Ilustracja: Harvey Sapir

Rasza

15 marca 2023

Szacowany czas lektury: 29 min

kadyna – tytuł w haremie przysługujący bezdzietnej żonie lub matce córki.
munighi – rasa konia arabskiego; najszybsi sprinterzy spośród wszystkich ras.
saklavi – rasa konia arabskiego; konie tej rasy uznawane są za najpiękniejsze.

Bursa od wczoraj przygotowywała się do świętowania powrotu Sulimana Szacha Murada Chana. Wieści o zwycięstwie w wojnie z cesarzem Konstantynopola dotarły tydzień wcześniej, ale wczorajszy posłaniec zapowiedział, że dziś w porze południowej modlitwy poddani mają witać tryumfatora. Główny eunuch był mi przyjazny, więc przed porannym posiłkiem odważyłam się zabrać mu czas, pytając go o to powitanie.

– Nic innego, niż zwykle, Raszo – wyjaśnił Imad. – Pierwszy przez bramę przejedzie Najjaśniejszy na czele gwardii janczarów. Towarzyszyć mu będą mnogie sztandary, proporce i znaki wojskowe, trąby i piszczałki. Potem wkroczą agowie i bejowie z przybocznymi. Za nimi jeńcy i tabory z trofeami. A lud będzie szydził z pokonanych, wychwalał zwycięzców, śpiewał, trąbił i bił w bębny, weseląc się. Wszyscy będą jeść, pić i tańczyć z radości, głosząc chwałę Allacha. – Mówiąc to, musnął wzrokiem mój brzuch. – Noc rozświetlą ognie palone na dachach i placach. Dziś i jutro zgodnie z poleceniem Najjaśniejszego nikt nie będzie pracować.

– A kiedy Najjaśniejszy odwiedzi harem?

– Wątpię, czy jutro, a jeśli, to na pewno nie przed porą nocnej modlitwy. Obowiązki zwycięzcy, Raszo, nie kończą się w momencie tryumfu. Należy go wykorzystać; pognębić przeciwników, nagrodzić agów, paszów i janczarów, rozstrzygnąć spory, wydać wyroki. Najjaśniejszy był cztery miesiące poza stolicą, a Państwo to nie tylko wojna, ale przede wszystkim pokój.

Tego nie wiedziałam. Dotąd zdawało mi się, że Państwo działa jak harem. Gdyby przez cztery miesiące zabrakło w nim Szachini Matki, czy coś by się zmieniło? W Białym Pałacu wcale jej nie było, a wszystko działało bez zarzutu.

Dzień świąteczny zaczął się na dobre od przybycia kilku tuzinów przysłanych do nas branek. Eunuchowie zgromadzili je na wewnętrznym podwórcu. Po posiłku patrzyłam ze wszystkimi odaliskami, z kim przyjdzie nam żyć i konkurować. Większość niewolnic Szachini Matka rozdysponowała po kuchni, pralni, łaźni i ogrodach. Trzy wzięła sobie, osiem dała Imadowi do pomocy, kilkanaście kadynom i faworytom, w tym jedną przydzieliła mnie, bo dotąd miałam tylko Munę. Sześć najmłodszych i najpiękniejszych oddała pod pieczę Buniyaty, która u nas szkoli nowe, przy czym kazała je zaraz umyć i sprawdzić, czy są nietknięte. Jeśli po przygotowaniu znajdą uznanie w oczach Najjaśniejszego, będą miały szansę zostać nowymi odaliskami. Zaiste, urodą odbiegały od innych, a ja radowałam się, że Hospodar będzie miał w haremie takie piękności. Dwie z nich powabem przewyższały nawet Drugą Kadynę.

Mój nowy nabytek, co oczywiste, nie wyróżniał się wdziękiem ni świeżością. Był o co najmniej parę wiosen starszy ode mnie i nosił niewymawialne dla mnie imię, coś jak Pa‑ra‑sze‑bia. Cóż, w obecności Muny oznajmiłam, że odtąd będzie się zwać Para, i kazałam mojej słudze przysposabiać nową w miarę czasu i możliwości. Na razie nie znała naszego języka, a my, oczywiście, jej, więc wiedziałam, że długo nie będzie z niej pożytku.

I tak nadeszło południe. Doniósł o tym narastający hałas piszczałek, bębnów, trąb i docierająca nawet do wewnętrznych komnat wrzawa ciżby. Moja dusza płakała, że nie mogę być przy bramie wśród wiwatujących. Chciałam ujrzeć Hospodara-zwycięzcę wjeżdżającego w chwale! Wyobrażałam sobie, jakżeż musi godnie wyglądać! Jakżeż musi być dumny! A ja tańczyłabym, tańczyłabym, tańczyła… Widziałam się wśród tłumów, bębnów, piszczałek, chorągwi… Wśród radości i wesela… Jestem tańcem, taka jest moja natura. Jedyne, co mogłam w tej sytuacji zrobić, to wyjść na najwyższy dach naszej części Wysokiego Zamku; może Go zobaczę?… A jak nie, to będę zeń chociaż słuchać euforii miasta. Zastałam tu już obie kadyny, kilkanaście odalisek i kilka służących oraz paru eunuchów. Muzyka wypełniała uszy, docierała zewsząd. Była we mnie, była mną i podyktowała ruchy ciału.

Pierwszy raz mój taniec zadziałał jak zaraza i objął wiele odalisek, a nawet dwóch eunuchów. Nie wiem, kiedy pojawiła się Szachini Matka. Pół haremu tańczyło ze mną. Ktoś przyniósł dzwonki i tamburyny, jeden podano mnie, w rękach Ayny pojawił się setar…

I tak oto bawiły się i ulice, i my – osobno, ale razem. Tańczyliśmy, by uczcić Allacha i zwycięstwo Najjaśniejszego nad niewiernymi.

Przerwaliśmy, gdy muezin wezwał do popołudniowych modłów.

Na czas wieczornego posiłku Safrija przyprowadziła jedną z nowych rano przydzielonych do łaźni. Dostała setar, usiadła w wewnętrznym krużganku i śpiewała przy brzmieniu strun jakąś pieśń, której nikt nie znał. Melodia była przejmująco piękna, ale smutna. Nie umiałabym jej zatańczyć; mój taniec jest radością.

Nadeszła pora na hammam. Jeśli Hospodar dziś zjawi się w haremie, będę gotowa.

Safrija przekazała mnie dwom młodszym, które polewały mnie obficie, ale i ostrożnie. Sama w tym czasie usuwała włoski z ciała Pierwszej Kadynie, która już była po myciu. Główny basen był pełen odalisek; wszystkie zdawały sobie sprawę z wyjątkowości wieczoru. Do mojego masażu Safrija wyznaczyła Istfana; on był w tym najlepszy. Gdy jedna z łaziebnych myła mnie przed ostatnim wycieraniem, on pracował nad Drugą Kadyną. W końcu, gdy zabiegi zakończyły się, słońce zaszło i harem zebrał się na wieczornej modlitwie.

Udałam się do swojej niszy, ale nie kładłam się spać. Siedziałam i czuwałam z nadzieją, że Hospodar jednak tej nocy przyjdzie.

Miasto bawiło się; tumult nie osłabł nic a nic. Było jasno jak żadnej nocy dotąd; wszędzie, jak okiem sięgnąć, paliły się ognie.

Oczekiwanie wypełniałam sobie wspominaniem najpiękniejszych dni mego życia.


Pierwszy z nich zapadł w moją młodą pamięć, jak bachmat w rwącą wodę, gdy wskakuje z jeźdźcem do rzeki, boteż go przypominał.

