Street game
14 lipca 2016
Szacowany czas lektury: 49 min
W opowiadaniu z racji tego, że główna bohaterka jest z szemranego środowiska występują wulgaryzmy.
Miłego czytania
Miałam 24 lata i skończyłam studia pedagogiczne. Dostałam posadę w żeńskim liceum, miałam uczyć historii, wosu i polskiego, a także być wychowawczynią jednej z klas pierwszych. Klasa 1A była najgorsza w całej szkole, o czym nikt mnie nie poinformował. Nie zastanowiłam się nawet, czemu dostaję tę posadę w połowie października tylko zadowolona przyjęłam propozycję i już następnego dnia miałam iść do nowej pracy. Przez całą noc nie mogłam spać, byłam za bardzo podekscytowana. Nie myślałam o tym, że Liceum im. Jarosława Iwaszkiewicza nie ma zbyt dobrej opinii. Nie liczyło się nic, dostałam prace o której marzyłam od dziecka. W końcu czułam się naprawdę spełniona. Miałam milion pomysłów na to, jak prowadzić lekcję. Noc zleciała mi dość szybko, gdy o szóstej zadzwonił mój budzik, podniosłam się z łóżka, nie czułam zmęczenia. Zjadłam lekkie śniadanie, wzięłam prysznic i ubrałam się w to, co naszykowałam sobie wieczorem. Kilkanaście minut po siódmej byłam już gotowa do pracy, wsiadłam więc do samochodu i ruszyłam.
Około godziny siódmej czterdzieści, byłam w szkole, poszłam do swojej klasy. Chciałam zobaczyć w jakich warunkach będę pracowała. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę to pomazane ławki, prawie każda była wymazana. Poza tymi właśnie ławkami, krzesłami, biurkiem oraz szafką stojącą za nim nie było nic więcej. Ściany „zdobiła” jedynie zielona tablica. Biurko stało w rogu klasy, pod oknem. Zniesmaczył mnie brak pomocy dydaktycznych takich jak plakaty, mapy itp. Spojrzałam na zegarek, który nosiłam na ręce. Było jeszcze piętnaście minut do pierwszej lekcji, postanowiłam więc kupić sobie kawę w automacie, który znajdował się na korytarzu. Wychodząc z klasy natknęłam się na swoją koleżankę z lat szkolnych - Magdę:
- Monika? - zapytała z niedowierzaniem
- Tak, nie poznałaś mnie? - zaśmiałam się
- Nie byłam pewna czy to ty, co tutaj robisz? - pytała z uśmiechem
- Skończyłam studia i oto ja. Będę uczyła historii, wosu i polskiego. - doszłyśmy do automatu, kupiłam dwie kawy. Podając jedną z nich, Magdzie, ta zapytała:
- To ty będziesz wychowawczynią 1A? - uśmiech zszedł z jej twarzy, ale nie zwróciłam na to większej uwagi
- Tak ja. Ale mów lepiej co u ciebie? Czego uczysz? - zmieniłam temat, nie widziałyśmy się w końcu tyle lat
- Angielskiego, w zeszłym roku skończyłam studia. Mam narzeczonego, planujemy ślub. A jak u ciebie sprawy miłosne? - opowiedziała i upiła łyk kawy
- Nadal szukam. Chyba muszę już iść, zaraz dzwonek. - nie chciałam rozmawiać o swoich sprawach miłosnych, więc jak najszybciej ulotniłam się
- Pogadamy później. Trzymaj się. - mrugnęła oczami i odeszła
Zaraz po pierwszym dzwonku, weszłam do swojej klasy. Po przekroczeniu progu przeraziłam się, wszystkie uczennice siedziały lub skakały po ławkach, bluźniły i słuchały głośnej muzyki. Jedna z uczennic - niska blondynka siedziała na krześle przy biurku. Miała bezlitosne niebieskie oczy, gdy spojrzała na mnie miałam wrażenie, że chce mnie zabić. Lekko spanikowałam, nie wiedziałam, co mam robić. Po dłuższej chwili zastanowienia, postanowiłam podejść do blondynki:
- Przepraszam, czy mogłabyś mnie tu puści? - zapytałam najmilej jak potrafiłam
Dziewczyna popatrzyła na mnie i z drwiącym uśmiechem zeszła z krzesła.
- Ej kurwa! Siadać! - krzyknęła po chwili blondyna, wszyscy posłusznie usiedli na swoje miejsca. Także Anka - bo tak miała na imię.
- Nazywam się Monika Kaczmarek, jestem waszą nową wychowawczynią. Będę uczyła was historii i... - nagle ktoś rzucił we mnie gumką. Krew się we mnie zagotowała, zirytowana zapytałam - Kto to rzucił? - zamiast odpowiedzi usłyszałam jednak głośne śmiechy. Mówiłam więc dalej, myślałam, że olewając sprawę, pomyślą, że jestem „równa” i będzie nam się lepiej współpracowało - Będę uczyła was historii, wosu i polskiego. Jestem też waszą nową wychowawczynią. Macie jakieś pytania?
- Ile masz zamiar tu pracować? - zapytała jedna z dziewczyn siedzących przed Anką - Angela
- Jak to ile? - nie spodziewałam się tego pytania - Będę pracowała tu na stałe
- Ostatnia też tak mówiła, a odeszła po dwóch dniach - zaśmiała się Anka.
- A co się z nią stało?
- To samo co z tobą się stanie - odpowiedziała Magda. Wszyscy zaczęli się śmiać. Przestraszyłam się, ale miałam nadzieję, że to tylko głupie żarty młodzieży.
- Dobrze przejdźmy do lekcji, dzisiaj będziemy rozmawiali o Starożytnym Egipcie. - podeszłam do tablicy i zapisałam temat
Anka, Angela i Wiktoria, siedząca z Angelą zamiast pisać temat zaczęły głośno rozmawiać. Przeszkadzało mi to, więc odwróciłam się do nich:
- Nie gadajcie. - obrzuciłam je przy tym gniewnym wzrokiem
- Chyba za pewnie się czuje - powiedziała Angela do Anki.
- Spokojnie, jest młoda i ambitna. Chce się popisać.
- Może naprawdę chce nam pomóc? - zapytała Wiktoria.
- Nie załamuj mnie - zaśmiała się Anka
- Nie gadaj! - krzyknęłam zdenerwowana ich szeptaniem
Anka podeszła do mnie, dotknęła swoim czołem mojego, patrzyła w oczy i zapytała:
- Masz problem? - nic nie odpowiedziałam, przerosło mnie to, ponowiła pytanie, tym razem ostrzej - Pytam się, czy masz problem?!
- Nie... - odpowiedziałam przestraszona i wlepiłam wzrok w moje buty.
Uczennica wróciła usatysfakcjonowana do swojej ławki.
- Ale się obsrała - Angela wydrwiła kobietę
- I dobrze - odpowiedziała Anka z poważną miną.
Do końca lekcji już ani razu nie zwróciłam dziewczynie uwagi. Próbowałam zainteresować wszystkich lekcją, w pewnym stopniu mi się to udało, niektóre dziewczyny słuchały, inne odpowiadały na pytania, a najważniejsze nikt nie mówił nie pytany. Jeśli kogoś nie interesował temat, po prostu zajmował się czym innym, ale nie przeszkadzając. Nie rozumiałam tylko zachowania Anki, wydawało jej się, że jest ona zdolną dziewczyną, gdy kazałam robić im ćwiczenia, zrobiła pierwsza i miała wszystko dobrze.
W końcu zadzwonił wyczekiwany przeze mnie dzwonek, wszyscy wyszli z klasy została tylko Wiktoria, podeszła do mnie, pisałam akurat temat w dzienniku.
- Uważaj na nią. - powiedziała nachylając się nade mną
- Na kogo? - zapytałam zaskoczona
- Na Ankę, ona jest niebezpieczna.
- Czemu mi to mówisz?
- Wydajesz się w porządku - powiedziała i wyszła pośpiesznie z klasy.
Przez kilka minut zastanawiałam się nad słowami nastolatki, ale po chwili także wyszłam z klasy, idąc korytarzem zauważyłam zbiegowisko. Postanowiła sprawdzić, co wszyscy oglądają. Anka tańczyła breakdance. Byłam pełna podziwu dla swojej uczennicy, która, kręciła się na głowie, robiła salta i różne inne sztuczki. Popatrzyłam chwilę i poszłam do pokoju nauczycielskiego.
- I jak? - zapytała na wejściu Dorota
- Ale z czym? - uśmiechnęłam się zakłopotana
- Dostałaś przecież najgorszą klasę.
- To chyba dobre dzieciaki, tylko tyle, że pogubione. - Dorota popatrzyła na mnie litościwie.
- Uważaj na Ankę, z nią nie ma żartów. - wyraz jej twarzy był bardzo poważny
- Widziałam właśnie, jak tańczyła na korytarzu. Dobrze jej to wychodzi.
- To żebyś zobaczyła jak ona się bije, dobrze ci radzę uważaj na nią. - nie rozumiałam, co wszyscy chcą od tej dziewczyny...
- Dzięki za ostrzeżenie. Czego uczysz? - postanowiłam zmienić temat
- Niemieckiego - zadzwonił dzwonek - Muszę już iść, trzymaj się.
