Służka krwi i Księżyca (I)

16 lipca 2023

Szacowany czas lektury: 34 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Piękna czytelniczko, przystojny czytelniku!
Witam w moim zakątku fantasy. Jest to moje pierwsze opowiadanie w tym stylu. Przyznam, że chcę i nie chcę go publikować, bo po prostu się stresuję. Mam jednak nadzieję, że przypadnie Ci ono do gustu, a wszelka krytyka okaże się konstruktywna i pomoże mi wspiąć się wyżej jako pisarka!
Zapraszam do lektury.

Chociaż otaczały mnie znajome twarze oraz przyjazne spojrzenia, czułam się, jakbym chodziła wśród obrzydliwych wieprzy i najgorszych szumowin. Bar Panorama był moim ulubionym przybytkiem w całym mieście Cloudfire, teraz jednak dusiłam się w tym miejscu, czym prędzej pragnąc opuścić zatłoczony parkiet. Uczęszczałam tu, od kiedy tylko prawo mi na to zezwalało, czyli od czternastego roku życia. Piękny wiek, z którego miałam zamiar czerpać pełnymi garściami, lecz życie zechciało inaczej. 

Zwykłe ludzkie prawa nie obowiązywały mnie już od dłuższego czasu. Początkowo przyjęłam to z radością i ulgą. Czułam się niczym biała gołębica, która została wypuszczona po zdecydowanie zbyt długim okresie niewoli ze swej pozłacanej klatki. Zapomniałam jednak, że klatka ta oznaczała bezpieczeństwo od drapieżników, które czyhały na wolności.

Nie podeszłam do dolnego baru. Nie dzisiaj. Miast tego wspięłam się po schodach prowadzących od razu z parteru na drugie piętro. Bordowo-czarne kozaki wybijały przyjemny dla ucha rytm, który, chociaż cichy w porównaniu do muzyki, okazał się dla mnie zbawienny. Mogłam się bowiem na nim skupić. Kiedy byłam w połowie schodów, nagle otoczyła mnie cisza. Dźwięk obcasów uderzających o drewno był jedynym, co przez parę sekund mogłam dosłyszeć.

Drugie piętro Panoramy zachwyciło mnie jak zawsze. Nie swoim bogatym barkiem, elegancko ubraną ochroną czy przystojnym barmanem. Nie lożami, w których uwielbiałam przesiadywać. Nie. Drugie piętro zachwyciło mnie widokiem przez przeszkloną ścianę na panoramę Cloudfire. Najlepszego miasta na świecie.

Ostatnie olbrzymie sterowce zawijały do odległego portu, a po miejskim nieboskłonie majestatycznie płynęły już jeno policyjne jednostki. W rzemieślniczej dzielnicy wszyscy kładli się do snu, ale niedaleko od nich w dolnym dystrykcie rozrywkowym bary otwierały się powoli, kusząc olbrzymimi szyldami. Odległe świątynie zdawały się wręcz umierać, kiedy osnuwał je cień, czego nie można było powiedzieć o miejskim ratuszu, który w nocy rozświetlany był tysiącem świateł.

Przez chwilę tylko wpatrywałam się w ten cudowny widok, aż w końcu westchnęłam z ulgą i zasiadłam przy barze bokiem do kontuaru. Chciałabym powiedzieć, że ciężko zapracowałam na to, by móc nazwać się bywalcem drugiego piętra Panoramy, ale byłoby to kłamstwem. Zawdzięczałam to tylko i wyłącznie swojej krwi.

– Hej Nad, coś taka zamyślona? – zagaił wesoło Mat. Barman, w którym niegdyś jako człowiek byłam zabujana po uszy. Mimo upływu lat dalej miał w sobie ten szarmancki, młodzieżowy urok.

– Po prostu lubię ten widok. A co tam u ciebie?

– Jakoś leci. – Mężczyzna nachylił się nad kontuarem i szepnął mi do ucha: – Proszę, zamów coś. Nie chcę jeszcze wracać na dół.

Pachniał potem i perfumami. W jego przypadku była to przyjemna mieszanka. Absolutnie nie dziwiłam mu się, że nie chce wracać na dolny bar w taki wieczór. Zastukałam karminowymi paznokietkami o blat i uśmiechnęłam się do niego ciepło. Lubiłam go.

– W takim razie przygotuj mi coś fantastycznie skomplikowanego.

– Jasna sprawa. Szczęśliwie jest pani u nas zawsze pierwsza w kolejce.

– Nie dlatego, że poza mną są tu dosłownie dwie pary? – spytałam z przyjacielską kpiną. Obie wspomniane pary zresztą siedziały w prywatnych lożach z zapasem alkoholu zapewne na cały wieczór. Albo i dwa.

– Skądże znowu. Zawsze byłaś i będziesz moją ulubioną klientką Nad!

W to akurat nie wątpiłam. Odprowadziłam go wzrokiem, kiedy zaczął szukać składników, nie czekałam jednak, aż zacznie sporządzać swój specjał. Rzuciłam spojrzeniem w bok, by upewnić się, że wyglądałam perfekcyjnie. Patrzyła na mnie kruczowłosa dama, której długie włosy opadały w falach gęstych loków na plecy, nie licząc paru niesfornych pasemek, jak zawsze uciekających w okolicę twarzy. Kontrastowały mocno z delikatną, bladą karnacją, którą podkreślały oczy w kolorze bezgwiezdnego nieba, o złotej obwódce, pociągnięte lekkim, szaro-czarnym makijażem oraz pełne usta pomalowane ciemnoczerwoną szminką.

Wstałam płynnym ruchem i przeciągnęłam się, dalej patrząc na swe odbicie. Mierzyłam sobie pięć stóp i sześć cali wzrostu. Idealnie, by móc założyć kozaki takie jak dzisiaj, a cały czas być niższą od potencjalnych adoratorów. Nie miałam zamiaru nikogo tego wieczoru uwodzić, ale dama powinna w końcu zawsze być przygotowana.

Udałam się do mojej ulubionej, najmniejszej loży znajdującej się nieco na boku. Tuż obok niej kryły się drzwi prowadzące do jeszcze bardziej intymnej części Panoramy, ale obecnie nie czułam potrzeby, by się tam udawać. Kiedy zasiadłam przy okrągłym stoliku, nie wiedziałam jeszcze jakie przygody czekają mnie tego wieczoru.

 Parę godzin temu nie miałam pojęcia, że się tutaj znajdę, a co dopiero, iż spotkam tu kogoś znajomego. Pewnie nawet bym nie zwróciła uwagi na mężczyznę, który wszedł chwilę po mnie na środek sali, rozglądając się dookoła zdezorientowanym wzrokiem, gdyby nie fakt, że zdecydowanie nie był nikim ze stałych bywalców. Nie kojarzyłam jego płaszcza, kapelusza, profilu twarzy. Jedynie zapach wydawał się znajomy, lecz jednocześnie odległy. Kiedy mężczyzna zwrócił się w moją stronę i ujrzawszy mnie, uśmiechnął się szeroko, poczułam lekkie ukłucie na granicy zmysłów, co musiało oznaczać, iż moje oczy błysnęły złotem i karmazynem. Przybysz ruszył dziarskim krokiem do mojego bezpiecznego azylu samotności, roztaczając wokół przyjazną aurę pewności siebie.

– To naprawdę ty Nadalia? – ni to zapytał, ni to stwierdził, uśmiechając się szeroko i zdejmując po drodze kapelusz. – Nie wierzyłem, że cię tutaj spotkam, a jednak. 

Cholera, ależ był przystojny!

– Wybacz, mam gorszy dzień. – Tydzień i miesiąc zresztą też, ale o tym nie uznałam za stosowne wspomnieć. – Ty jesteś…

– Vincent. Razem studiowaliśmy, pamiętasz?

Przyjrzałam się mu uważniej. Mierzył sobie na oko jakieś sześć stóp i trzy, cztery cale wzrostu, z gęstymi, kasztanowymi włosami zaczesanymi na bok, o szarmanckiej aparycji. Męskiej, a jednocześnie młodej. Jego rysy twarzy i oliwkowa cera wydały mi się nawet znajome, ale dopiero kiedy spojrzałam w jego ciemnobłękitne oczy, przypomniałam sobie, z kim miałam do czynienia.

Na ułamek sekundy zalał mnie strumień wspomnień. Akademia, magia. Kiedy to było? Ach, jeszcze tak niedawno przecież… Ledwo po tym, jak przestałam być człowiekiem… Czy może dłużej?

– Vin! Jasne, że pamiętam! – krzyknęłam radośnie i zerwałam się z kanapy. Rzuciłam się mu na szyję, co biorąc pod uwagę, że byłam od niego niższa o jakieś dziesięć cali, musiało wyglądać zabawnie z boku. Ten zaśmiał się radośnie i objął mnie. Miał przyjemne w dotyku, mocne dłonie. – Ile my się już nie widzieliśmy? Chodź, siadaj!

Zsunęłam się z niego i usiadłam, a mężczyzna czym prędzej zajął miejsce obok. Oparłam łokcie na blacie stołu i wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Nawet nie sądziłam, że tak się ucieszę na czyjś widok.

– Będzie blisko pięć lat, od kiedy skończyłaś naukę. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.

– Och, to już pięć lat? Niesamowite jak ten czas leci.

– Może tobie, mi się wlokło jak cholera. – Vincent zaśmiał się lekko. Jego śmiech był jeszcze piękniejszy niż w moich świeżo co przebudzonych wspomnieniach. – Do dziś nie wiem jakim cudem ukończyłaś akademię w trzy lata.

– Po prostu jestem genialna. Lepiej mów co tam u ciebie.

– Cóż, ja męczyłem się jeszcze dwa lata z nauką, szczęśliwie zdając pół roku przed terminem. Po krótkim przeszkoleniu odbyłem dwuletnią służbę w wojsku przy granicy i kawałek poza nią, a niedawno wróciłem do Cloudfire. Pracuję jako niezależny alchemik. Prawie niezależny.

– Och, to intratny zawód, jeśli wiesz, co robisz i masz fundusze na start – mruknęłam zaciekawiona. Ułożyłam dłonie na blacie, stukając o niego paznokciami.

– Szczęśliwie wojsko ma naprawdę długie ręce.

– Ach, takie buty. Sprytnie Vin, sprytnie.

Mężczyzna błysnął swym cudownie białym garniturem zębów. Mianem „alchemików” określano tych czarodziejów, którzy łączyli magię z nauką. Innymi słowy, tych, którzy byli kluczowi dla rozwoju Cloudfire. To oni konstruowali autonomiczne, nieożywione twory zwane „marionetkami”, potężne golemy, sprzęt górniczy czy nowe pociągi bijące absurdalne rekordy prędkości.

Naturalnie potrzebowało ich również wojsko. Cloudfire było bowiem mikroskopijnym państwem, a raczej miastem-państwem, dosłownie otoczonym światowymi mocarstwami, z czego każde z nich miało wielokrotnie większe siły zbrojne. Największa metropolia świata była łakomym kąskiem dla wielu potęg. Jednak wyposażone w protezy, sterowce, egzoszkielety oraz wszelkie inne nowinki technologiczne siły Cloudfire skutecznie odstraszały wszelkich najeźdźców.

To z kolei przekładało się na fakt, że wojskowi alchemicy mieli do dyspozycji naprawdę potężne fundusze. Wojsko zaś miało wobec nich anielską cierpliwość w porównaniu do prywatnych inwestorów, jeśli tylko wcześniej wykazali swą przydatność.

– Ma to swoje niewątpliwie zalety. – Mężczyzna spojrzał na mnie pogodnym wzrokiem. – Ale opowiadaj lepiej co u ciebie, Nadalio…

– Nad. Dla ciebie po prostu Nad.

– Jak za dobrych czasów. Mów. Co tam porabiasz, czym się zajmujesz?

– Większość czasu siedzę w Cloudfire. Lubię to miasto. Zawsze jest tu sporo do roboty i zabawy.

– Osiadłaś świeżo po zakończeniu akademii? – Pytanie było zadane z przyjacielską nutą, ale i tak wzbudziło we mnie niechęć.

– Wolałabym o tym nie mówić. To nie był mój najlepszy okres życia.

– Jasna sprawa. Teraz jednak wyglądasz zjawiskowo Nad. Tylko wypiękniałaś!

