Sigil (IV). Do piekła i z powrotem
22 grudnia 2016
Sigil
Szacowany czas lektury: 1 godz 18 min
Ostatnia część przygód Anny i Berta.
„Demony są archetypami. Mieszkają w każdym z nas.” – Carter Coleman.
***
Miasto płonie i drży w posadach. Krzyki rannych i umierających, trzask walących się budynków, wybuchy i wszechobecny smród spalenizny, tlącego się drewna, martwych ciał i ubrań, włosów, paznokci. Otaczająca swoim mrokiem, niczym lepka i gorąca czerń śmierć.
Deszcz, silny wiatr i przenikliwe zimno.
- Chyba trafiliśmy na tutejszą wersję jesieni – Szczelnie opatulona kalvarowym płaszczem Ania brnie w błocku za stawiającym długie susy Bertem – Piździ strasznie, a do tego wieje. Musimy znaleźć miejsce do spania, bo zaraz padnę na twarz.
I cały czas chce mi się wymiotować. Pieprzę to wszystko! Mam dość rozbijania się po dziurach i zadupiach, chcę wrócić do domu!
Demon zatrzymuje się gwałtownie i dziewczyna wpada na jego plecy.
- Mógłbyś kurwa uprzedzać mnie o nagłym hamowaniu?! Ja pierdolę, nie dość, że jest mi zimno, chce mi się rzygać i brnę przez błoto do kostek to jeszcze muszę uważać, żeby nie wpaść na twoją wielką dup...
- Cicho! – Wielka jak bochen chleba dłoń zakrywa jej usta – Jesteśmy niedaleko, musimy uważać. Okolica jest niebezpieczna, a w dodatku zauważyłem zwiększoną ilość patroli wojska – Szepcze nachylając się nad nią – Lepiej pozostać niewidocznym dla pewnych oczu, zwłaszcza, że za próbę otwarcia bramy w trakcie wojny grozi najwyższa kara.
Zrywa się mocny wiatr i dziewczyna instynktownie kuli się i chowa za potężną sylwetką towarzysza.
- Dom pierwszy od lewej, widzisz? – Kiwa głową na potwierdzenie jego słów – Za chwilę wyjdziemy zza rogu i niezbyt szybkim, ale pewnym krokiem skierujemy się w jego stronę. Nie rozglądaj się, nic nie mów, naciągnij kaptur płaszcza na głowę i w razie niebezpieczeństwa uciekaj w stronę Placu Szmaciarzy. Pamiętasz drogę?
- Tak – Głos Ani jest słaby, a ona sprawia wrażenie, jakby miała za chwilę zemdleć – Ruszajmy już! – Ponagla go.
Dwie skulone sylwetki zaczynają przemieszczać się wzdłuż płotu, kiedy z naprzeciwka wyłania się patrol trzech żołnierzy, mocno wstawionych i najwyraźniej szukających rozrywki.
Odejdźcie, na dziewięć piekieł! Nie potrzebujemy teraz dodatkowych atrakcji!
- Anno! – Demon w myślach przywołuje dziewczynę do porządku – Bądź czujna, być może czeka nas walka! Powinienem dać sobie z nimi radę sam, ale w razie potrzeby użyj swoich noży.
- Ale ja nie potrafię... – Ania jest bladozielona – nigdy nie walczyłam...
- Chcesz wrócić do domu? – Oczy Berta złowrogo błyskają w ciemności – To myśl i działaj! Albo oni albo my!
Jeden ze zbrojnych zauważa ich pokazując głową dwie sylwetki kolegom.
- Ej ty! – Podbiega do Berta wyciągając długi miecz z pochwy – Czego tu szukasz?! Nie wiesz, że to zamknięty teren i o tej porze nie wolno się tu włóczyć?
Dwóch kolegów żołdaka zachodzi parę z boków okrążając ich i odcinając drogę.
- Heeej – Jeden z nich nagle zauważa, że Ania ma damskie buty – Przecież to jest dzierlatka! Chłopaki! – Uśmiecha się pokazując rząd wybrakowanych i krzywych żółto-brązowych zębów – Podymamy sobie dzisiaj! Będziemy wąchać cipkę!
- Chyba kwiatki od spodu, chuju! – Dłoń dziewczyny wysuwa się spod płaszcza i w powietrzu rozlega się świst. Przed oczami pozostałych uczestników bójki przelatuje błyszczący przedmiot, który po chwili wbija się gwałtownie w szyję napastującego ją mężczyzny.
- Grhrhrhrh! – Żołnierz charczy, jego usta układają się w idealne O, a z szyi wypływają strumienie krwi. Wykorzystując zaskoczenie jego towarzyszy Bert błyskawicznym ruchem zdejmuje miecz i topór oboma dłońmi z pleców. Ostrze topora ze świstem przecina powietrze i idealnym cięciem strąca głowę pierwszego strażnika z karku. Ania z przerażeniem obserwując rzeźnię upada na kolana i zaczyna gwałtownie wymiotować. Ostatni ze strażników rzuca się panicznie do ucieczki próbując ratować własną skórę, widząc to demon bierze w dłoń Varsconę i używając jej jako oszczepu rzuca w kierunku uciekiniera. Miecz z impetem przebija plecy wychodząc z drugiej strony w klatce piersiowej na wysokości żeber. Martwy agresor pada na ziemię.
- Anno! – W myślach dziewczyny wybrzmiewa polecenie – Wyjmij natychmiast nóż z szyi żołdaka! Nie możemy zostawić żadnych śladów! Ja zajmę się ich zatarciem.
- Boże, nie dam rady! Nie mogę! – Anka z trudem podnosi się na nogi i ocierając usta zbliża się do pierwszej ofiary. Mężczyzna ma szeroko otwarte oczy oraz usta, z których, podobnie jak z szyi, sączy się ciemnoczerwona krew.
- Wygląda jak żaba – Zaczyna się histerycznie śmiać i wprawnym ruchem wyciąga nóż z szyi. Manewr powoduje tryśnięcie krwi na jej dłoń, przez co żołądek ponownie podjeżdża jej do gardła.
- Kurwa, nie chcę już rzygać! – Klnie w myślach – Bert, spieprzajmy stąd! – Odwraca głowę. Jej towarzysz zdejmuje zbroje i odzienie z zabitych żołnierzy, po czym wrzuca nagie ciała w ogień płonącego nieopodal domu, a za nimi zbroje i broń.
- Na co czekasz? – Zwraca się do niej – Zdejmuj wszystko z ostatniego, musimy jak najszybciej zniknąć!
- Nie, błagam – Głos zamiera jej w gardle – Nie zbliżę się do niego. Brzydzę się. Przed chwilą o mało ponownie nie zwymiotowałam, kiedy krew z rany ochlapała mi dłoń.
- Za chwilę pojawią się tu kolejne patrole. Chcesz ponownie walczyć? Raduję się widząc twój zapał – Szydercza nuta w jego głosie zapala chęć mordu w oczach dziewczyny.
- Zamknij się! – Wściekła, z trudem powstrzymując torsje zdejmuje odzienie z ostatniego strażnika - Zamknij się, bo jestem blisko osiągnięcia punktu wrzenia! A jak wybuchnę to nie ręczę za siebie! – Spodnie, bryczesy i buty lądują w ogniu – I pomóż mi do cholery z tym żelastwem, przecież to waży więcej ode mnie!
Ogromne dłonie Berta chwytają napierśnik, wprawnym ruchem zdejmują go z trupa i ciskają w kierunku płomieni. Po chwili ich śladem wędruje ciało zabitego i po potyczce, oprócz krwi, którą w krótkim czasie zmyje ulewny deszcz nie zostaje żaden znak po stoczonej walce.
- Znikamy stąd – Wskazuje dziewczynie dom, do którego zmierzali – Nasza akcja na pewno nie przejdzie bez echa, ale przynajmniej zatarliśmy częściowo ślady. A w Niższej Dzielnicy nie przepadają za strażą, więc o ile nie trafimy na nadgorliwca to nic nam nie grozi.
Dom z zewnątrz wygląda na zrujnowany i zaniedbany. Drewniane okiennice są zbutwiałe, szyby brudne i zakurzone, a na drzwiach wejściowych widnieją rysy i wgłębienia, niczym po wbiciu topora. Ściany kiedyś w kolorze czerwonej cegły są brązowo-czarne.
- To od pożaru – Bert mocnym kopniakiem otwiera zardzewiałą bramę, która żałosnym jęknięciem wita ich w niegościnnych progach – Cały czas bądź skoncentrowana, spodziewam się niezbyt miłego powitania.
- Niemiłego powitania?
- Dom należał i mam nadzieję, że w dalszym ciągu należy do duergara Nexa, z którym, hmm, podróżowałem przez jakiś czas sporo lat temu. Nie przypuszczam, żeby przywitał mnie szklanicą miodu.
- Duergara?
- Tak, to rasa szarych krasnoludów – Bert zbliża się do drzwi uważnie obserwując otoczenie – Stań cztery kroki za mną nieco z boku i obserwuj okna, w razie jakiegokolwiek ruchu natychmiast przyklej się do ściany - Przytyka ucho do powierzchni drzwi.
- Cisza – Spogląda na Anię czarnymi jak smoła oczami – Otworzę powoli.
Dotyka klamki i ostrożnie naciska ją. Drzwi otwierają się z cichym jękiem, a wewnątrz domu panuje niemal całkowita ciemność, którą rozjaśniają nieco płomienie palących się niedaleko domostw.
Bert wykonuje dwa kroki do środka i wiedziony instynktem uchyla się przed ciosem. Nad jego głową przemyka ostrze, a za plecami rozlega się głośne sapnięcie. Błyskawicznym ruchem zdejmuje topór z pleców i chwytając w połowie za trzonek uderza agresora rękojeścią na oślep. Z ogromną mocą trafia w podbrzusze, a z ust atakującego wydobywa się zduszony jęk, który przeradza się w świst wypuszczanego powietrza.
Ania słysząc odgłosy walki wpada do pomieszczenia i widzi niskiego, krępego i brodatego mężczyznę, atakującego demona emanującym srebrną poświatą toporem.
- Nie zdąży! O Boże, nie zdąży zareagować! Beeeert! – Wydziera się na niego w myślach. Demon odwraca głowę i próbuje wykonać unik.
Dziewczyna niemal pewna, że atakujący trafi jej towarzysza niezauważalnym ruchem dłoni wyciąga nóż ze zbroi i wyrzuca go w kierunku krasnoluda.
- Aaaaaach! – W pomieszczeniu rozlega się jęk pełen bólu. Topór upada na podłogę, a duergar krwawiąc obficie zszokowany spogląda na kozik wbity w swoją dłoń.
- Wystarczy! – Gdzieś z wysoka rozlega się donośny, emanujący wewnętrzną siłą niski głos, bez wątpienia należący do kogoś w podeszłym wieku – Bez Zeriku, dlaczego nachodzisz mój dom? Czy nie wystarczy ci zło, które wyrządziłeś wiele lat temu? – Na schodach rozlega się odgłos ciężkich buciorów i chwilę później z cienia wyłania się trzymający w dłoniach pochodnię autor wypowiedzianych przed kilkoma sekundami słów.
Cholera, ale brzydal! – Ania z obrzydzeniem przygląda się staremu krasnoludowi z szarą, długą do pasa brodą, odzianego w czarną zbroję płytową, hełm i nagolenniki, z przypasanym u boku nieodłącznym toporem. Na twarzy starca widnieje głęboka szrama, biegnąca od lewego oka, przez nos, do prawego policzka.
- Witaj Nex – Bert podnosi się z podłogi – Nie spodziewałem się kwiatów i posiłku, ale tak witać starego znajomego?
- Starego znajomego?!?! – Duergar aż trzęsie się ze złości – Wystawiłeś mnie drowom i zostawiłeś na ich pastwę, zdrajco! Uciekłeś jak tchórz, zamiast pomóc mi wbiłeś nóż w plecy! – W oczach Nexa błyskają złowrogie błyskawice – W dodatku pobiłeś i zraniłeś z tą ludzką ladacznicą moich synów, a teraz spodziewasz fanfar i otwartych ramion?!
- Ludzką ladacznicą?! – Głos Ani drży z wściekłości – Ludzką ladacznicą?!?! Posłuchaj ty zawszony, brudny, zdziadziały, zramolały i śmierdzący naftaliną karyplu! – Słysząc stek wyzwisk wydobywających się z ust dziewczyny Nex otwiera szeroko oczy ze zdziwienia – Widziałeś, że potrafię rzucać tymi kozikami, twój synalek będzie walił konia przez jakiś czas lewą ręką! – Przesuwa dłoń w kierunku kieszonki z nożami – Przestań mnie obrażać, kozi synu, bo za chwilę wbiję ci jeden z nożyków w czoło, a potem razem z Bertem wykończymy twoich synalków!
- Spokojnie Aniu – Słyszy głos demona w głowie – On się mnie boi. Myśli, że przyszedłem go zabić. Czuję to w jego myślach. Ty też powinnaś to wyczuwać.
- Mamy do ciebie interes – Bert zbliża się do krasnoluda – Ale nie chcemy niczego za darmo – W oczach starca przemyka błysk zainteresowania, który natychmiast znika. Jego synowie stają po obu stronach, dłoń zranionego przez Anię krwawi, ale brodacz zdaje się nie zwracać na nią uwagi i uporczywie wpatruje się w dziewczynę – Szukamy bramy do świata Pierwszaków. Potrzebuję ją otworzyć, żeby wysłać moją towarzyszkę do domu.
W pomieszczeniu zalega cisza, mącona jedynie przez dźwięki dobiegające z zewnątrz. Piątka postaci mierzy się przenikliwymi spojrzeniami.
- Wasza bezczelność i śmiałość zdumiewa mnie i jednocześnie imponuje mi, demonie – Nex przerywa wreszcie ciszę – Powinienem wydać cię władzy i zgarnąć nagrodę za twój czarci łeb. Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności. Ale... – Zawiesza głos – Jestem krasnoludem interesu i zanim podejmę jakąkolwiek decyzję zawsze rozpatruję za i przeciw. Co masz do zaoferowania w zamian za informację?
- Coś, czego każdy duergar pragnie, a ty możesz to posiąść – Bert zdejmuje broń z pleców – Poznajesz co to jest?
Oczy trójki brodaczy rozszerzają się w niemym podziwie i chciwym pożądaniu na widok kunsztownie wykonanego ostrza.
- To... – Głos starego grzęźnie w gardle.
- Tak – Przerywa mu Bert – Topór Nieuległości. Będzie twój w zamian za doprowadzenie nas do bramy.
- Bert, jesteś pewien? – Ania badawczo spogląda na jego twarz – Przecież to dar od Ellesime. Może jest inny sposób?
- Nie ma, później ci wyjaśnię – Odpowiada w myślach nie patrząc na nią.
- Decyzja, Nexie – Trzyma przed sobą broń w dłoniach – Pomagasz nam i topór jest twój albo szukamy pomocy gdzie indziej i odchodzimy.
- Dobrze, pomogę wam – Stary duergar po chwili wahania podejmuje decyzję – Ale nie licz na nic więcej. Wskażę wam drogę, gdzie uzyskacie informację na temat bramy i dalej radzicie sobie sami.