Miałam kolejną lekcję ze swoją klasą, teraz był to język polski. Tym razem dziewczyny siedziały w miarę ogarnięte na swoich miejscach. Brakowało tylko „Świętej Trójcy” - Anki, Wiktorii i Angeliki. Zaczęłam sprawdzanie listy, po czym zapisałam temat. Dziś miałyśmy omawiać I księgę „Pana Tadeusza”. Usłyszałam jęki i wzdychania, nikt nie chciał omawiać książki Mickiewicza. Czułam, że będzie ciężko coś od nich wydusić. Zapowiadała się bardzo długa i nieciekawa lekcja. Około dziesięciu minut po dzwonku drzwi klasy otworzyły się i weszła „Trójca”. Bez słowa usiadły na swoich miejscach, a ja starałam się zainteresować lekcją uczennice.
- Może powiecie mi jak rozumiecie słowa:
„Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia przywróciłaś cudem,
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu) - zacytowałam fragment I księgi, ale nie liczyłam na jakąkolwiek odpowiedź. Nagle rękę podniosła Anka. Zadziwiona pozwoliłam jej odpowiedzieć.
- Ania, jak rozumiesz te słowa?
- Mickiewicz zwraca się do Matki Boskiej Ostrobramskiej. Jego rodzice modlili się do niej, gdy ten zapadł w śmierć kliniczną. Mickiewicz wierzy, że to dzięki jej wstawiennictwie powrócił do życia. - Nie wierzyłam własnym uszom, spodziewałam się jakiejś głupiej odpowiedzi, a tu proszę takie zaskoczenie. Miałam nadzieję, że teraz już będzie z górki. Pochwaliłam ją i postawiłam plusa do notesu
Następnego dnia miałam historię ze swoimi wychowankami.
- Dzisiaj porozmawiamy o wierzeniach Egipcjan. Może ktoś coś na ten temat wie? - uśmiechnęłam się i rozejrzałam po klasie. - Ania może ty? - Zapytałam, bo myślałam, że jeśli ona będzie odpowiadała, każdy będzie brał z niej przykład
- Ra był bogiem słońca, stwórcą świata. Egipcjanie wierzyli, że to on odpowiada za wschód słońca. Set był bogiem ciemności, bo zabił swojego brata Ozyrysa. Odpowiadał też za burze, chaos, był demonem. Geb był bogiem ziemi, a Nut boginią nieba. Izyda odpowiadała za płodność i opiekę nad rodzinami. Horus był opiekunem faraonów, każdy zasiadający na tronie utożsamiał się z nim - Anka recytowała jak z książki.
- Świetnie, powiedz jeszcze coś o Ozyrysie i wstawię ci piątkę z odpowiedzi - zachęciłam ją.
- Ozyrys był bratem Seta, mężem i bratem Izydy. Był władcą krainy umarłych, Pola Jaru, bogiem śmierci i odrodzonego życia.
- Bardzo dobrze, piątka - z uśmiechem wpisałam jej ocenę do dziennika.
- Ale się popisałaś - zaśmiała się Angela
- Co ja poradzę, że lubię historię - uśmiechnęła się.
- Ona jest chyba w porządku - wtrąciła Wiktoria
- Się okaże - odpowiedziała Angela
Szybko omówiłam krótki, nieskomplikowany temat i zorganizowałam pracę w grupach trzyosobowych. „Trójca” oczywiście pracowała razem, ale z tego co zauważyłam, to Anka była mózgiem, pisała wszystko bez użycia książki.
- Ej ja kurwa tego nie kumam - powiedziała Angela
- Ja właśnie też nie - dodała Wiktoria
- Dajcie to kurwa, ja to zrobię. Debilki - zaśmiała się Anka.
Grupa Anki pierwsza zrobiła pracę. Gdy wszyscy już oddali, dałam im czas dla siebie, a sama zaczęłam sprawdzać wypracowania. Po chwili usłyszałam obelgi pod adresem Angeliki. Podniosłam głowę.
- A ty kurwo co?! Masz jakiś problem?! - Anka wtrąciła się do awantury
- Po chuj się wtrącasz?! Mówi ktoś do ciebie?! - krzyczała wściekła Magda.
Anka zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę Magdy, która podniosła się z krzesła. Szybko podbiegłam do Anki i zaczęłam ją odciągać. Serce miałam gdzieś w okolicach gardła, byłam chyba tak blada jak płótno.
- Dziewczyny spokojnie. - uspokajałam je. Na moje szczęście Magda usiadła.
- Nie żyjesz kurwo. - skwitowała Anka i poszła w stronę swojej ławki, ruszyłam za nią.
- Zostań, proszę po lekcji - powiedziałam i wróciłam za biurko. Usiadłam i próbowałam uspokoić bicie serca. Nie mogłam utrzymać długopisu w ręku, za bardzo się trzęsłam. Do końca lekcji siedziałam jak na szpilkach i modliłam się, żeby nie było już takich sytuacji...
Zadzwonił dzwonek, Anka szła w stronę wyjścia.
- Ania, prosiłam cię żebyś została. - zatrzymałam ją. Dziewczyna usiadła w ławce przed biurkiem. Z duszą na ramieniu zostałam z nią sam na sam w klasie. Nie wiedziałam jak zakończy się rozmowa, bałam się jej. Miała takie straszne spojrzenie, była taka porywcza. Musiałam utrzymać nerwy na wodzy i przeprowadzić z nią rozmowę. Po wyjściu wszystkich odezwałam się:
- Ania, co to za sytuacja dzisiaj na lekcji? O co chodziło z Magdą?
- Jak to o co? Dostanie wpierdol i tyle. - odpowiedziała tak, jakby mówiła o pogodzie
- Nie bluźnij, proszę. Za co chcesz ją pobić? - jej przekleństwa strasznie raziły mnie w uszy
- Nie będzie taka kurwa do mnie zaczynała, to chyba proste.
- Są inne sposoby na rozwiązanie tego problemu. - tłumaczyłam
- Ty nic nie rozumiesz. - pokiwała głową
- Wytłumacz mi. - nie dawałam za wygraną
- Nie i tak nie zrozumiesz. - przewróciła oczami
- Ania, jesteś zdolną dziewczyną. Nie zmarnuj sobie życia... - Miałam nadzieję, że do niej dotrę.
- To już wszystko, co chciałaś mi powiedzieć?
- Tak... - dziewczyna wyszła z klasy. Zostałam sama w pomieszczeniu. Za wszelką cenę chciałam jej pomóc, nie wiedziałam tylko, jak się do tego zabrać... Postanowiłam porozmawiać ze swoją przyjaciółką Darią. Zadzwoniłam do niej i umówiłam się na dziś wieczór. Gdy szłam do niej, było już ciemno. Musiałam przejść przez dość nieprzyjemną dzielnicę. Nagle w jednej z bram ujrzałam Magdę i Ankę. Anka jak opętana biła i kopała leżącą na ziemi i zakrwawioną Magdę. Wyciągnęła nóż. Stałam jak wryta, ale po kilku sekundach odzyskałam w pewnym stopniu zdolność racjonalnego myślenia. Podbiegłam do nich i krzyknęłam:
- Ania uspokój się! - Anka odwróciła się, co skatowana Magda wykorzystała i ledwo podnosząc się z ziemi poczłapała do jednej z klatek schodowych.
- Kazał ci się ktoś wpierdalać?! - krzyknęła rozwścieczona nastolatka
- Martwię się o ciebie... - Chciałam załagodzić sytuację
- Nie musisz! Nie wpierdalaj się tam, gdzie ci nie potrzeba! - Anka zbliżała się do mnie powoli, nadal trzymając nóż w ręku. Oblały mnie zimne poty. Cofałam się, aż plecy napotkały ścianę budynku. Dziewczyna podeszła blisko, miałam nogi jak z waty, myślałam, że zaraz zemdleje. Jedyne co wydusiłam to:
- Przepraszam. - obserwowałam przy tym uważniej je nóż
- Co ty w ogóle tutaj robisz o tej porze? - oparła wolną rękę, obok mojej głowy.
- Idę do koleżanki. - wydukałam
- Co się tak patrzysz na ten nóż? - złożyła go i włożyła do tylnej kieszeni. - Jakbym miała sprzedać ci kosę, już bym to zrobiła. Nie włócz się tutaj sama. - zakończyła rozmowę i odeszła.
Odetchnęłam z ulgą, ale nadal byłam roztrzęsiona. Szybkim krokiem poszłam do mieszkania przyjaciółki. Po niecałych dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Mokra od potu i trzęsąca się ze strachu zapukałam do drzwi, które po chwili otworzyła Daria.
- Co ci jest? Czemu jesteś taka blada? Coś się stało? - dociekała
- Zaraz wszystko ci opowiem.
Poszłyśmy do kuchni, Daria podała herbatę i usiadłyśmy do stołu.
- No mów co się stało, bo nie wytrzymam - Daria, jak to Daria nie dawała za wygraną
- Chodzi o tą Ankę, mówiłam ci przez telefon... Nie, to głupie. - przerwałam
- Jak zaczęłaś to skończ.
- No dobra. Dostałam najgorszą klasę w całej szkole. Anka jest najgorsza, cała szkoła się jej boi, włącznie z nauczycielami. Dzisiaj zapytałam ją z historii, odpowiedziała jakby czytała z książki, potem robili pracę w grupach. Sprawdzałam je, gdy Anka zaczęła kłócić się z inną dziewczyną. Prawie się pobiły, Anka powiedziała, że ją zabije. Kazałam zostać jej po lekcji, stwierdziła, że nic nie rozumiem. Teraz jak szłam do ciebie, w jednej bramie ona katowała tą dziewczynę i wyciągnęła nóż. Podbiegłam do nich i ta bita uciekła. Anka kazała mi się nie wpierdalać, myślałam, że mnie zabije. Kazała mi się nie włóczyć tam samej i poszła. - opowiadała chaotycznie
- Może zrób tak jak ci każe i się nie wtrącaj? - liczyłam na inne słowa
- Jakoś nie umiem, szkoda mi jej. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
- Lepiej daj jej spokój, bo jeszcze coś ci zrobi. Jak będzie chciała pomocy, sama przyjdzie.