Moja matka mawiała o mnie, że jak Mila tańczy, można ją zabić, a nie przestanie. Tego dnia tańczyłam na środku rodzinnej wioski. Niczego nie widziałam poza kolorem rytmu, niczego nie czułam poza palcami stóp i niczego nie słyszałam poza moją własną muzyką. Gdy rytm zmienił kolor, muzyka weszła w inny ton, stopy odpowiedziały z nową werwą. Wtedy zobaczyłam taniec ich kopyt. Tańczyliśmy razem; długo, nie wiem jak długo, ale nie ja się zmęczyłam. Przez tętent przedarł się nowy głos, władczy i donośny. Zawołał: „Rasza!”. Wnet czyjeś ręce oderwały mnie od ziemi i powiozły w dal. Odtąd nikt już nie nazwał mnie Mila. Moim imieniem stała się Rasza.

 

Drugi najlepszy dzień nadszedł, gdy w pałacu Jaśnistego Agi Mahmuda beja mój taniec zobaczyła Farida, moja pierwsza mistrzyni. Niosłam właśnie złociste pomarańcze z ogrodu i tańczyłam po drodze. Umiałam już wówczas trochę mówić w języku pałacu beja i rozumiałam prawie wszystko, ale jej nie zrozumiałam. Wtedy wciąż, gdy tańczyłam, można mnie było zabić, a nie poczułabym. Farida trzymała mnie za włosy, szła ze mną, a ja wciąż tańczyłam, żonglując pomarańczami, nawet jak oddawałam je Cansu.

Tego dnia byłam w kuchni ostatni raz.

Od następnego moją pracą stały się taniec i muzyka, a potem pieśń, w których szkoliła mnie Farida każdego dnia po południowym posiłku. Natomiast ranki wypełniała Ruta. Uczyła mnie wszystkiego innego: poezji, haftu i islamu. A także bycia kobietą, bo jeszcze nią nie byłam.

 

Trzeci najlepszy dzień miał miejsce wtedy, gdy do prowincji Jaśnistego przybył na polowanie sam Najjaśniejszy Szer Szach Orchad Chan z małym oddziałem przybocznym. Już przedtem wiele, wiele razy tańczyłam w haremie przed Jaśnistym; cieszyłam się jego rozpromienionym obliczem, gdy mnie oglądał, i radowałam się szczęściem Faridy, chwalonej za mój występ. Ten wieczór miał być inny. Główny eunuch poinformował Faridę, bym po popołudniowych modłach była gotowa tańczyć przed Najjaśniejszym Szachem, Jaśnistym Agą bejem, bejem gwardii janczarów, paroma innymi dostojnikami i wszystkimi gośćmi. Farida nakazała dziewkom w hammamie, by mnie umyły, i dopilnowała mojego ubioru. Na kostki moich stóp kazała nałożyć mosiężne pierścienie, dzwoneczki wplotła w przepaskę i we włosy, wręczyła tamburyn.

Czekałyśmy.

Główny eunuch długo nie nadchodził. Nikt nie wiedział, czy mężczyźni już zasiedli w wielkiej sali, ani czy w ogóle skończyły się łowy. Zamierający tumult po drugiej stronie zdawał się zwiastować, że goście wrócili jakiś czas temu. Siedziałyśmy w przedsionku haremu na poduszkach jak na żarzących się węglach, lada chwila spodziewając się wezwania do męskiej części pałacu. Jeszcze nigdy w niej nie byłam, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać.

– Pamiętasz, czego cię uczyłam? – zwróciła się do mnie Farida. Była chyba bardziej niespokojna, niż ja.

Zdumienie odebrało mi mowę. Przecież każdego dnia widziała mój taniec; jak może o to pytać!?…

– Nie chodzi o taniec – kontynuowała moja mistrzyni. – Wiem, że w nim nie masz sobie równych. Czy jednak umiesz panować nad nim? Czy zdołałam cię nauczyć, że tańcząc, należy tak patrzeć w oczy mężczyzny, by wyczytać w nich, czego oczekuje? By rozbudziwszy jego żądzę, panować nad tańcem i nad nim?

Znienacka zza kotary wyłoniła się Ruta. Słuchała naszej rozmowy, bo włączyła się w nią.

– Pamiętasz, że uczyłam cię, jak być kobietą? Allach dał kobiecie sieć, którą może omotać mężczyznę, tak iż ten staje się bezbronny. Wykorzystaj ten dar. Ale wiedz, że ma go każda i każda go stosuje, jak umie. Nie wiem, czy wykażesz się w tym kunsztem. Sama się o tym przekonasz, gdy Allach przemieni cię w kobietę, co stanie się lada miesiąc. Ty masz jednak drugą sieć; to twój niespotykany dar – taniec. Wykorzystaj je obie dla swojego szczęścia. Nieomylny zadecydował, że to już. On podpowie, kto jest ci przeznaczony. Nikt z nas tego nie wie. Ten mężczyzna też; dowie się dopiero wtedy, gdy skrzyżują się wasze spojrzenia.

Zakręciło mi się w głowie, taki miałam w niej mętlik. Jak Allach Nieomylny mi to powie? Jak poznam, że to Jego Głos, skoro nigdy dotąd Go nie słyszałam?

Ruta zdawała się czytać w moich myślach.

– Nie rozmyślaj teraz, jak i kiedy to nastąpi. Gdy stanie się, będziesz wiedzieć. Ta pewność porazi cię; jest jak błyskawica przed nocną burzą – ciemność nagle rozbłyska jasnością dnia. Czekaj i ufaj. Ale gdy ta błyskawica rozjaśni twą kobiecość, nie czekaj; działaj, tańcz. Łów go w sieci. Jeśli obie z Faridą dobrze wypełniłyśmy swoje zadanie, będziesz wiedzieć jak. Allach jest wielki!

Zupełnie nie wiedziałam, co o tym myśleć, i zaczęłam układać sobie w głowie mnóstwo pytań do moich mistrzyń, a było ich tak dużo, że nie zdążyłam zadać ani jednego, bo właśnie nadszedł główny eunuch, spojrzał na mnie i powiedział:

– Chodź, Raszo! Wzywają cię.

Poderwałam się i obejrzałam za Faridą, ale moja mistrzyni nie miała mi dziś towarzyszyć. Szłam więc za eunuchem sama, a moje zwykle tańczące nogi plątały się tak, że musiał mnie podtrzymać. Zlitował się nad moją strwożoną duszą i pokrzepił:

– Nie obawiaj się. Dotąd pięknie tańczyłaś dla Jaśnistego w haremie. Przed Najjaśniejszym tańcz tak, jak zawsze.

Chciałam zapytać, po czym poznam Najjaśniejszego pośród wielu innych mężczyzn, ale nie zdążyłam. Główny eunuch odsunął kotarę i lekko popchnął mnie do wejścia.

Wbiegłam do największego pomieszczenia, jakie w życiu widziałam. Moje błądzące spojrzenie wszędzie napotykało na mężczyzn. Byli bogato odziani, uzbrojeni i na ogół zadowoleni; z jedzeniem w dłoniach, z kubkami i krużami obok poduszek na których siedzieli pod ścianami. Cztery służebne z misami i dzbanami chodziły od jednego do drugiego, podając to pieczeń, to chleb, to napój. Środek komnaty był pusty; czekał na mnie. Stanęłam, wzięłam wdech i przestałam ich widzieć i słyszeć. Po następnym nabraniu powietrza odnalazłam w sobie muzykę i rozpoczęłam taniec.

