Swaty. Marta i rolnik - wersja II
17 grudnia 2019
Szacowany czas lektury: 41 min
Ponad trzy lata temu opublikowałam tu "Swaty". Jednak to opowiadanie miało kilka fundamentalnych wad. Po pierwsze, zarzucano mi nieco odhumanizowanie postaci Zenona. Zatem teraz zmieniłam to. Po drugie, opowiadanie, jak teraz na to patrzę, było napisane dość topornie, styl tego jest wyraźnie inny. Po trzecie wreszcie, słabo wykazałam tam przemianę w postrzeganiu rolnika, co tu, mam nadzieję uwiarygodniłam. Życzę miłej lektury i tym co wcześniejszego tekstu nie czytali i tym co czytali :)
Co to jest?! Handel żywym towarem?! Chce mnie wyswatać ze starym dziadem! Rolnikiem, który nawet nie skończył podstawówki. Mnie, kobietę wykształconą, elegancką… no i w końcu niebrzydką.
Ostatecznie doceniła dobre serce ciotki, przecież najprościej w świecie martwiła się o nią, już dawno uważała za starą pannę, a gdy tylko Marta przekroczyła trzydziestkę, uznała, że trzeba ją koniecznie ratować. Ze względu na szczere intencje, zgodziła się przyjść do cioci Jadzi na niedzielny obiad. Ponadto ciekawiło ją, jak przebiegnie spotkanie. Swaty.
Zaplanowała, przy okazji, swoistą gierkę. Od zawsze uwielbiała kokietować mężczyzn, prowokować ich ubiorem, a potem opierać się. Ofiarą miał się stać Zenon – rolnik, z którym próbowano ją wyswatać.
Ależ mu utrę nosa! Będę dla niego przemiła, wręcz będę się do niego wdzięczyć. Założę najbardziej seksowną minispódniczkę, bluzeczkę z takim dekoltem, żeby sobie pooglądał co trzeba. Niech się stary pryk na mnie napali… A potem figa!
Zenon przyszedł ubrany jak typowy wiejski kawaler: we wzorzysty sweter, siwą, wyświechtaną marynarkę oraz niedoczyszczone buty. Zarost był nawiedzany przez maszynkę do golenia, ale chaotycznie. Uzębienie wskazywało, że rzadko chadza do dentysty. W rękach miął kaszkiet i trzymał wytartą reklamówkę, z litrową butelką „swojaka”. Przygarbiony, wyraźnie nieśmiały, nie wiedział jak się zachować i co powiedzieć. Jąkał się.
Z rozmowy wynikało, że mieszka razem z osiemdziesięcioletnią matką. Żyją w drewnianej chałupie z jedną izbą, kuchnią i sienią. Bez łazienki.
– Dla mnie to niepojęte, jak ludzie mogą zrobić sobie kibel w domu. Przecie sracz stawia się nawet nie obok stodoły, ale tak jak u mnie, za stodołą – mówił Zenon, wycierając usta rękawem.
Marta wyobraziła sobie życie w roli żony Zenona, z gderliwą staruszką, w zimie brnącą w śniegu, żeby pójść za stodołę za potrzebą. Ona, która jeszcze niedawno nie wyobrażała sobie, że będzie musiała przerwać dobrze rokujący doktorat i opuścić Warszawę.
Zenek, jedząc kaszankę, spod krzaczastych brwi łypał małymi, świńskimi oczkami na Martę jak się krząta, kręcąc pupą. Wyglądała seksownie w białym fartuszku z falbankami. Niczym pokojówka. Blondyneczka, z długimi, lekko falowanymi włosami. Śliczna buzia, duże usta, starannie pomalowane krwiście czerwoną szminką. Niemalże nieustannie uśmiechnięte. Okulary w czarnych oprawkach dodawały jej nie tylko powagi, ale i seksapilu. Kiedy podawała tacę z filiżankami uśmiechnęła się wyjątkowo szeroko, nachyliła nad stołem, świadoma tego, że widać rowek miedzy piersiami. Zenon pożerał ją wzrokiem. Gapił się na jej biust niczym w obraz.
Co, mój panie? Kusi cię mój dekolt? Zamiarujesz zapuścić tam żurawia, czyż nie psotniku?
Dodatkowo nęcił go silny zapach słodkich perfum. Ekscytował fakt, że ma do czynienia z kobietą wykształconą, nauczycielką, na dodatek wytworną i inteligentną.
Słyszał, że na wieś przeprowadziła się niedawno, z powodu choroby matki. Ludzie chwalili ją za to poświęcenie.
Jadzia też wychwalała siostrzenicę: a to, że była najzdolniejszą studentką na roku, a to, że jako pedagog często dostaje nagrody od dyrekcji, a to, że jej uczniowie odnoszą sukcesy na olimpiadach.
Marta czerwieniła się, udając bardziej skonfundowaną niż była.
– Niech już ciocia nie zanudza pana Zenona…
Ten nie odrywał wzroku od potencjalnej narzeczonej. Najprzyjemniej patrzyło mu się w dekolt, wycięty w szpic. Gdy kobieta się pochylała, dostrzegał kremowy, koronkowy stanik.
Jezu! Jak ja to wytrzymam! Ależ ona ma wielkie cyce! Żeby się jej tak choć jeden guziczek rozpiął!
Nawet nie śmiał spodziewać się, jak błyskawicznie ziści się to życzenie. Gdy Marta wracała z kolejnym daniem z kuchni, guzik znajdujący się najwyżej był już rozpięty. Uśmiechnięta nauczycielka znowu nisko pochyliła się nad stołem. Tym razem dało się dostrzec jeszcze większy fragment koronki biustonosza.
Cóż… nicponiu, zapewne ochoczo pobuszowałbyś sobie w tym moim staniczku?! Prawda? Ale cóż… nie dla psa kiełbasa.
Z powodu nieśmiałości Zenona, rozmowa przy stole się nie kleiła, kobiety próbowały podtrzymać ją za wszelką cenę.
– Ależ dziś pogoda! Leje i wieje!
– A ja założyłam taką rozkloszowaną i kusą spódniczkę… Jeśli będę wracać w taki wiatr, wrócę nieźle przedmuchana…
Co, kawalerze? Marzysz sobie o mnie, przedmuchanej? Możesz sobie tylko pomarzyć…
Kokietka osiągnęła swój cel, dwuznaczne słowa żywo pobudziły Zenona. Wiedziała, że identyczny efekt wywołuje komplementowanie płci brzydkiej.
– Podziwiam przedsiębiorczych mężczyzn! Wiem jak rozwinął pan gospodarstwo.
Zenon kraśniał z zachwytu. Kraśniał zresztą nie tylko z powodu pochwał, bimber pędzony przez niego, słynął jako najbardziej krzepki w okolicy, zaś mężczyzna narzucił szybkie tempo kolejek. Mimo, że Marta dzieliła kieliszki na cztery, i tak zaczynało szumieć jej w głowie.
– Panie Zenonie, ja mam taką słabą głowę… Boję się, żebym jakichś głupstw nie robiła…
Chciałbyś, żebym narobiła… zdaje się, nawet wiem jakie… ale, niedoczekanie!
Rolnik uśmiechnął się pod wąsem.
Ciekawe jakie by robiła? Byłaby łatwiejsza? Ciekawe czy ma cnotkę?
– O czym pan myśli, panie Zenonie? – Marta łopotała rzęsami, odsłaniając dwa rzędy równych, śnieżnobiałych zębów.
– A tak sobie myślę o paniusi…
– O mnie? Czyżby? A cóż takiego? Jeśli mogę zapytać. – Z nieukrywaną ciekawością patrzyła Zenonowi prosto w oczy.
Mężczyźnie już nieźle dymiła czupryna od alkoholu. Nieśmiałość ustępowała.
– A czy ma panienka jeszcze wianek, czy nie?
Marta upuściła widelec.
A to cham! Co on sobie wyobraża! Ale… Skoro tak, to prowadźmy gierkę!
Zdobyła się na wymuszony uśmiech.
– Zadaje pan odważne, zbyt osobiste pytania… W takim razie niech to pan powie, jakie kobiety woli, takie, które zachowały wianek, czy już jego pozbawione?
– No, zawżdy to każdy chciałby kobitkę nieruszaną.
Bawiły ją wywody rolnika. Natychmiast podjęła decyzję o graniu roli dziewicy, coby dodatkowo go prowokować.
– Panie Zenonie, a ja na jaką wyglądam? Na taką, która zachowała cnotę, czy… już ruszaną? – mówiła to tonem zdradzającym najwyższe zawstydzenie, łopocząc rzęsami i co raz wbijając wzrok w podłogę.
– Oj, a bo to ludzie różnie gadajom.