- Postaram się. - odpowiedziałam na odczepne, w głębi jednak wiedziałam, że nie odpuszczę
Następnego dnia, miałam lekcję wychowawczą ze swoją klasą. Znowu panował chaos, wszyscy krzyczeli, bluźnili i jeszcze ta głośna muzyka, od której bolała głowa. Nikt nie zwracał uwagi na mnie i na to, że jest już po dzwonku. Anka właśnie dawała popis swoich umiejętności raperskich, wszyscy głośno jej dopingowali. Po skończonym rapowaniu, pałeczkę objęła Natalka. Anka podeszła do swoich koleżanek.
- Ale się zmęczyłam - zaśmiała się
- To było zajebiste! - odpowiedziała Wiktoria
- Nikt cię nie przebije! - dodała Angela
Próbowałam zapanować nad klasą:
- Usiądźcie na miejsca, jest po dzwonku. - niestety nikt mnie nie słuchał.
W tej sytuacji byłam bezsilna, wiedziałam, że jedyną osobą, która może mi pomóc jest Anka. Wiedziałam, że jeśli ona każe im coś zrobić, to ja mogę pęknąć, a mnie nie posłuchają. Chwilę biłam się z myślami, w końcu jednak do niej podeszłam. - Ania - złapałam ją lekko za ramię, w tym zgiełku pewnie by mnie nie usłyszała. Dziewczyna odwróciła się - Proszę cię ucisz ich.
- Po co? Fajnie jest. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Proszę, jest po dzwonku. - spojrzałam jej w oczy.
- Ale my się świetnie bawimy. - odpowiadała nadal uśmiechając się
- Błagam, chcę poprowadzić lekcję - odruchowo ścisnęłam mocniej rękę dziewczyny, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Anka odeszła kawałek ode mnie i krzyknęła:
- Siadać kurwa i zamknąć ryje! - wszyscy jak na komendę zajęli swoje miejsca.
- Dziękuje ci - powiedziałam do przechodzącej obok uczennicy - Mamy dzisiaj lekcje wychowawczą, musimy ustalić jakieś zasady. - zaczęłam stanowczo
- Ona prawie płakała - powiedziała Wiktoria do Anki
- Wiem, widziałam - odpowiedziała
- Żal ci się jej zrobiło? - zapytała Angela
- Nie, ale niech cię cieszy.
- No racja, pewnie długo już tu nie pobędzie.
- Powiem wam kilka zasad od siebie, potem jeśli będziecie chcieli coś zmienić to mówcie. - ciągnęłam - Od dzisiaj mówicie do mnie na „pani”, nie jestem waszą koleżanką. Po dzwonku na lekcje zajmujecie swoje miejsca i grzecznie siedzicie, nie przeklinacie. W zamian za stosowanie się do nich, ja będę robiła dużo prac w grupach, żebyście miały jak najlepsze oceny na koniec roku. Chcielibyście o coś zapytać?
Klasa nic nie odpowiedziała, tylko wszyscy jak na zawołanie zaczęli się śmiać.
Miałam malutką nadzieję, że posłuchają...
Na przerwie, idąc korytarzem zauważyłam, że Anka kłóci się z dziewczyną z innej klasy - Ulką. Ulka czuła respekt do Anki, ale tym razem chciała się popisać. Rozpoczęła awanturę i zaczęła wymachiwać rękoma przed dziewczyną. Anka zirytowana całą sprawą złapała ją za bluzkę i mocno potrząsnęła, przyciskając ją do ściany. Przestraszyłam się kolejnej burdy, postanowiłam reagować. Podbiegłam do dziewczyn i zaczęłam odciągać Ankę:
- Ania uspokój się, ona jest słabsza. Daj spokój. - tłumaczyłam, puściła koleżankę.
- Ja słabsza?! - krzyknęła Ulka i zamachnęła się na mnie, przymknęłam tylko oczy w oczekiwaniu na cios. Anka złapała ją za rękę.
- Spróbuj kurwo to ci ją złamie - zagroziła, Ulka spotulniała - Wypierdalaj! - dodała. Ulka w mgnieniu oka uciekła, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Anka mnie obroniła, to niemożliwe! Gdy ochłonęłam, chciałam podziękować Ance, ale zorientowałam się, że uczennicy już nie ma obok. Poszłam więc do pokoju nauczycielskiego, była w nim wicedyrektor.
- Monika, muszę z tobą porozmawiać - stanęłyśmy przy drzwiach
- Co się stało? Zapytałam nie wiedząc, o co chodzi
- Chodzi o Ankę. - tego akurat sama się domyśliłam
Dziewczyna przechodziła akurat obok pokoju i postanowiła podsłuchać, co wicedyrektorka chce powiedzieć na jej temat.
- Dostałaś najgorszą klasę - ciągnęła - to są wyrzutki z piekła, ale Anka to już chyba Lucyfer w ludzkiej skórze.
- Nie prawda! - stanęłam w jej obronie - Ania to dobry dzieciak, może tylko trochę pogubiony. Ja jej pomogę, nie możemy robić z niej potwora!
Anka zszokowała się słowami nauczycielki, słuchała więc dalej.
- Monika, ona nim jest. Tak czy inaczej przekaż jej, że dostaje ostatnią szansę. - zakończyła rozmowę.
Przejęłam się tymi słowami, nie chciałam żeby wywalili Ankę, postanowiłam porozmawiać ze swoją uczennicą. Znalazłam ją na korytarzu nieopodal pokoju nauczycielskiego, rozmawiała z dziewczynami.
- Ania, chodź ze mną - przerwałam im. Dziewczyna szła za mną, weszłyśmy do klasy - Usiądź - wskazałam krzesło przy ławce, na której sama usiadłam. - Na początku chcę ci podziękować. - w końcu mogłam to zrobić. - Ale przejdźmy do rzeczy, pani wicedyrektor kazała przekazać, że dostajesz ostatnią szansę. Proszę cię, nie zmarnuj jej. - liczyłam obłudnie na zmianę jej zachowania
- Mogę już iść? - zawiodłam się pytaniem dziewczyny
- Tak... Idź... - odpowiedziałam zrezygnowana
Następnego dnia przy wejściu do szkoły zaczepiła mnie Ulka.
- Ej kurwo, dzisiaj nie ma Anki nikt ci nie pomoże. - powiedziała i uderzyła mnie znienacka w twarz, pięścią. Wszystko widziała Anka, która właśnie szła do budynku. Podbiegła i złamała rękę dziewczyny, wykręcając ją do tyłu. Potem uderzyła w twarz, rozcinając łuk brwiowy. Dopiero teraz zorientowałam się, co się dzieje. Chciałam odciągnąć nastolatkę, ale na próżno. Dziewczyna przewróciła Ulkę i siadając na niej, okładała pięściami po twarzy. Bójkę zauważyła dyrektorka szkoły i przyszła z pomocą. Zaraz też na miejscu pojawiła się Wiktoria i Angela. Martwiąc się o konsekwencje, jakie spotkają ich koleżankę, pomogły nam. Razem, wspólnymi siłami odciągnęłyśmy Ankę. Po chwili przyszła też pielęgniarka szkolna.
- Do mojego gabinetu! W tej chwili! - wrzasnęła na Ankę dyrektorka. - Panią też zapraszam - dodała. Szłam za nią jak na skazanie, miałam wrażenie, że przejmuje się bardziej od mojej uczennicy. Spojrzałam na nią, a ona z uśmiechem na twarzy, dumnie kroczyła za dyrektorką.
Kobieta usiadła za biurkiem, ja i Anka usiadłyśmy obok siebie na krzesłach, naprzeciw przełożona.
- Miałaś ostatnią szansę! W ciągu jednego dnia ją zmarnowałaś! - krzyczała szefowa - Wzywam policje! - powiedziała i złapała za telefon.
- Spróbuj jebana kaczko, to ciebie też połamie! - krzyknęła i poderwała się z miejsca.
- Ania! Uspokój się! - złapałam ją za udo, nie miałam już sił na kolejną szarpaninę. Dziewczyna usiadła, w tym momencie do gabinetu weszła sekretarka.
- Pani dyrektor, ratownik medyczny ma kilka pytań.
Anka spojrzała na moją rękę , spoczywającą na jej udzie, a potem na mnie, natychmiast ją cofnęłam.
- Przepraszam - powiedziałam i spuściłam wzrok. Czułam się trochę niezręcznie.
- Już idę - sekretarka wyszła. - Zaraz wracam - poszła za nią.
- Ania dziękuje ci, ale po co to zrobiłaś? Będziesz miała teraz problemy. Prosiłam cię wczoraj, oczywiście doceniam to, co zrobiłaś, ale... - mówiłam ciągiem do Anki, ale przerwała mi dyrektorka, która wróciła.
- Nie mam zamiaru tolerować takiego zachowania w mojej szkole. Już raz byłaś w poprawczaku i teraz trafisz tam znowu. - Zdziwiłam się, nie wiedziałam, że Anka siedziała
- Pani dyrektor, niech pani weźmie pod uwagę, że zrobiła to w mojej obronie... - wtrąciłam, chcąc ratować Ankę
- Słucham? - zapytała zdziwiona.
