Pani Prezes

18 lutego 2010

Szacowany czas lektury: 49 min

DZIEń X, GODZINA 15.30

- Reasumując, należy stwierdzić, iż bilans roczny Firmy powinien zamknąć się rekordowym dochodem. Przełoży to się oczywiście na dywidendy dla akcjonariuszy i notowania giełdowe spółki. Pozwala też prognozować wysoki wskaźnik zysku w pierwszym kwartale przyszłego roku. Tak wysokie obroty są oczywiście zasługą nowego, niezwykle korzystnego kontraktu z nowym niemieckim partnerem, który po kilkumiesięcznych negocjacjach doszedł do skutku w ostatnim czasie. Kontrakt ten pozwala z optymizmem spojrzeć w przyszłość, dając naszej spółce idealną pozycję na rynku naszego zachodniego sąsiada.

Ekran zgasł, światło się zapaliło. Paweł złożył papiery i zszedł z mównicy. Czuł, wilgoć pod pachami, napięcie, które towarzyszyło mu od rana, powoli z niego opadało.

"Uff, udało się" - pomyślał, siadając na swoim miejscu.

Przez chwilę panowało milczenie. Paweł, oddychając coraz spokojniej, rozejrzał się dyskretnie dookoła. Kierownicy poszczególnych działów i sekcji oraz główni udziałowcy siedzieli patrząc na kobietę, zajmującą miejsce pośrodku stołu prezydialnego. Trzydziestosiedmioletnia szefowa, rówieśniczka Pawła, milczała, bębniąc w zamyśleniu palcami po stole. Ciszę przerwał wiceprezes, Andrzej, łysiejący facet z brzuszkiem po pięćdziesiątce.

- Hmm... tak... Jak słyszeliśmy, fakt, że dziś możemy świętować sukces Firmy, jest wyłączną zasługą naszej nieocenionej Pani Prezes. Bez jej inteligencji, inicjatywy i szerokiego oglądu rzeczy podczas negocjacji z naszym niemieckim partnerem, nasza Firma byłaby....

- Pierdolony lizus - usłyszał Paweł mruknięcie przy uchu.

Odwrócił się. Siedzący obok szef działu sprzedaży miał zdecydowanie zdegustowaną minę. Paweł wzruszył ramionami i puścił do niego oko. Nic na to nie można było poradzić. Popisy Andrzeja, "pieska szefowej" były znane wszystkim.

Nikt w Firmie go nie lubił. Był chyba jedynym nietrafionym wyborem "Żelaznej Dziewicy". Arogancki i zarozumiały, a przy tym prymitywny, wulgarny i wyjątkowo leniwy, kumulował na sobie niechęć otoczenia. Chętnie krytykował wszystko i wszystkich, przypisując im swoje najbardziej nawet ewidentne błędy i pomyłki, natomiast z prawdziwym zapałem przejmował cudze sukcesy i pomysły. Właściwie nikt nie wiedział, dlaczego, ze swoim charakterem, zaszedł tak wysoko. Krążyły plotki, że kiedyś, ładnych kilka lat temu, posiadał własną, dobrze prosperującą dużą firmę, notowaną na giełdzie. "Żelazna Dziewica" przejęła ją, jak to już nieraz robiła, powiększając swoje imperium, zaś Andrzej, zamiast znaleźć się na bruku, jak inni szefowie przejętych spółek, znalazł zatrudnienie w Firmie. Na pewno natomiast łączyły go z szefową jakieś szczególne układy, fama głosiła, że łóżkowe, powodujące, że jego pozycja była, jaka była.

Andrzej skończył. Szefowa siedziała nadal zamyślona. Po chwili podniosła wzrok i spojrzała na Pawła.

- Pan wiceprezes powiedział wiele miłych słów pod moim adresem. Nie zawsze zasłużonych. Chcę podkreślić, bo nie wszyscy udziałowcy o tym wiedzą, iż kontrakt z Niemcami był możliwy tylko dzięki olbrzymiej pracy wykonanej przez Pana Pawła, kierownika sekcji prawnej. To on wziął na siebie ciężar negocjacji i doskonale je poprowadził. Dlatego też, na zakończenie tego spotkania, chciałabym Panu kierownikowi serdecznie podziękować. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu lojalnie będzie Pan pracował dla dobra naszej Firmy. Stosowną rekompensatę finansową za włożony trud otrzyma Pan w poniedziałek.

Paweł zaczerwieniony spuścił wzrok. Wiedział, że w tej chwili zgromadzeni obserwują go z zawiścią. "Żelazna Dziewica" raczej rzadko kogokolwiek publicznie chwaliła, a takie coś, jak teraz, podczas odprawy, zdarzyło się, w czasie jego rocznej pracy, po raz pierwszy. Szefowa unikała pochwał, twierdząc, że to przeszkadza podwładnym w "wyścigu szczurów". Rzeczywiście, lojalność wobec Firmy, motywowana niezwykle wysokim wynagrodzeniem, okupiona była ciągłym spoglądaniem za plecy. Jeden błąd i... wylatywałeś. Dotyczyło to wszystkich. Może za wyjątkiem Andrzeja.

Narada się skończyła. Pani Prezes zebrała dokumenty. Przechodząc obok Pawła położyła mu dłoń na ramieniu.

- Dobra robota - powiedziała cicho, a głośno dodała - Panie Andrzeju, zapraszam do mnie za pół godziny. Zaczyna się weekend i musimy omówić parę kwestii.

Wyszła. Kierownicy też zaczęli się zbierać. Szef działu sprzedaży pochylił się do Pawła.

- No, no! Ale Ci się przyfarciło! Czyżby nowy wiceprezes? Uważaj na nią. "Żelazna" jest nieobliczalna, musiałbyś zostać jej lizuskiem. No wiesz, smycz, pejczyk, lizanie stópek... On - spojrzał na Andrzeja - musi to lubić...

Paweł nic nie odpowiedział. Nie było sensu nic mówić. Wyglądało na to, że szefowa narobiła mu paru nowych wrogów. Wrócił myślami do chwili, kiedy zaczynał pracę w Firmie.

ROK PRZED DNIEM X

Ogłoszenie o pracy wyglądało niezwykle zachęcająco, choć obwarowane było niezwykle rygorystycznymi zastrzeżeniami. Prawnik z ukończoną aplikacją radcowską, doświadczeniem w negocjacjach i referencjami poszukiwany na kierownicze stanowisko w Firmie z niezwykle wysokimi zarobkami zamykającymi się "na dzień dobry" czterema zerami. Warunkiem był wysoki poziom inteligencji, potwierdzony badaniami, idealny stan zdrowia i pełna dyspozycyjność. Paweł nie zwrócił by na nie uwagi, gdyby nie jego żona.

- I co z tego, że w kancelarii zarabiasz nieźle? I tak nigdy nie będzie Cię stać na własną, chyba, że spróbujesz. Mężczyzna musi utrzymać rodzinę. Ja na wychowawczym, dziecko jeszcze małe. Mógłbyś coś dla nas wreszcie zrobić, a nie tylko bawić się w prawnika za marne trzy tysiące.

"Pieprzona sekutnica" - pomyślał wtedy Paweł.

Małżeństwo było największym błędem w jego życiu. Ożenił się wkrótce po studiach, oczywiście z miłości, tak mu się wtedy wydawało. I rodzina i jego najlepszy przyjaciel, jeszcze z czasów studenckich, odradzali mu ten związek. Uparł się i... stało się.