– Ojej! A co takiego o mnie gadają? Bardzom ciekawa?
Przecież ja tu wyjątkowo dbam o reputację! Czyżby ktoś rozsiewał jakieś wierutne ploty?
– Łoj tam, coś gadały, że murzyn do paniusi przyjeżdżał.
– No tak… Ale nie murzyn, tylko mulat. To kolega ze studiów.
Bożesz ty mój! Jakiż on był przystojny! A jaki pobudliwy, wręcz dziki!
– I mówiły, żeśta szły w krzaki.
Oj tak, już w pierwsze krzaki mnie zaciągnął… ależ był rozochocony!
– To możliwe… Pokazywałam mu… pokazywałam mu… grzyby!
Marta odetchnęła, bardzo z siebie zadowolona, że udało się wybrnąć z sytuacji.
A może i co innego mu paniusia pokazywała?
- Stary Maciej opowiadał, że uczycielka leżała z podciągniętą kiecą.
A to bezwstydny podglądacz i plotkarz! Co oni sobie o mnie pomyśleli?! No chyba nie uznali mnie za jakąś cichodajkę???
– Ach, pamiętam! Wtedy na grzybobraniu wlazła mi mrówka… i gryzła. Martin mnie ratował.
Zenon ewidentnie się pobudził.
– To gdzie ona wlazła?
Marta pomyślała, że najbardziej prowokująca będzie, gdy uda skromną, jak na dziewicę przystało, mocno zawstydzoną dziewczynę i spuści oczy.
– Ach, panie Zenonie… Nie powiem, gdzie ta mrówka wlazła…
Widno wlazła jej w kuciapkę! To wtedy murzyn mógłby ją ratować tylko przepychaniem… Ha ha ha! – zaśmiał się do swego pomysłu.
- No to niech pani nie mówi… a w temacie wianka coś mi paniusia rzeknie?
Widzę draniu, że nie odpuszczasz. No i dobrze. Podniecaj się marzeniem, że jestem dziewicą… tylko jak to przekazać…
- Panie Zenonie, nie ukrywam, że mnie pan zawstydza… – zaczerwieniła się, jak na zawołanie – powiem tylko tyle, że jestem porządną niewiastą, która dba o opinię… i nie należę do tych dziewczyn, które łatwo idą z mężczyznami do łóżka… – łopotała rzęsami, jakby chcąc dowieść swej niewinności.
No i jak? Kręci cię nieskalana księżniczka, która może ofiarować ci swoją cnotę?
Zenon najwyraźniej wyglądał na zadowolonego, choć zabrakło mu języka w gębie. Dlatego Marta zmieniła temat rozmowy.
– Ciociu, cukier się skończył, przyniosę ze stryszku. Tylko trochę się boję sama wchodzić po drabinie. Zwłaszcza w tych szpilkach, na tak wysokim obcasie. Czy pan Zenon zechce mi pomóc i ją przytrzyma?
Marta doskonale zdawała sobie sprawę z wrażenia, jakie wywoła na nim podczas wchodzenia na drabinę w rozkloszowanej spódnicy.
Zenon nie mógł wprost uwierzyć, że taka gratka mu się trafia. Na pewno zobaczy wypiętą pupę! A kto wie, może nawet uda się zajrzeć pod kieckę?
Marta uśmiechnęła się słodko.
– Proszę za mną!
Ależ drabie świecą ci się oczka! Jak drapieżnikowi na polowaniu. Aż cię skręca na myśl, że pooglądasz sobie moje nogi…
Kołysała biodrami, a mężczyzna nie spuszczał wzroku z tyłka.
Kocica! Kręci zadkiem! Może by ją podszczypnąć! Pewno by donośnie pisnęła… – Na sprawdzenie głosu dziewczyny, zabrakło już odwagi.
W sieni energicznie chwycił drabinę, jakby chciał zaimponować swą krzepkością. Obserwował jak Marta ostrożnie stawia na szczeblach stopy w eleganckich szpilkach. Rzeczywiście były na bardzo wysokich, cienkich obcasach.
Ciekawe ile mają centymetrów? Może z piętnaście?
Czarne buciki z wąskimi paskami wyraźnie eksponowały zgrabne stopy. Dostrzegł pomalowane paznokcie u nóg. Niemniej kształtne okazywały się także łydki i kolana.
Oj, pięknie by było, gdyby te nogi się przede mną rozkładały – rozmarzył się Zenon.
– Panie Zenonie, dobrze pan trzyma?
Zorientował się, że zadumany, zluzował chwyt drabiny. Skupił się wyłącznie na zgrabnej pupie, sukcesywnie podnoszącej się coraz wyżej. Uznał ją za idealną. Spora, jędrna, wystająca. Marta oczywiście celowo tak manifestacyjnie wypinała tyłek.
Niech widzi jak kręcę pupą! Ciekawe czy ma chętkę dać mi w nią klapsa?
Wreszcie dotarła do końca. Nie musiała wchodzić na strych, z drabiny swobodnie sięgnęła cukru, wystarczyło tylko wypiąć się jeszcze bardziej.
Ciekawe czy ma odwagę, żeby zajrzeć mi pod spódnicę?
Ta myśl spowodowała szybsze bicie serca i drżenie dłoni. Spojrzała kątem oka. Rzeczywiście patrzył do góry.
A to drań! Ciekawe co dostrzegł? Zobaczył, że mam pończochy? Czy widzi ich koronkowe zakończenia?
Celowo na to spotkanie założyła pończochy, zawsze czuła się w nich bardziej kobieco, seksownie.
Teraz znajdowała sporą przyjemność w wystawianiu się na podglądanie. Celowo przedłużała szukanie cukru.
A niech się napatrzy, pewnie nigdy nie miał takich widoków. – Uśmiechała się w myślach. – No, ale… chyba nie zobaczył majtek? A może… O Boże! Założyłam te seksowne stringi… ich koronka jest tak… prześwitująca!
Marta zadrżała. Schwyciła cukier i błyskawicznie ruszyła na dół.
Zbyt szybko. Nagle źle stanęła i zaczęła zjeżdżać. Cukier upadł na podłogę, a spódnica zaczepiła się o wystającą drzazgę i odsłoniła zgrabne nogi w eleganckich pończochach. Zenon był na posterunku. Schwycił ją w ramiona. Jedna dłoń znalazła się na boku Marty, druga na piersi. Mężczyzna znieruchomiał. Nie wierzył w to, co się wydarzyło. Zobaczył takie widoki i do tego trzyma ją za biust! Cudowny, duży, jędrny. Trwał dłuższą chwilę w bezruchu, dopiero później ją wypuścił, patrząc jak zawstydzona obciąga spódnicę. Jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył równie ekscytującej przygody.
Marta uśmiechając się, załopotała rzęsami.
– Panie Zenonie, uratował mnie pan! Jest pan silny jak tur! Byłabym upadła… Nie wiem jak panu dziękować…
A tak naprawdę, wiem doskonale gagatku, jak chciałbyś, żebym tobie podziękowała…
- Podziękować zawsze paniusia może, jakby mi dała buziaka…
Marta przytuliła się i ucałowała swojego wybawcę w policzek. Aż się zarumienił.
- Jakby mi dała paniusia buziaka, a może jeszcze coś więcej dała, ha ha…
– Oj dam, dam co tylko pan Zenon zechce! – Mówiła, niby nie wiedząc co on ma na myśli, a jednocześnie zdając sobie sprawę, że te słowa pobudzą go jeszcze bardziej.
Ech ty zbereźniku. Już ja dobrze wiem, co chciałbyś żebym ci dała… Już ja ci dam…
Zenonowi szumiało w głowie. Puścił kobietę przodem i dzięki temu mógł obserwować, jak prowokacyjnie kręci zgrabnym tyłkiem.
Ech, pasowałoby ją tak porządnie klepnąć w ten szeroki zadek! Aż by zapiszczała i podskoczyła.
Na to jednak brakowało mu odwagi.
Ale… zaraz… zaraz…
– Niech no paniusia poczeka. Na tej spódniczynie jakiejśiś pajęczyny się poprzyczepiały. Niech się paniusia wypnie, to otrzepię.
Marta natychmiast wygięła się, wystawiając pupę w stronę mężczyzny. Kręciła ją ta sytuacja, jak cholera.
– Boże! Jak ja się boję pająków! Niech pan trzepie mocno!
O tak! Klepnij sobie! Poczuj mój kuperek. Wtedy dopiero krew ci, gałganie, uderzy do głowy.
Zenonowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zawzięcie przetrzepywał spódnicę dzierlatki, co raz siarczyście smagając ją w tyłek.
– Auuaa! Nie zasłużyłam na tak dotkliwe klapsy! – krzyczała, prowokacyjnie rozcierając dłonią pośladki. Zenona nakręcało to niepomiernie. Marzył, żeby móc kiedyś grzechotnąć ręką gołą pupę nauczycielki.
