Naturalia non sunt turpia (I)
15 lipca 2010
Szacowany czas lektury: 18 min
Oktawia była odrobinę zdenerwowana. Na szczęście niewolnik, który jej towarzyszył dostrzegł jej niepokój, bo uśmiechnął się pocieszająco. Quintus był taki kochany... Towarzyszył jej od czasu, gdy była małą dziewczynką, zawsze taki dobry i opiekuńczy. Jeszcze gdy była mała, wystarczyło, aby go poprosiła, aby brał ją na swoje potężne, ciemne ramiona i unosił wysoko, do góry.
Podszedł do wrót i zastukał w nie zdecydowanie.
- Oktawia Kornelia przybywa z Kapui do domu Tytusa Gracjusza. Wielkie wrota, pchane przez dwóch odźwiernych, otworzyły się. Wysoka, elegancko ubrana niewolnica zbliżyła się do nich i uśmiechnęła się, kłaniając jednocześnie, jak przystało osobie zależnej w obecności obywatelki.
- Pani... - oznajmiła miłym, głębokim głosem - dostojnego Tytusa, mego pana nie ma w tej chwili w domu, bowiem udał się na wyprawę, posłuszny rozkazom konsula. Jednak mimo to mamy nadzieję, że wizyta będzie ci miłą - dodała unosząc oczy - Liwia, czcigodna siostra waszej matki oczekuje z niecierpliwością. Mam polecenie zaprowadzić was do niej, gdy tylko
przyjedziecie.
Oktawia skinęła głową i przełknęła ślinę. Oto spotka się za chwilę z kobietą, która zapewne zadecyduje o jej losie. Mimo, że w ich żyłach płynęła ta sama krew, obawiała się tego spotkania. Cóż, była tylko młodą, piętnastoletnią dziewczyną z prowincji, zaś rodzina Gracjuszy
była jedną z najznamienitszych części tej tajemniczej i dziwnej mozaiki, jaką stanowił Rzym.
Rzym... nieśmiertelnie miasto, o którym marzyła skrycie w pokoju, który zmuszona była dzielić ze swymi trzema siostrami. Matce nie było dane znaleźć tak oszałamiającej partii, jak jej siostrze. Rzym... o którym trwożnie i skrycie, pod osłoną ciemności nocy, szeptała ze starszą o
trzy lata siostrą. Antonia, jak przystało na obywatelkę Rzymu mieszkającą na prowincji, w wieku czternastu lat opuściła dom rodzinny i przeniosła się do domu męża - rzymskiego urzędnika niższej rangi. Kiedy odwiedzała dom rodzinny, opowiadała młodszej siostrze historie straszne i pociągające zarazem o Mieście i jego tajemnicach. I oto teraz ona, Oktawia Kornelia, była w tym dziwnym miejscu; ba w samym jego centrum! Po drodze mijały święte wzgórze Palatynatu - na którym ongi Romulus zakreślił granice tego, co dziś było Rzymem.
Niewolnica wskazała Quintusowi pomieszczenia dla służby, a Rzymiankę poprowadziła marmurową ścieżką, przez cudownej piękności ogród i perystylium, aż pod ozdobione kolumnami, przywodzącymi na myśl greckie stoa, wejście do części mieszkalnej. Wszystko tu było inne niż w jej rodzinnym domu. Przechodząc obok misy pełnej świeżych owoców Oktawia nie mogła się powstrzymać - ukradkiem chwyciła winogrono i szybkim ruchem włożyła je do ust. Chłodny, lepki sok rozpływał się na jej podniebieniu fontanną wonnego smaku i orzeźwienia, gdy podążając za niewolnicą znalazła się w cienistym wnętrzu atrium.
Pomieszczenie było olbrzymie - Oktawia była pewna, że zmieściłaby się w nim połowa jej rodzinnego domu. Pośrodku, cichym, łagodnym szmerem spływała woda, wypływająca z marmurowej fontanny. Zachwyciła ją cudowna muzyka kropel i elegancja tego zbytkownego urządzenia. Kiedy jednak przyjrzała się bliżej tej - rzadkiej w jej stronach - instalacji, odczuła zakłopotanie. Ściany basenu, do którego spływała woda pokryte były bowiem mozaiką, piękną i delikatną, ale jednocześnie bardzo nieprzyzwoitą. Oktawia była już, co prawda, dorosłą kobietą wedle rzymskiego prawa - skończywszy miesiąc temu czternasty rok życia, uzyskała prawo do legalnego oznajmienia "ubi tu Gaius, ibi ego Gaia" i zawarcia związku małżeńskiego, ale odebrała jednak dość konserwatywne i - co tu dużo mówić - prowincjonalne wychowanie.
