Opowieść kobieca (I)

19 lutego 2013

Szacowany czas lektury: 9 min

Pierwsze opowiadanie; krótkie, delikatne. Dopiero uczę się języka literatury erotycznej - stwierdziłam, że pokażę to, co dotychczas sobie nagryzmoliłam, z ciekawości czy jest sens próbować dalej.

Buch.

Zaciągnęła się głęboko, powoli; z upodobaniem wypuściła z ust biały dym. Blada chmura przesłoniła na pół dopalonego, żarzącego się złoto-czerwonym blaskiem skręta, którego skierowała do ust M...

Buch.

Jak w spowolnionym filmie, obserwowała Jej pełne usta otaczające filtr; M., wciągając dym do płuc, podniosła wzrok znad narkotyku, zatrzymując go na oczach R... Wypuściła z ust jasny obłok delikatnym, wolnym strumieniem, nie przerywając spojrzenia. Uśmiechnęła się, oddawszy skręta.

Buch.

Ciężkie, dudniące niskim dźwiękiem pulsowanie w głowie

ale nie nieprzyjemne, o nie, tak jest dobrze

wolno rozszerzające się źrenice, czerwieniejące białka dwóch par oczu. Stłumione przez odległość dwóch pięter i kilku ścian odgłosy rozmów, muzyki, zabawy, radosny śmiech. Jakoś tak wolniej opadające powieki, wrażenie całkowitego bezładu, błogości...

Buch.

M., zostawiwszy krwiste odbicie ust na filtrze, skierowała wąski strumyk dymu w stronę towarzyszki. Dotykając jej powiek, zamknęła jej oczy; muskając palcami brody, rozchyliła wargi. Wwiercając w nie spojrzenie, jak sęp w jedyny, pachnący pulsującą krwią, żywy obiekt na pustyni, powoli wpuściła marihuanową biel prosto w jej płuca. Przez niemal minutę ich usta połączyła nić narkotyku.

Masz takie ładne kolorowe oczy, o rany są takie duże R. i te usta te piękne pełne usta wiesz jak je lubię czekałam aż dadzą nam spokój ci na dole zostawią same o boże, ale się ujarałam masz takie ładne kolorowe oczy oczy och masz

wreszcie same chcę cię pieprzyć kończ tego blanta iii...

Siedząc po turecku naprzeciw siebie, wpatrywały się sobie wzajemnie w spowite czerwienią oczy. M. uśmiechnęła się z rozmarzeniem, dopalając żarzącego skręta; R. podążyła wzrokiem po jego trasie: czerwone usta, popielniczka, szczupłe palce, dotyk języka. Jej oddech przyspieszył, gdy kochanka powoli

boże wszystko jest takie wooooolneee...

wstała z ich wspólnego łóżka i rozkołysanym krokiem oddaliła w stronę lustra. Chwyciła końcówkę skręta zębami i pochyliła nad własnym odbiciem, przybliżając sobie obraz swoich rozszerzonych źrenic, a R. - zarysu pośladków zza materiału sukienki. Ta falowała delikatnie przy każdym jej ruchu, cały wieczór wyprowadzając R. z równowagi.

- Jestem taka upalona... - szepnęła, odchylając głowę na ramię R., gdy ta znalazła się tuż za nią. Na plecach poczuła muśnięcie jej piersi, na brzuchu silny uścisk dłoni, a szyi gorącą wilgoć języka. Wysłała ich wspólnemu odbiciu naćpany uśmiech.

- A ja napalona - mruczała R. tuż przy jej uchu, wywołując gwałtowne dreszcze. Przez atłas sukienki przebiły się nabrzmiałe sutki, by po chwili zniknąć pod dłońmi R. M. jęknęła cicho.

- Da się zauważyć...

Odchyliła głowę do warg ukochanej, szukając pocałunku, by po chwili zakryć usta dłonią; pod drzwiami przebiegła jakaś rozchichotana para

boże idźcie do domu koniec imprezy

właśnie w chwili, w której R. wsunęła dłoń pod materiał jej sukienki. Odnalazła dotykiem wilgotną już koronkę i zacisnęła na niej palce, wgryzając się jednocześnie w szyję partnerki. Głośny jęk tylko upewnił ją w przekonaniu, jak bardzo to uwielbia.

