Piernik i Wiatrak
22 czerwca 2019
Szacowany czas lektury: 17 min
Cóż. Zapowiada się niewinnie. W rozwinięciu...troszkę goręcej.
Zapraszam na bloga.
Nie łudziłam się, jeśli chodziło o wybór prac, mających zostać wystawionymi w nowej sali sportowej. Pani Lis zawsze wskazywała na najstarszych uczniów, jednocześnie pozwalając im na zajmowanie pierwszych miejsc w kolejce do podium. I nawet jeśli jakość ich pracy znacznie zaniżała poziom prawdziwego, surowego artystycznego podejścia, niewiele mogliśmy z tym zrobić.
Jula wraz z Natalią od razu podbiegli do korkowej tablicy wiszącej na środku korytarza, naprzeciw, której stałam. Wgapiając się w nią z otwartą buzią i zmarszczonymi brwiami wyglądałam niczym zniesmaczony finałem filmu, widz.
— Słodyczy ty moje! — Nikola ucałowała mój lewy policzek i złapała za opuszczoną szczękę, tak by zamknąć ją niczym kłódkę. — Mucha Ci wleci, jak nie przestaniesz...— Jula spoglądał teraz w to samo miejsce na tablicy, które doprowadziło moją duszę do rozdarcia.
— Nie wierzę. Jak to odwołano! — wycieczka, na którą przygotowywaliśmy się od dwóch miesięcy, została zlinczowana przez wzgląd na wystawę najstarszego rocznika. Tego, który jak wspominałam, nasza wychowawczyni wręcz ubóstwiała.
— Luwr. Łuk triumfalny. Wieża Eiffla. Pola Elizejskie. Wszystko trafił jeden, wielki farbowany szlag. — wycedziłam przez zaciśnięte zębiska. — A szlak oznacza tutaj trzecią ce.
— Dupki zrobiły to specjalnie. — klasa, na której czele stał bożyszcz nastoletnich spódnic, czyli Wiktor Mnich oraz jego burzliwa siostrzyczka, nazywana słodką „Ewcią” zawsze potrafili przekabacić grono pedagogiczne na ciemną stronę mocy. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby te sytuacje nie powtarzały się systematycznie, odkąd to zostali najstarszym rocznikiem naszego liceum. Dla nas orangutany podcierające się palcami, którymi później malowały szlaczki, były o wiele bardziej utalentowane od nadmuchanych egoizmem, podeszłych wiekiem uczniów.
Zapytacie więc jakim cudem udało im się dobrnąć tak daleko? Wysoko postawieni rodzice. Tutaj większość działała na swoją korzyść przez wzgląd na szerokie plecy rodziców. Płynąca z nich korzyść, aby móc się wspiąć i dostać wszystko, czego się pragnie wręcz grzała ich do działania na naszą niekorzyść. W szczególności Wiktor oraz Ewa.
— Hania. — Jula spojrzał na mnie przerażony, unosząc swe obydwie dłonie do góry. — Błagam Cię! Tylko nie wymyślaj niczego głupiego! — przejęty próbował wskórać swym maślanym spojrzeniem o wiele więcej niż głębokie westchnięcie Natalii. Byli, jak symbioza, jeśli chodziło o ratowanie mojego tyłka czy spacerowanie z nim w otchłani piekieł.
— Co wykombinowałaś tym razem? — rudowłosa przyjaciółka, zagryzła dolną wargę i uśmiechnęła się pod nosem. To zmotywowało mnie do działania bardziej niż komunikat wiszący przed moimi oczami.
— Protest. Wystarczy, że poprosimy uczniów z biedniejszych rodzin o wspólny strajk przeciwko tej ich wystawie. Niech sobie ją zabierają w cholerę i wystawiają w swoich wielkich salonach ze złotymi żyrandolami. — prychnęłam pod nosem i zerwałam kartkę, która przed sekundą wzbudziła we mnie ognistą chęć zemsty. — Po prostu...urządzimy im powstanie.