Zaśmiałam się lekko na ten jakże prosty, a przyjemny komplement. Wzrok mego towarzysza prześlizgnął się po moim ubiorze. Pogratulowałam samej sobie w myślach, że zdecydowałam się na elegancki ubiór, chociaż przed wyjściem kusiło mnie założenie wyciągniętej, acz wygodnej sukienki. Nogi skryłam pod materiałem ciemnobordowych pończoch, których koronka kończyła się w połowie uda, pod sięgającą do kolana czarną, skórzaną spódnicą, która podkreślała krągłe biodra. Talię o obwodzie dwudziestu sześciu cali, z której byłam bardzo dumna, opinał brązowy gorset z miedzianymi sprzączkami, eksponując jednocześnie biust, pod nim zaś nosiłam białą, bufiastą koszulę z niewielkim dekoltem. Poza wisiorkiem i kolczykami z miedzi, wszystkimi uzupełnionymi o drobne granaty, nie miałam więcej biżuterii. Kiedyś ją uwielbiałam, teraz poza niewielkimi akcentami mi przeszkadzała. 

– Dobrze to słyszeć z twoich ust. Mam nadzieję jednak, że gust co do ubioru mi się nieco poprawił?

– A to na pewno, to na pewno. I… Twoje oczy. Kiedy w nie spojrzałem, wydały mi się znajome, ale coś z nimi robiłaś, prawda?

– A jakie miałam, kiedy się widzieliśmy ostatnim razem? – spytałam lekkim, kokieteryjnym niemal tonem, jednak w głębi zamarłam.

– Ciemnobrązowe, prawie że czarne. A teraz te złote obwódki dookoła nich i… – Vin nachylił się nad stołem i zgoła nieprzyzwoicie przyglądał się moim oczom. – Te czerwone refleksy. Poznaję je. Doktor Sint, prawda?

Odetchnęłam z ulgą. W środku, bo na zewnątrz skinęłam głową i się uśmiechnęłam. Doktor Sint był znanym w okolicy czarodziejem-lekarzem, który specjalizował się w drobnych, acz trwałych modyfikacjach ciała. Nie korzystałam z jego usług, bo i tak me ciało prędzej czy później odrzuciłoby jego magię. Moje oczy, jak i reszta mego ciała, podlegały innym procesom.

– Powiedzmy, że coś w tym guście. O, nasze drinki chyba idą. Co zamawiałeś?

– Specjał baru. – Vin zasiadł ponownie na swoim miejscu i obejrzał się przez ramię. – Myślisz, że dobrze wybrałem?

– Najlepiej jak to było możliwe.

Mat przyniósł dwa niemal identyczne drinki. Były one wymyślnie przyozdobione dziesiątkami owoców przeróżnych kształtów, kolorów i smaków, a podane zostały w mieniącym się wielobarwnie krysztale. Efekt niesamowitości potęgowała spływająca po szkle delikatna mgiełka, której źródłem były idealnie sześcienne kostki lodu.

Barman zostawił nam nasze zamówienie, skłonił się nisko i puścił mi oczko. W innych okolicznościach westchnęłabym z rezygnacją na jego mało subtelną sugestię, ale dzisiaj…dzisiaj czułam, że może mieć rację.

– W takim razie za spotkanie – rzucił Vin z uśmiechem.

Dźwięk szkła rozniósł się po naszej małej, prywatnej loży. Oboje upiliśmy parę łyków. Moje oczy błysnęły z zachwytem. Od razu rozpoznałam subtelne nutki kryjące się pod bogatym, owocowym bukietem. Jednocześnie zaczęłam w myślach chwalić i ganić Mata za skomponowanie tak egzotycznej mieszanki, domyślałam się bowiem, jak na mnie wpłynie.

– Więc…co robisz w Panoramie Vin? Skąd wiedziałeś, że mnie tu znajdziesz?

– Poszukuję rubinów, granatów, szmaragdów i księżycowego srebra. W ilości…znacznej. Pewien gnom, prowadzący sklep nieopodal, poinformował mnie, że może mieć to, czego poszukuję. Dzisiejszego popołudnia dał mi cynk, bym zjawił się tu o dziewiętnastej i spotkał się ze swą starą koleżanką z czasów akademii. – Mężczyzna upił parę łyków przez metalową słomkę i uśmiechnął się szeroko. – W życiu bym jednak nie zgadł, że chodzi o ciebie! Ulotniłaś się tak nagle po swojej graduacji, iż byłem przekonany, że więcej cię nie ujrzę.

– Och, Gast jest świetnym informatorem – odpowiedziałam, zakładając niesforne pasemko włosów za ucho i uśmiechnęłam się kącikami ust. – On wie dużo o dużej ilości rzeczy.

Chociaż na zewnątrz byłam spokojna, w środku mnie się gotowało. Po pierwsze dlatego, iż Gast odgrywał rolę jeno pozoranta. Należał do Bractwa, którego i ja byłam członkinią. Teoretycznie miałam wyższą względem niego pozycję, ale w praktyce Gast podlegał bezpośrednio pod jedną z hrabin Bractwa. Hrabinę, której w paradę wchodzić nie chciałam. Sam jednak gnom nie był nikim ważnym, chociaż informatorem był znakomitym. Skąd do cholery wiedział, że będę tego wieczoru w Panoramie? Sama zadecydowałam godzinę przed wyjściem. Na pewno nie myślałam o tym w popołudnie.

Drugi powód był bardziej prozaiczny. Egzotyczna mieszanka owoców i alkoholi działała cuda na zmysły. Kwaśna słodycz rozchodziła się po całym moim ciele burzą synestetycznych doznań, od języka przez czubek głowy i w dół aż po same palce u stóp. Objawiało się to lekkimi dreszczykami, gęsią skórką oraz, jak zgadywałam, błyszczącymi oczami. Nie był to efekt samego alkoholu czy cudownego smaku. Mało kto o tym wiedział, ale mieszanka syropów oraz kryształów tworzących lód działała w połączeniu jako silny empatogen. Oraz afrodyzjak.

– Niesamowity bukiet – mruknął nieco nieprzytomnym głosem Vin, po czym potrząsnął głową. – Wybacz, rozkojarzyłem się. Tak, Gast jest niezły. Już mi parę rzeczy załatwił.

– Legalnie?

– Pracuję dla wojska, pamiętasz?

– Czyli legalnie, ale nie do końca. – Uśmieszek wypłynął na me usta. Z każdym kolejnym łykiem miałam wrażenie, że świat nabierał kolorów, a temperatura otoczenia niebezpiecznie rośnie.

– Coś w tym guście. Nikt mi za to procesu nie wytoczy.

– I jak rozumiem, zdaniem Gasta, mogę ci w tym pomóc?

– A i owszem. Rzekomo pracujesz dla Bractwa. Prawda to?

Schowałam swój krzywy uśmiech za owocami i kostkami lodu. Bractwo. Szerokie pojęcie, pod którym kryło się naprawdę wiele. Oficjalnie rozpoczęło swoją działalność jako loża wolnomularska, która stopniowo rozciągnęła swoje wpływy i objęła patronatem artystów, rzemieślników oraz alchemików. Ratusz miejski regularnie dostawał również spis przedsiębiorstw, które wchodziły w skład bogatego portfolio Bractwa. Bary, restauracje, kantory, zakłady produkcyjne pod Cloudfire, część portu lotniczego oraz rzecznego. Wszystko zarządzane przez sprawnie działające, wyjątkowo zgrane związki zawodowe wespół z prywatnymi inwestorami zrzeszonymi w Bractwie.

Papier, jak to mawiają, przyjmie wszystko. Ja jednak znałam swoją organizację lepiej, niż większość mogła. Na poziomie finansowym trudno było doszukać się czegoś nadzwyczajnego. Jednak prawdziwym celem Bractwa była władza, specyficznie pojmowana przez samą lożę.

– Prawda, prawda – odpowiedziałam, kiedy już upiłam parę łyków i przywołałam na twarz piękny uśmiech. – Nie ręczę za szmaragdy, ale granatów, rubinów i księżycowego srebra mamy dostatek. Pytanie, co oferujesz w zamian.

– Interesują was pieniądze?

– Znasz odpowiedź zapewne.

– Istotnie. Dlatego mam coś lepszego.

Vin uśmiechnął się i rozejrzał dookoła. Pochylił się nieco nad stołem i sięgnął za pazuchę fraka, po czym wyciągnął sakiewkę. Kiedy ją rozsupłał, ze środka wypadł wielokrotnie owinięty przedmiot, który zaczął skrupulatnie rozwijać. Uznałam te środki zaradcze za przesadzone, lecz zmieniło się to w chwili, gdy mężczyzna uchylił ostatni kawałek materiału.

Skryty kamień błysnął purpurą, która to zaraz pod wpływem ciepłych świateł umieszczonych w loży rozproszyła się w fiolety i czerwienie. Aż westchnęłam lekko, nie mogąc powstrzymać zachwytu. Obserwowałam przez chwilę cudowny kamień, podziwiając bijący od niego hipnotyzujący blask.

– Królewski rubin. Myślałam, że obrót nimi jest ściśle kontrolowany przez ratusz – szepnęłam zachwycona.

– I tak i nie. Przepisy nic takiego nie przewidują, ale w praktyce ich liczba jest tak niewielka, że zawsze ktoś im się przygląda w stołecznej radzie, a skarbiec odnotowuje wszelkie transakcje z ogromną pilnością.

– Skąd więc jeden z nich znalazł się w twoim posiadaniu?

– To już moja prywatna sprawa. – Vin uśmiechnął się i zakrył swój drogocenny skarb. Patrzyłam na to z pewnym żalem, ale doskonale go rozumiałam. – Rzecz w tym, iż jestem blisko przełomu, by na jego wzór tworzyć kopie. Nie są doskonałe, rzecz jasna, ale we właściwościach niezwykle podobne.

To była ważna informacja i niesamowicie silna karta przetargowa. A także tajemnica, która lepiej, by nie wyszła za szybko na światło dzienne. Im szlachetniejszy kamień, tym większy był jego potencjał w rzemiośle magicznym. Chociaż ani protezy, ani sztuczne twory nie wymagały ich do funkcjonowania, to potrafiły wielokrotnie zwiększyć ich zdolności, czas działania, jak i wiele innych właściwości. A to dopiero początek zastosowań.

Mało zaś było kamieni na świecie o większym potencjale niźli królewski rubin. Nawet diamenty, uznawane przez wielu za złoty standard, nijak się miały wobec tych cudownych kryształów.

Rozejrzałam się szybko dookoła, po czym chwyciłam za swój kielich. Podniosłam się i skinęłam głową na Vina, który z zaciekawieniem przechylił głowę na bok. Wiedziałam jednak, że zaraz pójdzie za mną, toteż bez chwili zwłoki ruszyłam w stronę jednego z ochroniarzy w rogu. Mężczyzna odsunął się bez słowa, widząc mnie, a ja ułożyłam dłoń na drewnianej boazerii. Vincent już otworzył usta, by rzucić jakąś kąśliwo-żartobliwą uwagę, ale nie dałam mu na to szansy. Przelałam cząsteczkę energii w ukryty mechanizm, a ściana przed nami rozsunęła się na boki.

– Witaj w Panoramie, Vin – powiedziałam z szerokim uśmiechem, kiedy koła zębate obracały się z cichym zgrzytem.

 

***

 

Po bliższym przyjrzeniu kamień różnił się od królewskiego rubinu. Jego blask nie był tak nieskazitelny i marniał w ciemności. Niemniej jednak dalej emanował energią, a nawet nie był odpowiednio obrobiony. Nie byłam ekspertką w tym zakresie, lecz wiedziałam, że odkrycia Vincenta są na wagę złota. Zwłaszcza, iż jego oferta była wcale dobra. W zamian za priorytetowe dostawy rubinów i granatów obiecał dwadzieścia procent przerobu przekazywać z powrotem do Bractwa po uprzednim ich uszlachetnieniu.

Grzechem, w mojej skromnej ocenie, byłoby nie skorzystać.

– Niesamowite. Więc to tym się zajmowałeś, kiedy znikałeś w tym swoim maciupeńkim warsztacie? – zapytałam, obracając mieniący się kamień w dłoni.

– Wtedy pragnąłem stworzyć prawdziwe życie z magii. Skończyło się na pobudzaniu wzrostu róż.

– Ach, to dlatego zawsze miałeś dla mnie najpiękniejsze kwiaty?

– Więc pamiętasz. – Vin dopił swojego drinka i odstawił szklankę na stół. Kiedy się uśmiechał miał niesamowicie urocze dołeczki.

– Wiele rzeczy pamiętam. A ty co zapamiętałeś o mnie najlepiej?

Mój przyjaciel zamyślił się na chwilę. Zrzucił z siebie kamizelką i rozpiął guzik koszuli. Nie dziwiłam mu się. W małym pokoju było ciepło. Naturalnie moglibyśmy otworzyć przyciemniane okna, ale hałas miasta nie był czymś, czego pragnęliśmy. Moje myśli coraz bardziej podążały w jednym, konkretnym kierunku, podobnie jak i mego przystojnego towarzysza wieczoru. Miałam tylko nadzieję, iż nie wie, że mogę odczytać jego mniej i bardziej świadome pragnienia. Wiele razy spotkałam się z niechęcią, a wręcz otwartą wrogością, kiedy ktoś dowiedział się o mych zdolnościach.