Nie wiem, jak długo tańczyłam, zanim przypomniałam sobie słowa Faridy. „Patrzeć w oczy mężczyzny”! Ale którego!? Wszyscy zlewali się w jedną masę. Szkolenie jednak dało mi siłę, by skupić się na czymś… na kimś. Skierowałam na niego spojrzenie, ale go nie odwzajemnił. Przeniosłam je na następnego… patrzy to na mnie, to na kość, którą ogryza… Na następnego… podobnie… Inny rozmawia z tym obok… Ten obok… Kolejny zajęty wybieraniem czegoś z misy… Sąsiedni pije… Następny to Jaśnisty; podaje coś dostojnemu mężczyźnie na prawo od siebie, a służąca z kuchni nalewa mu z dzbana. Ten zaś musnął mnie wzrokiem, by później odpowiedzieć coś Jaśnistemu… Tamtego nie widać, bo zakrywa go kibić służącej… Następny patrzy na mnie krzywo… Kolejny mówi coś do ucha swego towarzysza, a ten… BŁYSKAWICA!!! …ten nie słucha, bo patrzy na mnie! Ma lekko zmrużone, młode, śmiejące się oczy koloru wiosennej burzowej chmury i przez moment wydaje mi się, że one tańczą razem ze mną! Moje stopy i jego oczy uzupełniają się. Poraziło mnie zrozumienie słów Ruty: „będziesz wiedzieć jak”. Zaiste, Allach jest wielki! Odtąd mój taniec był dla niego… z nim… z jego oczami… z jego rękami, które odrzuciły jadło… z jego wargami o barwie słupków szafranu… Spijałam z nich natchnienie dla ruchu stóp, rąk, brzucha; z oczu odgadywałam pobrzmiewania tamburynu, ruch kibici, który uruchamia dzwoneczki. A on po długiej, długiej chwili, nie odrywając ode mnie wzroku swych ciemnoszarych, roześmianych oczu, coś zawołał i natychmiast w wyciągniętą rękę ktoś mu włożył setar. Nie spojrzał na struny; patrzył na mnie, a jego lewa dłoń i palec prawej szukały właściwego brzmienia. Usiłowałam mu pomóc; moje dzwoneczki i tamburyn podpowiadały rytm i ton, aż i on go znalazł i tańczyliśmy równocześnie – on palcami, ja stopami; on skłonami torsu, ja balansem kibici; on dołączył kolana, ja wzmocniłam biodra; on przebierał dłonią po gryfie, ja przeczesywałam palcami włosy dźwięczące dzwonkami; on uderzał w pudło, ja w membranę tamburynu; on przyspieszał, a ja kręciłam się w piruecie; on cichł, a ja zamierałam w figurze wierzby… Gdy rytm setara powracał, napotykał drgania moich dłoni, a dzwonki przepaski szczebiotały jak ptaszęta na wiosnę; on grał, a ja wiłam się przed nim… Jego oczy śmiały się tak głośno, że zagłuszyły na moment moją muzykę. Po raz pierwszy zakręciło mi się w głowie. Musiałam popełnić jakiś błąd, zachwiać się albo stąpnąć fałszywie, bo on zerwał się, podskoczył do mnie i złapał w objęcia.

Omdlałam. Utonęłam w jego ramionach.

Trwałam bez tchu i uświadomiłam sobie, że pierwszy raz słyszałam w tańcu czyjąś muzykę. Co więcej, była ona uzupełnieniem mojej. Dotykałam jej…


Pora była późna. Noc trwała od dawna, ale nie trzeba było zapalać kaganków; miasto świeciło jak lampa. Harem wciąż czekał na posłańca od Najjaśniejszego z jakąkolwiek wieścią czy poleceniem.


Czwarty najlepszy dzień nadszedł zaraz po trzecim.

Właściwie była to noc; było zupełnie ciemno. Po moim tańcu w wielkiej sali spałam, gdy obudziło mnie potrząsanie za ramię. Poderwałam się; przede mną stała Jaśnista Matka, obok główny eunuch i Ruta z łuczywem, a za odsuniętą kotarą kłębiło się, sądząc po odgłosach, pół haremu, bo słyszałam Pierwszą Żonę, Wadima – jednego z eunuchów, Drugą Kadynę – Adaviyę, Dilarę, Faridę i mnogie głosy odalisek i służących. Muna i Genje, które spały w niszy ze mną, też już były na nogach.

– Nie wiem, jak to zrobiłaś, mała spryciaro, ale udało ci się, i to podwójnie! – rzekła do mnie zrzędliwie Jaśnista Matka. – Mój syn, Mahmud bej, podarował cię Najjaśniejszemu Szer Szachowi, a Najjaśniejszy oddał cię zaraz Księciu Muradowi. Książę zażądał, by wysłać cię natychmiast. Szykuj się. Jeszcze przed ranną modlitwą ruszasz z Wadimem do Bursy. Mojej dobroci zawdzięczasz, że dokładam ci Munę.

Dużo później, gdy Mu o tym opowiadałam, Hospodar uśmiał się serdecznie.

– Co za chytra kobieta! Teraz wiem, kto uczynił Agę Mahmuda beja takim skąpcem!

A widząc, że nie rozumiem, uzupełnił:

– W wyniku mojej reakcji na twój taniec Aga Mahmud bej czuł się zobowiązany mi cię podarować, inaczej zadarłby ze mną, straciłby łaskę szacha i mógłby zapłacić za to pozycją i stanowiskiem. Ale gdyby to zrobił, musiałby równorzędnymi podarunkami obdarzyć co najmniej dwóch równych mi spośród gości, a cenniejszym – Najjaśniejszego. Zastosował zatem fortel, który umożliwił mu ominięcie tych kosztów: podarował cię wprost Najjaśniejszemu, więc niższych rangą nie musiał już obdarowywać. Wiedział jak wszyscy, że mój ojciec i tak przekaże mi ten podarek. W zamian otrzymał od szacha godne podziękowanie – dzianeta takiej wartości, że starczyłoby na kupno kilku tancerek. Dzianet był mój. Zaś za Munę zapłaciłem osobno. Chciałem, byś w czasie podróży miała znaną ci służącą.

Moja radość nie miała granic, mimo że przeplatała się z niepokojem. Co mnie czeka…?

Pożegnałam się z obiema mistrzyniami, a one cieszyły się wraz ze mną. Ruta wręczyła mi podróżne hajdawery wraz z serdakiem z miękko wyprawionej skóry źrebięcej i hidżabem; wdziałam je i byłam gotowa. Nie miałam niczego, co byłoby moje, niczego do zabrania; wszystko było własnością Jaśnistego, jak ja dotąd. O nie, miałam Munę, ale wtedy jeszcze nie rozumiałam, że ona jest moja.

Gdy w blasku pochodni dosiadaliśmy koni, a okazało się, że jest nas kilkanaścioro, bo Jaśnisty dodał Wadimowi eskortę dżygitów, Farida podała mi sakwę z tamburynem, pierścieniami na kostki, przepaską i dzwonkami. Nie posiadałam się z wdzięczności.


W szparze kotary pojawił się Imad. Cichy i czarny jak cień.

– Nie śpisz…? Lada chwila muezin obwoła Salat al-Isza. Odmów nocną modlitwę i połóż się, Raszo. Najjaśniejszy tej nocy nie przyjdzie. Gdyby miał taki zamiar, uprzedziłby.

Ale ja nie chciałam zasnąć.


W Białym Pałacu w Bursie było bardzo, bardzo wiele pięknych dni, ale nie będę ich wyliczać, bo zabrakłoby mi palców. Nie tylko moich; zabrakłoby palców obu kadyn i połowy odalisek. Ilekroć Książę Murad pojawiał się w haremie, by spędzić noc z jedną ze swoich faworyt, zawsze siadał w Sali Wyboru i wołał mnie, bym tańczyła. Czasem tańczyłam do świtu, a Jego ręce kołysały się razem z moimi stopami, pieszcząc kadynę, lub Jego uda z moimi biodrami, gdy odaliska masowała go swoimi. Najszczęśliwsza byłam, gdy – co zdarzało się rzadko – grał na setarze, bo wtedy słyszałam Jego muzykę, którą grał tylko dla mnie, i marzyłam, by ją nie tylko słyszeć i widzieć w Jego zawsze roześmianych oczach, ale poczuć w sobie. A najbardziej pragnęłam, by zatańczył ze mną.

