Old Friends (II)
6 października 2018
Szacowany czas lektury: 22 min
Kontynuacja, retrospekcja. Intensywna i bezpośrednia, nieco nie ociosana, gdyż drwal zajęty - miejmy nadzieję, że będzie mu wybaczone.
Maja jeszcze smacznie spała, gdy obudził mnie blask dochodzącego przez niedomknięte drzwi światła z przedpokoju. Rozkopana kołdra, rozrzucone ubrania - świadkowie emocji, które ledwie kilka godzin wcześniej rozpaliły nasze ciała. Leżała odkryta, kołdrę obejmowała nogami, zaś stłumione światło oświetlało jej piękną, nagą, wypiętą pupę. Mimowolna reakcja mojego ciała pozwoliła mi wierzyć, że jestem normalnym facetem, lecz nie był to czas, by znów ulegać chęciom. Ubrałem się po cichu i gdyby nie stukająca o wszystko złośliwie sprzączka paska, uwierzyłbym że nadaję się do szkoły kung-fu. Położyłem na biurku przyniesione wczoraj notatki, nabazgrałem na pierwszej kartce niezgrabne XOXO i… zabrałem ze sobą jej majtki. Nie, nie byłem fetyszystą, po prostu chciałem by szukając ich rano przypomniała sobie jak pozbywała się ich wczoraj, doprowadzając moje zmysły do skraju szaleństwa, obnażając przede mną tajemnicę, o której nie odważałem się nawet marzyć. Trzymając w jednej ręce buty, przytrzymując drugą drzwi wyszedłem - tym razem po cichu.
Było zimno, niezwykle zimno, pod stopami chrupał gruby, puszysty śnieg, który spadł nie dalej niż dwie lub trzy godziny temu. Od wewnątrz grzała mnie jeszcze adrenalina i migawki obrazów niedawnych doznań, lecz i ich czas powoli cichł wraz z milczącą czernią dokoła. Cały świat wydawał się spać, spał też wiatr, a jedynym dowodem na to, że nie zatrzymał się i czas była leniwie migająca żarówka, rzucającej na śnieg rdzawe światło lampy drogowej w oddali. Szedłem szybko, między blokami, wśród pokrytych czapami białego puchu i lodu samochodów, zmęczony, na wpół-śnie dotarłem do siebie… Zasnąłem szybko…
***
Marek był facetem Mai już gdy ich poznałem. Jest dość wysokim i dobrze zbudowanym brunetem o lekko kręconych włosach, sporo starszym od nas i porządnie doświadczonym przez los, który psuł jego wcześniejsze związki. Zbliżył się do niej, gdy na pierwszym roku studiów próbowała odnaleźć się w nowym mieście, samodzielna i ciekawa świata nie zadręczała się zbyt często myślami o dalekiej przyszłości. Marek miał wtedy 33 lub 34 lata. Stracił dla niej głowę odkąd usłyszał w bibliotece akademickiej jej pierwsze „cześć, zaprowadzę Cię po tę książkę”, po czym wzięła go za rękę...i zaprowadziła… i tam, i do swojego serca…. i na stancję, gdzie pozwoliła mu dogłębnie poznać chyba wszystkie nieznane mu wcześniej pozycje z katalogu… kama sutry. Poza słabością do Mai był jednak dość twardo stąpającym po ziemi facetem, którego emocje nie budziły się, ale i nie spalały równie szybko jak choćby moje. Z racji wieku i doświadczeń miał też dość spory dystans do siebie, do seksu, relacji, przyjaźni i wszystkiego tego co się z tym wiązało. Ufał jej i to mu wystarczało, ufał jej sercu i cieszył tu i teraz, nie za 10 lat. Od zawsze były między nimi iskry – on pożądał każdego milimetra jej młodego ciała, ona ubóstwiała oddawać mu się na wszystkie dzikie sposoby, by choćby z przekory, posiąść pełną władzę, choć na chwilę, nad jego nienaruszalną samokontrolą. Kochali się bardzo dojrzałą miłością, pełną akceptacji wobec różnic wieku i temperamentu, pełną zaufania, taką, która jest już na zawsze. Nie bał się więc o mnie, ufał i mi, a ja nie zamierzałem tego zaufania zepsuć. Dla Mai było to trochę jak podpałka do grilla, gdy lubiła drażnić się ze mną, wytyczać granice i ciągle lekko je naginać, zaś dopiero przy nim rozkręcała się jak tornado, traktując mnie niemal jak powiernika ich intymności. Byliśmy zresztą w swoim towarzystwie często, czasem na saunach, czasem śpiąc w namiocie nie mieliśmy zbyt wiele miejsca by powstała między nami jakakolwiek bariera prywatności.