– To jak błyszczałaś na zajęciach praktycznych. Zdecydowanie.

– Och, dalej masz mi za złe, jak posłałam cię na łopatki na oczach studentek pierwszego roku?

– Wprost przeciwnie. – Mężczyzna uśmiechnął się i upił parę łyków, po czym spojrzał na mnie z charakterystycznym błyskiem w oku. – Wówczas zacząłem doceniać piękno silnych, niezależnych kobiet.

– Cóż za prosty, a miły komplement. Dziękuję – odparłam, nie mogąc oderwać wzroku od jego pięknych oczu.

– Ależ proszę cię bardzo Nad. Muszę również dodać, że wprost zszokowałaś mnie na balu połowinkowym.

– Tym jak pięknie tańczę?

– Między innymi. Rzadko wychodziłaś z nami gdziekolwiek, toteż tak naprawdę dopiero wtedy ujrzałem, jak zwinnie się poruszasz. – Jego oczy ponownie błysnęły zawadiacko. – Ale tym, co mnie po dziś dzień interesuje to to, czy koronki twoich pończoch kończyły się skandalicznie nisko, czy też może była to sprytna iluzja mody.

Zaśmiałam się lekko na te słowa i opadłam wygodniej na poduszki sofy. Fakt, miałam wtedy wyjątkowo skandaliczną jak na standardy akademii w Cloudfire stylizację, ale szczęśliwie nie byłam wówczas jedyna. Dla mnie bal połowinkowy był jednocześnie balem na zakończenie mej edukacji, toteż chciałam zrobić mocne, ostatnie wrażenie. Widocznie odniosłam w tym zakresie sukces.

Ułożyłam lewą nogę na siedzisku między nami, zginając ją w kolanie. Oczywiście na moim zgrabnym udzie od razu znalazł się wzrok Vincenta. Z kokieteryjnym uśmiechem przesunęłam dłonią po kolanie, po czym rzuciłam pozornie niedbałym tonem:

– Może dzisiaj w takim razie się przekonasz, co jest iluzją, a co prawdą?

Spodziewałam się, że mój przystojny towarzysz zarumieni i zawstydzi się taką propozycją, uznając ją za żart bądź próbując w takowy obrócić. Zaskoczył mnie jednak. Chociaż bowiem dostrzegłam czerwień na jego policzkach, tak ten przysunął się do mnie, położył lewą dłoń tuż pod kolanem, drugą zaś na udzie. Spojrzał na mnie tym swoim cudnym wzrokiem, po czym pochylił się i złożył pocałunek na mojej nodze.

Dreszczyk rozszedł się po całym moim ciele. Cholera, zachowywałam się jak smarkula, ale atmosfera tego miejsca, afrodyzjak i ten jego cholerny wzrok w połączeniu z szarmanckim uśmiechem… Nie byłam w stanie myśleć trzeźwo! Dreszcz objawił się na mojej skórze delikatną gęsią skórką. Z uśmiechem patrzyłam na Vina, który wcale śmiało poczynał sobie z moją nogą. Złapał za brzeg spódnicy i zsunął ją na biodra. Pomyślałam sobie, że dobrze, iż założyłam czarną bieliznę. Zaraz jednak skarciłam samą siebie, że przecież będzie wchodzić mi w drogę, więc po cholerę ją w ogóle zakładałam.

Po chwili nie myślałam już w ogóle.

Jego obie dłonie znalazły się na moim udzie, rozpoczynając powolną, śmiałą wędrówkę w górę. Mimo że na rękach Vina czuć było odciski oraz szramy jak to u magów bojowych i alchemików, tak jego dotyk był zaskakująco gładki. Mruknęłam zadowolona. Przymykając oczy, wypiłam jeszcze parę łyków, po czym pozwoliłam sobie na westchnienie połączone z cichutkim jękiem, kiedy jego zęby przygryzły moją skórę w miejscu, gdzie zaczynała się koronka pończoch.

– Zdecydowanie nie jest to iluzja – rzucił rozbawiony, podnosząc na mnie wzrok. Obdarzyłam go jednym z tych uśmiechów, których nie zaliczałam do żadnego repertuaru. Był to bowiem uśmiech jak najbardziej szczery.

– Może osiągnęłam takie mistrzostwo, że już nie potrafisz tego rozróżnić? – Sięgnęłam dłonią do jego policzka, przesunęłam palcami powoli po krawędzi żuchwy. Zaraz położyłam je na ustach, a ten ochoczo złożył na nich pocałunek. – Może nie pamiętasz, ale jestem mistrzynią iluzji.

– Być może, być może…

Z tymi słowami mężczyzna podniósł się i klęknął przede mną, a znalazłszy się między moimi nogami, przyparł mnie mocniej do sofy. Jedna jego ręka powędrowała na moje biodro, druga zaś na szyję. Nie spodziewałam się po nim takiej agresji, lecz nie protestowałam. Nie miałam czasu. Zaraz bowiem jego usta znalazły się na moich, nie pozwalając na żadną błyskotliwą ripostę.

Całował wspaniale. Chociaż zamknęłam oczy to i tak miałam wrażenie, jakby świat przede mną wirował. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wbiłam paznokcie w jego kark. Spotkało się to z cichą aprobatą w postaci zadowolonego, gardłowego mruknięcia. Ależ cudowny był to dźwięk dla mych uszu! Nie dostałam jednak szansy na to, by się nim nacieszyć, gdyż po chwili nasze języki splotły się ze sobą w szalonym tańcu, a cały świat na parę sekund sprowadzał się jedynie do tego cudownego odczucia.

Byliśmy głodni siebie nawzajem, dotyku, rozkoszy. Vincent był jednak mniej opanowany, niż go zapamiętałam. Cóż, nie mogłam mu się dziwić w takiej sytuacji. Naparł mocniej na mnie ręką, przez co aż straciłam oddech na parę sekund. Odsunął się odrobinę, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Obdarzyłam go uśmiechem i skinęłam głową zachęcająco. Więcej nie potrzebował.

Tym razem jego usta znalazły się na szyi. Lekkie ugryzienia były aż nad wyraz dobrze widoczne z uwagi na moją jasną, aksamitną skórę, szczęśliwie szybko znikały. Uznałam, iż trzeba mu odrobinę pomóc. Sięgnęłam do sznurówek przy mojej koszuli, po czym szybko je rozplotłam. W mig załapał, o co mi chodzi. Zajął się niecierpliwie moim gorsetem, a dłonie wprost drżały mu z podniecenia. Widząc to, zachichotałam lekko, po czym chwyciłam go nagle za włosy. Zdążył tylko podnieść na mnie zdziwiony wzrok, a ja złączyłam nasze usta w kolejnym, namiętnym pocałunku. Chociaż był zdecydowanie krótszy od poprzedniego, dostarczył mi wcale nie mniej przyjemności.

– Siadaj. Zanim ty to ze mnie zdejmiesz miną wieki, a nie chce mi się tyle czekać.

– Zawsze wiedziałem, że czuję od ciebie dominujące geny – odrzekł rozbawiony.

Puściłam go i wywinęłam się sprawnie, stając obok niego. Kiedy usiadł, złapałam za sznurówki gorsetu i rozplotłam je. Chwilę bawiłam się materiałem, obserwując reakcje mojego wybranka wieczoru. Te jego rumieńce były tak cudownie urocze! Jednak nade wszystko błysk i lekki uśmiech w kącikach ust doprowadzały mnie do szaleństwa. W innych okolicznościach może i byłabym bardziej cierpliwa, ale…cóż, afrodyzjak robił swoje.

Rzuciłam gorset w bliżej nieokreślonym kierunku, zaraz za nim poszła koszula. Piersi wyskoczyły, uwolnione z okowów materiału. Oczy Vincenta błysnęły, na co ja zaśmiałam się wesoło. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam powolutku poruszać się tył-przód na jego kroczu.

– Widzę, że ci się podobają? – spytałam niewinnym głosem.

– Z tej perspektywy są jeszcze piękniejsze, niż myślałem – mruknął w odpowiedzi. Złapał mnie jedną ręką za biodro, drugą zaś za jedną pierś. Jęknęłam leciutko, czując fraktalizującą rozkosz, ale to był dopiero początek. Zaraz jego usta znalazły się na moim sutku wraz z irytująco przyjemnie drażniącym je językiem, a dłonie na biodrach.

– A myślałam, że lubisz drobne dziewczyny – droczyłam się z nim, kiedy poczułam, jak dotyka moich pełnych pośladków, niezbyt udolnie udając, że ten dotyk wcale a wcale nie rozpala mnie do granic. Vin odsunął się kawałek, ale wciąż pozostawał blisko.

– Niższe ode mnie z całą pewnością, ale niekoniecznie drobne – odparł, przesuwając po obu moich piersiach powoli dłonią. Bawił się ze mną, drażnił, ale wiedziałam, że i on niecierpliwi się coraz bardziej. – Zwłaszcza tutaj – dodał żartobliwie, ściskając jednocześnie za pierś i biodro.

Zaśmiałam się lekko w odpowiedzi i zaraz skupiłam całkowicie na dotyku. Pieścił coraz mocniej, coraz zachłanniej oba sutki, raz jeden, raz drugi swoimi cudownymi, gorącymi ustami. Jego dłonie przesuwały się to po mojej talii, to po biodrach, to po pośladkach, wędrując pod spódnicę. Uniosłam się nieco wyżej, przyspieszając powolne dotąd, posuwiste ruchy. Przez chwilę rozkoszowałam się sprawnym językiem i dłońmi Vina, lecz ten niespodziewanie ugryzł mnie w sutek.

Eksplozja delikatnego bólu i nieziemskiej przyjemności sprawiły, iż świat zawirował, a ja jęknęłam głośno. Odchyliłam głowę do tyłu, by ujrzeć, że tuż pod sufitem zostały sprytnie zainstalowane lustra. Spojrzałam na nas oboje z innej perspektywy, a uśmiech ozdobił moje oblicze. Wyglądaliśmy bosko w swoich objęciach.

Wtem jednak poczułam, jak role znowu się odwracają. Vin złapał mnie mocniej i rzucił na sofę tak, że opadłam na nią całkowicie plecami. Złapał mnie za jednego buta i szybko go pozbawił, podobnie zaraz uczynił z drugim. Jego usta tym razem znalazły się na mojej prawej łydce. Ułożył sobie moją stopę na ramieniu i sunął po nodze dłońmi, za którymi podążały usta. Wolną nogą sięgnęłam do jego krocza. Stopą zaczęłam powoli pieścić naprężonego członka, którego czułam wyraźnie nawet przez skórzane spodnie. Odpowiedział mi ciężkim westchnieniem i błyskiem w oku. Zatrzymał się nawet na parę sekund, ale zaraz wznowił pieszczoty. Złapał mnie w końcu za spódniczkę, próbując ją ze mnie ściągnąć, ale sprzączki i sznurki okazały się zbyt wielkim wyzwaniem w półmroku pokoju.

Sama ochoczo pozbyłam się zbędnego kawałka materiału. Podniosłam się na chwilę do pozycji siedzącej, układając nogi po bokach Vincenta i ponownie wpiłam się w jego usta swoimi. Zaczęłam błądzić dłońmi po jego szyi, wbijając w kark parę razy pazurki. Tu i ówdzie czułam stare blizny bądź nie do końca wyleczone oparzenia, które dodawały jego ciału charakteru. Po krótkim, jak na mnie, czasie dotarłam do jego ramion, które wciąż były zakryte z nieznanych mi powodów koszulą. Zaczęłam ją zsuwać, ale w tej pozycji to było mało wygodne. Odsunęłam się lekko ze znaczącym spojrzeniem, szczęśliwie nie musiałam nic mówić, Vin zaraz sam bowiem szybko pozbył się koszuli.

– Ładnie, ładnie. Wojsko dobrze ci zrobiło, jak widzę – rzuciłam rozbawiona, kładąc się ponownie na plecach. Stopą zaczęłam wodzić po jego klatce piersiowej. Przyjemnie umięśnionej, ozdobionej paroma bliznami.

– Za mundurem panny sznurem? – zażartował, łapiąc moją drugą nogę w łydce. Uniósł ją wysoko i ugryzł lekko w stopę.

– Zdecydowanie wolę cię bez munduru.

– Skąd ta pewność? Jeszcze mnie w nim nie widziałaś. – Vin uśmiechnął się szarmancko. Pochylił się, a jego usta znalazły się na moim udzie. Niebezpiecznie blisko koronki pończoch.

