Swaty
23 listopada 2016
Szacowany czas lektury: 27 min
Liczę, że zasypiecie mnie swoimi pomysłami, spostrzeżeniami, fantazjami - wpisujcie je proszę w komentarzach pod moimi szkicami.
Marta była wzburzona propozycją ciotki.
Co to jest?! Handel żywym towarem?! Chce mnie wyswatać ze starym dziadem! Rolnikiem, który nawet nie skończył podstawówki. Mnie, kobietę wykształconą, elegancką… no i w końcu niebrzydką.
Ostatecznie doceniła dobre serce ciotki, przecież najprościej w świecie martwiła się o nią, już dawno uważała za starą pannę, a gdy tylko Marta przekroczyła trzydziestkę, uznała, że trzeba ją koniecznie ratować. Ze względu na szczere intencje, zgodziła się przyjść do cioci Jadzi na niedzielny obiad. Ponadto ciekawiło ją, jak przebiegnie spotkanie. Swaty.
Zaplanowała, przy okazji, swoistą gierkę. Od zawsze uwielbiała kokietować mężczyzn, prowokować ich ubiorem, a potem opierać się. Ofiarą miał się stać Zenon – rolnik, z którym próbowano ją wyswatać.
Ależ mu utrę nosa! Będę dla niego przemiła, wręcz będę się do niego wdzięczyć. Założę najbardziej seksowną minispódniczkę, bluzeczkę z takim dekoltem, żeby sobie pooglądał co trzeba. Niech się stary pryk na mnie napali… A potem figa! Nie dla psa kiełbasa!
Ubiór Zenona, wypisz wymaluj, wskazywał na starego kawalera. Wzorzysty sweter (jak Kononowicza) pod siwą, wyświechtaną marynarką, na nogach niewyczyszczone buty manifestowały kontakt z obornikiem. Natomiast włosy demonstrowały z kolei brak kontaktu z szamponem. Zarost najwyraźniej nawiedzany był przez maszynkę do golenia dość chaotycznie. Z kolei nienawiedzany był zapewne przez Zenona dentysta, na co wskazywały braki w uzębieniu, i dramatyczna kondycja tych, które pozostały.
Zenon w rękach miółł kaszkiet i trzymał zużytą reklamówką, która pomieściła litrową butelkę "swojaka". Przygarbiony, wyraźnie nieśmiały, nie wiedział jak się zachować i co powiedzieć. Jąkał się.
Z rozmowy wynikało, że mieszka z osiemdziesięcioletnią matką. Żyją w drewnianej chałupie, w której jest jedna izba, kuchnia i sień. Za to nie ma łazienki.
- Dla mnie to niepojęte, jak ludzie mogą zrobić sobie kibel w domu. Przecie sracz stawia się nawet nie łobok stodoły, ale tak jak u mnie, za stodołą. – Mówił Zenon wycierając usta rękawem.
Marta wyobraziła sobie jak musiałaby żyć jako żona Zenona, z gderliwą staruszką, w zimie brnąc w śniegu, żeby pójść za stodołę za potrzebą. Ona, która jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażała sobie, że będzie musiała przerwać dobrze rokujący doktorat i opuścić Warszawę.
Zenek, jedząc kaszankę, spod krzaczastych brwi łypał małymi, świńskimi oczkami na Martę jak się krząta, jak kręci pupą. Wyglądała seksownie w białym fartuszku z falbankami. Niczym pokojówka. Blondyneczka, z długimi, lekko falowanymi włosami. Śliczna buzia, duże usta, starannie pomalowane krwiście czerwoną szminką. Niemalże nieustannie uśmiechnięte. Okulary w czarnych oprawkach dodawały jej nie tylko powagi, ale i seksapilu. Kiedy podawała tacę z filiżankami uśmiechnęła się wyjątkowo szeroko, nachyliła nad stołem, świadoma tego, że widać rowek miedzy piersiami. Zenon pożerał ją wzrokiem. Gapił się na jej biust niczym w obraz. Dodatkowo kusił silny zapach słodkich perfum. Ekscytował fakt, że ma do czynienia z kobietą wykształconą, nauczycielką, na dodatek równie wytworną i inteligentną.
Słyszał, że na wieś przeprowadziła się niedawno, z powodu choroby matki. Ludzie chwalili ją za to poświęcenie.
Jadzia też wychwalała siostrzenicę: a to, że była najzdolniejszą studentką na roku, a to, że jako pedagog często dostaje nagrody od dyrekcji, a to, że jej uczniowie odnoszą sukcesy na olimpiadach.
Marta czerwieniła się, udając bardziej skonfundowaną niż była.
– Niech już ciocia nie zanudza pana Zenona…
Zenon nie odrywał wzroku od potencjalnej narzeczonej. Najprzyjemniej patrzyło mu się w dekolt, wycięty w szpic. Gdy kobieta się pochylała, dostrzegał kremowy, koronkowy stanik.
Jezu! Jak ja to wytrzymam! Ależ ona ma wielkie cyce! Żeby się jej tak choć jeden guziczek rozpiął!
Nawet nie śmiał spodziewać się, jak błyskawicznie ziści się to życzenie. Gdy Marta wracała z kolejnym daniem z kuchni, guzik znajdujący się najwyżej był już rozpięty. Uśmiechnięta nauczycielka znowu nisko pochyliła się nad stołem. Tym razem dało się dostrzec jeszcze większy fragment koronki stanika.
Z powodu nieśmiałości Zenona, rozmowa przy stole się nie kleiła, kobiety próbowały podtrzymać ją za wszelką cenę.
– Ależ dziś pogoda! Leje i wieje!