- Co mała, wstydzisz się naszych gości...? - wyszeptała M. do ucha, wywołując tym samym kolejną falę dreszczy. Zabrała jej dłoń z ust; dźwięki, pozbawione tłumika, stały się głośniejsze.

- Nie, ja tylko... - M. urwała, gdy ręka kochanki wtargnęła pod bieliznę, rozsuwając jej uda gwałtownym gestem. Słowa oddały miejsca ciężkiemu oddechowi, kolana ugięły się, a ramię sukienki opadło pod wpływem zębów R. M. wypięła dłonie za siebie, by objąć jej kark, w głowie czując przyjemne pulsowanie i jeszcze bardziej przyjemne nic. Nie to, co między nogami. Tam czuła aż za dużo.

R. złapała w usta końcówkę skręta, dopaliła go szybkimi, urywanymi zaciągnięciami i zgasiła na lustrze, owiewając szyję M. słodkim dymem. Spojrzała na ich odbicie i, skupiwszy wzrok na dolnych partiach ciała M., bezceremonialnie wtargnęła w jej wilgoć. Dziewczyna zadrżała zaskoczona, wbiła paznokcie w kark kochanki i sztywno wygięła się w niewielki łuk, jeszcze bardziej podkreślając zarys sutków pod lekkim materiałem. Dłoń R. poruszyła się wolno, wypełniając rozgrzane ciało partnerki; kobieta oglądała w lustrze rytmiczny ruch pod jej sukienką. Podniecona widokiem, działaniem marihuany i mieszającym się ze słodyczą trawy zapachem ciała kochanki, poczuła rosnącą wilgoć na własnej bieliźnie; jej dłoń przyspieszyła, zanurzając palce głębiej w ciele ukochanej dziewczyny.

- Chcę więcej... - szepnęła gorączkowo M., całkowicie zatapiając się w pieszczocie. Jej uda zalewała gorąca wilgoć, sutki pulsowały tępym bólem, drażnione przez materiał sukienki i całkowicie nabrzmiałe, a usta piekły z suchości. Nawilżyła je językiem, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale dłoń penetrująca jej wnętrze nie pozwoliła zebrać myśli, szepnąć ani słowa więcej; przejechała tylko dłońmi po karku R., nie zważając na to, że wbite paznokcie rwą jej skórę, ani nawet na syknięcie bólu zza pleców. Nic nie było ważne. Tylko R., marihuanowe upojenie

i ta ręka ta ręka matko seksualna miłosierna kto ją tego nauczył

i nadchodząca noc.

<center>* * *</center>

M. opadła nagimi plecami na ścianę prysznicu, zrzucając z podręcznej półeczki płyny do kąpieli, olejki i wszystko inne, co R. nazywała "zapachowymi pierdołami", a co czyniło seks jeszcze przyjemniejszym. Dziewczyna odchyliła brodę do góry, gdy zamknęły się za nimi drzwi kabiny, woda opadła ciepłym strumieniem na ich plecy, a usta R. oplotły jej piersi pocałunkami. Gładziła gorączkowo głowę i plecy partnerki, paznokciami orała jej skórę do czerwoności. Wciąż czuła w powietrzu zapach marihuany; pachniały nią ich włosy, dłonie, oddechy, a nawet woda spływająca po ciałach. M. zamknęła oczy, oddając się całkowicie działaniu narkotyku i dłoni R.; rosnące podniecenie, w połączeniu z hajem, oczyściły jej umysł z wszelkich myśli, zastępując je jakąś nieistotną melodią. Szum, przyjemne pulsowanie w żyłach, wrażenie, jakby naraz żyła w pełni życia i wcale nie istniała. Zapomniała o płynącej wodzie, zapomniała o trwającej dwa piętra niżej imprezie, zapomniała kim i po co jest.

wszyyystko jest takie woooolnee chcę się koochać kochać koooochaać...

