Sierotka (I)
16 grudnia 2018
Sierotka
Szacowany czas lektury: 14 min
Powóz trząsł niemiłosiernie już trzeci dzień i z radością myślałam o rychłym końcu podróży. Jechałam do Gdańska, do wuja i jego córek - jedynej rodziny, która została mi po śmierci rodziców.
W swoim szesnastoletnim życiu zaznałam wiele trudu i cierpienia. Wraz z rodzicami mieszkaliśmy na wsi. Jako zubożałej szlachty nie stać nas było na parobków, od kiedy więc pamiętam pomagałam rodzicom w gospodarstwie. Mieliśmy krowę, kury i kilka morgów ziemi. Matka miała słabe płuca, więc pracą dzieliłam się ja z ojcem. Oprócz kobiecych zajęć, takich jak utrzymywanie domu w czystości, gotowaniu i doglądaniu matki, która rzadko wstawała z pierzyn, pracowałam na polu i w obejściu, dojąc krowę, doglądając drobiu, a latem pomagając we żniwach.
Ojciec umarł dwa tygodnie temu. Byliśmy na polu, zaczynaliśmy wiosenny wysiew, kiedy nagle złapał się za serce i upadł na ziemię i już nie wstał. Matka zmarła następnego dnia - znachorka rzekła że z rozpaczy. W jednej chwili zostałam sama bez żadnej opieki.
Na szczęście hrabia Gołaniecki, mieszkający w majątku graniczącym z naszą ziemią okazał się istnym aniołem. Zaoferował, że odkupi ode mnie morgi i dom z zagrodą. Okazało się również, że zna mego wuja, kupca z Gdańska, wcześnie owdowiałego brata ojca. Posłał czym prędzej list zawiadamiający o nieszczęściu. Zajął się też organizacją pogrzebu rodziców i przygotowaniem do mojej podróży. Byłam mu bardzo wdzięczna, bo gdzież ja, niedorosła sierotka umiałabym się porachować w tym wszystkim, a pan hrabia tak sprytnie wszystko pozałatwiał, że z tych pieniędzy, co mi za moją schedę po rodzicach zapłacił, wystarczyło jeszcze na skromną, żałobną suknię dla mnie.
Jechałam tedy do Gdańska, na spotkanie wuja i kuzynek, zastanawiając się, jakże mnie przyjmą?
Podróż była męcząca, a ja pozostawałam w żałobie i popłakiwałam od czasu do czasu na myśl o moich biednych rodzicach.
Tak oto dojechałam na miejsce. Wynajęty przez hrabiego powóz zatrzymał się przed kamieniczką i woźnica podbiegł by zastukać do drzwi. Drugi w tym czasie pomógł mi wysiąść i wręczył do rąk niewielki kuferek - cały dobytek jaki mi pozostał.
Drzwi domu otwarły się i zobaczyłam postawnego mężczyznę, o jasnych włosach. Był wysoki, ubrany w purpurowo - złote odzienie i w tamtym momencie wydawał się być samym księciem panem.
- Moje dziecko, moje biedne dziecko - zawołał wyciągając ku mnie ramiona po czym przytulił jak rodzoną córkę.
- Niech no ja ci się przyjrzę - powiedział, odsuwając się lekko, ale nadal trzymając dłonie na moich ramionach.
- Piękna jak twoja matka za młodu - rzekł i dodał - ale oczy masz po swojej babce. Zarumieniłam się, bo nikt mnie nigdy nie nazwał piękną. Polubiłam więc wuja od razu.
Za nim w drzwiach stanęły dwie panny w przepysznych sukniach, przetykanych złotą nicią. Uśmiechały się serdecznie i zaraz poczęły mnie ściskać i całować nazywając ‘drogą kuzyneczką’ i wprowadzając do domu.
Mój Boże! Prowadziły mnie przez przedpokój do salonu, a ja patrzyłam jak urzeczona i nie byłam w stanie słowa wydusić, bom nigdy w życiu nie widziała takiego przepychu.
Kuzynki przekrzykiwały się nawzajem w swoich szczebiotach, pytając o podróż i wyrażając zachwyt, że od teraz będę z nimi mieszkać. Na przemian ściskały mnie i głaskały po włosach nazywając biedną sierotką. Zrozumiałam że jedna nazywa się Anna a druga Katarzyna. Obie były brunetkami o okrągłych buziach z dołeczkami w policzkach. Obie były starsze ode mnie i czułam się nieco onieśmielona, bo w swoich sukniach wyglądały jak jakieś jaśnie panienki.