– A ja założyłam taką rozkloszowaną i kusą spódniczkę… Jeśli będę wracać w taki wiatr, wrócę nieźle przedmuchana…
Kokietka osiągnęła swój cel, dwuznaczne słowa żywo pobudziły Zenona. Wiedziała, że taki sam efekt wywołuje komplementowanie płci brzydkiej.
– Podziwiam przedsiębiorczych mężczyzn! Wiem jak rozwinął pan gospodarstwo.
Po Zenonie było widać, jak kraśnieje z zachwytu słysząc takie pochwały. Kraśniał nie tylko z tego powodu. Bimber pędzony przez niego był najmocniejszy w okolicy. Mężczyzna zaś narzucił szybkie tempo kolejek. Marta mimo, że dzieliła kieliszki na cztery, to i tak czuła że zaczyna jej szumieć w głowie...
- Panie Zenonie... ja mam taką słabą głowę... Boję się, żebym jakichś głupstw nie robiła...
Zenon uśmiechnął się pod wąsem.
Ciekawe jakie by robiła? Czy jest wtedy łatwiejsza? Ciekawe jaka jest? Czy ma cnotkę?
- O czym pan myśli panie Zenonie? – Marta łopotała rzęsami i pokazywała rzędy równych śnieżnobiałych zębów.
- A tak sobie myślę o paniusi...
- O mnie? Czyżby? A cóż takiego? Jeśli mogę zapytać... - z nieukrywaną ciekawością w głosie Marta patrzyła Zenonowi prosto w oczy.
Mężczyźnie już nieźle dymiła czupryna od alkoholu. Nieśmiałość ustępowała.
- A cy ma panienka jesce wianek, cy nie?
Marta aż upuściła widelec. Sama też czuła, że szumi jej w głowie.
A to drań! Cham, który nie umie się zachować...
Co on sobie o mnie wyobraża. Ale skoro taki jesteś, to poprowadźmy gierkę.
Zdobyła się na wymuszony uśmiech.
- Zadaje pan odważne... intymne pytania... W takim razie niech pan powie, jakie kobiety pan woli – takie które zachowały wianek, czy takie... którym został on zerwany...?
- No... Zawżdy to każden chciałby kobitke nirusanom...
Martę zaczynała ekscytowaćć ta rozmowa. Postanowiła zagrać dziewicę.
- Panie Zenonie a ja na jaką wyglądam? Na taką, która uchowała cnotę, czy na... już „ruszaną”?
- Oj. A bo to ludzie różnie gadajom.
- Ojej! A co takiego ludzie o mnie gadają? Wielcem ciekawa?
Przecież wyjątkowo dbam o reputację! Czyżby ktoś rozsiewał wierutne plotki!?
- Łoj tam. Coś gadały, że murzyn do paniusi przyjeżdżał...
- No tak... Ale nie murzyn, tylko mulat... To tylko kolega ze studiów...
Boże ty mój! Jakiż on był przystojny! A jaki drapieżny!
- I mówiły, żeśta szły w krzaki...
Oj tak... już w pierwsze krzaki mnie zaciągnął... ależ był rozochocony...
- To możliwe... Pokazywałam mu... pokazywałam mu... - lepiej, żeby nie wiedzieli, co mu pokazywałam... - grzyby!
Marta odetchnęła, zadowolona, że wybrnęła z kłopotliwej sytuacji.
- A może i co innego mu paniusia pokazywała? Stary Matyjaszczyk gadał, że widział, jak pani uczycielka leżała pod cornym diabłem z podciągniętą kiecą...
A to bezwstydni podglądacze! Co sobie o mnie pomysleli? Uznali za frywolną cichodajkę?
- Ach... pamiętam! Wtedy na grzybobraniu przypetała mrówka... i gryzła... Martin mnie ratował.
Ciekawe gdzie jej ta mrówka wlazła?
Zenon ewidentnie się pobudził.
- To dzie una wlazła?
Marta pomyślała, że najbardziej prowokująca będzie, gdy uda skromną, mocno zawstydzoną dziewczynę i spuści oczy.
- Ach panie Zenonie... Niech pan daruje, że nie powiem, gdzie ta mrówka wlazła...
No to już wiadomo gdzie! To murzyn mógł ją ratować tylko przepychaniem... ha ha
Marta dążyła do zmiany tematu rozmowy.
- Ciociu, cukier się skończył, przyniosę ze stryszku. Tylko trochę się boję sama wchodzić po drabinie. Zwłaszcza w tych szpilkach na dość wysokim obcasie... Czy pan, panie Zenonie zechce mi pomoc i ją przytrzyma, co bym nie upadła?
Marta doskonale zdawała sobie sprawę z wrażenia jakie wywoła na nim podczas wchodzenia na drabinę w rozkloszowanej spódnicy.
Mężczyzna wprost nie mógł uwierzyć, że trafia mu się taka gratka. Zobaczy jej wypiętą pupę. A może nawet uda się zajrzeć pod jej spódnicynę?
Dziewczyna uśmiechnęła się słodko – Proszę za mną! – Kołysała biodrami, a Zenon nie spuszczał wzroku z jej tyłka – Ależ kręci tym zgrabnym zadkiem! Ach! Tak by ją podscypnąć! Pewno by gromko pisnęła... Ale na sprawdzenie tego zabrakło mu już odwagi.
Podążył za kobietą do sieni, złapał żwawo za drabinę, jakby chciał wykazać się przed kobietą swoją krzepkością. Patrzył jak ostrożnie stawia na szczeblach nóżki w eleganckich szpilkach. Rzeczywiście były na bardzo wysokich i cieniutkich obcasach.
Ciekawe ile mają długości? Więcej niż chłopska piędź?