Ich pożycie nie układało się tak, jak powinno. Julia była osobą wysoce egocentryczną, taki już miała charakter. Skończyła administrację i pracowała w Urzędzie Miasta jako urzędniczka dość wysokiego szczebla. Cechy, które pozwoliły jej odnieść sukces w życiu zawodowym, w życiu prywatnym były dla Pawła coraz bardziej uciążliwe. W rzeczywistości złośliwa i apodyktyczna, traktowała Pawła, jak nachalnego petenta. Każdy jego ruch był kontrolowany, a każde potknięcie bezlitośnie, z ironią, wykorzystywane. W dodatku ich życie seksualne w zasadzie nie istniało. W tych kwestiach też była całkowicie oziębła, w grę wchodziła, w zasadzie jedynie raz w miesiącu i to po długich staraniach z jego strony, pozycja klasyczna w łóżku, pod kołdrą, przy zgaszonym świetle i zaciągniętych storach. W sumie, przy takiej częstotliwości Bóg jeden wie, jak udało im się spłodzić córkę. Nieraz myślał, obserwując zachowania i reakcje Julii, zwłaszcza podczas ich nielicznych intymnych chwil, że jest osobą nieszczęśliwą, typem "ukrytej lesbijki", której znacznie lepiej czułaby się w związku z kobietą, niż z nim. Nie ośmielił się jednak głośno tego powiedzieć.

Stał przed gabinetem Pani Prezes z dokumentami w ręku, oczekując na przyjęcie. Uległ marudzeniu żony, tak jak ulegał przez ostatnie dziesięć lat małżeństwa. Zrobił wszystkie badania, stan zdrowia idealny, IQ - sam był zaskoczony. Wyniki trochę polepszyły jego nadwątlone ego.

Drzwi się otworzyły, wyjrzała sekretarka.

- Pani Prezes Pana prosi.

Za biurkiem siedziała szczupła, długowłosa blondynka w okularach, mniej więcej w jego wieku. Jej sylwetka była Pawłowi skądś znajoma. Nie mógł jednak skojarzyć. Przeglądała jego papiery.

- Taaa... Więc chce Pan dla mnie pracować? - spojrzała na niego badawczo.

To spojrzenie! Ten głos! Gdzieś z głębin pamięci powróciło wspomnienie. Oczywiście! Pierwszy rok studiów, akademik, wspólne imprezy, była niezłą dziwką, raz nawet ją przeleciał. Potem, po pierwszym roku wyjechała, podobno zmieniła uczelnię. Zaraz, zaraz, jak ona się nazywała... Małgosia, Marta, nie, cholera, nie.... Mmmm... zaraz... Marzena!

- Od swoich podwładnych wymagam bezwzględnej lojalności - usłyszał jej głos - Bezwzględnej lojalności i dyskrecji. W Firmie poświęcamy się wyłącznie pracy, życie prywatne nie istnieje. Nie ma też żadnych sentymentalnych wspomnień. Płacę za wyniki. Poważne błędy, sentymenty i długi język eliminuję od ręki. Stać Cię na to... Paweł?

Poznała go. Bez dwóch zdań poznała. Cholera jasna. Co ma odpowiedzieć, czego oczekuje?

- Oczywiście... Pani Prezes. Może Pani na mnie liczyć.

Skinęła głową. Trafił. Dobra odpowiedź.

- Kiedyś byłam inna. Ale to zamknięty rozdział. Teraz kieruję jedną z największych firm w branży. Nazywają mnie - lekko się uśmiechnęła - kiedy myślą, że nie słyszę, "Żelazną Dziewicą", starą panną, która skupia się wyłącznie na pracy. I niech tak zostanie. Życzę powodzenia Panie kierowniku. Ma Pan tydzień na zapoznanie się z obowiązkami.

- Ekhm... Dziękuję... Pani Prezes.

Dostał tą robotę.

DZIEń X, GODZINA 16.15

Marzena zmierzyła temperaturę. Spojrzała na wynik i uśmiechnęła się lekko. Wszystko w porządku. Zgarnęła papiery leżące na biurku i spojrzała na zegarek. Spóźniał się już 10 minut. Podniosła słuchawkę telefonu, kiedy usłyszała pukanie.

- Przepraszam za spóźnienie - Andrzej wszedł pewnym krokiem - musiałem jeszcze dopilnować spedycji. Rozumie Pani, zawsze muszę sam doglądać. Jutro sobota i...

"Pieprzony dupek" - pomyślała - "Kłamie. Pewnie walił konia przed komputerem".

- Nic się nie stało - przerwała jego słowotok - Panie Andrzeju, mam dla Pana pracę domową.

- Oczywiście! - uśmiechnął się lekko - Ale obawiam się, że nie będę miał czasu.

- Panie Andrzeju, bardzo proszę. To pilna sprawa i tylko Pańskiemu doskonałemu oku mogę zaufać. Chciałabym, aby te dwa segregatory - wskazała ręką - wziął Pan do domu. To komplet dokumentacji z naszego niemieckiego kontraktu. Bardzo chciałabym, aby Pan je jeszcze raz przejrzał. Zależy mi na obiektywnym spojrzeniu fachowca.

- Czy to konieczne? Mam sporo zajęć - skrzywił się i spojrzał na nią.

- Panie Andrzeju, bardzo Pana proszę... To wyjątkowa sytuacja. Sama bym to w weekend zrobiła, ale wyjeżdżam i będę niedostępna.

- Taaa... - podniósł segregatory - Ale to chyba nie wchodzi w zakres moich obowiązków...

- Oczywiście, że nie - spojrzała na niego poważnie - Panie Andrzeju, myślę, że dogadamy się. Taka ekstra praca wymaga oczywiście gratyfikacji...

- No, to zmienia postać rzeczy - przyjrzał jej się. Wyglądała świetnie w tym kostiumie. Zastanowił się, jakby wyglądała bez - Ma Pani na myśli finansową, czy może jakąś inną...

"Cholerna gnida" - pomyślała - "Tłusta, leniwa, paskudna gnida..."

- Oczywiście, że finansową - udała, że nie zrozumiała aluzji - I to znaczną.

- To w porządku, jesteśmy umówieni - nie krył rozczarowania. Wziął jednak segregatory pod pachę. - Czy coś jeszcze?

- Nie dziękuję Panu, Panie Andrzeju.

Wychodząc zatrzymał się z ręką na klamce.

- Aha... Dzwonili z nadzoru finansowego, chcieli z Panią rozmawiać...

- Zupełnie zapomniałam. Niech Pan, z łaski swojej umówi ich na poniedziałek. Nie, lepiej na wtorek. Gdzieś na dwunastą.

- Oczywiście, przekażę sekretarce - otworzył drzwi i wyszedł.

"Spadaj eunuchu" - pomyślała, patrząc za nim - "Już niedługo..."

Wyłączyła komputer i zgasiła światło. Przed wyjściem jeszcze raz zmierzyła temperaturę. Wyszła z firmy i wsiadła do samochodu. Uśmiechnęła się ponownie. Zapowiadał się cudowny weekend...

SZEŚć MIESIęCY PRZED DNIEM X

Telefon przerwał Pawłowi pracę. Nie lubił tego. Zwłaszcza, kiedy był w ciągu myślowym i opracowywał odpowiedź na pozew. Spojrzał na wyświetlacz aparatu i skrzywił się. Szefowa.

- Panie Pawle, proszę przyjść do mnie. Teraz.

Idąc do gabinetu "Żelaznej" robił szybko rachunek sumienia.

"Kurcze, chyba nic nie spieprzyłem..."

Zapukał, wszedł i zamarł. Siedziała z jego aktami osobowymi w ręku.

"O kurwa!" - pomyślał.

Spojrzała na niego uważnie.

- Niech Pan usiądzie, Panie Pawle. Podobno zna Pan doskonale niemiecki?

"Uff, może nie jest tak źle".

