Przeklęta urzędniczka
17 kwietnia 2019
Szacowany czas lektury: 37 min
Dawno nie pisałem i mocno zardzewiałem, dlatego nie spodziewajcie się tekstu głębokiego i bezbłędnego. Mam jednak nadzieję, że wam się spodoba :)
Mężczyzna leżał na szerokim łożu. Ręce opuścił wzdłuż tułowia, nogi miał złączone, jedynie głowę oparł na podgłówku, żeby widzieć, co znajdowało się przed nim. Gdyby ocenić jego wiek po twarzy, miałby ponad czterdzieści lat. Siwizna poprószyła czarne, krótko ścięte włosy oraz przystrzyżoną brodę. Wokół oczu o stalowych źrenicach, zebrały się drobne zmarszczki. Jednak jego ciało zupełnie przeczyło temu wrażeniu. Było umięśnione, wyrzeźbione i zadbane. Pozbawione widocznych znamion i blizn oraz nadmiaru owłosienia, było w tej chwili pachnące i naoliwione. Niejeden dwudziestolatek pozazdrościłby mu figury. Mężczyzna lekko się uśmiechnął, gdy naprzeciwko niego stanęła dziewczyna.
Nosiła perukę w kolorze jaskrawego blond, włosy kończyły się tuż pod uszami. Nie nosiła biżuterii, miała za to mocno wymalowane usta krwistą czerwienią. Była wysoka i zgrabna, może nawet chuda, ale za to posiadała spory biust, który wylewał się spod zapiętego na jeden guzik czerwonego, błyszczącego żakietu. To było w zasadzie całe jej ubranie.
Weszła na łóżko i zmysłowo podeszła do mężczyzny, po czym kucnęła wprost na jego twarzy, zapierając się rękami o wysoki zagłówek łoża. Mężczyzna przyglądał się chwilę wygolonej cipce, po czym zaczął ją lizać. Wzdychał głośno i chłeptał kochankę, jakby kosztował najcudowniejszego deseru. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i wzdychała za każdym razem, gdy język przejechał po wrażliwym punkcie.
W pewnym momencie mężczyzna rozłożył nogi, tym samym dając znak. Do łóżka podeszła druga kobieta, starsza i nie tak zgrabna. Miała trochę zmarszczek, biust delikatnie obwisł, a i brzuszek miał wypukłość. Przyozdobiła się drogą biżuterią: w uszach wirowały złote koła, na wypielęgnowanych dłoniach nosiła liczne pierścionki wysadzane rubinami i diamentami. Usta pomalowała na głęboki brąz, podobnie oczy. Mimo delikatnych mankamentów była niezwykle piękną i zmysłową kobietą. W przeciwieństwie do młodszej koleżanki, długie, sięgające niemal pępka włosy, miały naturalny kolor świeżej słomy. Spięła je w koński ogon.
Klęknęła pomiędzy nogami mężczyzny i zaczęła bawić się jego przyrodzeniem. Na przemian masturbowała go i ssała jądra lub wkładała członka do ust. Robiła to z niezwykłą wprawą i już wkrótce doprowadziła go do sztywności. Wtedy lekko klepnęła dziewczynę w pośladek i zeszła z łóżka. Sztuczna blondynka wstała, obróciła się i usiadła na przygotowanym przyrodzeniu. Pomogła ręką wejść w nią, po czym wolno zaczęła ujeżdżać mężczyznę. Ten w końcu użył dłoni, żeby masować pośladki kochanki, co jakiś czas zjeżdżając kciukiem do odbytu. Starsza z kochanek zbliżyła się do młodszej, rozpięła żakiet i zaczęła bawić się jej biustem, co jakiś czas złączając z nią usta. Lizały się namiętnie i z zapałem. Wtedy padły pierwsze słowa:
- Zaraz dojdę.
Naturalna blondynka kazała zsunąć się tej sztucznej z mężczyzny, chwyciła kieliszek do szampana i rozpoczęła masturbację. Tym razem brakowało delikatności jej ruchom. Zaspokajany co chwilę sztywniał, zaciskał dłonie w pięści, podkurczał palce stóp, aż wreszcie krzyknął. Kobieta przysunęła kieliszek i pozwoliła zawartości obficie spłynąć na dno. Masturbowała mężczyznę coraz wolniej, jednocześnie wkładając w to więcej siły. Na końcu, tego, co nie chciało spłynąć na dno szkła, sama wylizała. Po wszystkim położyła się po prawicy mężczyzny.
- Jak ci się podobał prezent imieninowy, kotku?
- Jak zwykle wspaniały, pączusiu. Ale to chyba nie wszystko, prawda?
- Wypij to.
Leżąca kobieta wydała polecenie drugiej, stojącej przy łóżku, wyciągając dłoń z kieliszkiem. Dziewczyna posłusznie go odebrała, podeszła do komody, na której stała butelka z szampanem i wlała go ostrożnie do kieliszka. Wróciła naprzeciwko leżącej pary, zamieszała zawartość i zaczęła pić.
- Wystarczy, reszta dla mnie.
Sztuczna blondynka oddała szkło z około jedną trzecią zawartości. Długowłosa kobieta pocałowała namiętnie mężczyznę, po czym przechyliła kieliszek i dopiła resztę.
- Teraz twoja kolej – zwrócił się do niej mężczyzna.
Zsunął się z łoża, robiąc więcej miejsca. Kobieta podciągnęła się wyżej i rozłożyła nogi, głaszcząc cipkę. Dziewczyna zrzuciła żakiet i klęknęła między jej nogami, pieszcząc kobietę oralnie. Ta jęczała co chwilę, zaparła się o zagłówek rękami i przymknęła oczy. Mężczyzna obszedł łóżko i bezceremonialnie zaczął bawić się pośladkami młodszej. Masturbował się przy tym intensywnie. Oblizał środkowego palca i włożył go w odbyt dziewczyny. Ta na chwilę zesztywniała, ale nie zaprotestowała ani nie przerwała pieszczot. Chwilę gmerał w tyłku, aż uznał, że jest wystarczająco pobudzony. Wyciągnął prezerwatywę z szuflady komody, nałożył ją i obficie poślinił. Wszedł nieśpiesznie, wywołując zduszony jęk kochanki. Kobieta docisnęła jej głowę.
- Mocniej.
Masowała wolną ręką biust, a spod przymrużonych oczu, obserwowała mężczyznę, jak przyśpiesza. Ten przestał się patyczkować i raczył gładkie pośladki kolejnym razami, jednocześnie ruchając dziewczynę w odbyt. Szybko jego oddech zrobił się płytki i głośny, a pot wystąpił na skronie. Cała trójka zrobiła się głośniejsza, dysząc, jąkając i wyjąc z przyjemności. Wreszcie ciałem kobiety wstrząsnęły dreszcze, wydawało się, że się dusi, gdy łapała się za klatkę piersiową. Chwilę później mężczyzna wrzasnął i pozbawiony sił, położył się na dziewczynie. Trwali chwilę w takiej pozie.
Gdy doszli do siebie, położyli się wszyscy obok siebie: najpierw mężczyzna, potem dziewczyna, a na końcu kobieta. Resztę sił spożytkowali na delikatne pieszczoty, całując się na przemiennie i dotykając w intymne miejsca. Szczególnie upodobali sobie piękny, dorodny biust sztucznej blondynki i jej cipkę, na co reagowała z entuzjazmem. Robili to tak długo, aż doszła, po czym wszyscy poszli spać.
- Szefie, urzędniczka z PiP-u czeka na zewnątrz.
Brzozowski oderwał się od laptopa i przez ułamek sekundy patrzył na sekretarkę jak na małpę w zoo, zanim dotarła do niego informacja.