***
Krzyki skandujących młodych ludzi i to tuż przed drzwiami dyrektora, zaburzyły równowagę i spokój sal, w których prowadzone były zajęcia. Kiedy nauczyciele wraz z starszymi rocznikami zaczęli pojawiać się na korytarzu, szybko przejęłam przywództwo i przecisnęłam się przez gąszcz towarzyszy.
Pobrudzeni na twarzy żółtą farbą, podniesieni ogromną wiarą w powodzenie swej misji utknęliśmy wprost przed paszczą lwa, która zamierzała zagonić nas do bezradnej pozycji. Pan dyrektor szkoły, który dołączył do Wiktora i zamienił z nim kilka dość mocnych w tonie słów, podszedł do naszego zgrupowania i pogroził palcem.
— Rozumiem, że są państwo świadomi w jakim miejscu się znajdują?! — zaczął wodzić wzrokiem po pobladłych i przerażonych twarzach. Czy to właśnie tak działała demokracja? Zabraniała wolności słowa do wyrażania swej opinii na temat niesprawiedliwości? Coraz mocniej czuliśmy się zaszufladkowani. Stąd też żółć na twarzach. Żółtodzioby. W końcu każdy, kto przechodził obok naszych prac wzdychał z niezadowoleniem i pragnął udowodnić jacy to nie jesteśmy "niedoświadczeni". Dopiero, gdy samorząd rodzicielski dogadał się z sponsorem naszych konkursów plastycznych, ten zaproponował wyjazd dla najmłodszych roczników. Poczuliśmy się docenieni, ale jak zawsze, nie mogło trwać to zbyt długo.
Koniec pierwszego roku był ryzykownym czasem jeśli chodziło o dane posunięcie. Ale kiedy tak naprawdę mielibyśmy walczyć o swoje? Sponsor wycofał się z propozycji, jednak nie straciliśmy wiary w dokonaniu cudu, co do powrotu jego oferty.
— Jesteśmy. — wysunęłam się na przód. Napisane dwa słowa na transparencie "wolność artysty" naprawdę dużo dla mnie znaczyły. Postanowiłam więc wznieść go raz jeszcze do góry i tym samym zasugerowałam dyrektorowi aby zerknął w jego stronę. — "Wolność to po prostu sposobność do znalezienia definicji siebie, prawdziwej, autentycznej indywidualności i radość z czynienia świata wokół siebie nieco lepszym i piękniejszym." — zacytowałam fragment książki Osho.
— Panienka Lech. Jakżebym mógł przegapić dynamizm całego tego...przedsięwzięcia. — wąsaty, szczupły mężczyzna nachylił się w moją stronę i zmrużył powieki. — Zdaje sobie Pani sprawę...— szantaż nie działał na takie ogniste temperamenty, jak ja. Byliśmy bowiem w tym miejscu nie po raz pierwszy, a dyrektor Mielski był świadomy tego, z kim na do czynienia.
— Z tego, że klasa wyższa w tej szkole zabiera nam możliwość rozwoju? — dumna podniosłam głowę do góry i zerknęłam pełna oburzenia za ramię cherlawego pedagoga. Ewa odwzajemniła spojrzenie w moją stronę. Z nienawiścią oblizywała czerwonego lizaka, który w mych myślach powoli wsuwał się do jej gardła, by móc nieco podrasować jej stan...zdrowotny. Wiktor natomiast mym szybkim spostrzeżeniem, spoglądał na mnie z dziwną satysfakcją. — Dyskryminacja naszego rozwoju...
— Zapominasz się Pierniczku. — królowa słodyczy na patyku próbowała wysunąć się na prowadzenie. Tatuaż w kształcie ciastka, który wytatuowałam sobie po pijanemu kończąc siedemnaście lat stał się żywą i nieco skrzywioną legendą tego miejsca. Starszaki szydziły, że skoro jestem taką zgorzkniałą buntowniczką to pewnie w środku mam sam plusz oraz słodycz. A to nie miało kompletnie żadnego powiązania z znaczeniem pamiątki, jaką przypadkowo sobie przywłaszczyłam.