- Nie Nexie, żadnego wskazywania – Bert chowa topór na plecach i spogląda na niego stanowczo – Pójdziesz tam z nami, choćby dlatego, że w twoim umyśle kiełkuje chęć zdrady i wykiwania mnie. Nie próbuj tego czynić, widziałeś co moja przyjaciółka i ja potrafimy, prawda? – Krasnolud nie reaguje na ostrzeżenie – Z pewnością obserwowałeś również naszą krótką walkę ze strażnikami. Ostrzegam, abyś nie próbował sztuczek, jeśli wyczuję choć cień wahania z twojej strony lub próby wykiwania nas zabiję cię bez zastanowienia, rozumiesz?
- Synkowie, zbierzcie broń i przynieście miód z piwnicy – Nex po chwili wydaje polecenie wpatrując się przeciągle w oczy demona – Wypijemy z naszymi wspólnikami, a potem pójdziemy w miejsce, gdzie uzyskają pomoc i pożegnamy ich przemiłe – Ostatnie słowo podkreśla ze szczególną emfazą – towarzystwo.
Kurwa, ale syf – Ania z obrzydzeniem ogląda brudne, obdrapane i zakurzone meble – Strach dotknąć się czegokolwiek, a co dopiero zjeść albo napić się. Jak można mieszkać w takiej menelowni?
- Bert, załatwmy, co mamy do załatwienia i zmywajmy się stąd. Czuję bardzo złe wibracje w tym miejscu. Zginęło tu dużo niewinnych osób.
- Nex to zdecydowanie nie jest członek eskorty Tego Na Górze – Nikły uśmieszek pojawia się na jego ustach – Ma sporo ofiar na sumieniu. Nie mamy teraz na to czasu, musimy wydobyć od niego jak najszybciej informację.
No tak, jak zwykle mnie zbywa – Ania postanawia nie kontynuować tematu – Jak on mnie tym wnerwia! Najchętniej wbiłabym mu kozik w oko za to jego cholerne opanowanie i brak emocji!
Tak? A w następnej sekundzie zaczęłabyś tego żałować – Głos w głowie dziewczyny postanawia włączyć się do przemyśleń – To twój opiekun i ktoś, do kogo czujesz więcej niż sympatię. A jak ktoś czuje więcej to nazywa to uczucie mił...
Cicho! – Dziewczyna ucisza natręta – Cicho bądź!
- Wszystko dobrze, Anno? – Badawcze spojrzenie Berta lustruje jej blade oblicze.
- Znowu chce mi się wymiotować, tym razem przez wibracje tego miejsca. Ale dam radę. Zróbmy, co mamy do zrobienia i znikajmy stąd.
Do sali wkracza jeden z synów Nexa, który przez cały ten czas spoglądał na zmianę na Annę i Berta obserwując ich bacznie.
- Może jestem nieokrzesanym, starym i zrzędliwym duergarem, ale wciąż potrafię ugościć towarzystwo. Przedstawię moich synów.
- Jestem Dex... – Zraniony przez Anię uchyla hełmu.
- A ja Rex – Pobity przez Berta wyciąga dłoń do demona – Dobrze... - Zawiesza głos.
- ... Walczycie - jego brat dokańcza zdanie.
To jakiś kompletny kretynizm! - Ania z szeroko otwartymi oczami spogląda na przemian na obu bliźniaków - Oni mówią na zmianę!
- Bert! To telepaci?!
- Możliwe, nie przejmuj się tym. Mamy ważniejsze sprawy.
Rex bierze po kolei szklanice w dłonie i uzupełnia miodem z dzbana.
- Macie może coś bez alkoholu? – Ania przypomina sobie nagle, że spożywanie napojów z procentami w jej stanie niekoniecznie byłoby wskazane.
Nex ruchem głowy wskazuje na drzwi Rexowi, który po chwili wraca z wielką butlą wlewając częśc zawartości do szklanicy Ani.
- Dobrze – Stary duergar bierze potężny łyk z kielicha krzywiąc się przy tym – Powiedziałem, że wam pomogę i tak się stanie. Potem zabieram topór i mam nadzieję nie ujrzeć więcej twojej zdradliwej mordy, Ber Zeriku.
Bert wzrusza ramionami nie odpowiadając.
- Aby dowiedzieć się, gdzie znajduje się brama... – Dex zaczyna mówić uchylając szklanicy.
- Musicie udać się na spotkanie z Członkami Rady – Rex wpatruje się pożądliwie w biust Ani, która pod wpływem spojrzenia ma ochotę pożyczyć na chwilę Varsconę od Berta i obciąć mu łeb.
- Z Członkami Rady? - Bert spojrzeniem bez wyrazu zerka na zmianę na bliźniaków – Powiedzcie coś więcej. Ilu ich jest? Czy to są mężczyźni, kobiety czy skład jest mieszany? Jakie rasy dominują w składzie rady?
- Dużo pytań, demonie... - Rex uśmiecha się jak niedorozwinięty.
- A na żadne z nich nie znamy odpowiedzi – Uzupełnia Dex z równie debilną miną.
Kuurrwaaa, zaraz oszaleję! – Dziewczyna pod wpływem idiotyzmu sytuacji, spojrzenia młodego duergara oraz szalejących w niej z powodu ciąży hormonów wpada we wściekłość.
- Jedyna informacja, jaką posiadamy to lokalizacja. Członkowie Rady rezydują w...
- Labiryncie Modronów – Rex prawie ślini się przewiercając dziewczynę wzrokiem.
- Drogi Nexie – Uprzejmość w głosie Ani jest podszyta jadem – Jeśli twój synalek nie przestanie za chwilę gapić się w moje cycki pożyczę miecz od mojego przyjaciela i upierdolę mu łeb przy samej dupie! Rozumiesz staruchu?!
- Rex, spokój – Stary z uśmieszkiem w kąciku ust strofuje syna – Język twojej towarzyszki, demonie przypomina najgorsze, rynsztokowe zwroty używane przez żebraków z Placu Szmaciarzy.
- Członkowie Rady – Bert ignoruje wybuch dziewczyny i kąśliwą uwagę Nexa – Do celu starcze.
- Pójdziemy z wami... – Rex wciąż uśmiechając się zerka na Anię.
- I wskażemy wam drogę – Dex opróżnia kielich i wstaje.
- Najlepiej zróbmy to teraz – Nex podnosi się za synem i wskazuje na drzwi za sobą – Znam bezpośrednie przejście do Labiryntu, jesteście gotowi?
Demon spogląda na Anię badawczo.
- Moja towarzyszka chce was jeszcze o coś zapytać, prawda Anno?
Dziewczyna piorunuje wzrokiem niewzruszoną, kamienną twarz, otoczoną długimi, czarnymi włosami.
- Jak to możliwe, że twoi synowie mówią tak, jak mówią? Czytają sobie wzajemnie w myślach?
- To coś, czego nigdy do końca nie zrozumiałem – Nex uśmiechając się podchodzi do ściany i wciska drewniany panel, co otwiera drzwi za jego plecami – To bliźniacy i łączy ich specjalna więź, zarówno na poziomie siły jak i umysłu. Więcej nie powiem, bo...nie wiem, ludzka panno.
- Tunel zbudowano wieki temu, kiedy kupiłem dom odkryłem go przypadkowo przebudowując piwnicę – Nex prowadzi pochód z pochodnią w dłoni, za nim podąża Dex, Ania, Rex, a pochód zamyka czujny Bert, obserwujący na zmianę ruchy trzech krasnoludów – Z początku nie potrafiłem znaleźć wyjścia po drugiej stronie, jest zamaskowane. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się – Sapie z wysiłku wspinając się pod górę i stając w ślepym zaułku – że ta ściana jest iluzją.
- Uważaj, nie ufam im – W głowie zmęczonej dziewczyny rozlega się ostrzegawczy głos Berta – Bliźniacy dobrze ukrywają swoje myśli, ale z głowy starego czytam niemal jak z książki. Będzie próbował nas wykiwać. Jeśli zauważysz lub wyczujesz cokolwiek podejrzanego zabij go, a ja zajmę się pozostałą dwójką.
- Muszę się przespać, ledwo stoję na nogach – Zmęczenie jest widoczne nawet w krokach dziewczyny, które ze sprężystych i dość długich zmieniły się w krótkie i nierówne – Znajdziemy tą cała radę, dowiemy się od nich tego co trzeba i poszukamy miejsca do spania.
- Musisz wytrzymać, nie mamy wyjścia. Nie znam nikogo innego, kto mógłby nam pomóc w znalezieniu bramy, a szukanie jej na własną rękę to, używając zwrotu z twojego świata, szukanie igły w stogu siana.
Tunel jest na tyle szeroki, że mogą się w nim zmieścić trzy stojące obok siebie postacie, a wysoki Bert nie musi schylać się idąc. Cuchnie w nim wilgocią i stęchlizną, a światło z pochodni duergara odbija się w dziwny sposób od ścian – tak jakby chłonęły one jego blask, żywiąc się nim i zatrzymując część światła w sobie. Ziemia, miękka i nieco wilgotna, tłumi stąpnięcia ciężkich, krasnoludzkich buciorów, trzewików Anny. Demon porusza się niemal bezszelestnie.
Jak on to do cholery robi? - podziw dziewczyny dla demona rośnie z każdym dniem przebywania z nim – Taka masa, tyle ciała, a porusza się z gracją, niemal... - Zawiesza na chwilę myśli czując lekkie falowanie w podbrzuszu – seksownie. Tak, jest seksowny jak cholera i kręci mnie jego ciało. Ale to nie tylko ciało. Jest w nim coś, nienaturalna jak na złą istotę dobroć i współczucie, które pozornie niewidoczne ujawniają się w jego czynach. Przecież mógłby zostawić mnie na pastwę losu pod Athkatlą. Zginęłabym w ciągu kilku godzin, jak kilkuletnie dziecko, pozostawione w środku lasu, daleko od jakichkolwiek oznak życia. Ale nie – on postanowił mi pomóc, w dowód wdzięczności. Czuję, że robi to nie tylko za uratowanie mu życia. Czuję, że on myśli o mnie, nie tylko jako o przyjaciółce i pomocnicy, ale kimś więcej. I tłumi te uczucia, bo boi się, żebym nie skończyła jak Julia.
To cholerny paradoks, coś tak niemożliwego, że spotkałam właśnie jego, uratowałam go i... sama nie potrafię w to uwierzyć. Ale widziałam rycinę i ta dziewczyna wyglądała jak ja! A ze spojrzeń Ellesime i Berta wyczytałam, że mówią prawdę. Nie mogli wtedy kłamać, zauważyłabym to.
Boże, co ja tu robię?! Co się dzieje z moim życiem?
A na dodatek jeszcze jestem w ciąży! A co ze studiami? Czy kiedykolwiek wrócę do domu?
Boję się, tak bardzo się boję...
- Jesteśmy prawie na miejscu – Cichy głos Nexa przerywa przemyślenia Ani – Za chwilę przejdziemy przez iluzję i znajdziemy się w Labiryncie Modronów. To magiczne miejsce, gdzie królują stworzenia zwane robotami – Ostatnie słowo wymawia z trudem, jakby bolał go ząb – Dominująca większość jest nastawiona przyjaźnie, niektóre z nich są neutralne i ignorują intruzów. Ale możemy też trafić na nastawione nieprzyjaźnie, a wtedy – Uśmiecha się złowrogo – pozostaje nam się tylko pomodlić do waszych bogów, jeśli w jakichkolwiek wierzycie.
- Roboty? Strzelają z laserów? - Zaciekawiona Ania dopytuje krasnoluda - Da się je unieszkodliwić lub zniszczyć?
- Osobiście nigdy nie spotkałem nikogo, kto zniszczyłby modrona, ale krążą legendy, że działa na nie magia zimna. Niestety nikt z nas nie dysponuje umiejętnościami magicznymi, a nawet jeśli umielibyśmy czarować to jest to zakazane w labiryncie i na głowę zwaliłyby nam się wszystkie pozostałe modrony – Oddaje pochodnię Dexowi – Labirynt składa się z kilkudziesięciu komnat, które są sześcianami. Znam najkrótszą drogę, wiodącą do Członków Rady. Wiedzie przez cztery komnaty, z których przynajmniej w jednej spotkamy modrona – Spogląda na Anię, która chłonie z zainteresowaniem każde jego słowo – Twoje nożyki, mości panno na niewiele zdadzą się w konfrontacji z pancerzem robotów i ich strzelającymi światłami.
- Gotowi? – Zerka na zmianę na dziewczynę i demona, którzy nie reagują – Szkoda tracić czas. Chodźmy.
- Aniu – Bas Berta rozlega się w jej głowie – Ani słowa o mocy Varscony. Będzie przydatna, a czuję, że przy pierwszym potknięciu krasnoludy obrócą się przeciw nam lub w najlepszym wypadku uciekną pozostawiając nas na pastwę tych maszyn. Rozumiesz?
- Tak. Jeśli będę miała możliwość przyjrzę się tym modronom. Każda maszyna ma słaby punkt, piętę achillesową, którą należy wykorzystać.
Nex przekracza iluzję, a za nim ruszają kolejno pozostali uczestnicy wędrówki.
Ania otwiera szeroko oczy w niemym zdziwieniu. I podziwie.
Sześcian ma ściany w kolorze nieskazitelnej bieli, pod którą skrzą się cieniutkie, ledwie widoczne złote nitki. Podłoga jest szara i matowa, ale jej kolor nie razi.
Jest neutralny – Myśl sama nasuwa się jej w głowie.
Zerka w górę i zatrzymuje się.
Sufit czarny jak noc. W tle czerni błyskają gwiazdy nadając pustemu pomieszczeniu surrealistyczny i bajkowy wygląd.
Boże, ale pięknie! Cudowny widok, zupełnie inny niż z balkonu Drzewa Życia, ale równie mocno działający na zmysły! Coś nieprawdopodobnego!
- Ruszajmy dalej – Rozmarzony nastrój Ani psuje twardy głos Nexa, na którym najwyraźniej widoki nie robią wrażenia – Przed nami trzy pokoje.
- W którym kierunku idziemy? – Cichy i niewiele dotychczas mówiący Bert zadaje pytanie, na które Ania nie wpadłaby będąc zachwycona widokami.
- Kierunki to prosto, prawo i lewo. Zapamiętajcie kolejność, gdyby cokolwiek mi się stało. Demonie – Nex spogląda na niego badawczo – topór należy już prawie do nas, jeśli ktokolwiek z nas trzech przeżyje odbiera zapłatę. Mamy umowę, rozumie się?
- Tak Nexie, rozumie się – Bert odwraca głowę w jego kierunku – Jeśli spróbujecie sztuczek pozabijam was jak psy i zrzucę wasze truchła do Gehenny – Oczy demona błyskają złowrogą czerwienią, na co Anię bezwiednie przechodzi dreszcz strachu – Prowadź Nexie, zapracuj na swoją nagrodę - Dodaje kpiąco.
Boję się go, kiedy tak się zachowuje. Jest przerażający, bezduszny i emanuje złą aurą – Dziewczyna wbija w niego przestraszony wzrok.