Niecierpliwiąc się, zapytałam kiedyś Munę, dlaczego ani razu nie wybrał mnie na towarzyszkę w sypialni. Odpowiedziała z ukłonem, jaki służąca jest winna odalisce, ale okazała zdziwienie, że tego nie wiem:

– Czeka, aż staniesz się kobietą. Koran nakazuje to mężczyznom pod groźbą grzechu.

– A jak Dostojny (tak wszyscy w haremie mówili o Księciu Muradzie) dowie się, że to już?

– Główny eunuch mu to powie.

– A skąd on będzie wiedział?

– Główny eunuch wie o wszystkim, co dzieje się w haremie.

Pamiętałam nauki Ruty, ale z tęsknoty do kobiecości chciałam, by mi to jeszcze raz powtórzono.

– Czy to stanie się, gdy miesiąc wyciągnie ze mnie pierwszą krew? Czy to przyjdzie samo? Czy do tego nie jest potrzebny mężczyzna?

– Są dwa rodzaje krwi. Jedną ześle Allach i ona będzie się ponawiać z każdym jałowym miesiącem. Drugą wywoła mężczyzna, gdy posiądzie cię pierwszy raz, i ta już nie wróci.

Długo czekałam, aż Allach wejrzy na mnie łaskawie i obdaruje kobiecością. Ale właśnie w dniu, w którym ujrzałam krew spływającą po moich roztańczonych udach, umarł Najjaśniejszy Szer Szach Orchad Chan. Książę Murad rozpoczął walkę o dziedzictwo po ojcu, a była to niemal wojna. Krwawa i długa.

 

Piąty najlepszy dzień nadszedł znienacka, jak zresztą one wszystkie. Cały harem, wszyscy słudzy i osobista straż Najjaśniejszego Sulimana Szacha Murada Chana przenieśli się z Białego Pałacu do Wysokiego Zamku, ale nic nie było ułożone i mało kto znał swoje nowe obowiązki. Eunuchowie gubili się wśród komnat, przejść, wirydarzy, nisz, kolumnad i lochów. Każdy kogoś lub czegoś szukał i nawet starej służbie, która pozostała po poprzednim szachu, nie zawsze udawało się zapobiec bałaganowi. Szachini Matka wprowadzała w haremie swoje rządy, co często było przyczyną awantur z Pierwszą Kadyną, bo ta w Białym Pałacu nie przywykła do cudzej władzy. Nasz główny eunuch pozostał; Imad stał się najważniejszym eunuchem w Państwie, bo jego poprzednik odszedł z resztkami haremu zmarłego szacha do Starego Pałacu.

I w takim właśnie momencie do Wysokiego Zamku zjechał ten, który z Dostojnego stał się teraz Najjaśniejszym, czyli nowy władca Państwa Suliman Szach Murad Chan. W haremie nastało nerwowe wrzenie, które objęło przede wszystkim Szachinię Matkę, kadyny, odaliski-faworyty oraz ich bezpośrednie służące i niektórych eunuchów. Spokój zachował tylko Imad i najmniej znaczące spośród nas, te które nigdy nie zostały wezwane do sypialni, a wśród nich ja.

Najjaśniejszy odwiedził harem zaraz pierwszego wieczoru. Zgodnie ze swoim zwyczajem do Sali Wyboru zawezwał mnie. Myślałam, że będzie jak dawniej, że On będzie pieścił kadynę lub odaliskę, obserwując mój taniec. Było jednak inaczej. W komnacie były one wszystkie, ale żadnej nie nakazał, by doń przystąpiła. Zażądał setara. Cały harem siedział wzdłuż ścian, ja tańczyłam, a On grał. Jego oczy śmiały się tak głośno, że niemal nie słyszałam swojej muzyki, za to słyszałam Jego. Każdy dźwięk struny rezonował w moim wnętrzu; każdy wibrował pod moim brzuchem, każdy wprawiał w drgania moje uda. Odrzuciłam tamburyn, zerwałam przepaskę z dzwonkami; tańczyłam, nie zakłócając Jego muzyki swoją, i dostrajałam mój taniec do Niego. Gdy osiągnęliśmy absolutną harmonię, setar ucichł, Najjaśniejszy wstał, chwycił garścią moje włosy i powiódł mnie do swojej komnaty sypialnej.

Cisza, która trwała w Sali Wyboru, była tak głośna, że zagłuszyła wszystkie muzyki!

Szłam, tańcząc…

Zasunął kotarę.

Tej nocy drugi raz za tego miesiąca moje uda spłynęły krwią. Potem spełniło się moje marzenie – tańczył dla mnie. To był długi taniec, w czasie którego kilka razy omdlewałam ze szczęścia.

 

Po piątym nastąpiło bardzo wiele najlepszych dni, ale że były podobne do siebie, mieszają mi się i zlewają się tak, że nie wiem ani ile ich było, ani czy coś miało miejsce w trzecim, drugim czy piątym z nich. Dlatego pamiętam je jako jedno pasmo szczęścia i nie umiem ich rozdzielić i nazwać.


Głowę wsparłam wygodniej o poduszkę. Znużone powieki opadały i odczułam pokusę, żeby zamknąć oczy. Nie! Przeczucie, inaczej niż Imad, podpowiadało mi, że warto czekać…


Szósty najlepszy dzień zaczął się podobnie jak piąty. Tańczył. Byłam pod nim, jak zawsze w sypialni, i widziałam Go w tańcu. Czułam Go, tętniłam dzięki Niemu. Jakżeż chciałabym tak zatańczyć z Nim! On zachwycałby się moim tańcem, jak ja Jego. Mógłby mnie wtedy zabić rozkoszą! O, jakżeż pożądałam tej śmierci!

Tego wieczoru po moim ostatnim omdleniu nie zasnął. Chciał rozmawiać i pytał mnie o moją przeszłość. Nie miałam Mu nic do powiedzenia; nie miałam przeszłości. Liczyło się tylko dziś, liczył się On, liczyły taniec i szczęście. Ale On nie ustawał. Zapytał:

– Twoja mowa jest inna, twój język tańczy miękko jak ty. Skąd pochodzisz?

…a ja nie wiedziałam, skąd pochodzę. Jestem tańcem! Czy taniec ma ojczyznę? Czyż nie jest wszechobecny? Cóż miałam Mu odpowiedzieć?…

Drążył:

– Co pamiętasz?

I znów nie wiedziałam, co powiedzieć, by Mu dogodzić, bo poza tańcem niewiele pamiętałam.

Nie był zadowolony z mojego milczenia.

– Mężczyzna i kobieta w intymnym złączeniu mają swój tajemny język. Nie chcę, byś wtedy zwracała się do mnie: „Najjaśniejszy”. Tak mówią o mnie i do mnie wszyscy; bliscy i dalecy, służący i książęta, przyjaciele i wrogowie. Chcę od ciebie nowego tajnego imienia. Tylko ty będziesz je znała. Co może nim być? Nadaj mi je!

Zasmuciłam się, bo nie znałam żadnych tajnych imion. Poza tym „Najjaśniejszy” było takie dostojne! Skąd wezmę inne dostojne imię, które byłoby godne Najjaśniejszego? I wtedy dzięki Allachowi przez mgłę niepamięci przedarła się iskra wspomnienia: Kiedyś, gdy byłam Milą, przez wioskę przejeżdżał mocarz na czele wojska. Cała ludność wyległa oddać mu pokłon. Gdy zbrojni zniknęli za wzgórzem, wieś wymawiała z nabożną czcią jedno słowo: „Hospodar”.