– Mam przeczucie. Ot taka kobieca…achh…intuicja…

Westchnęłam, bo jego dłoń znalazł się, nie wiedzieć jak i kiedy, na moich majtkach. Nawet nią nie poruszał, po prostu…położył. Sam jednak ucisk był wyjątkowo przyjemny. Jęknęłam po chwili, czując usta na nagim udzie. Każdy pocałunek rozchodził się po mnie dreszczykami przyjemności, gęsią skórką, zawrotami głowy. Z czasem mój błędnik zaczął sobie z nimi radzić, ale wtedy Vincent zrobił coś, czego tak gorąco pragnęłam.

Zerwał ze mnie majtki sprawnym, silnym ruchem, po czym rezygnując z dalszego droczenia się, objął łechtaczkę ustami. Ledwo jęknęłam, a poczułam na niej język. Wiedział, co robi. Miałam wrażenie, że odbieram jego ruchy pozaziemskimi zmysłami. Nie pamiętałam, kiedy byłam ostatnim razem tak rozpalona. Ułożyłam jedną dłoń na jego głowie, wplatając w elegancko przystrzyżone, gęste włosy. Drugą błądziłam po swoim ciele, potęgując rozkosz.

Nie trzeba mi było wiele i Vin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Początkowo pieścił delikatnie, powoli, powodując u mnie to jęki, to westchnienia, za każdym razem zaś dreszcze. Na chwilę otworzyłam oczy, szybko jednak je zamknęłam, ponieważ przyjemność była na tyle duża, że nie potrafiłam skupić wzroku na niczym konkretnym. Nogi zaczynały mi drżeć, przestawałam kontrolować ruchy bioder. Mój kochanek dostrzegł to od razu i jedną ręką złapał mocno moje biodro, drugą zaś udo, po czym docisnął oba do sofy. Już samo to w sobie było cholernie podniecające i doprowadzało mnie na skraj, ale kiedy już myślałam, że przyjemniej być nie może, Vin zassał nieco łechtaczkę, dociskając jednocześnie mocniej język. 

Rozkosz rozlała się po całym ciele. Przez uda po palce u stóp i z powrotem w górę. Docierała do każdego skrawka, objawiając się dreszczami, ciarkami, skurczami, a wreszcie także i głośnymi, przerywanymi jękami. Przestałam kontrolować swoje odruchy, czerpiąc w pełni z przyjemności. Pod zamkniętymi powiekami widziałam całą feerię barw i kształtów, tak jakby mój organizm musiał przetworzyć otrzymywaną rozkosz również na mój wzrok.

Krzyczałam, szeptałam, jęczałam i wzdychałam, nawet nie próbując wydusić z siebie nic konkretnego. Nie wiedziałam, ile to trwa, ale kiedy moja świadomość powoli zaczęła wracać do ciała, usłyszałam, jak głośno oddycham. Orgazm był na tyle mocny, że zacisnęłam jedną dłoń na sofie, rujnując paznokciami tapicerkę.

Na szczęście mojemu kochankowi nic się nie stało. Wręcz przeciwnie, wydawał się nad wyraz zachwycony moim orgazmem. Pieścił mnie jeszcze chwilę, pozwalając wygasnąć emocjom, po czym podniósł się, po drodze jeszcze parę razy całując moją nogę.

– Wyglądasz obłędnie – powiedział, wyrywając mnie z małego półświatka przyjemności.

– Ty byłeś obłędny – mruknęłam w odpowiedzi i westchnęłam zadowolona. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taki orgazm.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

– Oj z tym to się na pewno nie zgodzę!

Uśmiechnęłam się szeroko i dotknęłam stopą jego krocza. Przez chwilę masowałam go powoli, patrząc mu w oczy, aż w końcu się podniosłam i pocałowałam go. Jego usta smakowały specyficznie po oralnych pieszczotach, ale wcale przyjemnie. Złapałam rękoma za pasek i szarpnęłam niecierpliwie, rozpinając go. Pozycja była jednak niezbyt wygodna, więc odsunęłam się z uśmieszkiem.

– Chyba czas się tego pozbyć. – Szarpnęłam za szlufki, na co Vin zaśmiał się cudownie.

– Racja, nie wypada, żeby tak dama sama siedziała nago.

– To zdecydowanie nie po dżentelmeńsku – zgodziłam się z nim.

Rozebranie się nie zajęło mu wiele czasu, ale dało mi kolejną przyjemną okazję, by przyjrzeć się jego ciału. Było idealnie nieidealne. Szramy na plecach i barkach dodawały mu uroku, podobnie jak i oparzenia na boku oraz przedramionach. Był dobrze zbudowany, o atletycznej, przyjemnej dla oka sylwetce.

Kiedy rozebrał się, obrócił w moją stronę i już sięgnął ręką, ale ja wywinęłam się szybciutko. Stanęłam tuż przy nim, cmoknęłam go krótko, po czym popchnęłam na sofę, by mógł oprzeć się wygodnie plecami w siedzącej pozycji. Usiadłam na nim, ocierając się o wyprężone przyrodzenie. Westchnął ciężko na moją inicjatywę, co oczywiście wywołało uśmiech satysfakcji na moich ustach.

– Teraz ja zadbam o ciebie – mruknęłam mu do ucha, po czym je przygryzłam.

Nie czekając na odpowiedź, ułożyłam dłoń na jego ramieniu, a drugą złapałam jego męskość i przesunęłam po niej parę razy, po czym podniosłam się i zaczęłam drażnić główkę swoją kobiecością. Westchnęliśmy oboje właściwie w tym samym czasie. Zintensyfikowałam ruchy dłonią, chcąc skupić się tym razem na Vinie.

Poczułam po chwili jego ręce ponownie na sobie. Jedną na biodrze, drugą na tyłku. Zaraz zachichotałam lekko, kiedy pośladek został ozdobiony mocnym, zdecydowanym klapsem.

– Nie wiedziałam, że taki agresywny jesteś Vin! – rzuciłam z teatralnym zdziwieniem w głosie.

– Chcesz się przekonać, jak agresywny potrafię być? – zapytał z uśmieszkiem.

– Później bardzo chętnie. – Podniosłam się wyżej, a twarda męskość przesunęła się po kobiecości. Powoli opuściłam biodra, zapraszając go do  mokrego wnętrza, po czym zarzucając dłonie na szyję i szepnęłam mu prosto do ucha: – Ale teraz ja chcę być agresywna.

Nie dając czasu na odpowiedź, opadłam na niego i jęknęłam. Dopiero wtedy też zdałam sobie sprawę, jaka mokra jestem, bo wszedł we mnie niemalże bez problemu do połowy. W innych okolicznościach pewnie bym zaczęła się z nim drażnić, ale byłam zbyt podniecona. Zaczęłam go od razu ujeżdżać, stanowczymi ruchami starając się przyjąć go jak najgłębiej, aż po niespełna minucie poczułam całą długość w sobie.

Wspólny jęk wydobył się z naszych ust. Mój wysoki, lekki, kobiecy, jego gardłowy, basowy. Jakże przyjemny dla mojego ucha. Pochwaliłam go w duchu, że doprowadził mnie do takiego stanu i zaczęłam miarowo ujeżdżać. Nogi wygodnie ułożyłam wzdłuż jego, dłońmi opierałam się o ramiona. Z początku poruszałam się głównie w orientacji góra – dół, ale kiedy poczułam, iż mogę sobie pozwolić na więcej, zaczęłam również falować biodrami.

Na wstępie to ja byłam stroną zdecydowanie bardziej aktywną, z czego oboje czerpaliśmy niezmierną przyjemność. Odpowiadała mi ta sytuacja jak najbardziej. Ledwo jednak poczułam, że nogi lekko mi drętwieją, Vin złapał mnie mocniej za biodro. Poprawił się na sofie i sam zaczął lekko poruszać biodrami. Zajęło nam kilka sekund, by się odpowiednio zgrać, ale kiedy już się nam to udało, jęknęłam po raz kolejny. Rozkosz ponownie budowała się w mym ciele, rosnąc z każdym następnym ruchem.

Po chwili mój kochanek nachylił się i złapał sutka w usta, a ja westchnęłam zadowolona. Złapałam go rękoma za tył głowy, przyciskając do siebie i lekko odchylając się do tyłu, przyspieszyłam ruchy bioder. Jego stłumione westchnienie było niczym melodia dla moich uszu. Oboje opływaliśmy w rozkoszy, dając jej upust poprzez jęki, westchnienia i okazjonalne klapsy, które zaczęły ozdabiać moje pośladki. W odpowiedzi wbiłam paznokcie w jego bark, co spotkało się z aprobatą w postaci głośnego mruknięcia.

– Jesteś cudowna – powiedział, odrywając się od sutka i gryząc go „na pożegnanie”.

– Mam po prostu dobrego partnera – odparłam z uśmiechem.

– A ja nieziemską partnerkę!

Z tymi słowami Vin podniósł mnie nagle, trzymając mocno za biodra, po czym położył plecami na sofie. Ułożył sobie moje nogi na ramionach i ugryzł parę razy w łydkę, a następnie złapał przyrodzenie i ponownie wszedł we mnie. Położył się na mnie, układając dłonie po obu stronach mojej głowy i bez zbędnego przedłużania od razu narzucił szybkie tempo.

Uwielbiałam tę pozycję. Umożliwiała tak cudownie głęboką penetrację, a jednocześnie byłam blisko kochanka. Jedną ręką drażniłam swoje piersi, czasem drapałam się po nogach, drugą zaś pieściłam jego szyję, plecy, klatkę piersiową czy ramiona, gdzie tylko mogłam sięgnąć. Unosiłam lekko biodra w rytm jego ruchów, czując, że przyjemność ponownie zaczyna mnie zalewać i posyłać moją świadomość poza me ciało.

Jęknęłam raz, drugi, trzeci. Westchnęłam zadowolona, kiedy Vin nachylił się, by mnie pocałować lekko, po czym nasze języki splotły się ze sobą. Tym razem spełnienie nadeszło mniej gwałtownie, ale wcale nie mniej przyjemnie. Nogi zaczęły mi drżeć, a rękoma objęłam kochanka, przyciągając mocno. Jęczałam mu wprost do ucha, osiągając szczyt rozkoszy. On nie przestawał się we mnie poruszać, wydłużając mój orgazm, intensyfikując doznania. Dreszcze przebiegały po całym moim ciele, chociaż tym razem już byłam w stanie kontrolować odruchy. A przynajmniej ich większość.

I kiedy byłam pewna, że szczyt przeminął, poczułam, jak jego członek pulsuje, po czym eksploduje gorącym nasieniem. Aż jęknęłam. Nie chodziło o samo uczucie rozlewającego się we mnie ciepła, które, chociaż przyjemne, nie powodowało większej rozkoszy, a świadomość tego, iż Vin dochodzi we mnie, w moich ramionach. Drapałam go po plecach, gryzłam po szyi, a kiedy on przestał poruszać biodrami, sama wykonałam kilka ruchów, póki nie puścił moich nóg.

Westchnęliśmy oboje z zadowoleniem równocześnie, po czym spojrzeliśmy po sobie i zaśmialiśmy się wesoło. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy, rozkoszując się tylko bliskością oraz wzajemnym ciepłem.

– Masz jakieś plany na dalszą część wieczoru? – spytał Vin, kładąc się obok. Ułożył sobie jedną rękę pod głową, a drugą powoli pieścił mój brzuch i uda leniwymi ruchami.

– Umyć się z całą pewnością. Znasz jakieś fajne miejsca na to?

– Tak się składa, że znam. Z fantastycznym widokiem. Chcesz wpaść?

– A są tam drinki? – spytałam z uśmieszkiem. Ujęłam jego dłoń i pocałowałam lekko, po czym przykryłam własną. Miał zdecydowanie większe dłonie od moich.

– I to niejeden nawet Nad!

– No i przekonał. Zawsze wiedziałam, że jesteś charyzmatyczny!

Odpowiedział mi szarmanckim uśmiechem oraz błyskiem w oku, który zdążyłam już pokochać.

 

***

 

Nie byłam pewna, jak dokładnie znaleźliśmy się w jego mieszkaniu. Mieszkaniu, które rzeczywiście miało fantastyczną panoramę na miasto. Znajdowało się w miejscu, gdzie niegdyś rodowa szlachta miała swe siedziby, nim rewolucja niemal doszczętnie przeorała stary system. Teraz arystokratami byli nade wszystko magowie i ich rodziny oraz wynalazcy wszelkiego rodzaju bądź też wieloletni inwestorzy, których stać było na zabawę w politykę. Domy w tej okolicy wpierw uznawano za beznadziejne i bombastyczne, później jednak atrakcyjność dzielnicy wzrosła po wybudowaniu w nich parków i skwerów. Następnie zaś odkryto, że część domostw, która nie była wydumanymi na wyrost willami, kryje w sobie prawdziwy urok. I w takiej oto kamienicy, na najwyższym piętrze, mieściło się mieszkanie Vina.