- Ona zrobiła to, w mojej obronie. - ponowiłam odpowiedź
- To nie ona uderzyła panią w twarz?
- Nie, to była Ula... - Jak ona w ogóle mogła pomyśleć, że to Ania?
- Zostaw nas same - powiedziała dyrektorka.
- Poczekaj na mnie na korytarzu - dorzuciłam, dziewczyna wyszła.
- Jeśli poczeka, dostanie pani podwyżkę. - za co podwyżkę? Za to że uczennica poczeka na mnie na korytarzu? Wydało mi się to niedorzeczne. - Niech mi teraz pani powie jak to się stało?
- Wczoraj Anka i Ulka się kłóciły, rozdzieliłam je, ale Ulka chciała mnie uderzyć. Anka złapała ją za rękę. Dzisiaj jak wchodziłam do szkoły, Ulka powiedziała, że dzisiaj nikt mnie nie obroni i mnie uderzyła, Anka to widziała no i dalej to już pani wie jak się potoczyło. Niech pani nie wzywa policji.
- No dobrze, w tej sytuacji mogę iść na pewne ustępstwa. Nie wezwę na Ankę policji, ale nie wyrzucę też Ulki ze szkoły, tylko niech pani porozmawia z Anką.
- Dobrze, mogę już iść? - cieszyłam się, że udało mi się ją wybronić.
- Tak, a co z tą podwyżką mówiłam poważnie. - nie wierzyłam w jej słowa
Poszłam do drzwi, dyrektorka szła przede mną. Na korytarzu pod gabinetem czekała Anka.
- Nie wierzę, dostała pani podwyżkę... - powiedziała i wróciła do gabinetu.
- Chodź - powiedziałam do Anki - Nie wezwie policji, ale to już naprawdę twoja ostatnia szansa. Proszę cię wykorzystaj ją dobrze, jesteś zdolna... - Zorientowałam się, że Anka mnie nie słucha i idzie w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytałam
- Do domu - rzuciła chamskim tonem i wyszła.
Następnego dnia podczas lekcji historii zauważyłam, że Anki nie ma w szkole. Martwiłam się o nią. Wzięłam dziennik i sprawdziłam adres zamieszkania dziewczyny. Nastolatka mieszkała na tej nieprzyjemnej dzielnicy, gdzie biła się z Magdą. Postanowiłam odwiedzić swoją uczennicę, niestety dopiero wieczorem miałam czas. Musiałam załatwić kilka spraw w Urzędzie. Około godziny dwudziestej, pełna obaw zapukałam do mieszkania dziewczyny. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanęła Anka. Zobaczywszy mnie, odwróciła się i wróciła do mieszkania, zostawiając otwarte drzwi. Potraktowałam to jako zaproszenie i weszłam do środka.
- Co chcesz? - zapytała chłodno
Zamknęłam za sobą drzwi i zapytałam:
- Czemu nie było cię w szkole?
- Co cię to obchodzi? - zapytała i stanęła w kuchni, opierając się o szafkę.
- Gdzie twoi rodzice?
- Z policji kurwa jesteś? Moi starzy nie żyją. - zrobiło mi się głupio...
- Przepraszam nie wiedziałam. Piłaś? - wskazałam na butelkę po piwie
- Niech cię nie interesuje co ja robię.
- Po co ci ta szisza - pokazałam na nią palcem
- Kurwa, jeszcze coś?! - zapytała agresywnie
- Martwię się o ciebie. - Chciałam ją uspokoić, w końcu nie chciałam jej zaszkodzić, tylko pomóc.
- Nie musisz, chyba wyraźnie kazałam ci się nie wpierdalać!
- Nie bluźnij proszę cię. Będziesz jutro w szkole?
- Kurwa, spierdalaj! - powiedziała i poszła do pokoju, usiadła w fotelu
- Ania, proszę cię porozmawiaj ze mną! - zależało mi na tej rozmowie, chciałam przemówić do jej rozsądku
- Spierdalaj!
- Nie wyjdę dopóki ze mną nie porozmawiasz - nie dawałam za wygraną.
- Spierdalaj! - wypchnęła mnie z pokoju, zamknęła drzwi - siedź ile chcesz!
Przeraziłam się tą sytuacją, Anka była niebezpieczna, byłyśmy w jej domu, mogła mnie pobić...
- Ania proszę cię... - błagałam jak głupia
- Nie! - krzyknęła.
Wtedy widziałam, że nie wygram i zrezygnowana postanowiłam wrócić do domu. Nie rozumiałam postawy Ani, myślałam jednak, że ta wszystko zrozumie i się zmieni.
Następnego dnia, podczas lekcji historii byłam przygnębiona. Dziewczyny zachowywały się grzecznie, ale cały czas myślałam o Ance. Moje przybicie nie uszło uwadze klasy. Podczas omawiania tematu o antycznej Grecji, Sandra zapytała:
- Czemu jest pani taka przygnębiona?
- To nic, boli mnie głowa... - odpowiedziałam, żeby nikt nie domyślił się, o co chodzi naprawdę.
- Na pewno myśli o Ance! - krzyknęła Angela. Zastanowiłam się, jak ona na to wpadła. Czy to aż tak bardzo rzuca się w oczy? Nie zareagowałam na te słowa.
Gdy zadzwonił upragniony dzwonek, zatrzymałam Wiktorię w klasie.
- Wiktoria, proszę cię, powiedz mi, co dzieje się z Anką?
- A co ma być? - udawała, że nie wie, o co chodzi.
- Nie chodzi do szkoły. - ciągnęłam zdeterminowana
- Anka ma konflikt ze starszą siostrą Ulki, mają się bić.
- Anka boi się przychodzić do szkoły? - zapytałam, ale sama nie wierzyłam w to, co mówię.
- Nie, Anka niczego się nie boi. Po prostu szykuje sprzęt...
- Jaki sprzęt? O czym ty mówisz? - zapytałam zszokowana
- To nie będzie zwykła solówka, w ruch pójdzie broń, noże...
- Matko! Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? - byłam zła na Wiktorię.
- Chciałam, ale Anka zabroniła. Mówi, że to nie pani sprawa. - uderzyło mnie to, ale ciągnęłam ze spokojem dalej
- Kiedy one będą się biły?
- Nie wiem, nikt tego nie wie, nawet Anka. Kiedy tylko na siebie wpadną, rozwiążą sprawę.
- Dziękuje, że mi to powiedziałaś.
- Tylko niech pani, nie mówi, że wie to ode mnie.
- Masz jak w banku.
Postanowiłam niezwłocznie pojechać do uczennicy. Wsiadłam w samochód i ruszyłam, po piętnastu minutach byłam już na miejscu. Zapukałam do drzwi, po chwili otworzyła je Anka.
- Znowu ty?! Czego chcesz?! - krzyczała wściekła, nie była zadowolona z moich odwiedzin
- Ania, ja już o wszystkim wiem. Pomogę ci!
- Spierdalaj!
- Ania, proszę cię. Nie możesz tak rozwiązać tej sprawy!
- Kto ci o tym powiedział?!
- Nie ważne, po prostu wiem i tyle.
- Wiktoria, tak kurwa, to ona ci powiedziała!
- Ania proszę cię, uspokój się. Możemy jechać do mnie... - zaproponowałam, nie przemyślawszy tego wcześniej.
Anka złapała mnie za bluzkę i wysyczała:
- Wypierdalaj dobrze ci radzę, bo za chwilę jak mnie wkurwisz, tak ci tutaj dojebie, że do końca życia będziesz jadła przez słomkę! - puściła mnie i wróciła do domu. Byłam blada jak płótno, nie mogłam ustać na nogach. Anka miała bardzo dużo siły... Usiadłam na schodach i nie mogłam dojść do siebie. Myślałam, w co się wplątałam. Powoli docierały do mnie słowa nauczycielek ze szkoły, Anka była potworem, bestią, piękną bestią. Nagle otworzyły się drzwi od mieszkania dziewczyny. Wyszła Anka:
- Co ty tu kurwa nadal robisz?! - krzyknęła
- Ania, nie złość się, ja już idę - wybełkotałam i uciekłam schodami w dół, wolałam nie ryzykować.
Pośpiesznie wsiadłam do swojego samochodu i odjechałam. Uspokoiłam się na tyle, że mogłam racjonalnie myśleć, Ance nikt nie zdoła pomóc. Postanowiłam odpuścić sobie i zająć się dwudziestoma dziewięcioma innymi podopiecznymi, którzy także potrzebują pomocy. Jedni mniej, drudzy bardziej, ale jednak potrzebują. Pojechałam do domu i uzmysłowiłam sobie, jakie mam duże zaległości. Na biurku leżało pełno różnorakich prac do sprawdzenia Zrobiłam sobie kanapki i zaczęłam sprawdzanie, które zajmowało mi bardzo dużo czasu. Było około dwudziestej drugiej, gdy popijając herbatę, sprawdzałam ostatnie prace, nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Byłam bardzo zdziwiona odwiedzinami o tej porze, poszłam sprawdzić, kto przyszedł, trzymając kubek w ręku. Nie patrząc w judasza, otworzyłam drzwi, przed którymi stała Anka. Nastolatka w jednej ręce miała pistolet, a drugą trzymała za swój lewy, zakrwawiony bark. Ze zdziwienia wypuściłam kubek z ręki.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona. Nie chciałam wpuszczać jej do domu, nie byłam pewna jakie ma zamiary, nie po tym, co dziś zrobiła.
