Spotkanie po latach
1 września 2023
Szacowany czas lektury: 25 min
W jego mieście zorganizowano sobotnie wydarzenie branżowe w piknikowym wydaniu. Wybrał się na nie z zawodowego obowiązku, spodziewając się wyłącznie sztampowej organizacji, nudnych rozmów i szybkiego powrotu do pustego mieszkania.
Na miejscu miło się rozczarował.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że ktoś włożył dużo wysiłku, aby zaproszeni goście ciekawie spędzili czas wśród zadbanej zieleni okazałego parku. Rozciągał się na tyłach urokliwego pałacyku, na co dzień pełniącego funkcję głównej siedziby stowarzyszenia przedsiębiorców organizującego wydarzenie.
Długo by opowiadać o przygotowanych atrakcjach, ale i tak najmilszą niespodzianką był fakt, że wśród uczestników pikniku rozpoznał serdeczną koleżankę, której nie widział od kilkunastu lat.
Chodzili wspólnie do liceum i na studia, lecz później kontakt im się urwał. Musiało minąć blisko piętnaście lat, aby ich życiowe ścieżki znów się przecięły.
Gdy do niej podszedł i się przedstawił, z początku zaniemówiła, by po chwili obdarzyć go szczerym uśmiechem i soczystym pocałunkiem w oba policzki. Przeszedł go słodki dreszcz, a ciepło bijące od jej oczu tylko spotęgowało w nim przeświadczenie, że ich nieoczekiwane spotkanie po latach także ją wprawiło w dobry nastrój.
Ciepłe wrześniowe popołudnie i wczesny wieczór upłynął im zatem w miłej atmosferze. Spacerując żwirowymi alejkami z kieliszkiem dobrego wina w ręku, obgadali nudną teraźniejszość, a potem zatopili się we wspólnych wspomnieniach.
Dzięki nim para czterdziestolatków przeniosła się do czasów, gdy byli młodzi, radośni, a nawet w sobie zakochani. Przynajmniej on ją kiedyś kochał, ale do niczego większego między nimi nie doszło. W liceum chwilę ze sobą chodzili, ale ona dość szybko zerwała, nie podając mu powodów swojej decyzji. Wówczas nie drążył i teraz także nie zamierzał.
Później nadal się kumplowali. Prawie do końca studiów darzył ją sympatią, a ona w przerwach między kolejnymi związkami czasem przypominała sobie o nim, jednak nie wrócili do siebie. Nie chciał być dla niej opcją awaryjną, a tak się z reguły czuł w jej towarzystwie.
Wolał szukać szczęścia u boku innych dziewczyn. Na piątym roku jedna z nich skradła jego serce na dobre, a on zapomniał o całym świecie.
Prowadząc piknikową konwersację i patrząc w piękne oczy dawnej sympatii, uświadomił sobie, że od czasu ukończenia studiów niewiele o niej myślał. Wydało mu się to osobliwe, zwłaszcza że widząc ją teraz, znacznie starszą, ale nadal pociągającą i niezwykle promienną, poczuł, że jakaś zapomniana iskra ponownie zaczyna się w nim dziwnie tlić.
Liczył jednak, że nie roznieci ona ognia, gdyż koleżanka okazała się mężatką z jedenastoletnim stażem. Gdy się o tym dowiedział, poczuł lekkie ukłucie zawodu. Nie mógł się jednak dziwić, że tak atrakcyjna kobieta ułożyła sobie życie i cieszy się rodzinnym ogniskiem.
Szczerze jej zazdrościł. On nie miał tyle szczęścia. Należał do rynku wtórnego od kilku lat. Po bolesnym rozwodzie z miłością swojego życia nie znalazł nikogo na stałe. Dlaczego?
Ona też go o to spytała.
Nie umiał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. W sumie niczego mu nie brakowało. Przystojny, wygadany, z poczuciem humoru. Życie zawodowe ogarnięte – stabilna praca, dobra pensja.
Na brak zainteresowania nie mógł narzekać. Może kobiety się na niego nie rzucały, ale też nie unikały jak ognia.
Po prostu – po rozstaniu z żoną nie spotkał kobiety, która ponownie umiałaby w nim wzniecić coś więcej niż tylko chwilowe pożądanie. A pchanie się na siłę w relację, byle tylko nie być samotnym, nie interesowało go. Oczywiście ten stan go uwierał, czasem dołował, ale na tyle dobrze czuł się w swoim towarzystwie, że jakoś sobie radził.
Choć wydarzenie branżowe dobiegło końca, ich spotkanie po latach trwało nadal.
Kilkanaście osób spośród piknikowego towarzystwa – w tym oni – postanowiło kontynuować wieczór w nocnym klubie o hiszpańskiej nazwie Buscando Amor, który cieszył się w ich mieście renomą.
Charakteryzowała go latynoska muzyka różnej maści puszczana przez klubowego DJ-a oraz ekskluzywny wystrój zdominowany ciepłymi barwami czerwieni, oranżu i żółci z elementami chromowanej stali, szczególnie widocznej na blatach imponującego baru i licznych stolików ustawionych przy wygodnych lożach.
