PS. Wróć do mnie
9 marca 2014
Szacowany czas lektury: 5 min
Jeden z wielu debiutów na tej stronie
Odgarnęłam jednym ruchem stopy stertę ubrań leżących na podłodze. Nie miałam weny do sprzątania, zwłaszcza w tym dniu. Czajnik na gazie głośno świszczał przypominając o swojej obecności. Uwielbiam rytuał parzenia herbaty - widok pęczniejących listków, uwalniającego się aromatu, potem cukier i cytryna, to rutyna jakiej potrzebowałam na co dzień. Usiadłam wygodnie w bujanym fotelu, molestując paznokciami kwiatki narysowane na moim dużym kubku herbacianej heroinistki.
Żołądek podchodził mi do gardła, czułam się trochę jakbym połknęła psychopatę, który chce poćwiartować mi wszystkie wnętrzności. Jeszcze do tego doszła sraczka, mój organizm wprost bosko reaguje na stresujące sytuacje. Latając tak między kiblem, a fotelem zastanawiałam się o co, tak naprawdę mi chodzi - nie wiedziałam.
Czekałam na niego trochę jak podekscytowany szczeniak, który oczekuje na swojego pana. Z tą różnicą, że szczeniak nie ma zamiaru uprawiać ognistego seksu ze swoim żywicielem, choć to lizanie i merdanie ogonem jest w sumie zbliżone.
Od naszego rozstania minęły całe, długie cztery lata. Kiedy się poznaliśmy, mieliśmy po siedemnaście lat Byliśmy gówniarzami i nie wiedzieliśmy, że nasza historia tak się skończy ani, że w ogóle zacznie. Najlepsze rzeczy spadają na nas jak grom z jasnego nieba i potrafią odwrócić nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni. Tak właśnie było w naszym przypadku. Było nam ze sobą cudownie i właśnie w tym najlepszym momencie naszego związku oznajmił mi, że wyjeżdża. Nienawidziłam go za to, ale pomimo wszystko nie potrafiłam zostawić. Było ciężko, cholernie ciężko. Najgorsze było to, że im dłużej go nie było, tym bardziej byłam zakochana. Powoli znikała nadzieja na to, że wróci. Czułam się jakbym traciła w życiu coś naprawdę ważnego. Nie wiem, czy to kwestia chęci posiadania tego, czego nie może się mieć, czy też zwyczajne pragnienie przynależności do kogoś, tworzenie spójnej jedności. Cierpiałam. Jemu też nie było lekko. Obojgu nam było ciężko, cierpieliśmy z powodu rzeczy, których nie mogliśmy sobie nawzajem ofiarować, ani ich otrzymać.
Wszystko co złe zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo zaraz miał stanąć w drzwiach. On - Paweł, mój Paweł. Nie chciałam wyjeżdżać po niego na lotnisko. Ze strachu? Niepewności? Minęło sporo czasu. Oboje dorośliśmy. Wolałam poczekać w domu.
- Izunia! Już jestem – Z zamyślenia wyrwał mnie jego radosny głos, nie zauważyłam, kiedy wszedł. Byłam strasznie podekscytowana, zbyt szybko wstałam i potknęłam się o dywan. Zaryłam twarzą o podłogę.
- Skradasz się jak szatan! - wrzeszczałam na całe gardło, wygrażając pięścią.
Paweł nic sobie z tego nie robiąc, zdjął spokojnie kurtkę i buty, śmiejąc się przy tym niesamowicie.
- No chodź do mnie mój pulpeciku - wyciągnął do mnie rękę, zignorowałam to. Szybko wskoczyłam mu w ramiona, obejmując nogami w pasie.
- Cicho bądź i całuj!
Nie były potrzebne słowa zachęty, od razu zaniósł mnie do sypialni. Był taki jak go zapamiętałam. Lekki zarost, rozczochrana, czupryna, radosne spojrzenie i dolna warga nieco większa od górnej. Podniecało mnie to i jeszcze zapach jego perfum. Jeszcze godzinę temu nie było go w moim życiu, teraz leżał na mnie i uśmiecha się, a ja czułam się bosko. Chciałam być jak najszybciej nago. Muskał lekko moją szyję powoli rozpinając spodnie. Kocham jego smukłe palce wyćwiczone od gry na gitarze. Mogłabym godzinami słuchać jak gra, obserwując jego zwinne palce poruszające się po brzęczących strunach. Mój oddech powoli przyspieszał, a wtedy ściągnął koszulkę. Uwielbiam jego ciało. Każdemu mięśniowi na jego ciele nadałam osobne imię. Powoli ocierał się o moje coraz bardziej mokre krocze. Lubił się ze mną droczyć. Sama ściągnęłam mu koszulkę i zaczęłam rozpinać spodnie. Masowałam delikatnie jego penisa. Już nie mógł wytrzymać, rozebrał mnie. Byłam coraz bardziej wilgotna, a wtedy wsadził mi dwa palce do środka, powoli, najpierw jeden, potem drugi. Lekko poruszał nimi w środku, rozpychając moje mokre od śluzu ścianki. Rozłożyłam szeroko nogi czekając na więcej. Przybliżył twarz do mojej pulsującej z podniecenia dziurki. Czułam jego ciepły oddech na ciele. Pocałował moje uda, a potem zbliżył język do różowej, wilgotnej szparki. Delikatnie musnął ją wargami, potem polizał, jeszcze i jeszcze. W końcu przycisnął język do łechtaczki. Jęknęłam z rozkoszy. Wsadził go do środka i poruszał w rytm moich jęków.
Byłam bardzo podniecona, chciałam żeby wszedł we mnie natychmiast. Wyczuł to i przyłożył twardego penisa do mojego krocza. Całował mnie namiętnie w usta, napierając na cipkę, wsunął tylko czubek. Już nie mogłam wytrzymać, zepchnęłam Pawła z siebie i wskoczyłam na jego twardego członka. Czułam ulgę nabijając się na niego stopniowo, kawałek po kawałeczku. Kiedy był już cały w środku poczułam go dokładnie tak, jak chciałam. Poruszałam szybko biodrami. Skakałam po nim jak szalona. Moje piersi unosiły się raz po raz opadając. Paweł przygryzał moje sutki zostawiając na nich mokry ślad. Wiedział, że to podnieca mnie najbardziej.
Już nie miałam siły, ześlizgnęłam się z niego, a on wszedł we mnie z impetem. Poruszał się szybko, ja jęczałam głośno, wbijając mu palce w pośladki. Wchodził we mnie z coraz większą siłą rozpychając moje mokre wnętrze. Czułam go każdym centymetrem ciała, reszta była już jak błysk flesza. Jego wzrok, mój głośny pisk, eksplodująca rozkosz w moim ciele od czubka głowy, po opuszki palców.
Wyjął go i włożył jeszcze kilka razy, aby eksplodować, dużą, ciepłą dawką spermy głęboko w moje ciasne wnętrze. Byłam cała mokra z potu i podniecenia, po udach spływała mi lepka sperma. Paweł przytulił mnie mocno ciężko oddychając. „Jestem naprawdę szczęśliwa” pomyślałam i usnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca bezczelnie opadające na twarz. Byłam zupełnie sama. Dotknęłam poduszki, nie było na niej żadnego wgniecenia tylko mokra plama łez. Z przyzwyczajenia zajmowałam tylko jedną połówkę łóżka.
Uśmiechnęłam się do siebie, ale poduszka nadal była mokra od łez.