- Wpuść mnie, proszę. - palec dziewczyny spoczywał na spuście broni
- Co ci się stało? - dociekałam
- Postrzelili mnie, wpuść mnie. - nalegała
Anka miała coś w sobie, uległam i wpuściła nastolatkę. Poszłyśmy do pokoju, po wejściu do niego, nastolatka rzuciła spluwę i usiadła na podłodze.
- Pokaż to - powiedziałam i rozcięłam nożyczkami kawałek koszulki dziewczyny. Moim oczom ukazała się duża rana postrzałowa. - Wygląda okropnie, musimy jechać do szpitala!
- Nie możemy...
- Jak to nie możemy! Musimy! Przecież kula nadal tkwi w twoim ręku. Wykrwawisz się!
- Nie, zabandażuj to po prostu...
- Nie ma takiej opcji! Wstawaj jedziemy. - Podniosła się i poszłyśmy do samochodu. Po dziesięciu minutach dojechałyśmy do szpitala. Zaparkowałam, wyłączyłam silnik i już miałam wysiadać, gdy odezwała się Anka:
- Monika... - spojrzałam na nią pytająco.
- Przepraszam cię, za to wszystko.
Przez chwilę siedziałam oszołomiona, czułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Gdy ten stan przeszedł powiedziałam:
- Nie przepraszaj - uśmiechnęłam się - Ale czemu nie mówisz mi wszystkiego?
- Ty też nie jesteś ze mną do końca szczera - wysiadła z samochodu, także z niego wyszłam. Zamykając drzwi zapytałam:
- Czego ci nie powiedziałam? - dziewczyna nie odpowiedziała. A ja miałam niezłą gratkę z jej słowami. Co takiego ona może o mnie wiedzieć? Z drugiej strony miałam nadzieję, że w końcu zrozumiała błędy i zmieni zachowanie.
Poszłyśmy do szpitala, Anka musiała być operowana. Łuska tkwiła w jej ręce i trzeba było ją wyjąc. Zaraz po zgłoszeniu się na salę, dziewczyna została zabrana na blok operacyjny. Nabój był bardzo blisko tętnicy, chirurg musiał być bardzo ostrożny, aby jej nie uszkodzić. Przez cały zabieg siedziałam pod blokiem i czekałam aż się zakończy. Byłam bardzo zmartwiona stanem Anki i nadal zastanawiałam się też, co miała na myśli mówiąc, że nie jestem z nią do końca szczera. Po trzech godzinach operacja dobiegła końca. Dziewczyna była pod narkozą, mimo to, postanowiłam zostać z nią dopóki się nie obudzi. Anka ze śpiączki wybudziła się dopiero około siódmej rano.
- Jak się czujesz? - zapytałam na wpół przytomna, byłam wykończona siedzeniem całą noc na niewygodnym, plastikowym krześle, ale nie mogłam mieć do nikogo pretensji. Zostałam w szpitalu z własnej woli, nie chciałam zostawić Anki samej w takiej sytuacji.
- Boli mnie ręka, ale da się znieść. Co ty w ogóle tutaj robisz?
- Czekałam aż się obudzisz.
- Dzięki, ale nie musiałaś... - uśmiechnęła się delikatnie
- Musiałam, zamieszkaj ze mną dopóki sprawa z siostrą Ulki się nie wyjaśni. - popatrzyłam na nią badawczo.
- Porozmawiamy o tym później, chce mi się spać.
- Dobrze. Śpij - pogłaskałam ją po głowie.
- Ty też jedź do domu, wyśpij się.
- Nie opłaca mi się, za dwie godziny mam lekcję. Przyjadę do ciebie później.
Pojechałam do domu, wzięłam prysznic, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Godziny w szkole wydłużały się, bolały mnie oczy, które miałam podkrążone. Po pracy najchętniej położyłabym się spać, ale obiecałam Ani, że przyjadę. Około godziny szesnastej byłam już z powrotem w szpitalu. Zobaczyłam ordynatora oddziału, na którym leżała Anka.
- Przepraszam doktorze, chciałam zapytać...
- O tą dziewczynę z raną postrzałową? - przerwał mi i uśmiechnął się.
- Tak, co z nią?
- Rana ładnie się goi, dziewczyna czuje się dobrze. Jeśli nie będzie żadnych powikłań w poniedziałek wypiszemy ją do domu.
- Dziękuje.
Poszłam na salę Anki:
- Hej - powitałam ją. Na łóżku szpitalnym, z podłączonymi kroplówkami wydawała się taka niewinna i bezbronna, że zrobiło mi się jej żal.
- Cześć - odpowiedziała
- Rozmawiałam z lekarzem, wypiszą cię w poniedziałek - uśmiechnęłam się - jeszcze tylko dwa dni.
- Aż dwa dni - poprawiła mnie
- Nie przesadzaj, to się mogło skończyć gorzej. Wezmę wolne w poniedziałek i po ciebie przyjadę.
- Nie mogę u ciebie zamieszkać - protestowała
- Jak to nie możesz? Dlaczego?
- Po prostu nie mogę.
- Znowu nie mówisz mi wszystkiego. - nie dawałam za wygraną. Nastolatka nie odpowiedziała, więc zmieniłam temat - Jak się czujesz?
- Dobrze, coraz lepiej.
- To świetnie, nie potrzebujesz czegoś?
- Nie, mam wszystko, co jest mi potrzebne. Jedź do domu, wyglądasz koszmarnie, musisz się przespać. - Anka miała rację, pojechałam więc do domu. Położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam.
Następnego dnia, wieczorem znowu pojechałam do Anki.
- Ania, zostawiłaś pistolet u mnie w domu. - zaczęłam po wejściu
- No tak, przywieź mi go jutro.
- Co?! Tu? Do szpitala? - nie chciałam tego robić, obie mogłybyśmy mieć przez to kłopoty.
- Tak. - odpowiadała spokojnie
- Oddam ci go w poniedziałek.
- Nie, przywieź mi go jutro. - buntowała się
- Nie...
- Kurwa! Przywieź mi go jutro, bo sama sobie po niego pójdę! - krzyknęła, przestraszyłam się
- Dobrze, przywiozę go jutro. - uległam - Muszę już iść. - po tym nie miałam ochoty z nią siedzieć.
Następnego dnia, tak jak obiecałam przywiozłam pistolet.
Nadszedł poniedziałek, wzięłam wolne i pojechałam po Ankę do szpitala. Niestety okazało się, że dziewczyna już godzinę temu go opuściła. Zszokowana i zła pojechałam do domu uczennicy, niestety nikogo nie zastałam. Nie mogłam też dodzwonić się do nastolatki. Teraz zrozumiałam, że Anka chciała pistolet, po to by się zemścić. Nie wiedziałam, gdzie jej szukać. Przez głowę przelatywało mi milion myśli. Zadzwoniłam do Wiktorii i poprosiłam ją o pilne spotkanie. Miało odbyć się za dziesięć minut, w kawiarni w pobliżu szkoły. Obie zjawiłyśmy się punktualnie, weszłyśmy do środka, usiadłyśmy. Zaczęłam:
- Wiktoria tylko ty możesz mi pomóc, powiedz, gdzie jest Anka.
- Nie mogę...
- Wiktoria! Proszę cię! Ona zniszczy sobie życie, muszę jej pomóc!
Dziewczyna zawahała się.
- Wiktoria, proszę. - nie odpuszczałam
- Pojechała do szkoły siostry Ulki.
- Po co?! Co ona chce zrobić?! - krzyknęłam
- Chce ją załatwić...
- W szkole?!
- Tak, wyciągnie ją z lekcji przed szkołę i załatwi.
- Przecież za to ją zamkną!
- Anka jest wściekła, nic jej nie powstrzyma...
- Ja ją powstrzymam.
- Lepiej niech pani tego nie robi. W przypływie emocji jeszcze panią skrzywdzi.
- Muszę spróbować, może się uda. - wyjęłam banknot stuzłotowy - Masz, zamów sobie coś, jeśli chcesz. Nie musisz już dzisiaj wracać do szkoły, usprawiedliwię cię. Do której szkoły chodzi siostra Ulki?
- Do tego liceum na Bema. Anka ma tam być za pół godziny. - pośpiesznie wyszłam z kawiarni i ruszyłam na wyznaczony adres. Na miejscu byłam już po dwudziestu minutach. W napięciu czekałam przed wejściem do budynku. Byłam pełna obaw, nie wiedziałam jak zareaguje Anka, czy nie przyjechałam za późno. W głowie rodziło się coraz więcej pytań i obaw. Po dłuższej chwili oczekiwań, przed szkołą zjawiła się Anka.
- Co ty tutaj robisz?! - krzyknęła wściekła, gdy tylko mnie zobaczyła
- Nie rób nic głupiego, porozmawiajmy!
- Nie będziemy rozmawiać! Czemu tak bardzo chcesz mi pomóc?! Masz tyle innych osób, a uparłaś się akurat na mnie! - krzyczała
- Uspokój się. Nie chce żebyś zmarnowała sobie życie!
- Ale czemu akurat ja?! Masz dwadzieścia dziewięć innych osób!
- Bo ty jesteś inteligentna! Mogłabyś pójść na studia! A marnujesz sobie życie, robiąc to, co robisz!
- To jest moje życie i będę robiła, co mi się będzie żywnie podobało!
- Twoi rodzice nie żyją, ale gdyby żyli, myślisz, że byliby z ciebie dumni?
- Oni nie żyją i nikt nie musi być ze mnie dumny! Robię to, co mi się podoba i jest zajebiście!
