Polityczne Zero (I). Głos Kobiet

30 marca 2024

Szacowany czas lektury: 21 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Oto mój debiut na pokątnych! Chętnie przygarnę każde uwagi co do tekstu, bo moja przygoda z pisaniem ledwo co się zaczęła.

Życzę wam miłej lektury!

— Ty, a za komuny donosiłeś?

Zmrużyłem brwi.

— Szkoda, że ciebie matka doniosła do porodu Majewski — westchnąłem ciężko i rzuciłem wypalonym papierochem do kosza. Położyłem zmęczone życiem dłonie na biurku. Błądziłem wzrokiem po twarzy młodziaka, przed którym czekało jeszcze całe życie. — Nie po to ciebie tutaj wzywałem, żebyś buszował w IPN’ie za moją teczką.

Brunet się uśmiechnął. Poprawił te swoje pedalsko naoliwione włosy. W oczach tego typa skrywało się coś niepokojącego. Gdybym nie był tylko wczorajszy, to może bym wiedział co.

— Wybacz, zboczenie zawodowe. — Machnął ręką i wbił wzrok w blat biurka. Gówniarz myślał, że go nie rozczytam.

— Bo ty po studiach historycznych?

— Ta…

To dlatego do polityki idziesz.

Wymalowana pewność siebie, utrzymała się na mordzie tego typka. Ma predyspozycję. Gdyby musiał lecieć w chuja kłamiąc, wybrnąłby z tego błota obronną ręką.

— Załatwiłbym sobie jakąś robótkę, ale od zawsze chciałem zmienić świat.

Ta, dobry jest. Bez drgnięcia brwiami. Ta powaga w głosie. Stanowczość w spojrzeniu.

— Chyba, że… naprawdę idealista się mi trafił?

— Zacznij skromniej. Może od naszej gminy?

— Ja patrzę szerzej.

— Skup się lepiej na sprawach Rzemyka.

Nóżka zaczęła mu skakać. Złapał oddech, który pomalutku wypuścił. Obraził się jak dziecko, któremu mamusia nie kupiła nowej zabawki. 

— No dobrze. — Westchnął ciężko, akceptując swoje położenie – Od czego mam zacząć?

— Wiesz co, wybory samorządowe będą za niedługo i trzeba zacząć od podstaw…

— Pracy u podstaw?

Wokulski kurwa jego mać…

— Coś w ten deseń. Tylko, że potrzebujemy pracować z kobietami.

Uniosłem tłuste dupsko z biurka. Odwróciłem się plecami do gówniarza i zacząłem przeszukiwać szufladę za szufladą w poszukiwaniu TEJ jednej teczki. Jedna za drugą, a trzecia za czwartą… i nic. Serce zaczęło bić mi szybciej. Jebana Kaśka mi to gdzieś poprzekładała? A może – o’żesz kurwa – ktoś te dane ukradł?

Byłbym skończony.

— Dobra, w domu zostawiłem — skłamałem na poczekaniu i usiadłem ponownie za biurkiem — ale generalnie mam straszny problem z kobietami.

— Dorobiłeś jakiejś brzucha?

— Żebym ja ci guza zaraz nie dorobił. — Pogroziłem mu palcem. Choć jakiejś ziarno prawdy w tym pytaniu się kryło — Według danych, tylko dziesięć procent kobiet z naszej wsi na mnie głosowało, wyobrażasz to sobie?!

Wykrzywiłem minę w akcie najwyższego szoku. Ciekawe jak ten chuj na to zareaguje. 

— Bardziej mnie zajmuję fakt, skąd masz takie dane?

— Nie interesuj się, bo cię wypierdolę za drzwi!

Cwaniak. Nie tego się po nim spodziewałem. Słyszałem coś od jego matki, że taki ambitny i dobry, ale każdy taki był. A ten – wypisz wymaluj – jest to człowiek, którego potrzebuję. Teraz, natychmiast! Tylko jedna rzecz nęka mój siwy łeb. Co jeśli dupek mnie wykorzysta jako szczebel do własnej kariery i gdy przestanę mu być potrzebny, wyrzuci do śmieci?

Chuj. Muszę zaryzykować…

— A pan się interesuje zdaniem kobiet?

Że co kurwa?

— Nie, a po co?