Stałam na szerokim balkonie, popijając przygotowanego przez niego drinka. Mężczyzna spał na łóżku parę kroków ode mnie w swej sypialni. Doprowadziliśmy siebie nawzajem jeszcze raz do rozkoszy, po czym ugłaskałam go do snu. Był zmęczony. Ja zresztą też, ale po tak cudownym seksie nabrałam energii.

– Powiesz mu kiedyś? – rozległ się skrzekliwy, dobrze mi znany głos.

– Kiedyś myślę, że tak. Jeśli to nasze coś przetrwa oczywiście – odparłam, upijając parę łyków przez stalową słomkę.

– Ryzykujesz, wiesz o tym.

– Być może, ale jego wynalazki mogą naprawdę opłacić się Bractwu.

– Nie o tym mówię.

Spojrzałam na bok na wronę. Nazwałam ją Rebecca, chociaż ta przez długi czas upierała się, że ma na imię Belladonna. Po paru miesiącach przyzwyczaiła się, a po roku sama zaczęła przedstawiać nadanym przeze mnie mianem.

– Uspokój się Reb. Przecież to tylko seks.

– Nie patrzysz na niego, jakby to był tylko seks.

– Ech, tak, masz rację – odpowiedziałam, nawet nie próbując kłamać. Wrona znała mnie zbyt dobrze. Spojrzałam przez ramię na Vina i uśmiechnęłam się kącikami ust. – Mam wrażenie, że ta dziwna amnezja, która mnie dotyka, może zostać przez niego wyleczona. Albo przynajmniej on może mi pomóc coś sobie przypomnieć. I…

– I?

– I mam do niego słabość. Po prostu. Nie potrafię wyjaśnić czemu, ale to na pewno coś z mojej przeszłości. Coś, co we mnie zostało, a czego nie potrafię przywołać.

Wrona przekrzywiła lekko głowę i tupnęła nóżką o balustradę balkonową. Była to chyba oznaka zgody, jak i przestroga, aczkolwiek trudno mi było czasem wywnioskować, co oznacza jej mowa ciała.

– Wampiry nie powinny…

– Spokrewnieni bądź Lilianie – przerwałam jej z uśmiechem.

– …tak lekkomyślnie wchodzić w związki. – Rebecca nastroszyła lekko skrzydła i poprawiła się na balustradzie. – Ale nie będę krytykować. Na razie.

– Dzięki, kochana.

Byłam z nią naprawdę zżyta. Każdy Spokrewniony w Bractwie posiadał własne ptaszysko. Były to dziwne stworzenia. Nie do końca pojmowałam, jak one się rodzą i miałam nadzieję kiedyś zgłębić ten sekret. Z całą pewnością nie były naturalnymi, w pełni materialnymi tworami, bo potrafiły pojawiać się dosłownie znikąd, aczkolwiek unikały miejsc, w których magia z jakichś powodów była wyciszona. Mogłam się jedynie domyślać powodów takiego zachowania, ale żadnych twardych dowodów popierających jakąkolwiek moją tezę nie posiadałam.

I chociaż wiedziałam o Rebecce mało, tak naprawdę ceniłam jej towarzystwo. To ona uczyła mnie o Bractwie, etykiecie. Pomogła mi przetrwać te pierwsze parę lat, kiedy to w wieku szesnastu lat zostałam ni z tego, ni z owego przemieniona. Byłam zwykłą, ludzką dziewczyną, którą jakiś Krewny przemienił na swój obraz. Rzecz w tym, że do dzisiaj nie poznałam swojego stwórcy, a władający Bractwem książę nie wydał nikomu zgody na to, by zmienić mnie w wampira. Okoliczności mojej przemiany były owiane tajemnicą, zwłaszcza, iż tego samego dnia znaleziono w Cloudfire trupy trzech innych Lilian. Żadna z innych frakcji w mieście nie przyznała się do tego czynu, nie potrafiono też znaleźć motywu morderstwa.

Tak więc me „ponowne narodziny”, jak to określano, przebiegły w atmosferze niemałego skandalu. Domagano się uwięzienia mnie, przesłuchiwania, tortur. Nawet śmierci. Szczęśliwie książę nie wydał na to zgody i obdarował mnie Rebeccą, która wprowadziła mnie w ten dziwny świat.

– Jakie masz więc plany? – zaskrzeczała wrona, wydłubując coś spod lewego skrzydła.

– Przedstawię komu trzeba efekty prac Vina. Umówię się z księciem, chociaż wprzódy pewnie udam się do któregoś z hrabiów. A poza tym…

– Poza tym? – dopytała Becca, chociaż pewnie dobrze wiedziała, co chcę powiedzieć.

– Pójdę do Gasta z wizytą. Gnomy mają swoje tajne siatki szpiegowskie, ale skąd on do cholery wiedział, że będę w Panoramie, nim ja sama podjęłam taką decyzję?

– Nie powinien nawet wiedzieć, że jesteś w mieście.

– Otóż to.

– Czyli nie straciłaś czujności. Cieszy mnie to.

Zaśmiałam się lekko, słysząc aprobatę w głosie towarzyszki. Dla innych głos wrony brzmiał wyjątkowo skrzekliwie, ale ja potrafiłam wyczuć jej nastroje i humorki. Upiłam jeszcze parę łyków drinka i oparłam się mocniej o balustradę, wypuszczając z siebie ciężkie, ukontentowane westchnienie.

Ponownie byłam w Cloudfire. Najlepszym mieście na świecie.

 

CDN.

Ten tekst odnotował 3,580 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6/10 (3 głosy oddane)

Komentarze (54)

+1
-3

czym prędzej pragnąć opuścić


Literówka.

bary ledwo co się otwierały,


Czyżby ich drzwi były półprzymknięte lub zawiasy zatarte?

matowo-czerwonymi


Czy te paznokcie były w paski? Część matowa, a część czerwona? Jeśli tak, ten mat w jakim kolorze?

Moje czarne oczy błysnęły złotem i karmazynem, bowiem zaraz mężczyzna


Skąd bohaterka to wie, czym błysnęły jej oczy? Gdzie i jak to zobaczyła? [Błąd narracji pierwszoosobowej].

sześć stóp i trzy-cztery cale wzrostu.


Nie dywiz a przecinek lub ew. półpauza

Z gęstymi, kasztanowymi włosami zaczesanymi na bok, o szarmanckiej aparycji.


Włosy nie mają aparycji, tylko człowiek.

wpatrywałam się w niego błyszczącym wzrokiem.


Skąd to wie, gdzie to widzi? [Błąd narracji pierwszoosobowej].

Ułożyłam dłonie płasko na blacie, stukając o niego paznokciami.


Jak to możliwe?

poczułam potrzebę przyjrzenia się samej sobie. Nogi skryłam pod materiałem ciemnobordowych pończoch, których koronka kończyła się w połowie uda, pod sięgającą do kolana czarną, skórzaną spódnicą, która ładnie podkreślała krągłe biodra. Talię o obwodzie dwudziestu sześciu cali, z której byłam bardzo dumna, opinał brązowy gorset z miedzianymi sprzączkami, eksponując jednocześnie biust pod nim zaś nosiłam białą, bufiastą koszulę z niewielkim dekoltem. Poza wisiorkiem i kolczykami z miedzi, wszystkimi uzupełnionymi o drobne granaty, nie miałam więcej biżuterii.


Kolejny błąd narracji pierwszoosobowej. Linia spojrzenia się nie zagina.

idealnie kwadratowe kostki lodu.


Bryła nie może być figurą.

Gast podlegał bezpośrednio pod jedną z hrabin Bractwa. Hrabiny, której w paradę wchodzić nie chciałam.


Nie "Hrabiny" a "Pod hrabinę" lub "Hrabinę".

Powyżej większość usterek językowych z pierwszej 1/3 tekstu nie licząc błędów interpunkcyjnych.
Razi mnie niezrozumienie wymogów narracji pierwszoosobowej - w szczególności bohater(ka) takiej narracji nie opisuje swojego wyglądu, jak stojący(/a) z boku i patrzący(/a) na siebie cudzymi oczami. Raz Autorka ominęła problem, opisując odbicie w lustrze (to dobry pomysł!), jednak w kolejnych miejscach - nie.
Fabuła rozwlekła, trochę niejasna; dla mnie brak tempa. Rozumiem, że to pierwsza część (ile ich zaplanowałaś, Autorko?), ale ten odcinek jakoś się nie zamyka. Nie jest też jasny pomysł na całość. Nie poczułem się zachęcony do czytania dalszych części.
Edycja prawidłowa, za to plus.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
"Jest to moje pierwsze opowiadanie w tym stylu. Przyznam, że chcę i nie chcę je publikować"
Nie chcę publikować go, czy nie chcę publikować je?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@MrHyde Nie odnoszę się do gramatyki i ortografii komentarzy. Masz jednak rację: "nie chcę GO", "chcę JE" jeśli podmiotem jest rzeczownik w rodzaju nijakim (opowiadanie) i zastępujące go imiesłowy. Twierdzimy biernikiem, przeczymy dopełniaczem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tompie, ja tylko zadałem pytanie. Ale miło, że mam rację. 😉
Poza tym, przeczenie dopełniaczem to częsty błąd osób dla których język polski nie jest pierwszym. Jak się człowiek tego osłucha, to potem sam już nie ma pewności, co poprawne.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Po pierwsze, nie bój się krytyki. Po drugie, warsztat raczej taki sobie. Po trzecie, podoba mi się twoja wyobraźnia, musisz się jedynie nauczyć lepiej ją eksponować.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@Tomp hej, dzięki za komentarz! Odnośnie błyszczących oczu to w kontekście miało to przekazać jednocześnie, że narratorka "czuje", jak zachowują się oczy. Co do paznokci, nie uznałam tego za aż tak istotne, by to opisywać i jak ma się odpowiednio długie paznokcie to uwierz, da się nimy zastukać o blat nawet płasko kładąc dłonie 😀
Nie za bardzo rozumiem, o co Ci tutaj chodziło:
"idealnie kwadratowe kostki lodu.
Bryła nie może być figurą."
Co do interpunkcji, półpauz itd. to mogę mieć niestety sporo błędów, bo na co dzień piszę po angielsku przede wszystkim i niestety język polski mocno na tym cierpi.
Nie zgadzam się też z tym, że ubioru nie można tak opisać. Przecież narratorka wie, co ubrała, więc może to opisać.
Nie zgodzę się również co do tempa, ale to już moja własna preferencja. Ja BARDZO lubię dłuuuuuuuuuugie opisy. Mogłabym godzinami czytać opisy przyrody, natury, jakichś budynków... A współczesna literatura, w mojej ocenie, zbyt dużo nacisku kładzie właśnie na pchanie akcji do przodu każdą linijką dialogową i każdym zdaniem.
I dziękuję ślicznie za wypunktowanie błędów! Pobawię się potem w edycję, sugerując się Twoimi komentarzami.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@MrHyde Prawda, dzięki!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@teedud Każdy kiedyś zaczynał! A wydaje mi się, że im więcej komentarzy, tym lepsze będą kolejne opowiadania ^^
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Szczegóły typu "tu zły przecinek, tam nie ta odmiana" zostawiam pokątnym znawcom, natomiast odniosę się do rzeczy ogólniejszych. Mianowicie:

1. Czy jest to jakaś wybitna historia? Nie bardzo, nawet jak na debiut. ALE doceniam - choć i trochę obawiam - że autorka owym debiutem rozpoczyna cykl, który wymaga nie tylko wymyślenia odpowiednio logicznej fabuły i opisania seksów, ale i wymyślenia całego świata. A do tego trzeba mieć jaja, i to konkretne 😁

2. Ogólny klimat kojarzy mi się - co zaskoczeniem nie jest - z opowieściami wampirycznymi typu cykl "Domu Nocy", gdzie też było całkiem sporo golizny. Ale widzę też nawiązania - co mnie zaskoczyło, bo niezbyt wygląda to na przypadkowe podobieństwa - z "Full Metal Alchemist", a opisy świata w paru miejscach mają nastrój jak z... "Człowieka z Wysokiego Zamku". Serio.

