Pokusa za oknem
5 sierpnia 2012
Szacowany czas lektury: 19 min
Cała historia zdarzyła się dawno temu, kiedy panował u nas jedynie słuszny ustrój a wszystko było na kartki. Mariusz mieszkał ze swoimi rodzicami w jednym z dużych miast na Śląsku.
Trochę nieśmiały i zamknięty w sobie, lubił wyglądać przez okno swojego pokoju wychodzące na zielone podwórze, na którym zawsze bawiła się gromadka dzieci. Jeszcze niedawno sam grał na nim w kapsle z kolegami albo jeździł na rowerze. Od kiedy zaczął chodzić do liceum jakoś "przestało wypadać" mu bawienie się wraz z dziatwą. Koledzy porozjeżdżali się i trudno było znaleźć kogoś ze starych znajomych.
Wyglądając przez okno obserwował stale tych samych ludzi wracających z pracy. Była między nimi pewna Basia. Trzydziestokilkulatka mieszkała w następnym domu wraz ze swoim na oko 10 letnim synem. Gówniarz nie wiedzieć czemu strasznie nie lubił Mariusza. Gdy ten przecinał podwórko wracając ze szkoły, mały zwykł podjeżdżać na rowerze i bluzgać jakieś zaczepne hasełko. Chłopak nie raz myślał o tym żeby dorwać gnojka i spuścić mu manto. Nie było by to specjalnie trudne. Miał 190cm wzrostu i bez trudu poradził by sobie z małym wrednym gnypkiem. Sęk w tym, że od małego rodzice wpoili mu zupełnie inny system wartości, w którym bicie słabszych i niewątpliwie głupszych dzieciaków było nie do pomyślenia.
Zaciskał więc zęby, od czasu do czasu odpysknął coś gnojkowi. Właśnie przez to zainteresował się rodzicami małego. Z początku przemyśliwał by pójść na skargę, ale było to tak żałosne, że szybko zrezygnował z tej myśli. Tak czy siak doszedł do tego, że matką nieznośnego bachora jest śliczna szatynka mieszkająca w sąsiednim bloku. Ojca nigdy nie zauważył. Nie dociekał tego. Widywał ją jak wracała z pracy przechodząc pod jego oknem. Obserwując ją każdego dnia dochodził do wniosku, że jest piękną kobietą. Na oko 165cm, zawsze na wysokim obcasiku i przeważnie w spódniczce ukazującej jej zgrabne kolanka. Po jej plecach przeważnie wiercił się ogon z włosów sięgający połowy pleców. Miała ładną figurę. Dobrze wcięta talia przechodząca w wydatny okrągły tyłek, fantastycznie prezentujący się w spódniczkach i sukienkach przyciągał jego uwagę.
Trwało to miesiącami lecz musiała zauważyć, że się jej przygląda bo od pewnego czasu zerkała w jego stronę kiedy przechodziła dołem. Któregoś dnia uśmiechnęła się do niego. Odskoczył wtedy od okna. Nie wiedział dlaczego to zrobił. Czuł, że jest czerwony jak burak. Nie miał dziewczyny ani teraz ani nigdy przedtem i nie potrafił odczytać sygnałów wysyłanych przez ładniejszą część populacji. Do tego dochodziła chorobliwa nieśmiałość...
Obiecał sobie, że następnym razem i on się uśmiechnie. Czekał następnego dnia, i jeszcze następnego. Nie mógł trafić na właściwy moment. Zaczynał sobie myśleć, że może wyprowadziła się... Ale to było nie możliwe, przecież codziennie widział złośliwego gnojka na podwórku...
Basia mieszkała na tym osiedlu od trzech lat. Wprowadziła się do małego mieszkanka należącego do jej męża. Stary całymi miesiącami pracował na kontraktach zagranicznych i dzięki temu mogła w tym biednym kraju żyć na przyzwoitym poziomie kupując różne niedostępne zwykłym śmiertelnikom dobra, ubrania, sprzęty a nawet meble w sklepach za dewizy. Jej znajomi z zazdrością patrzyli na te luksusy i obgadywali za jej plecami, stąd też nie wielu ich miała. Od pewnego czasu wracając z pracy zauważała czyjeś oczy wpatrzone w siebie. Ich spojrzenie było tak magnetyczne, że każdego dnia przyciągało jej własne spojrzenie nawet wtedy gdy przyrzekła sobie iż dziś nie spojrzy.