– Hospodar…? – pisnęłam wstydliwie.

– Co to znaczy? – dociekał, a ja nie umiałam wyjaśnić. Nie wiem, co znaczy „hospodar”. Ja wiem tylko, co to taniec. Powiedziałam wszystko, co wiedziałam o hospodarze. Czyli nic. A On uśmiechnął się.

– Dobrze! Zatem jako szach daję ci przywilej: tobie jednej wolno tytułować mnie Hospodarem. Gdy będziemy sami, i tylko wtedy, nakazuję ci tak do mnie mówić. Nikomu nie zdradź tego imienia. A jak ja mam cię nazywać?

– Mila? – bąknęłam nieśmiało.

– Co to znaczy?

– Nie wiem, Hospodarze.

– Ale skąd ta Mila?

– Tak wołali mnie rodzice, o Hospodarze.

– A Rasza? To piękne imię. Pasuje do ciebie!

– Jest twarde. Mowa rodziców była miękka i śpiewna. Taniec jest miękki! Ja jestem miękka, a Rasza jest jak kamień! – odważyłam się zaprotestować.

– Kamień?!  – oburzył się. – Widziałaś raszę?

– Nie…

– Obiecuję, że pokażę ci ten „kamień”.

 

Siódmy najlepszy dzień nastał dwa tygodnie po szóstym. W przeddzień Hospodar przysłał wiadomość, że mam się przygotować na konną wyprawę w step. Ja i jeden z eunuchów.

Po porannej modlitwie Ojorego i mnie otoczyła grupa dżygitów, do której dołączył Hospodar. Jechaliśmy kłusem, niekiedy przyspieszając do galopu, aż do pierwszego popasu. Po nim pognaliśmy dalej. W południe zatrzymaliśmy się na Salat al-Asr. Gdy oddaliśmy chwałę Allachowi, dołączyło do nas czworo ludzi. Nosili pustynne stroje i objęli prowadzenie, a step się wyjałowił. Niebawem jeden z nich dał znak ręką. Zwolniliśmy, potem stanęli. Hospodar zbliżył się do mnie, ujął uzdę mojego wierzchowca i przez mnogie oddechy jechaliśmy najpierw z przewodnikiem, a potem we dwoje wolnym stępem, aż On ściągnął wodze i wstrzymał oba wierzchowce.

Przed nami pasły się zwierzęta. Trochę większe od kóz i choć jak one rogate, to inaczej umaszczone. O dłuższych, wywiniętych, karbowanych, ciemnych rogach. Młodsze baraszkowały nieustannie, podczas gdy starsze i większe śledziły otoczenie i skubały rośliny, którymi się pożywiały.

– Patrz – powiedział cicho.

Patrzyłam, patrzyłam…

Hospodar podniósł rękę.

Za nami dżygici kierowani przez miejscowych przewodników zaczęli jakiś manewr, który zaniepokoił stado. Teraz wszystko tańczyło: kozły, kozy i koźlęta.

Oniemiałam z zachwytu nad gracją ich ruchów. Nie mogłam się napatrzeć. Starałam się zapamiętać taniec zwierząt, by włączyć go do mojego.

Nie dane mi było oglądać go wystarczająco długo. Przewodnicy tak pokierowali jeźdźcami, że jedna młoda i zadziorna sztuka została odseparowana od stada i pognana ku nam. Zatańczyła sama o rzut kamieniem ode mnie. Nękana przez konie i zbrojnych z gracją popisywała się swoją skocznością i wytrzymałością smukłych nóg, pięknem ruchu i maści. Skakała to tu, to tam, usiłując wydostać się z kręgu jeźdźców.

– To właśnie jest rasza. – W głosie Hospodara brzmiał zachwyt. – Jak możesz mówić, że to kamień – dodał z wyrzutem. – Poza saklavim nie ma piękniejszego zwierzęcia! Tylko ty potrafisz tańczyć tak, jak rasza. Nie będę nazywał cię Mila; dla mnie i dla ciebie Mila nie znaczy nic, a Rasza to piękno i taniec. To jest twoje tajne imię. Ilekroć ktoś cię zawoła, będzie myślał, że to zwyczajne miano, ale ty będziesz wiedziała, że przywołuje taniec. Taniec i mnie. Jesteś jedyną, której zwykłe i tajne imię jest takie samo. To cię wyróżni spośród wszystkich moich faworyt.

Machnął ręką ponownie, dżygici rozerwali krąg i rasza pognała do stada. Sadziła susy dłuższe niż najbardziej skoczny munighi, mimo że była odeń dwakroć mniejsza.

Wiedziałam już, że kocham moje imię. „Rasza”! Jakżeż jest piękne!…


Czy mi się zdawało? Czyżbym zasnęła? Co mnie obudziło? Ktoś mnie wzywa?

Nie… Kotara zasunięta… Faluje, czy to tylko ognie zza niszy okiennej rzucają mylące blaski? Teraz jednak odchyla się… powoli…

Podniosłam dłoń do ust, by stłumić głos przestrachu, który mimowolnie wydobył się spomiędzy warg.

Mój zduszony krzyk przyspieszył ruch ręki niespodziewanego gościa. Kotara rozsunęła się szerzej i w światłach miasta ujrzałam… O, jakże wielki jest Allach! Ujrzałam Hospodara!! Zerwałabym się natychmiast, ale ścierpnięte nogi odmówiły mi posłuszeństwa. On przyłożył palec do warg, nakazując mi milczenie, i podskoczył ku mnie. Uniósł mnie i trzymał mocno. Bez Jego pomocy przewróciłabym się.

– Ciii… – szepnął. – Tylko główny eunuch wie, że tu jestem. Zakazałem mu ciebie uprzedzać. Nie chciałem cię budzić, a musiałem zobaczyć…

­­­­­­­­­­­­­­­­­­­­Poczułam narastający ucisk na moim brzuchu, co przywołało kolejne wspomnienie.


Ósmy najlepszy dzień zrównał się z wyruszeniem Najjaśniejszego na wojnę. To jest oczywiście wola Allacha, że wiele ważnych dni mojego życia wiąże się z wyjazdami i powrotami Hospodara, ale też częściowo dzieje się tak dlatego, że obowiązki często zmuszają Najjaśniejszego do opuszczenia Bursy. Dzień nie zaczął się dobrze; Hospodar wyprawiał się na czele janczarów, a mnie znów dopadły mdłości. Męczyły mnie już czwarty tydzień. Skrywałam je przed wszystkimi, bo po pierwszych Szachini Matka kazała mi wypić tak wstrętny napar, że jeszcze podczas wieczornej modlitwy czułam jego gorzki smak. Tym razem nie zdołałam ukryć mojej dolegliwości przed Muną. Obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem i zapytała z ukłonem, kryjąc nim uśmiech, czy od dawna mam tę przypadłość.

­– Prawie od miesiąca – odruchowo wyjawiłam skrywaną tajemnicę, bo myśli moje krążyły wokół tego uśmiechu. Cóż radosnego w tym, że ktoś źle się czuje. Doprawdy, nie jest mi chyba tak oddana, jak mniemałam. A przecież dobrze ją traktuję…!

– A kiedy ostatnio, Raszo, miałaś krew? – podpowiedziała dobrotliwie.

I dopiero wtedy z jej pomocą wyliczyłam sobie, że minęły ponad dwa miesiące! To oznaczało tylko jedno: noszę w sobie dziecko Sulimana Szacha Murada Chana! Jeśli urodzę córkę, będę Trzecią Kadyną, jeśli syna… Z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie. Będę Basz Haseki – Pierwszą Żoną; matką pierworodnego syna szacha i drugą w haremie zaraz po Szachini Matce z dużą szansą na bycie Szachiną Matką w haremie syna – kolejnego szacha, a więc pierwszą osobą w haremie i jedną z najważniejszych  w Państwie!