Ledwie zasiedli za stołem, gdy Marta zakrzyknęła:
– Ojej! Poszło mi oczko! Chyba przez drzazgę w drabinie. Jak dobrze, że mam w torebce zapasowe pończochy!
Kobieta poszła przebrać się do sąsiedniego pomieszczenia. Zenon zauważył jednak, że w lustrze może swobodnie ją podglądać. Widział, jak podciągnęła spódnicę, obserwował nogi w pełnej krasie – długie, zgrabne, opięte cielistymi pończochami, zakończonymi koronką. Widział, jak rozpięła pasek przy szpilkach, zdjęła je, następnie wsunęła palce pod pończochy i zaczęła je powoli zsuwać z nóg. Zenon aż drżał, obserwując tak erotyczny pokaz.
Matko Bosko! Daj mi siłę wytrzymać!
Obserwował, jak wyjęła czarne pończochy z torebki. Najpierw przygotowywała je do założenia, a następnie nasuwała na nogi. Ale jak ona to robiła! Z jakim ceremoniałem! Pieczołowicie! Jakby celebrowała ten akt. Jakby wiedziała, że robi to na pokaz. Dla Zenona była to najbardziej erotyczna scena w życiu.
– Panie Zenonie, czy pończoszki w czarnym kolorze, również pasują do mojej spódniczki? – Prowokacyjnie trzymała materiał miniówki, rozpościerając ją szeroko.
Mężczyzna gotów był rzucić się na kobietę. Czerń doskonale kontrastowała z łososiowym kolorem spódnicy.
Ech! Tak by ją dopaść. Zadrzeć tę kieckę!
Siedział jednak spokojnie, nadal oszczędny w słowach. Ciocia Jadzia próbowała przełamać milczenie. Opowiadała Marcie, jak Zenon z małorolnego chłopa doszedł do wielohektarowego gospodarstwa. Nigdy nie szedł na wsi za falą: kiedy była świńska górka, on wyprzedawał trzodę i odwrotnie – hodował świnie wtedy, gdy wszyscy sprzedawali, dlatego bogacił się, kiedy inni popadali w długi. Nigdy nie szarżował z kredytami i nigdy nie palił opon z Samoobroną. Mimo to i tak na wsi cieszył się autorytetem, bo nigdy nie odmawiał pomocy, za co mocno ganiła go matka, twierdząc, że swoje zaniedbuje, żeby obcemu dopomóc. Zenon jako pierwszy przekazywał pieniądze dla pogorzelców, gdy proboszcz prowadził zbiórkę, ale nie tak jak ci pełni pychy, którzy chcieli, żeby ich nazwiska wyczytywano z ambony; Zenon robił to skromnie – anonimowo. Ale też szacunek plebana dla dobrego gospodarza był wielki, bo jego pierwszego zapraszał do rady parafialnej i do noszenia baldachimu nad monstrancją w Boże Ciało.
Wieś nigdy nie zapomniała Zenonowi, jak wskoczył w ogień ratować dwoje małych dzieci w Borowem, choć nawet ich własny ojciec bał się wchodzić w ogień. Wszyscy też wiedzieli, że nikt we wsi nie ma startu z Zenkiem w zmaganiach na rękę. Że nie tylko jest silny, ale i zdrowy. Podobno nigdy nie był u lekarza.
Opowieści Jadwigi zupełnie zmieniły wyobrażenia młodej nauczycielki o Zenonie. Zrozumiała, że wcale nie jest głupi, a jedynie niewykształcony, dlatego, że w dzieciństwie umarł mu ojciec i jako podrostek miał na swoich barkach gospodarstwo. Na naukę zabrakło sił i czasu.
Nie spodziewała się, że mógł aż tak zarabiać na gospodarstwie nie wkładając olbrzymich kapitałów. A mógł. Trochę dlatego, że wstrzelił się w wielką zmianę pokoleniową na wsi. Starsi ludzie dawali mu swą ziemię w dzierżawę, nie chcąc nic w zamian, byle tylko nie stała odłogiem. W ten sposób zyskał na tym, że tak był we wsi lubiany i ceniony za swą bezinteresowną pomocność. Kolejnym zwrotem było wejście dopłat unijnych. A że na dzierżawionych obszarach prowadził wiele upraw szczególnie wspieranych przez Unię, do każdego z czterystu hektarów, otrzymywał niemałe pieniądze. Okazało się, że był bogaty, ale środków w ogóle nie wkładał w takie sprawy jak dom, czy ubiór, ale w ziemię…
Poczuła, że wydał się jej nie tylko szlachetny, ale też bardziej interesujący i od razu… przystojniejszy! Alkohol również zrobił tu swoje. Zaczęła go nawet podziwiać i zawstydziła się, że do tej pory dworowała sobie z niego. Poczuła się w powinności do rekompensaty.
Przyjemnie byłoby, gdyby zaczął mnie adorować… – myślała – a może nawet się do mnie dobierać…
– Panie Zenonie, my tak sobie tu panujemy, a może przeszlibyśmy na ty? Wypijmy bruderszafta.
– A czegóż by nie, możemy. – Zenonowi zaświeciły się oczka.
Z chęcią posmakuję twoich usteczek! Masz takie śliczne, duże, mocno wymalowane, stworzone do uprawiania miłości!
– Marta – głos kobiety zdradzał skrępowanie.
Mężczyzna szybko wychylił kieliszek i bez ceregieli objął pannę. Podnieciło go, że kobieta ucieka ustami. Nie było mowy, żeby jej odpuścił. Słodki zapach perfum rozpalał coraz bardziej. Jedną rękę trzymał na plecach, a drugą przyciągnął do siebie głowę. Marta próbowała odchylić ją w bok, ale Zenon dopadł ust i przyssał się, jakby chciał wypić na raz wiadro wody. Gdy puścił, dziewczyna dużym haustem zaczerpnęła powietrze.
– Panie Zenonie… Co pan robi? Aż straciłam dech w piersiach… Chyba muszę poprawić szminkę.
Ależ z niego zwierzak. Matko! Jakie to podniecające!
Zenon obserwował kobietę sięgającą po czarną kopertówkę bez żadnych ozdóbek, ale elegancką, najwyraźniej markową, wyciągającą z niej lusterko i pomadkę. Bardzo poruszyło go, jak powoli malowała szminką pełne, duże usta. Marta domyślała się odczuć targających mężczyzną. Chciała, żeby jej pożądał. Malując usta demonstrowała, że tak mocno je wycałował, że długo musi poprawiać szminkę, dlatego powoli przesuwała pomadką, ze szczególną dbałością o kontury.
Krwisty kolor szminki działał na zmysły mężczyzny. Przyglądał się w milczeniu, przełykając ślinę. Niczym drapieżnik czekający na okazję.
– Zenonie, czy już mój makijaż jest bez zarzutu? – zapytała filuternie.
– A to trzeba się przyjrzeć… musiałabyś mi siąść na kolana…
Boże! Ależ ty masz piękną twarzyczkę! Czy ja śnię, czy naprawdę gadam z taką fajną kobitą? Skąd u mnie tyle odwagi? Ale ona teraz pewnikiem odmówi…
Marta udawała speszoną, zdawała się mówić: nie, nie, ociągała się, ale jednak wstała, okręciła się bokiem do mężczyzny i… usadowiła pupę na jego kolanach. Popatrzyła mu prosto w oczy i dostrzegła w nich niedowierzanie. Zenon rzeczywiście był zdumiony.
– Więc, czy może być mój makijaż?
– Czy może być?! Jesteś boska!
Siedząc na kolanach, wyczuła twardy ucisk na pupę. Podnieciło ją to dodatkowo.
Zdaje się, że coś tu rolnikowi rośnie… na polu. Mówi się że chłop jest twardy.
– Och, Zenonie… Nawet nie wiesz jak na kobietę działają takie komplementy… Zobacz jak mi serduszko szybciej bije… – w tym momencie ujęła jego dłoń i położyła na swojej lewej piersi.
Szybko poczuła, że wzwód jeszcze urósł.
Jadwiga widząc, że „młodzi” obiecująco sobie poczynają, krzycząc, że przeprasza, ale pilnie musi iść na zmiankę do Maciejowej, opuściła dom.
Martę szalenie podniecało, że została sam na sam z napalonym mężczyzną. Czuła jak bardzo chce być adorowaną, zdobywaną.
– Zenonie, więc zostaliśmy sami, sam na sam… – łopotała rzęsami.
Silny mężczyzna, sam na sam ze słabą kobietką… to chyba inspirująca sytuacja… Ciekawe co zrobi, jak zareaguje?