- W swoim czasie znałem, mam dwa certyfikaty, zresztą wszystko jest w papierach, ale teraz... myślę, że musiałbym sobie trochę przypomnieć, organ nieużywany zanika...

To chyba nie był najlepszy żart przy "Dziewicy". Spojrzała na niego znad okularów.

- Zanika, mówi Pan... Hmmm... Dobrze, ma Pan miesiąc na doprowadzenie go do stanu używalności. I proszę przejrzeć te dokumenty. To oferta naszego nowego niemieckiego partnera. Pojedzie Pan ze mną do Hanoweru. Od tych negocjacji zależeć może przyszłość Firmy. I być może Pana...

DZIEń X, GODZINA 17.45

Marzena podjechała pod apartamentowiec w śródmieściu. Spojrzała na górę. W oknach na pierwszym piętrze świeciło się światło. Jej Mężczyzna był już w domu. Wzięła z bagażnika kupione po drodze butelki whisky i czerwonego burbona i weszła na górę. Czuła podniecenie narastające w niej głęboko, rodzące się coraz mocniej. Zawsze, kiedy do niego przyjeżdżała, czuła to samo. To był ten moment, kiedy zrzucała maskę "Żelaznej", kiedy stawała się Kobietą. No, prawie...

Kiedy tylko otworzył drzwi, zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się z całej siły w jego usta. Odpowiedział jej pocałunkiem. Spletli się w namiętnym uścisku spragnionych kochanków.

Po dłuższej chwili oderwała się od jego ust i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Tęskniłam, Najmilszy - wyszeptała.

- Ja też, Kochanie. Nawet nie wiesz, jak bardzo... Ten tydzień bez Ciebie, widząc Cię tylko w pracy - Paweł patrzył na nią z miłością, gładząc jej blond włosy.

- Byłeś dziś cudowny. Tak bardzo się o Ciebie bałam... Ale dałeś radę... Jesteś wielki, mój Ukochany.

- To Ty jesteś cudowna. Moja Jedyna... Ale dziś chyba przesadziłaś... Te pochwały?... Mogą się zacząć domyślać.

- Niech się domyślają, panie kierowniku - spojrzała na niego z uśmiechem - Już niedługo i tak się dowiedzą. Nowy wiceprezes...

- Przestań - Paweł westchnął w duchu - przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie zależy mi na stanowiskach. Kocham Cię Marzenko i chcę być z Tobą. Z Tobą, nie z Firmą...

- Kochany głuptas - Marzena ucałowała go w policzek i wyswobodziła się z objęć - Ja i Firma to jedno. Poczekaj, obiecałam Ci, że dziś przygotuję kolację.

Postawiła butelki na stole i wyjęła jedzenie z lodówki. Paweł, stojąc oparty o framugę, patrzył za nią z zachwytem. Tak fantastycznie kręciła tyłeczkiem. Zgrabna, szczupła sylwetka, ponętnie zaokrąglone biodra i średnie, idealne dla niej piersi. I do tego te cudowne blond włosy do pasa. Kochał ją. Tak bardzo ją kochał.

- Zrobiłeś, Kochanie, wszystko tak, jak powiedziałam? - zapytała Marzena, wykładając przygotowane półmiski.

- Tak, przelew poszedł dzisiaj. Wiesz... - Paweł zawiesił głos - to trochę ryzykowne. Jakakolwiek kontrola finansowa... Ja też byłbym umoczony... Taki przekręt, to przestępstwo...

- Nie martw się Kochany, wszystko będzie dobrze - Marzena zdjęła żakiet - Dałam mu dzisiaj segregatory. To leń, więc przez weekend do nich nie zajrzy. A jeżeli, to pobieżnie. A w przyszłym tygodniu...

Spojrzała na niego z uśmiechem.

- A za dwa tygodnie, jak tylko skończy się Twoja sprawa rozwodowa, zaczniemy nowe życie. Już bez ukrywania się. Tylko Ty i Ja.

Odwróciła się i stanęła przy kuchennym zlewie.

- A Andrzejem się nie przejmuj. Ten pieprzony lizus i szantażysta nie zasłużył na nic innego. Wiesz, dlaczego go tak długo trzymałam...

Tak, Paweł wiedział. I był jedyną w Firmie, poza nią i Andrzejem osobą, która znała prawdziwy charakter ich relacji. Trzy lata temu, zanim firma Andrzeja została przejęta przez Marzenę, poprzednia jej sekretarka popełniła bardzo duży błąd, omyłkowo wysyłając pocztę. W ten sposób Andrzej poznał pewne szczegóły operacji finansowych Firmy. Szczegóły nie do końca zgodne z prawem. Właściwie to całkowicie niezgodne. I oczywiście wykorzystał to, stawiając Marzenie konkretne warunki. Warunki, które musiała przyjąć, inaczej sprawa trafiłaby w "odpowiednie" miejsce. Dlatego właśnie został wiceprezesem. Dlatego był taki mocny. Z pozoru, w obecności innych, układny i lizusowaty... Już niedługo...

Patrząc na Marzenę stojącą przy zlewie czuł, że już dłużej nie wytrzyma. Była tak dobra, tak cudowna, przy nim zdejmowała maskę, którą nosiła w pracy. Była jego wymarzoną Kobietą. To dla niej, trzy miesiące temu zostawił Julię, wyprowadził się z domu. Pomogła mu, przez swoje znajomości, wynająć szybko i niedrogo to mieszkanie i teraz spotykali się ukradkiem przed całym światem, najczęściej w weekendy. Ukradkiem, póki nie zakończy się jego rozwód, póki nie będą mogli być razem. Widok jej wypiętego tyłeczka podniecał go. Nie chciał kolacji, chciał jej, teraz...

Podszedł do niej i objął ją od tyłu, chwytając rękami te cudowne, podniecające piersi.

- Marzenko - mruknął - całując jej szyję.

- Mhmm... - jęknęła - Mój Kochany taki stęskniony?

- Bardzo, to już tydzień - popchnął ją tak, że oparła się o zlew.

Jedną dłoń wsunął pod bluzkę, dotykając przez stanik jej piersi, drugą zadarł spódnicę i wsunął pod bieliznę. Ociekała wilgocią. Była tak gorąca, tak rozpalona...

- Oooch... przestań... Ty wariacie... Napalony ogier...

- Nie przestanę. Za długo czekałem... Wezmę Cię teraz. Na tym blacie...

Rozpiął spodnie i zsunął majtki. Jego penis sterczał w olbrzymiej erekcji. Przytknął go do jej pośladków.

- Czujesz go? Czujesz, jaki jest duży? Moja klaczka zaraz poczuje go w środku...

- Paweł, przestań, nie teraz... Jesteśmy brudni... Najpierw kolacja... Potem... oooch...

Odsunął jej majteczki na bok i wsunął dwa palce do jej rozpalonego, wilgotnego wnętrza. Jęknęła i pochyliła się jeszcze bardziej, eksponując swoją muszelkę. Powoli zaczął poruszać dłonią w tę i z powrotem. Czuł, jak jego palce otulają śliskie od soków wilgotne ścianki pochwy. Marzena jęczała coraz mocniej. Była rozpalona, coraz bardziej. Pochyliła się jeszcze mocniej, nieomal kładąc się na zlewie.

- Czekaj... - wydyszała - daj mi... go... do... środka...

Nie czekał ani chwili dłużej. Wysunął z niej palce i przytknął główkę penisa do jej różowych, ociekających sokami płatków. Zadrżała.

- Moja klaczka chce poczuć swojego ogiera? - szepnął - Teraz?

- Ach, tak, taaak... Aaaach....