Jak temu podołam? Przecież jestem tylko tańcem!…

Znałam swoje obowiązki. Posłałam po Imada, żeby go powiadomić.


– Jak się czujesz, Raszo?

– Znakomicie, Hospodarze – odpowiedziałam Mu podobnym szeptem. – Czuwałam, wierząc, że się pojawisz, ale nogi mi ścierpły… Wybacz, o Hospodarze!

– A teraz? Możesz iść? – tchnął w me ucho.

– Tak, Hospodarze.

Wciąż trzymając mnie za rękę, wyszedł na krużganek. Prowadząc z przesadną delikatnością, dotarł do schodów. Zeszliśmy do pustej Sali Wyboru, a stąd do Jego haremowej sypialni. Przez ażurowe maswerki trzech wielkich okien zwróconych ku wschodowi widać było na widnokręgu czerwieniejącą kreskę świtu. W gwar miasta wplótł się śpiew muezina.

– Salat al-Fadżr … – szepnęłam odruchowo.

– Tak. Pora na poranną modlitwę.

Skierował twarz ku Mekce, po chwilce rozpoczął wymawiać wersy Pierwszej Rak’ah. Dotknęliśmy czołami dywanu wyścielającego posadzkę, potem usiedliśmy na piętach. Zakończyliśmy recytacją Drugiej. Ruchy i gesty znałam, bo to był taniec, ale słowa powtarzałam za Nim.

Niebo różowiało. Jego jasność skutecznie walczyła z blaskiem ogni. Zobaczyłam, jak zmęczone jest oblicze Hospodara.

– Hospodarze… Wybacz swej Raszy, że zapyta… Świta… Czy spałeś tej nocy?

– Nie. Miałem tyle obowiązków, że nie zmrużyłem oka. Ale ty też nie. Obojgu nam należy się sen. Uprzedzę Imada. Niech nakaże eunuchom pilnować, by nikt nie przeszkadzał.

Wyszedł cicho jak duch, lecz wrócił po krótkiej chwili. Widocznie główny eunuch czatował pod sypialnią gotowy na rozkazy Najjaśniejszego.

– Zarządziłem – rzekł krótko.

Położył się i gestem nakazał, bym zrobiła to samo.

– Śpij spokojnie – rzekł. – Choć trochę. Za dnia przyjrzę się tobie dokładniej. Może uda mi się zobaczyć…

Nie dokończył. Spał.

Nie chciałam Mu przeszkadzać dotykiem ni ruchem. Zbudowałam sobie osobne leże z licznych poduszek wyściełających sypialnię. Ułożyłam się… Było znacznie miękcej, niż w mojej niszy. Wygodnie…

 

Spałam jak zabita. Gdy się ocknęłam, w haremowej sypialni Najjaśniejszego nie było Hospodara. Słońce stało wysoko na niebie, co poznałam po mozaice cieni i blasków rzucanych przez skośne promienie przebijające się przez ażurowe maswerki.

Nigdy nie byłam sama w tej komnacie. Co mam teraz robić?… Kto mi podpowie? Imad…? Jak go znajdę?

Skrycie wyjrzałam przez szparę w kotarze.

Na wprost mnie stał Ojori. Jego czarna postać była ledwo widoczna na tle ciemnych dywanów okrywających ściany i posadzkę przedsionka wiodącego do Sali Wyboru. On, widać przygotowany na to, zauważył mnie natychmiast, podszedł i zakomunikował półgłosem:

– Najjaśniejszy nakazał ci, Raszo, pozostać w jego sypialni. Przyjdzie, jak będzie mógł. Na pewno przed nocą. Tak ci kazał powiedzieć: czekaj i odpoczywaj. Harem jest już po rannym posiłku, ale tobie mam przynieść, co tylko zechcesz.

 

Hospodar zjawił się po popołudniowych modłach. Twarz miał zmęczoną, ale oczy błyszczały siłą. Obejrzał mnie dokładnie, obmacał.

– Nie widać, co masz w środku – powiedział, nie kryjąc zawodu. – Matka mówi, że jeszcze za wcześnie, by zobaczyć, czy brzuch jest szpiczasty. Kopie?

– Tydzień temu poczułam, o Hospodarze. Rusza się kilka razy dziennie.

– Dbaj o niego. On teraz ważniejszy niż taniec.

– Ależ Hospodarze! – ośmieliłam się zaprotestować. – Ja jestem tańcem! Moje życie to taniec! Chcesz, bym umarła?

– Nie zaszkodzisz mu?

– Munę wysyłałam do mądrych położnych po rady. Wszystkie mówią, że Allach stworzył kobietę do pracy, również gdy nosi dziecko, byle nie była to praca ponad siły. Moją pracą jest taniec. Pytałam o to. Nie wolno mi skakać jak rasza w ucieczce, ale inne ruchy nie są zakazane.

– Ach, Raszo! Dobrze, że możesz nadal tańczyć. Zawsze to jakaś namiastka…

Zasmuciłam się. Namiastka? O czym Hospodar mówi? Myślałam nad tym przez chwilę, a On głaskał mój brzuch. Moje ciało poniżej Jego ręki obudziło się. Wzbierał we mnie taniec. Zadźwięczała moja muzyka. Słyszałam ją wyraźniej niż trąby, bębny i piszczałki Bursy. Podprowadziłam Go do kamiennego ażuru odgradzającego nas od bawiącej się wciąż stolicy. W promieniach słońca przed zachodem było ją widać aż po obronne mury. Wszędzie furkotały sztandary, flagi, proporce. Powiewały też na widocznej w oddali bramie, były na domach, machali nimi ludzie wykrzykujący swoje wesele. Radość była wszędzie. Dlaczego nie widzę jej u Niego?

– O Hospodarze! Czy widzisz te chorągwie, jak dumnie łopoczą na swych drzewcach? Cieszą się Twoim tryumfem. Tańczą z radości; oddają uniesienie ludu Bursy. Ja jestem jak jedna z nich. Ja też cieszę się Twoim zwycięstwem! Też chcę zatańczyć z radości i dumy, że mój Hospodar pobił niewiernych, powiększył Państwo i wrócił do mnie, ale nie mam drzewca. Nabij mnie na swoje, a załopoczę jak flaga. To będzie mój taniec Twej chwały!

Zrozumiał. Położył się na plecach w swoim łożu, a ja nadziałam się na Jego żerdź jak sztandar zwycięstwa. Ledwie to zrobiłam, ledwie pierwszy powiew rozwinął płomienie moich barw, już poczułam w sobie jego tętniącą wilgoć. Tańczyłam dalej. Pół dzisiejszego dnia układałam w myślach figury i doskonaliłam ruchy. Teraz ja byłam flagą, On był we mnie, a muzykę tworzył wiatr. To pieścił mnie lekki zefir, który chwilami omdlewał, zatracał się w ogrodach kwitnących oleandrów i zamierał w koronach drzew pomarańczy, a potem budził się, szumiąc liśćmi gajów oliwnych niczym strumyk na kamieniach… To miotał mną nieubłagany chamsin, który przepowiada suchy żar i tchnie gorącem afrykańskiego pieca… To oddawałam się w objęcia bryzy niosącej aż do Bursy ożywczą słoność wód Morza Czarnego… To szarpał mną wicher zwiastujący wiosenną burzę, buńczuczny i pewny swej siły; usiłujący udowodnić, że potrafi złamać maszty okrętów i drzewca chorągwi. Nic nie złamałam! Maszt Hospodara wytrzymał napór, a On odwzajemnił mi się sztychami swej dzidy. Ja, jak proporzec na jej końcu, podążałam przed ruchami włócznika, przed pędem jego konia, przed gwałtownością jego szarży. Dopadł mnie i zabił.