- Chcesz zgnić w więzieniu?! Jeśli teraz tam wejdziesz i to zrobisz, dostaniesz co najmniej dwadzieścia pięć lat, a może nawet dożywocie! Więc albo zgnijesz w więzieniu, albo wyjdziesz mając ponad czterdzieści lat! Całą swoją młodość przesiedzisz, stracisz bezpowrotnie najpiękniejsze lata swojego życia! Tego chcesz?! Jeśli tak, proszę - otworzyłam drzwi i gestem ręki zaprosiłam nastolatkę do środka - wchodź, zrób co chcesz. Ja się już nie będę wtrącała. Masz racje, to jest twoje życie. - zakończyłam i odeszłam od drzwi. Kierowałam się w stronę samochodu. Anka stała jak wryta. Po chwili jednak odezwała się do mnie:
- Monika, zaczekaj. - zatrzymałam się, ale nie odwróciłam się do nastolatki. Dziewczyna dogoniła mnie - To co mam zrobić?
- Rób co chcesz. Ja się już nie wtrącam. - powiedziałam oschle i ruszyłam dalej.
- Monika, doradź mi coś. - próbowała mnie zatrzymać, zachodząc mi drogę.
- Nie. Powiedziałaś, że nie potrzebujesz pomocy, więc radź sobie sama. - Powiedziałam z wyrzutem i wsiadłam do samochodu. Odjechałam zostawiając nastolatkę samą na parkingu. Ujechałam kawałek i po policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Sama nie wiedziałam, czemu płacze. Z jednej strony żal było mi Anki, z drugiej zaś nienawidziłam, jej. Doszłam do wniosku, że wyszłam na nawiedzoną idiotkę. Tak bardzo zabiegałam o niewdzięczną małolatę, która ma mnie za nic i która w każdej chwili może zrobić mi krzywdę. Pomimo tego, byłam jednak zdolna jej to wszystko wybaczyć, gdyby tylko przyszła, przeprosiła i szczerze porozmawiała. Wiedziałam też, że Anka już nigdy do mnie nie przyjdzie, że straciłam ją na zawsze. Po tym, jak potraktowałam ją na parkingu wcale się nie dziwię. Nie chciałam tak zrobić, to po prostu z przypływu emocji tak postąpiłam. Pokazałam jej też, jak sama się czułam, gdy mnie zbywała. Pojechałam do domu, zrobiłam herbatę i usiadłam na kanapie zbierając myśli. Postanowiłam całkowicie ignorować Ankę, chociaż i tak już pewnie nie pojawi się w szkole. Musiałam też zaczął większą uwagą obdarzać resztę swoich uczennic.
Następnego dnia, miałam tylko jedną, pierwszą lekcję ze swoją klasą. Po wejściu do pomieszczenia oniemiałam. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Nikt nie przeklinał, nie słuchał muzyki, nie skakał po ławkach. Jeszcze większego zdziwienia doznałam, zobaczywszy siedzącą na swoim miejscu Ankę. Zgodnie ze swoim postanowieniem ignorowałam ją. Pięć minut po dzwonku do klasy weszły spóźnione Wiktoria i Angela. Usiadły do ławki i zaraz odwróciły się do Anki:
- Mów, co z tą zdzirą, nie mogłam spać prze to w nocy. - zaczęła Angela
- Właśnie mów, co z nią. - dodała Wiktoria
- Ty konfituro to lepiej nie słuchaj - rzuciła chamskim tonem do Wiktorii
- O co chodzi? - zapytała Angela
- Jak to o co?! Ta konfidentka wszystko sprzedaje Kaczmarkowej!
- Gdyby nie ona poszłabyś siedzieć! - broniła się
- Chuj ci do tego, czy poszłabym siedzieć, czy nie! To moja sprawa! Ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to ona nie żyje!
- Zabiłaś ją? - zapytała Angela
- Nie ja, znajomy. Koniec tematu - zakończyła
Do końca lekcji Wiktoria siedziała bardzo smutna. Nie uszło to mojej uwadze, zatrzymałam ją po dzwonku. Gdy już wszyscy wyszli zapytałam:
- Co się stało? Czemu jesteś smutna?
- Nic się nie stało...
- Przecież widzę, powiedz - złapałam ją za rękę.
- Naprawdę nic.
- Anka ci coś powiedziała, prawda? - dopytywałam z troską
- Nie mogę powiedzieć.
- Możesz, powiedz.
- W sumie i tak jestem konfiturą. Siostra Ulki nie żyje - do moich oczu napłynęły łzy
- Zabiła ją? - nie wytrzymałam i zaczęłam płakać.
- Nie, to nie ona ją zabiła. Niech pani nie płacze.
- To ona ją zabiła, tylko to nie ona zadała jej śmiertelny cios. Nie przejmuj się tym, co ona mówi.
- Postaram się, do widzenia - dziewczyna wyszła z klasy.
Zaczęłam ocierać łzy. Kolejna porażka, jak mogłam pokazać Wiktorii, że tak bardzo zależy mi na Ance... Przecież miałam dać sobie z nią spokój. Chyba nie potrafiłam, tylko nie umiałam sobie odpowiedzieć dlaczego? Musiałam zostać jeszcze godzinę w szkolę, ponieważ dziś miało odbyć się zebranie rady pedagogicznej. Postanowiłam nie marnować czasu i sprawdzić kartkówki z polskiego. Piętnaście minut po dzwonku na lekcje, drzwi klasy otworzyły się i weszła nauczycielka biologii Ela, a za nią kroczyła Anka.
- No chodź, zapraszam - Ela zawołała Anię do środka.
- Coś się stało? - zapytałam zakłopotana i wstałam z krzesła
- Tak, może niech sama ci powie - zwróciła się do Anki, która nie zwracała na nią uwagi. Po krótkiej chwili dodała - Dobrze, nie chcesz mówić to sama powiem. Anka gadała całą lekcję, a gdy zwróciłam jej uwagę odpowiedziała „Pierdol się jebana wywłoko” - na te słowa Anka parsknęła śmiechem.
- Co takiego? - zapytałam zdumiona
- „Pierdol się jebana wywłoko” - powtórzyła - Zrób coś z nią, ja nie chce jej widzieć na moich lekcjach. A teraz przepraszam, muszę wrócić do klasy. - powiedziała i wyszła.
Usiadłam na swoim miejscu.
- Siadaj. - wskazałam miejsce w pierwszej ławce przed biurkiem. - Czemu to powiedziałaś? Chcesz żeby cię oblała?
- Przepraszam - odpowiedziała patrząc mi prosto w oczy, jej wzrok nadal był bezlitosny.
- Nie mnie powinnaś przepraszać. Musisz przeprosić panią od biologii.
- Nigdy, w życiu jej nie przeproszę.
- Jak chcesz, ale wiedz, że cię obleje. - rzuciłam obojętnym tonem - To już wszystko, co chciałam ci powiedzieć - dodałam
- Dobrze, gdzie mam teraz pójść?
- Jak to gdzie? Zostaniesz tutaj, przecież ona nie chce cie na swoich lekcjach - odpowiedziałam i kontynuowałam sprawdzanie kartkówek. Cały czas czułam na sobie wzrok Anki, wiedziałam, że ta mnie obserwuje, nie wiedziałam tylko, co zamierza. Po dziesięciu minutach odezwała się:
- Pani Moniko - spojrzałam na nią - Mogę wyjść do łazienki? - popatrzyłam na nią badawczo.
- Możesz, ale masz zaraz wrócić. - dziewczyna podniosła się i wyszła. Po raz kolejny byłam zdziwiona zachowaniem dziewczyny. Od kiedy ta mówi do mnie „pani”. Stosunek uczennicy do mnie diametralnie się zmienił, nie wiedziałam czemu. Myślałam, że to kolejna intryga, w którą nastolatka chce mnie wciągnąć. Dziewczyna wróciła i usiadła z powrotem na miejscu. Usiadłam na krześle obok niej.
- Co ty znowu knujesz? - zapytałam pewnym głosem
- O co chodzi? Co mam knuć?
- Od kiedy mówisz do mnie „pani”? Od kiedy mnie przepraszasz? Na pewno obmyślasz nowy plan...
- Nie tym razem. Teraz naprawdę nic nie wymyślam. - zarzekała się - Mam wrócić na ty?
- Szczerze, to już przyzwyczaiłam się, że mówisz na ty. Ale skąd ta nagła zmiana zachowania?
- Jesteś pierwszą osobą, która tak o mnie walczyła, która próbowała mnie wyciągnąć z tego za wszelką cenę. - mówiąc to, nie patrzyła mi w oczy. Zrobiło mi się jej żal.
- A rodzice? Oni nigdy o ciebie nie walczyli?
- Okłamałam cię, oni wcale nie żyją od dwóch lat.
- Co się z nimi stało? - dziewczyna nie odpowiadała dłuższą chwilę, złapałam ją za rękę - Powiedz - wyszeptałam, nastolatka spojrzała na mnie i odpowiedziała:
- Mojego ojca nigdy nie znałam, moja matka to alkoholiczka, żyje nadal, ale wyrzuciła mnie z domu, gdy dowiedziała się, że idę do poprawczaka. Od półtora roku nie mam z nią kontaktu... - opowiadała, nadal nie patrząc mi w oczy. Wzięłam jej dłoń w swoje ręce, Anka podniosła głowę i popatrzyła na mnie. Siedziałyśmy teraz naprzeciwko siebie.