Tamten wymownie westchnął. Koleś przyjął pozę nauczyciela, który karci uczniaka, co nie posiada elementarnej wiedzy. Zamknąłem się i mierzyłem go spojrzeniem. Machnąłem mu ręką, aby zaczął opowiadać te swoje lewicowe fanaberie. Nic z tego i tak mi słupków sondaży pewnie nie podniesie.

Bo to przecież młody leszcz. Co on może wiedzieć o polityce?

— To źle, bardzo źle. — Poprawił się na krześle. Zaczął gładzić swój rosnący nieśmiało wąs. — Trzeba by było je zaktywizować. Takie staruchy jak wy nie jesteście wstanie zrozumieć, że kobieta też człowiek, a nie tylko się do garów się nadaję.

Podniosłem prawą dłoń. Mój palec wskazujący wystrzelił w kierunku twarzy gówniaka.

— Nie pozwalaj sobie! Co ty myślisz, Majewski? Że przychodzisz tu tak sobie, powkurwiasz mnie, wyskoczysz mi z jakimś “ekstrawaganckim” pomysłem wyjętym z dupy i dostaniesz robotę mojego doradcy?!

— Dokładnie tak myślę panie Czechowicz.

Wstał, rozpinając znoszoną marynarkę. Skłonił się kurtuazyjnie i skierował się ku wyjściu z gabinetu. Zanim otworzył drzwi, odwrócił się. Spojrzał w moje oczy. Tym chłodnym spojrzeniem, mógł przekonać każdego…

— Niech pan załatwi mi audycję w radiu gdzie będziemy zapraszać mieszkanki wsi. Będę mógł tam wysłuchać ich potrzeb, skoro pan tego nie potrafił załatwić.

Trzask!

I wyszedł. Tyle go widzieli! Siedzę tak w moim fotelu i po przemowie tego gówniaka poczułem, z jakim geniuszem mam tutaj do czynienia. Jeszcze się nim pokieruję, zmanipuluję i do polityki centralnej na swoich plerach mnie zaniesie! Wyjmuję telefon, wykręcam numer.

— Pani Kasiu? — Odzywam się sympatycznym tonem. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech — Proszę mnie połączyć z kierownikiem naszego radia. Mam z nim sprawę do omówienia.

 


 

Ale chuja zagiąłem! Minął dzień, a już dostałem od Czechowicza telefon, abym zjawił się w jego gabinecie. A ten mi tutaj mówi o moim genialnym pomyśle. Program podobno załatwił po siedemnastej. Że żonę namówił i może być pierwszym gościem. I tak gdaka do tego ucha i gdaka, że wziąłbym i wypierdolił ten telefon przez okno.

Najbardziej się liczy to, że mam platformę do rozwoju.

— I tak to mniej więcej wygląda.

Poklepał mnie po plecach długi, żylasty staruszek. Całkowicie go nie słuchałem, ale pomimo tego musiałem grać dobrą minę do złej gry. 

— Wybornie! — złapałem za dłoń faceta — Dzięki pańskiej pomocy, uda nam się zrobić coś naprawdę dobrego!

Prezes radia był sympatycznym chłopem, który wygląda na takiego, co lubi sobie pospać. Choćby teraz. Przypominał żywego trupa, któremu znudził się powrót do żywych i pragnął wrócić do rozkopanej trumny.

— Cała przyjemność po mojej stronie. — Komplement siadł wprost idealnie. — A teraz Tadku się przygotuj, bo masz godzinę do przyjścia pani Małgorzaty.

Ach, Małgorzata! Żonka Czechowicza. Od razu z grubej rury. Zostało mi mało czasu, więc od razu siadam przy biurku. Odpalam komputer. Wchodzę na przeglądarkę. I zatonąłem. A raczej utonąłem… bo w internecie nie ma dosłownie nic na temat tej kobiety! Co najwyżej parę zdjęć w towarzystwie wójta i nic ponad to. Wpatruję się we zdjęcie z tamtego rocznej kampanii wyborczej, gdzie na jakimś festynie Czechowicz obejmował w talii żonę. Ubrana była w elegancką kieckę, która opinała jej kształtne krągłości. Krótkie, kręcone czarne włosy.

I te błękitne w oczy, w których płakała pustka.