- Idziemy dalej – Stary odwraca się i rusza w przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszli. Przystaje przed skrzącą złotymi liniami ścianą i dotyka jej pełną dłonią. Pod wpływem delikatnego pchnięcia otwiera się wąskie przejście, z którego dobiegają popiskiwania i dźwięki, jakby ktoś przesyłał dane przez modem.
- To modron – Zniża głos do szeptu – Gotowi na walkę i spotkanie ze śmiercią? – Spogląda z ukosa za siebie na dwójkę towarzyszy – Synkowie, odpuszczam wam. I wy mi odpuście.
- Odpuszczamy ... – Rex ze zniecierpliwienia zagryza usta do krwi.
- ... ojcze – Blady Dex kurczowo zaciska dłonie na toporze.
- Wzruszające, mości panowie. Ruszajmy pozbyć się tego złomu – Rozlega się za nimi bas Berta, który wyciąga zza pleców skrzącą błękitem Varsconę.
Jezu, ale się kurwa boję! Przecież to jakiś pierdolony, laserowy świr, który ma jeden cel - sfajczyć wszystko, co porusza się w zasięgu jego elektronicznych gał! – Ania drżącymi i spoconymi dłońmi wyjmuje noże i układa w dłoni do rzutu – Muszę myśleć, obserwować i działać ostrożnie. Czuję, że do kolejnego pokoju przejdziemy zdekompletowani.
Duergarzy z dzikim wrzaskiem i uniesioną bronią wpadają do pokoju, za nimi w pewnej odległości z przygotowaną Varsconą i Toporem Nieuległości wkracza Bert, a pochód zamyka Ania, trzymająca ukryty w dłoni i przygotowany do rzutu kozik.
- Trupie światła! To trupie światła! – Przerażona spogląda na kolor podłogi, której odcień natychmiast kojarzy jej się z pewnym, dawno oglądanym filmem – Tak samo wyglądały bagna, przez które przechodzili Frodo z Samem i Gollumem we „Władcy Pierścieni”! – Rozmyślania na temat kolorystyki pomieszczenia przerywa jej ogłuszający pisk, rozlegający się w całym pokoju. Ściany i sufit są całkowicie czarne, niemal jak smoła, więc jedyne oświetlenie pochodzi od podłogi.
- Uważaj! – Słyszy w myślach głos Berta – Modron kryje się w prawym narożniku i za chwilę zacznie atakować.
W pomieszczeniu rozlega się narastający dźwięk, jakby ktoś uruchamiał potężnej mocy silnik.
- O kurwa, on ładuje baterie! – Ania jako pierwsza domyśla się źródła dźwięku – Na ziemię, wszyscy na ziemię do cholery! – Wykrzykuje głośno polecenie, po czym błyskawicznie upada, obok niej po chwili zalega Bert, a nad ich głowami przelatuje wiązka lasera trafiając w pustkę i gasnąc na ścianie.
Na Pandemonium, jest bardzo szybki! Jak do niego dotrzeć? – Przyklejony do podłogi demon szuka wyjścia z nie najlepszej sytuacji.
Trójka nacierających wściekle duergarów, która mimo, że rozproszyła się zaraz po wkroczeniu do pomieszczenia w dalszym ciągu są wystawiona na atak robota.
- Na ziemię! – Słyszą krzyk Ani, ostrzegający przed niebezpieczeństwem. Nex i Dex udanie unikają ataku modrona, ale Rex nie jest tak szybki i laser przecina go w pół rozdwajając jego ciało.
W pomieszczeniu rozlega się smród palonych zwłok, od którego dziewczynie znowu chce się wymiotować oraz dzikie wycie Nexa.
- Ten bydlak musi mieć słaby punkt! – Krzyczy w kierunku krasnoludów – Znajdźcie go!
- Widzę migające, czerwone światełko nieco wyżej niż moja głowa – Głos Berta, mimo ogromnego niebezpieczeństwa pozostaje spokojny jak w trakcie tłumaczenia zasad polowania – Będziesz w stanie w nie trafić?
Narastający dźwięk, który poprzednio zwiastował kłopoty wraca.
- A mam kurwa wyjście?! – Bierze na cel wskazany przez demona punkt obserwując dziki atak Dexa toporem na zbrojony pancerz modrona. Ostrze broni łamie się w pół, a głowa krasnoluda zostaje strącona z karku potężnym uderzeniem wielkiej, metalowej łapy.
- Nieeeee!!!! – Nex rzuca się jak oszalały na przeciwnika.
- Stój kurwa!!! – Ania krzyczy do niego w myślach – Zatrzymaj się Nex!!! - Wysyła kolejne ostrzeżenie, po czym wypuszcza nóż z ręki, który błyskawicznie szybuje w kierunku potwora.
Boże, błagam, traf! Traf w to cholerne światełko!
Ostrze wbija się głęboko w punkt wskazany przez Berta, co powoduje zakłócenie cyklu ładowania baterii i nasilenie wściekłych pisków rozlegających się w pomieszczeniu.
- Bert, to jest Pięta Achillesa tego skurwiela! – Cieszy się z udanego rzutu – Musimy wykończyć bydlaka!
- Kładź się na ziemię!!! – Stanowczy głos demona gasi jej radość – Nex, na ziemię!!! – Donośny, basowy głos przebija się przez kakofonię pisków.
Krasnolud posłusznie wykonuje polecenie, a Ania z fascynacją obserwuje precyzyjne i zaplanowane ruchy przyjaciela. Bert odwraca Varsconę ostrzem w kierunku modrona, ujmuje ją w połowie, po czym wykonuje rzut, identyczny jak w trakcie bitwy ze strażnikami w Niższej Dzielnicy. Miecz szybuje płasko w kierunku celu, po czym gwałtownie wbija się w czerwony punkt powodując rozbłysk i wybuch w pancerzu.
- Zdychaj skurwielu!!! – Ania krzyczy w radosnym szale chcąc się podnieść, ale demon opadając na ziemię przygniata ją ciałem.
Robot z ogłuszającym łoskotem wybucha.
Ale cudowne dźwięki, szkoda, że to tylko sen i za chwilę obudzę się w tym cholernym labiryncie. Z oszalałymi robotami.
- Aniu! – Dziewczyna czuje potrącenia za ramię – Anno! Wstawaj. Musimy ruszać.
Próbuje otworzyć oczy, ale jedyne, co jest w stanie zrobić to wydać z siebie głuchy jęk. Dłonie właściciela głosu otwierają jej usta i wlewają nieco płynu, który ma ożywcze działanie na jej ciało.
Jakby ktoś dał mi zastrzyk z adrenaliny.
Uchyla powieki i widzi pochyloną nad nią, umazaną sadzą twarz Berta. Jej wyraz pozostaje poważny, ale czarne oczy śmieją się do niej, wyrażając niemą radość z powodu powracającego, dobrego stanu.
- Dobrze widzieć, że jesteś cała, Anno – Tym razem również usta demona uśmiechają się – Pomogę ci wstać, przed nami jeszcze dwa pokoje do przejścia.
- O rany! – Dopiero po chwili dziewczyna uświadamia sobie, że po szalonym modronie i trupich światłach nie został ślad, a otacza ich ściana bujnej roślinności, śpiewających ptaków i promieniujących zielenią drzew – Tu jest niemal tak pięknie jak w Drzewie Życia!
- To arboretum – Bert pomaga jej wstać – Modron systematycznie niszczył roślinność i zwierzęta, próbujące odrodzić się w tym miejscu. Po tym, jak został przez nas unicestwiony pokój wrócił do swojego poprzedniego stanu.
- Ale jak to się stało? Tak szybko? Byliśmy nieprzytomni kilkanaście minut!
- Jesteś pewna? – Demon spogląda na nią badawczo – Nie zakładałbym, że to było kilkanaście minut. Czas biegnie tutaj inaczej niż na zewnątrz, a obawiam się, że to miejsce... jest wyłączone z czasu.
- Co to znaczy "wyłączone z czasu"? – Ania jednym uchem słucha, a drugim wypuszcza tłumaczenie Berta błyszczącym z zachwytu wzrokiem obserwując widoki dookoła.
- To znaczy, że możemy tu spędzić lata, zestarzeć się, a poza labiryntem czas nie będzie biegł.
- Jak to nie będzie biegł, o czym ty mówisz? – Spogląda na niego nieprzytomnym wzrokiem – Nieważne, bądźmy przez chwilę cicho.
- Chodźmy stąd – Wznawia rozmowę po chwili milczenia - To miejsce mnie przytłacza. Proszę – W jej oczach czai się ból.
- Zaraz, a gdzie jest Nex? – Orientuje się, że nigdzie nie widać starego duergara.
- Tam – Bert wskazuje dłonią nieopodal leżące zwłoki – Nie miał szans na przeżycie, znajdował się zbyt blisko, kiedy modron wybuchł. Zresztą – obraca się do Ani plecami – Ja też oberwałem.
Dziewczyna zamiera z przerażenia. Skóra Berta jest poharatana i porozrywana, po plecach cieknie krew.
- Bert! O Jezu! – Demon krzywi się na dźwięk imienia Syna Bożego – Polejmy to wodą z Drzewa Życia. Jesteś poważnie ranny!
- Po pierwsze, moje dziecko – Demon staje na nogi krzywiąc się – to nie są poważne rany – Ania robi niezadowoloną minę słysząc jego słowa – Po drugie – Kontynuuje podnosząc nieco głos – Najważniejsze jest znalezienie rady, a wszystko inne odkładamy na później. Obiecuję, że po spotkaniu z radą znajdziemy karczmę i odpoczniemy.
Ania wpatruje się w niego przeciągle bez słowa.
Anno, nie patrz tak na mnie, błagam. Kusisz mnie, doskonale wiedząc, że nie jesteś mi obojętna. I to nie dlatego, że wyglądasz jak Julia. To coś głębszego niż poczucie, że jesteś wcieleniem mojej ukochanej sprzed wieków. Twoja naiwność w pewnych życiowych sprawach, która tak mnie bawi. Jednocześnie potrafisz szybko uczyć się, czym zaskoczyłaś nawet Ellesime, a to jest sztuka. Podoba mi się twoje pojmowanie świata, inteligentny umysł, nawet twoja wulgarność, która niekiedy odrzuca zazwyczaj jest zabawna.
Nie rób tego. Nie próbuj być moją kobietą. Nie możesz mnie kochać, tak jak ja nie mogę kochać ciebie.
- Bert, co się dzieje? – Dziewczyna wygląda na zaniepokojoną stanem demona – Dobrze się czujesz?
- Tak dziecko, jestem w doskonałym stanie, nie przejmuj się moimi ranami, bywało dużo gorzej – Robi dobrą minę do złej gry.
Boli. Moje ciało starzeje się, niezależnie od faktu, że esencja hamuje jego degrengoladę, następującą tak jak w przypadku zwykłych śmiertelników. Mimo, że jestem w zasadzie nieśmiertelny, to ciało, które użytkuję zużywa się. Dzisiaj modron znacząco przyspieszył stopień wyeksploatowania.
- Varscona wytrzymała wybuch – Trzyma okopcony od eksplozji modrona miecz w dłoni – To dobrze, bo przyda mi się jeszcze nie raz, a to znakomita broń.
- Chodź tutaj do mnie – Ania trzyma w dłoni bukłak z wodą – Ukucnij – Polewa nią plecy, rany zasklepiają się w zaskakująco szybkim tempie i po chwili zamiast krwawiących miejsc na skórze widnieją różowe blizny – Nie krzyw się, bo w rany mogła wdać się infekcja, a jesteś mi potrzebny, mój herosie.
Nawet Julia tak o mnie nie dbała. Ona była inna, ostra, przebiegła, namiętna i wyuzdana. Ale nie opiekowała się mną, a moje rany były jej obojętne.
- Dobrze, gotowa? Ruszajmy – Bierze dziewczynę za dłoń – Dwa pokoje i jesteśmy na miejscu.
Podchodzą do wschodniej (a tak przynajmniej wydaje się Bertowi) ściany.
Na Belzebuba, żebym tylko nie pomylił kierunków. Zgubienie się w labiryncie to niemal pewna śmierć w mękach.
- Jesteś pewien? – Zadanym pytaniem Ania jeszcze bardziej zbija go z tropu – Odnoszę wrażenie, że jeśli drzwi zamkną się za nami ich ponowne otwarcie skieruje nas do innego pokoju niż ten, z którego przyszliśmy.
- Tak, jestem pewien.
Jeśli pomylę się oboje zginiemy.
Na Lilith.
Chodźmy.
Bert dotyka dłonią ściany, która pod wpływem nacisku ustępuje z cichym jękiem. "Wrota" do pokoju otwierają się. Zza nich dwójka podróżników słyszy szum wiatru, a przez wejście owiewa ich strumień lodowatego powietrza.
- Zimno – Brązowe oczy dziewczyny spoglądają uważnie na twarz Berta – Bardzo zimno. Ryzykujemy wejście tam? A jeśli to pułapka i zamarzniemy na śmierć?
- Nie widzę innego wyjścia. Nex powiedział, że to najprostsza droga do Rady. Jeśli pójdziemy w inną stronę możemy się zgubić i nigdy nie dotrzeć do celu.
On nie jest do końca pewien, czy to właściwa droga. Wyczuwam to, ale... ufam mu. I wierzę, że prowadzi nas właściwą drogą.
- Dobrze, chodźmy – Ania wspina się na palce i delikatnie całuje go w usta.
- Co to było? – Demon unosi brwi ze zdziwieniem.
- To na odwagę – Uśmiech na jej twarzy ma odcień lekkiego zmieszania – Potrzebujesz tego, a kobiety zawsze dodawały odwagi swoim mężczyznom.
- Swoim mężczyznom? Jestem twoim mężczyzną?
- Czy ci się to podoba czy nie, jesteś nim – Ania spogląda w uchylone drzwi i odwraca do niego wzrok – Ruszajmy. Jestem cholernie zmęczona i chciałabym w końcu dotrzeć do celu.
- Wejdę pierwszy – Bert wsuwa się przed nią – Zaczekaj, aż dam ci znać ręką.
Staje w progu. Silny wiatr rozwiewa na boki jego kruczoczarne, długie niemal do pasa włosy. Na twarzy dziewczyny zaczynają osiadać płatki śniegu, wpadające wraz z wiatrem do arboretum. Rozgląda się przez dłuższą chwilę po pomieszczeniu osłaniając dłonią oczy od wiatru i śniegu.
- Pusto – odwraca się twarzą do Ani – Naciągnij mocno kaptur i otul się płaszczem. W środku jest bardzo zimno.
Jestem całkowicie odporny na ciepło i podatny na zimno. To cecha demonów, której żaden ani żadna z nas, mimo wieków prób, badań i eksperymentów, nie jest w stanie zmienić i nabyć odporności na ujemne temperatury.
Trzeba będzie szybko opuścić to pomieszczenie, w przeciwnym wypadku...
Skończę marnie.
- Zapraszam do środka – Uchyla wrota przed dziewczyną, ta odpowiada dygnięciem w ramach żartobliwego podziękowania i wkracza do środka.