***
Tego dnia zaplanowaliśmy mały, niemal spontaniczny – co w Marka słowniku znaczy zaplanowany w mniej niż tydzień – wyjazd w góry. Mai 27 urodziny zbiegały się dość blisko z moimi imieninami, więc postanowiliśmy to uczcić w jakimś lepszym miejscu, oderwać się od codzienności i pozwolić sobie na głębszą szklankę whisky bez telefonów, biegu i bezustannie czyhających na nas demonów, zwanych obowiązkami. Komputer wybrał dla nas dwupokojowy, całoroczny domek gdzieś na Podhalu, w miejscu, do którego o tej porze roku dojechać można zapewne tylko SUV-ami z napędem na cztery koła. Szczęśliwie Marek właśnie takie auto miał, nie mieliśmy więc żadnych obaw ani o dojazd, ani o przestrzeń na bagaże, grube śpiwory, czy też drewno do kominka. W powietrzu wisiał bardzo fajny wyjazdowy dreszczyk i choć zarówno Maja, jak i ja byliśmy wobec siebie swobodni, jak zawsze, trudno było nam powstrzymać się przed głodnymi spojrzeniami i udawać, że nie pamiętamy tamtej wyjątkowej nocy. Poza tym ta Przekora za nic w świecie by sobie tego nie odpuściła. Ubrana w elastyczną ciepłą spódniczkę, grube getry, rozciągnięty gruby sweter, sportową białą kurtkę i kolorową czapkę zasiadła koło kierowcy. Ja, z tyłu, mogłem więc rozsiąść się jak w limuzynie, podziwiając ginące w czapach śniegu drzewa przy drodze.
Marek włączył jakiś smooth jazz. Słońce, które dość skąpo darzyło nas światłem o tej porze roku zaczęło się już chować i w aucie panował półmrok. Oparty wygodnie o kanapę przymknąłem oczy, patrząc jednak na świat leniwie. Odpoczywałem, patrząc przez wpół zamknięte powieki jak prawa dłoń Marka gładziła udo Mai. Byli raczej pewni, że śpię. Przesuwał dłoń jakby chciał nakarmić ją jej ciepłem, wędrowała pod spódniczkę, by po chwili wrócić i spróbować znów… Powolutku, lecz tak by to widział, uniosła się w pewnej chwili by podciągnąć spódniczkę wyżej i rozchyliła nogi, na tyle na ile pozwalał jej fotel… - Wiesz kolego, te skarby muszą poczekać, pomyśl sobie o nich, pomyśl jak mokra teraz jestem, ale… nie waż się dotykać, bo po łapach – powiedziała głośno tak, by porządnie go zakłopotać, a i ja zbudziłbym się z pewnością, gdybym spał. Pyskata Łobuzica - jak ją nazywałem w myślach i na jawie – uwielbiała się droczyć, a im bliższa to osoba tym bardziej. Był to więc dla mnie niemal komplement gdy zawstydzała nas jednego przed drugim, a sama bawiła się przy tym doskonale.
Gdy dojechaliśmy było już całkiem ciemno. Czekał na nas przygotowany i już rozpalony kominek, a na stole butelka czerwonego wina i szklanki. Ośrodek okazał się być ekskluzywnym osiedlem małych domków, a w jego centralnej części znajdował się delikatnie oświetlony ośrodek SPA. Sam domek był wykończony drewnem wewnątrz, doskonale wyposażony, ze sporym jakuzzi w łazience i roletami w oknach dając gościom niezwykłe uczucie ciepła, intymności i spokoju. Był nawet sprzęt grający i ekspres do kawy.
Czego sobie pani życzy ma’am? I gentleman? - Spytałem śmiejąc się, zmierzając w stronę aneksu. Chociaż nie przemarzliśmy zima dała się odczuć podczas podróży i ciepła kawa zdawała nam się najprzyjemniejszym ze wszystkich nektarów, którymi Ziemia mogła nas uraczyć. Z głębi pomieszczenia dobiegł mnie głos aprobaty… dobiegł też ciepły głos Sade.