Wkrótce przekonała się, że te dwa czarne węgle palące ją codziennie należą do młodego chłopaka, studenta, a może licealisty. Musiał być bardzo nieśmiały, zawsze trzymał się z dala od szyby tak, że nie mogła go w pełni zobaczyć. Lecz pewnego razu rozmawiając ze znajomą udało się jej go zidentyfikować.
Chłopaczek był słodki. Miał anielską i nieśmiałą buzię pokrytą pierwszym zarostem, wysoki, przystojny i dobrze zbudowany. Zobaczyła go jak wychodzi z domu i zmierza na przystanek. Nie widział jej, poszła za nim kawałek. Poczuła się z tym głupio. Śledziła go z niewiadomego powodu... Choć z drugiej strony pociągał ją swoją tajemniczością i tym, że codziennie czeka na nią przy oknie. Czyżby mu się podobała? Ona? Niedawno skończyła trzydziestkę, uważała się za "starą babę", a taki młody chłopiec najwyraźniej ślinił się do niej... No właśnie... Co on sobie myślał patrząc tak na nią. Może była obiektem jego marzeń lub nawet snów?
A co by było gdyby... Nie, to nie możliwe. Nawet nie dokończyła tej myśli. Jednak od tego dnia coś się zmieniło w jej życiu. Nędzny kucyk spinany gumką recepturką zmienił się w bujny ogon sięgający połowy pleców, czasem rozpuszczony, czasem spięty na czubku głowy, kilka razy nawet zrobiła sobie warkocz. Zaczęła golić sobie nogi i ubierać coraz krótsze spódniczki. Wygodne buty ustąpiły miejsca szpileczkom. Makijaż od czasu do czasu teraz stał się obowiązkowy. Zmieniała się pomału z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia.
Znudziły ją w końcu te codzienne podchody. Zapragnęła wyjaśnić sytuacje, poznać go... Zaczęła wysyłać mu czytelne sygnały. Spojrzenia, uśmiechy. Pewnego razu udało jej się wsiąść do tego samego autobusu co on. Zauważyła go gdy szedł chodnikiem w kierunku tylnych drzwi. Eh, dlaczego ci młodzi muszą koniecznie podróżować w tyle autobusu? Odwróciła się i odnalazła go wzrokiem. Wpatrywał się z nią z takim wyrazem, że przeszły ją ciarki...
Parę dni później gdy wracał z miasta autobusem zauważył ją. Stała z przodu z wielką torbą, uśmiechnęła się do niego jak zwykle. Dziś nie miał gdzie uciec więc odpowiedział jej tym samym i skinął głową na znak pozdrowienia.
Gdy otwarły się drzwi na ostatnim przystanku, czekał cierpliwie aż wysiądą inni pasażerowie. Miał idiotyczną nadzieję, że kobieta dotrze do nich pierwsza i wysiądzie, a on będzie mógł pójść za nią podziwiając ją z pewnej odległości. Tak rzeczywiście się stało. Szła kawałek przed nim z wyraźnym wysiłkiem niosąc ciężką torbę. Jej szczupłe ręce i łydki nie radziły sobie z nieporęcznym ciężarem.
"Co ona tam niesie? Pół świniaka?" – zastanawiał się Mariusz. Nie było szans, żeby jej nie dogonić. Gdy był blisko, obejrzała się. W jej wzroku była taka prośba i udręczenie, że nie mógł po prostu uciec...
- Może pomóc?
Wydusił z siebie cały czerwony.
- O jak dobrze, nareszcie jakiś prawdziwy mężczyzna, który pomoże kobiecie.
Wziął tobół. Był naprawdę ciężki. Na szczęście dla niego to była pestka, natomiast pełen podziwu spojrzał na idącą obok kobietę.
- Mieszkasz pod trójką, prawda? – zagadnęła.
Skinął głową.
- To ciebie widzę codziennie jak wracam z pracy?
- Tak to cały ja.
- Mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć, taki ponury jesteś...
- A jakoś tak... - Mariusz nie wiedział co odpowiedzieć.
- Co dziewczyna cię rzuciła?
- E, nie... – nie wiadomo dlaczego zebrało mu się na szczerość.
Kobieta z zainteresowaniem popatrzyła na Mariusza.
- Jak ci na imię?
- Mariusz
- Jestem Basia, wniesiesz mi to?