Zaciśnięte uda M. rozerwało kolano kochanki. Pnąc gwałtownie w górę, otarło się o jej mokrą – niekoniecznie tylko pod wpływem wody – kobiecość, zalewając skórę obu falami dreszczy. Dłonie R. wpiły się w jej pośladki, usta jak gdyby usiłowały wygryźć chłodne krople z ramion i szyi. M., z twarzą uniesioną wysoko w górę, oddychała ciężko jak po godzinnym biegu, wypychając biodra w stronę ukochanej.

- To zielsko jest cuuuudownee... - szepnęła przeciągle w stronę słuchawki prysznicowej, pozwalając językowi R. drażnić piersi. Te pulsowały wciąż tępym bólem, spragnione spełnienia, w rytmie poruszającego się, ocierającego o jej kobiecość, uda R.

- Nie, skarbie. To JA jestem cudowna.

- Zaajebista...

- Jaka jestem? - R. uszczypnęła zębami sztywny sutek z zawadiackim uśmiechem. Uwielbiała te gry z M.; zmuszać ją do powiedzenia, ile od niej chce.

- Zajebiistaa...

- Głośniej! - R. zacisnęła dłoń między udami partnerki; usłyszawszy oczekiwany jęk bólu, wycedziła jej prosto do ucha – no, już...

- ZAJEBISTA! Weź-mnie-przestań-mnie-męczyć, zrób coś ze mną, bo jak boga kocham, a kocham, to przyrzekam, zrobię ci krzyyyy...

Słowa zamieniły się w jęk zaskoczenia i podniecenia, gdy silne dłonie R. uniosły ją za pośladki do góry. Straciwszy grunt pod nogami, M. objęła stopami uda partnerki, zamknięta w stalowym uścisku między jej ciałem a chłodną ścianą. Jej kobiecość ocierała się o kobiecość R., tylko jakąś taką... inną.

- O nie, nie, nie, R., nie chcę tego dzisiaj, o nie, nie-nie-nie-nie-n...

- Właśnie, że chcesz; po coś mi to kupiłaś, zboczona suko.

- Tak-tak-tak-tak, chcę...

Jej pośladki uniosły się jeszcze wyżej, usta zamknęły w gorączkowym pocałunku, a w jej wnętrze gwałtownie wtargnęło coś zupełnie innego od dłoni R.; coś znacznie większego, coś, co wypełniło ją całkowicie... Krzyknęła w usta kochanki, o wiele bardziej ze skrajnego podniecenia niż bólu, a po plecach R., łącząc się z wodą, spłynęła strużka krwi.

<center>* * *</center>

Leżały bokiem, nagie, na granatowej pościeli, od pasa w dół okryte ręcznikiem. Obnażone piersi R. wtulały się w plecy M., a ich łydki splotły w stalowym uścisku. Niewielką sypialnię wciąż spowijał słodki aromat marihuany, łącząc się w którymś momencie z kwiatowym zapachem płynu do kąpieli, choć ona sama, pod wpływem gorącego seksu, a może chłodnej wody, opuściła działaniem ich ciała.

Ich dłonie splotły się na piersi M., drugą R. wodziła między udami kochanki, delikatnym, czułym, nienatarczywym, a jednak erotycznym gestem. Rozmawiały cicho o wszystkim i o niczym, a zwłaszcza niczym, wsłuchując się leniwie w powoli gasnące odgłosy zabawy.

- Kocham cię, R... - szepnęła M. tonem osoby w stanie półsnu, albo po prostu kogoś, kto osiągnął pełnię nirwany. Na potwierdzenie swoich słów, podniosła jej dłoń z biustu do ust i całowała ją delikatnie, od opuszek palców po sam nadgarstek.

- Zawsze musisz zepsuć nastrój tą swoją miłością – odmruczała R., niby to zgryźliwie. Jej kochanka zachichotała, bijąc ją po łydce.

- Suka!

R. pochyliła się nad obojczykiem dziewczyny i ucałowała go raz, drugi i trzeci, zmierzając leniwie w kierunku karku. Zebrała z niego długie włosy i powiodła po skórze językiem; M. westchnęła cicho. Ujęła dłoń spoczywającą na swoim udzie i objęła jeden z palców R., pachnący jej własnym ciałem, zatapiając go w ustach. Przy uchu usłyszała niski jęk zdradzający rosnące znów podniecenie; wyplątawszy się z objęć ukochanej kobiety, wspięła się nań i usiadła okrakiem na jej udach.