Maja tańczyła na środku pokoju. Nie zwracając na nas uwagi smakowała pieszczące ją dźwięki. Miała zamknięte oczy i poruszała się tak lekko, jakby unosiła się w powietrzu. Płynęła wraz z dźwiękiem, a jej spódniczka poruszając się w rytm bioder nie pozwalała oderwać wzroku od zgrabnych ud. Do tego mróz z czasem przegrał walkę z kominkiem i po całym pomieszczeniu rozlało się przyjemne ciepło, wystarczające by Maja po którejś piosence zdjęła grube getry. Widok jej nagich, idealnie gładkich ud po prostu nie mógłby się znudzić.
Usiedliśmy w końcu, gdy do ciepła dołączył kolejny, wypełniający dom objaw przyjemności – zapach dobrej, mocnej kawy.
Maja przysiadła się do Marka na kanapie i siedząc po turecku ujęła kubek w dłonie przez grube rękawy swetra, ja po prostu wziąłem kubek z uchem, a Marek, zmęczony drogą... przysnął. Zwilżając usta gorącą kawą droczyła się ze mną, tym razem niemo, jakby sama świadomość wpływania na mnie była jej używką. Rozchyliła lekko usta patrząc mi w oczy, oblizała je powolutku czubkiem języka i zamknęła je powoli tak jakby chciała wprowadzić mnie w trans… Nie przerywając kontaktu wzrokowego uniosła odrobinę kolana, a spódnica uniosła się na nich tak, że mój wzrok nie był w stanie jej zignorować… W cieniu materiału, w odbiciach płomieni dostrzegłem… wilgotne, rozchylone wargi jej różowej cipki. Oniemiałem! Zemściła się za moją wczorajszą „kradzież” i czerpała z tego nieopisywalną satysfakcję. Tym większą, że jej wzrok powędrował natychmiast na moje dresy, z których jak można się było domyślić natychmiast ujawnił się rosnący, niewygodny kształt mojej męskiej tożsamości. Miałem erekcję już dziś wcześniej po wielokroć, a rozbudzony organizm gotowy był powtórzyć swą gotowość niemal natychmiast. Rósł, coraz mocniej gdy patrzyła to na niego, to na moje oczy, oblizując się znów gdy próbowałem opanować się tak, by ukryć to przed Markiem - ułożyć inaczej spodnie, siąść bokiem, ale gdy podciągnęła spódniczkę mocniej po prostu nie mogłem oderwać wzroku, a nawet nie próbowałem. Nie bałem się reakcji Marka, a raczej swojej! Wtedy Maja odłożyła kubek i podeszła do mnie i szeptem poprosiła mnie na swój szelmowski nieodmawialny, mruczący sposób - „zatańcz ze mną… teraz… bo nie pozwolę ci się dziś dotknąć… I mean it kotku”.
W uszach pulsował mi cały świat. Przylgnęła do mnie tak, że niemal czułem, że tylko dwa skrawki materiału dzielą nasze ciała od ponownej rozkoszy, choć rozsądek, a raczej jego skrawki, broniły się jeszcze. Wolna piosenka, jej ciepło, wtuliła głowę w moje ramię. Jej włosy pachniały lawendą, i choć uspokoiłem się trochę, adrenalina wrzała nadal gotując w moim ciele erotyczną bombę. W pewnej chwili zauważyłem, że Marek nie spał… obserwował nas i dobrze rozumiał na co patrzył… Był podniecony i świadczyły o tym nie tylko jego spodnie, ale spojrzenie, głodne Mai tak, jak niedźwiedź gdy przebudzi się ze snu. Spojrzała na niego spokojnie jak zawsze… zaprosiła spojrzeniem by do nas podszedł. Po chwili zarzuciła mu ręce na szyję i falując biodrami w rytm piosenki zbliżyła się do niego, ocierając udami o jego krocze. Zostawiłem ich, siadłem na kanapie by nie sterczeć w środku pokoju ze sterczącym „sprzętem”, który przez cienki materiał gotów był podglądać wszystko co robili. Dopijając chłodną kawę, myślałem o napięciu, które wypełniało nasz mały domek, o własnych poglądach, o tym co będzie dalej i gdzie jest granica mojej ciekawości. Otumaniony podnieceniem czułem, że czerpię rozkosz z samej świadomości tego co się dzieje, przesuwałem i usuwałem liczne granice tak, że niewiele z nich zostało. Nie chciałem porno z ich udziałem, ale całym sobą, każdą szarą komórką i całym ciałem pragnąłem zaspokoić ciekawość tego jak się kochają i - choć bałem się o tym myśleć - brać w tym udział. Nie wiedziałem jeszcze, że mój lęk był całkiem nieuzasadniony...