Udając że jakiś kamyk zaplątał się w jej sandał, przystanęła i ukradkiem rzuciła zachłannym spojrzeniem na kolorowy wzór. Czuła, że się czerwieni, ale jednocześnie mozaika fascynowała ją i przykuwała wzrok. Drobne kamyczki układały się w wyraźny - bardzo wyraźny - obraz
kilkunastu mężczyzn z wyprężonymi na baczność członkami, urządzających sobie polowanie na młode Greczynki. Gdzieś w głębi Oktawii zaczęło się budzić dziwne uczucie, którego doświadczyła zaledwie kilka razy, a które napełniało ją jednocześnie tajemną tęsknotą i niepokojem. Jej usta stały się suche, a w piersiach poczuła ciężkie, uderzenia serca. Nagle jednak zorientowała się, że prowadząca ją niewolnica musiała usłyszeć, że Oktawia zatrzymała się. Spojrzała w jej kierunku. Dziewczyna patrzyła bezczelnie na nią, jakby świadoma myśli, jakie przemknęły jej przez głowę. Miała wielkie, błyszczące oczy i nienaganną sylwetkę, którą psuły jedynie odrobinę zbyt duże piersi. Zła na siebie i na służącą Oktawia potrząsnęła głową i kazała się prowadzić dalej, starając się nie myśleć o tym, co oznacza dziwny półuśmiech na pełnych wargach idącej teraz obok przewodniczki.
Po chwili Oktawia uświadomiło sobie, że minęły główne pokoje. Czyżby najpierw była prowadzona do pomieszczenia dla gości? A może to był jeden ze sposobów w jaki ciotka chciała okazać, że nie jest zadowolona z jej wizyty? W końcu służąca zatrzymała się przed wejściem do łazienki.
- Pani, szlachetna Liwia oczekuje niecierpliwie twej wizyty. Oktawia nie zrozumiała. Kazano jej się umyć przed spotkaniem? Niewolnica uśmiechnęła się i wskazała wejście.
- Pani, wejdź proszę. Pani tego domu chciała cię widzieć natychmiast po twoim przybyciu, a właśnie zażywa odświeżającej kąpieli.
Przełknęła ślinę. Czuła się bardzo niezręcznie, przekraczając próg pokoju łaziennego. Zsunęła sandały i z bijącym sercem weszła dalej. Natychmiast podeszła do niej kolejna służąca (rodziców Oktawii był stać zaledwie na jednego niewolnika - chociaż nigdy w ten sposób nie myślała o Quintusie, którego miała bardziej za przyjaciela i opiekuna). Miała na sobie delikatną, półprzezroczystą tunikę, ledwie okrywającą jej ciało. Ukłoniła się i sięgnęła po szaty Oktawii, ale ta potrząsnęła głową. Rozbierać się w towarzystwie obcych ludzi? Westchnęła. W stolicy widać musiały obowiązywać inne zwyczaje. Mimo to odprawiła dziewkę i przeszła do właściwej części łazienki.
Jej oczom ukazało się olbrzymie pomieszczenie. Wyłożone najprzedniejszym marmurem, lśniło elegancją i zbytkiem. Pośrodku, w centralnym punkcie umieszczono wielki, kwadratowy basen kąpielowy, którego bok miał dobrych kilkanaście kroków. To było prawie domowe jezioro - w dodatku ogrzewane prywatnym hypocaustum, o czym świadczyła delikatna para unosząca się
znad wody. Musiało to kosztować fortunę. Do środka tego przybytku prowadziły szerokie schody. Zielonkawa woda delikatnie pieściła stopnie łagodnym falowaniem.