- Ach tak, to dzisiaj. Zaproś ją do środka.
Sekretarka skinęła głową, uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając otwarte drzwi. Szef przyjrzał się jej pupie, którą zawsze świetnie eksponowała. Było jej o tyle łatwiej, że miała długie nogi i zawsze chodziła w szpilkach. Seksowna, młoda dziewczyna, którą chciałby zerżnąć każdy. Ona sama już nieraz dawała sygnały, że chętnie oddałaby się szefowi. Wiedział, że dla niego zawsze rozpina więcej guzików, pochyla się niżej niż wypada, a nawet oferowała już wielokrotnie masaże i inne drobne, na pierwszy rzut oka niewinne usługi, których od niej nie wymagało stanowisko. Pewnie Brzozowski już dawno by ją posiadł, ale nie kręciły go brunetki, wyłącznie blondynki. Mógł oczywiście zdradzić sekretarce tak cenną informację, ale wolał sprawdzić, jak jest inteligentna i ile czasu zajmie jej odkrycie jego słabości.
Minutę później sekretarka przepuściła w drzwiach kobietę, która wyglądała przy niej jak karzeł. Krótkie nogi, krótkie ręce, naturalne rude włosy przycięte na pazia - wyglądała przedziwnie, a efekt pogłębiały wielkie, okrągłe okulary przeciwsłoneczne, zakrywające niemal połowę okrągłej twarzy.
- Dzień dobry, zapraszam.
Wstał i wyciągnął dłoń na powitanie, ale został zignorowany. Urzędniczka przez chwilę patrzyła beznamiętnie po biurze i dopiero gdy wzruszyła na coś ramionami, podała rękę. Wtedy wszystko się zmieniło.
Kobieta, na oko przed pięćdziesiątką, gwałtownie odwróciła głowę w stronę Brzozowskiego, uśmiechnęła się szeroko, aż skóra wokół kącików ust złożyła się jak harmonijka. Mężczyzna poczuł się wręcz przeciwnie. Ogarnął go niepokój, a biuro nagle wydało mu się pułapką, z drapieżnikiem stojącym dokładnie na drodze do jedynego wyjścia. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się tak czuł, a tym bardziej nie rozumiał, dlaczego właśnie teraz, skoro miał już tyle doświadczenia z różnego rodzaju pracownikami państwowymi. Gdy oboje usiedli, zapytał:
- Napije się pani czegoś?
- Wody. Niegazowanej.
- A dla mnie espresso, Wiolu.
Kobieta nie przestawała się uśmiechać, a gdy cisza przeciągała się zbyt długo, wreszcie odezwała się:
- Słyszałam o panu.
- Mój zakład jest spory, często pojawiam się w lokalnej prasie przy okazji różnych uroczystości…
- Ale nie podejrzewałam, że jest pan aż tak… rozrywkowy.
Brzozowski miał wrażenie, że kobieta w ogóle go nie słucha. Zaczynało go to drażnić na wespół z wciąż niezrozumiałym napięciem.
- Czy mogę zapytać o godność?
- Eliza Herkiel. Wyższa urzędniczka Powiatowego Inspektoratu Pracy. Moi koledzy już pozwolili sobie rozpanoszyć się po zakładzie, papiery zostawiłam u sekretarki. Nota bene, nie drażni pana, jak bardzo namolnie dziewczyna próbuje dobrać się do pana kutasa?
Szef zbladł. Cała sytuacja zdecydowanie odbiegała od normy. Kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć, aż wreszcie chwycił się czegoś znajomego, próbując zmienić temat.
- Zapewniam, że spełniamy wszystkie przepisy. Ta wizyta to czysta formalność.
- Tak, wiem. Pewnie znajdziemy kilka drobnych uchybień, na które wystawimy bezwartościowe pismo upominające. – Kobieta machnęła od niechcenia ręką, jakby odganiała muchę. Którą sama przypominała, pomyślał Brzozowski.
- Porozmawiajmy o grzywnie.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, odsłaniając pożółkłe, duże zęby.
- Nie rozumiem, skoro wszystko będzie w porządku, skąd jakaś grzywna.
- Och, proszę docenić moją kreatywność. – Urzędniczka rozsiadła się wygodniej w fotelu.
- Jeżeli to jest jakaś propozycja korupcyjna, proszę sobie odpuścić. Nie tacy próbowali.
Roześmiała się jak ropucha z rakiem krtani.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Chcę tego, co masz między nogami.
Tym razem roześmiał się mężczyzna. Zdawał sobie, że jest przystojny i wiele kobiet na niego leciało, ale jeszcze tak prymitywnego podrywu nie przeżył.
- Pani wybaczy, ale jestem żonaty. Poza tym nie jest pani w moim stylu.
- Wiem, wolisz blondynki. Jednak daruj sobie z tymi przysięgami małżeńskimi.
- Nie zamierzam kontynuować tej rozmowy, gdyż do niczego nie prowadzi.
- Masz rację. – Wstała i poprawiła marynarkę. Po czym huknęła z całej siły dłonią o blat stołu, aż Brzozowski się wzdrygnął i wytrzeszczył oczy. – Jeżeli chcesz jeszcze kiedyś użyć kuśki, przyjdziesz do mnie i zrobisz wszystko, czego sobie zażyczę. Mój telefon jest w papierach.
Po tym uśmiechnęła się kolejny raz i wyszła z biura, pozostawiając szefa skołowanego. Mężczyzna nie wiedział, co ma sobie myśleć, a o prym walczył gniew i strach. Z konsternacji wyrwał go głos Wioli.
- Szefie, wszystko w porządku?
- Co? Tak, tak. Dziękuję.
Kiedy sekretarka miała już wyjść z biura, Brzozowski nagle się odezwał:
- Wiolu, wolę blondynki.
Nawet własny dom nie pomógł. Od spotkania z urzędniczką, nie potrafił się otrząsnąć z nieprzyjemnych uczuć. Niezrozumiały lęk wciąż go wypełniał.
- Kochanie, co ci jest?
Żona siedziała w salonie nad tabletem. Nie miała już tak mocnego makijażu jak wieczorem, za to rozpuściła włosy, tak jak lubił. Nosiła na sobie zwykły dres, chociaż pewnie nie z najtańszego sklepu.
Usiadł obok niej i głośno wypuścił powietrze. Żona wciąż była zaniepokojona jego stanem.
- Miałem dzisiaj kontrolę z Pipu.
- I kontrola cię tak zmartwiła?
- Nie kontrola, ale kobieta, która tą kontrolą kierowała. Zaproponowała mi seks.
Blondynka roześmiała się głośno, podobnie jak wcześniej Brzozowski, kiedy usłyszał propozycję. Tylko teraz w ogóle nie było mu do śmiechu.
- Chyba nie rozważasz jej propozycji na poważnie? – Gdy żona się uspokoiła, zobaczyła marsową minę męża.
- Oczywiście, że nie, ale nie mogę pozbyć się tego niepokoju… tego…
- Potrzebujesz długiej kąpieli i masażu. Może zadzwonię po Jurka?
- Nie, kąpiel w zupełności wystarczy. Dziękuję ci, skarbie.
Woda parowała z dużej, żeliwnej wanny, kiedy stanął obok. Westchnął głośno, kiedy zalewająca go, gorąca woda rozluźniała mięśnie. Dziwny niepokój powoli odpływał. Brzozowski poczuł, że ciążą mu powieki i robi się coraz bardziej śpiący.
- Sprawię, że będziesz kwiczał z rozkoszy. Wyduszę z ciebie ostatniego plemnika. Zrobisz dla mnie wszystko. Wszystko!