- O Boże, jak w zamrażarce! – Ani po zamknięciu wrót wystarczy chwila, aby straciła wszelką ochotę na przebywanie w tym pokoju. Policzki szczypie mróz, płaszcz, który na na sobie nie chroni przed przeszywającym wiatrem, a dłonie błyskawicznie stają się zgrabiałe od zimna – Zamarzniemy tu! Musimy jak najszybciej otworzyć wyjście! To miały być drzwi po lewej stronie, tak? – Spogląda pytającym wzrokiem na Berta, który wpatruje się w ścianę na wprost – Bert? Bert!
- Zagadka – Demon odpowiada nie patrząc na nią – Podejdźmy do ściany na wprost, tam jest zagadka do rozwiązania.
Poruszanie się po pomieszczeniu przychodzi im z dużym trudem. Silny wiatr oraz lód na podłodze wymagają zręcznego manewrowania stopami oraz zmysłu równowagi. Ania odłącza się od towarzysza i skręca w kierunku lewej ściany. Próbuje otworzyć ją dłonią powtarzając czynności wykonywane przez Nexa i Berta w poprzednich komnatach, ale skuta lodem powierzchnia ani myśli drgnąć.
- Aniu, nie siłuj się. Wrota pozostaną zamknięte, dopóki nie rozwiążemy zagadki – Demon przywołuje ją w myślach – Pomóż mi, to jedna z tych głupich, ludzkich zgadywanek, których mimo swej demonicznej inteligencji nigdy nie rozumiałem.
- „ Chodzę na czterech, dwóch i trzech nogach. Kim jestem?” – Ania czyta głośno napis wyryty na lodowym bloku rozcierając dłonie – „P.S. Pamiętaj, że w moim charakterze leży odwracanie kota ogonem”.
- Coś mi chodzi po głowie – Trzęsie się z zimna – Ogrzej mnie trochę, będzie mi łatwiej myśleć.
- Jak mam cię ogrzać? – Bert robi zdziwioną minę – Przecież nie wzniecę tu ognia.
- Sobą, matołku – Ania uśmiecha się i zbliża do niego – Ludzkie ciało to jedno żeberko kaloryfera, a twoje to przynajmniej dwa – Uśmiech dziewczyny jest coraz szerszy – Obejmij mnie w końcu i przestań zachowywać się jak nastolatek przed pierwszym seksem.
Ale oporny! Naprawdę zachowuje się jak nieśmiały prawiczek, a zaliczył tysiące, jeśli nie miliony panienek.
Boi się mnie i uczuć, jakie wobec mnie żywi lub mógłby odczuwać. Wiem to. Widzę to w jego głowie.
A rozwiązanie zagadki już znam, haaaa!
- Mhm, tak jest bardzo dobrze – Otoczona szerokimi barkami tuli się do niego i chucha w dłonie – Zagadka jest wbrew pozorom prosta jak konstrukcja cepa. Chodzi o – Odwraca głowę, zimny wiatr smaga ich twarze, a dłonie demona zachodzą gęsią skórką od chłodu – Człowieka.
- Człowieka? – Bert otwiera szeroko oczy – Ludzką istotę?
- Tak. To stara i łatwa zagadka, opowiadała mi ją kiedyś mama. Człowiek, kiedy jest dzieckiem raczkuje czyli używa czterech kończyn do chodzenia. Kiedy nauczy się chodzić porusza się na dwóch kończynach, czyli na nogach. A na starość oprócz nóg do pomocy w przemieszczaniu się służy mu laska – Spojrzenie Berta to niemy podziw dla wiedzy młodej towarzyszki – Zastanawia mnie tylko to zdanie na temat oszukiwania. Obok bloku znajduje się miejsce, gdzie należy postawić rozwiązanie, czyli na przykład mnie – Uwalnia się z jego ramion stawiając stopy na zmrożonym podeście i natychmiast zaczyna drżeć od lodowatego wiatru – Jesteśmy blisko, czuję to.
„W moim charakterze leży odwracanie kota ogonem.”
Co to znaczy?
Odwracać kota ogonem?
Robić coś na odwrót.
Ale jak mam odwrócić siebie?
Boże, jak zimnoo!!!
- Bert. Jak odwrócić człowieka?
- Odwrócić? Może nawrócić? Na wiarę najwyższego, hosanna! – W głosie demona pobrzmiewa kpiąca nutka – Człowiek jest jak plastyczna masa. To jedno z najbardziej niestałych stworzeń we Wszechświecie. Takie krasnoludy mają swój kodeks i twardo stoją na nogach, a człowiek...
Twardo stoją na nogach.
Stoją na nogach.
Odwrócić człowieka.
Do góry nogami?
O kurwa!
- Ktoś, kto to wymyślił jest perfidną mendą – Ania z powodu podniecenia i adrenaliny niemal przestaje odczuwać zimno i przerywa Bertowi – Patrz!
Nachyla się i staje na rękach w miejscu przeznaczonym do umieszczenia rozwiązania zagadki opierając stopy i nogi o jego tors.
Wiatr momentalnie cichnie i ustaje, a w pokoju pojawiają się promienie słoneczne.
Uśmiech, który gości na twarzy demona jest dla niej największą nagrodą, jaką mogła otrzymać za udane rozwiązanie zagadki.
- Jesteś najbardziej fascynującą i nieodgadnioną ludzką istotą, jaką spotkałem w swoim długim życiu, Anno – Dziewczyna staje na nogi i na wypowiedziane przez niego słowa robi jej się ciepło w całym ciele, a na twarz spływa ognisty rumieniec – Chodźmy, przed nami ostatni pokój.
Stają przed skrzącą się od zamarzniętego śniegu ścianą. Pod lekkim naciskiem palców dziewczyny lód i śnieg pękają, a wrota uchylają przed nimi swoje podwoje z głuchym, smutnym jękiem.
Z pokoju bucha ogniste ciepło.
- Wreszcie atmosfera jak w domu – Rzuca Bert poważnym głosem, ale w jego oczach czają się wesołe ogniki.
- Ja pierdolę, brakuje tylko jesieni i mielibyśmy komplet pór roku z pieprzonego Vivaldiego w wersji dla Terminatorów - Mimo zmęczenia Ania zdobywa się na żart – Chodźmy już spotkać się z tą r...
Przekracza próg pokoju i zamiera po kilku krokach spoglądając przed siebie. Kilka sekund później wrota zamykają się z potężnym hukiem za stojącym za nią Bertem.
Ognista i czerwona poświata pomieszczenia oraz temperatura wewnątrz przypomina atmosferę w hucie przy włączonych jednocześnie wszystkich piecach. Zaraz przy wejściu, po jego prawej stronie stoi mały stolik, za którym siedzi pomarszczony i zgrzybiały gnom.
- Witajcie, witajcie i gratulacje! – W przeciwieństwie do jego wyglądu potężny głos starca zdaje się brzmieć młodo i witalnie – Świetnie poradziliście sobie z TX-300, denerwował mnie systematycznym dewastowaniem arboretum. Jestem za słaby, żeby dać mu bobu, a teraz wreszcie będę mógł w spokoju zrelaksować się w wiosennym klimacie. Ach, jak mi tego brakowało, wielkie dzięki podróżnicy! – Przeciąga się strzelając palcami, co wywołuje grymas na twarzy Ani, wstaje i wyciąga dłoń do Berta – Jestem Voloth, klucznik labiryntu. Rada jest tam – wskazuje ścianę za sobą, w którą dziewczyna wpatruje się od chwili wejścia do pokoju.
To.
Jest.
Kurwa.
Niemożliwe!
Ja chyba śnię!
Ściana to cztery rzędy... męskich członków wraz z jądrami.
- Mamy rozmawiać z... kutasami?! – Spogląda zszokowana na ubawionego jej widokiem Volotha – Mieliśmy pomówić z radą!
- Droga Anno – Gnom wskazuje dłonią na ścianę za sobą – Mieliście spotkać się z Członkami Rady, prawda? Za mną znajduje się dwadzieścia osiem członków stanowiących Radę. W Sigil istniała niegdyś Rada złożona z 28 przedstawicieli różnych ras. Niestety jej członkowie spiskowali przeciw mieszkańcom, a ci w ramach zemsty obcięli im głowy i przyrodzenia, a następnie wrzucili do Labiryntu Modronów. Tutaj jakimś cudem moce labiryntu ożywiły przyrodzenia, umieściły w ścianie i tym sposobem powstała wyrocznia zwana Członkami Rady, którą widzisz – Uśmiecha się szeroko – To nieco groteskowe i ogromnie zabawne widząc jak niemal każdy, kto tu dociera zachowuje się tak jak ty.
- Każdy z członków – Kontynuuje – zna odpowiedź na wasze pytania, to do was należy wybór, z którym z nich zechcecie porozmawiać.
Przerażona i zszokowana dziewczyna spogląda z szeroko otwartymi oczami na zmianę na Berta i Volotha, po czym zatrzymuje wzrok na demonie próbując wymusić wzrokiem pomoc.
- Bardzo kurwa śmieszne! Boki zrywać! Co jeszcze?! – Oczy dziewczyny świecą wściekłością – Następnym razem dostanę za zadanie wylizać dupę trolla?! – Przewierca Berta wzrokiem – Pomóż mi do cholery, a nie tylko stoisz i gapisz się jak sroka w gnat!
- Nie patrz na mnie w ten sposób – Demon unosi dłonie w obronnym geście – Preferuję damskie organy i nie przyłożę do tego ręki, a tym bardziej innej części ciała. Nie ma mowy!
- Ale laseczka! – Dziewczyna słyszy za sobą wysoki, męski głos – Ciekawe, czy potrafi dobrze obciągać? Jak myślicie chłopaki?
- Nie przekonasz się, bo jesteś zbyt starym i pomarszczonym, smutnym chujem, żeby ktokolwiek oprócz tego zgrzybiałego, zboczonego gnoma chciał cię dotknąć – Drugi niższy głos rzuca ciętą ripostę, na co chór pozostałych głosów reaguje grzmotem śmiechu.
- One... mówią? – Szczęka Ani opada do samej ziemi – Nie wierzę w to co widzę! Gadające kutasy! Hahaha!
- Ona się z nas śmieje! Ciekawe, czy będzie jej do śmiechu, jak za kilka minut zostawię na niej trochę białych, kleistych plam – Duży, czarny w trzecim rzędzie gada jak nakręcony niskim głosem. Ania zauważa, że ten, który zabiera głos świeci nikłym blaskiem od wewnątrz.
- Najpierw musiałbyś wstać, a twój koński zwis jest ku temu poważną przeszkodą, sflaczały kondomie! – Sąsiad wbija mu werbalną szpilkę, po której pozostałe członki wybuchają śmiechem.
- I tak wybierze mnie, cieniasy – Gruby, zielonkawy, na pewno nie ludzki unosi nieco głowę spoglądając z góry na sąsiadów – Kto inny zapewni jej taką ilość atrakcji jak ja?
- Taa, atrakcje w twoim wykonaniu to serek spod laski i galareta spod napleta! – Sąsiad czarnego wbija kolejną szpilę. Pozostali „członkowie” ryczą ze śmiechu.
- Zamknij się, złamasie! – Zielony reaguje wściekłością.
- A co, walniesz mi z głowy, grubasie?
- A tak, właśnie tak zrobię!
- Najpierw musisz dosięgnąć!
- Jesteś chujem smutnym!
- A ty chujem wes...
- Zamknąć mordyyyyyy!!! Zamknąć kurwa te jebane mordy!!! – Wściekła i czerwona ze złości Ania przebija się przez harmider – Yyy, to znaczy... – Orientuje się, że czynność, której zażądała jest niekoniecznie wykonalna – Cisza do cholery! Koniec! Starczy!
- Starczy to jest uwiąd, kurdebalans, hahahaaaa! – Sąsiad czarnego najwyraźniej należy do "chujowej" loży szyderców.
Ani opadają ręce. Odwraca się i widzi Berta oraz Volotha pokładających się ze śmiechu na ziemi.
- Na dziewięć piekieł, jak ty tu z nimi wytrzymujesz Voloth? – Bert ociera kułakiem łzę rechocząc pod nosem.
- Dzisiaj mają świetny nastrój, lecz gdy są w zgryźliwym to nie chciałbyś znaleźć się na moim miejscu – Gnom uśmiecha się pod nosem – Ale nie na towarzyskie pogawędki wpadliście tutaj, prawda? Czas goni, więc przejdźmy do konkretów.
- Anno – Zbliża się do zniesmaczonej sytuacją dziewczyny – Domyślasz się, co musisz zrobić, prawda?
- Nawet kurwa nie myśl o tym, żebym wzięła któregokolwiek do ust, stary pierdzielu! – Ripostuje natychmiast – Nie zamierzam obciągać brudnych, niemytych od setek lat kutasów, które były wkładane nie wiadomo gdzie, komu i w jakim celu. A jeśli wspomnisz o połknięciu czegokolwiek to wezmę Varsconę od Berta i najpierw utnę ci łeb, a potem zabawię się w rzeźnika z naszymi przemiłymi przyjaciółmi w ścianie – Wskazuje głową na prężące się za nią członki.
- Anno – Bierze ją za rękę. Jego dłoń jest miła w dotyku, ciepła, miękka i przekazuje uspokajające uczucia.
- Wybierz sobie jednego, daj mu to, czego on oczekuje, a potem zadaj pytanie – Przekazuje jej informację w myślach uśmiechając się – To, w jaki sposób tego dokonasz jest z twoją sprawą oraz inwencją. Gotowa?
- Nie mam wyjścia, prawda? – Dziewczyna wzdycha ciężko zerkając za siebie.
- Jeśli chcesz uzyskać odpowiedź na pytanie – nie, nie masz.
Robiłam laskę drewnianej figurce, masturbowałam się w plenerze przed obliczem demona, rozdziewiczyłam elfa, a teraz mam stymulować i doprowadzić do orgazmu żywego kutasa w ścianie?!
Co będzie następne, seks ze słoniem?!
Paranoja!
Ale... nie za bardzo mam wyjście, prawda?
No dobrze, skoro ustaliłam z kimś mądrym, czyli ze sobą, że tego wyjścia nie mam czas brać się do roboty.
Podchodzi powoli do ściany, w której prężą się dumnie męskie organy różnych gabarytów, wieku i najprawdopodobniej pochodzenia.
Nie wszystkie należały do ludzi – Jest niemal pewna, że właścicielem tego zielonego od "sera spod laski" był ogr.
Buee, obrzydlistwo.
Z uwagą ogląda każdego członka, aż wreszcie dociera do ostatniego, dolnego rzędu.
I już wie, że to jest właściwy. Pierwszy z lewej strony, na samym dole.
- Witaj Anno - W jej głowie rozlega się męski, melodyjny głos - Czekałem na ciebie.
- Czekałeś? Wiedziałeś, że wybiorę ciebie? Skąd?
- Po prostu. To wszystko, o czym powinnaś posiadać wiedzę. Jakiej informacji poszukujesz, młoda damo?
- Chcę wrócić do domu. Szukam bramy do swojego świata.
- Posiadam wiedzę, która może ci pomóc, ale jak pewnie domyślasz się, w twoim przypadku zastosujemy barter. Za informację wykonasz najlepsze fellatio, na jakie cię stać. A potem dowiesz się, gdzie w Sigil znajduje się brama do twojego świata. Zgadzasz się na moją propozycję?