Mimowolnie Oktawia poczuła wielką chęć, aby zrzucić ubranie i zaznać odprężającej ulgi kąpieli. Jej zmęczone kilkudniową podróżą członki wołały o chwilę odpoczynku. Jednak nie była to jej wanna, o czym świadczyli chociażby czterej kąpielowi, stojący między podpierającymi
dach kolumienkami. Każdy z nich dzierżył na długim kiju wachlarz, którym łagodnie poruszał, aby powietrze się nie zastało. Nagle zalała ją fala gorąca, uświadomiła sobie bowiem, że wszyscy byli nadzy. Byli to dorośli i dojrzali mężczyźni, a choć Oktawia orientowała się już w sprawach cielesnych, to jednak widok czterech muskularnych ciał - niewątpliwie męskich wprawił ją w dziwne zakłopotanie. Znowu poczuła uderzenia serca i z wysiłkiem odsunęła spojrzenie od ich członków, które w wyobraźni młodej dziewczyny przyjmowały kształty jakiś wielkich, dziwnych maczug, groźnych i nieodgadnionych. Przez myśl przeszła jej rzucona mimochodem zgryźliwa uwaga zrzędliwej matrony, znajomej jej matki: "gdy raz poczujesz ogień, jaki potrafią rozpalić, będziesz już zawsze jak suka, gotowa nadstawić się każdemu, aby tylko zakosztować rozkoszy". Wzdrygnęła się.
- Ach, Oktawia - usłyszała głośne wołanie - Nareszcie jesteś!
Jej spojrzenie powędrowało wgłęb sali, w kierunku wołającego ją głosu. Liwia. Siostra jej matki, która od tej pory miała być jej prawną opiekunką - a w praktyce władczynią jej losu. Takie było jej przeznaczenie, bowiem dzięki zrządzeniu bogów, Liwia stała się władczynią potężnej fortuny Tytusa Gracjusza, zaś jej matki nie było stać na opłacenie posagu młodszych córek.
Liwia okazała się być młodą i piękną kobietą. Zbliżała się zapewne do trzydziestki, ale jej ciało pozostawało doskonałe. Oktawia mogła to świetnie ocenić, bowiem siedząca w drugim końcu basenu rzymianka była zupełnie naga. Nie okrywała jednak skromnie swoich członków, ba -
przeciwnie, siedziała z szeroko rozpostartymi rękami, pozwalając, aby jej kształtne, jędrne piersi raz po raz łobuzersko wystawały nad powierzchnie wody. Obok niej siedziały dwie młodsze rzymianki, które najwyraźniej wymieniały uwagi na jej temat, bowiem nachylały się ku sobie szepcząc cicho i spoglądając na Oktawię spod długich rzęs. Obie dziewczyny były nagie i obie siedziały w pozach, które u Oktawii wywoływały mieszane uczucia. Z jednej strony uważała je bowiem za zbyt śmiałe, ale z drugiej... cóż... sama musiała przyznać, że zazdrościła im owej swobody.
- Pani Liwio... - Oktawia skłoniła się zgodnie z nakazami wychowania. Liwia roześmiała się dźwięcznie.
- Oktawio, Oktawio... - powiedziała kręcąc głową i rozchlapując drobne kropelki - ledwie przyjechałaś, a już tytułujesz mnie, jakbym była stateczną rzymską matroną w kwiecie wieku. Czy naprawdę tak się zestarzałam, od kiedy widziałam cię po raz ostatni?
Dwie przyjaciółki siedzące obok Liwii zachichotały, a Oktawia poczuła się bardzo niezręcznie.
- I w dodatku straszysz nas tymi ponurymi minami - dodała Liwia, z trudem hamując rozbawienie - ściągaj te ciuchy i dołącz tu do nas. Musisz mi opowiedzieć, jak przebiegała podróż.
- Ale... - Oktawia chciała nieśmiało zaprotestować
- Nie ma żadnego ale... - przerwała jej ciotka władczym głosem, po czym skinęła ręką na jednego z niewolników - Przynieście nam wina. Tylko jakiegoś specjalnego, w końcu Oktawia jest specjalnym gościem, chociaż właściwie nie: od dzisiaj jest już domownikiem.
- Może byś przedstawiła nas, Liwio, bo umieramy ze zniecierpliwienia, żeby poznać młodą Oktawię. W końcu nowa twarz w tym nudnym mieście, a ty trzymasz ją tylko dla siebie... - dodała jedna z nieznajomych. Miała głęboki, wibrujący głos - a może po prostu postarała się nadać mu takie brzmienie. Jej ciało był wyraźnie ciemniejsze od pozostałych, choć nie tak brązowe, jak posągowe kształty niewolników kąpielowych. Najwyraźniej pochodziła z którejś z południowych prowincji - a może nawet spoza Italii.