Stała przed nim Eliza Herkiel cała goła, w tych swoich wielkich okularach. Czuł od niej woń rosołu, kiedy dziko masturbowała jego penis. Powtarzała w kółko te same słowa i kiedy czuł, że zaraz dojdzie, chociaż bardzo nie chciał, rozbudził się.
Rozchlapując wodę, rozejrzał się przestraszony, próbując zrozumieć, gdzie jest. Dopiero po chwili dotarło do niego, że siedzi w wannie. Woda zrobiła się chłodna, powróciło niechciane napięcie. Wciąż czuł zmęczenie, dlatego po kąpieli od razu poszedł spać i choć nic mu się już nie śniło, nie przespał dobrze nocy.
Na drugi dzień nic mu się nie układało. Oblał się kawą, uderzył samochodem w słupek na parkingu, prawie potknął się w progu drzwi frontowych i gdyby nie jeden z pracowników, wyrżnąłby na środek holu. Dalej nie było lepiej. Nagle wszyscy kierownicy postanowili przyjść ze swoimi żalami i nie czekali jak zwykle przed biurem, tylko próbowali go zatrzymać na korytarzu. Nawet widok uśmiechniętej sekretarki, która w jedną noc z brunetki przeobraziła się w blondynkę, nie pomógł. Zamknął się w biurze, wydając wyraźne polecenie, żeby mu nie przeszkadzano.
Nie potrafił zebrać myśli, przeglądał kolejne dokumenty leżące na biurku, ale łapał się na tym, że myślami wraca do diabolicznej urzędniczki i jej słów.
- Wiolu!
- Tak szefie?
- Zrób mi dużą, czarną kawę.
- Już robię.
Kiedy wróciła, powiedział krótko:
- Wejdź i zamknij drzwi za sobą.
Od razu dostrzegł, że się uśmiecha. Czuła, co się zbliżało, a i on musiał coś sprawdzić. Stanęła przy biurku, niewinnie chowając ręce za tułowiem, a tym samym bardziej eksponując biust, który może i nie był imponujący, ale wsparty zapewne jakimś biustonoszem typu push-up odpowiednio rozpiętą koszulką robił wystarczające wrażenie. Różnica w wyglądzie była kolosalna, Wiola wybrała kolor, który niemal wpadał w platynę.
- Co mogę dla pana zrobić… szefie? – Uśmiechnęła się zalotnie.
Brzozowski wstał, podszedł nonszalancko do dziewczyny i patrząc prosto w oczy, powiedział:
- Na początek możesz possać mi jaja.
Wiola zagryzła dolną wargę i bez słowa uklękła. Sprawnie rozpięła jego spodnie i dobrała się do kutasa. Czuł jej ciepłe wargi i zwinny język, jak okrążał wygolone jądra. Czuł podniecenie, jak rośnie i rozchodzi się po ciele w postaci przyjemnego napięcia. Minęło kilka minut, kiedy sekretarka w końcu się odezwała:
- Szefie, ja chyba robię coś nie tak. Przepraszam.
- O co ci chodzi?
Spojrzał w dół i znieruchomiał. Jego wacek, cały w ślinie i szmince, nie urósł nawet o centymetr.
- To pewnie ta wczorajsza kontrola. Przysięgam, że ta urzędniczka wyglądała jak wiedźma i musiała pewnie coś panu powiedzieć…
- Tak, tak, to ta kontrola. Wybacz mi i wróć do biurka. Dzisiaj nie ma mnie dla nikogo.
Chociaż mówił spokojnie, rosła w nim furia i rozpacz. Nigdy w życiu nie przydarzyło mu się to, co teraz. W ułamek sekundy potrafił być gotowy nawet przy brzydszych kobietach, a Wiola zdecydowanie do takich nie należała, szczególnie po przefarbowaniu się. Niestety właśnie stał ze spuszczonymi spodniami i ze sflaczałym kutasem. Ubrał się i usiadł ciężko w fotelu.
Chciał płakać. Wszystko, co w życiu osiągnął, nagle wydało mu się bezwartościowe wobec problemu, z którym nie wiedział, jak sobie poradzić. Jednak z mijającymi minutami uspokajał się i wracała natura biznesmena, którego życie usłane było sukcesami. Nie staje? Przecież to się zdarza facetom w jego wieku! Czy jest na to jakieś rozwiązanie? Pewnie – farmakologia!
Nie łatwo było mu się oswoić z myślą, że jego sprawność jednak się pogorszyła, ale wiedział, że współczesna medycyna nie z takimi problemami sobie radziła. Chwycił za telefon i wybrał numer do żony.
- Pączusiu? Zamów na wieczór Jurka. Tak i jego kolegę. Taaak, trochę się zabawimy.
Rozsiadł się wygodnie i rozmarzył o czekającym go wieczorze.
Gdy wrócił do domu, żona czekała już na niego w jedwabnym, ponętnym szlafroczku. Miała delikatny makijaż, prawie niewidoczny, ale podkreślający urodę i smukłą twarz kobiety. Włosy miała rozpuszczone, świeże i pachnące, równo uczesane. Takie jak najbardziej lubił.
- Cześć, misiaczku. – Pocałowała go namiętnie, z języczkiem. – Co cię naszło?
- Dałem się zwariować tej babie z Pipu i postanowiłem, że się nie dam.
- I bardzo dobrze. Jurek z Markiem będą za godzinę. Chcesz coś zjeść?
- Już jadłem. Wezmę szybki prysznic.
Gdy wziął kąpiel, połknął dwie tabletki i zapił wodą. Czuł się nieswojo, sięgając po wspomagacze, ale tego dnia liczył się triumf przede wszystkim. Bez względu na koszty i upokorzenie.
Chłopaki przyjechali punktualnie. To byli faceci na schwał – młodzi, silni i wysportowani. Żyli z masażów, jednak dzisiaj nie po to zostali wezwani. Obaj wiedzieli, o co chodzi i w ogóle nie zwracali uwagi na Brzozowskiego. Ten, mając na sobie spodnie dresowe i zwykłego T-shirta, rozsiadł się wygodnie w fotelu pod ścianą. Tamci natomiast podeszli do żony i przywitali się z nią bardzo, bardzo namiętnie. Najpierw Jurek włożył jej język do ust, gdy Marek wsunął dłonie pod szlafrok i chwycił jej pośladki. Potem nastąpiła zmiana i to Marek mógł skosztować ust kobiety, a Jurek w tym czasie pomógł zrzucić zbędne ubrania i chwycił za piersi, wgryzając się w szyję. Kobieta wzdychała z podniecenia, kiedy chłopcy pieścili jej ciało, dotykając każdej wrażliwej części. Raz jeden, raz drugi wsuwali palce w cipkę albo do ust. Wreszcie zniecierpliwieni odsunęli się i sami rozebrali.
Żona klęknęła między nimi i wzięła sterczące kutasy w obroty. Raz ssała Jurka, masturbując Marka, potem następowała zmiana i tak przez dłuższą chwilę. Gdy się zapominali, chwytali jej głowę i dociskali mocniej. Dusiła się wtedy i charkała śliną, ale nie opierała się. Nabrała rumieńców.
Brzozowski zerknął na zegarek. Minęła prawie godzina, odkąd wziął tabletki, ale nic się nie działo w spodniach. Czuł podniecenie, w przeszłości był gotowy, zanim jeszcze żona zabrała się za dwa kutasy. Dzisiaj jednak było inaczej. Ogarnęło go zniecierpliwienie.
Tymczasem oralna zabawa się zakończyła i cała trójka wylądowała na wielkiej sofie. Żona usiadła na Jurku, a z boku stanął Marek. Ujeżdżając jednego, ssała drugiego, bawiąc się dyndającymi jądrami. Miała w tym już niezłą wprawę. Cała trójka zdawała się kompletnie zapomnieć o cichym obserwatorze. Gdy się znudzili, zmienili pozycję. Jurek niemal rżnął kobietę w usta, kiedy jego kumpel pastwił się nad podskakującą i wypiętą dupcią. Pokój wypełniło skrzypienie sofy i miłosne jęki.