Wbił się w nią gwałtownie, mocno, na całą głębokość. Wypełnił ją całą. Jęknęła z rozkoszy. Ponownie dłońmi chwycił miseczki stanika i uniósł do góry, odsłaniając jej piersi. Zaczął je pieścić. Sutki momentalnie wyprężyły się. Kochał je, kochał jej piersi, kochał jej cudowne ciało.

Przez chwilę tkwił w niej nieruchomo, delektując się chwilą, za którą tak bardzo się przez cały tydzień stęsknił, po czym zaczął się poruszać. Wchodził i wychodził, wbijając się coraz głębiej, jak najdalej w jej ciało. Marzena jęczała i wiła się w jego uścisku. Coraz szybciej, coraz mocniej. Jak ogier pokrywający klacz...

Czuł, że długo nie wytrzyma. Jego nasienie, gromadzone od tygodnia, szybko zaczęło wrzeć w jądrach, domagając się uwolnienia. Czuł, jak jej pochwa zaciska się na jego członku w miarowych skurczach. Marzena rzucała głową. Jej jęki przeszły w cichy skowyt.

- Zaraz, zaraz... będę miał... - jęknął, w przebłysku rozsądku uświadamiając sobie, czy nie przerwać, nie skończyć poza nią.

- Zrób tooo... tryśnij... zalej mnieee.... - zawyła i to przechyliło szalę.

- Aaaaa... - potężny skurcz wstrząsnął Pawłem.

Fala nasienia runęła w głąb ciała Marzeny. Wbił się jeszcze mocniej, docierając niemal do szyjki macicy. Kolejna fala zalała jej wnętrze. I jeszcze jedna. Wypełnił ją całą swoją spermą. Było jej tak dużo, tak długo czekał...

Opadł na jej plecy ciężko dysząc. Oboje znieruchomieli w ekstazie. Marzena przez skurcze orgazmu czuła, jak penis kochanka pulsuje w niej, zalewając ją życiodajnym płynem. To jeszcze bardziej wzmacniało przeżywaną rozkosz. Tak bardzo tego pragnęła...

Powoli dochodzili do siebie. Członek Pawła wysunął się z niej. Z jej muszelki wypływały soki pomieszane z nasieniem. Odwróciła się do niego i pocałowała.

- Mój ogierze - szepnęła - jesteś niesamowity.

- To Ty jesteś cudowna moja klaczko - odpowiedział, patrząc zamglonym wzrokiem - Kocham Cię tak bardzo...

- Ja też Ciebie kocham - rozpięła pogniecioną spódnicę i zsunęła mokrą całkowicie bieliznę - Ty niewyżyty wariacie! Teraz musimy się umyć.

Pogładziła dłonią jego zmalałą męskość.

- Kochany. Tak dobrze się spisał. Chodź, zaopiekuję się Tobą. Musisz nabrać sił do dalszej walki...

Przytuliła się do Pawła.

- Dziękuję, Kochany. Przy Tobie czuję, że żyję. To Ty mnie uratowałeś. A teraz chodź do łazienki.

"To ty mnie uratowałeś?" - pomyślał mężczyzna - "Chyba na odwrót. W zasadzie uratowaliśmy się razem"

Idąc za ukochaną wrócił myślami pięć miesięcy wstecz.

PIęć MIESIęCY PRZED DNIEM X

Przyćmione światło sączyło się z kinkietów w hotelowej restauracji. Było późno, za oknem Hanower układał się do snu. Paweł pogrążony w myślach siedział przy stoliku. Wypił już trzeciego drinka i lekko szumiało mu w głowie. Był wściekły. Wściekły na siebie, na swoje życie, na Julię. Miał dość tego głupiego związku, tej głupiej, złośliwej baby. W Firmie był kierownikiem, znakomicie się odnajdywał, a poza nią... Poza pracą był nikim, maszynką do zarabiania pieniędzy, do spełniania życzeń.

Dzisiejsze negocjacje przebiegły znakomicie. Niemcy okazali się bardziej plastyczni, niż przypuszczał. Chyba naprawdę zależało im na kontrakcie. Być może w ciągu następnych dwóch dni dogadają się w kwestiach spornych i to będzie jego sukces. Jego i szefowej. Też była dobra. Podziwiał twardość Marzeny, jej mądrość i dyplomację, a przy tym niezwykłą, choć maskowaną subtelność, z jaką potrafiła nakłonić Niemców do przyjęcia pożądanego kierunku. Tak, od czasu studiów zmieniła się...

Po południu Niemcy zaprosili ich na zwiedzanie miasta. Teren Targów, Ratusz, Uniwersytet Leibnitza, Ogrody Królewskie. Kupił prezent dla córki, zrobił parę zdjęć. A potem... Zadzwoniła ona.

Oczywiście, nie mógł spodziewać się niczego innego. Wziął za dużo pieniędzy, Asia miała katar, ona została ze wszystkim sama, a on, zamiast opiekować się dzieckiem bawił się dobrze za granicą. Złośliwa sekutnica. Z tego wszystkiego postanowił się upić.

- Mogę się przysiąść? - z zamyślenia wyrwał go głos szefowej.

Wyglądała świetnie. Beżowa, obcisła bluzeczka podkreślała jej średnie, ponętne piersi, blond włosy spięte były z tyłu, a luźne kosmyki niesfornie opadały na czoło. I te niebieskie, cudownie głębokie oczy... Nie miała okularów i wyglądała przez to jeszcze bardziej podniecająco. Paweł poczuł, jak na jej widok budzi się jego uśpiona męskość.

"Cholera" - pomyślał - "Szkoda, że Julia tak nie wygląda"

- Jasne, Pani Prezes - odpowiedział, robiąc miejsce na stoliku.

Usiadła i przyglądała mu się uważnie.

- Wiesz Paweł, - odezwała się cicho - Tak pomyślałam... Dziś możemy dać sobie spokój z formalizmami. W końcu jesteśmy daleko od Firmy. Zapomnijmy na tym wyjeździe o Pani Prezes i kierowniku. W końcu znamy się tak dawno. Nawet kiedyś, chyba dobrze pamiętam, coś tam między nami było... Opowiedz mi o sobie...

Paweł osłupiał. Jej słowa całkowicie zaprzeczały wizerunkowi, do którego się przyzwyczaił. "Żelazna Dziewica"...

"Czyżby to była maska?" - pomyślał.

- Miło mi... dziękuję... Marzeno... - wydukał.

Uśmiechnęła się. Ten sam uśmiech, co dawniej! Ten, który kiedyś tak go urzekał. Kiedyś... kiedy był w niej zadurzony. Kiedyś... na pierwszym roku... spędzili nawet, po jakiejś wieczornej imprezie w pubie, noc. Wtedy było cudownie. Potem ona miała innych, a potem, zaraz po juwenaliach, zniknęła. A teraz... Poczuł ukłucie w sercu. Ukłucie w sercu i poruszenie w spodniach. Jego męskość...

- Wiesz, Marzeno - odpowiedział na jej uśmiech - oboje się zmieniliśmy.

- Wiem - wyciągnęła dłoń i położyła na jego ręce - I cieszę się, że ze mną pracujesz. Zawsze byłeś jednym z moich ulubionych kolegów. Choć wtedy nie zwracałam na Ciebie uwagi. Teraz żałuję. Może, gdyby. Wszystko ułożyło by się inaczej...

- O czym Ty mówisz? - zapytał zdumiony.

- Wiesz doskonale, jaka byłam na początku studiów. Niewyżyta, zabawowa. Pamiętasz juwenalia na pierwszym roku?

- Tak, chyba tak... - Paweł nie bardzo sobie przypominał - wiesz, chyba wtedy sporo wypiłem...