Czarne buciki, z wąskimi paseczkami, kusząco ukazywały zgrabne stopy. Dostrzegł pomalowane paznokcie u nóg. Równie kształtne wydawały się również łydki i kolana. – Oj, żeby tak te nóżęta się przede mną rozkładały... - rozmarzył się Zenon. – Jakie szyny, taka stacja – przypominał sobie powiedzonka kolegów. – Ech... dojechać tak do tej stacji... Właściwie, to wjechać...
- Panie Zenonie... solidnie pan trzyma?
Zorientował się, że zadumany zluzował chwyt drabiny i stąd zaniepokojenie Marty. Widział jej pupę, sukcesywnie podnoszącą się coraz wyżej. W jego mniemaniu była idealna. Spora, jędrna, wystająca. Do tego kobieta celowo wypinała tyłek. – Niech widzi, jak kręcę pupą... Ciekawe czy miałby chętkę dać mi w nią klapsa?
Gdy dotarła do końca drabiny, nie musiała wchodzić na strych, stąd spokojnie mogła sięgnąć tam, gdzie chciała. Musiała się tylko bardziej wypiąć. – Ciekawe czy ma odwagę, żeby zajrzeć mi pod spódnicę? – Ta myśl spowodowała szybsze bicie serca i drżenie dłoni. Spojrzała na niego kątem oka. Rzeczywiście patrzył do góry. - A to drań! Ciekawe co dostrzegł? Że mam pończochy? Czy widzi ich koronkowe manszety? Czuła, że sprawia jej to sporą przyjemność. Celowo przedłużała szukanie cukru. – A nich się napatrzy, pewnie jeszcze nie przydarzyły mu się tak apetyczne widoki. – Uśmiechała się w myślach. - Chyba nie zobaczył moich majtek? A może... Jezusiu! Przecież założyłam te seksowne stringi... ich koronka jest taka... prześwitująca! Zadrżała. Schwyciła cukier i szybko zaczęła schodzić. Zbyt szybko. Nagle źle stanęła i... już zjeżdżała po drabinie! Cukier upadł na podłogę. Natomiast spódnica zaczepiła o wystającą drzazgę i odsłoniła kształtne nogi w seksownych pończochach. Zenon czuwał na posterunku. Schwycił kobietę w ramiona. Jedna jego dłoń znalazła się na boku Marty, druga na piersi. Mężczyzna znieruchomiał. Nie wierzył w to co się wydarzyło. Zobaczył takie widoki. Trzyma ją za biust! Cudowny, duży, jędrny. Trwał tak dłuższą chwilę. Dopiero potem ją wypuścił, patrzył jak zawstydzona obciąga spódnicę i poprawia. To był nad wyraz przyjemny widok...
Marta uśmiechnęła się i załopotała rzęsami:
- Panie Zenonie... Uratował mnie pan! Jest pan silny jak tur! Byłabym upadła... - Kobieta przytuliła się i ucałowała go w policzek. - Doprawdy, nie wiem jak panu dziękować...
- Podziękować zawsze można... - Mężczyźnie szumiało w głowie i od tej sytuacji i od alkoholu – Coś tam by mi paniusia dała... Buziaka, a może i coś wiencyj... Ha ha ha!
- Oj dam, dam co tylko pan Zenon zechce... - Marta wiedziała, że takie słowa jeszcze bardziej go sprowokują.
Puścił ją przodem i dzięki temu mógł obserwować, jak ponętnie kręci zgrabnym tyłkiem.
Ech, pasowałoby ją porządnie pacnąć w ten szeroki kuperek! Aż by zapiscała i podskocyła.
Na to brakowało mu odwagi. Ale... zaraz... zaraz...
- Niech no paniusia poceka. Na tej spódnicynie jakiejśiś pajęcyny się popsycepiały... Niech się paniusia wypnie, to łotrzepię.
Marta natychmiast wygięła się, wystawiając pupę w stronę mężczyzny. Kręciła ją ta sytuacja.
- Niech pan trzepie mocno! Boże! Jak ja się boję pająków!
Zenonowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zawzięcie przetrzepywał spódnicę dzierlatki, co raz siarczyście smagając ją w tyłek.
- Auuaa! Nie zasłużyłam na tak dotkliwe klapsy. – krzyczało dziewczę, prowokacyjnie rozcierając dłonią pośladki. Zenona nakręcało to niepomiernie. Marzył, żeby móc kiedyś grzechotnąć ręką gołą pupę nauczycielki...
Ledwie zasiedli za stołem, gdy Marta zakrzyknęła:
- Ojej! Poszło mi oczko! Jak dobrze, że mam w torebce zapasowe pończochy!
Kobieta poszła przebierać się do sąsiedniego pomieszczenia. Zenon zauważył jednak, że wystarczy przesiąść się o jedno krzesło, aby móc w lustrze swobodnie podglądać Martę. Widział jak podciągnęła do góry spódnicę, obserwował jej nogi w pełnej krasie – długie, zgrabne, opięte cielistymi pończochami, zakończonymi koronką. Widział, jak rozpięła pasek przy szpilkach i je zdjęła, następnie wsunęła palce pod manszety i zsuwała je z nóg. Zenon czuł jak drży.
Matko Bosko! Daj mi siłę wytrzymać!
Potem obserwował jak wyjęła czarne pończoszki z torebki. Najpierw przygotowywała je do założenia, a potem zaczęła je nasuwać na nogi. Ale jak ona to robiła! Z jakim ceremoniałem, pieczołowicie. Jakby celebrowała ten akt. Jakby wiedziała, że robi to na pokaz. Dla Zenona była to najbardziej erotyczna scena, jaką widział w życiu...
- Panie Zenonie, czy pończoszki w czarnym kolorze, również pasują do mojej spódniczki? – mówiła trzymając się za materiał spódniczki i rozpościerając go szeroko.
Mężczyzna gotów był rzucić się na nią... Czerń doskonale kontrastowała z łososiowym kolorem spódnicy.