Nawet nie zauważył kiedy znaleźli się pod jej klatką.
- Jasne czemu nie...
Basia szła pierwsza obserwował jej zgrabne nóżki jak wspinają się po schodach. Przed samym nosem wiercił się w takt ruchów jej zgrabny tyłek.
Weszli na drugie piętro.
- Wejdziesz? Dostaniesz colę za fatygę – kusiła chłopaka.
W czasach gdy na sklepowych półkach królowała cytrynówka butelka prawdziwej coli była nie lada rarytasem...
Mariusz rozsiadł się na kanapie. Pokój urządzony był dużo fajniej niż u niego w domu. Na nowej meblościance królował kolorowy telewizor. Chłopak aż gwizdnął z podziwu. I to nie byle jaki ruski szmelc tylko sprzęt prosto z Pewexu. To samo wieża Technicsa.
- Podoba ci się?
Oderwał się od wieży i usiadł z powrotem. Patrzył jak Basia nasypuje orzeszków do miseczki. To również był rarytas. Gdy pochyliła się na chwilę nad stołem zobaczył w dekolcie dwie ściśnięte półkule w czarnej koronce. Przełknął ślinę. Usiadła naprzeciwko niego w fotelu.
- Jutro też będę miała taki tobół.
Zmartwiła się.
- Myślałam, że go dzisiaj nie doniosę...
Mariusz ciekawie spojrzał na torbę.
- Książki – odpowiedziała śledząc jego wzrok.
- Aha...
- To może bym jutro pomógł?
- Możesz? Jesteś kochany!
Poczerwieniał.
- Bądź jutro pod dworcem koło 17, możesz?
- Jasne, że tak.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Mariusz usłyszał jak wchodzi ten znienawidzony bachor. Na szczęście chyba go nie zauważył, bo zaraz wparował do łazienki. Pożegnał się szybko i wyszedł.
Będąc jeszcze pod drzwiami usłyszał wrzask.
- Co ten palant tu robi!?
- Uspokój się, pomógł mi wnieść torbę...
Dalszej części wolał nie słyszeć i zszedł po schodach.
Nazajutrz czuł się trochę dziwnie. Po południu miał się spotkać po raz pierwszy z kobietą. Co prawda nie była to randka, ale i tak był nerwowy. Wyszedł z domu godzinę wcześniej by na pewno nie spóźnić się i nie przegapić Basi.
Zobaczył ją w tłumie wychodzących z peronu. Podszedł i uwolnił ją od ciężkiej torby.
- Cześć jesteś kochany, że mi pomagasz!
Cmoknęła go w policzek. Chłopak zesztywniał cały i spalił buraka.
- Nie ciężko ci?
- Nie...
Zarzucił torbę na ramię. Ramiączko boleśnie wrzynało się w skórę, ale zacisnął zęby. Pociągnęła go za ramię w stronę autobusu. Wszystko odbyło się tak szybko, że chłopak nie miał czasu na jakąkolwiek reakcję. Dopadli autobus w ostatniej chwili.
Z każdym przystankiem tłok narastał. Basia nie mając się czego chwycić przywarła do Mariusza. Chłopak czuł jej miękkie i pachnące ciało na sobie, jej jędrne cycki rozpłaszczały się na nim powodując gwałtowny wzwód, który po chwili zaczął odstawać i ocierać o kobietę. Szukając uchwytu odwróciła się tyłem. Mariusz był od niej o głowę wyższy i miał teraz doskonały wgląd w zawartość dekoltu. Łypał łapczywie na dwie białe półkule w koronkach. Były nie za duże i nie za małe. Spojrzał na swoje dłonie, chyba takie akurat pasujące do jego ręki. "Ciekawe jakie są w dotyku, chyba twarde, bo tak sterczą" - rozmyślał. Członek mu napęczniał z podniecenia. Zauważył to dopiero gdy na kolejnym przystanku wsiadający pasażerowie dopchnęli Baśkę do niego. Wówczas jego twardy kawałek mięsa zaatakował jej jędrne pośladki. Kobieta prawie kwiknęła gdy coś o konsystencji kija bejsbolowego dźgnęło ją od tyłu. Odruchowo odwróciła się by zbadać sprawę. Autobus, który akurat teraz zaczął wyjeżdżać z zatoczki pchnął ją prosto na czerwonego jak burak Mariusza. Poczuła TO na swoim brzuszku jak pulsuje i wierci niespokojnie. Rzut oka upewnił ją...