Wreszcie kobieta przypomniała sobie o mężu.
- Skarbie, dołączysz?
- Nie dzisiaj. Niech obaj cię wezmą naraz.
Żona tylko się uśmiechnęła i dała znak kochankom, żeby się inaczej ustawić. Położyła się na Marku, a Jurek przymierzał się do jej odbytu. Brzozowski w końcu nie wytrzymał i spuścił spodnie, masturbując się. Podniecenie wręcz odbierało mu dech, a jednak penis nawet odrobinę nie chciał współpracować. Zadawał sobie pytania, czy nie wziął za mało tabletek albo, czy nie sprzedano mu przeterminowanych, ale tak naprawdę robił wszystko, żeby nie myśleć o Elizie Herkiel.
Szczęśliwa trójka oddawała się lubieżnej rozpuście. Marek lizał się z kobietą, jakby w jej ślinie była boska ambrozja. Jurek ciągnął za włosy albo chłostał pośladki, przyśpieszając pracę bioder. Nagle to właśnie on przejął inicjatywę.
- Zmieniamy pozycję.
Blondynka była zaskoczona, ale nie zaprotestowała, rozpływając się w cielesnej rozkoszy. Zrobili coś, czego wcześniej Brzozowski nie widział. Obaj stanęli naprzeciwko siebie i wzięli kobietę między siebie. Patrzyła na Jurka, kiedy wsunął się w jej odbyt. To samo zrobił Marek. Widać było brak doświadczenia i zajęło im trochę czasu, zanim się zgrali. Kobieta już nie jęczała, ale krzyczała z bólu wymieszanego z podnieceniem. Drapała jednego masażystę albo drugiego, zostawiając czerwone pręgi na ich ciałach. W końcu nastąpiła kulminacja, kiedy obaj doszli w niej. Mąż zobaczył, jak sperma gęsto kapie na posadzkę, gdy jego żona prawie traciła przytomność od rozkoszy. Wszyscy zwalili się na sofę, wyczerpani i zadowoleni.
- Kochanie, doszedłeś?
- Tak, tak. Dzięki chłopaki, koperta czeka na stoliczku przy drzwiach.
To był dla nich znak. Skłonili głowy, ubrali się szybko i zniknęli. Brzozowski stał za fotelem wciąż ze spuszczonymi spodniami i zerowymi oznakami życia w członku. Polały się łzy.
- Co się stało? – Żona podbiegła do niego, gdy usłyszała szloch.
- Przeklęła mnie. Stara wiedźma rzuciła na mnie jakiś urok.
- Co ty mówisz, kotusiu? Już nie jesteś pierwszej młodości, może trzeba wspomóc cię tabletkami?
- Dwie! Wziąłem dwie tabletki i zobacz, nawet nie drgnął!
Kobieta odsunęła się i spojrzała krytycznie na mężczyznę. Stała tak spocona, naga, ze spływającą spermą między udami, śmierdząca wszelkimi wydzielinami. Wreszcie odezwała się:
- Co dokładnie powiedziała ci ta kobieta?
Nie zmrużyli oka przez całą noc. Najpierw dokładnie opisał jej spotkanie, wygląd urzędniczki, wreszcie spróbował przytoczyć słowa kobiety najdokładniej, jak potrafił. Żona go zaskoczyła, gdyż zamiast wyśmiać głupie oskarżenia o czarnoksięstwo, chwyciła za tablet i zaczęła intensywnie przeglądać Internet.
- Czego szukasz?
- To jak wyglądała ta Eliza… coś mi to mówi.
- Myślisz, że wiedźmy mają konto na Facebooku?
- Kochanie, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Jak inaczej można zorganizować sabat?
- O czym ty mówisz?
Żona odłożyła tablet, wyprostowała się i rzeczowym tonem przemówiła:
- Kiedy cię poznałam, wiedziałam, że będziemy razem. Pamiętasz, jak ty zareagowałeś?
- Oczywiście. Miałem ochotę cię zerznąć i tyle. Na pewno nie planowałem się wiązać.
- Co w takim razie się zmieniło?
- No…
Brzozowski długo myślał, ale okres pomiędzy pierwszym seksem a wspólnym chodzeniem, które krótko później zakończyło się ślubem, był zamazany.
- Spójrz na mnie, Mariusz. Użyłam czarów, żeby cię zatrzymać.
- Co ty wygadujesz? Ja mam poważny problem, a ty co? Co…
Poczuł, że opuszczają go siły. Zwalił się na fotel przed żoną, próbując poskładać myśli.
- Tak naprawdę nazywam się Esmeralda Magiel i jestem wiedźmą. Użyłam czarów, żeby cię rozkochać w sobie.
- Czyli co? Jestem pod wpływem uroku? Tak naprawdę cię nie kocham?
- Tak było na początku. Jednak urok słabł, a jego miejsce zajmowały prawdziwe uczucia. Pokochałam cię od pierwszego spojrzenia. Ty potrzebowałeś trochę więcej czasu i pomocy.
- Jak mogłaś?!
Uniosła dłoń, nakazując mu milczeć. Posłuchał.
- Nie ma sensu się denerwować. Jeżeli nie byłeś szczęśliwy ze mną przez ten cały czas, to w tej chwili wyjdź z domu, a jak wrócisz, już nigdy mnie nie zobaczysz. Naprawdę myślisz, że dałabym radę cię omamiać przez te wszystkie lata? Dostrzegłam w tobie potencjał i go wydobyłam.
- Czyli co? Firma też nie jest moim sukcesem?
- Nie lubię mięczaków. – Zaplotła ręce na piersiach i zrobiła oburzoną minę. Rzadko ją taką oglądał. – Ja cię nie stworzyłam od zera, tylko pomogłam wydobyć ukrytą siłę na wierzch. Jak się poznaliśmy, imprezowałeś jak szalony, dupcząc wszystko, co się dało. Gdybym ci nie pomogła, dzisiaj pracowałbyś u tatusia, pił tanią wódkę i zastanawiał się, skąd wziąć pieniądze na kolejne alimenty. Popatrz, co dzisiaj osiągnąłeś. Gdzie dotarłeś. To twoja zasługa i tylko z drobną pomocą.
- Dobra, dość o tym. Jak to się ma do Elizy Herkiel?
- Miałam rację. Należy do innego sabatu. I postanowiła sięgnąć po nie swoje.
- Wy toczycie jakąś tam wojnę między sobą?
- Oczywiście, że nie! Nie jesteśmy facetami! Jednak mamy pewne zasady, między innymi o niewchodzeniu sobie na teren.
- Dlaczego Eliza złamała zasadę?
- Jej sabat nie jest jakiś znaczący. Albo nie upewniła się, że należysz do mnie, albo z jakiegoś powodu postanowiła rzucić mi wyzwanie.
Mariusz zignorował fragment o należeniu do żony i zapytał:
- Po co?
- Pewnie, żeby awansować w swoim kręgu. Możemy nie prowadzić wojen, ale walczyć potrafimy. I lubimy górować nad pozostałymi. Wygrana ze mną, choćby przez uwiedzenie mojego faceta, na pewno zapewniłaby jej wzrost szacunku.
- Czyli co teraz? Zdejmiesz ze mnie urok?
- Mogłabym spróbować, ale nawet przy jej słabszych umiejętnościach, mogłabym nie osiągnąć pełnego sukcesu. Uprzedzając twoje następne pytanie, odpowiadam, że urok wiedźmy może najlepiej zdjąć ona sama.