3. Styl wygląda nieco jak moje pierwsze próby pisarskie, czyli wszystkiego za dużo: epitetów, zaimków osobowych, opisów, co chcecie. Powiem więcej: pierwszy raz spotykam się u jakiegokolwiek autora z własnym zwrotem "idealnie nieidealna", co już wydaje mi się mocno zastanawiające, ale może autorka sama się przyzna do inspiracji. Lub nie 😋

4. Narracja pierwszoosobowa jest bardzo zdradliwa. Z jednej strony naturalna, bo opisujemy jakby własne odczucia, ale z drugiej wymagająca zwracania uwagi na szczegóły, bo widzimy / słyszymy / wiemy tylko to, co narrator i nic ponadto. Przykład: bohaterka błyska oczami, ale nie może nam tego napisać wprost. Może to zobaczyć w lustrze, może jej ktoś o tym powiedzieć, może nawet użyć konstrukcji typu "zobaczyłam po reakcji siedzącego przede mną przystojniaka, że nie był przyzwyczakony do lśniących jarzeniową czerwienią oczu" albo coś równie pretensjonalnego. Ale nie tak, jak zostało to przedstawione w opowiadaniu. Na tej samej zasadzie bohaterka nie widzi kogoś za ścianą, nie słyszy rozmowy z zamkniętej windy i tak dalej.
Nie, że uprawiam autopomomocję, ale przeczytaj sobie, autorko, mój tekst "Nigdy nie tańcz z topielicą". Tam jest kilka scen, które powinny dobrze przedstawić problem, na czele z finałem, w którym narratorka nie wie, co się dzieje, póki sama nie podejdzie bliżej do wydarzeń.

5. W podsumowaniu: potencjał jest i już teraz wystawię awansem nawet 6/10. Choć w sumie nie wystawię, tylko zaczekam na poprawki (polecam strony: sentencechecker, fantazmaty, sjp, analizowanie dobrych opowiadań dobrych autorów), postawię nawet 8/10 i dam głos za wyjściem z poczekalni.

Czekam więc!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-3
"narratorka "czuje", jak zachowują się oczy"
To tak niezwykłe, że wymaga wprowadzenia lub komentarza w tekście.
"długie paznokcie to uwierz, da się nim(y?=i) zastukać o blat nawet płasko kładąc dłonie".
Chyba jednak się nie da bez odrywania jakiejś części dłoni (np palca) od blatu, a "płaskie ułożenie" akcentuje, że wszystkie elementy dłoni, a więc wszystkie palce na całej długości doń przylegają. Paznokcie/pazury znanych mi istot nie poruszają się samodzielnie, lecz są poruszane w takt ruchów ostatniego paliczka. Co najmniej dwa stawy muszą odstawać od blatu.
Sprawdź definicję bryły i figury, a wszystko stanie się jasne. Kostka jest bryłą, a kwadrat figurą.
Sprawę opisywania samej siebie w narracji pierwszoosobowej musisz zrozumieć. @Agnessa też próbuje Ci pomóc w tej kwestii, ale jeśli tego sama nie zrozumiesz, nici z pisania tą manierą.
Zwracam uwagę, że usterek jest jakieś trzy razy więcej, niż wylistowałem, plus interpunkcja, więc sama korekta wymienionych przeze mnie uchybień nie wystarczy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Tompie, bryła jest figurą. Zapomniałeś dodać przymiotnik "płaska".

Nadalio, kwadrat jest figurą dwuwymiarową, płaską; kostka lodu — bryłą, figurą trójwymiarową, przestrzenną. Pewnie chodziło Ci o to, że kostki miały kształt sześcianu, albo że miały kwadratowe krawędzie. Kwadratowe kostki natomiast wyglądałyby conajmniej dziwnie — jakieś takie cienkie. Matematyka z klasy 6 się kłania. Poza tym, im większy stosunek powierzchni do objętości, tym szybciej zachodzą przemiany fazowe. Taka doskonale płaska (bo kwadratowa) kostka stopiłaby się szybciej, niż narratorce zajęło pomyślenie zdania.

Ale (zaczynam od ale, Indragorze) Tompie, co powiesz w temacie swobody stylizacji postaci opowiadań? Pytam, bo coś twierdziłeś w kontekście spięcia/zwarcia, jeśli mnie pamięć nie myli. Może ta narratorka tak ma, że jest na bakier ze szkolną matematyką i jest to istotny szczegół dla 50 odcinka, który nastąpi w odległej przyszłości. (DD, czytacie to?) 😉

A teraz czekam na hejty (zdanie ukradzione od Agnessy)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Ja nie widzę akurat niczego złego w "kwadratowych kostkach lodu", bo to jest taka sama mowa potoczna jak owo "spięcie". Podobnie na wiele przedmiotów de facto kulistych zazwyczaj mówi się "okrągłe". Owszem, nie jest to poprawne, niemniej jak zaczniemy znowu się spierać o pojedyncze słowa, to skończy się to tak samo, jak ostatnio. I przedostatnio, i przed-przedostatnio...

Wg mnie najlepiej byłoby się najpierw zająć przecinkami, powtórzeniami, unikaniem zbędnych zaimków (skoro w scenie jest jedna kobieta i jeden mężczyzna, to nie ma potrzeby pisać "jego penis" albo "jej łechtaczka", bo wiadomo, co jest czyje - i nie wnikajmy może w lgbtqwerty+, bo daleko nie zajedziemy), określeń rodem z gimbazjum typu "soczki" i tak dalej. A kwestię wielościanów z H2O w stałym stanie skupienia odłóżmy może na później 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Jeśli tekst wciąga czytelnika, to ten wewnętrzny pedant językowy usypia. Na tym należy się skupić.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Dożyłem dnia, w którym @Agnessa pisze: "najlepiej byłoby się najpierw zająć przecinkami"!!! 😉
A co do "jego penisa" i "jej łechtaczki" to - zagram Twoją piłeczką - skąd wiesz, że postacie nie są obojniakami, trójniakami czy w ogóle czymś jeszcze innym, wręcz płciowo niewyobrażalnym? Czują kolory strzelające z oczu i zaglądają sobie na plecy oraz pod majtki, więc kto wie, co okaże się w DCLXVI odcinku? 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Opowiadanie napisane z wyobraźnią, ciekawie, wciągająco. Obyś tylko Autorko zdołała utrzymać poziom w dalszych częściach. Podziwiam za pomysł, nawet jeśli tu i tam pojawiają się jakieś zapożyczenia, ale to nic złego.
Co do kwestii realizacji, przesyłam swoje uwagi przez PW. Może zechcesz skorzystać, a jak nie, to też nic się nie stanie 🙂

MrHyde rzekł:
kwadrat jest figurą dwuwymiarową, płaską; kostka lodu — bryłą, figurą trójwymiarową, przestrzenną. Pewnie chodziło Ci o to, że kostki miały kształt sześcianu


Użycie słowa kwadrat jest akurat na miejscu, bo odnosi się (domyślnie) do przekroju bryły.

I ogólnie, może zostawmy temat spięcia/zwarcia autorowi tamtego opowiadania, napisze, co zechce. Nie ma się co spinać, by nie doszło do zwarcia 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
[Idealnie kwadratowa bryła]
[Idealnie okrągłe jajo]
[Idealnie trójkątna pryzma]
są wyrażeniami dziwnymi. Językowo nie widzę dla nich sensu, ale o ile argument @Agnessy "niech każda postać mówi, jak chce" do mnie przemawia, to Twoja, @Indragorze, argumentacja, że to określenie domyślnie odnosi się do przekroju, do mnie nie trafia. Jawi się czymś na siłę, czymś godnym polityka przyłapanego na jakimś lapsusie, a nie... autora i czytelnika pokatne.pl.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Ależ Indragorze, przekrój sześcianu jest kwadratem tylko w szczególnym przypadku. W ogólności jest dowolnym trój- lub czworokątem i nic a nic nie świadczy o doskonałości kwadratowości kostki.
A może kostki lodu miały kształt piramidy? Przekrój piramidy też jest kwadratem. Aalbo inną figurą; zależy jak się kroi... domyślnie. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Agnesso, potocznie to przydawka jest synonimem przymiotnika. Tylko spróbuj to powiedzieć poloniście-autorowi słownika. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Pewnie większość znawców prozatorstwa się ze mną nie zgodzi, ale skoro narratorka mówi o "dziś" i "teraz" to na przykład ten fragment utrzymałbym też w czasie teraźniejszym:

Cloudfire było bowiem mikroskopijnym państwem, a raczej miastem-państwem, dosłownie otoczonym światowymi mocarstwami, z czego każde z nich posiadało wielokrotnie większe siły zbrojne. Największa metropolia świata była łakomym kąskiem dla wielu potęg.


Z punktu patrzenia narratorki Cloudfire, jak mi się wydaje, JEST państwem itd., a nie było.

Jak widzisz, Nad, staram się przeczytać, żeby móc się odnieść nie tylko do komentarzy poprzedników, ale też do treści. Niestety czytelnikiem jestem jednak powolnym i przerywającym czytanie z byle powodu. Możesz się nie doczekać istotnego komentarza, za co z góry przepraszam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde - niestety / na szczęście nie mam wśródk znajomych żadnego autora słownika. Wystarczy mi jeden nerd-rekonstruktor historyczny, który jak się wkręci w rozważania na temat choćby Wojen Husyckich, to mi się buzdygan w kieszeni otwiera 😄

@Tomp - ale ja to powtarzam od samego początku: najpierw poprawiajmy rzeczy fundamentalne, potem ważne, następnie takie średnie na jeża, a na końcu "trójkąty i kwadraty". Nie odwrotnie. A widzimy wszyscy, że tych ważnych i ważniejszych jest aż nadto i trzeba zacząć od nich. I może wreszcie autorka się wypowie, bo znowu dyskutujemy między sobą 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Agnessa Co złego w tym, że dyskutujemy w gronie chętnych do takiej dyskusji? Ja Autorkę rozumiem - może czuć się przytłoczona i zgaszona w swoim zapale. Czeka ją dużo pracy, której się nie spodziewała i której zapewne nie lubi i nie chce.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Tomp "Co złego w tym, że dyskutujemy w gronie chętnych do takiej dyskusji?" To, że głupcy będą mieć bekę, iykwim. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Co złego w tym, że dyskutujemy w gronie chętnych do takiej dyskusji?



Ależ nic. Tylko na razie odbywa się to jakby obok głównej zainteresowanej, która od dnia publikacji opowiadania nie tylko nie zostawiła ani jednego komentarza, ale też nawet się nie logowała. I oczywiście jest jeszcze za wcześnie na snucie nie wiadomo jakich wniosków, ale patrząc na ostatnie przypadki (@DD, @MichalinaKorcz) wolę zachować pewną rezerwę w kwestii tego, czy ktokolwiek cokolwiek poprawi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3

Tomp rzekł:
[Idealnie kwadratowa bryła]
[Idealnie okrągłe jajo]
[Idealnie trójkątna pryzma]
są wyrażeniami dziwnymi. Językowo nie widzę dla nich sensu, ale o ile argument @Agnessy "niech każda postać mówi, jak chce" do mnie przemawia, to Twoja, @Indragorze, argumentacja, że to określenie domyślnie odnosi się do przekroju, do mnie nie trafia. Jawi się czymś na siłę, czymś godnym polityka przyłapanego na jakimś lapsusie, a nie... autora i czytelnika pokatne.pl.


Słowa nie tylko należy odczytywać dosłownie, ale także widzieć emocje, jakie mogą się pod nimi kryć.
„Idealnie kwadratowy”, oznacza również zachwyt, podziw, wyrażany wobec przedmiotu (podmiotu), którego to określenie dotyczy. Inny czytelnik może mieć inne od moich wrażenia, ale takie jest prawo czytelnika. Może interpretować opowiadanie według własnych odczuć i doświadczenia życiowego. Jedni zachwycają się Słonecznikami Van Gogha, inni nigdy na ścianie nie powiesiliby takich gryzmołów.

Ależ Indragorze, przekrój sześcianu jest kwadratem tylko w szczególnym przypadku.


I co? Znowu będziemy dzielić włos na czworo? Tylko po co?

Tomp i wielu innych wskazujących na błędy, mają oczywiście rację, ale we wszystkim niezbędna jest równowaga. Nie można od początkującego czy niedoświadczonego autora wymagać gruntownych przeróbek tekstu, bo zwyczajnie sobie z tym nie poradzi. To tak jakby kogoś, kto właśnie otrzymał prawo jazdy na osobówkę, wepchnąć do TIR-a i kazać mu jechać z towarem za granicę. O porównaniu do kierowcy wyścigowego już nawet nie wspomnę.
Przytłoczenie kogoś masą poprawek może skończyć tym, że owa osoba zrezygnuje z czegokolwiek, widząc, że nie da rady i co gorsza, może wypisać się z Pokątnych, co zresztą już się zdarzało.
Całkowicie zgadzam się Agnessą, że należy skupić się na najistotniejszych korektach i to takich, które nie wymagają przeprojektowania całych połaci opowiadania (chyba że mamy do czynienia z rażącymi błędami stylistycznymi). A więc najpierw interpunkcja, ortografia, edycja tekstu, drobne poprawki stylu. Na inne przyjdzie czas później. Nic nie dzieje się od razu. Autor w miarę zdobywania doświadczenia w pisaniu i wiedzy z tym związanej, sam zacznie zauważać, jak pisać, aby było lepiej.
Owszem, jeśli nadal, za drugim, trzecim opowiadaniem będzie robił kluczowe błędy, można mu to wytknąć, że tą 1/3 tekstu musi przerobić. Jednak nie od razu, od pierwszego „kopa”, bo może się okazać zbyt silny, zbyt bolesny.