Chłopak próbował wybąkać jakieś przeprosiny. Ale ona nie słuchała. Poczuła się nagle jak nastolatka podczas pierwszych randek ze swoim mężem. Długi czas nie czuła na sobie samczego napalonego mięcha...
- Wow, to dla mnie?
Uśmiechnęła się do niego, ale on unikał jej wzroku. Gdy dojechali do końca Mariusz wyszedł jako pierwszy, położył ciężką torbę na ławce i udawał, że majstruje coś przy butach.
- Odpocznij sobie trochę, trafisz sam?
Czerwony jak burak skinął tylko głową. Gdy uspokoił się trochę zarzucił bagaż na plecy i powlókł się wolno w kierunku domu.
Tymczasem Basia pobiegła do domu. Przez głowę przelatywało jej milion myśli. Czuła, wiedziała, że to dziś jest ten dzień i drugiej szansy może nie mieć. Przecież nie będzie się narzucać małolatowi. Ale dziś nie musiała go nawet wabić do siebie. Sam przyjdzie. A ona musi się przygotować. Miała już zaimprowizowany plan. Po pierwsze sprawdzi czy jest syn. Jeśli tak, to katastrofa – nie uda jej się pozbyć go w 5 minut. Jeśli jest pusto, to błyskawiczny prysznic by pozbyć się potu i nabrać świeżości. Co powinna ubrać? W wyobraźni przeleciała zawartość swojej szafy. Były tam sukienki różnego rodzaju, lecz, żadna nie pasowała do sytuacji. Powinna stwarzać pozory naturalności, ale jednocześnie wiele obiecywać. Może koszula męża?...
Będzie musiała improwizować. Wiedziała już, że chłopak jest bardzo nieśmiały i nie zrobi pierwszego kroku. Jednocześnie drżała cała na myśl o tym, że będzie mieć za chwilę prawiczka. Jeszcze nigdy nie rozdziewiczyła nikogo. Była ciekawa jak to będzie...
Wszedł na drugie piętro. Pukając do drzwi zastanawiał się czy nie zobaczy zaraz wrednego szczeniaka. Na szczęście otwarła mu ona. Przez te 10 minut zmarnowanych na przystanku zdążyła pozbyć się wyjściowych ciuchów. Miała na sobie męską koszule i wilgotne włosy i wyglądała jakby wyszła spod prysznica.
- Wejdziesz?
- Twój syn mnie nie lubi szkoda go drażnić...
- Nie przejmuj się, właściwie powinnam cię za niego przeprosić.
Wepchnęła chłopaka do mieszkania.
- Zdaje się, że ci dokucza?
- E tam...
- Dostanie za to w skórę.
Spod cienkiej koszulki prześwitywały ciemne brodawki sutek. A pozbawione stanika piersi chwiały się kusząco z każdym ruchem kobiety.
"Chyba pod spodem nic nie ma" - przełknął głośno ślinę. Starał się nie patrzeć, ale wzrok sam powracał do zgrabnych nóżek... Poczuł pęczniejącego członka, który na nowo zaczął wypychać spodnie.
- Widzę, że masz poważny problem...
Podeszła do niego uśmiechając się zalotnie.
- Twoja dziewczyna chyba cię zaniedbuje...
- Nie mam – stwierdził smutno.
- Ładniutki jesteś i żadna cię nie chciała?
- Ładniutki?
- A tak...
Podeszła do niego.
- I chyba nieśmiały?
- N... nie...
- Podobam ci się?
- No... bardzo...
- A chciałbyś mieć taką kobietę jak ja?
Przylgnęła do niego opierając dłonie na jego ramionach.
Gwałtowna erekcja wbiła jej się w brzuszek, czuła jak rośnie i pulsuje.
Złapała w rękę tę rozedrganą kiełbasę.
- Chcesz - stwierdziła i ścisnęła go lekko. Odpowiedział pęczniejąc jeszcze bardziej. Chłopak cały zesztywniał ze szczęścia. Wysupłała szybko jego męskość ledwo ujęła palcami gorący łepek potężne siknięcie zalało jej rękę i koszule białą gorącą mazią. Dwa pierwsze wyrzuty były tak potężne, że sięgnęły jej piersi i włosów. Wprawnymi ruchami pomogła mu zaspokoić pierwszą żądzę...
Odsunęła się patrząc krytycznie na swoją garderobę.