— Ty również. Istnieje coś takiego, jak prawo. Prawo głosu. Prawo do debaty samorządowej, w której możemy podyskutować....— głos, który przerwał nam kłótnię, nie przypominał żadnego z dotychczasowych biorących udział w dyskusji. Kiedy wysoki, postawny chłopak o mglistym kolorze oczu, które lśniły niczym stal, wyłonił się zza pleców Wiktora oraz Ewy, zatrzymałam agresywny ton. Jakby wszystko zwolniło i kazało mi zamknąć jadaczkę chociaż na sekundę.
— Dość Panie dyrektorze. — kiedy nieznajomy starszak podszedł w naszą stronę i gestem dłoni poprosił o zrobienie mu miejsca obok dyrektora, po chwili stanął ze mną twarzą w twarz.
— Pawle myślę, że to nie będzie konieczne. — wąsacz spojrzał na młodzieńca z ogromną aprobatą i uznaniem. Jakby znali się całe wieki. Niczym Gandalf i Frodo idący po pierścień, który siał zagładę. I w tym przypadku stawiało mnie to jako antagonistę w bardzo pozytywnym świetle.
— Paweł Wilk. — dłoń wyciągnięta w moją stronę nie wyglądała na podejrzane zagranie. Gdy kilka chwil później uśmiechnął się szeroko, nadal jej ode mnie nie odsuwając, przełamałam pierwsze lody. — Miło Cię poznać...? — czekał na odpowiedź.
Z lekkim poirytowaniem oraz niezrozumieniem złapałam za szeroką, suchą dłoń i mocno potrząsnęłam nią.
— Hanna Lech. — na moment zatrzymaliśmy się jakby w transie, spoglądając wprost w swoje źrenice. Gdy odsunął dotyk i wziął głęboki wdech, z niecierpliwością czekałam na kontynuację wywodu.
— Jestem nowym przewodniczącym samorządu szkolnego. Chciałbym móc omówić z tobą sprawę związaną z odwołaniem wyjazdu dla najmłodszych. Z tego, co widzę jesteś bardzo stanowcza oraz inteligentna. Szanuję takich ludzi oraz myślę, że są oni gruntem tej szkoły.
— Porozmawiać? — uwielbiałam walczyć. Kopać, robić transparenty, gryźć, farbować twarz i domagać się swoich praw. Ale rozmawiać? Dywagować i z elegancją ugadywać się z wrogiem? Nigdy. Tego nie mogłam zrobić i nawet nie zamierzałam. Znałam bowiem ich taktykę dotyczącą zmylenia i obalenia wszystkiego, czego dokonaliśmy. Starszaki się nie zmieniali. Nawet jeśli stał przede mną jedyny okaz z ich gatunku, który potrafił odnieść się do mnie z należytym poszanowaniem, to i tak nie wierzyłam w szczere intencje jego kolegów. — O waszych zasadach i o waszych prawach? Tutaj nie ma o czym rozmawiać.
— Zdajesz sobie sprawę młoda damo, że mogę was wszystkich zawiesić w prawach uczniów? — kiedy strach obleciał większość sprzymierzonych ze mną artystów, szybko zapomnieli o woli do walki. Transparenty z hukiem uderzyły o podłogę w korytarzu, a ich właściciele zmyli się do sal. Siedem osób? Tak. Zostało nas siedmioro. Wraz z Julą oraz Nelą oczywiście.
— Trzeba było przyjąć moją ofertę, Hanno. — Paweł pokręcił głową. Lekki śmiech Ewy natomiast miał za zadanie wbić ostatni gwóźdź do trumny i udowodnić jej wyższość.
— Pierniczku. Mów jej Pierniczek. — z zniesmaczeniem zmierzyłam brunetkę od stóp do głów, a następnie spojrzałam w stronę przyjaciół.
— Wracajcie do sal. — rudowłosa pragnęła zostać, ale nie mogłam pozwolić aby kolejny raz oberwała za moje niepohamowane ambicje. — Dam wam znać. — kiwnęłam głową i pozbierałam transparenty, które trzymali w dłoniach.
Gdy wszystkie odstawiłam obok kosza na śmieci, sama poczułam się jak jego zawartość. Czułam jednak, że największa atrakcja popołudnia zbliża się wielkimi krokami.