- Czemu byłaś w poprawczaku? - dopytywałam
- Widziałaś Boczkowską od matematyki, prawda? - kiwnęłam głową - Tą bliznę ma przeze mnie.
- Ale co jej zrobiłaś?
- Cały czas mi dogryzała, że mam matkę alkoholiczkę, że patologia. Podeszłam do jej biurka, a ona nadal miała ten drwiący śmiech na ryju. Złapałam kubek i rozbiłam, go na jej mordzie. Potem, jak spadła z krzesła skopałam ją. Zamknęli mnie, bo już wcześniej miałam wyrok za różne pobicia... - poczułam, że robi mi się gorąco. Do oczu znowu cisnęły łzy, od samego początku twierdziłam, że Anka nie jest zła. Przytuliłam ją mocno do siebie i pogłaskałam po głowie.
- Naprawdę nie wiedziałaś? - zapytała nastolatka, puściłam ją
- Nie wiedziałam nawet, że siedziałaś. Dowiedziałam się dopiero u dyrektorki... wszystkie nauczycielki ciągle tylko powtarzają, że jesteś okropna, niebezpieczna, że trzeba na ciebie uważać, że się ciebie boją, lepiej z tobą nie zaczynać... - Anka uśmiechnęła się
- I dobrze, niech się boją, mają czego... - Mogłam spodziewać się tej odpowiedzi, cała Anka...
Lekcja dobiegła końca, Anka jak gdyby nigdy nic wyszła z klasy, a ja zaczęłam sprzątać na biurku. Za dziesięć minut miała odbyć się rada pedagogiczna. Byłam ciekawa, czy temat Anki będzie poruszony. O wyznaczonej godzinie zjawiłam się w pokoju nauczycielskim, zajęłam miejsc między Magdą i Dorotą.
- Chciałabym zacząć spotkanie od przedyskutowania tego, co mamy dalej zrobić z Anką. - dyrektorka zaczęła mówić, Anka była tak znana, że zbędne było podawani nazwiska. - Dzisiaj Ela - spojrzała na nią - powiedziała, że została przez Ankę wyzwana. Nie możemy pozwolić sobie na to, proponuję wydalenie jej ze szkoły, kto jest za? - wszyscy podnieśli jednomyślnie ręce, ja zaś postanowiłam wstawić się za uczennicą
- Dlaczego chcecie ją wyrzucić? Co ona takie robi?! - zapytałam zirytowana
- Monika, uspokój się i spójrz prawdzie w oczy, ona jest okropna, musimy ją wydalić. - odezwała się dyrektorka
- To jak my ją wyrzucimy, to gdzie ona pójdzie?
- Do ośrodka zamkniętego...
- Czemu tak bardzo się na nią uparłyście?! Ona jest zdolna, a wy bardzo chcecie zniszczyć jej życie!
- Uspokój się - szturchnęła mnie Magda
- Nie! Nie uspokoję się! Robicie z niej potwora, chociaż wcale nim nie jest!
- Dobrze, już dobrze. - dyrektorka zrezygnowała - Zostawię ją w naszej szkole, ale to już naprawdę ostatnia szansa. Jedna bójka, albo jedno wyzwisko pod adresem nauczyciela i wylatuje. - byłam szczęśliwa, jedyne co mi pozostało, to modlenie się aby Anka nic nie odwaliła.
Po pracy pojechałam do marketu budowlanego, postanowiłam kupić farbę i umalować salon. Szukając odpowiedniego koloru natknęłam się na Ankę.
- Hej, co ty tu robisz? - zapytałam uśmiechając się
- Przyszłam kupić zawiasy do szafek, a ty?
- Muszę kupić farbę do salonu. Sama naprawiasz szafki? - zaśmiałam się
- Pewnie, wszystkiego można się nauczyć. Jaki kolor kupujesz?
- Właśnie jeszcze nie wiem, na razie tylko oglądam. Pomożesz mi?
- Chodźmy, zobaczymy jaki mają wybór.
Wspólnymi siłami wybrałyśmy wrzosową farbę, Anka zaniosła mi pięciolitrowe wiaderko do samochodu. Zaproponowałam jej podwózkę, z której skorzystała, pojechałyśmy więc do niej. Gdy byłyśmy już pod jej kamienicą zapytała:
- Idziesz na kawę?
- Coś ty, kawa o tej porze i nie będę spała do trzeciej - zaśmiałam się
- To na herbatę - uśmiechnęła się
Poszłyśmy do jej mieszkania, Anka zrobiła mi herbatę, a sama wyjęła z lodówki napój energetyczny. Zabrała się za wymienianie zawiasów, robiła to bardzo szybko.
- Jak ty to robisz? - zapytałam
- Co? - zaśmiała się
- Ja jak chciałam wymienić zawias przy szafce, to urwałam drzwiczki. - odpowiedziałam. Anka zaś wybuchła śmiechem.
- I co przybiłaś na gwoździe?
- Nie, stoją obok szafki. - dziewczyna skończyła przykręcanie i usiadła do stołu
- Przykręcić ci je?
- Nie chcę robić ci kłopotu...
- Malować też mogę ci pomóc - przerwała
- Naprawdę nie będzie to dla ciebie problem?
- Powiedz tylko kiedy.
- Chciałam w sobotę.
- Ok. mi pasuje.
- To przyjadę po ciebie około ósmej. Jest jeszcze jedna rzecz o której chce z tobą porozmawiać.
- Jaka? - zapytała z zaciekawieniem
- Dzisiaj było zebranie, dyrektorka i inne nauczycielki chciały wyrzucić cię ze szkoły. Udało mi się je przekonać, ale dały ci ostatnią szansę, żadnych bójek, wyzwisk...
- I tak chcę rzucić szkołę...
- Co? - w tym momencie niechcący wylałam sobie na bluzkę herbatę.
- Chodź dam ci jakąś koszulkę - zaśmiała się i poszłyśmy do jej pokoju. Wszędzie było pełno książek, między innymi od historii, polska literatura, słowniki do języków obcych. Anka szukała koszulki na półce, a ja z zaciekawieniem przeglądałam podręczniki.
- Ta powinna być dobra - odezwała się po chwili i podała mi T - shirt
- Lubisz czytać?
- Lubię, ale nie wszystko.
- Umiesz mówić po hiszpańsku? - zapytałam trzymając słownik od tego języka
- Si seniorita - zaśmiała się
- To czemu chcesz rzucić szkołę?
- Po co mam ją kończyć? W maju mam osiemnastkę, więc i tak mnie wyrzucą. Postanowiłam, że sama ją rzucę.
- Nie rób tego.
- Dlaczego?
- Ja ci pomogę, będę się za tobą wstawiała, ciebie stać, mogłabyś pójść nawet na studia.
- Zastanowię się - miałam wrażenie, że powiedziała to tylko po to, żebym się odczepiła. W głębi jednak miałam nadzieję, że naprawdę to przemyśli.
W sobotę tak jak się umówiłyśmy, pojechałam po nią, czekała już pod kamienicą. Zabrałyśmy się za malowanie, Ani wychodziło to bardzo sprawnie, została ostatnia ściana, na której stała szafa i meblościanka. Postanowiłam to poprzestawiać, ale Anka odsunęła mnie i powiedziała, że sama się tym zajmie.
- Zostaw, to jest ciężkie. - zaprotestowałam
- Dam sobie radę - zaśmiała się
- Skrzywisz sobie kręgosłup - obstawałam przy swoim
- Już jest krzywy - odpowiedziała i przesunęła szafę.
Malowanie skończyłyśmy do trzynastej. W między czasie Anka umalowała mi nos farbą, a ja jej policzek. Zauważyłam też, że Ankę bolą plecy, cały czas się prostowała, ale nie wspomniała o tym słowem.
- Bolą cię plecy? - zagadałam
- Trochę, ale to nic...
- Może zrobię ci masaż - wypaliłam bez zastanowienia
- Może być - zaśmiała się
- To zdejmij bluzkę, będzie wygodniej. - dopiero teraz zrozumiałam, co powiedziałam poczułam się jak idiotka. Anka popatrzyła na mnie, a ja postanowiłam wyjaśnić sytuację. - Tylko żartowałam, połóż się na dywanie
- Dobra, luz - znowu się zaśmiała, ściągnęła koszulkę i położyła się. Na całych plecach miała wytatuowane dwa, duże skrzydła.
Czułam się strasznie niezręcznie, ale sama to zaproponowałam, usiadłam koło niej na podłodze i zaczęłam masaż.
- Usiądź tak, żeby było ci wygodnie - Anka wyrwała mnie z zamyślenia, a ja usiadłam na jej pośladkach. Znowu zrobiłam to bez namysłu, nie wiedziałam, co jest ze mną nie tak. Serce waliło mi jak oszalałe, cieszyłam się, że Anka leży na brzuchu, bo czułam jak robię się czerwona. Podczas masażu znowu zaczęłam temat szkoły:
- Co zamierzasz zrobić ze szkołą?
- Rzucę. - odpowiedziała
- Dlaczego?
- Nic mnie tam nie trzyma.
- A ja? - Co ja w ogóle robię? Czemu zdałam to pytanie. Nie rozumiałam sama siebie, Anka zaczęła się śmiać.
- Tak masz rację, ty mnie trzymasz. Dla swojego dobra chyba zostanę. - postanowiłam zmienić temat.
- Ładny tatuaż, musiał bolec.
- Trochę bolał, ale warto było.
- Masz jeszcze jakieś?