- Naprawdę nie pamiętasz? Mieszkaliśmy przecież w tym samym akademiku. Ja chyba na drugim piętrze, a ty... na pierwszym?

- Tak, rzeczywiście. To było pierwsze piętro - Paweł grzebał w zakamarkach pamięci - Ale samych juwenaliów... wtedy zrobiliśmy z kumplami potężną imprezę, trzydniówkę... A jak doszedłem do siebie, to chyba było już po...

- Już po... - uśmiechnęła się smutno - Wiesz, wtedy...

Zawiesiła głos patrząc na niego z powagą. Spojrzał na nią pytająco.

- Wtedy... się zakochałam - mówiła wolno, jakby szukając właściwych słów - On był z innego miasta. Byłam szalona i wyjechałam z nim, skończyłam studia gdzie indziej. Planowaliśmy wspólne życie. A potem...

Jej oczy zaszły łzami.

- Potem... u niego zdiagnozowano raka. Byłam z nim do samego końca... Umarł mi na rękach... Od tej pory... Nie chciałam innego mężczyzny, zdusiłam to w sobie i... Stałam się taka, jaka jestem. Paweł, jest mi z tym źle! Tak bardzo pragnę miłości!

Patrzył na nią ze współczuciem i zrozumieniem. Teraz zaczynał rozumieć jej oschłość, jej chłód. To była poza. W rzeczywistości była taka sama, jak on. Samotna, zagubiona. Taka, jak on...

Opowiedział jej. Opowiedział jej wszystko. O swojej zmarnowanej miłości, o życiu intymnym, które właściwie nie istniało, o sekutnicy Julii, o tym, jak bardzo chciałby poczuć się potrzebny. Nie jako maszynka do pieniędzy, nie jako "utrzymywacz". O tym, jak bardzo pragnie Miłości...

Słuchała go z szeroko otwartymi oczyma. W jej oczach lśniły łzy. Kiedy skończył chwyciła jego dłonie i przycisnęła je do ust. Poczuł ciepło jej warg, kiedy je ucałowała.

- Mój biedaku - szepnęła - jak jesteśmy podobni...

Była taka piękna. Taka bezbronna. Paweł czuł, jak w jego sercu drga coś, zaczyna nabrzmiewać. Julia-sekutnica znikała. Teraz była Marzena... Tak blisko... Poczuł potrzebę zerwania się z miejsca, objęcia jej i przytulenia. Pohamował się. Jakby to wyglądało. Byli w delegacji, szefowa i podwładny. W hotelowej restauracji. I tak zapewne goście przy sąsiednich stolikach dyskretnie, choć z zainteresowaniem ich obserwowali.

Oderwała usta od jego dłoni. Podniosła wzrok. Jej oczy tak pięknie lśniły. Jej pierś unosiła się w przyspieszonym oddechu.

- Pieprzyć to - powiedziała cicho, lecz zdecydowanie - Pieprzyć to wszystko Paweł. Pieprzyć to pieprzone życie, Twoją sekutnicę, moje smutki. Chodź ze mną. Chodź do mojego pokoju. Przypomnij mi, co to znaczy być Kobietą...

Oboje ogarnęła niepohamowana żądza. Już na schodach Paweł objął Marzenę, przytulił. Zbliżył swoje usta do jej warg. Wpiła się w niego namiętnie, drapieżnie. Całowali się wtuleni w siebie, stojąc na półpiętrze. Dwóch Murzynów minęło ich, jeden powiedział coś do drugiego. Zaśmiali się. To ich oprzytomniło.

- Chodź - Marzena pociągnęła Piotra do pokoju i zamknęła drzwi.

Zdejmowali z siebie nawzajem ubrania. Właściwie nie zdejmowali, ile zrywali w pośpiechu w obłędnym tańcu namiętności, całując się cały czas gorąco. Jej bluzka, jego koszula, jej spódnica, jego spodnie... Upadli na łóżko, pieszcząc swoje ciała. Przyssał się do jej cudownych piersi, lizał i przygryzał sterczące sutki. Wsunęła dłoń w jego bieliznę. Dotknęła gorącego, sterczącego członka.

- Jaki duży - mruknęła - Proszę, pozwól mi się z nim przywitać, zanim...

Położyła Pawła na łóżku i uklękła obok niego. Zsunęła jego slipy, obejmując palcami wyprężonego penisa.

- Hmm... Jest cudowny, taki męski... - szepnęła - My już chyba kiedyś się widzieliśmy, prawda?

Pochyliła się i ucałowała czerwoną główkę. Paweł jęknął. To było niesamowite uczucie. Julia nigdy na ten rodzaj pieszczot nie chciała się zgodzić, twierdziła, że są obrzydliwe. Czuł, jak jego podniecenie błyskawicznie wzrasta. Prawie miesięczny post powodował, że był już bliski szczytu.

Marzena przez chwilę drażniła jego męskość dłonią, całując i liżąc nabrzmiewającą główkę. Wreszcie rozchyliła usta i objęła ją wargami. Najpierw delikatnie, z każdą chwilą coraz mocniej, zaczęła wsuwać i wysuwać, cały czas zataczając językiem koła. To była pieszczota nie do wytrzymania. Paweł momentalnie doszedł.

- Aaaach... - jęknął wyginając biodra do góry.

Fala spermy gwałtownie uderzyła w podniebienie kobiety. Zatrzymała ją przez chwilę w ustach, czując jej smak. Potem przyszła druga. Członek w jej ustach drgał, wyrzucając z siebie kolejne porcje nasienia. Było go tak dużo, że nie mieściły się w ustach, wypłynęły kącikami. Marzena ssała i połykała wszystko. Kręciło jej się w głowie, ale robiła to... To teraz był jej Mężczyzna... Jej...

Położyła się obok niego. Pocałowała go w usta. Poczuł smak śliny zmieszanej ze smakiem własnego nasienia. Pierwszy raz poczuł ten smak, inny, dziwny, dotychczas nieznany...

- Podobało Ci się? - zapytała cicho.

Skinął głową. Nie był w stanie odpowiedzieć. Uniosła się i zsunęła z siebie bieliznę. Ej muszelka ociekała sokami.

- Odpocznij, mój Mężczyzno - powiedziała kładąc się ponownie i przytulając do niego. Poczuł miękkość jej piersi na swoim torsie - Odpocznij, a potem... pokryj mnie... Chcę być Twoją klaczką, mój ogierze...

Słowa Moniki, ciepło jej ciała, miękkość jej piersi, sprawiły, że członek Pawła nie opadł, jak zwykle. Ze zdumieniem stwierdził, że znów sztywnieje. Przypomniał sobie dawną chwilę, kiedy po piątkowej imprezie poszli do jej pokoju w akademiku. Była wtedy taka chętna... Ten jeden, jedyny raz. Jego podniecenie powróciło. Sięgnął dłonią do jej muszelki, była cała wilgotna, taka cudowna, zupełnie inna niż Julia. Palcami rozchylił płatki jej muszelki. Drgnęła i rozsunęła nogi. Uniósł się i pocałował jej usta, tak namiętne, tak gorące...

- Mhmm... - mruknęła - Tak dawno nie czułam Mężczyzny...

Jej piersi były takie cudowne, takie pełne. Czuł, jak żądza ponownie wypełnia jego umysł. Jedną dłonią zaczął masować jej sutki, druga odnalazła pomiędzy rozchylonymi wargami różowy guziczek. Zaczął go gładzić delikatnymi, posuwistymi ruchami.

- Aaach... Jak cudownie... - jęknęła Marzena.