— Panienko Lech, czas zadzwonić do twojego ojca. — z dumą oraz smutnym uśmiechem spojrzałam w stronę drzwi do sali sportowej.
— Nie trzeba Panie dyrektorze. Wczoraj skończyłam osiemnaście lat i mogę sama za siebie odpowiadać. — zwolnienie w prawach ucznia było nieuniknione, tak jak kataklizm wystawy starszaków, z której praktycznie nic nie zostało. — I jeśli chodzi o nich...to również ja jestem odpowiedzialna za wykonanie sprawiedliwego wyroku.
— O czym ona mówi… — Wiktor spojrzał za siebie i zobaczywszy brak kłódki na łańcuchu, do źródła wszelakiego zła, pobladł. Nie byli chyba świadomi, iż powstrzymać mnie przed eksplozją, mogli jedynie gdyby zaczęli dostrzegać nasz potencjał.
— Panienko Lech...- oburzony swoimi doskonałymi przypuszczeniami aprobata starszaków, obdarzył mnie pełnym niepokoju spojrzeniem.
— Ząb za ząb? — lekko poddenerwowana wzruszyłam ramionami i głośno przełknęłam ślinę, tak jak robią to kreskówkowi bohaterowie.
Tyle, że to nie była kolorowa animacja, a ubarwiona w wielki gniew, vendetta. I choć na początku miała ona dla mnie jedynie nieprzyjemne konsekwencje, z czasem stały się powodem moje istnienia.
***
Nie minęły dwa tygodnie od wielkiego wybuchu mej dzikiej natury, a ja nadal siedziałam w jednej ze szkolnych sal lekcyjnych i wpatrywałam się w prace Vincenta van Gogha. Wyświetlane przez projektor, traciły swoją magię. Pech chciał, że jedynie dana forma mogła pozwolić nam na jakikolwiek rozwój z poznaniu jego techniki oraz efektów jej działania.
Jakim cudem nie zostałam zdegradowana? Szczerze powiedziawszy sama powątpiewałam w aż tak głęboką chęć resocjalizacji mojej osoby. I choć na początku mogłoby się wydawać, że ta szkoła była przepełniona dobrymi duszyczkami, to z biegiem czasu nikt nie miał wątpliwości, co do definicji tego miejsca.
Poligon przetrwania to tylko jedno z niewielu nazewnictw tego pięknego miejsca. Dlatego też od samego początku mego wyjścia na wolność, szukałam powodu dla którego nie miałabym zostać banitką. Dokonałam przecież, czegoś za co społeczna "szubienica" była najmniej surową karą. Dlaczego więc zostałam wyzwolona? To spędzało sen z powiek całej naszej trójce.
— Nadal w to nie wierzę. — Jula powiedział na głos, gdy dzwonek sygnalizujący nam o przerwie zabrzmiał w każdej części szkoły.
— To nieco podejrzane, Hania. — zaniepokojony piegacz, który zawsze trzymał moją stronę, zaczął przyglądać mi się z przejęciem. — A jeśli to cisza przed burzą? — Natalia próbowała podkręcić swoją własną wyobraźnię do maksymalnych obrotów. Ale kto mógł ją winić? Zawsze była wrażliwą istotką, której świat zbytnio nie rozumiał. Z drugiej strony była najlepszą uczennicą na roku. Wojaże w moim towarzystwie przekładały się na jej reputację, jednak o tę sprawę dbała najmniej. Oceny oraz stuprocentowa frekwencja, a lojalność oraz przyjaźń ze mną, nie działały w symbiozie. Natalia jednak nie była typową kujonką zaczytaną w swych notatkach, bojącą się ludzi. Była uzdolnioną artystką, pełną świetnych pomysłów i ogromnego wigoru do działania.