- Na żebrach - powiedziała i przekręciła się, zwalając mnie tym na podłogę. Pokazała mi napis „Mamy czas się witać, więc nie płacz na pożegnanie, bo znów się zobaczymy choćby tam, gdzie nie ma nic dalej”. Byłam zachwycona i podziwiałam ją, tatuaże w takich miejscach strasznie bolą. Anka wróciła do starej pozycji i ja także zajęłam wcześniejsze miejsce, kontynuowałam masaż.
- Chcę zrobić jeszcze na ręku i szyi.
- Jakie?
- Na ręku „Nawet jeśli wszyscy już w ciebie zwątpili, pokaż, że się mylili”, a na szyi chiński symbol.
- Takie tatuaże muszą być drogie, prawda?
- Są, ale ja mam za darmo. Mój kumpel robi.
- Jak znalazłaś mieszkanie, gdy matka cię wyrzuciła? - znowu zmieniłam temat
- To mieszkanie po mojej babci, przed śmiercią zapisała je na mnie.
- Ale przecież musisz za nie płacić?
- No i płacę.
- A skąd masz pieniądze?
- Jak się chce, to można załatwić wszystko.
Nagle usłyszałam z przedpokoju:
- Cześć Monika - Daria weszła do pokoju, zerwałam się na równe nogi, a Anka podniosła się i założyła koszulkę. Podeszła do Darii i podała jej rękę:
- Jestem Anka
- Daria - odpowiedziała jej
- Będę się zbierała - puściła do mnie oczko - Cześć - dorzuciła i wyszła
- Kto to był? - zapytała Daria
- Anka, uczę ją. - poszłyśmy do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę.
- Nie za bardzo się z nią spoufalasz? - typowa Daria, widzi same negatywy
- Pomagała mi malować...
- Dlatego leżała bez koszulki, a ty na niej siedziałaś? - nic nie odpowiedziałam. Woda w czajniku zaczęła się gotować, zalałam herbatę. Daria przyglądała się na mnie i powiedziała:
- Monika, ty się zakochałaś. - zrobiło mi się gorąco, usiadłam
- Co ty w ogóle mówisz? - zapytałam zszokowana
- Teraz już wszystko rozumiem, zależało ci żeby jej pomóc, bo się zakochałaś.
- Może po prostu ją lubię?
- Za dobrze cię znam, widzę przecież, że się zakochałaś.
- Nawet jeśli tak jest i tak nic z tego nie będzie.
Po wyjściu Darii zrozumiałam, że próbuję oszukać sama siebie. Anka nie była mi obojętna od samego początku, ale nie mogłam jej tego powiedzieć...
Po wyjściu od Moniki Anka udała się do Angeli.
- Miałaś być wcześniej. - zaczęła Angelika
- Wiem, ale zeszło mi się. Masz energetyka? - zapytała i zajrzała do lodówki, z której wyjęła puszkę napoju.
- Gdzie ty w ogóle byłaś? - dociekała
- Miałam sprawę do załatwienia - otworzyła puszkę i się napiła
- No gdzie ty byłaś? Miałaś być dwie godziny temu. Załatwiłaś kogoś?
- Nie, byłam u Moniki...
- Co ty u niej robiłaś?
- Pomagałam jej malować salon.
- Mam pytanie, czy ty się w niej...
- Nie, po prostu ją lubię i tyle, a teraz mów co chciałaś.
Kilka dni później otwarto wyremontowaną łazienkę na parterze szkoły. Każda nauczycielka miała pilnować, aby uczennice jej nie zniszczyły. Chcąc nie chcąc musiałyśmy wchodzić do wszystkich kabin. Na jednej z przerw dyżur miałam ja, nie miałam wcale ochoty dozorować łazienki, ale był to mój zakichany obowiązek. Myślałam tylko o tym, że po przerwie idę już do domu i będę miała wolne przez tydzień, nadeszła Wielkanoc. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że kolejne święta spędzam sama. Przekroczyłam próg i zaczęłam zaglądanie do kabin. W każdej był klozet i umywalka, było dużo miejsca. Zaglądając do jednej z nich, ktoś pchnął mnie do środka, nim się odwróciłam drzwi zostały zamknięte na klucz. Gdy już zrobiłam obrót zobaczyłam Ankę, przestraszyłam się, nigdy nie wiadomo, co przyjdzie jej do głowy. Nastolatka zbliżyła się do mnie i lekko przycisnęła do ściany. Popatrzyła mi w oczy.
- Nie bój się - wyszeptała i pocałowała mnie w usta. Nie wierzyłam, że to się dzieje, nigdy nie spodziewałam się tego po Ance. Odwzajemniłam pocałunek i całowałyśmy się namiętnie. Dziewczyna rozpięła dwa guziki mojej koszuli i całowała mnie po szyi i dekolcie. Wodziłam ręką po udzie dziewczyny. Jeździłam okrężnymi ruchami, z góry na dół. Przekręciłam się z Anką, która teraz opierała się o ścianę. Włożyłam ręce pod jej koszulkę i całowałam jej szyję, nastolatka cicho chichotała. Nagle do łazienki ktoś wszedł.
- Cicho - wyszeptałam, śmiejąc się przy tym oraz kładąc palec wskazujący na ustach dziewczyny. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę, wzrok Anki nie było już bezlitosny, był pełen pożądania. - Jedźmy do mnie. - Anka z uśmiechem przytaknęła głową. Znowu zrobiłyśmy obrót. Anka obcałowywała chaotycznie moją szyję, rozpinając przy tym rozporek moich spodni. Jej ręką wylądowała na mojej kobiecości.
- Przestań, ktoś wszedł do łazienki - oponowałam, ale dziewczyna zamknęła moje usta pocałunkiem. Masowała mój guziczek, a po chwili włożyła we mnie dwa palce. Dyszała mi w ucho, a ja z rozkoszy zacisnęłam zęby na jej szyi. Zadzwonił dzwonek, wymknęłyśmy się do mojego samochodu. Zaraz po wejściu do niego znowu zaczęłyśmy się całować.
- Jedźmy już, bo nigdy nie dojedziemy - powiedziała
- Dobry pomysł. - zaśmiałam się i odpaliłam silnik. Cały czas nie docierało do mnie to, co się właśnie dzieje. Była podekscytowana, spełniły się moje marzenia. Dojechałyśmy pod mój blok, weszłyśmy do klatki, Anka wzięła mnie na ręce. Całowała mnie namiętnie w usta i szyję, a ja pośpiesznie otwierałam drzwi od mieszkania. Zaraz po wejściu zdjęła ze mnie koszulę, a ja z niej T-shirt. Złapałam ją za dłoń i poprowadziłam do pokoju. Pchnęła mnie delikatnie na łóżku i położyła się na mnie. Obcałowywała mój brzuch, zdejmując przy tym mój stanik. Czułam się jak w niebie, głaskałam Ankę po głowie, podczas gdy ona ściągała ze mnie spodnie i bieliznę... przeniosła się z pocałunkami na moją szyję i ramiona. Ssała moje piersi, wodziła językiem po moim brzuchu, potem udach, od zewnętrznej i wewnętrznej strony. W końcu dotknęła językiem moją brzoskwinkę. Czułam, że zbliżam się do szczytu i trzymałam ją mocno za włosy, głośno przy tym jęcząc. Wygięłam się w łuk, Anka zaczekała aż się uspokoję i pocałowała mnie czule w usta. Złapałam ją za nadgarstki i przekręciłam, teraz ja byłam na górze. Pośpiesznie rozebrałam ją do naga, całując przy tym każdy centymetr jej ciała. Po kilku minutach dotarłam do jej muszelki. Dmuchnęłam w nią, po czym wsadziłam dwa palce. Wystarczyła chwila, a Anka już szczytowała, patrzyła na mnie błędnym wzrokiem.
Leżałam przytulona do Anki, bawiącej się moją dłonią, gdy poczułam, że robię się głodna. Powiedziałam to na głos.
- Leż ja coś zrobię - odpowiedziała wesoło Anka i zerwała się z łóżka. Zaczęła się ubierać
- Ale ja prawie nic nie mam w lodówce, nie byłam dzisiaj na zakupach - przypomniałam sobie dopiero teraz, ale wstyd...
- To polecę do sklepu - była już ubrana, zapinała pasek
- Czekaj dam ci pieniądze - chciałam podnieść się z łóżka, ale Anka mnie przytrzymała
- Przestań mam pieniądze - odpowiedziała i wyszła z pokoju. Słyszałam jak otworzyła drzwi i wyszła z domu. Zostałam sama i myślałam nad tym co się stało. Tak bardzo pragnęłam bycia z Anką, ale myślałam, że nic z tego nie będzie, nie robiłam sobie nadziei, a tu taka niespodzianka! W brzuchu czułam motyle, na samą myśl co właśnie zrobiłyśmy było mi gorąco. Po piętnastu minutach przyszła Anka.
- Pomóc ci?! - krzyknęłam
- Nie! - odkrzyknęła, więc leżałam dalej i oglądałam telewizję. Minęło pół godziny i Ania wróciła do pokoju. Przyniosła ze sobą danie dla mnie - potrawkę z kurczaka w sosie z papryką. Ochoczo zabrałam się do jedzenia, było pyszne. Nie wiedziałam, że Anka umie tak dobrze gotować. Zastanowiłam się ile rzeczy jeszcze Anka potrafi:
- Pyszne - pochwaliłam ją - Dużo masz jeszcze talentów? - zapytałam z uśmiechem
- To zależy - zaśmiała się - dla ciebie nauczę się wszystkiego. - popatrzyła na mnie maślanymi oczami, a ja pocałowałam ją.