Ekipa piknikowa dotarła do lokalu tuż przed główną falą klubowiczów, dzięki czemu bez trudu znalazła dogodne miejsca do siedzenia i konsumpcji. Zajęła dwie loże z dobrym widokiem na środek obszernej sali wyłożonej profesjonalną matą taneczną i klimatycznie oświetlonej dyskotekowymi reflektorami.
Na parkiecie jeszcze niewiele się działo, ale unosząca się w powietrzu pozytywna energia gwarantowała, że wkrótce sytuacja ulegnie diametralnej zmianie.
Do tego czasu piknikowe towarzystwo nie zamierzało próżnować, a blaty ich stolików szybko zapełniły się szkłem z wysokoprocentowymi napojami o przeróżnych kolorach i konsystencji.
Starym znajomym udało się usiąść obok siebie, co pozwoliło im dość swobodnie rozmawiać pomimo głośnej muzyki wypełniającej salę klubową.
Przy pierwszym Mojito opowiedziała mu więcej o dzieciach i mężu. Nie powiedziała tego wprost, ale wytrawny słuchacz, którym był, z łatwością mógł wywnioskować, że nie należała do grona usatysfakcjonowanych mężatek.
Ale czy takowe w ogóle istnieją, zwłaszcza po jedenastu latach małżeńskiego pożycia?
Z własnego doświadczenia wiedział, że nawet krótszy staż związkowy potrafi przegonić motylki z brzucha i nawarstwić tyle problemów dnia codziennego, iż skutecznie przesłonią jakiekolwiek poczucie szczęścia lub spełnienia, a w konsekwencji zakłócą prawidłowy osąd sytuacji.
Tego wieczoru nie mieli jednak ochoty na wnikliwe analizowanie złożonej codzienności. Cieszyli się chwilą. Sączyli kolejne drinki, gadali o wszystkim i o niczym, a dobry humor ich nie opuszczał. On rzucał anegdotami i żartami jak wytrawny żongler, a ona namiętnie słuchała i często śmiała się do łez.
Czasem ucinali sobie pogawędkę z innymi osobami z piknikowej ekipy, ale tylko z czystej kurtuazji, a po chwili znów zatapiali się we wzajemnej rozmowie spragnieni swojej obecności.
Dawno nie czuł takiej radości z powodu spotkania kogoś z dawnych, szalonych lat. Nie w głowie mu było zatem kończyć wieczór, pomimo że jej oczy skrzyły się coraz bardziej.
Normalnie uznałby to za poważny sygnał ostrzegawczy, jednak w tych okolicznościach potrafił go sensownie zracjonalizować. Iskry w oczach mężatki tłumaczył zwykłym kobiecym sentymentem do dawnego kumpla, który niegdyś smalił do niej cholewki. Aż tyle i tylko tyle.
Pogaduchy przy klubowym stoliku trwały zatem w najlepsze, a on intensywnie wpatrywał się w jej błękitne oczy, które niegdyś tak go onieśmielały. Czytał w nich tyle miłych wspomnień, a z każdą upływającą minutą jakieś ciepło coraz wyraźniej promieniowało w okolicy męskiego serca.
Postanowił je studzić po kolei: Manhattanem, Brudną whisky oraz Rocket Fuel.
Zwłaszcza ostatni drink wyraźnie zaszumiał mu w głowie i uśpił czujność, gdy ich ręce wpierw musnęły się nieśmiało na blacie klubowego stolika, a następnie splotły w serdecznym uścisku. A może winę zepchnął na alkohol, bo tak było mu łatwiej czerpać przyjemność z tego subtelnego dotyku?
Jednak gdy dłonie się od siebie oderwały, poczuł wstyd. Ukazał mu się wyraźnie jak zapomniany obrazek ścienny pod zrywaną w pośpiechu tapetą. Nie mógł go dłużej ignorować.
Nigdy nie zapędził się z żadną mężatką w tak dalekie rewiry jak z nią. Nie dlatego, że wcześniej nie miał sposobności lub to grono kobiet go nie pociągało. Nic z tych rzeczy. Był przecież normalnym facetem i wyczuwał lepką słodycz zakazanego owocu, który w sobie kryły.
Wyznawał jednak pewne „ale”.
Dzięki byłej żonie wiedział, co czuje zdradzony facet. Nikomu tego nie życzył i nigdy nie chciał być źródłem takiego stanu rzeczy dla innego mężczyzny.
Z cudzymi żonami zawsze postępował ostrożnie, a jak tylko dostrzegł choćby cień zainteresowania z ich strony, dyplomatycznie kończył spotkanie lub w inny sposób skutecznie ucinał temat. Przezorny zawsze ubezpieczony. Ta zasada nigdy go nie zawiodła.
Wypuszczając jej rękę z dłoni, uświadomił sobie boleśnie, że tym razem zabrnął co najmniej o jeden krok za daleko. Serce jeszcze drżało z ekscytacji, ale wewnętrzny kodeks nakazywał natychmiastową ewakuację bez zbędnych wyjaśnień.
Wziął głęboki wdech, potem powoli wstał i patrząc w jej oczy, rzucił standardowe:
– Będę musiał już…
– Na parkiet towarzystwo! – zakrzyknął ktoś entuzjastycznie przy ich stoliku, wchodząc mu w pół słowa.