Jula z kolei hamował nasze nieposkromione przez instytucje szkolną, charaktery. I nawet jeśli osiągał w tym mizerny skutek, często gęsto jego wywody na temat życia, pozwalały nam zmienić podejście do pewnych spraw. To on również wyplątywał nas z kłopotów. Ile to razy tłumaczył nasze spóźnienia przed nauczycielami czy też opóźnienia w doręczaniu prac plastycznych? Miliony czy tysiące. Aż trudno było zliczyć. Tyle, że ta cicha woda, którą mieliśmy za kompana zwariowanych przygód, czasami też rwała brzegi. Wystarczyło, że w obrębie kilku metrów pojawiał się umięśniony ważniak, który próbował go "ustawiać", a Jula pokazywał mu jego miejsce. Po prostu nie był mięczakiem i popychadłem. Fakt, faktem należał bardziej do grona myślicieli niżeli wojowników, ale nie odebrało mu to tytułu jednego z najbardziej pewnych siebie, żółtodziobów. Kolejnym argumentem był też aspekt jego postury. Wyglądem nie przypominał wychudzonego modela, który owinięty w szal wokół szyi, próbował zakryć wystające jabłko Adama. Bliżej mu było do sportowca, który nie stał się filozoficzną, umięśnioną bestią. Niebieskooką, lekko zarośniętą głową, pełną fascynacji na temat talizmanów, archeologii oraz wielu innych rzeczy.
Czy miało to wpływ na jego kontakty damsko-męskie? Owszem. Jednak Jula zbyt mocno angażował się w sytuacją rodzinną oraz relacje z nami, by móc w spokoju się w kimś zakochać. Natalia z resztą też nie bawiła się w romantyczne schadzki. Jej małym zauroczeniem były tony książek oraz garncarstwo...no i czasami studenci. A co ze mną? Buntownicy nie mieli łatwo. Nawet jeśli kilka razy całowałam się z chłopakiem, to nie miało znaczenia. Raz nawet zaprosiłam jednego z nich do domu, podczas nieobecności ojca oraz brata... i cóż, skończyło się tylko na małych pieszczotach oraz jego złamanym sercu.
— Mam wrażenie, że zbytnio się tym przejmujecie. Czy wyglądam na zaniepokojoną? — Jula zamknął oczy i z niezadowoleniem cmoknął swymi nadmuchanymi od ogryzania pistacji, ustami.
— Jesteś niereformowalna. — z uśmiechem na ustach, walnęłam go delikatnie w ramię, by po chwili ścisnąć je niczym kawałek mięcha w sklepie garmażeryjnym.
— Coś Ci się znów przytyło, Juleczku. — zaśmiałam się na głos, a Natalia złapała za to samo miejsce na drugiej ręce.
— Rzeczywiście...— niczym poparzony potrząsnął klatką piersiową i odsunął się na krześle o metr.
— Wariatki. — śmiech połączył się z udawanym szokiem w oczach— Co więc robimy aby uczcić twoją dalszą edukację? — do końca roku został niecały tydzień, więc zamierzałam wykorzystać go w pełni. Kilka planów dotyczących wyjazdu na działkę oraz malowania obrazów, aż do momentu gdy odpadłyby mi ręce było idealną okazją do rozwoju i odpoczynku.
— Wyjeżdżam z ojcem i młodym za miasto. — nie sądziłam, że będą prosić mnie o zmianę planów. Mieliśmy przecież całe wakacje aby świętować i upijać się do nieprzytomności.
— Nie ma mowy. W sobotę jest impreza obok jeziora. Będą tam wszystkie klasy. Nawet starsi...— obsesja na punkcie studentów z pierwszego roku ASP, była nieco pokręcona jeśli chodziło o Natalię i jej miłosne zawirowania. Mimo wszystko starałam się zrozumieć jej podejście do dojrzalszych mężczyzn, którzy wiedzieli czego chcą. Albo przynajmniej tak im się wydawało.
— Nie ma mowy abyś nas opuściła. — Jula również był nieugięty jeśli chodziło o sprawę balangi w towarzystwie całej klasy, alkoholu oraz darmowych przekąsek.
— Moja mama ma urodziny. Nie ma szans żebym to odwołała. — dopiero w tym momencie ich upartość ustąpiła. Natalia spojrzała na Julę, a następnie na mnie. Na jej twarzy pojawił się kolejny tego dnia, zatroskany wyraz twarzy.