Wpił się ponownie w jej usta, cały czas pieszcząc piersi i muszelkę. Czuł jak drży pod nim, jak rozkosznie poddaje się jego pieszczotom. Pieścił ją coraz szybciej, coraz intensywniej. Nie przerywając pieszczot nabrzmiałego guziczka, wsunął palec w jej wnętrze. Było tak gorące...

- Aaaaa... - jej orgazm zaskoczył go. Nie spodziewał się tego tak szybko.

Marzena z głośnym krzykiem wyrzuciła biodra do góry. Raz, potem drugi i kolejny. Drżała i trzęsła się cała. Czuł, jak z jej wnętrza falą wypływają soki. Zamknęła oczy i rzuciła kilkakrotnie głową po poduszce. Jej biodra uniosły się jeszcze raz, napięła się cała i pozostała przez chwilę w takiej pozycji. To było niesamowity widok.

Chwilę trwała tak w kompletnej ciszy, z otwartymi szeroko ustami. Wyglądało, jakby bezgłośnie krzyczała. Wreszcie zapadła się w pościel, uniosła ręce i gwałtownie przyciągnęła Pawła.

- Wejdź we mnie.... Teraz... Chcę Cię poczuć...

Nie czekał ani chwili. Jego penis od dawna osiągnął poprzednie rozmiary. Płonął z podniecenia. Nasunął się na nią. Główka członka dotknęła wilgotnych warg. Delikatnie, powoli wsunął się w nią trochę. Poczuł jej śliskie wnętrze, ciepło otulające jego męskość... Powoli, nie wchodząc zbyt głęboko, zaczął się w niej poruszać.

- Nieee... Nie tak... Mooocniej... - jęknęła, chwytając dłońmi jego pośladki i przyciągając do siebie.

Zanurzył się w niej głęboko, aż po nasadę. Drgnęła i jęknęła rozkosznie.

"A więc lubisz tak, mocno" - pomyślał.

Cofnął się nieco i wbił jeszcze raz tym razem z impetem. Poczuł, jak dociera do ścianki. Julia nigdy nie lubiła takiego ognistego seksu. Nazywała go "zwierzęcą kopulacją". Wolała delikatniej. Tak jak Marzena zachowywała się tylko raz podczas ich małżeństwa. Tylko raz, trzy lata temu, kiedy spłodzili córkę. Jeden, jedyny raz... Julia... Pieprzyć Julię! Tu ma Kobietę o jakiej marzył!

Rżnął ją, posuwał gwałtownie, z całą mocą. Rozwarła jeszcze szerzej nogi. Wiła się, jęczała coraz głośniej, aż wreszcie jęki przeszły w ciche wycie. Posuwał ją coraz szybciej i szybciej. Czuł delikatne mrowienie członka, niechybny znak zbliżającego się szczytu. Jeszcze szybciej, jeszcze głębiej, jeszcze...

Wbił się w nią najgłębiej, jak mógł, unosząc się nieco na rękach. Fala spermy, uwolnionej z jąder, popłynęła w głąb Marzeny. Wypełnił ją całą. Czuł, jak drga w niej wpuszczając nasienie w jej wnętrze. Orgazm był tak ogromny, że prawie stracił świadomość. Jego ręce nie wytrzymały. Opadł na kochankę spocony, ale szczęśliwy...

Leżał tak na niej powoli dochodząc do siebie. Pierwszy raz zdradził żonę. I to z własną szefową, z Marzeną. Zdradził... i czuł się z tym dobrze...

- Mhm... To było cudowne - usłyszał szept Marzeny - Jesteś niesamowity. Boję się, że mogę się zakochać...

Poczuł jej dłonie na swoich policzkach. Uniosła jego głowę i pocałowała go w usta. Jej oczy błyszczały. Była tak cudowna...

Tej nocy zerżnął ją jeszcze dwa razy. Klasycznie i od tyłu. Wiła się pod nim w pościeli skowycząc w spazmach kolejnych orgazmów. Jeszcze dwa razy tej nocy spuścił się w nią. Tej nocy zostali ogierem i klaczą. Tej nocy zakochał się. Tej nocy... po niej przyszły kolejne, spędzane w tajemnicy, w pokojach hotelowych.

Dwa miesiące potem podjął decyzję. Wyprowadził się z domu. Zostawił sekutnicę, zostawił, z bólem serca, córeczkę. Złożył pozew. Wkrótce...

DZIEń X, GODZINA 20.30

- O czym myślisz, Kochany? - pytanie wyrwało Pawła z krainy wspomnień.

Siedzieli przy ławie w pokoju sącząc drinki. Po kąpieli w łazience, pełnej cudownych, wzajemnych pieszczot, zjedli przygotowaną przez Marzenę kolację, wypili burbona i teraz siedzieli w szlafrokach obok siebie przytuleni jedząc owoce i popijając whisky.

- Wspominałem - wyciągnął rękę i pogładził ją po twarzy - Nasze pierwsze chwile. Tak bardzo jestem szczęśliwy. Wiesz, tak długo Ciebie szukałem... Jak już się to skończy... z Julią i w Firmie...

- Nie myśl teraz o tym, Kochanie - przerwała mu, przysuwając się bliżej i wsuwając dłoń pod połę szlafroka - Dziś w nocy jesteśmy razem. We dwoje. I jutro cały dzień i noc. I w niedzielę... Chcę, żebyś mi coś dał...

- Coś? - Paweł spojrzał pytająco.

- Coś... siebie... Daj mi całego siebie. W ten weekend... Pragnę Cię tak mocno... Chcę być Twoją klaczą, mój ogierze. Zerżnij mnie - jej dłoń gładziła jego tors, wsuwała się coraz niżej - Spraw, żebym wyła z rozkoszy. Pokryj mnie. Chcę mieć Twoje nasienie wszędzie. W ustach, w tyłeczku i w brzuchu...

Słowa Marzeny momentalnie rozpaliły Pawła. Jej dłoń dotarła do jego przyrodzenia i objęła jego budzącego się ponownie do życia członka. Pochylił się z gwałtownie wpił się w jej usta, jednocześnie rozwiązując dłońmi jej szlafrok. Jęknęła i przylgnęła do niego całym ciałem. Zsunął z niej szlafrok i przyciągnął do siebie. Czuł ją. Czuł ją tak blisko. Jej jędrne, cudowne piersi, jej muszelkę, ociekającą wilgocią, ciepło jej ciała.

- Jestem Twoją samicą - szepnęła - Zrób ze mną, co chcesz, mój Panie...

Nie chciał już dłużej czekać. Lubiła to, lubiła gwałtowny, dziki seks. Lubiła, jak dominował nad nią, jak w łóżku zamieniał się w samca alfa. On też to uwielbiał. A teraz pragnął jej. Natychmiast. Bez żadnej gry wstępnej. Chwycił ją wpół, podniósł na ręce i zaniósł do łóżka. Objęła go rękoma za szyję i całowała. Jej język był tak namiętny, tak głęboko wchodził w jego usta...

Rzucił ją na łóżko. Upadła na wznak, na plecy, rozkładając nogi i eksponując wilgotne płatki muszelki. Stanął przed nią, rozwiązując szlafrok. Jego oczy płonęły żądzą. Naga, gotowa na jego przyjęcie była taka piękna... Jego klaczka... Chciał, żeby go jeszcze prosiła...

- Chcesz tego? Chcesz poczuć swojego ogiera?

- Taaak... - rozwarła jeszcze szerzej nogi.

- Nie tak! Poproś! Zaproś mnie!

- Panie, błagam. Zrób to! Wejdź we mnie! Zgwałć mnie! Przerżnij mnie na wylot swoim ogromnym kutasem! Spuść się we mnie! Proszęęę....

Rzucił się na nią. Bez gry wstępnej, bez pieszczot. Wszedł w nią od razu głęboko, z całym impetem. Był dominującym samcem alfa, Przywódcą, jej Panem, a ona była jego samicą, jego klaczą....