Prawie cała ekipa piknikowa podniosła się jak na zawołanie, w tym jego dawna sympatia, i ochoczo ruszyła na środek sali, gdzie już spora grupa klubowiczów tańczyła żywiołową sambę.
Nie chciał wychodzić z klubu bez pożegnania, więc poczłapał za nią i dołączył do wspólnego kółeczka.
Praktycznie go nie zauważała. Poruszała się w rytm muzyki z przymkniętymi oczyma, a gdy je na chwilę otwierała, raczej szukała kontaktu wzrokowego z innymi facetami, uśmiechając się do nich serdecznie.
Poczuł spore rozczarowanie, ale natychmiast się za to skarcił.
Ponadto taki obrót spraw, choć kłuł boleśnie męskie ego, miał istotną zaletę. Patrząc dyskretnie na dawną sympatię, doszedł do wniosku, że wypity alkohol zakłócił mu prawidłowy obraz sytuacji i doprowadził do nadinterpretacji faktów.
Cóż z tego, że wcześniej jej oczy się iskrzyły, a ich dłonie na chwilę się spotkały?
On to zinterpretował prawie jak zaproszenie do łóżka, a dla niej to był prawdopodobnie tylko przyjacielski uścisk. Poczuł wyraźną ulgę, bo w takim wypadku nie musiał kończyć ich wspólnego spotkania, które tak pozytywnie go nastroiło.
Rozluźnił się i coraz lepiej kalibrował z klubową muzyką, dzięki czemu przestał przypominać Pinokia po przejściach.
A potem zaczęły się tańce w parach.
Jakiś wysoki brunet go uprzedził, więc tańcząc z inną, kątem oka obserwował pląsy swojej dawnej sympatii.
Poruszała się cudownie. Jej ciało – zwłaszcza biodra – było stworzone do tańca. Kuszące krągłości doskonale współgrały z latynoskimi rytmami klubowej muzyki, budząc zazdrość wśród pań i szczere zainteresowanie większości mężczyzn bawiących się na parkiecie.
Nie brakowało kolejnych chętnych, którzy porywali ją do wspólnej zabawy, aby choć przez chwilę móc nacieszyć się jej zmysłową kobiecością.
Nie czuł zazdrości. Przecież nie była jego kobietą.
Oczywiście miał ochotę z nią zatańczyć, ale możliwość obserwowania jej roztańczonej i uśmiechniętej także sprawiała mu wiele satysfakcji. A robił to z bliska, gdyż i on pozostał na parkiecie proszony przez przeróżne panie do kolejnych gorących utworów.
Im dłużej podglądał swoją byłą sympatię, tym głośniej wybrzmiewała w jego głowie myśl, że czas obszedł się z nią wyjątkową łaskawie. Przybyło jej trochę ciała. Fakt. Zwłaszcza w biodrach i piersiach, ale tylko z korzyścią dla całokształtu, który skłaniał do grzesznych myśli.
Korzystnie ocenił też zmianę jej fryzury. Kiedyś gustowała w grzywkach przesłaniających czoło. Obecnie kasztanowe włosy sięgające ramion, zaczesywała idealnie gładko do góry, a towarzyszył temu prosty przedziałek na środku głowy.
Jej piękna twarz, która praktycznie się nie zmieniła, była lepiej eksponowana. Pozostała lekko zaokrąglona, z uroczymi dołeczkami na policzkach. Prosiła się, aby ją całować od wysokiego czoła, przez zgrabny nos, aż po uroczą bródkę
Wreszcie spotkali się we wspólnym tańcu. To ona wyszła z inicjatywą, czym mile go połechtała.
Z zaskoczeniem odnotowała, że od czasów studiów mocno się podszkolił w sztuce tanecznej. Zawdzięczał to byłej żonie, która jeszcze przed weselem zaciągnęła go na kurs tańca towarzyskiego. Małżonka odeszła, ale przydatne umiejętności pozostały.
Serdeczna koleżanka, czując wprawne prowadzenie, całkowicie oddała mu inicjatywę, a on chętnie bawił ją różnymi ciekawymi obrotami i nieszablonowymi przejściami, idealnie wpisującymi się w żywiołowe dźwięki salsy, wybrzmiewającej właśnie z klubowych głośników.
Teraz jeszcze uważniej mógł przyjrzeć się jej twarzy. Ze zdziwieniem odnotował, że nie miała praktycznie zmarszczek i na pewno nie był to efekt makijażu; stosowała wyjątkowo subtelny, prawie niezauważalny. A jeśli przeszła jakiś zabieg chirurgii plastycznej, w co szczerze wątpił, to wykonał go geniusz.
Nie ulegało wątpliwości, że jej mąż miał w domu prawdziwy skarb.
Myśl o jej rodzinie przywróciła go do rzeczywistości. Zganił się w duchu, że bliskość jej ciała i niewinny dotyk rąk sprawiają mu tak dużą przyjemność. Serce prosiło o więcej, ale rozum nakazał to skończyć.
Podziękował za taniec i chciał udać się do stolika, ale go nie puściła. Nie dała mu też usiąść po drugiej i trzeciej piosence. Dopiero prośba wysokiego bruneta o taniec odbijany uwolniła go z jej ramion.