- Aleś narobił bałaganu...
Mariusz nie wiedział co powiedzieć. Stał bezradnie. Czuł jak członek ciągle jeszcze mu podskakuje. Spojrzał w dół. Z rozpalonej główki ciągle jeszcze wypływały grube krople.
Basia oblizywała palce.
- Zajmę się nim...
Na kolanach zlizała kolejną kroplę, dokładnie wycisnęła zawartość żyły na członku, ze smakiem przełykając zawartość. Lubiła zapach i smak świeżego nasienia. Tym razem podniecał on ją podwójnie mocno. Nigdy jeszcze nie miała dziewiczej spermy...
Oczyściła dokładnie główkę i wyssała zawartość. Chciała, musiała ją mieć w sobie, ale czas był nie odpowiedni. Od okresu minął ponad tydzień a ona akurat nie miała ani jednej gumki...
"Zdążę zeskoczyć kiedy poczuje, że jest gotowy" - uspokajała się. Poczuła jak chłopak na nowo twardnieje.
- Chodź...
Popchnęła go na sofę, że usiadł z rozpędem. Wskoczyła mu na kolana. Czuła jak pręży jej się pod cipką. Była gotowa, mokra, ośliniona i pulsująca. Jednym ruchem pozbyła się poplamionej koszuli.
"Miałem racje, była goła pod spodem..." - tryumfował w myślach gdy ona zrywała z niego koszulę. Położył się i patrzył jak wygina ciało trzymając go za prącie i celując nim gdzieś między swoje uda. Czuł jak żar i wilgoć wsysa go gdzieś do ciasnego wnętrza. Jedwabista, przyjemnie mokra rękawiczka zaczęła zaciskać się i pulsować wokół intruza. Mariusz zacisnął zęby. Starał się myśleć o najgorszych momentach swojego życia, obleśnej starej fizyczce, byle tylko odsunąć od siebie intensywną rozkosz rozlewającą się od penisa po całym ciele. Lecz nie mógł nie widzieć zgrabnej i zadbanej trzydziestki, jej sterczących i falujących piersi, cudownie okrągłych bioder i jedwabistych w dotyku ud obejmujących jego ciało z obu stron.
Kobieta podskakiwała na nim, czuł jak za każdym razem nabija się na jego korzeń wpuszczając go gdzieś głęboko w siebie, zaciskając się na nim od czasu do czasu jakby chciała wycisnąć go jak tubkę pasty...
Pierwszy raz widział żywą nagą kobietę, linia piersi, linia talii i bioder, słodki zapach ciała, miękkość skóry. Dotknął jej bioder, były jędrne, prawie twarde... Nie wytrzymał. Żar w głębi jego ciała ruszył kaskadą ku czubeczkowi penisa. Aż wygiął się i zesztywniał czując jak płyn przepycha się napędzany gigantycznym skurczem w podbrzuszu. Jęknął z bólu i rozkoszy, którą spowodowało pierwsze rozlanie spermy. Tylko że tym razem nie poczuł jej temperatury na chłodnym brzuchu, tryskał w młodą jurną kobietę u szczytu jej potrzeb i możliwości prokreacji.
Zaskoczył ją. Cały czas pamiętała o tym żeby zeskoczyć. Lecz w miarę jak twardy łepek ocierał się w jej wnętrzu i rozpalał ją, jednocześnie tłumił świadomość, odpływała. Nie wyczuła momentu przed ejakulacją lub nastąpił on na tyle szybko u nie doświadczonego chłopca, że nie miała czasu na reakcje. Poczuła tylko mocne siknięcie, nie było sensu schodzić, kiedy miała już w sobie nasienie. Usiadła więc na nim pozwalając by przeżywał swoją rozkosz. Z intensywności i siły wytrysku wywnioskowała, że musiała być wielka, zwłaszcza, że chłopak wił się pod nią jak w gorączce i z trudem się na nim utrzymywała.
Nie miała orgazmu lecz podnieciło ją to prawie do granicy. Ześlizgnęła się z niego.
Chłopiec po chwili obrócił się w jej kierunku. Oczy mu błyszczały gdy pożerał wzrokiem jej nagie ciało. Ujęła jego rękę i położyła na swojej piersi.