Ech tak dopaść ją. Wziąć pod siebie. Zadrzeć kieckę. I bez pytania ją brać!
Za stołem Zenon był oszczędny w słowach. Starała się to nadrobić ciocia Jadzia. Opowiadała Marcie, jak z małorolnego chłopa doszedł do wielohektarowego gospodarstwa. Wynikało, że Zenon nigdy nie szedł na wsi za falą; kiedy była świńska górka, on wyprzedawał trzodę i odwrotnie – hodował świnie wtedy, gdy wszyscy sprzedawali, dlatego bogacił się, kiedy inni popadali w długi. Nigdy nie szarżował z kredytami i nigdy nie palił opon z Samoobroną. Mimo to i tak na wsi cieszył się autorytetem, bo nigdy nie odmawiał pomocy, za co mocno ganiła go matka, twierdząc, że „swoje zaniedbuje, żeby obcemu dopomóc”. Zenon jako pierwszy dawał pieniądze dla pogorzelców, gdy taką akcję prowadził proboszcz, ale nie tak jak inni, którzy chcieli, żeby ich nazwiska wyczytywano z ambony; Zenon robił to skromnie - anonimowo. Ale też szacunek plebana dla dobrego gospodarza był wielki, bo jego pierwszego zapraszał do rady parafialnej i do noszenia baldachimu nad monstrancją w Boże Ciało.
Wieś nigdy nie zapomniała Zenonowi, jak wskoczył w ogień ratować dwoje małych dzieci w Borowem, choć ich ojciec sam się bał... Wszyscy też wiedzieli, że nikt we wsi nie ma startu z Zenkiem w zmaganiach na rękę. Że nie tylko jest silny, ale i zdrowy. Podobno nigdy nie był u lekarza.
Opowieści Jadwigi zupełnie zmieniły wyobrażenia młodej nauczycielki o Zenonie. Zrozumiała, że nie jest wcale głupi, a jedynie niewykształcony; przez to, że w dzieciństwie umarł mu ojciec, jako podrostek miał gospodarstwo na swoich barkach. Wydał się jej nie tylko szlachetny, ale też bardziej interesujący i... przystojniejszy. Alkohol też tu zrobił swoje... Zaczęła go nawet podziwiać i zawstydziła się, że do tej pory dworowała sobie z niego. Poczuła się w powinności, żeby mu to jakoś zrekompensować...
Ciekawe jak to by było znaleźć się w jego ramionach...? Wygląda na podochoconego... Ach, jak przyjemnie byłoby, gdyby zaczął się do mnie dobierać...
- Panie Zenonie, my tak sobie tu „panujemy”... a może przejdziemy na „ty” i wypijemy bruderszaft?
- A cego by nie, tać możem... - Zenonowi zaświeciły się oczka. Posmakuję sobie twoich usteczek! Masz takie ślicne, duże, mocno wymalowane!
- Marta... - Głos kobiety zdradzał skrępowanie.
Mężczyzna szybko wychylił kieliszek i bez ceregieli objął pannę. Podnieciło go to, że udaje, że ucieka z ustami. Ale nie było mowy, żeby jej odpuścił. Słodki zapach perfum podniecał go jeszcze bardziej. Jedną rękę trzymał jej na plecach, a drugą przyciągną do siebie jej głowę. Próbowała odchylić ją w bok, ale Zenon dopadł do jej ust i przyssał się, jakby chciał wypić na raz wiadro wody. Gdy już puścił, dziewczyna dużym haustem zaczerpnęła powietrze.
- Panie Zenonie... Co pan robi... straciłam dech w piersiach... Czuję, że muszę poprawić szminkę...
Zenon patrzył na kobietę jak sięga po czarną torebkę – kopertówkę bez żadnych ozdóbek, ale elegancką, najwyraźniej markową. Wyciąga z niej lusterko i szminkę. Bardzo poruszył go widok, jak powoli maluje szminką pełne, duże usta. Marta domyślała się, jaki wywołuje efekt. Chciała żeby ją pożądał... Malując usta demonstrowała, że tak mocno je wycałował, że długo musi poprawiać szminkę. Dlatego tak powoli przesuwała pomadką po ustach, widać było, że ze szczególną dbałością o kontury. Krwisty, czerwony kolor szminki działał na jego zmysły. Przyglądał jej się w milczeniu. Jak drapieżnik, który czeka na okazję.
- Zenonie, czy już mój makijaż jest bez zarzutu – zapytała filuternie.
- A to musiałbym się przyjrzeć... musiałabyś mi siąść na kolana...
Boże! Ależ ty masz piękną twarzyczkę! Czy ja śnię, czy naprawdę rozmawiam z tak wspaniałą kobietą...? Skąd ja mam tyle odwagi? Ale ona teraz na pewno odmówi.
Marta udawała speszoną, zdawała się mówić – „nie, nie”. Ociągała się, ale jednak wstała, odkręciła się bokiem do mężczyzny i... usadowiła pupę na jego kolanach... Popatrzyła mu prosto w oczy i zobaczyła w nich niedowierzanie. Zenon rzeczywiście nie wierzył, że ta wytworna dama siedzi na jego kolanach.
- Więc czy może być mój makijaż?
- Czy może być?! Jesteś piękna!
Jednocześnie wyczuła silny wzwód Zenona. Podnieciło ją to dodatkowo.
- Och... Zenonie... Nawet nie wiesz jak na kobietę działają takie komplementy... Zobacz jak mi serduszko szybciej bije... - w tym momencie ujęła jego dłoń i położyła na swojej lewej piersi. Szybko poczuła, że jego wzwód jeszcze „urósł”.
Jadwiga widząc, że „młodzi” obiecująco sobie poczynają, krzycząc, że przeprasza, ale pilnie musi iść na zmiankę do Maciejowej, opuściła dom.