Wówczas mógł na spokojnie stwierdzić, że w czasie ich wspólnej zabawy do niczego niezwykłego nie doszło. Patrzyli na siebie, śmiali się, niewinnie dotykali, ale przecież to typowe w czasie tańca. A że to ona go poprosiła i przetańczyli trzy utwory? Przecież znali się dobrze. To normalne. Z owym brunetem też już tańczyła drugi, a może trzeci raz.
Przyjrzał się im uważnie z bezpiecznej odległości.
Ręce owego bruneta dość odważnie poczynały sobie na jej ciele, ale nie przekraczały granic dobrego smaku. Zapewne dlatego nie oponowała. Śmiała się i czerpała radość z męskiego zainteresowania. Jedno nie ulegało wątpliwości. Widać było, że kocha taniec, a taniec kocha ją.
Zadowolony z takiego obrotu spraw nasz bohater powrócił do loży, gdzie przywitał go szpaler niewysokich kieliszków stojących na stoliku. Wypełniała je ciecz o intensywnym kolorze kojarzącym się z dorodną wiśnią.
Na prośbę piknikowego znajomego, który okazał się darczyńcą, chętnie poczęstował się jednym szotem, a potem zasiadł wygodnie i uciął sobie miłą rozmowę z jakąś blondynką, która zajmowała miejsce w loży tuż obok niego.
Przez pierwsze minuty spoglądał jeszcze przelotnie w kierunku parkietu, aby podpatrzyć szkolną koleżankę, ale spory tłum tańczących skutecznie mu to uniemożliwiał. Zatopił się zatem w pogawędce z uroczą blondynką, która coraz bardziej go intrygowała.
Stracił rachubę czasu. Nie umiał powiedzieć, ile minut upłynęło od momentu, gdy zostawił swoją koleżankę oraz wysokiego bruneta na parkiecie i wrócił do loży. Może dziesięć, a może trzydzieści?
Rozmowa z blondynką sprawiała mu niemałą przyjemność, a jak wiadomo, szczęśliwi czasu nie liczą.
Nagle ktoś im przerwał. Jego była sympatia pojawiła się znikąd, chwyciła ostatni pełny kieliszek wiśniówki, stojący na stoliku i opróżniła go szybkim haustem. Nawet się nie wzdrygnęła. Policzki jej płonęły. Podobnie jak oczy. Przeszyła nimi szkolnego kolegę, a następnie chwyciła go za rękę i porwała na parkiet, bezceremonialnie kończąc jego konwersację.
Jej zachłanność miała posmak dziwnej słodyczy i nie wiedział co z nią począć. Uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie cieszenie się wspólnym tańcem i cierpliwe wyczekiwanie rozwoju wypadków. Bawił się przy tym świetnie, zaśmiewając się często i gęsto, podobnie jak jego partnerka.
Gdy muzyka zwalniała, ich ciała niebezpiecznie zbliżały się do siebie, choć starał się tego unikać. Do czasu. Jego opór powoli, acz sukcesywnie topniał pod wpływem emanującego od niej ciepła, zwłaszcza przy zmysłowych dźwiękach rumby, której DJ im tego wieczoru nie żałował.
Jej łono z każdą kolejną piosenką coraz odważniej przywierało do niego, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja, a on powoli wydłużał czas zmysłowego zetknięcia się ich ciał, zanim znów się od siebie oderwą. Dla bezstronnego obserwatora te momenty wydałyby się mgnieniem, ale nie dla niego.
Podobnie sprawa miała się z jej dorodną pupą. Gdy tylko był za plecami partnerki, jej pośladki kusząco szukały kontaktu z jego kroczem. Wpierw tylko przelotnie muskały skrywaną pod materiałem spodni męskość, ale z czasem zaczęły na nią napierać.
A może tylko mu się zdawało i to on szukał tej przelotnej, zmysłowej bliskości?
Niezależnie jaka była prawda, to co się działo na parkiecie, nęciło go i skrajnie podniecało. To oczywiste. Najlepszym dowodem była dokuczliwa ciasność w jego rozporku.
To ten erotyczny dyskomfort przypomniał mu o kodeksie etycznym. Czy nie wkraczają właśnie w rewiry zakazane mężatkom? A może on znów nadinterpretuje jej sygnały?
Taka bliskość w tańcu może zdarzyć się przecież każdej kobiecie i to nawet z obcym jej facetem. Bo co dzieje się na parkiecie, zostaje na parkiecie. Dla niej to chwila zapomnienia i dobrej zabawy, a delikwent myśli, że właśnie otrzymuje seksualne zaproszenie. Gdy daje jej znać, że chce z niego skorzystać, dostaje damskiego liścia w twarz i jest po temacie.
Sam kiedyś zaliczył taką wpadkę i to z singielką.
Poczuł, że w lokalu zrobiło się wyjątkowo gorąco i zaschło mu w gardle. Chciał złapać oddech i przeanalizować całą sytuację przy stoliku, ale ponownie go nie puściła.