Gdy Mariusz poczuł w dłoni jędrną krągłość z twardym sutkiem drażniącym wnętrze dłoni, zrozumiał nareszcie, że dziś wszystko mu wolno. Odkrył cycusia, zbliżył ustami i polizał. Po chwili Basia pomrukiwała z zadowolenia, gdy od jej piersi rozlała się rozkoszna fala przyjemności pobudzając jej kobiecość. Soczki wymieszane z nasieniem wyciekały z niej gdy cipka zaczęła na nowo pulsować. Spojrzała w dół i zobaczyła jego obrany przez podniecenie ze skórki łeb na żylastym drągu z którego skapywała biała ciecz pełna życiodajnych plemników i który najwyraźniej nie miał dosyć, wręcz przeciwnie, gotów był do rundy drugiej.
Chłopak zaczął się przysuwać coraz bliżej najwyraźniej szukając miejsca spełnienia. Kobieta umiejętnie wsunęła pod niego udo tak, że Mariusz znalazł się między jej nogami. Zafascynowany biustem kobiety na razie ignorował ten fakt. Lecz gdy jego pulsujący czubeczek znalazł śliską od śluzu gorącą szparkę posłuchał instynktu i dźgnął. Wślizgnął się od razu do połowy długości. Oderwał się od jej sterczących niczym ołówki sutków i spojrzał na leżące pod nim ciało. Jej silne łydki zakleszczyły się na jego biodrach przyciągając go do niej. Popchnął i instynktownie zaczął kopulować dopychając swoje łono do jej futerka.
Basia była mocno podniecona, krótki urywany oddech przechodził w westchnienia i fuknięcia. Zapomniała już jaki facet może być twardy. Jak cudownie sztywny może się wwiercać do samego rdzenia kobiecości. Miała wrażenie, że to aksamitna gorąca kość, a nie ciało tak wspaniale drażniła rozchylone z podniecenia usteczka macicy, które broniły najcenniejszego skarbu: małego bezbronnego jajeczka. Teraz nie broniły, całowały wielki twardy łeb, zlizując wyciekający z niego śluz i spermę. Na razie było jej zbyt mało... Ale natura wiedziała co zrobić. Mała gruszeczka we wnętrzu Basi wpadła w gwałtowną serię spazmów rozlewając w niej niewysłowioną rozkosz, jej świadomość odleciała do nieba, a ciało zakleszczyło chłopaka masując gwałtownie jego członka. Jedyne co mógł zrobić to dopchnąć go do końca. W tej chwili jego penis i jej pochwa były jedną samonapędzającą się maszyną produkującą rozkosz. Oboje czerpali z niej i wysysali sycąc zmysły.
Potężny skurcz uwolnił z chłopaka prawie zwierzęcy pomruk. Nie był to zwykły krótki wytrysk porcji nasienia lecz długa nie kończąca się jednostajna struga, potwornie satysfakcjonująca, czuł jak coś wysysa z niego plemniki...
Kobieta wyczuła jak coś z ogromną siła wdziera się jej do środka. Jej dziecięca gruszeczka pęczniała, wpadając w nową serię spazmów. Czuła jak ich narządy całują się, przycisnęła kochanka do siebie nie chcąc by kropelka jego mleczka wyciekła bezużytecznie. Instynkt macierzyński podpowiadał jej by przyjąć każdą jego kropelkę by mógł w niej rozpocząć się prawdziwy wyścig życia.
Opadli z sił. Penis chłopaka leżał napuchnięty i błyszczący bezradnie na jego brzuchu. Na sofie była wielka mokra plama...
- Popatrz jakiego bałaganu narobiliśmy...
Basia zmartwiona popatrzyła na sofę. Włożyła rękę między uda łapiąc wyciekające z niej soczki i ratując dywan przed poplamieniem.
- Ile tego miałeś... - stwierdziła z podziwem pokazując mu pełną dłoń.
Poszedł za nią do łazienki. Cudownie kręciła biodrami. Poruszała się z wrodzoną gracją. Patrzył jak stawia nogę na sedesie i podmywa cipkę. W lustrze widział jej puszyste futerko. Członek zaczął na nowo pulsować i podnosić się.
Obserwowała go w lustrze.
- Jeszcze nie masz dosyć?
- Takich śliczności? Nigdy!
- Jestem śliczna?
Stanął za nią i złapał za piersi, które natychmiast zareagowały twardniejącymi sutkami. Podczas gdy on ugniatał jej mleczne pagórki całując i kąsając ramionko i szyjkę ona kręciła tyłkiem podrażniając prężącego się członka. Pośladki miała już całe śliskie od jego śluzu kiedy odwróciła się w końcu i wskazała taboret.