Zenon przełykał ślinę. Wypowiedziane zdanie podsyciło jeszcze atmosferę. Nie wiedział co powiedzieć, ale chciał dodać sobie animuszu.
– Chyba się mnie nie boisz? – silił się na uśmiech.
– No wie pan, jestem bezbronną, słabą kobietką… taki atletyczny mocarz mógłby ze mną zrobić, co tylko by zechciał…
Zenon doskonale wiedział co chciałby zrobić.
– Och, panie Zenonie, proszę nie wykorzystywać swojej siły. Wiem, że mężczyźni tylko o tym myślą, żeby włożyć dziewczynie rękę pod spódnicę. – podjudzała kawalera.
Zenon sam z siebie by się na to nie odważył, jednak nie mógł pozwolić sobie być gorszym od typowych chłopów. Niezbyt zdecydowanym ruchem ulokował dłoń na kolanie Marty. Był ciekaw czy ją odepchnie i obstawiał, że niestety pewnie tak. Alkohol jednak wspomagał skłonność do ryzyka.
– Och, panie Zenonie! Co pan robi… – niezbyt stanowczo protestowała Marta, ale nie odpychała jego ręki.
To ośmieliło Zenona. Zaczął powoli wsuwać dłoń coraz dalej, aż czubki palców znalazły się pod kiecką. Patrzył się przy tym kobiecie w oczy, uśmiechając się niepewnie.
Marta wydęła usta w podkówkę, udając oburzenie.
– Panie Zenonie, niech pan przestanie! Niech pan zabierze rękę spod mojej spódniczki!
Nadal jednak nie odpychała ręki. Wyraźnie nie chciała go onieśmielać. Zenon trafnie to odczytał i kontynuował ekspansję. Gdy dotarł do koronkowej manszety pończoch, uśmiechnął się szerzej. Marta była wniebowzięta, ale starała się tego nie okazywać.
– Oj, tam widno są jakiejsiś eleganckie fatałaszki… chyba to widziałem, jakżeś szła po drabinie.
– Ojej… Zenonie… jak mogłeś! Zaglądałeś mi pod spódnicę!
– A może i jescy zajrzę! – Śmiał się rolnik.
– No chyba nie zadrzesz mi kiecki do góry! – prowokowała dalej Marta.
Zenon w tym momencie, bez słowa, zaczął powoli podciągać do góry spódniczkę. Dziewczyna trzymała ją, markując, że mu przeszkadza.
– Nie… nie… proszę…
Tak naprawdę nieznacznie tylko opóźniła obnażenie ud. Mężczyzna wariował patrząc na zgrabne nogi Marty, opięte seksownymi pończochami. Ich końce zdobiły szerokie, koronkowe podwiązki w kwiatowe wzory. Zaczął je delikatnie gładzić.
– Zenonie, widzę, że rodzi się w tobie instynkt zdobywcy. – Marta z minuty na minutę coraz bardziej chciała zostać zdobyta. Nawet bez jej zgody. Zwłaszcza bez jej zgody!
Słowa nauczycielki, patrzącej prosto w oczy, działały na Zenona, niczym płachta na byka. Jeszcze raz chciał posiąść jej usta. Tym razem chwycił kobietę bardziej stanowczo. Mimo cichych protestów, wpił się brutalnie w wargi.
- Zenonie… jesteś szybki…
A jednak nie uciakała z ustami.
O tak mój zdobywco! Bierz się za mnie!
Rolnik całował zachłannie. Jednocześnie, położył delikatnie dłoń na piersi panny.
– Nie… nie… – szeptała.
Mężczyznę podniecało to, że nauczycielka protestuje, ale… nie odpycha jego ręki.
To się nie dzieje na prawdę! Złapałem ją za cycek, a ona nie ucieka mi z kolan! Nawet nie odsunęła mojej łapy!
Uznał to wręcz za zachętę.
Nieco mocniej uchwycił biust.
- Co robisz, Zenonie… – skarciła go. Lecz w myślach pochwaliła.
O tak! Poczuj, jakie mam duże i jędrne cycki! Dorodna ze mnie dziewka? Czyż nie?
Podniecony, odurzony alkoholem, całując, jednocześnie coraz mniej delikatnie suwał dłoń po piersiach nauczycielki.
- Mój panie… czy aby nie nazbyt śmialo sobie poczynasz?
Celowo dobierała słowa, by z jednej strony pozorowac opieranie się, lecz z drugiej, nie odstraszyć adoratora.
Mężczyzna sam sobie zadawał to samo pytanie, ale też sam sobie nie mógł się nadziwić, że stać go było na taką odwagę. Zastanawiał się, co odpowiedzieć.
- Martusiu, masz takie cudne te cycusie! To twoja wina! Nie można się od nich oderwać.
Jakby na potwierdzenie tych słów, zaczął ściskać piersi coraz mocniej, wręcz zuchwale, jak na nieokrzesanego prymitywa przystało. Właśnie tego chciała Marta.
Och, bądź taki dziki! Pastw się nad moimi cyckami!
– Ach… Zenonie… ty brutalu…
Mężczyzna nie przestawał całować ust, policzków, szyi kobiety, ani ugniatać jej piersi. Zaś nauczycielka wzdychała, szeptem protestując, ale nawet przez moment nie odpychając zalotnika.
Nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka. Odskoczyli od siebie. To telefon Zenona, bardzo starego typu. Odruchowo odebrał. Marta starała się wsłuchać w niewyraźne głosy, dobiegające prawdopodobnie z jakiejś biesiady alkoholowej. Wyławiała poszczególne słowa, układające się w spójną całość.
– I jak ci idzie z panią nauczycielką? Zbajerowałeś już ją?
A to drań, pochwalił się kolegom randką ze mną!
- Dobrze idzie…
– Dobrze? O! To już złapałeś ją za to i owo?
– Nooo… taaa… złapałem.
Chamidła! Ciekawe co teraz będą rozpowiadali o mnie po wsi?
– No, daj jej tam do pieca! Daj jej popalić! Pamiętaj, żebyś nam dokładnie poopowiadał jak ją wyobracasz!
Zenon czym prędzej odłożył telefon, nawet się nie rozłączając.
– Czyżby koledzy? – Marta zaciekawiła się. – Mówiłeś, że co takiego złapałeś?
Co oni sobie wyobrażają?! Że „zbajerowanie” nauczycielki ma być takie łatwe? I… „wyobracanie”?!
– Eeee… takie tam…
Marta była zaskoczona, że podnieca ją opowiadanie o niej innym mężczyznom.
– Zenonie, chyba nie pochwaliłeś się im, że złapałeś mnie za cycki?!
Kobieta wstała, obciągnęła spódnicę i poprawiła bluzkę na piersiach.
– Ta sytuacja stanowczo zbyt daleko zaszła. To moja wina, na zbyt dużo ci pozwoliłam.
To musi podziałać na niego, jak płachta na byka.
Jednak nie było takiej siły, która powstrzymałaby Zenona. Myślał tylko o jednym: – “Posiąść ją! Choćby bez jej zgody.”
Marta widziała jego szalony wzrok. Jednocześnie bała się go i pragnęła. Podchodził ze zwierzęcością w oczach. A ona się cofała. Z premedytacją w kierunku łóżka. Powoli zbliżał się do niej, jak obława myśliwych na łowną zwierzynę. Ustępowała, kroczek za kroczkiem, mając za sobą kozetkę. Aż potknęła się o jej brzeg i… wylądowała na niej, na plecach. Jak długa.
Niefortunnie spódniczka podwinęła się, powodując, że Marta leżała w kuszącej, można by rzec – zapraszającej pozie, niemalże nawołującej: „weź mnie”.
Jej samej bardzo się to spodobało – oto leży przed napierającym napastnikiem bezbronna, zdana na jego łaskę i niełaskę…
Dokładnie to samo pomyślał Zenon. Działał jak nacierający, rozjuszony odyniec.
Natychmiast poczuła na sobie ciężar mężczyzny.
- Zenonie… proszę… nie…
Ten, zdawał się jej nie słuchać, nerwowo rozpinał guziki bluzki. Ręce drżały, przez co nie szło mu sprawnie. Szarpnął nerwowo i urwał dwa. Nauczycielka protestowała, ale jakby pro forma, cicho. Niezwykle podniecała ją barbarzyńskość Zenona. Próbowała przeszkadzać w rozpinaniu bluzki, ale nieskutecznie. Wkrótce oczom mężczyzny ukazał się biust opięty koronkowym stanikiem. Kobieta teatralnie osłoniła go dłońmi, co jeszcze bardziej rozjuszało agresora.
Złapał za piersi przez materiał biustonosza i dzierżył je. Starał się wyczuć, jak są duże i jak jędrne. Zachwycony, ściskał coraz mocniej.