- Wiem co ci chodzi po głowie, ty czarnowłosa chuliganko... - roześmiała się Liwia, uderzając lekko dłonią w powierzchnię wody, tak, że delikatny wachlarz srebrzystych kropel spadł na twarz jej rozmówczyni - ale masz rację. Gdzie moje maniery.
- Oktawio, poznaj moje... - Liwia zawiesiła głos na chwilę - przyjaciółki. To jest Julia Druza. Uważaj na nią, ma jak najgorszą opinię w Rzymie, od kiedy przyjechała tu pół roku temu z dalekiej prowincji w Bettyce. Pomyśl tylko - wystarczyło sześć miesięcy, a już podbiła całe to dekadenckie miasto swoimi przygodami. Jest prawdziwym postrachem wszystkich dobrze prowadzących się młodzieńców i panien na wydaniu.
Julia zrobiła obrażoną minę, po czym pokazała Liwii obsceniczny gest i demonstracyjnie obróciła się do koleżanki.
- Widzisz, co mnie spotyka we własnej wannie - westchnęła obłudnie Liwia
- Ach, ta dzisiejsza młodzież. O, boska Izydo - chyba naprawdę się starzeję. Już niedługo będę chodzić po Forum i spluwać z obrzydzeniem na widok rozpustnych obyczajów, mamrocząc w kółko "o, tempora - o, mores!".
Oktawia przygryzła wargi, żeby nie parsknąć śmiechem. Mimo pewnej ekscentryczności, Liwia wydawała się milsza, niż sobie ją wyobrażała, a jej humor był zaraźliwy.
- To zaś jest jedyna osoba, która może iść z Julią w zawody, jeśli chodzi o opinię - kontynuowała rzymianka - Oto Klaudia Tercja Kabilla. Jest zresztą przyrodnią siostrą Julii. Wydało ją to samo łono, bowiem jej matka była poprzednio żoną Marka Lucjusza Druzy, obecnie setnika któregoś tam legionu, wysłanego właśnie przez Senat, aby bronić naszych
posiadłości w Hispania Beatica.
Klaudia roześmiała się.
- Dzięki polityce i wojnie, nasze rzymskie genes są tak pokręcone, jak nadmorskie sosny, albo jak włosy łonowe Afrykańczyków. Ale to, co mówi Liwia, jest prawdą. Mojemu ojcu nakazano rozwieść się z matką wieki temu. Zresztą, ja nie narzekam, bo dzięki temu sprokurował mi śliczną, siostrzyczkę o skórze koloru greckiej oliwy - roześmiała się ponownie i niespodziewanie ujęła twarz Julii w dłonie i pocałowała ją w same usta.
Oktawia zamarła, bowiem nagła reakcja Klaudii była dla niej zupełnym zaskoczeniem. Owszem, potrafiła zrozumieć uczucia siostrzane - sama przecież miała ich kilka, ale pocałunek, który ujrzała, jakoś nie wydawał się jej... braterski. W dodatku Julia nie wydawała się nim zaskoczona.
Jeszcze dziwniejsza była reakcja Liwii, która nie tylko nie przerwała trwającego kilka sekund pocałunku, ale jeszcze przyglądała się mu z dziwnym błyskiem w oku. Oktawii na chwilę przemknęło przez myśl wspomnienie chwili, gdy w sprzątając pokój ojca natknęła się na schowany w papierach zwój, zawierający opisy i obrazy scen, które były na pewno zakazane... ale których oglądanie sprawiło jej niekłamaną przyjemność.
- To zaś jest - przerwała tok jej myśli Liwia - Oktawia Kornelia, córka mojej drogiej siostry. Oktawia została przysłana do mnie, abym zadecydowała o jej przyszłości i wydała ją dobrze za mąż, najlepiej za jakiegoś bogatego, starego patrycjusza, którzy bywają u mnie na ucztach.
Choć Oktawia pewnie marzyłaby o jakimś urodziwym młodzieńcu, którego jedynymi zaletami są piękne oczy, szerokie bary i mocarny... hm... gladius, nieprawdaż, kochanie?