- Chcesz mi powiedzieć, że muszę spełnić jej żądania.
- W życiu! Masz udać, że je spełniasz.
- Nie rozumiem.
- Przygotuję dla ciebie pewien amulet. Jeżeli postąpisz tak, jak ci każę, wiedźma zrobi wszystko, co jej rozkażesz.
Esmeralda uśmiechnęła się drapieżnie, przez co Mariusz poczuł się po raz pierwszy w życiu nieswojo w obecności własnej żony.
Na drugi dzień zadzwonił do Elizy. Musiał przełknąć upodlenie, kiedy wyśmiewała go za opieszałość i pastwiła się nad jego świeżą słabością. Miał ją odwiedzić tego samego dnia i przygotować się na niestworzone rzeczy, z których większość mu się na pewno nie spodoba, przynajmniej według słów Elizy. Miał ochotę udusić ją przez telefon za swoją pewność siebie.
W kieszeni miał zwykłe gołębie pióro. Tak przynajmniej wyglądało, ale nie mogło nim być, skoro Esmeralda kazała mu o nie dbać za wszelką cenę. Na pytanie, co takiego jest specjalnego w tym piórze, odpowiedziała krótko: „zobaczysz”, uśmiechając się przy tym diabolicznie. Mariusz nie miał siły głowić się nad wszystkimi tajemnicami, które zostały przed nim ujawnione w tak krótkim czasie. Zadrżał na myśl, ilu rzeczy jeszcze nie wiedział. Wszystko stało się dla niego obce. Zadawał sobie pytania, czy jego uczucie do żony jest szczere, czy faktycznie sam zbudował firmę. Nawet jego sprawne i przystojne ciało wydało mu się podróbką, opakowaną w jakieś uroki. Czy było w ogóle coś jego własnego?
Z pracy wyszedł wcześniej i udał się do domu Elizy. Spodziewał się drewnianej chałupy, obsadzonej przez kruki, schowanej pomiędzy poskręcanymi i uschniętymi konarami drzew. Na miejscu trafił na zwykły dom, z lat siedemdziesiątych albo osiemdziesiątych. Był zadbany, odmalowany i kompletnie niczym się nie wyróżniał spośród innych w okolicy. Na podjeździe stał stary ford Focus, z boku brudna kosiarka i para gumowych rękawic. Tylko zapach nie pasował, wyczuwał bogatą mieszankę ziół w powietrzu. Zadzwonił do drzwi.
Gdy zobaczył ją w progu, instynktownie się odsunął. Ubrała się swobodnie, w długą, szarą spódnicę i okropny włochaty sweter. Wciąż nosiła okulary.
- Och, wreszcie dotarłeś, długo kazałeś na siebie czekać, cukiereczku.
Gdy się zaśmiała, poczuł gęsią skórkę na ciele. Bez słowa wszedł do środka, gdy zrobiła mu miejsce.
- Długo myślałam o tym, co z tobą zrobię i wiesz co? Nic mi nie przyszło do głowy. Albo inaczej – przyszło tyle, że nie wiem, od czego zacząć. Ale mamy dużo czasu, a ja znam sposoby, żebyś się szybko nie zmęczył. Ha!
Milczał, gdy prowadziła go na piętro. W całym domu śmierdziało ziołami i kotami. Jeden nawet przemknął pomiędzy ich nogami, gdy stanęli na półpiętrze. Mariusz czuł duszności i nie wiedział, czy ze strachu, czy to jakaś podstępna magia czarownicy. Co jakiś czas dotykał kieszeni, w której ukrył pióro.
- A o to moja jaskinia rozkoszy!
Pokój opływał w szarościach i brązach, a motywem przewodnim był puch. Wszystko wydawało się miękkie i ulotne, Mariusz miał wrażenie, że jakby mocniej dmuchnął, w powietrze wzbiłaby się chmara bliżej nieokreślonych farfocli.
- Rozbieraj się.
- Nic z tego nie będzie. Rzuciłaś urok, pamiętasz?
Eliza przez chwilę mamrotała pod nosem, a potem huknęła dłonią o bok łóżka.
- Gotowe, ale pamiętaj, że tak samo łatwo mogę przywrócić klątwę, więc nie myśl o ucieczce. Aha, a jeśli myślisz, że możesz mnie teraz skrzywdzić fizycznie albo nawet zabić, wiedz, że dom posiada specjalny… system bezpieczeństwa.
Wierzył jej. Jego żona ostrzegła, że wiedźmy mają zwyczaj zabezpieczać kryjówkę potężnymi zaklęciami, dowiedział się nawet, że podobne chronią ich dom.
- No, wyskakuj z ubrań.
Posłuchał, chociaż nie okazywał żadnego zaangażowania. Ubrania położył na kosmetyczce, gdzie wcześniej dostrzegł zwisające z boku lustra pióra.
- Wyglądasz lepiej, niż sobie wyobrażałam. Czeka nas przednia zabawa!
Wdrapała się na łóżko i stojąc na nim, ściągnęła sweter. Nic pod nim nie miała, co raczej nie zaskoczyło Mariusza w przeciwieństwie do piersi. Spodziewał się obwisłych worków, dyndających obrzydliwie na cienkiej skórze. Było wręcz odwrotnie – piękne, jędrne i nadspodziewanie duże kule ze sterczącymi na baczność, brązowymi sutkami. Nie powiedział tego na głos, ale pomyślał, że ładniejszych nigdy nie widział.
- Widzę, że ci się podobają. Moje skarby. Dużo w nie zainwestowałam i to nie tylko pieniądze. Może dam ci się nimi pobawić. Jak zasłużysz – dodała.
Jeżeli pióro nie zadziała, wtedy będzie mógł się przynajmniej skupić na cyckach. Pomyślał, dodając sobie otuchy.
- Słuchaj, nie jestem już młody i nie tak samo sprawny, jak kiedyś. Tym bardziej mogę mieć problemy, że jestem przymuszony. Proponuję, żebyśmy zaczęli powoli od delikatnych pieszczot. Co ty na to?
- Kotku, mamy całą noc i pewnie więcej! Możemy zrobić po twojemu.
- Widziałem, że masz pióra. Mogę użyć jednego?
Wzruszyła ramionami, jakby było to jej obojętne. Podszedł, udawał, że zabiera jedno, ale ukradkiem wyciągnął pióro jego żony.
- Już nie mogę się doczekać! Specjalnie dla ciebie, nie myłam się wieczorem i nie goliłam. Zasmakujesz prawdziwej kobiety! – zarechotała jak prawdziwa, baśniowa wiedźma.
Gdyby nie zaklęcia, już dawno by się na nią rzucił i udusił gołymi rękami.
Wyłożyła się wygodnie, rozłożyła nogi, chociaż wciąż miała na sobie spódnicę. Stanął naprzeciwko niej w oczekiwaniu. Miał nadzieję, że o cipkę zadbała równie dobrze co o biust. Wiedźma nieśpiesznie zaczęła podnosić kieckę wyżej. Gdyby była kimś innym, pewnie już by się lekko pobudził, ale mógł jedynie marzyć. Gdy wreszcie odsłoniła swój skarb, odwrócił wzrok, dostając dreszczy, gdy kolejny raz się głośno zaśmiała.
- Coś nie tak? Nie widziałeś nigdy prawdziwej kobiety? Ha!
Chociaż stał za daleko, już wyobrażał sobie smród niemytego ciała. Mimo to podszedł bliżej, klękając między jej nogami. Unikając bezpośredniego patrzenia na starą, zarośniętą cipkę, z której wypływał jakiś śluz, przyłożył pióro do nogi i zaczął nim wodzić po jej ciele.
- Umm, o tak. Przejedź po cipce. Już!