Jak przy innych okazjach pisałem, jestem skłonny przymknąć oko na pewne błędy, jeśli widzę, że opowiadana historia ma interesującą fabułę, a autor stara się pisać jak najlepiej na miarę swoich możliwości, a nie odwala chałturę.
Warto pamiętać, że to portal to dla amatorów i nie można (przynajmniej od razu) wymagać od takiego amatora by pisał jak zawodowiec, który ma do dyspozycji zawodowych redaktorów.

No to się nagadałem, aż mi zaschło w gardle.

@Nadalia, nie przejmuj się, Twoje opowiadanie nie wygląda tak źle, jak piszą 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
Indragor rzecze:
"I co? Znowu będziemy dzielić włos na czworo? Tylko po co?
Tomp i wielu innych wskazujących na błędy, mają oczywiście rację, ale we wszystkim niezbędna jest równowaga."

Ależ, Indragorze, czy nie powiedział ktoś mądry, iż „Różnica między prawie właściwym słowem a właściwym słowem jest naprawdę duża. To różnica między błyskawicą a piorunem”?

Inragor też rzecze: "Nie można od początkującego czy niedoświadczonego autora wymagać gruntownych przeróbek tekstu, bo zwyczajnie sobie z tym nie poradzi."
Zwrócenie uwagi na kwadraturę kostki lodu to żadne wymaganie gruntownej przeróbki tekstu, tylko zwrócenie uwagi. Autorka jest dorosła i na pewno sobie poradzi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@MrHyde
Ja nie zwróciłem uwagi na kwadratową kostkę, inni zwrócili na to uwagę, ale czy problem kwadratury bryły mamy roztrząsać w 10 następnych postach?
Cytat jest prawdziwy, dlatego są lepsze i gorsze opowiadania. Jednak ze świeżo upieczonego narciarza nie zrobisz od razu mistrza skoków. To wymaga czasu, pracy i doświadczenia. Trening polega na stopniowym opanowywaniu kolejnych etapów treningu, a nie wszystkiego naraz. A mam wrażenie, że (czasami) próbuje się "młodzikom" wcisnąć wszystko naraz.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Ja z kolei myślę, że nie ma co bronić ewidentnych błędów. Oczywiście można potocznie ubierać buty i zgadzać się z kimś bynajmniej, można nawet twierdzić, że ziemia jest okrągła, ale można też czasem świadomie dobrać słowo i pomyśleć nad znaczeniem tego, co się wysyła w eter.
Poza tym co Ci tak zależy na tej kwadratowej kostce lodu, że aż kombinujesz o przekrojach domyślnych i emocjach skrytych pod kwadratem? 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Agnessa napisała:
"I oczywiście jest jeszcze za wcześnie na snucie nie wiadomo jakich wniosków, ale patrząc na ostatnie przypadki (@DD, @MichalinaKorcz) wolę zachować pewną rezerwę w kwestii tego, czy ktokolwiek cokolwiek poprawi".
W kwestii @DD- to chyba winisz sama siebie.
W sprawie @MichalnyKorcz to zupełnie Cię nie rozumiem. W tej sprawie piszę na priv. bo zdaje się, że piszesz o czymś, o czym nie masz pojęcia (powtarzasz za kimś?).
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Hej, dzięki również za komentarz! Pozwolę się odnieść w punktach:
1. Prawdę powiedziawszy, z początku nie planowałam zbytnio rozbudowywać tu świata, a raczej dać takie "wytyczne", po których czytelnik może się poruszać. Mam sobie rozpisane prywatnie co i jak, ale to tak "dla samej siebie". Przyznam, że nie wiem, na ile chcę zdradzać wszystko czytelniczkom i czytelnikom, bo sama jestem wielką fanką niedopowiedzeń. Ale odpowiadając krótko na pytanie: to nie ma być wielka epopeja, tylko moja fantazja o tym, jak to się żyje wampirzycy w steampunkowym mieście. A że mi się bardzo spodobało, to na pewno będę to kontynuowała!

2. Domu Nocy nawet nie kojarzę 😀 Ale inspiracja Full Metal Alchemist - z pewnością, bo bardzo lubię to anime. Ogółem jestem fanką steampunku, neogotyku, belle epoque.

3. Idealnie nieidealna wpadło mi samo. Dlaczego? Bo nie lubię, jak w wielu filmach/książkach/serialach/opowiadaniach itd. przedstawia się super idealnych mężczyzn o idealnej sylwetce, idealnym uśmiechu, idealnym... Chyba rozumiesz, o co chodzi 😉 Bardzo chciałam podkreślić, że niedoskonałości właśnie sprawiają, że ktoś jest piękny. ALE. Co do dużej ilości epitetów, jestem WIELKĄ fanką Lovecrafta, a zwłaszcza jego opowiadań The Dream-Quest of Unknown Kadath i The Shadowe over Innsmouth. I wiem, oczywiście, że wiem, że mój poziom pisania a Lovecrafta to jak porównywanie kotka domowego do lwa, ale naprawdę chciałabym kiedyś pisać jak on. Z epitetami, archaizmami, zdaniami rozłożonymi na pięć linijek. Chociaż w jego gatunku już niekoniecznie 😉

4. Dzisiaj już nie przeczytam, ale jesteś kolejną osobą, która zwraca mi na to uwagę, więc zdecydowanie postaram się tutaj coś zadziałać i po prostu przepisać te wspomniane fragmenty od nowa. Przyznam, że narracja 1-osobowa wynika u mnie z mojej miłości do Lovecrafta, ale nigdy nic nie pisałam wcześniej w 1-osobie. Stąd tym bardziej dziękuję za pomoc!

No i dziękuję bardzo za zachętę i miłe słowa! Mam nadzieję, że każda kolejna "edycja" będzie tylko lepsza. Co do komentarzy, to pozwolę sobie zauważyć, że nieprawda, bo już się do części odniosłam. Tylko ten system komentowania jest tutaj strasznie, moim zdaniem, niewygodny i trochę gubię się co kto napisał. Jednak staram się jak mogę, by wszystko przeczytać!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Nadalia - więc spokojnie czytaj, przemyślaj 😉 i wprowadzaj zmiany. Tylko taka mała sugestia: jeżeli nie pasuje Ci za bardzo tutejszy sposób edycji, to najlepiej formatuj wszystko w wordzie (lub innym podobnym programie) i potem podmieniaj starą wersję na nową już w edytorze Pokątnych. Bo jak zaczniesz zmieniać pojedyncze zdania, to może się coś wysypać.

W inspirowaniu się własnymi idolami nie ma niczego złego, też czasami korzystam, zresztą pewnie jak wszyscy 🙂

A co do pułapek narracji pierwszoosobowej, to bardzo łatwo można niechcący wpaść w coś takiego jak w tym dowcipie:

Stirlitz szedł nocą przez las. Nagle zobaczył na drzewie świecące oczy.
- Sowa - pomyślał Stirlitz.
- Sam jesteś sowa - pomyślał Bormann.

@Tomp - masz moją odpowiedź. Nie, nie jest to powtarzanie za kimś, a wynik mojego punktu widzenia. Zapewne nie do końca obiektywnego, zwłaszcza patrząc na to, co mi napisałeś, ale i nie biorącego się z sufitu. Bo ta sprawa naprawdę mogłaby (i powinna) być załatwiona inaczej i wtedy miałaby moje pełne wsparcie. A wyszło, jak wyszło, czyli jak zwykle.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
@MrHyde
Wyciągasz słowa czy zdania z kontekstu. Nigdzie nie napisałem, że należy bronić EWIDENTNYCH błędów. Napisałem tylko o priorytetach, że nie da się wszystkiego zrobić naraz.

MrHyde rzekł:
Poza tym co Ci tak zależy na tej kwadratowej kostce lodu, że aż kombinujesz o przekrojach domyślnych i emocjach skrytych pod kwadratem?


Bo to prawda. Niczego nie kombinuję, tak to odbieram. Naprawdę tak trudno to zrozumieć?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Indragorze, ja tylko się dziwię, że gość pouczający, że spięcie nie zwarcie i nagabujący, żeby używać właściwych słów (błyskawica nie piorun), nagle gani drugiego gościa (mnie) za dokładnie to samo. A przy tym używa argumentów od czapy (ten o przekroju) zupełnie nie jak Indragor. 😉

Idę poszukać wewnętrznego spokoju; pokontempluję kwadrat Malewicza. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
W innym miejscu Agnessa pisze: "Zresztą przykład tego mamy choćby w opowiadaniu o wampirach innej autorki, które jest słabo wyświetlane i jeszcze gorzej oceniane nie dlatego, że jest złe, ale czytelnikom nie pasują same jego założenia." To chyba o Twoim opowiadaniu. Może ma rację, może nie.
Ja na przykład nie dobrnąłem do końca nie dlatego, że mi się założenia nie podobają, tylko dlatego że się zmęczyłem. A zmęczyło mnie czekanie na wskazówki: o co biega. Agnessa pojęła w mig. że biega o wampiry i umiała dzięki temu ulokować tę opowieść w ramach tego, co już zna. Ja tak lotny nie jestem. Utknęło mi w pamięci zdanie-wskazówka, że bohaterka coś może dzięki swojej krwi i zawisło w kosmicznej próźni. Może jak byś na początku dała, Autorko, więcej drogowskazów, nie odpadłbym w połowie drogi. Może pomogłyby też innym mniej domyślnym czytelnikom.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Tak, tego opowiadania dotyczył tamten komentarz, niemniej celowo nie było w nim linku, żeby to nie wyglądało jak pokazywanie paluchem 😛

I właśnie sam sobie odpowiedziałeś na moje wątpliwości: mnie ten tekst - mimo jego ewidentnych niedoróbek, a miejscami nawet i wtórności, no bo co można nowego wymyślić w temacie wampiryzmu-erotyzmu? - spodobał się m.in. dlatego, że ogarniam kontekst i nawiązania, choć wiadomo, że nie wszystkie. Ale taki typowy czytelnik pornosków do poduszki, nawet jeśli nie zrazi się wspomnianymi niedociągnięciami, może bardzo szybko się zgubić i uznać opowiadanie za słabe tylko dlatego, że "jemu się nie podoba". A z argumentem na poziomie "no kurła mówię ci" naprawdę ciężko jest dyskutować.

Ja autorce szansę daję, choć w zasadzie jest ona dokładnie tak samo subiektywna, jak to, o czym piszę wyżej. Czyli jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu leżenia, czy jakoś tak 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1

MrHyde rzekł:
Ja na przykład nie dobrnąłem do końca nie dlatego, że mi się założenia nie podobają, tylko dlatego że się zmęczyłem. A zmęczyło mnie czekanie na wskazówki: o co biega. Agnessa pojęła w mig. że biega o wampiry i umiała dzięki temu ulokować tę opowieść w ramach tego, co już zna. Ja tak lotny nie jestem. (…) Może jak byś na początku dała, Autorko, więcej drogowskazów, nie odpadłbym w połowie drogi. Może pomogłyby też innym mniej domyślnym czytelnikom.


Wystarczyło zapoznać się z tagami.
A że autorka od razu nie wywala kawy na ławę, tylko stopniuje wiedzę, to raczej zaleta niż wada. To tak jakby od autora kryminału domagać się, by na początku napisał, kto zabił i dlaczego.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Indragor Tagi nie są komentarzem wyjaśniającym ani przedmową. Rolą tagów jest pomoc w wyszukaniu tematów pożądanych w zbiorze całkowitym. Twoja sugestia jest dalej idąca niż @Krystyny, która kiedyś zrugała mnie, że powinienem zrozumieć konstrukcję narracji, bo przecież tytuł zawierał kluczowe dla zrozumienia słowo. To by znaczyło, że jak okładka powieści zostanie zalana zupą, to nikt jej nie zrozumie. Chyba to nie tak.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Tomp, ale z wypowiedzi MrHyda wynika, że nie załapał, że chodzi o wampiry, a co widzimy w tagu? "WAMPIR"
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
@Agnessa napisała:
"Ale taki typowy czytelnik pornosków do poduszki, nawet jeśli nie zrazi się wspomnianymi niedociągnięciami, może bardzo szybko się zgubić i uznać opowiadanie za słabe tylko dlatego, że "jemu się nie podoba"".
Znaczy że każdy, komu to (lub jakieś inne) opowiadanie się nie podoba, jest "typowym czytelnikiem pornosków do poduszki"? Nie przeginasz?
Dyskusja typu "mi się podobało, bo je rozumiem, więc jestem KIMŚ, a tobie się nie podobało, bo nie rozumiesz, więc jesteś [wstawić inwektywę wedle upodobania]" jest poniżej poziomu. Wszelakiego.
Szanujmy się!!!!!!!!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Indragor W rzeczy samej zrozumienie tagów by pomogło. A ja głupi sobie je odpuściłem i jeszcze rzeczone zdanie o krwi mylnie zinterpretowałem tak, że chodzi o pochodzenie narratorki, a nie o oczywisty w świetle tagów wampiryzm.

