślałem się tylko, że to jej skóra, co tylko wzmagało podniecenie. Nieświadomie zacząłem lizać cienki materiał majtek.
- Szybko się uczysz. Nie przestawaj...
Słyszałem wzdychanie, poczułem, jak dociska moją głowę ręką, a ja marzyłem tylko, żeby zrobić dziurę w materiale i dostać się do skarbu. Musiała podejrzewać, czego pragnę, gdyż odsunęła się, wykonując stanowczy gest, bym się nie ruszał. Oczywiście usłuchałem.
Odwróciła się tyłem, zsunęła kieckę i bardzo powoli zaczęła opuszczać majteczki. Nie zwracałem uwagi na pomarszczoną wąską pupę, tylko na rowek, który z każdą chwilą pokazywał więcej. Kiedy majtki zjechały na dół, a pupa była bezczelnie wypięta w moją stronę, nie wytrzymałem. Zerwałem się i przywarłem do różowych fałdek, odpowiadając na niewypowiedziane wołanie. Zachowywałem się jak wygłodniały wilk, który wreszcie dopadł ofiarę. Czułem, jak oblepiają mnie soki, ale chciałem wejść głębiej. Rozchylałem pośladki, wpychałem nos, język, twarz, ale wciąż nie mogłem dostać się do nienazwanego celu.
- Zerżnij mnie. Zerżnij porządnie. - Zachrypły głos Maryny obudził we mnie bestię.
Wstałem i bez ceregieli wszedłem z całym impetem napalonego nastolatka. Zawyła krótko, a później tylko jęczała, kiedy grzmociłem jej dupę. Miałem ochotę przebić ją na wylot, ale tylko wściekałem się, że nie potrafię wejść głębiej i zadać jej jeszcze więcej bólu. Jądra bolały mnie od nieustannego obijania się, ale nie przestawałem. Brakowało mi tchu, ale nie przestawałem. Maryna nie pomagała:
- Tylko na tyle cię stać? Rżnij mnie, zgwałć mnie! Chcę żeby kutas wyszedł mi gardłem!
Jak mnie to podniecało! Złapał mnie skurcz łydki, ledwo łapałem oddech, ale nie mogłem przestać. Czułem, jak mięśnie pochwy zaciskają się na kutasie, dostarczając mi nieopisanych rozkoszy.
- Tak...Tak... już blisko, jeszcze trochę - szeptała przez zaciśnięte zęby.
Kiedy eksplodowałem, usłyszałem tylko krótki urwany krzyk, nagle stłumiony. Poleciałem na tapczan, nie wiedząc czy skupić się na bólu łydki, bólu kutasa, czy dreszczach, które szarpały moim ciałem.
Zajęło mi dłuższą chwilę zanim odzyskałem świadomość. Kiedy otwarłem oczy, Maryna oporządzała, teraz już malutkiego, ogryzka, uśmiechając się z satysfakcją.
- Ubieraj się i idź, zanim ktoś nas zobaczy.
Cały zadowolony z siebie, opuściłem szkołę, zapominając o pendrivie. Wciąż jeszcze czułem ciarki, wspominając najlepszy seks w moim życiu. Stan pogłębiał fakt, że przy okazji pocieszyłem kobietę w opałach.
Na drugi dzień sklepik był zamknięty. Kiedy z dnia zrobił się tydzień, zacząłem się niepokoić. Dyskretnie wypytywałem innych i dowiedziałem się, że Maryna zwinęła interes i wyjechała. Nigdy więcej już jej nie zobaczyłem. Czułem się zdradzony, miałem nawet myśli samobójcze. Jeszcze później, gdy już na spokojnie wspominałem całe zajście, nie mogłem się nadziwić, jak mogłem ulec tej kobiecie. Nie była specjalnie atrakcyjna, ząb czasu nadgryzł jej ciało, śmierdziała papierosami, a mimo to przez następne kilka lat, gdy brałem inne kobiety, właśnie ona stawała mi przed oczami.