 

A jednak nie…

Nie do końca… Allach jest wielki. Zmartwychwstałam.

Teraz On tańczył. Początkowo był jak myszka, moszcząca się w norce. Potem zaczął się w niej rozpychać jak chomik. Stawał się coraz grubszy. Przeistoczył się w węża, polującego na chomika, ale jego już nie było. Wąż szukał go długo i wytrwale, jakby sam nie wierzył w swoje przeistoczenie. W końcu opuścił norkę, ale jedynie pozornie. To był tylko fortel, część strategii węża, który wnet wrócił do poszukiwań ofiary. Wiedziałam, że jej nie znajdzie, ale poczułam moc w sobie i postanowiłam zabawić się jego kosztem. Ścisnęłam go, jakbym chciała odciąć głowę od wijącego się ciała. Nic sobie z tego nie robił, zaśmiał mi się w twarz. Postarałam się bardziej, a on w odpowiedzi rozdął się – już nie mogłam Go skutecznie ścisnąć. Zauważył swoją przewagę i rozpanoszył się w całej jamce, a ja nic nie mogłam zrobić… jak tylko udać atak. Nie dał się nabrać, nie wystraszył się. Traktował moją mysią norkę jak swoją, a przecież nie zmieści się w niej! Odsunęłam ją. Udał rezygnację, ale to znów był fortel – zaatakował ze zdwojoną siłą. Poddałam się, ale teraz to ja oszukiwałam. Jego ofensywa napotkała zdawkowy opór, a ja ściągałam posiłki. Zakołysałam się. Nie był na to przygotowany i dał się zaskoczyć, by po chwili oddać mi tym samym. W drugą stronę. On też. Udałam, że uciekam, ale przytrzymał. Siłowaliśmy się przez kilka oddechów, stawałam się coraz bardziej wypełniona, coraz silniejsza, coraz gorętsza… Może go ugotuję? Gdzie tam, prędzej on mnie! Jak zwyciężyć w tym pojedynku?

Poddać się i dać się zabić. To moje zwycięstwo. Taniec zamarł, moja muzyka przebiła bramy uszu, a ja, trzeci raz zmoczona, jak przekłuty rybi pęcherz opadłam na posłanie i ponownie tego wieczoru umarłam.

 

Nazajutrz po Salat al-Fadżr oczy Hospodara śmiały się jak dawniej. Zmarszczki na twarzy rozprostowały się, cienie spod oczu znikły.

Głaszcząc kolejny raz mój brzuch, wyznał, że większą radość niż spłodzenie męskiego potomka mogłoby mu sprawić tylko zdobycie Konstantynopola. Z brzmienia głosu wywnioskowałam, że to drugie uważa za niemożliwe. Cóż… Jeśli nie On, może dokaże tego nasz syn? A jak nie syn, to wnuk lub praprawnuk?

Ten tekst odnotował 18,898 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.96/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (21)

+1
0
I tak oto można z klimatu tureckiego serialu historycznego uczynić pokątne (i nie tylko pokątne) arcydzieło.
Zanim przyjdą bolszewicy i dokopią Autorowi swoją plebejską ideologią, pozwalam sobie złożyć wyrazy uznania za opowiadanie, załączając jedynkę plus zero...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

boteż go przypominał.


To chyba nie jest zamierzone.
Widziałam jeszcze literówkę - brak litery w środku wyrazu ale nie mogę jej znaleźć 🙁

Scena w sypialni jest ciekawie opisana i nietypowo. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Pozostała część już mniej, chociaż napisana sprawnie, barwnym językiem i pewnie miłośnikom tematu się spodoba.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@Krystyna 🙂 🙂 ...i do wszystkich innych 🙂 ...na temat leksemu "boteż". 🙂 🙂Nie zawiodłem się na Państwu. Zwróciliście uwagę...
Otóż, Drodzy Państwo, to taki mój żarcik, zaczajka i pułapka na fanów języka polskiego 🙂 . We współczesnych słownikach tego słowa nie znajdziecie. Nawet "poradnie" dla uczniów podkreślają pisownię rozdzielną: "bo też". Prawda jest jednak inna. Proponuję kwerendę w google. Leksem "boteż" jest nieco podobny do "toteż". Istnieją wyrażenia "toteż" i "to też" i oba ZNACZĄ CO INNEGO. Z "boteż" i "bo też" jest podobnie. "Bo też" znaczy "ponieważ również", a "boteż" jest zwykłym "bo" z dodaną partykułą wzmacniającą "też". Normalnie powinno być "boż" (jak "gdzież", "ależ"), jednak w staropolszczyźnie snadź zauważono, że leksem "boż" byłby albo za krótki (za mało wyrazisty), albo zbyt bliski "Bożeż", więc zastniał "boteż". Stosował go Boy Żeleński w tłumaczeniu Moliera ("ANIELA: Ale boteż on zawsze..."), jest też użyte w epitafium z 1800 r. Można znaleźć i inne poprawne ortograficznie przykłady (obok wielu błędnych).
Ale fajnie...
A jak jest literówka, to poprawię, choć w tym edytorze każde wejście w edycję niszczy mi wcięcia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@SENSEICH 🙂 Dziękuję. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0

usiała w wewnętrznym krużganku


Mam tę paskudę 🙂 pamiętałam, że chodzi o ,,d"
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Krystyna Dzięki. Poprawiłem i nawet nie straciłem wcięć! Cud! 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Krystyna Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o "d" 😀 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A ja się gubię. Ciągle dziś było to, dziś było tamto, aż do wieczora a nawet nocy - prawie jutro - i wciąż czas przeszły. Dziś nowa niewolnica nie znała naszego języka, tak jakby w momencie, kiedy Rasza nam opowiada - czyżby nie było to jej "dzisiaj"? - już się była ta niewolnica nauczyła.
Potem, kiedy Rasza wspomina jeden ze swoich wielkich dni w zamierzchłej przeszłości, też mówi "dzisiaj": "moja mistrzyni nie miała mi dziś towarzyszyć".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

napotykało na mężczyzn


"na" potrzebne?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To jeszcze chwaląc pod niebiosy poczyniony research językowo-historyczny, poproszę o trochę więcej informacji o słowie "rasza" i zapytam nieśmiało, czy Orchad w opowiadaniu to ten sam personaż co Orhan - pierwszy sułtan turecki?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde [napotykać na]
https://obcyjezykpolski.pl/napotykac-na-cos/
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Mrhyde [imiona] Imię żeńskie Rasha (spolszczyłem to na Rasza) jest obecne w wielu wykazach. Np tu:
https://www.edziecko.pl/ciaza_i_porod/7,79473,25672050,arabskie-imiona-zenskie-lista-od-a-do-z-znaczenie-zapis.html
Co do imion osób historycznych, to unikam ich w opowiadaniach fantastycznych, czyli baśniach, a takim jest "Rasza". Stąd i zniekształcenie Orchad i inne preimię (to słowo jest moim wymysłem) - przed Muradem, czyli Suliman. Stąd też nie używam tytułu "sułtan", zastępując go dwoma innymi tytułami przysługującymi władcom tych stron. Zresztą wyczytałem, że oficjalne tytuły sułtanów tureckich kończyły się owym "Chan". Jedyne prawdy, które usiłowałem oddać w "Raszy" to styl nawiązujący do "Baśni z 1001 nocy", didaskalia i słownictwo. W tym ostatnim (stylizacja) byłem ograniczony możliwościami - czytelnik nie zaakceptowałby natykania się co 5 zdań na nieznane słowo, które zmusza do wglądu w słownik (nawet zamieszczony we wstępie), jak i to nie ten typ "dzieła". Stąd np. użyłem polskiego "księcia", nie użyłem tytułu eunucha, nie użyłem "kiz/kizlar" dla ogółu haremowych kobiet niesłużebnych itd. itd.
PS Chciałem we wstępie prosić orientalistów i historyków o nietraktowanie "Raszy" jako pracy historycznej pod względem faktograficznym, ale rozmyśliłem się. Uważam, że to oczywiste - pokatne.pl nie jest miejscem publikacji naukowych ani nawet popularyzatorskich w dziale "Opowiadania"
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@MrHyde [o "dziś"] "Liczyło się tylko dziś, liczył się On, liczyły taniec i szczęście". 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie przyjmuję tych odpowiedzi! 😉
Imię Rasha i nawisko Rasha potrafię znaleźć i ja. Chodziło mi o ten fragment:
"Teraz wszystko tańczyło: kozły, kozy i koźlęta. [...] jedna młoda i zadziorna sztuka została odseparowana od stada i pognana ku nam. Zatańczyła sama o rzut kamieniem ode mnie. Nękana przez konie i zbrojnych z gracją popisywała się swoją skocznością i wytrzymałością smukłych nóg, pięknem ruchu i maści. Skakała to tu, to tam, usiłując wydostać się z kręgu jeźdźców.
– To właśnie jest rasza."
No właśnie, co to jest ta rasza (rasha, rusha, russia)? Pisze się to jakoś po turecku/turmeńsku/w języku Greków anatolijskich/po ormiańsku? Z ciekawości pytam.