- Już ja ci zaraz pokażę...

Nawilżyła językiem usta i, pozostawiając za sobą ich ślad, utworzyła wilgotną ścieżkę spomiędzy piersi R., przez jej brzuch, aż na podbrzusze. Wraz z niskim jękiem kochanki, poczuła na głowie silny uścisk jej dłoni, palce wplątujące się we włosy, rozchylane uda i słodki zapach kobiecego ciała.

Zaznaczyła pocałunkami wzgórek Wenery, delikatnymi pieszczotami swoich pełnych ust wywołując spragnione jęki. Rozchyliwszy delikatnym gestem miękkie, bladoróżowe wargi kochanki, drażniła językiem łechtaczkę; zataczając na niej delikatne kręgi, muskała raz po raz nabrzmiały "koralik". Biodra R. unosiły się miarowo, palce u jej stóp naprężyły się, dłonie jeszcze mocniej zacisnęły na włosach kochanki... Oddech z każdym pociągnięciem gorącego języka M. stawał się coraz cięższy, co jakiś czas przerywany głośnym językiem czy niezrozumiałym słowem. M., czując po niespokojnych ruchach bioder nadchodzące spełnienie, wciąż drażniąc językiem łechtaczkę, wprowadziła do jej wnętrza dwa palce.

Kobieta wypięła się w delikatny łuk, gdy dotyk kochanki zanurzył się w niej do końca. Usta, szalejące na jej kobiecości, zalewały ją falami dreszczy, a serce wprowadziły w dziki taniec. Palce poruszały się rytmicznie w jej pulsującym gorącem ciele, doprowadzając do obłędu

chryste szybciej szybciej jak dobrze kurwa jak dobrze nie przestawaj w końcu się mną zajęłaś mała suko błagam błagam nie przestawaj nie-nie-nie-nie nie przestawaj dokurwachodzęęę...

aż w końcu, gdy M. objęła mocno ustami jej "koralik", mięśnie R. zacisnęły się spazmatycznie na palcach kochanki. Wbiła jej usta w swoją kobiecość, zaciskając mocno dłonie na głowie, czując, jak jej ciałem wstrząsa silny orgazm. Wpiła palce stóp w pościel, piersi wybiła ku sufitowi, rzucając na łóżku cień swojego biustu, biodra zaś jeszcze mocniej nabiła na palce M. W końcu, z ciężkim oddechem i zastygniętym gdzieś w krtani okrzykiem orgazmu, odpadła drżąc na poduszki.

- Ja cię... kurwa... kocham też... - wyjęczała, gdy usta M. zatoczyły ostatnie kręgi na jej łechtaczce i, wracając trasą, po której dotarły pomiędzy uda R., znalazły się przy jej uchu. Poczuła na nim zadowolony uśmiech, a na łydkach dotyk palców M., mokrych od jej własnego spełnienia.

Gdy wyrzuciła na stolik nocny dłoń w poszukiwaniu prezentu, który dostała od samej M., a którym ponownie chciała wypełnić jej wnętrze

pożałujesz tego będę cię pieprzyć na śmierć

strąciła na podłogę przezroczysty woreczek po marihuanie.

<center>jesteś moim narkotykiem

bez którego nie potrafię żyć

gdy przy moim boku nie ma cię

czuję jak znikam

zapadam w ciemną otchłań się

jesteś moim narkotykiem</center>

Ten tekst odnotował 19,988 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.75/10 (14 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (1)

0
-1
Przeczytalam jedynie kilka linijek i juz zdazylas zgubic wiele przecinkow. Ale to nic,
To sie da zrobic. To mozna wyrobic.
Nie zaczynalo sie zle - nie wiem, jak dalej tocza sie losy kobiet, po tym, jak jedna z nich prowadzi jakis nieprzerwany monolog myslowy(?).
Mozna by je jakos nazwac, te litery, zamiast imion mnie draznia.

Przepraszam, zem bez polskich, Narodowych znakow nagryzmolila ''dwa slowa'', lecz wina nie ma - bowiem zlosliwosc rzeczy martwych jest niewyobrazalna. 😉

Pozdrawiam,
Wilkooka
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.