Kurwa, wiedziałam! Będę musiała wziąć go do ust! Porzygam się!
- Daj się chociaż powąchać, jeśli śmierdzisz albo jesteś brudny to anuluję umowę.
- Młoda damo, w przeciwieństwie do tego zielonego troglodyty powyżej jestem arystokratycznym penisem, a mój dawny właściciel przestrzegał higieny. Zresztą sama sprawdź, jeśli mi nie wierzysz.
Ania zbliża się do członka.
Całe szczęście, że przynajmniej ma w miarę normalne rozmiary, a nie gabaryty murzyńskiej maczugi – Ogląda go niczym towar na półce sklepowej.
- Mogę dotknąć?
- Oczywiście, nie krępuj się, w końcu na tym to polega, żebyś mnie dotykała.
- Masz jakieś imię?Wolałabym mówić do ciebie po imieniu niż per „kutas” lub „członek”.
- Nie posiadamy imion, ale jeśli chcesz możesz nazywać mnie Edwin. To imię mojego byłego właściciela, Czerwonego Czarodzieja.
- Dobrze Edwinie, jestem Anna. Sprawdzę, czy nie kłamiesz jeśli chodzi o higienę.
Bierze w dłoń członka, który pod wpływem jej dotyku zaczyna rosnąć. Nagle przypomina sobie o jednej, dość istotnej kwestii.
- Moglibyście się zająć czymś na czas, hmm, wiecie czego – Odwraca się do Berta i Volotha, którzy zaciekawieni obserwują jej zachowanie – Nie potrzebuję kibiców i jestem wystarczająco skrępowana bez waszych spojrzeń, a co dopiero wtedy, gdy się na mnie gapicie. Zapalcie sobie fajkę albo pogadajcie o starych czasach i zarzynaniu wrogów. Jak skończę to was zawołam.
- Dobrze już, dobrze młoda damo – Voloth pojednawczo macha dłonią i odwraca się w kierunku stolika – Chodź, potężny towarzyszu, mam schowane w moim stoliczku ziele fajkowe na czarną godzinę. Miło będzie wypalić je z tobą, w dobrej kompanii.
Ania wraca do Edwina, który podniósł się już na tyle, że odsłonił niemal całą główkę. Zbliża do niego nos i obwąchuje dookoła.
- Faktycznie, nie śmierdzisz – Stwierdza z zadowoleniem – Zobaczymy, co jest pod skórką – Chwyta go w dłoń i powolnym ruchem zsuwa napletek w dół.
- Mhm, nieźle, jesteś dobrze utrzymany. Może coś z tego będzie – Dotyka czubkiem języka główki – Voloth mówił mi, że mam spełnić twoje życzenie. Masz takowe? Zaznaczam, że nie zamierzam połknąć, a jeśli tego ode mnie zażądasz to zrywam umowę.
- Nie zamierzam zmuszać cię do połykania – W głosie Edwina pobrzmiewa zdziwienie – Mój właściciel, mimo wrednego i upierdliwego charakteru zawsze traktował damy z godnością, a ja nie jestem inny. Proszę tylko, abyś w chwili, gdy będzie zbliżał się finisz delikatnie ścisnęła...
- Ścisnęła co?
- No... Mój worek.
- Jajeczka – Uśmiecha się pod nosem – W porządku, robiłam dużo bardziej perwersyjne rzeczy. Gotowy?
- Gotowy. Zaczynaj, młoda damo.
Ania zamyka oczy i delikatnie obejmuje wargami główkę liżąc od spodu wędzidełko i jednocześnie przesuwając dłonią wzdłuż nasady. Powolne ruchy oraz praca ciepłego języka i warg powodują, że Edwin pręży się i stoi w pełnej gotowości.
- Świetnie ci idzie – Urywany głos rozlega się w jej głowie – Możesz nieco przyspieszyć?
- Mhm -Wsuwa go w siebie coraz głębiej i niemal połowa powierzchni jest już w jej ustach. Zaczyna pracować powoli głową poruszając nią w przód i tył, lewą dłonią chwyta jądra i masuje je delikatnymi ruchami uciskając skórę czubkami palców.
- Ooo tak! – Edwin jęczy coraz głośniej – Wsuń mnie jeszcze głębiej, chcę wejść do końca!
Ania dopycha go do gardła i wstrzymuje chwilę w środku, czym wywołuje ciche „ooo” symbolizujące podziw wśród pozostałych, obserwujących ją „członków” Rady.
- Cudownie, teraz zrób to dłonią.
Członek wysuwa się na zewnątrz. Dziewczyna oddycha ciężko pracując szybko dłonią wzdłuż mokrej, pokrytej śliną, ciepłej od jej ust i gardła skóry. Czuje, jak członek pulsuje zbliżającym się orgazmem.
- Zaraz...będę... finiszował! - Edwin urywanym głosem obwieszcza zbliżający się orgazm. Ania delikatnie dotyka wędzidełka językiem i czuje, jak członek napręża się mocno.
- Teraaaaz! - W jej głowie rozlega się głośny jęk. Chwyta lewą dłonią jądra, odsuwa się na bezpieczną odległość nie przerywając ruchów prawą ręką.
Po kilkunastu kolejnych następuje koniec. Z główki strzela pierwszy strumień spermy spadając na podłogę obok, po nim kolejne lądują coraz bliżej w akompaniamencie jęków.
- Oooohhh, taaak! - Edwin w rytm kolejnych strzałów jęczy głośno. Kiedy ostatnie kropelki nasienia spadają na podłogę w pomieszczeniu rozlega się ogromny harmider połączony z dzikimi okrzykami.
- Brawooo!
- To jest dziewoja! Potrafi zadowolić kutasa!
- Zazdroszczę temu wielkoludowi, który z nią przyszedł! Ten to musi mieć używanie!
- Żeby mnie chociaż raz tak zjechała na ręcznym!
- Ale nie bierze z połykiem, więc nie chcę!
- Dobra, już, wystarczy! Cisza! – Ania głośnym krzykiem ucisza hałasujące towarzystwo – Edwinie, teraz twoja kolej. Wywiąż się z obietnicy.
- Oczywiście Anno. Brama, której szukasz znajduje się Dzielnicy Urzędników w budowli nazywanej Gmach Rozrywki.
- Gmach Rozrywki? Czyli najzwyklejszy w świecie burdel, tak?
- W mało zawoalowany sposób tak można określić ten budynek, młoda panno. Szukaj toalety na drugim piętrze, w pokoju właściciela. Anno – Głos Edwina zawiesza się na kilka sekund – Dziękuję. To było coś nieprawdopodobnie przyjemnego. Zapamiętam cię na wieki. Oby twoja droga była pozbawiona przeszkód, a twoje losy szczęśliwe.
- Dziękuję Edwinie – Dziewczyna uśmiecha się do niego w odpowiedzi – Jesteś jedynym rozsądnym i normalnym członkiem tej śmierdzącej i brudnej zgrai – Oboje śmieją się z odpowiedzi, po czym Ania całuje członek w główkę – Żegnaj.
- Ruszamy – Zbliża się do ćmiącego fajkę Berta – Musimy udać się do Dzielnicy Urzędników do Gmachu Rozrywki.
- Do... Gmachu Rozrywki? – Na dźwięk słów Bert robi się blady i nerwowo wypuszcza dym – Dlaczego na dziewięć piekieł mnie to nie dziwi? W Sigil znajdują się miliony bram, a musimy znaleźć się akurat w tym miejscu, którego chciałbym uniknąć.
- Znasz to miejsce?
- Aż za dobrze, Anno – Demon błyskawicznie opanowuje się – Dobra wiadomość jest taka, że nasz przyjaciel Voloth otworzy dla nas bramę do dowolnego miejsca w Sigil, więc za chwilę znajdziemy się w pobliżu karczmy „Proch do prochu” w Ulu, gdzie będziemy mogli odpocząć i zebrać siły przed jutrzejszym dniem. A przeczuwam, że będzie ciężki i męczący.
- Wylądujecie w bardzo rzadko patrolowanym miejscu, więc jest niewielka szansa, że natkniecie się na wojsko i będziecie musieli ponownie walczyć.
- Tak, to dla nas bardzo ważne, abyśmy pozostali niewidoczni. Wątpię, żebym na ulicach Sigil spotkał kogokolwiek poza Nexem, kto będzie mnie pamiętał, ale lepiej dmuchać na zimne i nie zwracać na siebie uwagi – Bert uważnie studiuje powierzchnię Varscony szukając jakichkolwiek oznak zniszczenia lub zadrapań po walce z modronem – Na szczęście nie jest uszkodzona – Wstaje i chowa miecz do pochwy na plecach – Czas na nas.
- Anno, jesteś przemiłą, młodą damą. Ogromnie się cieszę, że mogłem cię poznać – Voloth mruga do niej porozumiewawczo okiem – Edwin również.
- Voloth, ty zboku – Ania uśmiecha się w odpowiedzi i ściska jego dłoń – Żegnaj, bo raczej nie mamy szans, żeby kiedykolwiek jeszcze się zobaczyć. Gotowy? – Spogląda na Berta.
- Tak, moja damo – Demon uśmiecha się do niej – Dziękuję za fajkę, Voloth. Udanego wypoczynku w arboretum!
- O taak! - Stary gnom cieszy się jak dziecko – Zostawię na jakiś czas tą bandę zwyrodnialców w ścianie i udam się na zasłużony odpoczynek. Powodzenia podróżnicy!
Na ścianie z prawej strony zaczyna migotać brama, w którą wchodzą Ania z Bertem i po kilku sekundach lądują w błocie obok karczmy.
Jest środek nocy, przestał padać deszcz, ale dość mocno wieje i jest bardzo zimno. Niemal tak zimno, jak w mroźnym pokoju Labiryntu Modronów.
- Jest karczma – Ania jest tak zmęczona, że nie ma siły się cieszyć – Jedyne o czym marzę, to gorąca kąpiel i łóżko.
- Nie pomyślałem wcześniej o jednej, ważnej kwestii – Bert zatrzymuje się przed wejściem – Ale to jest do rozwiązania – Dziewczyna zerka na niego badawczo – Nie mamy pieniędzy.
- No tak! – Łapie się za głowę – No to jak zapłacimy? Przecież nie w naturze!
- Tym – Demon wskazuje na jej palec.
- Czym? Moją dłonią?
- Naprawdę jesteś zmęczona. Co nosisz na ręku? Na palcu.
- Pierścień Wpływu? Nie oddam go! To prezent, poza tym może się przydać.
- Nie mówię o oddawaniu. Użyj go.
- Spróbuję – Nie wydaje się być przekonana – A jeśli się nie uda?
- Poszukamy pijanego osiłka, damy mu po głowie i obrabujemy.
- Bert! To jest złe! Tak nie wolno! – Ania otwiera szeroko oczy – Nie zamierzam być złodziejem i bandziorem!
Czy jemu kompletnie odwaliło? Napaść i rabunek? Wolę spać w szopie albo w oborze!
- Cicho dziecko! Ja się tym zajmę, ty po prostu poczekasz za rogiem. To dla mnie nie pierwszyzna...
- Ehh, nie chcę wiedzieć, co kiedyś robiłeś. Jeśli do tego dojdzie nie zamierzam przyłożyć ręki do przestępstwa – Odwraca się zrezygnowana – Chodźmy do środka – Rusza w kierunku drzwi.
Karczma wewnątrz prezentuje się całkiem przytulnie i miło. Ściany mają dość ciemny, brązowy kolor, na podłodze leży krótki, bordowy dywan, a na ścianach wiszą lampy, nadające pomieszczeniu ciepły nastrój.
Klientów niemal brak. Przy jedynym, zajętym stoliku siedzi dwóch miejscowych pijaczków.
Po lewej stronie od wejścia znajduje się bar, za którym kręci się dość wysoki mężczyzna spoglądający na nich badawczo.
- Podejdź do baru, dotknij pierścienia i porozmawiaj z barmanem – Stanowczy głos Berta rozlega się w jej głowie – Widziałem, co ten pierścień potrafi. No już Anno, działaj!
A czarna robota jak zwykle spada na mnie. Zrób laskę kutasowi w ścianie, omotaj barmana w knajpie, ciekawe, co jeszcze wymyśli?!
- Dobry wieczór – Zbliża się do baru – Mam na imię Anna. Potrzebuję dwuosobowego pokoju na noc. Z łazienką.
- Dobry wiecór, panienko – Barman ma na oko około sześćdziesiątki, brakuje mu kilku zębów i sepleni – Mamy pokój małzeński z wielkom baliom i duzom ilościom pjany – Słowo piany przeciąga tak, że brzmi ono jak „pijany” – Cy stuki zloota i jest was – Spogląda z podziwem na sylwetkę Berta.
- Hmm, jest pan taki miły – Ania dotyka pierścienia kręcąc nim na palcu i używa jednego z wielu zniewalających uśmiechów w swoim repertuarze spogląda prosto w oczy starego – Ale chciałabym negocjować cenę – Wyraz twarzy barmana z nieufnego powoli przeobraża się w uśmiechnięty i otwarty.
- Znacy siem płacić mnjej, tak? - Gapi się nią jak sroka w gnat – A ile panienka ma piniendzy?
- Nic nie mam – Dziewczyna opiera ręce równolegle do siebie i ciała na barze i nachyla się w jego kierunku w ten sposób, że odsłania niemal połowę biustu – Zastanawiałam się, czy nie mógłby mi pan wypożyczyć go na noc? Jestem biedną, ale dobrą dziewczyną. Nikogo nigdy nie skrzywdziłam. Razem z mężem nie mamy gdzie się podziać. Pomyślałam, że taki miły, władczy i męski – Urywa i przesuwa powoli językiem po ustach – Mężczyzna mógłby mi pomóc.
- Wypozycyć? - Barman zamiera za barem gapiąc się w jej cycki – A tak, wypozycyć!
Bezczelny, stary zbok! Każdy facet daje się na to złapać!
- No tak – Dotyka ponownie pierścienia – To co, mamy umowę?
- Umowem? A taak, umowem. Prosem kluc, panienko – Zdejmuje kluczyk ze ściany i podaje jej – Psyślę chopaka, nicpoń psygotuje kompiel dla panienki. Cy zycom sobie państwo kolacjem?
- Oczywiście, będę wdzięczna za przygotowanie, choć proszę nie przesadzać. Wystarczy prosty posiłek – Ania odwraca się do Berta i puszcza do niego oko – Gdzie znajduje się pokój?
- Prosem wejść na pientro. Ostatnie dźwi z prawej strony. Zycem miłego pobytu, pse panienko.
- Dziękuję, bardzo panu dziękuję – Ania odwraca się plecami do baru i zadowolona machając kluczem na palcu podchodzi do Berta.
- Łatwo poszło.
- Widziałem – Demon jest pod wrażeniem jej umiejętności.
- Tylko, hmm – Czerwieni się – W sumie nie zapytałam, a on sam zaproponował. Dostaliśmy klucz do apartamentu małżeńskiego.
- Apartamentu małżeńskiego?
- Nno tak – Kolor skóry na buzi dziewczyny mieni się różnymi odcieniami czerwieni – Powiedziałam, że jesteś moim mężem. Mam poprosić o inny?