Chwilę później nie zgodziła się też na odbijanego, którego z uśmiechem zaproponował „znajomy” wysoki brunet. Dupek odchodził mocno niepocieszony.
Trwali zatem we wspólnym tańcu, a jej ciało jeszcze chętniej się w niego wtulało.
Naszło go pewne podejrzenie. Przypuszczał, że brunet musiał wcześniej dopuścić się jakiegoś afrontu wobec niej. Dlatego taka wzburzona wróciła do stolika, a oczy jej miotały iskrami.
Poczuł się za nią odpowiedzialny.
W trakcie kolejnego zmysłowego utworu jej zachowanie zaczął interpretować jako prośbę o przyjęcie roli szarmanckiego faceta, który otoczy ją męskim ramieniem i uchroni przed zakusami namolnych gachów, tak aby cała i zdrowa mogła wrócić do swoich bliskich. Odpowiednio zabawi, ale też nie przekroczy dozwolonych granic.
W teorii zadanie wydawało się proste jak wzór na pole kwadratu.
Tylko oni nie teoretyzowali, a tańczyli i to do bardzo sensualnej muzyki. Nie pomagał mu też szumiący w głowie alkohol oraz coraz częstszy kontakt kobiecego łona i pupy z jego rozporkiem.
Działało to na niego destrukcyjnie. Myślał już wyłącznie o wstydliwej erekcji, którą starał się przed nią rozpaczliwie ukryć, i o jej apetycznych kształtach, doskonale podkreślonych wiskozową sukienką w kolorze indygo. Najchętniej by ją z niej zerwał.
O czym ja myślę? Zaraz zwariuję! Dłużej tego nie zniosę! Te i podobne myśli wybrzmiewały w jego rozgorączkowanej głowie.
Nagle zrozumiał, że dłużej nie udźwignie roli dżentelmena, którą mu powierzyła, a nie jest też w stanie jej opuścić. Najlepiej dla nich, jakby to ona zdzieliła go w twarz i kazała wypieprzać w bardzo nieprzyjemne miejsce.
Plan, który spontanicznie zrodził się w jego głowie, wydał mu się genialny. Tylko chwilę się wahał i zrobił to. Nie wierzył, że to zrobił.
Po obrocie, gdy miał ją naprzeciwko, objął ją ręką na wysokości lędźwi i zagarnął do siebie, a jej łono na dłużej spotkało się z jego twardym kroczem, poznając moc swych uroczych zaklęć.
Jej odpowiedź była natychmiastowa, choć dotarła do niego w zwolnionym tempie.
Nic nie powiedziała. Tylko westchnęła. Nie dostał też od niej w twarz ani w brzuch. Nawet się nie odsunęła. Przeciwnie. Jeszcze mocniej przylgnęła łonem do wyraźnej erekcji i całym ciałem zatopiła się we wspólnym tanecznym uścisku.
Nie był na to przygotowany. Mógłby przysiąc, że nie takiej reakcji się po niej spodziewał. Liczył na spoliczkowanie, a dostał podniecającego kuksańca o mocy dorównującej lewemu sierpowemu zawodowego wykidajły.
Nogi się pod nim ugięły. Całe szczęście, że mógł się o nią oprzeć, bo pewnie ległby na deskach i już by się z nich nie pozbierał.
A może to byłoby dla nich lepsze?
Przez kolejną godzinę do stolika wracali tylko na moment, by zaspokoić pragnienie, a potem znów ciągnęła go na parkiet, jakby zamierzała tej nocy wytańczyć się na zapas.
On oszołomiony nie umiał i nie chciał tego przerwać.
Jej ręce coraz odważniej błądziły po jego szpakowatych włosach, po ramionach i plecach. Pod cienkim materiałem wizytowej koszuli wyczuwała wyraźnie zarysowane mięśnie, które od trzech lat utrzymywał w dobrej kondycji – pozytywny skutek (jeden z nielicznych) życia w stanie wolnym.
Choć jej roztańczone ciało zapraszało do odważniejszych poczynań, on w zakresie zakusów swoich dłoni wykazywał większą wstrzemięźliwość. Jakieś hamulce w nim jeszcze działały. Liche, ale jednak.
Kosztowało go to sporo wysiłku.
Nie omieszkał jednak w trakcie ich parkietowych uniesień zwiedzić opuszkami palców każdego kawałka jej odsłoniętych pleców oraz ramion. Nie znał się dokładnie na elektryczności, ale wyraźnie wyczuwał, że przy tej okazji między ich ciałami dochodzi do jakiegoś przepływu ładunków. Mógłby też przysiąc, że gdy dwukrotnie przez symulowany przypadek musnął jej dekolt, za każdym razem doszło do nagłego wyładowania iskrowego.
Wiedział, że niebezpiecznie naciąga strunę, ale jeszcze gdzieś tliła się w nim nadzieja, że na koniec tej nocnej przygody jakimś cudem nie pęknie z bolesnym jękiem.
Tak się zatracili w sobie, że nie odnotowali, kiedy reszta ich towarzystwa ulotniła się z lokalu.
Nie przejęli się tym. Noc należała do nich. Nigdzie się nie śpieszyli. Na niego nikt nie czekał, a jej mąż wyjechał z dzieciakami na cały weekend.