Otwieram worda i zacząłem cisnąć notatki. Już wszystko wiem. Wypisałem sobie najważniejsze punkty i nim się obejrzałem, a został mi tylko kwadrans do wywiadu. Nic już więcej nie mogę na ten moment zrobić. Wstałem od biurka i od razu poleciałem do łazienki. Załatwiłem swoje potrzeby. Umyłem ręce. Poprawiłem włosy postawione na żelu. Obmyłem twarz i z determinacją spojrzałem wprost w lustro.

Jestem gotowy.

Wszedłem do studia. Podaje łapę dźwiękowcowi Bolkowi, który siedzi przy olbrzymiej desce rozdzielczej. Na widok tego interfejsu i tych wszystkich pokręteł, aż mnie głowa rozbolała! Wszedłem do pokoju nagrywek. Stół, na którym stały dwa mikrofony i para słuchawek. Całe pomieszczenie zostało wytłumione czarną pianką. Kładę laptopa obok mojego stanowiska.

I wtedy, przed obliczem dźwiękowca pojawiła się ona. Małgorzata. Ozdobne rajstopy, skromna spódniczka i biała, obcisła koszula z głębokim dekoltem. Tamtemu facetowi poleciała ślinka, lecz szybko się ogarnął, gdy wparowałem do pomieszczenia. 

— Panowie…

Wysunęła swoją dłoń przed siebie. Objąłem ją i ucałowałem należycie. Taka delikatna i niewinna. 

 A zarazem, wydawała się taka zmarkotniała.

— Pani Czechowicz, zapraszam.

Przepuściłem ją w drzwiach i obejrzałem się na dźwiękowca, który nie byłby sobą, gdyby nie skierował pary oczu na tyłek Małgorzaty. Nie minęła dłuższa chwila, a już się rozsiedliśmy wygodnie. Ona założyła zgrabnie nogę na nogę i głęboko westchnęła. Przypominała studentkę, która przyszła na obowiązkowy wykład, lecz w żadnym wypadku nie pragnęła tutaj być

Czyżby Czechowicz kazał jej tu przyjść?

— Kiedy zaczynamy? — zapytała ponaglającym tonem.

— Mamy dwie minuty i wchodzimy na antenę.

Kątem oka zerknąłem na dźwiękowca, który założył specjalistyczne słuchawki. Parą oczu oglądał całą maszynerię i ukuło mnie uczucie zazdrości. On miał fach w ręku. Ja muszę kombinować i rwać życie za rogi, aby mieć za co jeść. 

— Świetnie. — Poprawiła swoją fryzurę i westchnęła. Położyła obie ręce na biurku. Zdecydowanie chciała już mieć to z głowy. — Jestem gotowa.

W moich słuchawkach nagle pojawił się dźwięk radia. Prezenter radiowy zaczął przedstawiać pokrótce lokalne newsy. Zapowiedział, że gdy skończy się porcja nowych wiadomości, pojawi się nowy program. Dobra, czyli dosłownie jeszcze moment i nastąpi moja szansa.

Drugiej takiej mieć nie będę.

— Witajcie moi drodzy! — przywitałem wszystkich ludzi, którzy słuchali naszego radia — Nazywam się Tadeusz Majewski i będę dla was prowadzić audycję “Głosu kobiet”! Co tydzień, w piątek po siedemnastej, zapraszamy do studia mieszkankę naszej gminy, która opowie coś o sobie i trudnościach, z którymi się mierzy!

Wchodzi czołówka na trzy sekundy. W trakcie tej przerwy, nabieram szybko powietrza i upijam spory łyk wody ze szklanki.

— Dzisiaj mam przyjemność gościć Małgorzatę Czechowicz: żonę naszego wójta! Pani Małgorzato… — Zrobiłem wymowną pauzę. — Jak się pani czuję w szczycie trwania kampanii samorządowej?

— No, mój mąż…

— Pytam o pani uczucia, a nie o działania męża. Proszę opowiedzieć słuchaczom o pani samopoczuciu.

Bingo. Jej oczy nagle nabrały barwy. Uśmiech wkroczył na jej oblicze, a śnieżnobiałe zęby błysnęły słonecznym blaskiem.

— Miło, że pan pyta! — powiedziała i poprawiła subtelnie starannie ułożoną fryzurę — Jest trochę ciężko, bo mój mąż rzadko bywa w domu. Pracuję ciężko. Czasem czuję się samotna, ale jakoś sobie radzę.