To nie był delikatny, subtelny seks, jakiego już wielokrotnie wcześniej doznawali. To była dzika, zwierzęca kopulacja. Wchodził w nią z całych sił, jak najgłębiej. Jego jądra obijały się o jej guziczek, stymulując go dodatkowo. Jęczała i wiła się pod nim...

- Aaaach... Taaak... Cudownie... Jeszczeee...

Uniósł się nieco na łokciach i patrzył na jej piersi, cudowne, pełne półkule, poruszające się w górę i w dół w rytm jego pchnięć. Pomyślał, że kiedyś, kiedy już będą na dobre razem, ale jeszcze nie teraz, napełni je mlekiem. Da swojej klaczce źrebaczka...

- Boże, Marzena... Kocham Cię! - jęknął, czując, jak wrząca lawa spermy zaczyna przemieszczać się kanalikami z jąder ku główce.

Marzena czuła, jak zanurzający się w niej głęboko penis Pawła zaczyna drgać, jak porusza się coraz szybciej. Sama czuła już nadchodzące pierwsze skurcze gwałtownego orgazmu. Chwyciła dłońmi jego głowę i przyciągnęła do siebie.

- Zrób to... Daj mi... - jęknęła.

Paweł opadł na nią całym ciężarem. Czuł, jak jej wnętrze zaciska się na jego członku. Wpił się w jej usta w namiętnym pocałunku. Wpił się w nią z całą mocą. Namiętny pocałunek przechylił szalę.

Wbił się głęboko, jak najgłębiej, docierając aż do samej szyjki. Wbił się i znieruchomiał...

Miliony plemników popłynęły strumieniem w głąb ciała kobiety. Nieomal straciła przytomność w spazmach rozkoszy. Czuła, jak członek partnera drga w niej, jak pompuje w nią życiodajny płyn. Trzymała mocno Pawła w objęciach ud, ramion i ust...

Długie minuty leżeli spleceni w uścisku, niczym jedno ciało, stopniowo dochodząc do siebie. Wreszcie Paweł zsunął się z Marzeny, położył się na boku. Odwróciła się do niego. W oczach lśniły jej łzy.

- Dziękuję - szepnęła, gładząc go po twarzy - Paweł, dziękuję.

- Mhmm... - mruknął - Za co najdroższa?

- Dałeś mi siebie... Całego siebie... Do środka... Teraz jesteś we mnie... Wewnątrz mnie...

- Co? - spojrzał na nią trochę zdziwiony.

- Nieważne - uśmiechnęła się do niego - Odpocznij. A potem chcę jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze, i znowu... Przez cały weekend... Chcę, żebyś mnie zerżnął dużo, dużo razy... Chcę całego Twojego nasienia, do ostatniej kropli...

Pochyliła się i pocałowała go w szyję. Zamknął oczy. Był taki szczęśliwy...

CZTERY MIESI¡CE PO DNIU X

- Wydarzenia ostatnich miesięcy wstrząsnęły zarówno mną, jak i Firmą. Nie spodziewałam się, że w tak dobranym zespole mogą pojawić się osoby, dla których, wbrew ich deklaracjom, nie będą istnieć żadne granice. Na całe szczęście kontrola z nadzoru finansowego pojawiła się w odpowiednim czasie, aby ujawnić intrygę, której realizacja nie tylko spowodowałaby zerwanie podpisanego już kontraktu z Niemcami, ale postawiłaby Firmę na krawędzi bankructwa. I pomyśleć, że za tym wszystkim stali ludzie, którym ufałam. Panowie wiceprezes i kierownik sekcji prawnej, zapewne działając w zmowie, choć do tego nie chcieli się przyznać, usiłowali w sposób przestępczy, podkreślam - całkowicie przestępczy, doprowadzić do przejęcia kontraktu przez konkurencję, przyjmując w tym celu łapówki i przekazując wrażliwe dane konkurentom. Co więcej, w trakcie śledztwa próbowali, zwłaszcza były kierownik sekcji, zrzucić na mnie odpowiedzialność za te działania, absurdalnie insynuując, jakobym ja, szef Firmy, działała na własną szkodę. Oczywiście żaden z prokuratorów nie przyjął takiej wyssanej z palca bajki - Marzena przerwała na chwilę i pociągnęła łyk wody ze szklanki.

Zaschło jej w gardle. Ostatnio szybko się męczyła. Wiedziała, że musi się oszczędzać. Nie była już najmłodsza, a ciąża w jej wieku wymagała zwolnienia tempa. Dotknęła ręką brzucha, który pod żakietem delikatnie uwypuklał się, z tygodnia na tydzień, coraz mocniej. Spojrzała po zgromadzonych. Kierownicy słuchali jej uważnie.

- Nie chcę kontynuować dalej tej przykrej kwestii. Stało się, na szczęście nie doszło do najgorszego. Ale życie płynie dalej. Firma musi funkcjonować. Nie ukrywam, że po sytuacji, sprowokowanej przez obu panów, straciłam, przynajmniej na razie, zaufanie do obecnych. Skoro oni mogli - to każdy z Was... Nie wszystkie okoliczności sprawy zostały jeszcze wyjaśnione. W związku z tym, a także z faktem, że mój stan aktualnie uniemożliwia mi wykonywanie obowiązków, w dniu jutrzejszym przedstawię Państwu nowego wiceprezesa, osobę całkowicie z zewnątrz, z doświadczeniem administracyjnym, która na czas mojej nieobecności przejmie pełen zakres moich kompetencji. Kandydatura tej osoby została przedstawiona na walnym zgromadzeniu udziałowców i uzyskała pełną ich akceptację.

Odprawa skończyła się. Marzena przechodząc zatrzymała się obok młodego mężczyzny, nowego kierownika sekcji prawnej.

- Jak się Panu pracuje? - zapytała.

- Dziękuję Pani Prezes - chłopak zaczerwienił się - Staram się ogarnąć obowiązki. To dopiero drugi tydzień pracy, a poprzednie trzy miesiące wakatu spowodowały sporo zaległości.

- Niech się Pan uczy szybko. Wszystkim nam było ostatnio trudno, ale to nie powód, żeby narzekać.

Wyszła z sali i skierowała się do gabinetu. Idąc po schodach, pomyślała o Pawle.

W zasadzie nawet go lubiła. Chyba naprawdę był w niej zakochany. Do tego stopnia, że zostawił dla niej żonę, córkę, przeprowadził się do wynajętego apartamentu. Uśmiechnęła się do siebie. Jak na mężczyznę był inteligentny, nawet bardzo... Do tego stopnia, że wygrał casting. Wybrała go. Został ojcem jej dziecka. Choć o tym, że nim jest, pewnie nigdy się nie dowie. Zanim wyjdzie na wolność będzie skończony. Żona rozwiodła się z nim, oczywiście z orzeczeniem o jego winie, stracił wszystko, co posiadał. Przez chwilę poczuła nawet ukłucie litości. W końcu nie był takim złym człowiekiem. A to, że przez nią dał się prowadzić jak dziecko...

"Tam gdzie budzi się męski penis, usypia rozum" - przypomniała sobie powiedzenie Woody Allena.

Zgasiła światło w gabinecie i zamknęła drzwi. Spełniało się jej najskrytsze marzenie. Marzenie każdej Kobiety, tak trudne w jej wypadku do realizacji. Przestanie być tylko "Żelazną" Panią Prezes, zostanie Matką. Paweł jej to umożliwił, zapłodnił ją, tak, jak tego chciała, dał jej swoje nasienie, swoje dobre, zdrowe geny. Ale nie potrzebowała ojca dla dziecka, ani męża dla siebie. Spełnił swoją rolę i musiał zniknąć.