Nadalio, czy ta dyskusja jest Ci w czymś pomocna?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Indragor Zatem Ty czytasz tagi przed zagłębieniem się w treść. Ja je (jak MrHyde) pomijam, uważając, że nie są dla mnie, bo nie selekcjonuję treści. Napisałem to wyżej. To trudno zrozumieć?
@MrHyde Ja również ową "krew" potraktowałem jako pochodzenie, ród. Potem się bardzo zdziwiłem wampiryzmem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde jest jak najbardziej pomocna 🙂 Staram się je czytać na bieżąco, dzisiaj przeredagowałam tekst dzięki wskazówkom @Indragos (jeszcze raz ślicznie dziękuję, naprawdę!). A nawet jak nie komentuję, to nie dlatego, że Was olewam, tylko dlatego, że chcę poczytać starsze osoby po "fachu pseudoliterackim".
Odniosę się to Twojego stwierdzenia: "Może jak byś na początku dała, Autorko, więcej drogowskazów, nie odpadłbym w połowie drogi. Może pomogłyby też innym mniej domyślnym czytelnikom.".
Niestety to się nie stanie. Uwielbiam niedomówienia, dopowiadanie, dawanie wskazówek zamiast odpowiedzi. Cierpiałam już, dając tagi, bo są dla mnie zbyt oczywiste, ale nie chciałam, by jakiś fan wampirów przegapił opowiadanie. Celowo dałam tą dwuznaczność o krwi, żeby można to było odebrać jako pochodzenie szlachecki, może rasowe (skoro to dzieło ewidentnie fantastyczne, o czym chyba można się szybko przekonać) albo jeszcze jakiś inny. Był to zabieg, podkreślam, jak najbardziej celowy.
Tego aspektu swojej twórczości nie mam zamiaru zmieniać, bo, jak już wspomniałam wyżej w odpowiedzi dla @Agnessa (przy okazji przeczytałam topielicę, dobry tekst do nauki, dzięki!) kocham Lovecrafta. Jego niedopowiedzenia, soft worldbuilding. Poczucie zagubienia, niepewność. Chciałabym przenieść to na "wampiryczną erotykę" mego pióra.
Nie odbierz proszę tego jako atak, ale ja po prostu nie chcę pisać w "bardziej domyślny sposób" 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie czuję się ataknięty. 😉 Stwierdziłem tylko, że ciężko jest coś czytać, kiedy się nie ma żadnegu punktu zaczepienia odnośnie treści.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A widzisz, dla mnie tu jest bardzo dużo punktów zaczepienia. Lubię poczucie zagubienia i konieczność wyobrażania oraz dopowiadania sobie jak najwięcej.Jakbym była odważniejsza, to bym od razu napisała coś w stylu The Quest of Iranon, ale nie jestem 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Tomp, zrugałam? Poważnie? To nadinterpretacja moich słów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Krystyna Pół żartem, pół serio 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tekst po pierwszej edycji! Wielkie podziękowania zwłaszcza dla @Indragor i @Agnessa, ale także @Tomp i @MrHyde. Aczkolwiek zaznaczam, że nie, nie dodałam nic więcej odnośnie "pochodzenia" narratorki 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
@Tomp - szacunek (lub jego brak) nie ma tu nic do rzeczy i naprawdę nie nadużywajmy wielkich słów w kontekście amartorskiego pisania o gołych dupach, bo zaraz się nam wetknięte w nie kije pokrzywią.

Nie neguję w żadnym wypadku Twojej wiedzy językowej czy doświadczenia, ale pobądź sobie trochę w środowisku autorów i czytelników erotyki, to sam dostrzeżesz pewne rzeczy. Ale nie takim wąskim klubie wzajemnej adoracji, który możemy sobie tutaj zaraz zrobić (a na niektórych portalach obowiązuje od dawna), ale na przykład na grupkach na facebooku, fanpejdżach autorskich, w komentarzach w księgarniach internetowych i tak dalej. I nagle okaże się, że przeciętny czytelnik oczekuje od erotyku, żeby był... podniecający. Po prostu. Tak samo, jak komedia ma być zabawna, horror straszny, a akcyjniak dynamiczny, tak erotyk ma podniecać. I nie ma w tym niczego złego i nie świadczy to o niczyim braku gustu, żeby było jasne! Po prostu jest to podstawowy wymóg, od spełnienia którego należy zacząć. Potem dochodzi wciagająca fabuła, wiarygodni bohaterowie, plastyczne opisy tła, ciekawe dialogi i cała reszta, dzięki której dana opowieść po prostu nam się spodoba lub nie. I jasne, wiele zależy od naszych osobistych preferencji, ale przecież wiele razy spotkaliśmy się z tekstami (czy filmami, muzyką i czym tam chcemy), które niby nie do końca odpowiadały nam treścią czy stylem, ale na końcu stwierdzaliśmy, że "kurde, niby nie mój klimat, ale dobre to jest!".

I tutaj przejdę do tego, dlaczego uważam, że powyższe opowiadanie jest nie jest dla każdego i wielu się nie spodoba z założenia. Ano dlatego, że jest to połączenie erotyku nie z romansem, nie z obyczajem, nie sensacją, kryminałem czy innymi dość często wykorzystywanymi gatunkami, ale tak niszową rzeczą, jak wampiryczna historia alternatywna, jeśli mam ją zaszufladkować. Bo nie dość, że mamy wampiry, to jeszcze nie w naszym świecie, a wymyślonym uniwersum. Do tego autorka wyraźnie nawiązuje do pewnych motywów z innych dzieł literackich / filmowych, mruga oczkiem do czytelnika, serwuje tu i ówdzie "inside jokes" i tak dalej. I bez znajomości kontekstu ciężko jest niektóre rzeczy zrozumieć i właśnie dlatego mnie się to czytało lepiej, a takiemu @MrHydowi gorzej - bo ja część z tego drugiego dna ogarniam, a on nie. I nie ma w tym absolutnie żadnej sugestii, że któreś z nas jest lepsze, a drugie gorsze. O, nie! Po prostu ja się lepiej odnajduję w tej niszy, z kolei gdyby przyszła tutaj fanka twórczości nie tylko wspomnianego Lovecrafta (ja coś tam znam, ale niewiele ponadto) ale choćby Anne Rice, to pewnie wyciągnęłaby jeszcze więcej. I to wszystko.

Natomiast czytelnik, który woli erotyczne romanse, jakieś thrillery mafijne czy po prostu szuka byle ostrych scen seksu (patrz większość one-shotów, zwłaszcza w klimacie BDSM, incest, grupowych i temu podobnych) albo w ogóle nie sięgnie po to opowiadanie (sam tytuł, tagi), albo po paru akapitach go porzuci. Nie dlatego, że jest czytelnikiem gorszym, ale nie tego oczekiwał. I tyle.

@Nadalia - mnie nie chwal przed zachodem słońca, bo kiedyś pożałujesz, jak wylezie ze mnie wredna agressja 😛 Za to, jeśli chcesz stworzyć dłuższą fabułę w takim stylu, to sobie obejrzyj - choć pewnie znasz - "Wywiad z wampirem" i pierwsze sezony "Czystej krwi" i "Pamiętników wampirów". I przeczytaj pierwszych klika tomów "Domu nocy" - to trochę taka szmira dla nastolatków, ale kilka rzeczy jest tam fajnie pokazanych. A w kreacji fantastycznego świata choćby "Igrzyska śmierci" - tu bardziej film, niż książka, bo w nim zostało to znacznie mocniej rozwinięte . Z kolei "Full Metal Alchemist", o ile nie masz, to zdobądź mangę. Tylko ostrzegam: wciąga niesamowicie, choć czytanie "od tyłu" na początku powoduje zwarcie w mózgu 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Wywiad z wampirem jest boski! Chociaż przyznam, że lektura jeszcze przede mną. What we do in the shadows też bardzo lubię tak swoją drogą, chociaż tylko film oglądałam. Niestety, ani Pamiętniki Wampirów, ani Supernatural, ani nic w tym guście kompletnie do mnie nie trafia. Zdecydowanie wolę filmy typu Dracula z Keanu Reevesem lub Castlevania Netflixa (chociaż dwa pierwsze sezony były lepsze niż dwa ostatnie). Igrzyska Śmierci - podobnie, ledwo obejrzałam do końca. Ogółem bardzo rzadko trafiają do mnie jakieś seriale, a jak już trafiają, to są to raczej albo jednosezonowce, albo na koniec dzieje się coś beznadziejnego (tak tak, mam na myśli Grę o Tron) albo jest to anime jak Full Metal Alchemist.
Natomiast co do mangi, to już czytywałam niejedną mangę, można się naprawdę szybko przekonać do "odwrotnego" czytania!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-6
@Agnessa Lovecrafta coś tam czytałem (w tłumaczeniach) i uważam go za skrajnego nudziarza i antytalent pisarski. Annie Rice? Tę znam z trzytomowej "Śpiącej królewny", a to BDSM najczystszej wody i tu nie ma podobieństw. Jeśli jednak dopiero znajomość dzieł siedmiu uznanych autorów ma umożliwić prawidłową percepcję (znaczy wg Ciebie ochy i achy) opowiadania na pokatne.pl, to ja wymiękam. Chyba nikt nie wchodzi na ten portal, by znaleźć polskiego Jamesa Joyce'a.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0

bary otwierały się powoli


Taki szyk zdania akcentuje "powoli", bo domyślny akcent znaczeniowy pada na ostatnie słowo. W związku z tym nic nie zmieniłaś - owe bary dalej "wolno uchylają wrót, najpierw mała szparka, potem większa i większa...".
Prawdopodobnie miałaś na myśli, że spośród kilku(dziesięciu) barów jeden, dwa już się otworzyły, po chwili kolejny, i znów kolejny, potem dwa inne...
Dla tej drugiej wersji znaczeniowej należy użyć szyku: "bary powoli się otwierały". Akcent na ostatnie słowo "otwierały" odda Twoją myśl.
Do niczego więcej się nie odnoszę, bo nie znam rozlicznych wampirowych odnośników literackich, o których dyskutujesz z @Agnessą, więc zostawiam Cię pod jej opieką. Poza tym jestem przez Nią tępiony jako "językoznawca". 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Tomp więc możliwe, że tu leży wampir pogrzebany. Dla mnie Lovecraft to jeden z najwybitniejszych pisarzy, jeśli nawet nie najwybitniejszy. Jeśli tylko mi czas i warsztat pozwolą, to mam zamiar pisać w dużej mierze opierając się na jego stylu pisarskim. Bardziej "nowoczesny" styl mnie, stety-niestety, bardzo łatwo nudzi. Zarówno w odbiorze, jak i kreacji.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-7
Jak dla mnie piszesz lepiej od Lovecrafta, więc nie grzebmy wampirów bez osinowych kołków. 🙂 Może marna to pociecha, bo wg mnie trudno pisać gorzej i mimo to być drukowanym i tłumaczonym na inne języki.
Poza tym staram się obiektywizować swoje oceny i (mam nadzieję) nie oceniam na zasadzie "to mi się podoba/nie podoba więc jest dobre/złe". Właśnie przyczyniłem się do wypuszczenia na Główną opowiadania, które niezbyt mi się podoba, ale uznałem je za dobrze napisane, co może ilustrować skuteczność uniezależniania ocen od upodobań.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tymczasem za chwilę mamy listopad, a ciągu dalszego ani widu, ani słychu. @Nadalia - czy jesteś i robisz coś w tym kierunku? Jak tak, to daj znać, a może przysiądziemy jakoś wspólnie nad poprawkami. A jeśli nie... cóż, szkoda by było kolejnego porzuconego cyklu, zwłaszcza tak oryginalnego i z potencjałem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
A ja nadal czekam. I czekam. I czekam... a potem znowu będzie, że ta zła @Agnyza płoszy autorów, czytelników i pająki ze ścian.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.