- Nie, nie. Chodźmy.
Apartamentu małżeńskiego? Na Belzebuba! Małżeństwo to ostatnia rzecz, o jakiej marzę!
Pokój nazwany szumnie przez barmana apartamentem to klitka o powierzchni około dwudziestu pięciu metrów kwadratowych ze sporym łożem, na którym leży puchowa pościel, oknem wychodzącym na podwórze i stołem z dwoma krzesłami pod parapetem okiennym.
Naprzeciw łoża znajduje się mała łazienka, zajęta niemal w całości przez drewnianą balię, w której pomocnik barmana przygotowuje kąpiel.
- Aaa, łóżko! – Zachwycona Ania niemal piszczy z radości – I kąpiel! Jestem w raju!
Na Pandemonium. Wracają kolejne wspomnienia.
Julia spędziła ze mną noc w podobnym pokoju. Nie pamiętam już, czy w tej samej karczmie czy w innej. Zwiedziliśmy ich dość wiele, poza tym moja pamięć zaciera się.
- Za chwilę przyniosę panience i panu kolację – Pomocnik wycofuje się rakiem z pokoju z przestrachem i podziwem wpatrując się w potężną sylwetkę Berta.
- Boże, w końcu łóżko! – Ania ma ochotę rzucić na pościel, ale w ostatniej chwili powstrzymuje się - Najpierw jedzonko i kąpiel, a potem spanko!
Jak na zawołanie w drzwiach pojawia się pomocnik, który niesie ogromną tacę z gorącą herbatą, pieczywem, mięsem i warzywami.
- Dziękuję – Dziewczyna z ogniem w oczach zaczyna pałaszować jedzenie – Mhm, pyfne - Sepleni z pełnymi ustami – Bełt, chocz tutaj i cosz zjedz! – Wygląda komicznie, gdy po brodzie spływa jej sok z przegryzionego chwilę wcześniej pomidora – Ałe zajebiste! Mhm, pychota!
Demon stoi przodem do okna, całkowicie wyłączony i nieobecny.
- Bełt?
- Dziękuję, nie jestem głodny – Odpowiada głuchym, matowym głosem.
- No dobrze – Wypełniona "po sufit" Ania jakiś czas później z trudem wstaje od stołu – Nie powinno się wchodzić do kąpieli zaraz po jedzeniu, ale mam to gdzieś - Przeciąga się i zaczyna rozpinać rzemienie z przodu skórzanej kamizelki – Mhm, cudowne ciepełko, mam nadzieję, że woda nie ostygła.
Kamizelka i szorty lądują na podłodze. Naga kieruje się w stronę łazienki i niespodziewanie zawraca tuż przed balią.
- Co się stało? – Staje przed nim z zatroskaną miną. Brodawki jej małych piersi, znajdujące się na wprost jego twarzy mają kolor dojrzałych malin. Na ich widok w podbrzuszu Berta zaczyna kwitnąć pożądanie - Bert? – Bierze w dłoń jego podbródek i spogląda mu prosto w oczy – Powiedz mi. Proszę. Nie ukrywaj niczego przede mną.
Demon spogląda na nią w milczeniu.
- Do cholery, chyba zasługuję na coś więcej niż zbycie mnie wymownym milczeniem?! Od miesiąca spędzam z tobą każdy dzień! Znasz moje myśli, pragnienia, sny, wiesz, że będę miała dziecko! – Jej głos drży, a w oczach pojawiają się łzy – Robiłam to przed tobą, widziałeś mnie nago! A mimo to traktujesz mnie jak obcą osobę, prawie jak wroga! A ja... – Milknie oddychając ciężko - Ja.... – Zawiesza ponownie głos – Przepraszam. Nie powinnam tego mówić. Idę się umyć i położę się spać.
Odwraca się i po kilku krokach wchodzi do wody.
Nie płacz Anka, przestań się mazać. To tylko hormony.
Bert wciąż milcząc wpatruje się w drobnej budowy plecy dziewczyny, ciemnobrązowe włosy sięgające łopatek i kształtne pośladki.
Nie mogę z tobą być. Nie chcę cię kochać, bo próba okazania przeze mnie miłości jakiejkolwiek kobiecie to pocałunek śmierci lub nieszczęścia dla niej. Tak był z Julią, z Ellesime i nie dopuszczę, by tak stało się z tobą, Anno.
Mimo, że uczucie, jakie wobec ciebie żywię można określić jednym, krótkim słowem.
Miłość.
Z drugiej strony wiem, że jeśli nie spróbuję być z tobą to do końca istnienia mojej esencji będę tego żałował. Mając świadomość, że ty czujesz do mnie to samo, co ja do ciebie.
Czy mam zaryzykować twoje życie i poprosić cię, abyś ze mną została?
Nie jestem pewien, czy mam odwagę, by to zrobić. Poprosić cię, abyś poświęciła dla mnie wszystko.
Wiem jednak, co muszę zrobić teraz, w tej chwili. Coś na co oboje czekamy od dawna, czego oboje pragniemy i przed czym broniłem się jak przed złem.
A to nie jest zło.
To coś, co chcemy oboje sobie dać.
Wstaje, przekręca klucz w drzwiach do pokoju zamykając je i idąc powoli w stronę prowizorycznej łazienki zrzuca z siebie ubrania na podłogę. Ściąga buty, skórzane spodnie i obcisłą, czarną koszulę.
Ania leżąc w balii z zamkniętymi oczami tyłem do pokoju nie słyszy, gdy obchodzi ją dookoła, dopiero plusk wody, towarzyszący jego wejściu budzi ją z drzemki.
- Bert? – Spogląda na niego spod przymrużonych oczu – Co ty robisz?
Ogromny! Rozerwie mnie...
- Coś, co chciałem i powinienem uczynić już dawno – Nagi staje nad nią, Ania czuje ciepło buchające z jego ciała – Coś, czego oboje chcemy oraz coś – Klęka i bierze delikatnie jej podbródek w ogromną dłoń – czego od dawna pragnę, ale czułem przed tym strach. Bałem się ciebie skrzywdzić. Nie chciałem, byś podzieliła losy Julii czy Ellesime, które były ze mną nieszczęśliwe lub ich losy stały się tragiczne. Obiecałem sobie, że ty będziesz żyła, nawet jeśli będę zmuszony poświęcić siebie – W oczach dziewczyny lśnią łzy – Zróbmy to Anno, kochaj się ze mną.
Dziewczyna unosi się nieco i zamykając oczy zbliża twarz do jego ust. Następuje zetknięcie warg obojga.
Cholera, to uczucie, jakby przeskoczyła iskra! Jakby poraził mnie prąd, poczułam to w sutkach!
Powolny, delikatny pocałunek zmienia się w szalone zespolenie ust i języków, tak jakby oboje chcieli wyssać wzajemnie swoje smaki i zatrzymać je w sobie. Na zawsze. Długie, wąskie palce Ani wsuwają się między włosy Berta i dociskają jego głowę do siebie, z ust dziewczyny wydobywa się stłumiony przez pocałunek, głuchy jęk, który przeradza się w przyspieszony oddech z racji dotyku dłoni Berta, krążących po jej ciele.
- Marzyłam o tobie od chwili, gdy odkryłam, że robiłeś to patrząc na mnie. Żebyś pieścił mnie dłońmi i ustami – Podnosi się powoli ociekając wodą, Bert podnosi się razem z nią – Żebyś rżnął mnie mocno i gwałtownie swoim wielkim kutasem – Chwyta za trzon członka i zaczyna powoli przesuwać dłonią po powierzchni zsuwają nieco skórkę z główki i zakrywając ją przeciwnym ruchem – i żebyś zostawił we mnie swój orgazm. Zalał mnie w środku, gorącym, kleistym i lepkim nasieniem.
Patrząc mu prosto w oczy klęka w przed nim i zaczyna powoli całować uda, podbrzusze i pachwiny świadomie omijając członka, stojącego już w niemal pełnej erekcji.
- Nie wiem, czy zmieścisz się we mnie cały, bo jesteś ogromny – Przesuwa czubkiem języka pod spodem od nasady do wędzidełka – Ale chcę, żeby pieprzył mnie ostro, gwałtownie i namiętnie. Tak, żebym pamiętała cię na zawsze, nawet jeśli zrobimy to pierwszy i ostatni raz.
Obejmuje główkę wargami, powoli wsuwa wgłąb i spoglądając mu prosto w oczy zaczyna rytmicznie poruszać ustami i językiem pomrukując i pojękując przy tym cicho.
Wsuwa go coraz głębiej i głębiej, a dłonie demona dopychają ogromnego kutasa niemal do gardła dziewczyny.
- Ochh – Wyjmuje go i z głębokim haustem wciąga powietrze – Ogromny – Liże główkę całą powierzchnią języka od spodu, co wywołuje lekkie drżenie Berta – Przyjemnie? – Uśmiecha się do niego w nieco figlarny sposób.
- Tak, robisz to w bardzo przyjemny sposób, Anno – Szepcze – Liż go na całej długości. Tak jest wspaniale.
Dłonie dziewczyny przesuwają się całą powierzchnią po podbrzuszu i biodrach demona, który zaczyna coraz głośniej pojękiwać, aż wreszcie odciąga głowę Ani od swojego krocza, bez większego wysiłku bierze jej drobne ciało na ręce i zanosi na łóżko.
- Zamierzasz mnie tak po prostu zerżnąć? – Dziewczyna prowokacyjnie rozkłada szeroko nogi. Na jej cipce perli się wilgoć z połączona z wodą z balii – Czy najpierw pobawisz się z nią – Wskazuje palcem między nogi – I pokażesz mi, co potrafią twoje usta? Moje umiejętności już znasz, kochanie – Uśmiecha się prowokacyjnie dostrzegając błysk podniecenia w oku Berta.
Tu cię mam, króliczku. Spodoba ci się lizanko mojej cipki.
Język Berta całą powierzchnią przesuwa się po jej wargach sromowych, a czarne oczy demona wpatrują się w jej oblicze. Ania zamyka oczy i reaguje głośnym, długim jękiem. Dłonie dziewczyny chwytają jego głowę i dociskają do siebie.
- Wsuń go we mnie, głębiej – Urywanym głosem prosi o natężenie pieszczot i chwyta za naprężone sutki ściskając je mocno opuszkami palców – O tak! Wspaniale!
Bert pracuje powoli przesuwając język po wewnętrznej części cipki i chwilę później wsuwa palec do środka.
- Oooh, tak! Szybciej palcem, błagam! – Drobne ciało wygina się w łuk na miękkiej, puszystej pościeli, a ruchy długowłosej głowy między jej nogami przyspieszają – Jeszcze! Jestem już bardzo mokra!
Druga, ogromna dłoń nakrywa jej podbrzusze i wyczuwa nadchodzące spazmy. Ania drży, milknie pod wpływem pieszczot i po krótkim „O Boże” dochodzi krzycząc i zaciskając mocno uda. Demon jeszcze przez chwilę pieści ją samymi ustami, po czym unosi się i jednym ruchem wsuwa w nią członek.
- Ciepło! – Dyszy ciężko i rozpoczyna ruchy biodrami. Ania rozkłada szeroko nogi i niemym błaganiem w oczach oraz urywanym oddechem prosi go o więcej i głębiej. Mimo bólu spowodowanego rozmiarami penetrującego ją kutasa odczuwa rozrywającą rozkosz. Wbija mocno paznokcie w tors Berta, po czym przyciąga go do siebie i obejmując szczelnie udami całuje głęboko.
Ruchy wewnątrz niej stają się coraz szybsze i głębsze. Dziewczyna zamyka oczy i dochodzi po raz drugi. Orgazm jest długi, intensywny i bezgłośny. Nie jest w stanie wydać z siebie nawet jęku, jedyne co rejestruje to gwiazdy przed oczami, rozkoszny skurcz całego ciała i poruszającego się w niej kochanka.
Drżenie ud Berta zwiastuje nadchodzący orgazm i kilka ruchów później do wnętrza strzelają pociski nasienia. Zalewają ją niczym fale wody ze zburzonej tamy.
- Kocham cię, Bert – Ania otwiera oczy i ciężko oddychając całuje czule nachylone nad nią usta – Kocham cię jak mojego mężczyznę.
- Ja też cię kocham, Anno – Demon oddaje pocałunek, wysuwa się z niej powolnym ruchem i kładzie obok na pościeli – Śpij, moje dziecko. Potrzebujesz odpoczynku. Ja również.
Zaspana Ania przeciera oczy z trudem wybudzając się z porannej drzemki. Nieco obolała, ale w radosnym nastroju obserwuje nagiego Berta, stojącego tyłem do niej i wyglądającego przez okno.
- Wiesz, że tym mieście nigdy nie świeci słońce? – Nie odwracając się demon rozpoczyna dialog – Nawet w dzień jedyne naturalne światło to półmrok przebijający się przez chmury. Mroczna, ciężka atmosfera, mieszkańcy opanowani żądzą mordu, zysku i współzawodnictwa za wszelką cenę. Chory świat, chore miasto i chora ziemia – Odwraca się do niej – Jak się czujesz?
- Mhmm, świetnie – Przeciąga się niczym kotka wygrzewająca się na oświetlonym słońcem dachu – Jestem trochę obolała tu i ówdzie – Czerwieni się lekko – Ale poza tym jest fantastycznie. Zjedzmy coś i ruszajmy w miasto.
Okłamałam go. W głębi duszy czuję, że dzisiaj się rozstaniemy. I to mnie przeraża. Boli. Rozrywa od środka.
Nie chcę, żeby odszedł. Pragnę zostać jego kobietą. Nawet kosztem ryzyka, na jakie naraził Julię czy Ellesime.
- Bert – Podnosi się z łóżka i staje naprzeciw niego. Spogląda prosto w czarne oczy demona – To co wczoraj powiedziałeś – Dotyka umięśnionego torsu – To prawda? Kochasz mnie?
- Tak, Anno – Ogromna dłoń delikatnie ujmuje jej podbródek – Kocham cię i wiem, że ty czujesz to samo do mnie – Całuje ją czule – Co nie wpływa na nasz dzisiejszy cel. Znajdziemy bramę i wyślemy cię do domu.
Do domu. Czy mój dom jest nadal "tam"? Czy już tutaj?
Należę jeszcze do świata tramwajów, samolotów, smartfonów? Czy telepatii, telekinezy i czytania snów?
- Dlaczego do cholery?! Nie obchodzi cię to, że chcę z tobą być?! Chcę być twoją kobietą, rozumiesz?! Nie odsyłaj mnie!
- Związek demona z młodą, ludzką dziewczyną, na dodatek noszącą w sobie potomka. To bardziej niedorzeczne niż mezalians króla z chłopką w twoim świecie, moje dziecko. Koniec dyskusji.
Na twarzy Ani maluje się wyraźny ból.
- Ubierzmy się i chodźmy zjeść śniadanie – Odwraca się w stronę łóżka nieudanie maskując pojawiające się w oczach łzy – A potem pozbędziesz się mnie, skoro tak ci się spieszy.