– Pani uczycielko, masz te bułeczki… wyrośnięte! Jak od foremki!
- Zenonie… zachowujesz się jak rozrabiaka… jak jakiś zbój… proszę nie gnieć mi tak piersi… – łajała go tonem, który jasno wskazywał, że wcale nie chce go skarcić, a bardziej pożalić się, jaka to jest biedna… jaka ciemiężona.
Ty mój rozbójniku! Podobają ci się moje „bułeczki”? „Od foremki”… piękne określenie. Chciałbyś pokosztować tych bułeczek, nieprawdaż?!
Tymczasem mężczyźnie już nie wystarczało obejmowanie piersi przez materiał, musiał uwolnić je ze stanika. Nagle brutalnie szarpnął miseczki w dół.
Marta krzyknęła:
– Nie!
Ale jej cycki już wylały się z biustonosza i zauroczony mężczyzna podziwiał je w pełnej krasie. Duże, takie jak lubił, spore brodawki i delikatnie sterczące sutki.
- Cudne są te twoje jabłuszka… co tam jabłuszka! Dynie!
Marta zawsze była dumna ze swego atrybutu kobiecości. Uwielbiała czuć pożądliwy wzrok mężczyzn w okolicach dekoltu, toteż podziw Zenona sprawiał jej niemałą przyjemność. Jeszcze większą sprawił dotyk. Mimo, że starała się zakrywać piersi, mężczyzna, delikatnie odpychając jej dłonie, gładził skórę. Zrazu nieśmiało, masował, delikatnie drażnił sutki.
Marta wzdychała cicho.
– Achh… Zenonie… nie…
Mój ty grubianinie, stanowcze są twoje dłonie. Silne. Wreszcie masz mnie obnażoną… widzisz dokładnie, jakie są moje „jabłuszka”…
Rolnik nie przestawał pieścić piersi. Zaczął je całować. Całe, potem sutki. Następnie lizał. Wreszcie zaczął ssać. Na początku delikatnie, żeby z czasem nasilać pieszczotę. W końcu ciągnął je, jakby chciał przez nie wessać całe piersi.
- Ochhh! – wzdychała Marta.
Łobuziaku! Zasysasz mnie jak osesek!
- Smakowite! Pychota, palce lizać! – nie przestawał komplementować – ucztowałbym tak codziennie!
Jednocześnie ręka mężczyzny zjechała w dół i schwyciła materiał spódnicy. Marta czując, że spódniczka wędruje do góry, próbowała ją przytrzymywać. Na nic się to nie zdało, została zadarta. Dłoń Zenona zaczęła buszować w miejscach przed chwilą okrytych jeszcze materiałem. Jeździła zaborczo po udach, po ich wewnętrznych i zewnętrznych stronach. Dotarła na pupę i zaczęła ją badać. Wyczuła sznureczek stringów, co podziałało na wyobraźnię mężczyzny. Podniecało go, że kobieta tak seksownie się ubiera. Tym mocniej chwycił jędrny tyłek.
– Oj paniusiu, masz ty na czym siedzieć! Pokaźny kuperek!
– Zenonie… ty swawolniku… przestań…
– Ja nie przestaję, ino dopiero zaczynam! Takie porządne to siedzisko!
Po czym żwawo począł ściskać pośladki. Wreszcie ugniatać. Jakby ugniatał ciasto w dzierży.
Kobieta wzdychała nieustanie. Już nawet nie próbowała odpychać dłoni ciemiężyciela z tyłka. Poddała się.
Zenon to czuł i niezmiernie go to rajcowało. Nie mógł powstrzymać się, żeby nie przyciąć siarczystego klapsa.
- Auuuaaa! – żałośliwie krzyknęła dziewczyna, choć tak naprawdę bardzo jej się to spodobało.
Rozpędzasz się hultaju! Kręci cię mój „kuperek”. I to, że pozwoliłam ci się „zmacać”…
- Zadek jak marzenie! Zdrowa dupa, że się tak wyrażę, z naszej profesorki! Aż się prosi o przyrżnięcie!
A może jednak o przerżnięcie? – w duchu pomyślała nauczycielka.
Jakby swą myślą zainspirowała mężczyznę. W tym samym momencie przesunął rękę na łono.
- Nie… nie! Zenonie, nie! Tam nie! – protestowała podniecona Marta, gdy suwał dłonią w okolicy majtek.
Nie mniej ekscytował się rolnik, dotarłszy do najintymniejszego miejsca kobiety. Ciężko oddychał. Nieco brakowało mu odwagi, żeby działać bardziej zdecydowanie.
Wtedy przypomniał sobie słowa Marty o mężczyznach „wkładających kobietom ręce pod spódnicę”.
No bo niby po co to robią? Nie po to, żeby przemacać kuciapkę?
- A dlaczego to tam nie? – patrzył dziewczynie w oczy tak srogim spojrzeniem, że ta aż zadrżała.
- Tam nie… nie można… – szeptała cicho.
Przez koronkowy materiał majtek chwycił Martę mocno w kroku. Zrobił to nachalnie, jak uczniak, który chce wymacać koleżankę. I tak to robił. Brutalnie macał.
– Nie… proszę… nie…
Dotyk przez materiał mu nie wystarczał. Wepchnął rękę pod majtki nauczycielki.
- A jak inaczej sprawdzę cnotkę? Czy nieruszana?
Te słowa zadziałały podniecająco na Martę.
A ty hultaju, będziesz na pewno wiedział, jak sprawdzić, czy mam cnotkę? Ale dlaczego to na mnie tak działa? To, że będziesz sprawdzał moją cnotliwość, badając mi cipkę… Ale tak… badaj mi ją… badaj. Chcę poczuć tam twoje palce… Nie tylko palce.
Wreszcie dotykał nagiej szczelinki. Wyczuwał gładkość i wąski pasek włosków.
– Jak tu ślisko… widno zakradł się tu z ogrodu jakiś ślimaczek.
Marta oddychała głęboko.
Ślimaczek… Odkrył jak jestem wilgotna…
Zenon głaskał „ślimaczka”, chciał go poznawać… sondować.
- Ooo… a tu mamy jakąś norkę… trza by sprawdzić, czy aby jakiś lisek tam się nie zakradł! Bo cóś, jakbym lisią kitkę tu namierzał. U nas na wsi i lisy i ślimaki to zmora! – dworował sobie rolnik smyrając po pasku włosków na łonie.
Palce Zenona „rozpoznały teren”, po czym wróciły do „norki”. Dwa z nich zakręciły kółeczko przy jej wejściu, po czym zaczęły się zagłębiać.
Marta jęknęła. Poczuła w sobie, w najwrażliwszym miejscu, nachalnego intruza.
- Wygodna jamka! Aż chce się w niej pobuszować! Ciasna! Chyba nie lisek tam grasuje – mężczyzna pokręcił palcami – to na pewno myszka!
Palce zagłębiały się coraz bardziej, starając się maksymalnie podrażniać ścianki „norki”. Marta wzdychała i pojękiwała coraz głośniej, w miarę jak coraz głębiej czuła w niej natrętnego gościa, wreszcie stęknęła przeciągle, gdy zatopił się w niej, na tyle, na ile się dało.
– Ale wąziuteńka ta jamka! Widno, nie wysłużona…
Dziewczynę ogromnie podniecały tego typu komentarze… Chciała ich słuchać, chciała prowokować rolnika do kolejnych…
- Przecież… mówiłam Zenonie… proszę… wycofaj rękę…
Wycofać? Jeszcze czego! No chyba, że tak…
Mężczyzna postanowił się podroczyć. Wysunął z niej palce, ale… tylko po to, żeby zanurzyć je ponownie. Tym razem śmielszym, pewnym ruchem.
- Aaaachhh… – znów westchnęła nauczycielka.
Znów wycofał dłoń i znów wsunął. I znowu. Jakby symulował ruchy frykcyjne.
Marta przymykała oczy i zacisnęła zęby. Pojękiwała, jakby podczas normalnego stosunku. Ogarniała ją potężna żądza. Pożądała prawdziwego stosunku. Pożądała twardego, żylastego kutasa. Chłopskiego, wielkiego kutasa. Tylko jedna myśl kołatała się w jej głowie: „chcę ci dać”. Chciała, żeby jej jęczenie sprowokowało mężczyznę.
I tak też się stało. Zenon też pożądał penetracji, ale już nie ręką. Zabrał ją. Na chwilę przyłożył do nosa, żeby poczuć zapach kobiety. Zaciągnął się mocno jak tabaką. Jakby po to, żeby pobudzić się do bardziej stanowczych działań. Stał się bardziej zapalczywy.
– Teraz poczujesz co innego! Rozłóż nogi szeroko!