Martę szalenie podniecało to, że została sam na sam z napalonym mężczyzną. Czuła jak bardzo chce być zdobywana...
- Panie Zenonie, więc zostaliśmy sami... Sam na sam, ja słaba niewiasta i taki krzepki mężczyzna jak pan... - Marta łopotała rzęsami. Ciekawe co zrobi, jak zareaguje?
Zenon przełykał ślinę. Zdanie wypowiedziane przez kobietę coraz bardziej go nakręcało. Nie wiedział co powiedzieć, ale chciał dodać sobie animuszu.
- A cego to się boisz paniusiu?
- No wie pan... jestem bezbronną słabą kobietką... Taki atletyczny mocarz mógłby ze mną zrobić, co tylko by zechciał...
Zenon doskonale wiedział co chciałby zrobić...
- Och panie Zenonie... proszę nie wykorzystywać swojej siły... Wiem, że mężczyźni tylko o tym myślą, żeby włożyć dziewczynie rękę pod spódnicę... - Marta doskonale wiedziała co osiągnie takimi słowami.
Zenon sam by się na to nie odważył. Jednak nie mógł pozwolić, żeby być gorszym od typowych chłopów. Niezbyt zdecydowanym ruchem, ulokował jednak dłoń na kolanie Marty. Był ciekaw czy ją odepchnie i obstawiał, że niestety pewnie tak. Alkohol jednak skłaniał mężczyznę do ryzyka.
- Och panie Zenonie... co pan robi... - protestowała Marta.
Ale nie odpychała jego ręki. To ośmieliło Zenona. Zaczął powoli wsuwać rękę coraz dalej, aż czubki palców znalazły się pod spódnicą. Patrzył się przy tym jej w oczy, uśmiechając głupkowato.
Marta wydęła usta w podkówkę, udając oburzenie.
- Panie Zenonie... niech pan przestanie... niech pan zabierze rękę spod mojej spódnicy...
Ale nadal nie odpychała ręki. Wyraźnie nie chciała go onieśmielać. Zenon trafnie to odczytał i kontynuował ekspansję. Gdy dotarł do koronkowej manszety pończoch, uśmiechnął się szerzej. Marta była wniebowzięta, ale tego nie okazywała.
- Oj tam widno są jakiejsiś eleganckie fatałaszki... chyba to widziałem, jakżeś szła po drabinie...
- Ojej... Zenonie... jak mogłeś! Zaglądałeś mi pod spódnicę!
- A może i jescy zajrzę! – śmiał się rolnik.
- No chyba nie zadrzesz mi kiecki do góry! - prowokowała Marta.
Zenon w tym momencie, bez słowa, zaczął powoli podciągać do góry spódniczkę Marty. Dziewczyna trzymała się za nią, markując, że mu przeszkadza.
- Nie... nie... proszę...
Tak naprawdę nieznacznie tylko opóźniła obnażenie jej ud. Mężczyzna wariował patrząc na zgrabne nogi Marty opięte seksownymi pończochami. Ich końce zdobiły szerokie, koronkowe manszety w kwiatowe wzory. Zaczął je delikatnie gładzić.
- Zenonie... widzę, że rodzi się u ciebie instynkt zdobywcy... - Marta z minuty na minutę coraz bardziej chciała zostać zdobyta. Nawet bez jej zgody. Nawet siłą. Zwłaszcza siłą... Zwłaszcza bez jej zgody...
Słowa nauczycielki, patrzącej mu prosto w oczy, działały na niego jak płachta na byka. Jeszcze raz chciał posiąść jej usta. Tym razem chwycił ją bardziej stanowczo. Mimo cichych protestów dziewczyny, wpił się w nie. Jednocześnie prawą ręką zaczął jeździć po jej piersiach.
- Nie... nie... Zenonie... jesteś zbyt szybki...
Dłoń mężczyzny jeszcze mocniej uchwyciła biust. Podniecony, odurzony alkoholem, zaczął ściskać piersi coraz mocniej... wręcz zuchwale... jak na nieokrzesanego prymitywa przystało...
Tego chciała Marta.
- Ach... Zenonie... ty brutalu...
Mężczyzna nie przestawał całować ust, policzków, szyi kobiety, ani ugniatać jej piersi...
Nagle rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka. Odskoczyli od siebie. Był to telefon Zenona. Odruchowo odebrał go. Marta starała się wsłuchać w niewyraźne głosy, najwyraźniej z jakiejś biesiady alkoholowej. Wyławiała poszczególne słowa, które układały się w całość.
- I jak ci idzie z panią nauczycielką? Zbajerowałeś już ją?
A to drań... pewnie pochwalił się kolegom, że idzie ze mną na randkę... może zapowiedział im, że uda mu się ze mną osiągnąć coś więcej!
- Złapałeś ją za to i owo...?
- Nooo... złapałem.
Chamidła! Ciekawe co teraz będą rozpowiadali o mnie po wsi?
- No daj jej tam do pieca! Daj jej popalić! Pamiętaj, żebyś nam poopowiadał jak ją wyobracasz...
Zenon odłożył telefon.
- Czyżby koledzy? – Marta zaciekawiła się – Mówiłeś, że co takiego złapałeś?
- Eeee... takie tam...
Marta była zaskoczona, tym że podnieca ją jak Zenon opowiada o niej innym mężczyznom.
- Zenonie, chyba nie pochwaliłeś się im, że złapałeś mnie za biust?!
Kobieta wstała, obciągnęła spódnicę i poprawiła bluzkę na piersiach.
- Ta sytuacja stanowczo zbyt daleko zabiegła... To moja wina... Na zbyt dużo ci pozwoliłam...