- Ciekawi mnie pewna kwestia – Rozmowa odbyta kilkadziesiąt minut wcześniej wyraźne wytrąciła ją z równowagi. Głos jest cichy i lekko drży, ale twarz wydaje się być opanowana – Wiem, że istnieją żeńskie wersje demonów pożądania. Opowiesz mi o nich coś więcej?
Przeżuwający powoli pieczywo Bert spogląda na nią z uwagą.
- Dlaczego cię to interesuje?
- Po prostu jestem ciekawa. Ty jako inkub możesz robić to z sukkubem?
Demon milczy jeszcze przez chwilę, po czym zaczyna cicho mówić.
- Sukkuby, bo o nich mowa, są żeńskim odpowiednikiem inkubów. Polują na samców. Nie mamy z nimi styczności w wymiarze seksu, choć zdarzały się pary wśród populacji demonów. Bardzo rzadko.
- A czy – Ania zawiesza na chwilę głos spoglądając w ścianę – Czy istnieje sposób, aby przemienić się w sukkuba?
Wzrok Berta przewierca ją niemal na wylot.
Co ty chcesz zrobić, dziecko? Stracisz wszystko, co w tobie dobre i zmienisz się w bezlitosnego, żądnego wyuzdanego seksu demona?
- Nie wiem, po co ci ta informacja – Akurat, dobrze wiem i plotę banialuki – ale powiem ci wszystko, co wiadomo mi na ten temat.
- Istnieje możliwość przemiany dowolnego stworzenia w sukkuba. Wymagane jest wypicie przez przemienianą własnej krwi oraz odpowiednia inkantacja, którą musi wypowiedzieć inny sukkub lub inkub. Proces jest nieodwracalny, przemieniona kobieta na zawsze traci szansę na posiadanie potomstwa oraz – Zawiesza głos wpatrując się w nią przenikliwie – w wyniku rytuału traci nienarodzone potomstwo, które nosi w sobie.
Zabijesz swoje dziecko, Anno. Chcesz poświęcić najbardziej niewinną część siebie? W imię czego? I w jakim celu? Dla mnie, po to, by być ze mną?
To jedna z najbardziej niedorzecznych koncepcji napotkanych przeze mnie w przeciągu kilkuset lat.
- Jest jeszcze jedna kwestia – Wznawia po chwili ciszy – Dusza przemienionej musi być skażona cząstką czerni.
- Skażona cząstką czerni? Co to znaczy?
- To znaczy, że kandydatka na sukkuba musi być morderczynią – Oczy Berta płoną czerwienią – Jesteś gotowa kogoś zamordować?
Dziewczyna wpatruje się w niego zimnym spojrzeniem.
- Nie patrz tak na mnie, dziecko – Bert staje się nieco spokojniejszy – Zadałaś mi pytanie, więc odpowiedziałem. Żołnierz z niższej dzielnicy nie liczy się, zabiłaś go w walce. Mówię o ofierze morderstwa. Byłabyś gotowa zakończyć czyjeś życie z zimną krwią w imię bycia sukkubem?
- Nie musiałabym tego robić... – Słowa wydobywające się z ust dziewczyny są tak ciche, że Bert z ledwością jest w stanie je zrozumieć.
Wiedziałem! Będąc w niej czułem, że ukrywa bardzo głęboko coś mrocznego i przerażającego.
- Nie patrz tak na mnie – Przyjmuje postawę obronną i odsuwa się od niego – Nie wiesz, co przeszłam!
- W takim razie powiedz mi – Bert kładzie dłoń na jej spoczywającej na stole ręce.
- To był... – Odpowiada po chwili wahania – mój ojczym.
- Ojczym?
- Drugi mąż mojej mamy. Tata zmarł, kiedy miałam trzy lata. Mama wyszła ponownie za mąż cztery lata później – Kontynuuje ponuro – Przed ślubem był dla niej dobry, ale później...
- Później zaczął pić. I bić mamę, mnie też uderzył kilka razy, ale byłam mała, szybka i zwinna, a on wiecznie pijany i nie mógł za mną nadążyć. Wyżywał się na mamie, bydlę.
Na chwilę zalega cisza, przerywana pianiem koguta na zewnątrz.
- To nie wszystko, prawda? – Bert po kilkunastu sekundach wznawia rozmowę – Domyślam się dalszego ciągu zdarzeń, ale chcę usłyszeć to od ciebie.
Usłyszeć ode mnie?! Co?! Że wbiłam mu nóż w gardło w trakcie snu? Że poćwiartowałyśmy wspólnie z matką zwłoki i zakopałyśmy głęboko w dole na ziemniaki w piwnicy? Że policja niczego nie znalazła i mimo poszukiwań z psami nie namierzyli dołu?
- W wieku trzynastu lat zgwałcił mnie po raz pierwszy. Mówił, że jestem taka słodka, taka niewinna, że nie może się opanować i musi spróbować dobrać się do garnca miodu – Wzrok dziewczyny jest mętny, a głos pusty i niemal bezdźwięczny – Później przychodził do mnie jeszcze kilka razy. To cud, że nie zaszłam w ciążę.
- W końcu nie wytrzymałam. Kiedy pobił w pijackim szale mamę tak mocno, że wybił jej ząb i niemal pozbawił ją oka zakradłam się w nocy do pokoju, w którym spał. Mama, pobita i posiniaczona spała na kanapie. On, wielmożny książe, pieprzony damski bokser i gwałciciel dziewczynek – Podnosi głos we wściekłości – nachlany jak świnia spał na wznak, chrapiąc głośno w sypialni.
- Zakradłam się tam z wielkim nożem kuchennym, przyłożyłam jego czubek z boku do szyi tego zwyrodnialca i obudziłam go. Nie musiałam tego robić, ale chciałam widzieć jego przerażone oczy, kiedy metal będzie zagłębiał się w miękką skórę, przebijał tkanki, tchawicę, przecinał struny głosowe, a w jego oczach pojawi się przerażenie. Napawałam się tym, że zamorduję tego bydlaka – Spogląda na Berta z ogniem w oczach – Kiedy podniósł powieki pchnęłam z całej siły, najmocniej jak potrafiłam. Nóż zagłębił się do połowy, z jego ust buchnęła krew. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i patrzyłam, jak zdycha, w drgawkach i śmiertelnych spazmach. Mam nadzieję, że za to, co zrobił mamie i mnie trafił do piekła.
- To jest do sprawdzenia, moje dziecko – Uwaga Berta przywołuje ją do rzeczywistości.
- Nie obchodzi mnie, co stało się z duszą tego zwyrodnialca – Ania przerywa jego wypowiedź – Po tym, jak zdechł obudziłam mamę i pokazałam jej swoje dzieło. Nie była przerażona, co najwyżej trochę wystraszona konsekwencjami. Przez dwa dni doprowadzałyśmy sypialnię do normalnego stanu, w międzyczasie ćwiartując i zakopując w piwnicy trupa. To dziwne – Uśmiecha się pod nosem – ale nie czułam żadnego obrzydzenia na widok zwłok czy wobec siebie ze względu na popełniony czyn. I mimo że to było morderstwo z zimną krwią nie czuję się winna. To był skażony złem do cna człowiek i zasługiwał na najwyższą karę.
- Kiedy pojawiła się policja miałyśmy ustaloną historyjkę na ich potrzeby, zresztą ojczym sam dostarczył paliwa dla naszego zmyślonego alibi – często znikał na całe dni z domu na pijackie imprezy, więc zeznałyśmy, że od kilku dni go nie widziałyśmy i nie wiemy, co się z nim dzieje. Tym sposobem jestem morderczynią i mogę zostać sukkubem.
Cholera! Nigdy nikomu o tym nie mówiłam! Absolutnie. Poza mamą nikt nie miał pojęcia, co stało się z ojczymem.
- Skończyłaś jeść? – Bert jak gdyby nigdy nic wstaje od stołu – W takim razie chodźmy powoli do Dzielnicy Urzędników.
- To wszystko? – Zdziwiona Ania podnosi się i rusza za nim w kierunku wyjścia – Nic więcej nie powiesz? Co z rytuałem?
- Nie zamierzam nic więcej mówić. A jeśli myślisz o tym, żeby zamienić się w demona to możesz wybić sobie ten niedorzeczny pomysł z głowy, moje dziecko.
- Wybić z głowy? A skąd wiesz, że o tym myślałam? Może po prostu jestem ciekawa – Oboje wychodzą z gospody, na zewnątrz pada rzęsisty deszcz wymuszając założenie kapturów na głowy. Wyglądają jak mnisi – Zwierzam ci się z moich najskrytszych tajemnic, a ty po prostu mówisz okej i idziesz dalej.
- Tak, tak właśnie robię – Rzuca demon nie odwracając się za siebie – Chodźmy. Przed nami kawałek drogi do przejścia.
Dzielnica Urzędników.
Przypuszczalnie jedyne w miarę cywilizowane w tym dzikim mieście miejsce, w którym można wyjść na ulicę nie oglądając się za siebie w poszukiwaniu noża wbijającego się w twoje plecy.
Miejsce, w którym spędzałem kiedyś dużo czasu.
Nie-Sława. Lubieżny sukkub, który był moją nałożnicą. Właścicielka przybytku.
Ciekawe, czy wciąż nim zarządza?
Za chwilę przekonam się, jaka jest rzeczywistość. Obym nie musiał walczyć, bo tym razem nie dam sobie rady. W środku będzie zbyt wielu przeciwników.
Para podróżników kroczy wybrukowaną kostką ulicą, wzdłuż której wyłanianą się zza drzew kolejne budynki. Domostwa, instytucje publiczne - ratusz, urzędy, także sklepy i stragany rozstawione obok chodnika. Kiedy docierają niemal do krańca dzielnicy we mgle zaczyna majaczyć potężny, trzypiętrowy biały budynek.
- Jesteśmy na miejscu – Bert zatrzymuje się i bierze milczącą Anię za dłoń – Posłuchaj mnie, dziecko – Spogląda jej w oczy – Wiem, że chciałabyś zostać ze mną, ale nie rób tego. Wracaj do swojego świata. Moja egzystencja jest przeklęta i każdy, kto się ze mną zwiąże prędzej czy później zostanie przeze mnie skrzywdzony lub zdradzony. Albo zginie jak Julia – Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale Bert ucisza ją gestem dłoni – Kochasz mnie, czuję to bardzo mocno. To przejdzie, wrócisz do swojego świata. Silna, niezależna, pełna wiedzy i umiejętności nabytych tutaj, które pomogą ci zrealizować marzenia. Znajdziesz odpowiedniego mężczyznę dla siebie. Człowieka, a nie demona – Ostatnie słowo wypowiada z emfazą – Będzie mi ciebie brakowało. Bardzo brakowało – Jego dłonie wsuwają się w jej włosy, a usta delikatnie całują wargi. Ania odpowiada gwałtownym, namiętnym pocałunkiem, w trakcie którego z zamkniętych oczu płyną łzy.
- Cho.. Chodźmy już – Przerywa pocałunek i pochlipując pod nosem odwraca się w kierunku wejścia – Chcę mieć to za sobą.
Gmach Rozrywki.
Gdzie jest Nie-Sława?
- Proszę, proszę, kogóż moje oczy widzą – Za ich plecami rozlega się cichy, wysoki, damski głos - Toż to słynny Ber Zerik, zdrajca, wiarołomca i przebiegły kombinator – Ania odwraca się widząc dość wysoką, jasną blondynkę z falującymi włosami do ramion, odzianą w błyszczącą, srebrną, jedwabną, przylegającą do ciała suknię z głębokim wycięciem na bujny biust. Skóra kobiety ma śnieżnobiały kolor - Myślałam, że twoją towarzyszkę zaszlachtowali nasi pobratymcy pod Suldanesselar – Kiedy zbliża się do nich dziewczyna zauważa, że oczy kobiety świecą czerwonym, nienaturalnym blaskiem – Czego chcesz?
- Otworzyć bramę w twoim gabinecie i wysłać ją do domu – Bert wpatruje się w nią przenikliwym, ostrym wzrokiem.
- Jesteś szalony! – Nie-sława uśmiecha się szeroko pokazując rząd równych, białych zębów – Po tym, co tu narobiłeś dawno temu miałabym ci pomóc? Mogę wydać cię wojsku, a oni z przyjemnością wbiją twoje czarcie dupsko na pal, inkubie!
- Nie zrobisz tego.
- Nie zrobię? – We wzroku sukkuba czai się rozbawienie podszyte lekkim niepokojem – A co mnie powstrzyma?
- Po pierwsze – Bert zdejmuje Varsconę z pleców, wokół Nie-Sławy natychmiast wyrasta jak spod ziemi trzech potężnych ochroniarzy uzbrojonych jak na wojnę – Ten miecz ma w sobie zaklętą magię zimna. Zginę, ale wcześniej zdążę rzucić nim w ciebie, a domyślasz się, co stanie się z twoją esencją, kiedy ciało zostanie zgładzone przez zimno, prawda Nie-Sławo?
Sukkub mierzy Berta ponurym spojrzeniem nie odzywając się.
- A po drugie?
- Po drugie oferuję ci siebie. Wyślę moją przyjaciółkę do domu, a potem ty zrobisz ze mną co zechcesz.
- Bert, nie rób tego! – Krzyk Ani rozlega się w jego głowie – Błagam cię, nie! Znajdźmy inny sposób! Nie zniosę myśli, że zginąłeś dla mnie!
- Cicho dziecko! Nie zginę. Nie-Sława nie zabije mnie. Jestem dla niej zbyt cenny.
- Oczywiście, że go nie zabiję, dziewczynko – Nie-Sława mierzy Anię triumfalnym spojrzeniem – Będzie moim niewolnikiem. Będzie zaspokajał moje żądze, kiedy zechcę, w jaki sposób zechcę. Będzie na moje skinienie palcem, pani Nie-Sława i jej niewolnik Ber Zerik. Brać go! - Wydaje strażnikom polecenie.
Bert, mimo iż mógłby bez problemu znokautować ochronę sukkuba pozwala się obezwładnić. Ania pochwycona w pół przez czwartego ochroniarza szamocząc się wściekle i klnąc, na czym świat stoi próbuje wyrwać się z żelaznego uścisku.
Bezskutecznie.
- Zanieś ją do mojego biura – Nie-Sława wydaje komendę – A ty, niewolniku, będziesz towarzyszył mi w pożegnaniu swojej ludzkiej przyjaciółki.
- Beeeert! – Niesiona na ramieniu Ania kopie oprawcę po ciele, na co ten nie zwraca uwagi - Nie rób tego do cholery! Kocham cię, słyszysz?! – Zanosi się od płaczu - Dlaczego chcesz się mnie pozbyć?! A w dodatku oddajesz się w niewolę tej suce!
- Przestań dziecko – Cichy głos demona wybrzmiewa w jej myślach – Tak musi być i nie zmieni tego twój płacz, groźby i prośby.
- No dobrze, jesteśmy na miejscu – Nie-Sława wchodzi do gabinetu odsłaniając kotarę, za którą migoczą światła Drogi Astralnej – Chcesz coś powiedzieć na pożegnanie swojemu kochasiowi, dziewczynko? Może pożegnalny całusek z języczkiem? Bo na lodzika albo minetkę niestety nie macie już czasu, gołąbeczki.