Oktawia czuła, że zalewa się rumieńcem, jakby była podlotkiem, który jeszcze trzyma się tuniki matki, a nie dorosłą (co prawda od niedawna) kobietą. Była wściekła na siebie i na ciotkę, która w żywe oczy kpiła z jej prowincjonalnego pochodzenia.
- Pani, jestem pewna, że na radzie i decyzjach twoich, mogę jedynie skorzystać, jak zapewniała mnie moja matka.
Liwia machnęła ręką.
- Doskonale wiem, co o mnie myślisz - parsknęła - ale już ty się nie bój, potrafię zadbać o bliską mi rodzinę. Na pewno przygotujemy cię tak, że będziesz... hmmm... najbardziej pożądaną osobą na Siedmiu Wzgórzach.
- O tak, niewątpliwie - zachichotała Julia - już Liwia się tobą zajmie... - dodała, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Klaudia wykorzystała moment i nagłym ruchem wpakowała siostrę pod wodę.
- Oktawio, cieszę się, że mi ufasz... - ciągnęła tymczasem Liwia - ale miałaś zrzucić te przepocone ciuchy i dołączyć do nas w odprężającej kąpieli, a jednak nadal stoisz w zakurzonej i przepoconej tunice.
- Pani - wyszeptała zakłopotana Oktawia - nie zwykłam obnażać się pośród...
- Oktawio - jęknęła Liwia - na litość Wenus, przecież chyba chcesz się wykąpać, a nie myśl, że wpuszczę cię do wody w tych łachach, które wyglądają, jakby zwiedziły z tobą pół Italii. Po za tym - dodała przeciągle - mam przecież ocenić twoje szanse na udane małżeństwo, nieprawdaż? Chyba powinnam wiedzieć, jak wyglądasz?
Oktawia zaczerwieniła się jeszcze bardziej i spojrzała wymownie na obie siostry, które już uspokoiły się po krótkiej szamotaninie w wodzie.
Julia uśmiechnęła się miękko.
- Nie obawiaj się. Julia i Klaudia potrafią... docenić, że ukażesz nam swoje tajemne skarby. Zresztą, same nie mają oporów, żeby pokazać to i owo, prawda?
Siostry uśmiechnęły się szelmowsko i zgrabnie wsunęły się na wystający ze ścian basenu, choć nadal zanurzony stopień. Uklękły na nim i wyprężając bliźniaczo podobne tyłeczki, zastygły na chwilę w niedwuznacznej pozie, która nasuwała skojarzenia z mozaiką z fontanny. W dodatku w jednej chwili odwróciły głowy w kierunku Oktawii i rozchyliły delikatnie usta, jakby w cichym wezwaniu, aby do nich dołączyła.
Oktawii zabrakło tchu, ale na szczęście Klaudia straciła równowagę i z głośnym pluskiem wpadła do wody, pociągając za sobą Julię, mimo jej rozpaczliwych prób zachowania równowagi. Po chwili obie podpłynęły pod wodą do siedzącej Liwii niby dwie greckie syreny i wynurzając się zajęły miejsca po jej obu stronach.
- Oktawio - powiedziała Liwia najbardziej patrycjuszowskim tonem, na jaki ją było stać - Czekamy. Jesteśmy bardzo ciekawe - dodała pozwalając, aby obie młodsze rzymianki położyły głowy na jej nogach.
Oktawia czuła się potwornie. Miała wrażenie, że wszyscy skupiają się na niej - i pewnie tak było. W dodatku obserwowały ją obce osoby, a nawet mężczyźni. Co z tego, że byli to niewolnicy, skoro w rodzinnym domu nie miała okazji przyzwyczaić się do traktowania ich jak elementu wyposażenia domu? A Quintus... Quintus był przyjacielem, prawie jakby był stanu wolnego. Nie potrafiła o nim myśleć jak o instrumentum vocale, jak zwykło się nazywać sługi.
Powoli, z wahaniem odpięła klamrę wierzchniego płaszcza. Zsunął się z niej, spływając łagodnym ruchem do jej stóp. Była teraz w samej tunice, przepasanej jedynie kobiecym paskiem. Bała się unieść wzrok, żeby nie napotkać spojrzeń starszych rzymianek. Czuła się zdradzona i poniżona. Jak ciotka mogła na to pozwolić?
- Dalej - usłyszała zduszony, gardłowy szept Liwii.