Jednak nie było takiej siły, która powstrzymałaby Zenona. Myślał tylko o jednym. Rzucić się na nią. Dosiąść ją. Wejść w jej pizdę. Wsadzać i wyciągać... wyruchać jak sukę.
Marta widziała jego wzrok. Jednocześnie bała się go i pragnęła.
Wiedziała, że jej opór na nic się nie zda, gdy podszedł do niej i zdecydowanym ruchem popchnął na łóżko. Osunęła się na nie, kładąc się na plecach. Natychmiast poczuła na sobie ciężar mężczyzny. Wywołało to u niej poczucie zupełnej bezradności... bezwolności... Wiedziała, że musi ulec. Chciała ulec...
Rozjuszony Zenon nerwowo rozpinał guziki bluzeczki Marty. Ręce mu drżały, przez co nie szło mu to sprawnie. Wtedy szarpał je nerwowo i dwa z nich urwał.
Nauczycielka protestowała, ale jakby pro forma, cicho. Niezwykle podniecała ją brutalność Zenona. Próbowała przeszkadzać mężczyźnie w rozpinaniu bluzki, ale robiła to zbyt słabo. Wkrótce oczom mężczyzny ukazał się jej biust opięty koronkowym stanikiem. Kobieta teatralnie próbowała osłaniać dłońmi swoje piersi, ale to jeszcze bardziej rozjuszało rolnika.
Złapał za piersi. Trzymał je przez materiał biustonosza i ściskał. Ale to mu nie wystarczało. Musiał uwolnić biust ze stanika. Brutalnie szarpnął biustonosz w dół.
Marta krzyknęła – Nie! Ale jej piersi wylały się ze stanika i mężczyzna podziwiał je w pełnej krasie. Był nimi zauroczony. Były duże, takie jak lubił, miały spore brodawki i delikatnie sterczące sutki.
- Pani uczycielko. Ale masz cyce... jak bułecki...
Marta zawsze była dumna ze swego atrybutu kobiecości. Uwielbiała czuć pożądliwy wzrok mężczyzn w okolicach dekoltu. Toteż podziw Zenona sprawiał jej niemałą przyjemność. Jeszcze większą sprawił jej jego dotyk. Mimo, że starała się zakrywać piersi, mężczyzna, delikatnie odpychając jej dłonie zaczął gładzić jej piersi. Zrazu, jakby nieśmiało, masował je, delikatnie drażnił sutki.
Marta wzdychała cicho.
- Achh... Zenonie... nie...
Mężczyzna nie zamierzał przestawać pieścić piersi. Zaczął je całować. Całe, potem sutki. Potem je lizał. Wreszcie zaczął je ssać. Na początku delikatnie, a potem mocno, coraz mocniej. W końcu ciągnął je jakby chciał przez nie wessać całe piersi.
Jednocześnie ręka mężczyzny zjechała w dół i schwyciła za materiał spódnicy. Kiedy Marta poczuła że jej spódniczka jest podciągana do góry, próbowała trzymać ją. Na nic to się nie zdało i spódniczka została zadarta do góry. Ręka mężczyzny zaczęła pod nią buszować. Jeździła zaborczo po udach, po ich wewnętrznych i zewnętrznych stronach. Dotarła na pupę i zaczęła ją badać. Wyczuła sznureczek stringów, co podziałało na wyobraźnię i pobudziło mężczyznę. Podniecało go, że kobieta tak seksownie się ubiera. Tym mocniej zaczął ściskać i ugniatać jędrny tyłek.
- Łoj paniusiu, mas ty na cym siedzieć.
- Zenonie... przestań...
- Ja nie przestaje, ino dopiero zacynam.
W tym momencie przesunął rękę na jej łono. Przez koronkowy materiał majtek chwycił ją mocno w kroku. Zrobił to nachalnie, jak uczniak, który chce wymacać koleżankę. I tak to robił. Brutalnie ją macał.
- Nie... proszę... nie...
Dotyk przez materiał mu nie wystarczał. Wepchnął rękę pod majtki nauczycielki. Wreszcie dotykał nagiej cipki. Wyczuwał jaka jest gładka i że ma wąski pasek włosków, ale przede wszystkim, że jest wilgotna.
Znaczy się, chce! Podoba jej się.
Zapragnął to poczuć mocniej i wepchnąć jej palce. Z wielkim trudem wchodziły dwa, mimo, że wnętrze jej pochwy było dość mokre.
- Zenonie, nie! Tam nie! – krzyknęła Marta.
Zenon jednak wepchnął je głęboko, na tyle, na ile się dało.
- Ale ześ ty ciasna... Widno to prawda, ześ cnotka-niewydymka... Trza by tę dziurkę jakimś wyciorem przeszorować...
Mężczyzna słowa przekuł w czyn. Zaczął suwać palcami w tę i z powrotem, jakby symulował ruchy frykcyjne.
- Aaaa... aaaaaa - Marta, jakby nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę. Była bardzo podniecona rozwojem sytuacji. Jęczała, jak podczas normalnego stosunku.
Jęki sprowokowały Zenona. Chciał penetracji, ale już nie ręką...
- Teraz poczujesz co innego! Rozłóż nogi szeroko.
- Nie... nie... Zenonie... Jestem jeszcze dziewicą! – Marta liczyła, że to kłamstwo jeszcze bardziej podnieci mężczyznę.
Po tych słowach kobiety rolnik dyszał z podniecenia. Podniecenie, mocny bimber powodowały, że ani trochę się nie kontrolował.
- A to jescy lepij. Nierusana psitka... bedzie ciaśniej... - mamrotał.
Należy się, żeby taka damulkowa, wychuchana, nauczycielska psita została tęgo wychędożona wiejskim, żylastym chujem!
Marta nigdy w życiu nie była tak bardzo podniecona jak teraz.