"https://obcyjezykpolski.pl/napotykac-na-cos/" Toż to jakiś blog z gołosłownymi (niepopartymi odnośnikami do źródeł) twierdzeniami w stylu "A jednak w roku 2012 lingwiści są skłonni zaaprobować występowanie czasownika napotkać,napotykać z rzeczownikami w towarzystwie przyimka na ze względu na spore upowszechnienie się tych konstrukcji." Dziś mamy rok 2023 i co twierdzą lingwiści? Ktoś, coś, SJP PWN maybe? 😉 Ja to tu tylko zostawię bez żadnych pretensji:

napotykało na mężczyzn

napotykał drgania

napotkała zdawkowy opór



O dziś: "Wczoraj dzisiaj było jeszcze jutrem" [Böse Onkelz] 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
https://www.youtube.com/watch?v=Ynf7seaAahA Przepraszam, ale się skojarzyło :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Fajny styl. Fajne opisy dotyczące tańca. Naprawdę czuć, że bohaterka żyje tańcem, przepełnia ją. Jeśli czegoś można się uczepić, to trochę za mało czuję orientu w opowiadaniu (np. może warto rozważyć przemycenie go w opisie zapachów, strawy, ubrań etc.).
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@MrHyde 1) imię: رشا to podobno język arabski, ale nie znam, więc nie potwierdzę. Ufam źródłom. O to chodziło? 🙂 PS Jakbyś miał wątpliwości, spójrz na obrazek: "To właśnie jest rasza" 😉 😉 Tłumaczenie imienia arabskiego رشا (w literach łacińskich w transliteracji międzynarodowej Rasha, spolszczone przeze mnie Rasza) jako "młoda gazela" podaje poprzedni link. PS PS "Rasza" to tylko opowiadanie. Fakty są drugorzędne - liczy się opowieść, klimat, skojarzenia, odczucia... i taniec. 🙂
2)Pan prof. dr hab. Maciej Malinowski, którego kompetencje językowe podważasz, nie wypadł sroce spod ogona. Przeczytaj "o mnie" na jego blogu (link dałem poprzednio). Poza tym to znana (i uznana) postać wśród językoznawców. Owszem, zdarzają mu się kiksy - sam mu dwa wytknąłem, ale - tu mu chwała - pod wpływem moich argumentów zmienił zdanie. To tylko dobrze o nim świadczy (Wolański taki nie jest). Udzielał się w Poradni PWN i wiele jego wpisów tam znajdziesz. A i na opinie innych (np. Doroszewskiego) się powołuje. Jakbym miał wszystkie wyrażenia sprawdzać do spodu, tzn. czy trzech profesorów się myli, bo rację ma czwarty i dlaczego akurat on, to nie miałbym czasu napisać ani opowiadania, ani zjeść śniadania i uświerkłbym z głodu 😉 😉 . Uzus też jest po naszej (czyli mojej i Malinowskiego) stronie. A o WSPP Markowskiego Bańko pisze explicite: opiniotwórczy, nieobowiązujący.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Ser Ano, każdemu nie dogodzisz. 🙂 "Rasza" to jednak romans i ma być erotyka (co wynika z portalu 😉 ). Gdyby dokładać opisy o których mówisz, to owa erotyka jeszcze bardziej by się rozwodniła, a i związek strojów, zapachów i strawy z romansem trzeba by jakoś uzasadnić. Czy nie zmieniłyby punktu ciężkości, którym miał być taniec? Czy w nowelce "Janko Muzykant" znajdujemy opisy wieczerzy, krojów sukman i fartuchów, zapachów obory i przesiąkniętych potem sienników? Czy nie nastąpiłaby wtedy zmiana klasyfikacji "Raszy" i z "opowiadanie", "romans", "erotyka" na "powieść historyczna" i ... "gniot". 😉 ? Stąd wymienione przez Ciebie szczegóły (i inne - bardziej korciło mnie rozbudowanie opisu haremu) odpuściłem, choć przyznam również, że kompetentne przybliżenie kulinariów, a nawet strojów w XIII-wiecznej kulturze arabskiej wymagałyby ode mnie kilkumiesięcznej kwerendy źródeł.
I - w końcu - dziękuję za pochwałę 🙂.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ciekawa sprawa. Zobacz, jakie tłumaczenie رشا podaje reverso:
https://context.reverso.net/translation/arabic-english/رشا?utm_source=reversoweb&utm_medium=contextresults&utm_campaign=resultpage
Łapówka, przekupstwo, wziątka 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde Zwykły tłumacz Google daje nawet więcej tłumaczeń:
https://translate.google.com/?hl=pl&langpair=auto|pl&tbb=1&sl=auto&tl=en&text=رشا&op=translate
Sorry, nie znam arabskiego 🙂 Jednakowoż nie sądzę, by kobietom nadawano imię (imiona nadaje się bezpośrednio po narodzinach): Łapówka 😉 😉 😉.
Mam taką propozycję - napisz na Instagramie do jednej z artystek arabskich o imieniu رشا z prośbą o pochodzenie imienia. Chętnie się dowiem.
Tu jednak znajdziesz arabskie dywagacje na temat imienia Rasza. Pojawia się wśród nich (uwaga: to tłumaczenie google!!) "jeleń". A jeleń ma coś bliskiego z gazelą 🙂 Pojawia się też Twoja "łapówka", więc może w arabskim rzeczowniki mają po 20 znaczeń kontekstowych, jak (podobno) w japońskim.
https://pl.tafseer-dreams.com/معنى-اسم-رشا-في-المنام/#!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
"może w arabskim rzeczowniki mają po 20 znaczeń kontekstowych, jak (podobno) w japońskim".
A w którym języku nie mają? Natknąłem się na wesołą ciekawostkę, to się podzieliłem. Chyba nie nie na temat. 😉
A co do: "Pan prof. dr hab. Maciej Malinowski, którego kompetencje językowe podważasz, nie wypadł sroce spod ogona.", to jeśli to prof. i dr i nawet hab, to zupełnie zmienia postać rzeczy. A może nie zmienia? Może prof. może być kompetentny, blog opiniotwórczy, a konkretny wpis na blogu gołosłowny jednocześnie, tak że jedno nie przeczy drugiemu, drugie trzeciemu i trzecie pierwszemu? Nieważne. Nawet jeden czasownik może mieć dwie różne rekcje w tym samym opowiadaniu, jeśli autorowi się tak podoba. Kto zabroni? 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.