— Trzymasz się jakoś? — na sekundę opuściłam gardę i koniuszkiem palca zaczęłam wodzić po postaci uśmiechniętego ciastka na moim nadgarstku.
— Jasne. — wróciłam do żywych i bezwarunkowo spojrzałam w stronę otwartych na oścież drzwi do klasy, za którymi stał nie kto inny, a przewodniczący szkoły. Rozmawiając z Ewą, miał na sobie jej pełne skupienie. Tyle, że on nie wydawał się być zainteresowany jej zainteresowaniem. Dopiero po kilku chwilach zauważyłam, że co jakiś czas spogląda w naszą stronę. A dokładniej, w moją.
Zdenerwowana przypomniałam sobie o wydarzeniach związanych z mym buntowniczym wybuchem oraz jego wyniosłą postawą. Szybko wróciłam do rozmowy z przyjaciółmi, starając się zrzucić z siebie poczucie bycia obserwowaną, które nadal mi towarzyszyło.
— Jedź. Masz rację. To tradycja rodzinna i powinniśmy ją uszanować.
— Czy nie powinniśmy mieć teraz lekcji na temat sztuki współczesnej? — zmartwiona Nela wskazała na zegarek znajdujący się obok tablicy.
Niczym na jej zawołanie do sali wszedł wysoki szatyn o metalicznym spojrzeniu i wydał ogólny komunikat. Uczucie obserwowania urosło do rangi bez wstydliwego i naocznego stalkowania.
— Witam pierwszą be. — wreszcie oderwał ode mnie wdzięczące się ślepia i rozejrzał po całej sali. — Z przykrością chciałem poinformować o odwołaniu zajęć z Panem Henrykiem. Lekcja zostaje przesunięta na jutro. Dlatego też jutro wstajecie godzinę wcześniej. — przymilający się ton wcale nie pasował do starszaka. I choć brzmiało to kuriozalnie to właśnie jego uprzejme podejście, sprawiło że ani trochę mu nie ufałam.
— Cudownie. — Nela zawiedziona obrotem spraw spakowała zeszyty do swej skórzanej teczki, co sekundę później od niej zmałpowaliśmy.
Kiedy szum na sali zległ się równo z dzwonkiem lekcyjnym, szybko zawinęłam wszystkie swoje rzeczy. Spoglądając przez jakiś czas w dół, nie zauważyłam momentu w którym przebrzydły wilk w skórze owcy, zjawił się tuż przede mną. Niekontrolowany i bezwarunkowy krok w stronę wyjścia, sprawił że wylądowałam w jego ramionach. Uderzając głową w pachnącą cytryną, umięśnioną klatkę piersiową, zderzyłam się również ze swoim wrogim nastawieniem.
Jula wraz z Nelą przycupnęli przy wyjściu, obserwując bacznie cały zarys sytuacji jaka właśnie miała miejsce. A po ich minach można było stwierdzić, że takiego szoku nie doznali nawet podczas mego wybuchu, który miał skutkować wyrzuceniem ze szkoły.
— Chryste! — złapałam za czarny kapelusz, który o mały włos nie spadł z mej głowy podczas spotkania z jego mięsistym torsem.
— Nie. Paweł, ale to już chyba wiesz. — wodząc za mną z zaciekawieniem, pomógł mi poprawić nakrycie głowy, co niejako wprowadziło mnie w pierwszą fazę buntu.
— Nie wolno! — delikatnie pacnęłam jego prawą dłoń, a chwilę później wystawiłam przed jego twarz palec wskazujący.
Nie był wcale bożyszczem piękna. Nie stanowił również wyjątkowego egzemplarza urody. I to dlatego zapewne wzbudzał wszechobecne zainteresowanie płci przeciwnej. Był tak zwanym "typem ogólnym". Wysoka postura, nieprzesadzona sportowymi osiągnięciami sylwetka oraz atrakcyjność, która nawiązywała do typu chłopaka z sąsiedztwa stanowiła fenomen.