Sięgnęła ku zapięciu pasa. Nie chciała tego robić. Miała wrażenie, że krew pulsuje w jej skroniach jak uderzenia kowalskiego młota. Chwilę szarpała się z klamrą, gdy niezręczne palce próbowały poradzić sobie z oporną sprzączką. W końcu pas opadł, a tunika wygładziła się na jej ciele. Czuła się podle, jak wystawiana na sprzedaż niewolnica, a może nawet gorzej. Niewolnice, które prezentowano nago, były przecież ładne - niektóre z nich to prawdziwe piękności, podczas gdy jej ciało miało wszelkie cechy niezgrabnego, dorastającego szczeniaka. Choć biodra zaczęły już powoli nabierać szerokości, piersi ledwo zaczęły się wybrzuszać. Oktawia gorąco modliła się do boskiej Wenus, aby przyspieszyła ten proces, miała bowiem wrażenie, że wygląda jak chłopak, podczas gdy nawet o rok młodsza od niej Cynthia mogła już uchodzić za dojrzałą kobietę.
Kątem oka złowiła wpatrzone w siebie spojrzenia. Niewolnica? Nie, oni nie traktują jej nawet jak niewolnicę. Oglądają ją jak sprzedawaną na targu młodą klacz.
Usłyszała, że Liwia wstaje i idzie po dnie basenu w jej kierunku. Zacisnęła oczy.
- Oktawio - powiedziała Liwia cicho - zdejmij tunikę. Teraz.
Nie miała siły protestować, zresztą wiedziała, że na nic by się to nie zdało. Posłusznie sięgnęła po materiał i zdjęła ubranie przez głowę. Stała przez chwilę, po czym bezwiednie przesunęła rękę na łono, zasłaniając ją przez wzrokiem kobiety.
- Jesteś... zachwycająca - usłyszała szept Liwii - taka niewinna i rozkoszna.
Nie zareagowała. Pewnie rzymianka chce zakpić z jej prostoty. Nagle zadrżała, gdy poczuła na swoim ręku wilgotną dłoń ciotki. Otworzyła oczy. Liwia stała przed nią, na okalającym basen stopniu. Jej piękna, elegancka twarz znajdowała się na wysokości jej kobiecości.
- Pokaż ją - powiedziała Liwia dziwnym, nienaturalnie zduszonym głosem i ujmując dłoń Oktawii odsłoniła ją zupełnie. Dziewczyna zamarła - nikt jeszcze nie oglądał jej tak dokładnie. Nagle przez jej ciało przebiegł dreszcz, a wszystkie zmysły nagle rozpaliły się do czerwoności nieznanym dotąd uczuciem. Liwia położyła dłoń na jej łonie, nakrywając jej delikatną, wrażliwą skórę subtelnym dotykiem. Nagle, ku swojemu zakłopotaniu poczuła, jak jej wnętrze zaczyna odczuwać dziwną, tajemniczą tęsknotę za czymś nieokreślonym. Wiedziała, że nie powinna -
nie może - teraz pokazać po sobie, że opanowało ją to uczucie wilgoci w okolicach jej krocza, które powinno towarzyszyć jedynie oblubienicy w spotkaniach ze swoim mężem.
Liwia powolnym ruchem, jakby od niechcenia, przesunęła palec po jej młodziutkiej brzoskwince. Iskry przebiegły przez ciało dziewczyny, odbierając jej dech. Rzymianka przysunęła twarz do jej łona i złożyła na nim, swoimi pełnymi, lekko rozwartymi ustami najdelikatniejszy z pocałunków. Oktawia płonęła cała, miała wrażenie, że za chwilę upadnie.
Kobieta cofnęła się i tylko delikatnie pogładziła delikatne włoski nieśmiało okalające jej skarb.
- Pani... - wyszeptała dziewczyna z natężeniem wpatrując się w dal, usiłując zapomnieć o tym, co się przed chwilą stało - wiem, że osiągnęłam już wiek dorosły, ale Wenus nie obdarzyła jeszcze mojego łona tyloma włosami, ile powinna mieć dojrzała kobieta.
Liwia drgnęła i cofnęła rękę.
- Oktawio - szepnęła - twoja naga jamka jest najwspanialszą rzeczą, o której wiele kobiet w Rzymie może tylko marzyć. I będą o niej marzyć, zapewniam się - Chwyciła jej dłoń
- A teraz... dołączysz do nas.