– Nie… nie… Zenonie… Jestem jeszcze dziewicą! – Marta liczyła, że kłamstwo jeszcze bardziej podnieci mężczyznę.
Po słowach kobiety rolnik dosłownie dyszał z podniecenia. Żądza i mocny bimber powodowały, że ani trochę się nie kontrolował.
– A to lepiej. Nieruszana psitka… będzie ciaśniej… – mamrotał.
Należy się damulkowej, nauczycielskiej kuciapce tęgie wychędożenie tęgim, wiejskim chujem! – pomyślał.
Marta nigdy w życiu nie była równie podniecona.
– Ach… Zenonie… jestem porządną dziewczyną… Błagam… oszczędź mój wianek. – rozpaczała żałośliwie.
Mężczyznę rozpalały błagania. I to, że będzie mu dane przebijać błonę dziewiczą pani nauczycielce. Łechtało to jego próżność.
Będę pierwszy! Pierwszy, który ją „odetka”, „zerwie plombę”, jak mawiają koledzy.
– Po cnotce to już możesz zapłakać.
Wbijało go to w dumę jak diabli. Zwłaszcza gdy patrzył, jak nauczycielka błagalnie wznosi oczy ku niebu.
- Zenonie… chcesz zagrabić mój najcenniejszy skarb…? – biadoliła, widząc jak to pobudza pożądliwość adoratora.
Nie sądziłam, że tyle przyjemności może dać odgrywanie dziewicy, co i błaganie o oszczędzenie hymenu.
Ten cedził przez zęby nieprzejednanie:
- Pokaż mi swoją elegancką, zadbaną psioszkę!
Udawała, że się opiera, gdy jeszcze bardziej zadzierał spódniczkę.
- Nie… nie… – szeptała, gdy siłą rozkładał jej nogi.
Patrzył na śnieżnobiałe, ażurowe wręcz z powodu koronki, stringi. Biel – kolor czystości – jednoznacznie kojarzył się z dziewictwem. Skąpe majteczki obciśle opinały łono nauczycielki, przez co wyraźnie było widać zarys paska włosków i podłużny rowek.
Zenon był zachwycony.
W sam raz bruzdeczka do przeorania tęgim pługiem!
Marta pamiętała jakie ma na sobie majtki. Wiedziała, że przez ich koronkę tak wiele widać. Czuła się niemal obnażona, ale nie do końca. Dawało to specyficzną, acz silną podnietę.
Zerwij je ze mnie! – w duchu krzyczała Marta.
Zenon, dysząc jak miech kowalski, chwycił za sznureczki. Jakby delektował się ich zsuwaniem. Powoli obnażał łono dziewczyny, jakby dokonywał aktu zakazanego. Napawał się poszczególnymi obrazami, odkrywanymi krok po kroku.
Wreszcie zjechał stringami aż do kostek, ale nie zsuwał ich dalej. Jaśniutkie majtki kontrastowały z czarnymi szpilkami i pończochami, ale przede wszystkim sprawiały wrażenie, jakby kobieta miała spętane nogi.
Marta cała była skrępowana. Mężczyzna, którego dopiero poznała, obnażył jej najintymniejsze miejsce i gapił się na nie z rozdziawioną gębą. Z ciekawością nastolatka pierwszy raz oglądającego nagą cipkę. Czuła się upokorzona, co potęgowało emocje.
Co, gołej cipy nie widziałeś?! A może i nie widziałeś… W końcu jesteś stary kawaler na odludziu… To nawet podniecające, jak tak gapisz się z otwartą jadaczką na moją piczkę…
Rolnik faktycznie stał jak urzeczony.
Golutka szpara… pewnikiem wygolona… i ten paseczek… Aż się prosi, żeby jej zasadzić… marchewę!
Rozpalony rolnik co rychlej rozpiął spodnie i wyciągnął ogromny sprzęt. Marta pierwszy raz w życiu zobaczyła równie potężny okaz.
– O Boże! Co za olbrzym! Jaki wielki! – wiedziała, że podobne okrzyki rozognią namiętność mężczyzny.
Zenon zbliżył się, otarł męskością o uda Marty.
– Nie… nie… Zrobisz mi krzywdę!
– A zrobię!
Mówiąc to, położył się na nauczycielce i przyłożył członek do szparki.
Choćbym miał cię ukrzywdzić pani belferko, to i tak muszę go w ciebie wpakować!
– Nie… nie… – Pozorowała opór Marta, ale nawet nie mogła nawet wierzgać nogami. Podniecała ją nieuchronność tego, że lada chwila, musi się oddać.
A więc to już… tak szybko! Zaraz będę twoja! Zaraz ci dam… Boże, jak ja chcę “ci dać”! Dać? Raczej, sam sobie weźmiesz…
Tuż nad uchem czuła gorący oddech i słyszała głośne sapanie. Poczuła naprężoną męskość suwającą się po wargach sromowych. Robił to nerwowo, jakby celowo się droczył, albo jakby nie wiedział jak zabrać się do rzeczy. Marta nie mogła się już doczekać, kiedy w nią wejdzie. Żeby prowokować, głęboko wzdychała.
- Ach… ach… jest zbyt duży…
Mężczyzna pomógł sobie palcem – znalazł wejście do pochwy, a następnie go wsunął. Znów przekonał się jak bardzo jest ciasna i mokra. Marta jęknęła. Od razu w ślad za palcem próbował wprowadzić główkę członka. Ale mu nie wychodziło. Wejście okazało się zbyt wąskie.
To dobrze, że się musi natrudzić, w końcu z cnotką nie ma łatwo.
Wreszcie Zenonowi udało się, sunąc wzdłuż palca, wepchnąć główkę w dziurkę nauczycielki.
– Oooooch… Zenonie… – niemal krzyknęła Marta. – Boję się…
Mężczyzna był maksymalnie rozjuszony zachowaniem kobiety. Podniecała go jej strachliwość, umacniała wiarę w jej cnotę. Myślał teraz tylko o jednym. Wbić się w nią. Już chciał wykonać pchnięcie, lecz wtedy usłyszeli czyjeś kroki za oknem.
– Zenon! To ciocia Jadzia! Zejdź ze mnie!
Jednak Zenon, rozpalony, wciąż pod wpływem alkoholu, ani myślał zsuwać się z Marty.
Boże! Co za wstyd! Zaraz ciotka zobaczy mnie leżącą pod tym wiejskim zalotnikiem! Z podciągniętą spódnicą! Z zsuniętymi majtkami!
Jednak zamiast dźwięku otwieranych drzwi, usłyszeli pukanie. A więc to nie Jadwiga. Najpewniej jakaś sąsiadka. Zenon zatkał dłonią usta Marty.
– Nie próbuj się odzywać. Jak tu wejdzie, to będziesz miała wstyd na całą wieś.
Martę podniecało brutalne kneblowanie ręką. Czuła siłę i chuć rozochoconego samca, jego ciężar na sobie, a także swoją bezradność. O dziwo, podniecało ją takie potencjalne upokorzenie oraz wstyd jaki spotkałby ją, gdyby ktoś to zobaczył. Jednak po kilku minutach nieproszony gość odpuścił.
Zenon obiecał sobie, że tym razem nie odpuści. Nakierował główkę penisa. Z całej siły wykonał ruch lędźwiami. Jego członek wchodził powoli.
- Och! Och… Nie… nie… – emocjonowała się Marta.
Czuł jak zaciskają się na nim ścianki pochwy, jak silny stawiają opór, ale nie było siły, która mogłaby go powstrzymać. Z lubością wsłuchiwał się w jęki kobiety. W jej protesty.
– Nie… Zenonie… proszę… nie… oszczędź mą cnotę…
Wreszcie znalazł się w połowie drogi. Wiedział, że teraz już dopnie swego. Naparł z całej siły. Miał tylko jeden cel: wbić się w nią do samego końca. Wykonał kolejne pchnięcie, tym razem gwałtowne. Jego główka uderzyła o dno pochwy Marty.
Stało się! Zdobył ją! Mężczyzna był pijany szczęściem. Posiadł nauczycielkę! Nie mniej szczęśliwa była Marta. A więc oddała mu się. Wreszcie. Chciała, żeby Zenon poczuł się zdobywcą. Chciała, żeby myślał, że posiadł ją, ale też jej cnotę.
– Zenonie… ochhh… zdobyłeś mnie…
Zenon zamruczał szczęśliwy, nie wychodząc z kobiety, jakby bał się, że może coś utracić.
– Jużeś moja!
Moja i już! To ja pierwszy ci wsadziłem!
– Tak Zenku, jestem twoja, posiadłeś mnie… pozbawiłeś wianka… – szeptała. Te słowa ją bardzo podniecały. Liczyła, że mężczyźnie dodadzą animuszu, a tak pragnęła, żeby teraz na nią naparł, żeby ją porządnie zerżnął.