- Zamknij mordę, ty diabelski kurwiszonie! – Ania w szale opryskuje śliną trzymającego ją strażnika – Życzę ci, żebyś zdechła jak pies, dymana w dupę przez stado murzyńskich wielkoludów!!! Żebyś...
- Koniec tych wyzwisk – Rozbawiona Nie-Sława daje strażnikowi znak głową – Do widzenia, dziewczynko! Pomachaj swojemu chłopcu na pa-pa! – Śmieje się głośno, nienawistne spojrzenie Berta przewierca ją na wylot.
Żołdak unosi dziewczynę wysoko i ciska nią w bramę.
- Beeeert, kochaaam cięęę!! - Ania gwałtownie wpada w gwiezdną przestrzeń po czym znika.
- Bert, dlaczego mi to zrobiłeś?! – Pierwszy raz podczas podróży gwiezdną drogą nie zwraca uwagi na widoki dookoła – Dlaczego?!
Podróż upływa jej na płaczu i pochlipywaniu. Po kilku minutach następuje gwałtowne hamowanie i zalega ciemność.
Budzi się powoli i otwiera najpierw prawe, a potem lewe oko. Przed jej oczami widnieje sufit, który kojarzy jej się znajomo. Unosi głowę i rozgląda się dookoła.
Gabinet Rakowskiego! Wylądowałam w tym samym miejscu, z którego wróciłam!
Po chwili spostrzega, że leży na biurku, w tej samej pozycji, w której obudziła się po seksie z profesorem nieco ponad miesiąc temu. Jest ubrana w zbroję i płaszcz od Kalvara.
Czyli to jednak nie był sen, a ja TAM byłam – Uśmiecha się do siebie pod nosem i niemal natychmiast przypomina sobie bolesne spojrzenie Berta, kiedy wpadała w bramę. Jej gardło ściska się w gulę, a z oczu zaczynają płynąć łzy – Powinnam się stąd dyskretne zwinąć – Pochlipując cicho pod nosem zsuwa się ze stołu – Mój strój wzbudza podejrzenia, a dodatkowo jeśli ktoś znajdzie mnie w gab...
Przewraca się o coś na podłodze.
Ożesz kurwa mać! TO RAKOWSKI!!!
Na podłodze leży nagi profesor, w tej samej pozycji, w której zostawiła go półtora miesiąca temu.
A jeśli on tu leży nagi, to znaczy, że...
Trafiłam w to samo miejsce w czasie, z którego ruszałam razem z Bertem do Zapomnianych Krain! I to znaczy, że w moim świecie jest ten sam dzień, kiedy z niego zniknęłam!
Mam niewiele czasu i muszę stąd spieprzać, zanim ktoś, kto dobijał się wtedy do drzwi mnie tu znajdzie!
Zrywa się z podłogi i rusza w kierunku drzwi wyjściowych z gabinetu.
Torebka! - Przypomina sobie, jak Bert pierwszej nocy przy ognisku pod Athkatlą wspomniał jej o torebce pozostawionej w gabinecie profesora. Zgarnia przedmiot ze stołu, owija się szczelnie płaszczem i uchylając powoli drzwi rusza wygląda na korytarz.
Na szczęście na zewnątrz jest pusto.
Jezu, pozwól mi stąd wyjść, a obiecuję, że przy pierwszej, lepszej okazji pójdę pomodlić się do ciebie – Wznosi błagalne prośby w myślach. Nagle słyszy kroki nieopodal i instynktownie chowa się za wielką kolumną obok.
- Słyszałem łomot z tego piętra – Dwóch strażników przebiega w odległości metra od niej – Sprawdzimy, co się dzieje i jeśli wszystko będzie w porządku uzbrajamy teren. Ostatnio pojawiły się w budynku szczur... – Głosy strażników cichną.
Wychyla się ostrożnie zza kolumny. Pusto.
No dobra, schodami na dół i bocznym wyjściem, tak, aby ominąć kolejnego strażnika – Przemyka chyłkiem obok dwójki studentów, nie zwracających uwagi na jej strój oraz dość dziwny jak na kobietę chód – Jeszcze tylko jeden korytarz i jestem na zewnątrz – Biegnie w kierunku wyjścia i po chwili przeskakuje przez drzwi.
Uff, no to teraz do domu – Mija kolejnych studentów i ze zdumieniem spostrzega, że nabyta w Zapomnianych Krainach umiejętność czytania w myślach nie zniknęła – Boże, to oznacza, że – Uśmiecha się do siebie – moje życie będzie dużo łatwiejsze – Dotyka bezwiednie palca z Pierścieniem Wpływu – Ale jednocześnie trudniejsze. Będę słyszała wszystko, ale jednocześnie zbyt dużo.
Nieco zszokowana odkryciem kieruje się w stronę tramwajów i chwilę później toczy się powoli miejskim środkiem lokomocji w kierunku Placu Narutowicza.
Ewka pewnie sra po nogach, przecież nie było mnie – Uśmiecha się na myśl o spotkaniu przyjaciółki po długim rozstaniu – Kilka godzin – Jej radość gaśnie niczym ognisko, w które chluśnięto wiadrem wody – Brakowało mi tej zbereźnicy. Przez te półtora miesiąca z Bertem... - Nagły ból przypominający o stracie ukochanego wybucha w jej środku niczym granat rozpryskowy. Gwałtownie mruga oczami, po czym zaczyna bezgłośnie płakać ukradkiem ocierając łzy.
PRZYSTANEK „PLAC NARUTOWICZA” – Słysząc informację lektora w tramwaju bezwiednie, niczym zombie wysiada na swoim przystanku i powolnym krokiem zmierza w stronę akademika.
Korytarze w budynku są opuszczone i wyludnione. Tu i ówdzie mignie sylwetka gdzieś w oddali, ale dziewczyna całą drogę do pokoju przebywa nie niepokojona przez nikogo.
Otwiera drzwi.
- Anka, ja pierdolę, ale się martw... – Ewce głos zamiera w gardle na widok przyjaciółki – Jezu, co tobie się stało? Urwałaś się z próby „Władcy Pierścieni” w teatrze?
„Zaczynam się jej bać. Odwala jej kompletnie, najpierw ta gorączka, a teraz strój niczym żeńska wersja Robin Hooda” – Ania czyta myśli przyjaciółki niczym otwartą książkę – „No powiedz coś Marczak” – Ewka wpatruje się w nią zszokowana.
- Przepraszam, ale jestem cholernie zmęczona. Chcę położyć się spać.
- Anka – „Odpierdoliło jej całkowicie” – Wracasz po całodniowej nieobecności do domu w stroju z Robin Hooda, jesteś opalona jak po miesiącu na plaży śródziemnomorskiej albo po wpadnięciu do kadzi z samoopalaczem, zachowujesz się dziwnie, mówisz dziwnie, spoglądasz na mnie dziwnie - „Ona jest szalona” – A w dodatku na moje pytania odpowiadasz, że jesteś zmęczona i musisz położyć się spać?! Tak kurewsko głupiej odpowiedzi nie słyszałam już dawno! Uderzyłaś się w głowę?
- Właśnie tak, muszę położyć się spać, a ty daj mi spokój. Ewka – Zbliża się do przyjaciółki – Przepraszam kochana, naprawdę jestem zmęczona, muszę się wykąpać i porządnie wyspać w łóżku.
Ostatnie tygodnie spędziłam w mniej komfortowych warunkach – dodaje w myślach zmierzając w kierunku łazienki. Jej ciałem ponownie wstrząsa szloch.
Skołowana Ewa po chwili zamyka drzwi od pokoju.
Obie przyjaciółki kładą się spać w zasadzie nie rozmawiając.
- Pogadamy jutro? Boję się o ciebie – Blondynka odwrócona tyłem do Ani szepcze do przyjaciółki.
- Tak kochana, daj mi tylko odpocząć, błagam – Anka cichym głosem udziela odpowiedzi, a po chwili zapada w głęboki, niespokojny sen.
Noc upływa na koszmarach, w których śni się jej na zmianę Bert, torturowany przez Nie-Sławę i jej siepaczy oraz Ellesime wyrzucająca jej zdradę demona.
- Wypominałaś mi, że jestem zdradziecką kurwą, tymczasem sama opuściłaś go w najważniejszym momencie! Dokładnie wtedy, gdy najbardziej cię potrzebował, ty ludzkie ścierwo! - Oskarżycielski głos elfki wbija się w jej głowę – I za to poniesiesz karę! – Zbliża się do niej z rytualnym, elfickim nożem, a dziewczyna spostrzega, że królowa przywiązała ją do ogromnego krzesła w swojej komnacie – Giń Anno! - Unosi nad jej klatką piersiową, po czym...
Ania budzi się gwałtownie otwierając oczy i natychmiast siada na posłaniu. Jest naga, w łóżku nieopodal smacznie chrapie Ewa. Spogląda na zegarek – dochodzi siódma rano.
Poranna toaleta upływa jej w absolutnej ciszy. Jej przyjaciółka najwyraźniej nie musi wstawać rano lub po prostu zapomniała nastawić budzik.
Mam to gdzieś, niech wydorośleje – Postanawia nie budzić blondynki – Nie pamiętam, jakie mam dzisiaj zajęcia, zresztą czy to jest ważne? I tak nie zaliczę tej sesji, przez miesiąc mój umysł przestawił się na zupełnie inny tryb. Mam problem z czytaniem gazet, za to znakomicie radzę sobie z czytaniem w myślach. Nie będę w stanie przyswoić takiej ilości materiału, zresztą – Zatrzymuje się na chwilę na chodniku, przez co powoduje zator spieszących za nią w kierunku przystanku tramwajowego przechodniów, a w konsekwencji ich przekleństwa – czy mnie to tak naprawdę interesuje? Co mnie interesuje?
Zajęcia ciągną się niczym guma do żucia, przyklejona do spodniej części ławki. Ostatni wykład, przed godziną czternastą ma z Rakowskim.
Nie powinnam na niego iść, w zasadzie to nie powinnam w ogóle pokazywać się na uczelni – Dopiero kwadrans przed wykładem uświadamia sobie, że Rakowski na pewno pamięta o wczorajszym, wspólnym seksie w jego gabinecie – A zresztą, nie zależy mi. Jak mnie mają wyrzucić, to niech wyrzucą.
Przez bite sześć godzin, spędzonych w salach wykładowych oraz na korytarzach starała się odizolować umysł od myśli innych studentów. Nieudanie.
Kurwa, zaraz oszaleję! Jeszcze jeden taki dzień i wyląduję w Tworkach! Czytanie w myślach tej bandy matołów przypomina grzebanie się w szambie!
Wszystko, czego chcę, to Bert! Mój ukochany! Chcę być z nim, ten świat, to nie jest moje miejsce!
Nie spostrzega, gdy do sali wchodzi Rakowski. Profesor rozgląda się szukając jej wzrokiem, a kiedy spostrzega ją wpatruje się chwilę w oczy dziewczyny, po czym zostawia książki na stole i podchodzi do niej.
- Anno – „Boże, wczoraj miała jasną karnację, dzisiaj wygląda jak Pocahontas!” – Chciałbym z tobą porozmawiać. Teraz.
- Teraz? – Ania wpatruje mu się badawczo prosto w oczy – Ale za chwilę rozpoczyna się wykład.
- Mamy jeszcze pięć minut – „Znowu na mnie tak patrzy, tak jak wczoraj. Ta dziewczyna jest szalona!” - Idź proszę do mojego gabinetu i zaczekaj na mnie. Za pięć minut jestem – „Zwabię ją tam i zadzwonię po pomoc. Ona jest obłąkana!”
- Panie profesorze – Ania zamierza odmówić – Nie zamierz...
Gabinet Rakowskiego.
Co znajduje się w gabinecie Rakowskiego?
Brama.
Brama!!!
Ciekawe, czy pamiętam inkantację?
Spróbuję!
- Dobrze, panie profesorze – Niespodziewanie dla Rakowskiego zgadza się na jego żądanie – Ale gabinet jest zapewne zamknięty.
- Proszę, oto klucz – Profesor wręcza jej mały kluczyk lekko muskając jej dłoń, co powoduje dreszcz i gęsią skórkę na ciele Ani – Czekaj tam na mnie, za pięć minut jestem.
Ania pokonuje drogę do gabinetu jak na skrzydłach. Bieg utrudniają jej nieco pantofle, od których jest odzwyczajona oraz dość długa, granatowa sukienka, która podwija się w trakcie stawiania długich kroków. Swoim sprintem wzbudza niemałą sensację, zwłaszcza wśród męskiej części studentów.
„Niezła laska”
„Fajny tyłeczek, ale bym się przyssał ustami”
Do gabinetu wpada zdyszana I natychmiast zamyka drzwi na klucz. Otwiera okno.
Jej opaloną, uśmiechniętą i zadowoloną twarz owiewa upalne, letnie powietrze.
To nie jest już mój świat. Przekraczając bramę półtora miesiąca temu wspólnie z Bertem zostałam stracona dla mojego poprzedniego życia. Chcę tam wrócić, do Athkatli, potem do Suldanesselar, a na koniec do Sigil i uwolnić mojego ukochanego. Urodzić dziecko i... zobaczyć co dalej.
Ale najważniejszy jest Bert, kocham go i chcę spędzić z nim resztę życia. To jest mój mężczyzna, mój kochanek, mój demon.
Staje na parapecie i słyszy nerwowe szarpnięcia za klamkę.
- Aniu – Przytłumiony głos Rakowskiego wybrzmiewa zza drzwi – Przestań się wygłupiać i otwórz proszę drzwi.
Nie reaguje i zaczyna w myślach skandować inkantację.
Żebym tylko zrobiła to właściwie, nie będę miała drugiej szansy!
- Aniu! – Rakowski krzyczy do niej po chwili – Napytasz sobie biedy! Otwórz proszę drzwi, w przeciwnym wypadku wyważę je i poniesiesz koszty ich naprawy!
Jeszcze jedno zdanie!
Słyszy trzy głuche uderzenia i drzwi otwierają się z hukiem. Do pomieszczenia wpada Rakowski z dwoma sanitariuszami.
Stojąca z rozwianymi włosami na parapecie Ania wygląda jak ósmy cud świata. Opalenizna i kilka tygodni spędzonych w lesie nadały jej sylwetce wyżyłowanych i nieco zaokrąglonych kształtów.
Odwraca głowę w stronę Rakowskiego i uśmiecha się do niego promiennie.
- Marku, dziękuję ci za wszystko. Jesteś cudownym mężczyzną i świetnym kochankiem, ale moje miejsce jest gdzie indziej.
- Aniu, błagam cię, nie rób tego – "Ona zamierza się zabić!" – Nie powiem nic na temat wczorajszego zdarzenia, ale błagam, nie rób sobie krzywdy!
- Krzywdy? – Anka spogląda w dół za okno – Nie zamierzam, profesorze. Zaopiekuję się dobrze naszym wspólnym dzieckiem – Na jej słowa Rakowski otwiera szeroko oczy ze zdziwienia – Żegnaj Marku.
Ugina nogi i skacze w gwiazdy.
- Aniu, nieeeee!!!!! – Słyszy za sobą gasnący, histeryczny wrzask Rakowskiego.
Bert.
Kochanie.
Twoja kobieta nadciąga na ratunek.
KONIEC