— Mam nadzieję, że mąż, gdy wraca z pracy, to się panią zajmuję.

Małgorzata uśmiechnęła się subtelnie. Najwyraźniej podłapała podtekst, którego podświadomie wplątałem w moją wypowiedź. A to ciekawostka. Chyba niezłe ziółko jest z tej babki.

A wystarczyło się jej tylko zapytać, jak się czuję…

— Ależ oczywiście! – odpowiedziała oznajmiająco, obniżając wymownie głos – Choć chciałabym, aby bywał w domu częściej.

Dlatego drodzy panowie, dbajcie o swoje żony! — Nagła pauza. Szukam odpowiedniej puenty. — Bo ktoś inny zajmie się waszymi żonami. No ale dobrze, zostawmy ten wątek. Czym się zajmujesz na co dzień?

— Zajmuję się domem.

— Żadnej pracy?

— Nie.

Okey, podała mi piłkę i pora strzelić gola.

— Taka piękna i inteligentna kobieta jest kurą domową? — zadałem pytanie, siląc się na teatralne oburzenie — Dobrze, że wójt załatwił dofinansowanie z Unii, które powstało dla takich wspaniałych kobiet jak ty!

— A cóż to za dofinansowanie?

Czechowicz mnie zajebie.

— Dla każdej kobiety, która pragnie się odnaleźć na rynku pracy, dostanie pomoc finansową na rozwój własnego biznesu. Bo nasz wójt Rzemyka, dba o kobiety!

Pięknie. Po prostu pięknie. Prasa lokalna będzie grzała tego newsa, zrobi się jakiś festyn o tym i idzie fajny kapitał polityczny na tym zbić. Czechowicz znajdzie jakiejś pieniądze w Brukseli, a ja będę forsować temat aż do porzygu. Ciągnąłem rozmowę dalej, skupiając się głównie na kwestiach obyczajowo-społecznych. W tej sferze Małgorzata należała do ciekawych rozmówczyń, ponieważ nierówności dotykające najbiedniejszych, szczególnie atakowało jej poczucie sprawiedliwości.

— Rozmawiałem z Małgorzatą Czechowicz: jedną z kobiet naszej gminy, która tak jak reszta z was, pragnie czegoś więcej…

I zeszliśmy z anteny. Gdy tylko spojrzałem na moją rozmówczynie, to sobie pomyślałem, że to całkowicie inny człowiek! Wcześniej taka zmartwiona i bez energii, a teraz w jej oczach odnalazłem jakiś twardo wyznaczony cel. Czyżbym dzięki mojej gadce, pomogłem jej wyjść z kryzysu?

Widząc, jak zaczęła rozpinać guziki swojej białej koszuli, uśmiechnąłem się szeroko.

— Zrobiło się pani gorąco?

Tamta zachichotała jak nastolatka, która przygotowywała jakiegoś psikusa.

— Panowie… — wyszeptała, jasno akcentując każdą sylabę — Dzięki wam znowu poczułam się kobietą. Chyba mogę wam się jakoś odwdzięczyć?

Nim się obejrzałem, a do pokoju wparował dźwiękowiec. Obrócił kobietkę, na co ona odpowiedziała donośnym, perlistym śmiechem. Władował w nią bezceremonialnie język, a ona łakomie go połknęła. Bolek bezwstydnie obmacywał rozgrzane do czerwoności ciało, a ja stoję jak ten debil i się temu przyglądam. Zdrętwiałem całkowicie: zupełnie się tego nie spodziewałem!

Co tu się do cholery dzieje?

— A ty, Tadku? — Odwróciła głowę i puściła mi oczko. Była zdecydowanie gotowa na wszystko, co też zauważył Bolek, który rozpinał rozporek — Tak walczysz o moje prawa, a boisz się przyjąć moją wdzięczność?

I teraz, to już całkowicie zdębiałem. Na chwilę, straciłem słuch. Popadłem w letarg, już myślę, że zemdleje. Lecz z tej nagłej słabości, wybudził mnie subtelny stukot szpilek. Stanęła przede mną. Objęła mnie za szyję i skradła pocałunek, któremu oddałem się całkowicie. 