- Ach... Zenonie... jestem porządną dziewczyną... błagam... oszczędź moją... cnotę...
Mężczyznę rozpalały te błagania. I to, że będzie mu dane zabrać cnotę pani nauczycielce.
- Po cnotce to już możesz zapłakać... Pokaż mi swoją elegancką, nauczycielską kuciapkę.
Zenon patrzył na śnieżnobiałe, ażurowe wręcz z powodu koronki, stringi. Biel - kolor czystości - jednoznacznie kojarzył się z dziewictwem. Skąpe majteczki obciśle opinały łono nauczycielki, wyraźnie było przez nie widać podłużny rowek. Zenon zsunął je z dużą przyjemnością. Zjechał nimi aż do kostek, ale nie zsuwał ich dalej – jaśniutkie majtki kontrastowały z czarnymi szpilkami i pończochami, ale przede wszystkim robiły wrażenie, jakby kobieta miała spętane nogi.
Marta była skrępowana. Mężczyzna, którego niedawno poznała, obnażył jej najintymniejsze miejsce i gapił się na nie z rozdziawioną gębą. Z ciekawością nastolatka, który pierwszy raz widzi nagą cipkę... Czuła się upokorzona... a to potęgowało emocje.
Golutka piczka... pewnikiem wygolona... i ten paseczek... W sam raz bruzdeczka do przeorania tęgim pługiem...
Rozpalony Zenon rozpiął spodnie i wyciągnął swój ogromny sprzęt. Marta pierwszy raz w życiu zobaczyła tak potężny okaz.
- O Boże! Co za olbrzym! Jaki wielki! – wiedziała, że takie okrzyki rozognią namiętność Zenona. – Zrobisz mi krzywdę!
- A zrobię!
Mówiąc to położył się na nauczycielce i przyłożył członka do jej szparki.
- Nie... nie... - pozorowała opór Marta... Ale nawet nie mogła nawet wierzgać nogami. Wiedziała, że musi się oddać...
Tuż nad uchem czuła jego gorący oddech i słyszała głośne sapanie. Poczuła jego naprężoną męskość suwającą się po jej wargach sromowych.
Robił to nerwowymi ruchami, jakby celowo się droczył, albo jakby nie wiedział jak to zrobić... Marta nie mogła się doczekać, kiedy w nią wejdzie... Żeby go prowokować, głęboko wzdychała.
Pomógł sobie palcem – znalazł nim wejście do pochwy, a następnie go wsunął. Znów przekonał się jak jest bardzo ciasna i mokra. Marta jęknęła. Od razu w ślad za palcem próbował wprowadzić główkę członka. Ale mu nie wychodziło. Wejście było zbyt wąskie, a on to robił niezdarnie.
To dobrze, że się musi natrudzić... W końcu z cnotką nie ma łatwo...
Wreszcie Zenonowi udało się, sunąc wzdłuż palca, wepchnąć główkę w dziurkę nauczycielki.
- Oooooch... Zenonie... - niemal krzyknęła Marta – boję się...
Mężczyzna był maksymalnie rozjuszony. Myślał tylko o jednym. Wbić się w nią. Chciał wykonać pchnięcie. Lecz wtedy... usłyszeli czyjeś kroki.
- Zenon! To ciocia Jadzia! Zejdź ze mnie!
Jednak Zenon, rozpalony, wciąż pod wpływem alkoholu ani myślał zsuwać się z Marty.
Boże! Co za wstyd! Zaraz ciotka zobaczy mnie leżącą pod tym buhajem! Z podciągniętą spódnicą! Z zsuniętymi majtkami!
Jednak zamiast dźwięki otwieranych drzwi – usłyszeli pukanie. A więc to nie Jadwiga. Najpewniej jakaś sąsiadka. Zenon zatkał dłonią usta Marty.
- Nie próbuj się odzywać. Jak tu wejdzie, to będziesz miała wstyd na całą wieś.
Martę podniecało brutalne kneblowanie jej ręką. Czuła siłę i chuć rozochoconego samca. Także swoją bezradność. Podniecało ją takie upokorzenie oraz wstyd jaki spotkałby ją, gdyby ten ktoś tu wszedł.
Jednak po kilku minutach nieproszony gość odpuścił.
Zenon obiecał sobie, że teraz musi się udać. Znów wepchnął kobiecie palec, znów, mimo że ręce mu drżały, wsunął jej, po swoim palcu, główkę penisa. Z całej siły wykonał ruch lędźwiami. Jego członek wchodził powoli. Czuł jak zaciskają się na nim ścianki pochwy, jak silny stawiają opór. Ale nie było siły, która mogłaby go powstrzymać.
Z lubością wsłuchiwał się w jęki kobiety. W jej protesty.
- Nie... Zenonie... proszę... nie...
Wreszcie znalazł się w połowie drogi. Wiedział, że teraz już dopnie swego...
Mężczyzna naparł z całej siły. Miał tylko jeden cel. Wbić się w nią do samego końca. Wykonał kolejne pchnięcie. Tym razem gwałtowne. Jego główka uderzyła o dno pochwy Marty.
Stało się! Zdobył ją! Mężczyzna był pijany ze szczęścia. Posiadł ją!
Nie mniej szczęśliwa była Marta. A więc oddała mu się. Wreszcie. Chciała, żeby Zenon poczuł się zdobywcą. Chciała, żeby myślał, że posiadł ją, ale też jej cnotę...
- Zenonie... ochhh... zdobyłeś mnie...
Zenon zamruczał szczęśliwy.
- Juześ moja!
- Tak Zenku... Jestem twoja... posiadłeś mnie... pozbawiłeś mnie... wianka...
Martę bardzo podniecały te słowa. Liczyła, że Zenona podniecają jeszcze bardziej...