Przepełniało ich poczucie latynoskiej wolności i beztroski, wtłaczanej wraz z muzyką do ich serc.
Lokal już wyraźnie opustoszał, a oni pomimo zmęczenia odwlekali moment nieuchronnego rozstania.
Okupowali parkiet, tańcząc do coraz senniejszych utworów, a gdy ich oczy się spotykały, wyrażały to, czego nie wypadało im mówić głośno.
Po jednym z takich wymownych spojrzeń zarzuciła mu ręce na szyję, a potem zbliżyła usta do ucha i wyszeptała, że kilka razy o nim myślała przez te lata. I że dawno nie bawiła się tak dobrze.
Cudowne ciepło ponownie rozeszło się po całym jego ciele. W odpowiedzi uśmiechnął się i przytulił ją mocniej, a gdy wybrzmiały ostatnie nuty romantycznej ballady, padło ciche:
– Pocałuj mnie.
Przynajmniej to usłyszał z jej ust i był prawie pewien, że się nie przesłyszał.
Kiedyś dałby się za taką prośbę pokroić. Za gówniarza marzył setki razy, aby posmakować jej pełnych warg. Nigdy się to nie zdarzyło. Nawet gdy przez chwilę ze sobą chodzili. Dała mu kosza, zanim odważył się na pocałunek z języczkiem.
Minęło tyle lat, a on jak za dotknięciem magicznej różdżki przypomniał sobie, jak dziesiątki razy zbierał się, aby wykonać ten krok. Zawsze wymiękał.
Tego wieczora nie zabrakło mu odwagi. Powoli nachylił się w jej kierunku.
Wewnętrzny głos, a raczej krzyk, ostudził jego zapędy. Kategorycznie zakazał realizacji skrytych pragnień. Usłyszał go, choć z wielkim trudem.
A potem z krwawiącym sercem ucałował tylko jej policzek. Zrobił to czule, długo utrzymując wargi na jej skórze. Biło od niej niewiarygodne ciepło i zniewalający zapach.
Nie zdążył na powrót spojrzeć w jej oczy, bo muzyka nagle przyspieszyła, a ona wyswobodziła się z jego objęcia i zaczęła wirować z głową zadartą do góry jak młódka, która właśnie odkryła, czym jest wolność i swoboda.
Ich spotkanie po latach nie zakończyło się w klubie. Zaprosiła go na kawę do pustego domu.
Nie odmówił. Nie potrafił się z nią pożegnać, choć była czwarta nad ranem. Udał przed sobą, że nie wie, co faktycznie może się kryć za jej propozycją.
I tak wsiedli do taksówki, którą podążali pod wskazany przez nią adres.
Siedzieli w ciemności na tylnej kanapie jakiejś czerwonej toyoty, przemierzającej nocne ulice ich miasta, stykając się delikatnie ramionami. Nie rozmawiali. W ciszy cieszyli się tą subtelną bliskością.
Taksówkarz także dostroił się do ich nastroju. Starszy pan skupił się na drodze i taktownie milczał, tylko w radioodbiorniku nastawił jakąś rzewną nutę.
Gdy ona oparła głowę na barku szkolnego kolegi, serce znów mu zadrżało. Który to już raz tego wieczoru? Nie umiał zliczyć.
Właśnie to dziwne drżenie nie pozwalało mu się wycofać w klubie i wepchnęło na tylną kanapę taksówki.
Niewiele jednak o tym rozmyślał. Ciało i umysł już jakiś czas wcześniej przełączyły się w stan kontemplowania bliskości i wyczekiwania na każdy przejaw jej zainteresowania jego osobą.
I takowe ponownie mu okazała, choć z uwagi na miejsce i okoliczności forma go zaskoczyła.
Jej ręka powędrowała bowiem na jego kolano. Przez chwilę oczekiwała reakcji. Bierność uznała za przyzwolenie i przesunęła się po udzie w kierunku jego krocza.
Zrobiła to powoli, wręcz ospale, ale konsekwentnie. Gdy już prawie witała się z jego rozporkiem, nagle zawróciła w kierunku kolana. Boleśnie szybko.
A potem powtórzyła ten układ ruchów kilkukrotnie, nie przejmując się obecnością kierowcy.
Trwało to pewnie dwie minuty, może trzy, ale w jego wewnętrznym świecie ocierało się o wieczność, doprowadzając go do obłędu. Nie umiał wykrzesać w sobie choćby grama siły, aby tę rękę odtrącić. Przeciwnie. Całym sobą chciał chwycić tę dłoń i położyć tam, gdzie lubi być dotykany każdy facet.
Podejrzewał, że ona wręcz tego oczekuje. Mimo to nie potrafił uwolnić jej od odpowiedzialności za to, co może się za chwilę wydarzyć, a nie powinno się przytrafić żadnej mężatce.
Wstydził się swojego niezdecydowania i skrywanych pragnień. Wzrok wlepił w szybę taksówki i migające za nią obrazy, ale silne podniecenie uniemożliwiło mu zweryfikowanie, gdzie dokładnie się znajdują.
Wiedział tylko, że dość daleko od jego męskich zasad i szybko zmierzają w przeciwnym kierunku.