Zenon przymykał oczy, celebrował moment, w którym powoli wycofywał się z pochwy i zaraz potem znowu nacierał. Delektował się tym, jak najsmaczniejszą potrawą. Mimo powolnych ruchów, wbijał się do samego końca.
Po każdym pchnięciu Marta głęboko i głośno wzdychała. Demonstrowała jak bardzo to przeżywa, jak mocno czuje jego pchnięcia.
– Oooochhh! Aaaachhh!
Mężczyznę tak to pobudzało, że w każde uderzenie o dno cipki chciał włożyć całego siebie, chciał pokazać jak jest silny.
Poczuj mnie pani nauczycielko! Poczuj moc wiejskiego, żylastego kutasa!
Kobieta dostała dokładnie to, czego chciała.
– Zenonie… Ależ ty się nade mną znęcasz… – Po każdym kolejnym pchnięciu pojękiwała. – Ach… ach…
Znęcaj się! Kto by pomyślał, że na pierwszym spotkaniu z jakimś starym rolnikiem, pójdę z nim do łóżka. Że okażę się taka łatwa… że mu dam… I to dam, zapewniając o swym wianku…
Tak rytmicznie, jak jęczała, tak rolnik wykonywał swoją robotę. Dokładnie. Jakby młócił zboże cepem. Rytm podkreślało, poza jękami nauczycielki, skrzypienie starego łóżka.
– Aaaaa… aaaaa… aaaa…
– A należy się poznęcać nad nauczycielką! W szkole panie się nade mną znęcały, teraz ja dam popalić pani nauczycielce! – Mężczyźnie przypominały się słowa kolegów. – Dam ci paniusiu do pieca!
W tym momencie przyspieszył ruchy i uderzał jeszcze mocniej. Marta była w siódmym niebie. Chciała jęczeć, chciała go nadal prowokować.
– Aaaa! Aaaa! Zenonie… oj… dajesz mi popalić… Dajesz mi do pieca! Jak można tak traktować biedną, bezbronną kobietkę? I to… nie pytając ją o zgodę…
Zenon sapał, ale słowa dziewczyny rozogniały, chciał być bardziej brutalny, bardziej wulgarny.
Należy się taką damulkę porządnie wyobracać! Ciasną dziurkę trza elegancko przepchać, żeby paniusia wracała do domu z porządnie rozepchaną kuciapką.
- Paniusiu… ja jestem rolnik… a rolnik porządnie orze bruzdy… porządnie rżnie zboże!
Chłopskie porównania roznamiętniały Martę. Jęczała i stękała. Rozpalało ją to, że Zenon jest ostry i nieco wulgarny.
- Orze bruzdy, a potem w nie sieje! – dodał.
Martę poczuła się, jakby ją biczem smagnął.
No tak! Sieje! Przecież nie mamy żadnego zabezpieczenia!
Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, niezwykle ją to podnieciło. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak działa na nią strach przed wytryskiem w środku.
– Zenonie… proszę, uważaj żebyś… nie zmajstrował mi dzieciaka!
O tak! Nie tylko ją srogo wydupczyć! Ale jeszcze zlać się w niej! W jej ciasnej pizdeczce!
Mężczyzna sapał. Nic nie mówił, tylko tłoczył w nią swą męskość. Przyspieszył ruchy bioder.
– Boże… Zenku… ależ ty jesteś dziki… niemiłosierny… ale na miłość boską, uważaj. Nie chcesz chyba ze mnie zrobić mamusi…
Schlebiało mu to. Nadal działał jak w transie, pompował jak szalony.
A niby dlaczego by nie zrobić ci brzucha pani nauczycielko! To byłoby coś! Cała wieś by gadała! Niby taki niedouczony chłopek – Zenek, a profesurce zmajstrował bobasa. Dlatego poczuj, jak cię srodze fedruję!
- Ależ mnie mocno penetrujesz… jutro nie będę mogła chodzić…
I bardzo dobrze! Zmłócę cię tak, że nie będziesz mogła ani chodzić, ani siedzieć! Przez tydzień!
Zachowywał się, jakby chciał się wyżyć na kobiecie. Było mu tak dobrze. Jednak wreszcie poczuł, że już nadchodzi czas… przyspieszył ostatkiem sił, wsłuchując się już nie w jęki a w krzyki nauczycielki. Wreszcie stęknął i wylał w Martę potężną porcję nasienia.
- O Boże! Zenku! Co ty mi zrobiłeś! – Uskarżała się, ale tonem, jakby właśnie tego chciała…
Zenon, jakby nic sobie z tego nie robił. Mimo, że po wytrysku, wykonał jeszcze kilka powolnych pchnięć, jakby nie chciał opuszczać rajskiego miejsca. Jakby chciał upewnić się, że jego sperma zostanie wprowadzona głęboko.
***
Wreszcie zwlókł się z dziewczyny, ale nadal nie mógł od niej oderwać wzroku. Patrzył jak naciąga na siebie skąpe majtki, jak wstaje z łóżka, obciąga i poprawia spódniczkę. Wydało mu się, że dostrzegł na czarnych pończochach białą strużkę.
Ja na prawdę zrobiłem to?! Tak! Wyruchałem ją! Tę odpicowaną, wycackaną panią profesor! Wygrzechotałem ją dokumentnie, jak jakąś dziwkę, co czeka przy brzezinie obok parkingu TIR-ów. Wygrzmociłem! I jeszcze spuściłem jej się prosto do pizdy! Do nauczycielskiej, zadbanej pizdy!
– Zenku i co…? Jesteś z siebie dumny?! Zaliczyłeś mnie… Czuję się teraz taka zbrukana…
Ciekawe czy to moje biadolenie, sprawia mu taką samą przyjemność jak mnie? Ale niech czuje się zdobywcą i niech widzi jaka się czuję skalana… ja… cnotliwe dziewczę…
Zenon uśmiechał się spode łba. Przepełniała go duma.
I dobrze! No, pozbawiłem cię wianeczka! Już nie jesteś cnotka. Jeno wydymka! – Zaśmiał się w duchu ze swojego niewypowiedzianego żartu Zenon i odparł zdawkowo lecz hardo.
- Ano zaliczyłem. Zaliczyłem panią nauczycielkę, to co nie mam być dumny?!
Boże! Pomyśli teraz, że jestem łatwa!
– Zenonie, posiadłeś mnie zbyt szybko… co ty sobie teraz o mnie wyobrażasz? Uważasz zapewne, że oddałam się zbyt pochopnie?
– Jak tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że muszę cię wziąć. A jak pokazałaś, co masz pod spódniczką to już nic by mnie nie wstrzymało!
– No tak… to moja wina… nie powinnam tak się ubrać… mini… pończochy… Nie powinnam być tak uległa…
– Oj, cudnie się ubrałaś, taka wyaligantowana! Od razu żem pomyślał, że tą spódniczkę, to tylko podciągnąć do góry!
A tą damulkę wziąć pod siebie!
– No i podciągnąłeś… zresztą bardzo skutecznie. Mam tylko nadzieję, że nie będę miała pamiątki z tego wydarzenia… – załamywała ręce.
Zenon promieniał, mało nie pękł z dumy, gdy o tym pomyślał.
Ale to marzenie! Taka elegancka damula, paradująca po wsi z bębnem… i to mojego dzieła!
- Pewnie do twarzy by ci było z brzuszkiem… – uśmiechnął się pod wąsem.
– Ojej! Co to byłby za wstyd, gdybyś zrobił ze mnie mamusię! Ja… porządna nauczycielka… panną z brzuchem. Ależ sąsiadki by plotkowały! I dopytywały się, kto mi to zrobił…
Zenon przymknął oczy. Odpłynął. Widział jak do izby w jego rodzinnym domu wchodzi Marta. Na ręku trzyma małego szkraba ssącego pierś, a jej spódniczki uczepiło się dwoje, niewiele starszych dzieci.
Z zadumania wyrwały go jakieś dziwne głosy… wydobywały się z telefonu. Słabo, ale można je było rozpoznać.
– Zenek wreszcie zamoczył! I to gdzie?!
– Odpieczętował gwinta tej uczycielce!
– A taka z niej cnotka-niewydymka… I już nie cnotka! Ha ha ha!
Martę przeszyły dreszcze. Obserwowała strwożona, jak Zenon rozłącza telefon.
Marta miała wrażenie, że o jej spotkaniu z Zenonem wieś dowiedziała się lotem błyskawicy. Dodajmy, konserwatywna wieś.
Czuła na sobie jakby baczny wzrok sąsiadek i sąsiadek i jakby kpiące uśmiechy.
Dwie starsze sąsiadki dopytywały:
-A bo to gadają Marusiu, że Zenon do ciebie chodzi w konkury…?