Nienawidziła mężczyzn. Byli jej przydatni, czasami użyteczni, ale całkowicie niepotrzebni. Manipulowała nimi i kłamała bez skrupułów. Potrafiła to. Potrafiła też znakomicie udawać orgazm. Kiedyś było inaczej. Kiedyś... Gdyby nie zbiorowy gwałt, którego ofiarą padła podczas juwenaliów na pierwszym roku studiów, gwałt, o którym Paweł nic na szczęście nie wiedział, może wszystko wyglądałoby inaczej. Może nie odkryłaby swojej Kobiecości...

Zaszła wtedy w ciążę. Była przerażona. Cała jej kariera, całe życie stanęło pod znakiem zapytania. Na szczęście dzięki pomocy ojca, osoby wysoko postawionej, udało się załatwić aborcję. A potem... Potem odkryła swoją prawdziwą naturę. Stała się zimna, niedostępna, bezwzględna, przynajmniej na zewnątrz. Dzięki temu odniosła sukces. Ale z biegiem lat coraz bardziej brakowało jej tego, co jest sensem Kobiecości. Chciała zostać Matką. Patrzyła na swoją najbliższą przyjaciółkę, karmiącą piersią i zazdrościła jej. Wtedy pojawił się pomysł z Pawłem...

Wsiadła do samochodu i przejechała kilka przecznic. Zatrzymała się przed zadbanym domem na przedmieściu. Wprowadziła samochód na podjazd i weszła do domu.

- Kochanie, jestem! - zawołała.

- Poczekaj chwilę, kąpię Asię - usłyszała okrzyk z łazienki.

Weszła do kuchni, wstawiła wodę na herbatę.

Julia wyszła z córką z łazienki.

- Zobacz córeczko, Ciocia do nas wróciła!

Podeszła do Marzeny i ucałowała ją w usta.

- Stęskniłam się, Kochana.

Marzena objęła obie.

- Ja też za Wami tęskniłam - pogładziła Asię po włoskach - Czy wiesz, że Ciocia teraz zostanie z Tobą na dłużej?

- Zostanies? Naplawde? - uśmiechnęła się dziewczynka.

- Tak, a Mamusia pójdzie do nowej pracy. Na miejsce Cioci. A Ciocia będzie z Tobą. A tu w brzuszku - pogładziła go ręką - rośnie Twój nowy braciszek.

- Blacisek! Mamo, bede miala blaciska!

- Tak, tak, Kochanie, ale teraz już czas do łóżeczka - Julia podrzuciła córkę i skierowała się do drzwi.

Marzena zrobiła herbatę i zdjęła żakiet. Wreszcie była w domu, ze swoją rodziną. Julia była jej partnerką od ponad ośmiu lat, ale dopiero pół roku temu, kiedy Paweł się wyprowadził, mogły zamieszkać razem. Poznały się na imprezie organizowanej przez Urząd Miasta i przypadły sobie do gustu. Uśmiechnęła się w duchu. Przypomniała sobie pierwsze skryte spotkania, pieszczoty, pocałunki, pierwszy seks, taki czuły, delikatny... Była cudowną Kobietą, skrzywdzoną w dzieciństwie przez ojca. Podobnie jak ona nienawidziła mężczyzn, choć była pełna lęku przed odkryciem swojego Ja. Dlatego miała męża... To Marzena namówiła Julię do zajścia w ciążę, a potem, kiedy Asia pojawiła się na świecie, do zmuszenia Pawła do przyjścia do Firmy. A dalej - ich plan powiódł się w pełni. Teraz będą już razem, nie muszą się już ukrywać... Wychowają swoje cudowne dzieci...

"Trochę szkoda, że to chłopak" - pomyślała - "wolałabym dziewczynkę".

Ten tekst odnotował 110,419 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.98/10 (83 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (18)

0
0
Dobre opowiadanie, naprawdę.
Podniecające i niebanalne.
Po przeczytaniu mam wielką ochotę by tą Panią prezes dopadła sprawiedliwość losu i dostała potężną dawkę nieszczęść, chorób i zgryzot.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O tak! Dobre opowiadanie z niebanalnym zakończeniem. Szkoda, że tak rzadko zdarzają się opowiadania, gdzie seks jest tylko dopełnieniem fabuły, a nie jej jedynym "bohaterem".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kurczę, możnaby normalnie film nakręcić! Genialne! 😮
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zdecydowanie możnaby! Kto w roli pani prezes???
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Gratuluję pomysłu!!! Radzę rozbudować jeszcze bardziej fabułę i spróbować wydać w formie książki :*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie mogłam oderwać się ani na chwilkę, czytając to opowiadanie. Rewelacja, może faktycznie udałoby się rozbudować i wydać książkę! Gratuluję!!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
dziwne, bo nie mogę się zgodzić z tymi superlatywami. opowiadanie niezłe, nie mogę powiedzieć, że nie, ale czegoś mi jakby brakowało. język jednak do poprawy, sporo powtórzeń i nie do końca trafionych określeń, bardzo sztuczne dialogi moim zdaniem, zupełnie mi się nie podobały, postacie były pozbawione lekkości, jakby Autor(ka) pisał(a) na siłę. poza tym trochę mi się dłużyło, parę razy sprawdziłam "ile jeszcze". sceny erotyczne poprawne, ale w ogóle mnie nie podnieciły. trochę wiało nudą. największym plusem mogłoby być zaskoczenie, ale szczerze powiedziawszy po ich rozmowie na delegacji zaczęłam się już co nieco domyślać, a daleko przed końcem prawie wszystko stało się jasne. podsumowując, wiele jeszcze brakuje, ale jesteś na dobrej drodze! 😉 pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No i skąd się tam wzięła jakaś Monika...?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To jest powalone! Świetne, wciągające, niesamowicie dobre i powalone! 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Zbyt sztuczne to wszystko, z jednej strony intrygujące, a z drugiej płytkie. Przedstawiające faceta jako instrument w rękach kobiet. Tylko podstawowe pytanie, jak inteligentny facet dał się wrobić w coś takiego. Nie prawdą jest że mężczyzna, który jest przy pięknej kobiecie myśli łbem a nie głową. Widać pisała to osoba która mało zna życie...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
to jest po prostu zajeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeebiste 😉
więcej takich
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
to jest tak zakręcone, że przy 4 akapicie musiałam zjechać na dół do komentarzy...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
to jest bardzije jak scenariusz a nie jak opowiadanie...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Fantastyczne. Świetnie poprowadzona fabuła. Dzięki ciągłej zmianie czasu wydarzeń, bardzo intryguję i wciąga. CHCEMY WIęCEJ
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Podoba mi się twój styl pisania. Jest lekki i przyjemnie się czyta. Masz bardzo oryginalne pomysły na fabułę. Mimo drobnych błędów, jestem zachwycona tym opowiadaniem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Opowiadanie swietne, tylko szkoda ze fabula zywcem zerżnięta z filmu. Nie umiem sobie przypomniec tytułu ale na 100% taki ogladalem

Jesli ktos wie o jaki film mi chodzi, bardzo prosze o przypomnienie tytułu, obejrzał bym go chetnie jeszcze raz
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
W sumie nie ma co narzekać . Czyta się dobrze .Pomysł świetny mimo ,że koniec łatwy do przewidzenia . Podoba mi się to opowiadanie z uwagi na to ,że seks nie jest głównym bohaterem . 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Bardzo dobre opowiadanie, mimo ze Autor/ka popelnil błąd rzeczowy, mianowicie nagle w opowiadaniu pojawił się jakiś Piotr i Monika
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.