W końcu dotarła do jego rozporka. Sprawnie go rozpięła, ale na tyle dyskretnie, że taksówkarz chyba niczego się nie domyślił. Ciemność nocy była jej sprzymierzeńcem.
Gdy wyswobodziła penisa z więzi slipów, stał już na baczność, a jego właściciel był jednym wielkim drżeniem. Objął ją ramieniem, aby nie osunąć się w totalną ciemność.
Ona kontynuowała podbój jego męskości, sunąc po niej ręką w dół i w górę. Wolno, bardzo wolno.
Krew w jego żyłach wrzała. Nie pamiętał, kiedy ostatnio żołądź była tak nabrzmiała, a penis twardy jak skała.
Zanurzył twarz w jej włosach. Pachniały kwiatem konwalii. Kojarzył z lat młodości, że uwielbiała ten zapach. Kiedyś nawet wręczył jej bukiecik delikatnych, dzwonkowych kwiatków. Czy jeszcze to pamiętała? W której to mogło być klasie? Nie potrafił się skupić.
Jego analityczny umysł i rozpalone ciało tonęły w odmętach niemoralnej rozkoszy. Lepkiej, ciepłej, nęcącej. Jej słodkawa maź wypełniła płuca, odbierając oddech. Uniemożliwiła wykrztuszenie z siebie: „tak nie można”, „dość” lub choćby krótkiego „nie”.
Mógł tylko skupić się na tym, co tu i teraz oraz czerpać z tego słodko-gorzką przyjemność. Nie tylko fizyczną.
Miał pewność, że jego przyzwolenie nie wynikało wyłącznie ze zwykłego pożądania. Choć i ono było potężne. A fakt, że tuż przed nimi siedzi jakiś inny facet, który chyba nie ma pojęcia, co się święci za jego plecami, tylko podsycał wewnętrzny żar.
Postanowiła dołożyć do pieca. Jej ręka na penisie przyspieszyła. Drżała przy tym na całym ciele, wysyłając jasny sygnał, że dotykanie członka innego mężczyzny niż jej mąż, podnieca ją i ekscytuje. Zdradzały ją też przyśpieszony oddech i intensywne spojrzenie zogniskowane na jego okazałej erekcji.
Nieuchronnie dążyła do ejakulacji. Musiała przeczuwać, że nastąpi lada chwila.
Przecież zwiększył siłę uścisku na jej ramieniu, a z jego ust buchało gorące powietrze, które przez kasztanowe włosy partnerki docierało do wrażliwej skóry na jej szyi.
Przestała się kryć, a wyraźne ruchy damskiej dłoni stały się oczywiste także dla prowadzącego kierowcy.
Skąd ta pewność?
Na chwilę męskie spojrzenia się spotkały, gdy taksówkarz zerknął we wsteczne lusterko.
W oczach starszego mężczyzny widoczne było podniecenie, zazdrość, ale i nić porozumienia. Pełny profesjonalizm. Można było być spokojnym, że nic nie powie i w żaden inny sposób nie przerwie tego erotycznego spektaklu. Co najwyżej będzie ukradkiem zerkał i kibicował.
Świadomość, że obcy facet widzi ich grzeszne poczynania, tylko wzmocniła doznania pieszczonego kochanka. Jej ręka na członku parzyła, a w jądrach się gotowało. Nie mógł dłużej ścierpieć tej bolesnej rozkoszy.
Odchylił głowę, wcisnął pośladki w siedzisko kanapy i przyjął wytrysk z cichym jęknięciem. Sperma poleciała na jego błękitną koszulę, czyniąc na niej kłopotliwe spustoszenie.
Ona nie wypuściła jego męskości. Nadal dzierżyła ją w dłoni jak jakieś osobliwe trofeum. Lekko je ściskała i chłonęła słodkie drżenie, rozchodzące się po ciele partnera.
Kolejne kilkanaście sekund, a może kilkadziesiąt, stanowiło dla niego jedną wielką mgłę, przez którą niewiele widział, z wyjątkiem niewyraźnych obrazów nocnego przedmieścia, które przewijały się niestrudzenie za szybami taksówki, sunącej nieśpiesznie sennymi uliczkami.
Potem oszołomiony i lekko zawstydzony, ogarnął się o tyle, o ile mógł i ponownie objął ją – jego…
No właśnie. Kim ona dla niego była?
Na pewno nie była „jego”. Należała do świata męża i dzieci. Może w tym świecie czuła niedosyt, żal, rozgoryczenie, ale w nim tkwiła, a on nie miał prawa tego psuć.
Poczuł do siebie obrzydzenie. Przeniknęło go na wskroś i wywołało nagły dreszcz.
W odpowiedzi wtuliła się w niego, a on mocniej ją objął. Poczuł się tylko trochę lepiej.
Niesmak z powodu słabości, której się dopuścił, nie minął nawet przed furtką jej domu.
Spojrzał pobieżnie na tonącą w zmroku nowoczesną bryłę budynku z dużymi przeszkleniami, oświetloną subtelnymi kinkietami i na zadbaną zieleń wokół. A potem skupił wzrok na niej, podążającej w bladym świetle nocy po prostokątnych płytach chodnikowych ku drzwiom wejściowym do jej rodzinnego gniazda.