W końcu do salonu wszedł wuj i zawołał do młodszej - Anny, aby przyniosła strawy i siedliśmy do stołu. Anna, wraz z młodą dzieweczką w czepku i fartuchu przyniosła półmiski z mięsem, pieczonymi warzywami, rybą i kluseczkami. Zaraz też zniknęły powrotem w kuchni, aby donieść pokrojony w pajdy chleb, świeże masło, sery i pieczone jabłka.
Nigdy, w całym swoim życiu nie widziałam tyle jedzenia na raz.
Wuj nakładał mi wszystkiego po trochu, a ja posłusznie jadłam, jednocześnie ciesząc się, że na tę okazję wydali taką ucztę i pamiętając że w związku z tym pewnie przez resztę tygodnia będziemy jeść kaszę, jak to było u mnie w rodzinnym domu. Zajadałam więc te pyszności z apetytem, chcąc jakby najeść się na zaś.
Kiedy byłam już tak pełna, że zastanawiałam się czy człowiek może się rozpęknąć, na stół podano ciasto z kremem.
Była to najpyszniejsza rzecz jaką w życiu spróbowałam i bardzo martwiłam się, że nie zmieszczę więcej, bo wiedziałam że takiego rarytasu nieprędko znowu skosztuję.
Po wieczerzy Kasia zabrała mnie ze sobą w głąb domu. Miałam spać całkiem sama we własnej izbie!
Poczciwa kuzynka przepraszała mnie, że izba do której weszłyśmy była tak mała. Rzeczywiście, stało tam wielkie łoże i ogromna szafa i było tam miejsca akurat na dwie osoby, trzecia już by się nie zmieściła. Jednak dla mnie wydała się pałacową komnatą, czego nie omieszkałam powiedzieć na głos.
Kasia roześmiała się tylko i życzyła mi dobrej nocy.
Przebrawszy się w nocną koszulę, weszłam do miękkiego, pachnącego czystością łoża i zasnęłam niemal od razu, zastanawiając się tylko czy nie obudzę się nazajutrz we własnej chałupie na sienniku, bo wszystko co się dziś wydarzyło wydawało się zbyt piękne, żeby być jawą.
Następnego dnia jednak, okazało się iż nic z tego snem nie było, a moje życie miało się odmienić.
Obudziła mnie kuzynka Anna, mówiąc, że wuj i Katarzyna poszli do sklepu, gdzie na co dzień pracują we troje. Ona jednak została aby się należycie mną zająć.
Zajrzała do kuferka, którego nie rozpakowałam dnia poprzedniego, a nie znalazłszy w nim szlafroka, pobiegła szybko do swojego pokoju i przyniosła mi ogromny zwój ciemnoczerwonego atłasu.
- Ja mam aż trzy, więc ten mogę Ci podarować - powiedziała, oblekając mnie w to cudo.
Potem poszłyśmy do jadalni, gdzie na stole czekały zimne mięsiwa i maślane bułeczki. Zaraz też podano skwierczącą z gorąca patelnię z jajami sadzonymi, smażoną słoniną i cebulą.
Oczy mi się zrobiły okrągłe jak spodki. Patrzyłam na ten przepych i myślałam, że jeszcze śpię.
Najadłam się, przy akompaniamencie szczebiotu mojej kuzynki, która tak jak dzień wcześniej jej ojciec, nakładała na mój talerz co smaczniejsze kąski.
Dowiedziałam się, że wuj i kuzynki całe dnie spędzają w sklepie w porcie. Czasem nawet noce, jeśli sezon jest w pełni. Mają jedną służącą, która jest jednocześnie kucharką, ową dziewczynę która podawała do stołu.
Po śniadaniu Anna zaprowadziła mnie do łaźni, gdzie w balii naszykowana była gorąca woda.
Dziwnym mi się wydały zwyczaje mieszczańskie, gdyż przywykłam kąpieli zażywać tylko przed Wielkanocą, ale nie śmiałam odmówić wejścia do wody, aby drogiej kuzynki nie urazić.
Zawstydzona byłam rozbierać się przy niej, ale wyśmiała moje obawy i sama zdjęła ze mnie zarówno szlafrok jak i koszulę.
Pomogła mi się potem umyć, objaśniając zawartości słoiczków których pełno było w łaźni. Nie znała litości dla mojej skóry, szorując ją garścią grubej soli zmieszanej z jakimś wonnym olejkiem. Na włosy wylała mi ze trzy różne mikstury, pieniące się i pachnące jak kwiaty w rajskim ogrodzie.
Po tych zabiegach czułam się dziwnie, skórę miałam miękką, a włosy lekkie i niezwykle puszyste.