Zagubiłem się w tych ustach. Objąłem w talii kobietę, a ta namiętnie kontynuowała nasz taniec. Czułem się jak gówniarz na studniówce, który miał okazję zatańczyć ze swoim wymarzonym obiektem westchnień. Tylko to nie ja prowadziłem tego walca. Jedynie ulegałem, a Małgorzata odważyła się pokonywać coraz to następne granice.

A jej na to pozwalałem…

Rozległ się trzask ciała o ciało. Małgorzata cicho westchnęła. Odwróciła się w kierunku dźwiękowca, który już ze stojącym chujem zapragnął posiąść żonę wójta. On nawet o nic nie prosił: zsunął rajstopy, zrzucił koronkowe majtki i załadował całego kutasa, a kobieta westchnęła donośnie. Odwróciła się w moim kierunku, a ja złapałem ją za głowę i wróciliśmy do naszego tańca.

Gdy Bolek zaczął ją ładować od tyłu, Małgorzata jęczała przeciąglę. Nigdy nie czułem takiego podniecenia. Czułem się jak wulkan, który zbliżał się ku apokaliptycznej erupcji. Małgorzata w końcu postanowiła przekroczyć jeszcze kolejną granicę. Złapała za moje przyrodzenie, któremu zaczynało już powoli brakować w dżinsach miejsca. Szybko poradziła sobie z paskiem, jeszcze szybciej z rozporkiem.

I zobaczyła mojego kutasa.

Bolek na chwilę wyszedł z Małgorzaty. Usiadłem wygodnie na fotelu, który obróciłem w taki sposób, abyśmy mogli się zmieścić we trójkę. Kobieta gibko wyprężyła się w taki sposób, że mogła robić mi laskę, a jednocześnie dźwiękowiec mógł kontynuować penetrację. Kątem oka spojrzałem na twarz kolegi, który przypominał napakowanego byczka, co nie ma problemu wyciągnąć na klatę stówy kilo!

Wygląda to dosyć zabawnie, ale moja mina pewnie nie była lepsza, więc zamilkłem. W końcu rozluźniłem się. Moja para rąk złapała mocno za głowę kochanki, aby zmotywować ją, by posunęła się jeszcze dalej. Wzmocniłem chwyt. Napiąłem pośladki i zacząłem nimi poruszać, przez co zacząłem ruchać ją wprost w jej czerwoniutkie usteczka. 

Jest rasową kurwą. Wcale się nie dławi, a wręcz wygląda na zachwyconą obecną sytuacją. Czuję się jak w filmie porno, w którym mam do czynienia z gwiazdeczką, co zna się na rzeczy.

Podobnego zdania musi być Bolek, bo przy akompaniamencie głośnych westchnień, wyjął kutasa i zalał poobijany tyłek spermą. Ja również docierałem do linii mety. Chciałem się zatrzymać. Zwolniłem, aby przedłużyć tę rozkosz, lecz nie było mi dane wytrzymać ani chwili dłużej. Zalałem usteczka Małgorzaty, która bez wahania przyjęła cały spust do siebie. 

Audycja radiowa zdecydowanie nam się udała…

 


 

Minęło pięć minut, a Małgorzata wyszła z łazienki. Wyglądała tak, jakby przed chwilą między naszą trójką do niczego nie doszło. Pocałowała nas subtelnie, zapisała numer Bolka i wyszła.

— Wójt nam urwie jaja, jak to wyjdzie — oznajmiłem, gdy tylko Małgorzata opuściła próg siedziby radia — trzeba będzie się dogadać z gościem od kamery.

Dźwiękowiec się zamyślił. Pogładził swoją łysinę, która musiałaby wspaniale błyszczeć na pełnym słońcu.

— Postawi mu się flachę i będzie załatwione. — Wyjął telefon i wykręcił numer do tamtego typa — W tym kraju da się wszystko ogarnąć dzięki butelce wódki.

Skinąłem głową. Sięgnąłem po portfel i dałem gościowi dwie dychy, on wyjął swoje i poleciał pewnie do najbliższego monopolowego. Złapałem za paczkę fajek i zapaliłem szluga. Zaciągnąłem się nim. Poczułem, że żyję. I bynajmniej nie chodziło tutaj o zdobycie Małgorzaty.

Choć to też jest istotny “szczegół”, który dopełniał obraz uczuć, które w tym momencie mnie nękały.