Posłuchał, oddychając płytko, gdyż poczuł już zapach Elizy. Wspinając się na wyżyny opanowania, rysował nieśpiesznie wzory na jej ciele, idąc coraz wyżej. Gdy pochylił się nad nią, za wszelką cenę unikając jakiegokolwiek kontaktu skóra do skóry, odezwała się.
- Nafaszeruję cię takimi ziołami, że przez pół nocy ci nie klapnie. Wyruchasz mnie za wszystkie czasy. A potem może ja wyrucham ciebie, co?
To jak się oblizała po ustach, zdecydowanie mu wystarczyło za obietnicę. Przemagając obrzydzenie, zaparł się lekko o jedną z piersi i ostrożnie przebił wskazujący palec ostrą końcówką pióra. Udając podniecenie i zaangażowanie, nachylił się mocniej i wsunął palec wiedźmie do ust. Przez chwilę zassała, dopóki nie poczuła krwi.
- Co jest… Ach!
Wrzasnęła na całe gardło i wygięła się w pałąk. Trwała w tej nienaturalnej pozie na tyle długo, że Mariusz pomyślał, że Esmeralda przesadziła ze swoimi zaklęciami. Jednak wreszcie opadła, dysząc ciężko. Zobaczył, jak żyły na całym ciele wiedźmy poczerniały. Dotknął piórem lewej nogi, która nagle wierzgnęła, a sama wiedźma kolejny raz wrzasnęła.
- Coś ty mi zrobił, skurwielu?!
- nie poznajesz czarnej magii, stara pizdo?
Z początku była zaskoczona, ale wtedy do niej dotarło.
- Twoja żoncia złamała zasady. Nie wolno zdradzać swojej prawdziwej natury innym ludziom, szczególnie tym pod wpływem uroku! Zapłaci za to!
- A ty się nie zdradziłaś?
- To co innego… Aaaa!
Nie pozwolił jej dokończyć, dotykając piórem drugiej nogi. Potem brzucha i rąk. Znęcał się nad nią kilka minut, czerpiąc nieukrywaną satysfakcję z możliwości zemszczenia się za ostatnie dni i upodlenie, którego doświadczył.
- No dobrze, teraz możemy porozmawiać. Przede wszystkim masz permanentnie zdjąć swoją klątwę.
- Zdjęłam ją!
- Nie jestem głupi. Pewnie za kilka godzin wróci, masz ją odwrócić. Chyba że mam cię dalej… pieścić.
Niczym stuletnia staruszka, Eliza stoczyła się z łóżka i podeszła do kosmetyczki. Mariusz był tuż za nią, pilnując, żeby pióro mogło w każdej chwili dotknąć jej ciała. Wiedźma otwarła jedno z pudełek, w którym było zdjęcie Mariusza, pewnie wydrukowane z jakiejś strony internetowej, kilka kamyków różnej wielkości i koloru oraz związane ze sobą pęki nieznanych ziół. Było coś jeszcze, coś galaretowatego, ale nie zamierzał pytać, co to było.
- Musisz to zakopać głęboko w ziemi.
- Esmeralda dobrze mnie przygotowała. Wiem, że trzeba to spalić. Wracaj do łóżka.
Dotknął ją w plecy piórem, aż upadła z bólu, ale podniosła się i usłuchała. Wyciągnął kajdanki z torby i rzucił je wiedźmie.
- Przypnij się do barierki.
- Nigdy!
Gdy zbliżył się z piórem, tylko zaskomlała i przypięła jedną rękę. Gdy chciał chwycić drugą rękę, Eliza zerwała okulary. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale na pewno nie tak wielkich oczu. Okazało się, że okulary były wielkie nie bez powodu. Oczy wiedźmy zajmowały niemal jedną trzecią jej twarzy, a źrenice były czarne jak smoła. W tym samym momencie odwrócił wzrok, przypominając sobie kolejne ostrzeżenie żony: „nigdy nie patrz wiedźmie w oczy, może cię zauroczyć”.
- Twoja żona zostanie ukarana za zdradzanie naszych tajemnic!
Zignorował jej krzyki i spojrzenie, chwycił za wolną rękę, ale się opierała. Użył pióra i chwilę później była skuta. Dla bezpieczeństwa założył Elizie z powrotem okulary.
Wrócił do stoliczka, wyciągnął zapalniczkę ze spodni i podpalił zdjęcie, a gdy wypaliło się do połowy, wrzucił do pudełka. Zioła i tajemnicza galaretka od razu zapłonęły, kamyki za to po jakimś czasie się rozsypały. Oparł się o stolik i wypuścił z ulgą powietrze.
- Dostałeś, co chciałeś, a teraz mnie wypuść.
- Nigdy w życiu.
- Pamiętaj o zaklęciach!
- Tak, tak. Nie mogę cię zabić ani skrzywdzić fizycznie. Zapytam z ciekawości – wiesz jakich zaklęć użyła moja żona na tym piórze?
Kobieta odwróciła wzrok i milczała.
- A jednak miała rację, jesteś słabszą wiedźmą od niej.
- Mogłabym zgnieść ją jak robaka!
- Tylko że to ona cię zgniata i to nawet nie osobiście. – Uśmiechnął się zadowolony.
- Śmiej się niewolniku. Robisz dokładnie, co ci każe. Marionetka!
- Cieszę się, że poruszyłaś tę kwestię.
Usiadł obok niej i raczył ją kilkoma minutami tortur. Na początku wierzgała i wrzeszczała, ale szybko opadła z sił, ograniczając się pod koniec tylko do kwilenia. Oblał ją wodą, gdy zaczęła tracić przytomność.
- Jeżeli nie chcesz, żebym kontynuował, odpowiesz mi zgodnie z prawdą na kolejne pytania. Rozumiesz mnie?
- Co chcesz wiedzieć? – wyszeptała zmęczona i zbolała.
- Jak mogę wykryć, że wiedźma używa uroku albo zaklęcia?
- Musisz mieć specjalnie przygotowany artefakt.
- Masz taki?
- Nie.
- Nie kłam!
- Mam! Mam! W nocnym stoliczku!
Sięgnął do szuflady. Znajdowało się tam kilka bibelotów, papierów i biżuterii.
- Srebrny wisiorek z wizerunkiem kota.
Sięgnął po przedmiot, po czym zdjął wiedźmie okulary. Ta od razu spojrzała na niego dziko, ale nie odwrócił wzroku. Poczuł za to, że wisior drży. To mu wystarczyło, założył okulary Elizie, a wisior schował w spodniach, wciąż leżących z resztą ubrań na kosmetyczce.
- Czy można ochronić się przed waszymi urokami?
- Można, ale to wymaga wielu silnych i skomplikowanych zaklęć. Nawet jakbym mogła i chciała ci je przekazać, zajęłoby lata opanowanie je przez twój ograniczony umysł. Aaa!
Dotknął ją w brzuch, przerywając słowotok.
- Możesz mnie torturować, ile chcesz, ale mówię prawdę!
Musiał jej uwierzyć. Odpowiedź mu się nie spodobała, ale przynajmniej miał wisior. Wtedy coś go tknęło.
- Chwila. Jeżeli ten wisior wykrywa tę waszą magię, dlaczego nie drży cały czas? Podobno dom jest zapieczętowany zaklęciami.
- Są to inne zaklęcia. Bardzo silne… Wisior ich nie wykryje.
Prowadził wiele rozmów biznesowych w życiu, podpisał setki kontraktów i teraz bezbłędnie rozpoznał, że kłamała.
- Nie zabezpieczyłaś domu. Jesteś głupsza niż Esmeralda założyła.
- Nie wierzysz? To spróbuj mnie skrzywdzić!