- Oddałam twoją sukienkę do prania - powiedziała Anna, kiedy już na powrót znalazłyśmy się w mojej izbie. - Zaczekaj chwilę, pożyczę Ci którąś z moich.
Zniknęła, aby po chwili wrócić z piękną suknią koloru ciemnej zieleni.
- Wiem że jesteś w żałobie - powiedziała - ale nie mam żadnych czarnych sukien. Ta jest skromna i mało zdobna, myślę że całkiem odpowiednia dla Ciebie.
Znów nic nie rzekłam, pozwalając aby pomogła mi się ubrać. Jedwabna koszulka, cieniutkie niczym mgiełka pończochy i ta suknia - niczym z bajek które dawno, dawno temu opowiadała mi matka.
Rozpłakałam się. Nigdy w swoim życiu nie zaznałam tyle dobroci, co od tych ludzi, których dopiero co poznałam. Nawet moi rodzice nigdy nie okazali mi tyle uczucia. O zbytkach nie było nawet co myśleć.
Ania przytuliła mnie mocno i gładziła po głowie, dopóki się nie uspokoiłam. Potem ucałowała w oba policzki i rzekła – Teraz jesteś nasza. Co moje to i twoje siostrzyczko.
***
Dni biegły szybko i ani się spostrzegłam jak już drugi miesiąc mijał od kiedy zamieszkałam u wuja. W tym czasie poznałam zwyczaje panujące w domu, dostałam nowe suknie i piękne pantofle. Nauczyłam się codziennej kąpieli i używania wonnych olejków. Objadałam się smakowitościami, których zawsze było w bród na stole, a wuj kupował dla mnie słodycze i łakocie ze straganów mijanych przez nas w drodze do sklepu. Zauważyłam że moje piersi zaczęły zaokrąglać się i rosnąć, nie widziałam już też kości wystających spod skóry.
Zaczęłam uczyć się handlu. Pomagałam kuzynkom przy ważeniu towarów. Byłam silna i krzepka, przecież całe życie ciężko pracowałam na wsi, noszenie paczek i pakunków nie było więc problemem.
Uczyłam się szybko i wuj był zadowolony. Jego sklep był przestronny i miał dwa piętra. Mnie nie wolno było nawet zaglądać na schody prowadzące do góry. Wuj mówił że trzyma tam specjalny towar tylko dla wyjątkowych klientów i rzeczywiście jeśli się takowy trafił to jedna z kuzynek osobiście prowadziła go na górę, gdzie przez jakiś czas dobijali targu. Potem klient schodził i płacił wujowi, ale niezależnie czy wybierał towar kilka minut czy aż godzinę, nigdy nie widziałam aby niósł coś w rękach.
Pewnego wieczoru po kolacji siedzieliśmy we czwórkę w salonie. Anna i ja haftowałyśmy, Katarzyna rachowała w księgach, a wuj siedział przy kominku z kieliszkiem koniaku w ręce.
- Mario - rzekł do mnie wuj, przerywając ciszę. – Czy jest ci z nami dobrze?
- Bardzo dobrze, wuju - odpowiedziałam szczerze, uśmiechając się i odkładając robótkę.
- Cieszy mnie to moja droga - powiedział wuj ciepło. – My również cieszymy się twoją obecnością.
Zobaczyłam, że Anna przerwała haft, patrząc jakby wyczekująco na swojego ojca.
On nawet tego nie zauważył i kontynuował, patrząc na mnie przez złoty płyn w kieliszku.
- Jesteś bardzo pojętną uczennicą, i bardzo dużą dla nas pomocą w sklepie. Myślę że już najwyższy czas abyś zaczęła być dla interesu tak ważna jak moje córki. – Wuj uśmiechnął się, a ja zobaczyłam kątem oka, że Katarzyna zatrzaskuje i chowa księgę do szuflady biurka.
Uśmiechnęłam się serdecznie, bo bardzo chciałam być dla moich dobroczyńców pomocą i chociaż pracą odpłacić za wszystko co dla mnie robili.
- Chciałbym sprawdzić twoją lojalność, drogie dziecko. – Szklanka powędrowała na niski stolik. – Gdybym na przykład poprosił Cię, abyś położyła na biurku tą wielką poduchę z sofy, zrobiłabyś to?
Poderwałam się żwawo i ze śmiechem zaniosłam największą poduszkę na biurko. Chciałam pokazać starszemu panu, że jakiekolwiek, nawet najbardziej absurdalne żądanie, zostanie natychmiast spełnione!
Wuj wstał z fotela i zbliżył się do mnie. – A teraz młoda panno, połóż się na tym – powiedział wskazując mebel.