W końcu znalazłem swój cel. Muszę tylko jeszcze bardziej skupić się na kampanii Czechowicza, załatwić sobie fajną posadkę u jego boku. Popierdzę trochę w stołek, zgarniając przyzwoite wynagrodzenie, a potem po nitce do kłębka, zostanę prawdziwym politykiem.

Może i teraz jestem zerem… ale każdy chyba kiedyś zaczynał, nie?

 

Ten tekst odnotował 6,830 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6.87/10 (19 głosy oddane)

Komentarze (2)

+4
-1
Podwójny błąd w tytule już na wstępie zadziałał zniechęcająco. Poprawna pisownia to „Polityczne zero (I). Głos kobiet”.
Dalej nie było lepiej.
Interlinia po pierwszym akapicie (linia dialogowa) jest dana bez widocznego uzasadnienia. Uważam ją za błędną.
Autor walczy ze stylistyką. Nie dosyć, że wielu (naprawdę wielu!) wyrażeń nie ma w żadnym słowniku gwar ani nawet nie występują w internecie, to wszyscy bohaterowie mówią tym samym językiem, z czego wnioskuję, że jest to własny i niepoprawny język autora.
Kilka przykładów błędów stylistycznych i frazeologicznych lub wyrażeń mających inne znaczenie, niż autor zamierzył:
przed którym czekało jeszcze całe życie
Gdybym nie był tylko wczorajszy,
Wymalowana pewność siebie,
wybrnąłby z tego błota obronną ręką
Bez drgnięcia brwiami.
Złapał oddech, który pomalutku wypuścił.
potrzebujemy pracować z kobietami.
Komplement siadł wprost idealnie.

Niezręczności stylistyczne, np.:
gdyby nie skierował pary oczu na tyłek Małgorzaty
[Czyżby reszta bohaterów opowiadania miała inną liczbę oczu albo zezowała? A może ten „kierujący parę” dźwiękowiec zrobił to wyjątkowo, bo zwykle patrzył jednym okiem lub trzema? Niczego takiego autor nie napisał].

Zdwojenia słów (tu ze zbędnym ogonkiem na dodatek), np.:
nie tylko się do garów się nadaję.

Błędna pisownia, np.:
Ta, [przecież to nie zaimek wskazujący, więc Taa…]
mnie zajmuję fakt [i szereg innych literówek]
„ekstrawaganckim”
Trzask!


Błędna edycja dialogów, a w niej duży błąd uniemożliwiający zrozumienie, kto wypowiada daną kwestię, bo autor tego nie wskazuje, a bywa, że kolejne wypowiada (wg mojej hipotezy) ta sama osoba, np.:

— Dokładnie tak myślę panie Czechowicz.
Wstał, rozpinając znoszoną marynarkę. Skłonił się kurtuazyjnie i skierował się ku wyjściu z gabinetu. Zanim otworzył drzwi, odwrócił się. Spojrzał w moje oczy. Tym chłodnym spojrzeniem, mógł przekonać każdego…
— Niech pan załatwi mi audycję w radiu gdzie będziemy zapraszać mieszkanki wsi. Będę mógł tam wysłuchać ich potrzeb, skoro pan tego nie potrafił załatwić.


W tekście autor miesza czasy narracji. Akapit w czasie przeszłym sąsiaduje z pisanym w czasie teraźniejszym.

Tekst zawiera dużą liczbę błędów interpunkcyjnych, co w kontekście powyższego jest najmniejszą wadą.

Sama treść opowiadania nie zachwyca. Zupełnie nie przekonuje mnie miejsce uprawiania seksu, kontekst i didaskalia, np. skąd nagle w lokalnym radiu pojawił się kamerzysta. A gdyby był ktoś, co ma taki materiał, to ho, ho! Szantaż wart więcej niż cysterna wódki, a nie skromniutkie pół (albo trzy czwarte, sądząc po cenie) litra.
Podsumowując: opowiadanie nieosadzone w realiach, niechlujnie i nieładnie opowiedziane i błędnie zapisane.
Jedyny plus, to wciąż niepowszechne na pokatne nieużywanie dywizów w miejsce kresek dialogowych. Bo nawet wcięć akapitowych autorowi nie chciało się zrobić.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Słabe. Pomysł zerżnięty z serialu "Rancho".
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.