- To porządny chłopina… ale gadajom, czy on tam cię aby nie zbałamucił?
Marta starała się ucinać, lecz sąsiadki zwykle bywały dociekliwe.
- Trza na chłopów uważać, bo im jedno w głowie… wykorzystać dziewczynę… popsować jej reputację…
Gdy nauczycielka zaszła do sklepu, tam już cała ławeczka wiejskich obiboków siedząca przed najważniejszym przybytkiem wsi, entuzjastycznie reagowała na Martę.
- Pani Marto, słyszeliśmy, że Zenek do pani cholewki smali! – Z daleka krzyczał Pietrek.
- Smali, smali, i to nie tylko cholewki. Ha, ha, ha. – Tubalnym głosem dodawał nestor tej ławeczki. – Przechwalał się ten Zenek, że już coś tam mu panna Marta dała.
- Ha, ha, ha! – Wtórowała cała ławeczka. – Coś tam o wianku gadał.
- I jego koledzy coś tam słyszeli.
Nauczycielka wstydziła się takich docinków. Czmychała czym prędzej.
Nawet tych trzech budrysów, chłopaków, którzy skończyli zawodówkę i żadnej pracy nie podejmowali, włócząc się jedynie po okolicy, gdy mijali Martę, patrzyli na nią hardo i rzucali teksty, typu:
- A może i my byśmy się pozalecali do pani Marty.
Po czym już szeptem między sobą:
- Może i my byśmy zamoczylli?
Najtrudniej rozmawiało się kobiecie z własną matką, która najbardziej wścibsko dopytywała.
- Różne to ploty chodzą po wsi… Marta, czy ty aby nie poszłaś do łóżka z tym Zenkiem?
- A jakbym poszła z nim do łóżka…?
- Córuniu, wiesz jakie tu plotkary… wiesz jaka wyjątkowo kościółkowa nasza wioska. Wstyd… Szybko przyinają łatkę, że łatwa…
- Chcesz mamo powiedzieć, że będą gadali, że się przespałam z Zenkiem, że się puszczam…?
- Wiesz dobrze… jak pannie przypną łatkę, że łatwa… to kto się z nią zechce ożenić… To lepiej zapaść się pod ziemię.
Jeszcze bardziej zaskoczyła się Marta, gdy na mszy poszła do spowiedzi.
- Zgrzeszyłam. Przespałam się z mężczyzną – wyznała.
- Córko… to poważny grzech. A… czy to z Zenonem?
- A ksiądz to wie, takie rzeczy…? – Nauczycielka była zdumiona, zrozumiała wtedy jaką skalę ma plotka. Jeszcze bardziej zdziwiła się, że ksiądz chce ją namówiż, żeby przyszła na plebanię.
Najsilniej to odczuła, gdy matka wyjechała do sanatorium i mieszkała w domu sama.
Pewnej nocy, gdy już była w koszuli nocnej, ktoś zaczął głośno dobijać się do drzwi.
Był to Janek. Na wsi przezywali go Janek-Dymanek. Był to już starszy kawaler, który był gotów “wychrobotać wszystko, co na drzewo nie ucieka”.
- Wpuść mnie Martusiu. Chcę cię odwiedzić.
- Jest noc. Co ty sobie wyobrażać.
- Muszę. Chce mi się do ciebie. Wiem, że Zenkowi nie odmówiłaś, to i mi nie odmówisz!
- Ale jak możesz?!
- Wpuść mnie. Poprzytulamy się.
- Odejdź!
- Nie pójdę dopóki mnie nie wpuścisz. Dopóki mnie nie wpuścisz do domu i między nóżki! Ha, ha, ha!
- Jesteś bezczelny!
- Podobno lubisz takich. Zenkowi pozwoliłaś zapuścić. To mi nie pozwolisz? Puknę cię dwa, trzy razy i sobie pójdę.
- Puknij to się w ten pusty łeb!
- Martusiu, nie udawaj cnotki… Wszyscy wiedzą, że dajesz. Zawsze miałem na ciebie wielką chętkę, ale wcześniej jakoś brakowało mi smiałości… a teraz to co innego, skoro wiadomo, że jesteś przystępna… tak… przeruchałbym cię, aż miło.
Niełatwo chciał odpuścić. Stał ponad godzinę, dopominając się seksu z nauczycielką. Zaczął zapewniać, że jest tak napalony, że całą noc nie będzie złaził z kobiety.
Nawet groził, że jeśli go nie wpuści po dobroci, to się włamie i weźmie ją siłą. – A wtedy nie będzie przeproś! Dam ci popalić, że popamiętasz! Przez tydzień nie zmożesz chodzić!
Marta długo nie mogła zasnąć po tym najściu. Serce waliło jej, jak oszalałe. A gdy już zasnęła, śniło jej się, że Jasio wchodzi przez okno, że rozrywa na niej koszulę nocną i obcałowuje piersi. A potem, przez całą noc nie daje jej spać… ujeżdża ją bez przerwy, bez wytchnienia… Jakby chciał nadrobić stracony czas, kiedy miał na nią chętkę, lecz nie miał odwagi. Bierze ją we wszystkich wymyślonych przez niego pozycjach. Raz jest na niej, raz z tyłu, raz z boku… i znowu na niej.
Nad ranem nie wiedziała, sen to, czy może nie sen? Obudziła się bardzo wilgotna… W jednym z pokojów znalazła uchylone okno a jej koszulka nocna była nieco rozdarta...
Wielkim przeżyciem było dla nauczycielki, gdy wracając z pracy, spóźniła się pewnego dnia na autobus i musiała podążać do domu z odleglejszego przystanka, przez las. Już była szarówka, więc kobieta czuła się mniej pewnie. Nagle ni stąd, nie zowąd, pojawiło się przed nią na drodze dwóch znanych wiejskich chuliganów, a jednocześnie kłusowników: Stacho Obrzyn i Zdzich Zając. Stach nazywany tak z powodu jego strzelby, która miała uciętą i kolbę i lufę, Zdzich stąd, że nastawiał wnyki na zające.
- O! Pani uczycielka! Marta!
- To się nam łania trafiła! – Zarechotał Zdzich.
Kobieta była przerażona, poczuła, że nogi ma jak z waty.
- Panowie… przepuśćcie mnie… – powiedziała słabiutkim głosem.
- Zdzichu, czy myśmy kiedy wypuścili jakąś łanię, co nam sama wlazła w łapy?!
- Coś mi się zdaje, że tak to być nie mogło!
- Ano zapraszamy panią nauczycielkę do naszej siedziby, w las, ognisko już rozpalone, posmakuje pani naszych gorących kiełbasek! Ha, ha!
Marta, jako kobieta strachliwa, wiedziała, że nie ma żadnych szans ucieczki przed nimi. Jakżeż ona by pobiegła na wysokich obcasach i w wąskiej spódnicy. A do tego panicznie bała się stachowej strzelby.
- Zapraszamy, zapraszamy. Wiemy, że pani to lubi dobre męskie towarzystwo. A to Zenek… a to Jasio, któren się przechwalał, jak to pół nocy u pani biesiadował…
- My co raz widzieli z lasu, jak paniusia idzie od autobusa. Ale nie śmielim zaczypiać. A teraz… to co innego. Jak wiemy, że pani uczycielka lubi poimprezować…
- Ale ja spieszę się do domu…
- Spokojnie, dom nie zając… – zarechotał Zdzicho. – A gorące kiełbasy czekają!
Marcie pociemniało przed oczami. Już sobie wyobraziła, jak idzie przez las prowadzona przez nich jak na rzeź. A potem… te czekające na nią gorące kiełbasy, jak przy ognisku musi klęczeć i ssać “lufy” dwom zapuszczonym kłusownikom.
Kobieta zemdlała.
Innym razem Marcie zajechał drogę drogi terenowy jeep. Za kierownicą siedział pan Krezus, najbogatszy bogacz we wsi, właścicel młyna i tartaka w jednej osobie. Mówili o nim, że nieprzypadkowo ma tartak, bo “lubi rżnąć”.
- Pani Marto, podwiozę panią!
Nie wypadało odmówić tak wpływowej osobie we wsi. Lecz ledwie wsiadła, a “amator rżnięcia” zaczął się do niej bezpardonowo zalecać.
- To może ja panią zabiorę na jakiś piknik do lasu?! Kocyk mam! Jakaś butelka dobrego trunku też się w bagażniku znajdzie.
Marta nie chciała się domyślać, co miałaby robić na takim kocyku…
- Wiem, że pani lubi poimprezować, szczególnie w lesie… Opowiadali mi ci kłusownicy. Choć mówili mi, że pani aż mdlała z wrażeń. Że trzeba panią cucić metodą usta – usta.