Chciała, żeby teraz na nią naparł... żeby ją teraz porządnie zerżnął.
Zenon przymykał oczy, celebrował to kiedy powoli wycofywał się z jej pochwy i zaraz potem znowu napierał. Delektował się tym. Poruszał się bardzo powoli, ale wchodził do samego końca.
Po każdym pchnięciu Marta głęboko i głośno wzdychała. Demonstrowała to jak bardzo przeżywa, jak mocno czuje jego pchnięcia.
- Oooochhh! Aaaachhh!
Mężczyznę tak to pobudzało, że w każdym uderzeniu o dno jej cipki chciał dać całego siebie, chciał jej pokazać jak jest silny.
Kobieta miała dokładnie to, czego chciała.
- Zenonie... Ależ ty się nade mną znęcasz... - i po każdym kolejnym pchnięciu pojękiwała – nie... nie... nie...
Tak rytmicznie, jak ona jęczała, tak rolnik wykonywał swoją robotę. Dokładnie. Jakby młócił zboże cepem. Rytm podkreślało, poaza jękami nauczycielki, skrzypienie starej wersalki.
- Aaaaa... aaaaa... aaaa...
- A trza się poznęcać nad panią nauczycielką! W szkole łone się nade mną znęcały, teraz ja dam popalić nauczycielce... - mężczyźnie przypominały się słowa kolegów.
W tym momencie Zenon przyspieszył ruchy i uderzał jeszcze mocniej.
- Aaaa! Aaaa! Zenonie... oj... dajesz mi popalić... Jak można tak wykorzystywać kobietę...?
Zenon sapał... ale słowa dziewczyny go tak podniecały, że chciał być bardziej brutalny, bardziej wulgarny.
- Łoj należy się, żeby taką damulkę porządnie wyobracać! Jak ma taką ciasną dziurkę, to trza ją elegancko przepchać... Żeby paniusia wracała do domu z rozepchaną kuciapką...
Marta jęczała i stękała podniecona tym, że Zenon jest ostry. Podniecało ją to, że jest wulgarny. Delektowała się tym.
Ba, strasznie podniecało ją też to, że nie ma żadnego zabezpieczenia. Dziwiła się, że tak działa na nią strach przed wytryskiem w pochwie...
- Zenonie... uważaj... żebyś... nie zrobił mi dzidziusia...
O tak! Nie tylko ją wydupcyć! Ale jesce zlać się jej w pizdę! I jescse zbuchać jej co!
Mężczyzna sapał podniecony. Nic nie mówił, tylko tłoczył w nią swą męskość. Przyspieszył ruchy bioder i pompował ją jak szalony.
- Boże... Zenku... ależ ty mnie mocno penetrujesz... jutro nie będę mogła chodzić...
Zenon stęknął, jęknął i wylał w Martę potężną porcję swojego nasienia.
***
Zenon zwlókł się z Marty, ale nadal nie mógł od niej oderwać wzroku. Patrzył jak naciąga na siebie skąpe majtki, jak wstaje z łóżka, obciąga i poprawia spódniczkę. Wydało mu się, że dostrzegł na jej czarnych pończochach białą strużkę...
Zrobiłem to! Wyruchałem ją! Tę odpicowaną, wycackaną panią profesor!
- Zaliczyłeś mnie... Pozbawiłeś... Czuję się taka zbrukana...
Zenon uśmiechał się spode łba. Przepełniała go duma.
Ciekawe czy to moje biadolenie, sprawia mu taką samą przyjemność jak mi... Ale niech czuje się zdobywcą... i niech widzi jak się czuję skalana... ja... cnotliwe dziewczę...
- Ano pozbawiłem wianecka! Już nie jesteś cnotka. Jeno wydymka! – zaśmiała się ze swojego żartu Zenon.
- Zenonie, posiadłeś mnie zbyt szybko... pomyślisz, że zbyt pochopnie ci się oddałam, że jestem łatwa...
- Jak tylko cię zobaczyłem, to wiedziałem, że muszę cię wziąć... A jak pokazałaś co masz pod spódniczką... to już nic by mnie nie wstrzymało. Musiałem se ulżyć...
- No tak... to moja wina... nie powinnam tak się ubrać... minispódniczka... pończochy... nie powinnam być tak uległa...
- Oj cudnie się ubrałaś... jak cię zobaczyłem taką wyaligantowaną, to żem od razu pomyślał, że tą spódnickę, to tylko do góry podciągnąć, a tą damulkę wziąć pod siebie...
- No i wziąłeś... I to wziąłeś bardzo ostro.... Mam tylko nadzieję, że mi nic nie zmajstrowałeś... Miałabym pamiątkę do końca życia... Gdybyś zrobił ze mnie mamusię...
Zenon promieniał, mało nie pękł z dumy, gdy o tym pomyślał.
- Fajnie by wyglądała taka elegancka damula, paradująca po wsi z brzuchem...
- Och! Co za wstyd! Ja... porządna nauczycielka... panną z brzuchem... ależ sąsiadki by plotkowały! I dopytywały się, kto mi to zmajstrował...
Zenon przymknął oczy. Jakby odpłynął. Widział jak z jednej izby do drugiej w jego rodzinnym domu przechodzi Marta. Na ręku trzyma małego szkraba ssącego jej pierś, a jej spódnicy uczepiło się dwoje, niewiele starszych dzieci...
Z zadumania wyrwały go jakieś dziwne głosy... wydobywały się z telefonu Zenka. Słabo, ale można je było rozpoznać.
- Zenek wreszcie zamoczył! I to gdzie?!
- Odpieczętował gwinta pani nauczycielce!
- A taka z niej cnotka-niewydymka... I już nie cnotka! Ha ha ha!
Martę speszyło to niezmiernie... Patrzyła jak Zenon rozłącza telefon...