Uroczo zarzucała biodrami. Po jej ruchach wnosił, że w tym momencie jest szczęśliwa i gotowa na więcej.
Drżenie serca znów dało mu o sobie znać. Jeszcze silniejsze niż wcześniej. Nie pozostawiało złudzeń, że jest czymś więcej niż tylko tlącym się sentymentem. Czym konkretnie? Nie drążył. Wiedział tylko, że jego ciało i dusza chcą ruszyć za tą wyjątkową kobietą. Bardzo chcą.
Rozum otrzeźwiony świeżym powietrzem jednak przypomniał, że patrzy na czyjąś żonę, a on jeszcze kilka godzin temu był facetem z zasadami. Podpowiedział również, że przekroczenie progu jej domu nic dobrego im nie przyniesie. Przynajmniej nie tego dnia ani żadnego innego, póki ona będzie mężatką.
– Dagmara…
Odwróciła się na dźwięk swojego imienia. Gdy spojrzała w jego kierunku, iskry w jej oczach nagle przygasły. Chyba coś wyczuła, może w jego głosie, a może w mowie ciała.
– Lepiej już idź – powiedziała cicho, ale wyraźnie. Ton jej głosu był zimny, niemalże metaliczny.
– Ale chcę ci wy….
– A ja chcę, żebyś poszedł. Rozumiesz, dupku? – syknęła, nie pozwalając mu dokończyć zdania.
Opuścił głowę, a gdy ponownie ją podniósł, zobaczył tylko zamykające się za nią drzwi, a koszmarną ciszę wypełnił charakterystyczny dźwięk energicznie przekręcanego zamka.
Stał jeszcze chwilę przy otwartej furtce, gapiąc się w guzik domofonu, pod którym widniało nazwisko. Bez wątpienia jej męża i zapewne jej.
Westchnął ciężko, a potem ostrożnie zamknął furtkę i ruszył wąską uliczką oświetloną światłami miejskich latarń.
Nie obejrzał się za siebie z obawy, że nie oprze się pokusie i zawróci, aby skamleć u jej drzwi o drugą szansę.
Gdy wykończony psychicznie i fizycznie dotarł do swojego mieszkania, z marszu postanowił zasiąść do laptopa i odnaleźć ją w Internecie. Nie stanowiło to większego problemu. Od razu wyskoczyła jej strona firmowa z wszelkimi potrzebnymi danymi kontaktowymi.
Sięgnął po telefon i zaczął pisać SMS-a.
Miał już go wysłać, gdy ponownie uderzyła go fala obrzydzenia do samego siebie.
Wykasował pospiesznie wiadomość tekstową, a potem zamarł, gapiąc się w ekran laptopa, nawet go nie dostrzegając.
Czas się dla niego zatrzymał, choć nadal płynął dla innych.
Minęło pięć miesięcy, a on ciągle ma wrażenie, że stoi przed jej furtką. Tylko tym razem mówi i robi coś innego, a w głowie rodzą się różne scenariusze. Oczywiście stara się wypierać te bez happy endu. Tylko czy taka historia w ogóle może mieć jakiś happy end?
Przez ten czas nie szukała z nim kontaktu.
On także nie odezwał się do niej. Nie zadzwonił. Nie napisał. Jednak codziennie o niej myśli. Jej oczy, uśmiech i zmysłowy dotyk nie mogą mu wyjść z głowy.
Nie sądził, że jeszcze jakaś kobieta roznieci w nim taki ogień, bo gdy myśli o Dagmarze, płonie.
Chciałby jej to wyznać, ale czuje, że nie ma prawa niszczyć jej świata. Świata, w którym na pierwszym planie jest ona z uśmiechniętymi dziećmi i przystojnym mężem, a tło stanowi piękny dom z ogródkiem.
Taki obraz widnieje nie tylko w jego głowie, ale też w jej mediach społecznościowych, w tym także na kilku zdjęciach udostępnionych już po ich spotkaniu.
Nie umie tego świata zignorować i wkroczyć do niego z buciorami.
Dlatego trzyma się od niej z dala, choć to boli. Bardzo boli, zwłaszcza że wewnętrzny ogień, trawiący jego trzewia, nie chce zelżeć, podsycany poczuciem utraconej szansy i skrajnego osamotnienia.
Nie jest to zwykły ogień.
Te pięć miesięcy utwierdziły go w przekonaniu, że ma głębsze podłoże, a jego paliwem jest miłość. Prawdziwa i szczera. Skrywana gdzieś na dnie, ponownie zalała jego serce, gdy tylko ujrzał Dagmarę na pikniku. Uczyniła go bezbronnym owej nocy i każdego kolejnego dnia, wypełniając jego spokojne życie skrajną samotnością.
Czy jego cierpienie ma sens? Czy utrzymywanie Dagmary w nieświadomości, co nim targa od miesięcy, jest słuszne? Jak po tym wszystkim powinien zachować się odpowiedzialny facet?
Każdej nocy zasypia z wielkim trudem dręczony tymi pytaniami. Czy któryś z poranków się nad nim ulituje i podszepnie prawidłową odpowiedź?