Tak zrobił. Spoliczkował wiedźmę, która była bardziej zaskoczona tym uderzeniem niż bólem. Siedzieli w milczeniu przez chwilę, ale nic się nie wydarzyło.
- Poczekaj Mariusz, możemy się dogadać. Przyda ci się wspólniczka. Chcesz się ochronić przed magią Esmeraldy, prawda? Mogę ci pomóc. Przygotuję odpowiednie zaklęcia. Uwolnię cię!
Wrzasnęła, kiedy dotknął jej głowy. Zaczęła kaszleć, prawie zwymiotowała. Sojuszniczka na pewno by się przydała, ale Eliza wystarczająco udowodniła swoją niekompetencję, żeby nie chcieć wchodzić w nią w spółkę. Nawet gdyby go wcześniej tak nie upokorzyła.
Odwrócił się i spojrzał na nią, potem na jej biust.
- Chociaż cię nienawidzę, muszę przyznać, że twoje cycki to majstersztyk.
- Mogę ci zdradzić, jak je zrobiłam. Esmeralda może mieć takie same.
- Wolałbym nie. Przypominałyby o tobie.
Przełożył nogę i klęknął nad wiedźmą. Dotknął delikatnie najpierw jednej piersi, potem drugiej. Podszczypywał brodawki, wyjątkowo sztywne i soczyste. Poczuł, że robi mu się gorąco. Splunął solidnie między nie, ścisnął i zaczął ocierać się kutasem. Szybko się przekonał, że klątwa przestała działać.
- Możesz zrobić ze mną, co tylko zechcesz. Wyruchaj mnie w cycki. Pragnę cię.
Nie chciał jej słuchać, więc wziął skarpetę i wcisnął jej do gardła, słuchając jedynie stłumionego jęczenia. Ruchał dorodne piersi przez pewien czas, aż się znudził. Zszedł z wiedźmy i poszedł po pasek od spodni. Gdy wrócił, przełożył go pod Elizą i zacisnął mocno na piersiach. Ledwie go starczyło, ale efekt był zadowalający. Piersi były ściśnięte dostatecznie mocno, żeby mógł je przerżnąć bez użycia rąk. Tych potrzebował do czegoś innego.
Splunął jeszcze i rozpoczął pieprzenie. Wiedźma próbowała udawać zadowoloną, ciałem chciała pokazać, jak jej się to podoba i pragnie go, ale nie wierzył jej. Była zdesperowana. Wreszcie jego dłonie powędrowały do jej szyi. Im bliżej był orgazmu, tym mocniej zaciskał ręce. Najpierw zrobiła się czerwona, potem sina. Gdy sperma wystrzeliła na jej biust, szyję i brodę, już nie oddychała. Sprawdził jej puls i nie miał wątpliwości, że Eliza nie żyje.
Wstał i wytarł resztki spermy o prześcieradło. Stał przez chwilę nad skrępowanym, martwym ciałem. Przez myśl mu przeszło, że może w jakiś sposób Esmeralda nim wciąż kierowała, ale doszedł do wniosku, że to była wyłącznie jego decyzja. Własna, niekierowana niczyją wolą czy zaklęciami. Ubierając się, przywoływał radosne wspomnienia z żoną w roli głównej. Parę razy uśmiechnął się mimowolnie. Coś do niej czuł, może nawet miłość, ale nie miał żadnej gwarancji, że go nie oszukała, a urok wciąż działał. Wtedy pojawiła się niespodziewana myśl, a raczej fantazja. Co by było, gdyby na miejscu Elizy leżała teraz Esmeralda? Poczuł dreszcze, ale nie ze strachu czy rozpaczy.
Usiadł na krześle i na spokojnie poukładał sobie wszystko w głowie.
Przez całą dobę nie odezwał się do żony, a telefon zniszczył wkrótce po wyjściu z domu Elizy. Nie wiedział, czy Esmeralda potrafi znaleźć go magicznie, ale na pewno mogła to zrobić za pomocą technologii, a potrzebował czasu. Wynajął pokój w obskurnym motelu na obrzeżach miasta, a z nowo zakupionego telefonu na kartę zadzwonił do sekretarki. Kazał jej przyjechać do siebie.
Zjawiła się dwie godziny później niepewna, co robiła w takim miejscu. Na pewno pamiętała akcję z biura, ale w żaden sposób tego nie okazała. Zdążyła znów się przefarbować, tym razem decydując się na ciemny blond. Wyglądała naprawdę pięknie i co ważniejsze, była gotowa wiele dla niego zrobić.
- Zawsze mi się podobałaś – wypalił, gdy cisza się przedłużała.
- I vice versa. – Uśmiechnęła się zalotnie.
- Oczywiście nie dlatego cię zatrudniłem. Doceniam twoje oddanie i ciężką pracę. I lojalność.
- Zrobię dla pana wszystko.
- Mów mi po imieniu.
- Zrobię dla ciebie wszystko.
Wstał i podszedł do niej na tyle blisko, żeby nie miała wątpliwości, co nastąpi. Kolejny raz przygryzła wargę i czekała. Odwrócił ją tyłem i przytulił. Zaczął masować biust, a Wiola westchnęła zmysłowo. Wciągnął zapach jej włosów i perfum. Odurzały go, pobudzały. Rozpiął bluzkę, zerwał biustonosz i zaczął miętosić cycki. Jego penis już zdążył zareagować.
Podciągnął jej spódnicę i ocierał się o pośladki.
- Dzisiaj nie zawiodę.
- Liczę na to.
Odwróciła się i wpiła w jego usta. Lizali się jak nastolatki, chciwie i intensywnie, jakby pierwszy raz kosztowali przyjemności. Wiola zdążyła międzyczasie dobrać się do jego spodni, masując kutasa. Nie pozostał dłużny i ścisnął jej pośladki. Wreszcie kucnęła i włożyła go sobie do ust. Objął jej głowę i narzucił tempo, z jakim wchodził w gardło i wychodził. Krztusiła się, jej ciało próbowało instynktownie się wyrwać, ale walczyła z odruchem wymiotnym.
Podniósł ją i rzucił na łóżko. Zachowywała się jak szmaciana lalka, podatna na każde jego działanie. Rozłożył jej nogi, zadarł spódnicę i wpił się w cipkę. Wierciła się niespokojnie, jęcząc mimowolnie. Gdy się zniecierpliwił, wygiął jej nogi do tyłu i bezceremonialnie wszedł w nią. Krzyczała z rozkoszy, szarpiąc prześcieradło. Po pewnym czasie obrócił ją i wszedł od tyłu. Miał niespożyte siły i był mocno napalony. Wiola już zdążyła dojść, a on nawet nie zwolnił. Zamierzał sobie odbić kilka dni posuchy. Drżała, wyraźnie była obolała i uwrażliwiona po orgazmie, ale wciąż nie protestowała. Drugie szczytowanie zgrała z wytryskiem Mariusza. Dla odmiany to on krzyczał, a ona na chwilę przestała oddychać, otwierając szeroko usta. Wyszedł z niej i położył się obok. Leżała chyba z dziesięć minut plecami do niego, drżąc. Gdy jej przeszło, odwróciła się.
- To było cudowne. Chcę tak częściej.
- Możesz to mieć. Powiedz mi, Wiolu, nie chciałabyś zostać nową panią Brzozowską?
Uśmiechnęła się, nie dowierzając w to, co usłyszała.
- Ty tak na poważnie?
- Tak, chociaż jest jeden warunek.
- Jaki?
- Musisz coś zrobić dla mnie. Nie będzie to ani łatwe, ani przyjemne i będzie grozić poważnymi konsekwencjami.
- Powiedziałam przecież, że zrobię dla ciebie wszystko.