Zastanawiałam się przez chwilę jakiż to figiel szykuje dla mnie, ale posłusznie ułożyłam się brzuchem na poduszce.
- Ręce do przodu - usłyszałam i kiedy tylko wyciągnęłam je przed siebie, poczułam, że ktoś złapał moje dłonie. Kasia.
Anna podeszła do naszej grupki i stanęła obok biurka, kładąc obie dłonie na moich plecach i lekko dociskając. W ten sposób obie uniemożliwiły mi jakikolwiek ruch.
Nie wiedziałam co to wszystko znaczy, ale szarpnęłam się lekko, kiedy poczułam, że wuj podciąga moją spódnicę.
- Co?... Nie!... - próbowałam zaprotestować.
- Ciiii - powiedział, głaszcząc mnie po pośladkach przez materiał pantalonów. - Dziś nauczę Cię czegoś dużo ważniejszego od handlu. Musisz mi tylko zaufać.- Odszedł na chwilę i widziałam, że wracając niósł w rękach pojemniczek z maścią.
Zdjął moje majtki do kolan. Wstydziłam się, bo wiedziałam, że widzi moją całkiem gołą pupę, dodatkowo bezwstydnie wypiętą. Znowu chciałam zaprotestować, ale usłyszałam tylko kojące – Nie martw się dziecino. Spróbuj się rozluźnić.
Usłyszałam dźwięk otwieranego pojemnika i poczułam delikatny zapach lawendy.
Poczułam jak wuj rozciera maść między moimi pośladkami. Znów chciałam się wyrwać, ale kuzynki nie poluzowały uścisku. Zobaczyłam współczujący wzrok Katarzyny.
Czułam, że maści jest coraz więcej, olejki topiły się pod wpływem ciepła mojej skóry. Posuwisty ruch był coraz szybszy, coraz bardziej nachalny, aż w końcu usłyszałam:
- Rozluźnij się dziecino. Teraz wsadzę Ci do pupy palec.
I rzeczywiście poczułam jak w moje wnętrze coś się wdziera. Szarpnęłam się. Łzy wstydu i bezsilności spłynęły po policzkach. Nigdy nie pomyślałabym, że ktoś może mnie w ten sposób dotykać. Wuj wkładał i wyciągał palec w mojej pupie, rozsmarowując maść.
- Uwaga, drugi - usłyszałam i nacisk na moją dziurkę się zwiększył. Nie rozumiałam co się dzieje. Wiedziałam że nie stanie mi się krzywda, ale to co się działo wydawało mi się zwyczajnie złe. Wierciłam się niespokojnie, na tyle, na ile mogłam.
Nagle palce wuja opuściły pupę. Zesztywniałam, będąc pewna że to koniec, ale uścisk kuzynek nie zelżał. Prawdę mówiąc miałam wrażenie, że Ania przyciska mnie do blatu jeszcze mocniej.
Usłyszałam brzdęk paska i szelest materiału, jednak nie widziałam co wuj robi. Niespodziewanie poczułam między pośladkami coś twardego i zdecydowanie większego niż palec. To coś powoli ale stanowczo próbowało wcisnąć się w moją pupę, mimo napotykanego oporu. Zacisnęłam pośladki. Nie chciałam, żeby cokolwiek więcej się tam znalazło.
- Mniej będzie boleć jeśli nie będziesz się tak spinać, kruszyno - usłyszałam sapnięcie.
Próbowałam przypomnieć sobie, że to ten sam człowiek który okazał mi tyle dobroci. Powiedział, że to nauka, że będę po tym tak ważna jak jego córki. Z tą myślą próbowałam się rozluźnić. Przetrzymać. Przeżyć, aby zapomnieć. Zaufać wujowi.
To coś napierało coraz mocniej, aż poczułam że powoli znajduje się w moim wnętrzu. Nie podobało mi się. To coś rozpychało się sprawiając mi ból i parło do przodu coraz głębiej i głębiej. Krzyczałam zarówno z bólu jak i ze strachu. Nie chciałam tego, rozmyśliłam się, po stokroć wolałam żąć zboże w pełnym słońcu. Poczułam dotyk skóry na moich pośladkach i udało mi się lekko odchylić głowę tak, żeby zobaczyć że to co mnie dotyka to podbrzusze wuja.
- Jak cudownie ciasno - powiedział i zaczął się ode mnie odsuwać. Jednocześnie poczułam ruch w sobie, jak tajemnicze coś opuszcza moje wnętrze i zobaczyłam że jest to doczepione to podbrzusza mojego opiekuna. Przypomniałam sobie jak byk krył naszą krowę. Przynajmniej wiedziałam już, co wuj robił.