Ciemniejsze włosy w odcieniach chłodu, pasowały do gęstych brwi oraz równie zimnych w tonach oczu. Posiadał też niezbyt szeroki, ale za tą wąski ciągnący się przez jedną trzecią twarzy nos oraz wystające kości policzkowe. Usta dopasowane idealnie do ułożonych kudłów oraz stalowego spojrzenia, posiadały porcelanowy kolor.
Był dziadkiem mrozem żyjącym w ciele osiemnastolatka, którego pragnęły wszystkie dziewczyny ze starszych klas. Co, ja nie wiedziałam, że przez dwa tygodnie to głównie on będzie przewodnim tematem naszego liceum i jej kobiecego głosu? No błagam.
— Jesteś bardzo...surowa. — w duchu płakałam ze śmiechu, ponieważ przed sekundą przeanalizowałam jego lodowatą postawę.
— Ty za to niegrzeczny i bardzo nachalny. — odsunęłam paluch i podjęłam próbę ominięcia go. Niestety szybko wyczuł ruch i zatarasował mi drogę ucieczki.
— Nieładnie jest wiać przed odpowiedzialnością. Powinnaś mi podziękować za uratowanie Ci tyłka. — oblizał spierzchnięte usta i wsadził swe dłonie do kieszeni czarnych, jeansowych spodni. — Ale z drugiej strony...chyba nie powinienem oczekiwać plamy na wizerunku u zbuntowanej artystki, prawda? — uśmiechnął się szeroko, co uwidoczniło ogromne dołki w polikach.
— Nie prosiłam o pomoc. — dopiero w tym momencie poskładałam fakty do kupy, co niejako pomogło mi wejść w fazę drugą jeśli chodziło o agresywną dezaprobatę. — Nie masz czasem jakiś marzeń do zniszczenia, czy wystaw do oclenia? — kolejna próba zakończenia farsy, spełzła na ponownym uniemożliwieniu mi opuszczenia sali.
— Przyjdziesz na imprezę, prawda? — nasze oczy spotkały się i nawiązały magiczną więź podobną do tej podczas, której proponował mi ugodę względem strajku.
— Obsesje powinno się leczyć, Pawle. — stojący teraz za drzwiami Nela oraz Jula spoglądali na siebie w niedowierzaniu, co dodatkowo wzbudziło we mnie chęć rozszarpania go na strzępy. Jeszcze tego brakowało, aby moi najbliżsi doszukiwali się jakichkolwiek znaczeń w wydarzeniach sprzed dwóch tygodni czy zachowaniu przewodniczącego.
— Może ja po prostu nie chce się leczyć, Hanno. — gdy nachylił się i delikatnie wsunął mały urywek papieru do bocznej kieszeni mojej skórzanej kurtki, kolejny raz poczułam cytrusową woń. Szept do mego ucha był nieodpowiedzialnym posunięciem, ale on jakby nic nie robił sobie z mych postanowień względem jego osoby. — Masz czas do jutra. Potem moja obsesja zacznie przekraczać granice przyzwoitości.
Kiedy odsunął się i ostatni raz obdarował mnie dziwnym spojrzeniem, zamilkłam. Posłusznie odczekałam niecałą minutę zanim wyszedł z sali i wyciągnęłam kawałek papieru, który od niego dostałam. Nie musiałam czekać wieczności zanim przyjaciele pojawili się obok mnie i wyręczyli w odczytaniu wiadomości pozostawionej na kartce.
— "Spłać dług i odezwij się". — po danych słowach wyrecytowali podany niżej numer telefonu i spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
— Chyba masz fana. — Nela pełna emocji, szturchnęła mnie łokciem w bok, a Jula pokręcił głową z niedowierzaniem.
— To się nie dzieje! — klasnął w dłonie, a następnie prychnął pod nosem. — Co zrobisz? — obydwoje oczekiwali na me buntownicze epitety, które określiłyby jego osobę od najgorszych.
Tyle, że w danym momencie nie byłam pewna swej nienawiści względem jego osoby. Tak samo, jak tego czy ta elektryzująca aura pojawiająca się między nami jest jedynie wytworem mej szerokiej i wadliwej wyobraźni.