Zjechała niżej i zaczęła czyścić lekko sflaczałego kutasa z resztek spermy. Mariusz odprężył się, zanim zapytał:
- Byłabyś gotowa zabić dla mnie?
Znieruchomiała i spojrzała na niego. Próbowała odgadnąć, czy żartuje. On kontynuował.
- Muszę pozbyć się żony. Rozwód nie wchodzi w grę.
- Ja… nie wiem, co powiedzieć.
- Najlepiej się zgódź.
- Prosisz o naprawdę dużo. Chyba zbyt dużo.
- Pomyśl o życiu, jakie na ciebie czeka. Zamieszkasz w pięknym domu, będziesz miała ludzi na usługach. I mnie. Całego dla siebie.
Odwróciła głowę. Patrzyła gdzieś i nic nie mówiła. Gdy już miał kontynuować jej przekonywanie, odezwała się:
- Dobrze, zrobię to.
Uśmiechnął się, podciągnął ją do siebie i patrzył długo w jej oczy. Zaczęli się lizać. Nie wychodzili z łóżka przez następną godzinę.
Dopiero wtedy Mariusz i Wiola wrócili do domu Elizy, a on sam zadzwonił do Esmeraldy. W swoją rozpacz włożył jak najwięcej aktorstwa, tłumacząc żonie, że stało się coś potwornego, że nie wie, co ma robić. Wiedźma zachowała spokój, zapytała o adres i kazała mu się nie ruszać z miejsca. Wiola, uzbrojona w duży kuchenny nóż, miała czekać w sąsiednim pokoju. Nie miał prawa ufać, że w krytycznym momencie odważy się wykonać cios, ale mogła posłużyć jako odwrócenie uwagi. Mariusz przygotował drugi nóż, który ukrył pod kołdrą.
Gdy Wiola zobaczyła zwłoki Elizy, była wstrząśnięta, ale nie zadawała żadnych pytań, co wziął za dobry znak i potwierdzenie jej lojalności. Zaczynał rozumieć, dlaczego żona go zaczarowała. Możliwość kierowania wolą innych była naprawdę satysfakcjonująca.
Usłyszawszy, że ktoś wszedł do domu, przybrał maskę przerażenia i zagubienia.
- Esmeralda?! Tutaj jestem!
Nie śpieszyła się. Kiedy weszła do sypialni, nawet na niego nie spojrzała, tylko podziwiała efekt miłośnych igraszek Mariusza i Elizy.
- Nie spodziewałam się tego.
Obeszła łóżko, przyglądając się zwłokom.
- Co teraz zrobimy?
Mariusz powstrzymał się przed spojrzeniem na drzwi, żeby nie zdradzić, że ktoś może wkrótce przez nie przejść. Zamiast tego usiadł na łóżku, opierając głowę o dłonie. Chciał wyglądać na zdesperowanego. Esmeralda stanęła naprzeciwko niego.
- No cóż, nie takie problemy rozwiązywałam.
Za plecami rozległo się skrzypnięcie. Gdy oboje spojrzeli na drzwi, zobaczyli wystraszoną Wiolę z nożem w ręku.
- Wiolu, a co ty tu robisz? – Esmeralda zbliżyła się do niej.
Sekretarka zbaraniała, bo patrzyła raz na nią, raz na Mariusza, stojąc jak słup soli. Brzozowski postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i sięgnął po ukryty nóż. Wtedy Wiola odezwała się stanowczym głosem:
- Nie rób tego.
Zszokowany znieruchomiał. Pragnienie zamordowania Esmeraldy wyparowało z niego w okamgnieniu. Popatrzył na nóż w ręce, jakby to było jakieś paskudztwo, więc szybko i z obrzydzeniem odrzucił go w bok.
- No proszę, tego również się nie spodziewałam – odezwała się jego żona. – Nie dość, że zamordowałeś wiedźmę, to jeszcze próbowałeś zabić mnie. Wiedziałam, że jest w tobie potencjał.
- Co się stało?
- Ostrzegałam cię, że nie należy zbyt długo patrzeć w oczy wiedźmy.
- Przecież nie patrzyłem!
- W moje nie, ale w Wioli tak.
Jakby na niewidzialny znak, Wiola odrzuciła swój nóż i podeszła do Esmeraldy, stając przy niej i spuszczając głowę z pokorą.
- Myślę, że nadszedł czas, byś poznał swoją sekretarkę. To jest Eufestyna Magiel, moja kuzynka i uczennica. Miała cię pilnować i nie do końca wywiązała się z tej roli.
Wiola czy raczej Eufestyna jeszcze mocniej się przygarbiła.
- Od początku mnie zwodziłaś? Tylko udawałaś, że na mnie lecisz i jesteś mi oddana?
- Na pewno na ciebie leciała, w końcu zadbałam o to, żebyś wyglądał, jak wyglądasz. Ale oddanie było już kłamstwem. My, wiedźmy, lubimy rywalizować i walczyć z innymi wiedźmami, ale wyłącznie spoza sabatu. Eufestyna wie, co by ją spotkało, gdyby choćby spróbowała mnie zdradzić. – Ostatnie dodała ostrzejszym tonem.
- Co teraz? Próbowałem cię zabić, więc ty zabijesz mnie?
- Głuptasie, dlaczego miałabym to robić? Mimo wszystko jesteś bardzo użyteczny. Wyeliminowałeś wiedźmę, która za bardzo panoszyła się po moim terenie. Myślę nawet o jakieś nagrodzie dla ciebie. – Uśmiechnęła się ciepło.
- A może nie chcę być niewolnikiem? Może nie chcę być bezwolną marionetką?
- Och, Mariusz, ale ty jesteś niewolnikiem całe życie! Gdy cię poznałam, byłeś zniewolony własną chucią, bez kolejnej cipki nie mogłeś funkcjonować. Dzięki mnie przynajmniej udało się ukierunkować to zniewolenie. Nie jesteś zadowolony ze swojej pozycji? Z bogactwa, poważania ludzi? A do tego możesz ruchać, kogo chcesz i kiedy chcesz. Ile żon by się na to zgodziło?
- Czy ty mnie w ogóle kochasz?
- A czym jest miłość, jeśli nie kolejnym zaklęciem, które rzucamy na innych? Jeśli chcesz, mogę powiedzieć, że tak i będzie to na tyle bliskie prawdy, jakbym powiedziała, że jesteś bardzo użyteczny.
Mariusz spuścił głowę. Poczuł przytłaczający ciężar na barkach. Z jednej strony miał ochotę wpaść w szał i powyrzynać obie kobiety, a przynajmniej spróbować. Z drugiej nie mógł odmówić racji Esmeraldzie. Był seksoholikiem, miał dobre życie, za które wielu by zabiło. W zasadzie był jednym z nich teraz.
- Powiedz mi ostatnią rzecz. Czy ja naprawdę mam taką słabość do blondynek?
- Skarbie, jeszcze rok temu byłam ruda. Zadbałam jednak, żebyś o tym nie pamiętał.
Uśmiechnął się smutno i powoli wstał. Powłócząc nogami, wciąż przygarbiony, podszedł do okna. Za nim rozciągał się widok ogrodu, a dalej rozległych nieużytków, ale jego interesowało to, co na parapecie, a nie za oknem. Jakiś kwiatek w doniczce, kolejne papiery, czerwona włóczka i długa szpilka. Błyszczała w słońcu. Wziął ją do ręki i zważył. Była dość ciężka, choć tak cienka. Nawet gdy złapał ją za grubszy koniec, miała jeszcze prawie dziesięć centymetrów długości.
- Jeżeli już przestałeś podziwiać widoki, wracajmy do domu.
- Tak, już czas na mnie.
Gdy to powiedział, z całej siły wbił igłę w oczodół.