Nie wyszedł cały, kiedy był już u progu, a ja czekałam aż skończy się ta męka, z przerażeniem poczułam że wraca do środka.
Rozpoczął jakiś sobie tylko znany taniec wychodzenia prawie do końca z mojej pupy a potem wciskania się w nią z powrotem.
Płakałam. Bolało dziwnym, nieznajomym bólem, a on kontynuował, najpierw nieznośnie powoli a potem coraz szybciej. Im szybciej wkładał swoją część ciała we mnie tym mocniej i głośniej sapał, aż w końcu wydał z siebie gardłowy pomruk, wbił się we mnie głęboko i zamarł na kilka sekund. Potem, oddychając ciężko, jakby przed chwilą szybko biegł, wysunął się w końcu cały z mojej obolałej dziurki.
Dziękowałam niebiosom, że to już koniec. Czułam bolesne pulsowanie i miałam wrażenie, jakby z pupy coś wyciekało. Bałam się poruszyć.
- Obróćcie ją na plecy - padł rozkaz i moje kuzynki pomogły mi wstać, zaraz szybko kładąc z powrotem na biurku, tym razem na plecach. Nogi miałam jak z waty, płakałam i prosiłam aby tego nie robiły, ale nie miałam siły się wyrwać. Katarzyna znowu złapała moje dłonie nad głową, a Anna dla odmiany podciągnęła do góry moje prawe kolano.
Wuj w tym czasie wytarł swojego członka w szmatkę i założył na powrót spodnie.
Podszedł do nas i podwinął mi spódnicę, układając ją warstwami na brzuchu, tak, że widział teraz najwstydliwsze miejsce.
- Byłaś bardzo dzielna - powiedział, głaskając mnie po udzie. - A teraz już przestań płakać, a ja pokażę Ci że to może być bardzo przyjemne.
Odszedł na chwilę i wziął z sofy drugą poduszkę. Położył ją na podłodze koło biurka, w ten sposób, że kiedy na niej klęknął, jego twarz znajdowała się na wysokości mojej szparki. Najpierw powąchał ją i trącił lekko nosem. Chciałam spalić się ze wstydu, kiedy poczułam coś dziwnego i ze zgrozą zobaczyłam, że wuj mnie TAM lizał!
Wędrował językiem od dołu do góry, powoli, metodycznie. Przerywał na chwilę i zaczynał znów od dołu, przesuwając się stopniowo, aby zakończyć trąceniem guziczka. Zapomniałam o proteście. Coś dziwnego działo się z moim ciałem. Moje myśli były coraz bardziej zamglone, a w podbrzuszu czułam jakby mnie coś uwierało. Jakby uwierała mnie Potrzeba. Tak właśnie ‘Potrzeba’, nie do końca wyartykułowana, ale zdecydowana i mająca związek z moim wujem i jego językiem zabawiającym się mną tak bezwstydnie. Im dłużej wuj lizał moją szparkę tym Potrzeba była większa. Kiedy niespodziewanie nawet dla samej siebie jęknęłam - próbując prosić o więcej, coś się zmieniło.
Natarczywy język skoncentrował się zupełnie na guziczku. Błąkał się dookoła i drażnił go. W tym czasie, wuj zaczął dotykać wejścia do mojego skarbu. Wkładał tam zaledwie koniuszek palca, a ja czułam że Potrzeba, to nie do końca nazwane odczucie w moim podbrzuszu rośnie jeszcze na sile i próbuje się wyrwać na zewnątrz.
Chciałam coś powiedzieć, chciałam prosić aby przestał, aby pomógł uspokoić to pragnienie trawiące mnie od środka.
Z gardła wydobywały się tylko nieartykułowane jęki. Wiłam się w spazmach, kuzynki przytrzymywały mnie abym nie spadła z biurka, a wuj wpijał się teraz językiem do gorącego wnętrza.
I wtedy pod powiekami zobaczyłam białe światło, całe moje ciało było Pragnieniem, a wszystkie mięśnie doznały skurczu. Słyszałam krzyk, nie wiedziałam wtedy jednak, że to ja krzyczałam. Uczucie ekstazy płynęło z mojego podbrzusza i rozchodziło się po całym ciele, a ja wołałam modlitwę do Stwórcy, aby mogło to trwać wiecznie.
W końcu opadłam bez sił, drżąc na całym ciele. Oddychałam ciężko, jak po dużym wysiłku. Kuzynki pomogły mi wstać i zaprowadziły do mojej izby, gdzie położyły mnie spać. W głowie kołatał mi się głos wuja : - To może być bardzo przyjemne...