To rzekłszy, chwyciła ją za rękę i pociągnęła ją mocno ku sobie. Nieprzygotowana na taki obrót sprawy Oktawia straciła równowagę i runęła do wody, wywołując pisk, śmiech oraz potężny gejzer wody.
Wypłynęła na powierzchnię, rozchlapując wodę i strząsając krople ściekające jej na oczy. Liwia roześmiała się, patrząc jak siostrzenica zabawnie parska, usiłując złapać oddech i odzyskać trochę godności. W końcu, widząc zbliżającego się ciemnoskórego niewolnika, zwinnie podpłynęła do brzegu basenu, wskoczyła na jego krawędź i sięgnęła po karafkę rubinowego wina, którą przyniósł. Rozlała ciemną zawartość do kielichów i wróciła do młodych rzymianek. Wyciągnęła ku Oktawii rękę z pięknym pucharem.
- Kochanie... - powiedziała - jesteś prześlicznym stworzonkiem. Wybacz mi tę dokładną lustrację, ale przecież mam zająć się tobą, prawda? Wypijmy na zgodę.
- Pani... - Oktawia skłoniła głowę.
- Córeczko, jesteś okropna - pokręciła głową Liwia - Nie nazywaj mnie tak. Masz mówić mi: Liwio. Wypijmy za to.
Oktawia zaniemówiła, ale pragnąc ukryć zmieszanie, zanurzyła usta w pucharze i pociągnęła solidny łyk. Fala gorąca zalała jej gardło, bowiem wino było mocne i pachniało jakimiś dziwnymi przyprawami, których smaku nie była w stanie rozpoznać. Liwia obserwowała ją uważnie, sącząc swój napitek. Oktawia wzięła kolejny łyk, czując, że błogosławione ciepło
rozpływa się po jej ciele. Na chwilę zapomniała, że znajduje się naga, w obcym miejscu, otoczona przez trzy równie nagie osoby, które w dodatku zachowują się tak, jakby była to dla nich najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Wprawdzie wszyscy znajdowali się w wodzie, ale jej krystaliczna przejrzystość nie pozwalała na schowanie swego ciała przed spojrzeniami.
- Widzę, że nasze rzymskie specjały przypadły ci do gustu - wymruczała Liwia
- Jest doskonałe, pani - wyraziła szczerze swoją opinię Oktawia.
- Ach ty! Chyba umyślnie podkreślasz, że jestem od ciebie starsza, ale popatrz, ja też jestem młodziutka, a moja gorąca muszelka Afrodyty jest tak samo niewinna jak twoja.
Niewiele myśląc, rzymianka chwyciła zaskoczoną siostrzenicę za rękę i skierowała ją w kierunku swojego łona. Oktawia z wrażenia o mało nie wypuściła kielicha. Jej palce natrafiły na delikatną, wypielęgnowaną skórę. Liwia usunęła najdrobniejsze nawet włoski; jej kobiecość lśniła aksamitną, nienaganną, młodzieńczą niewinnością.
- Ja... ja - jęknęła Oktawia
- Taak? - spytała przeciągle rzymianka, patrząc jej głęboko w oczy
Jej dłoń pociągnęła palce Oktawii jeszcze niżej, aż do miejsca, w którym subtelny wzgórek rozchylał się na dwa urocze listki. Oktawii kręciło się w głowie, a jej ciało przepełniał dziwny żar. Pierwszy raz dotykała kogoś w taki sposób. Serce łomotało jej w piersiach, a myśli plątały
się, uciekając gdzieś na boki. Julia i Klaudia patrzyły się na nie i musiały widzieć, co się święci. Ich oczy błyszczały, jakby siostry nie chciały stracić najmniejszego ruchu w tej dziwnej scenie.
Liwia przez chwilę gładziła palcami swojej siostrzenicy owo tajemne miejsce, w którym złączenie dwóch płatków tworzyło delikatny łuk. Przez chwilę jej spojrzenie przesłoniła mgła, ale zaraz opanowała się, roześmiała srebrzystym, głośnym śmiechem i puściła dłoń Oktawii.
- No, moje małe kobietki: koniec tych kąpieli - oznajmiła - czas wyjść z wody, zanim nasza skóra nie zamieni się w zmacerowane rodzynki.