- Siadaj!
Złapała wijące się przyrodzenie chłopca i usiadła na nim. Czuła jak wchodzi w nią głęboko, zacisnęła cipkę, nabrzmiał w niej jeszcze bardziej a kiedy wpiła się ustami w jego usta oferując mu swój język zaczął gwałtownie pulsować.
- Jesteś cudowna - wyszeptał jej do uszka kiedy przerwali pocałunek. Jego buziaki na szyi i ramionach wywołały gęsią skórkę. Zaczęła delikatnie podskakiwać na nim. Lecz jej libido podniecone zbliżającą się owulacją ładowało błyskawicznie kondensator w jej łonie. Po kilku minutach jej ruchy stały się gwałtowne i chaotyczne. W końcu eksplodowała wbijając mu pazury w plecy i gryząc. Lecz czuła się niespełniona. Jej kochanek mimo, że podniecony nie dał jej tego czego potrzebowała. Jej łono pozostawało puste. Nie przestawała więc go ujeżdżać tuląc jego twarz między swoimi piersiami.
Po pięciu minutach chłopak zaczął pojękiwać. Po Baśce ciekł pot. Ale to było nie ważne, czuła jak intruz w jej łonie zaczyna pęcznieć i pulsować. Usiadła na nim, krzyknęła ze zdziwienia gdy twarda główka w jej wnętrzu wślizgnęła się przez wąskie usteczka do samego rdzenia kobiecości, które natychmiast oszalało przyjmując w siebie kolejne dawki dziecięcej śmietanki.
Nigdy nie miała faceta tak głęboko, nie myślała, że to możliwe. Kwiliła cichutko przeżywając reakcje swojego ciała.
Opadła na niego zmęczona tuląc się całym ciałem. Szybko w niej malał, widać chłopak osiągnął już kres swoich możliwości. Powitała to z ulgą, wątpiła by miała siłę na kolejny stosunek.
Mariusz czuł się pusty jak wydmuszka. Po raz pierwszy poczuł, że więcej mu nie stanie.
"To tak wygląda impotencja?" - myślał z rozbawieniem - "ta kobieta wyssała ze mnie całą spermę". Popatrzył z czułością na tulącą się kochankę.
- Lepiej już idź jak nie chcesz spotkać mojego syna...
- Tak będzie lepiej... Choć wolałbym się jeszcze poprzytulać.
Uśmiechnęła się.
- Kto wie, może kiedyś...
Obserwowała jak się ubiera.
- Pa
Wypuściła go z mieszkania i zamknęła drzwi. Oparła się o drzwi i dygotała, przez głowę przelatywały jej dziesiątki myśli. Na miękkich jak z waty nogach poszła do łazienki. Dotknęła swojego zmaltretowanego ciała. Cipkę miała poobcieraną, nie przyzwyczajoną do tak intensywnej miłości. Powoli spłukiwała z siebie pot i ich wspólny zapach.
Po chwili siedziała w fotelu z nóżkami na pufie i rozmyślała. Nie oddała by tej szalonej godziny z Mariuszem. Nie czuła wyrzutów sumienia! Była ciągle młoda i atrakcyjna na tyle by zbałamucić młodego chłopaka. Przez ostatnie lata żyła jak mniszka poświęcając się synowi. Mąż uciekał w pracę i nie poświęcał należytego czasu młodej żonie.
Z zamyślenia wyrwał ją łoskot otwieranych drzwi.
- Mamoooo! Jest obiad?
Przez następne dni unikała Mariusza, obawiając się otwartej adoracji ze strony zakochanego chłopca. Tymczasem nastały wakacje i przestała go widywać. Miała natomiast nowy problem. Spóźniał się okres. Wizyta u specjalisty potwierdziła jej obawy...
Złapała ciążę z tym małolatem. Z początku panikowała, lecz w miarę jak oswajała się z tą myślą, jako kobieta przedsiębiorcza, zaczęła kombinować. Jako rodzina rozwojowa z dzieckiem w drodze miała szansę na przydział większego mieszkania. Nareszcie miała szansę wyrwać się z tej ciasnej kawalerki... Zakręciła się wokół swoich spraw. Znajomości, układziki i pod koniec wakacji miała klucze do nowiutkiego M3 na osiedlu po drugiej stronie miasta...