Pocałowała go, najpierw ustami, powoli, potem delikatnie wysunęła język tak by spotkał się z jego językiem. Jego dłonie ścisnęły jej pośladki, a ciała jak sklejone tańczyły już teraz jakby były jednym. Szeptała coś do niego… Wahał się przez chwilę… po czym odszeptał: „chcę, zawsze chciałem”.
Nie powiedzieli mi, domyśliłem się. Marek był wzrokowcem, było w nim coś dzikiego, coś zwierzęcego, co podniecało Maję dużo silniej niż książka, którą wczoraj czytała. Zatracała się w tym. Obrócił ją tyłem do siebie i wpił się ustami w jej kark, przesuwając dłoń w górę nagiego uda… całował ją mocno przyciskał do siebie jakby zmuszał by masowała pupą jego przyrodzenie. Gdy odchylała głowę do tyłu nie kontrolowała się już, to nie ona lecz on tak naprawdę posiadał ją tak jak tylko chciał. Ich namiętność i intymność rozpalały się na moich oczach. Jak każde z nich pragnęło dotyku tego drugiego, tak i starało się czerpać rozkosz z dawania jej.
Podsunął rękę wyżej… jęknęła gdy dotknął nagiej, od dawna już nabrzmiałej łechtaczki. Pragnę Cię – mruczała do niego wystarczająco głośno bym i ja to usłyszał. Marek pocałował jej odchylone do tyłu usta nie przerywając masażu. Drugą ręką rozpinał jej spódniczkę, a gdy rozpiął całkiem, rzucił ją mnie, dając jasny znak, że nie jestem tylko przypadkowym widzem. Przerwał tylko po to, by podejść bliżej, pozwolić mi patrzeć z bliska jak zdejmuje jej sweter, podciąga koszulkę, by zostawić ją całkiem nagą. Nadal opierała się o niego gdy tym razem objął jej piersi. Stali nieco bokiem do mnie, więc widziałem że i jej dłonie stały się niecierpliwe. Czułem się nieswojo, jeszcze bardziej, bo o to odczuwałem ciągłe i silne podniecenie, rosnące z każdym centymetrem z którym jej ręce zbliżały się do rozpychanych erotyczną siłą spodni Marka. Odwróciła się, masując go przez spodnie całowała, pełna pasji i pragnienia, by ujrzeć go spełnionym. Chciała poczuć znów w rękach, i w ustach jego członka, patrzeć jak rośnie, jak twardnieje dzięki niej, jak ciało Marka reaguje na jej pieszczoty. Rozpięła w końcu jego koszulę i zerwała ją z niego, potem uległ i podkoszulek. Całowała sutki, brzuch, by ostatecznie kucnąć przed nim w szerokim rozkroku.
Byłem może 40 cm od niej gdy rozpięła jego pasek, guzik od spodni i rozsunęła rozporek i pozbawiła go spodni, patrząc się z uśmiechem na to jak w luźnych bokserkach rośnie nieskrępowany spodniami członek. Byłem ciekaw, naprawdę, nie czułem się zainteresowany nim jako facetem, jestem hetero, ale coś wewnątrz mówiło mi, że rozkosz nie ma tak twardej granicy jak jesteśmy uczeni, a erotyzm dotyczy obu płci i to ta harmonia nas podnieca. Erotyczny trans jest stanem umysłu więc jaki jest sens analizować kto jest jego źródłem?
Marek stał nagi, wyprostowany przed Mają, trzymając w dłoni sztywniejący z wolna członek. Był już w erekcji, ale nie był jeszcze sztywny. Tak jak dusza Marka, tak i jego ciało nie pozwalały sobie reagować zbyt szybko, potrzebował bodźców i ona uwielbiała mu je dawać. Wolała patrzeć jak go rozbudza, niż dostawać gotowy produkt. Upewniając się, że patrzę objęła jego członek dłonią dość mocno i zsunęła napletek, ściskając go dalej tak, by napiąć skórę na zakończonej dość grubym uskokiem żołędzi. Pośliniła drugą rękę by dotknąć nią jego jąder… Wsunęła ją też dalej, między pośladki, wprowadzając tym Marka w delikatne zakłopotanie, gdyż jego członek uniósł się do pełnej erekcji niemal natychmiast, on sam syknął z przyjemności. Był o jakieś 5 cm dłuższy i odrobinę grubszy od mojego członka, prosty, idealnie ogolony. Wzięła go do ust, a właściwie dała mu tylko poczuć ich ciepło napinając wargi na samym tylko czubku żołędzi. Potem powolutku, ściskając usta nadal, jakby z trudem wpychała go do ust tak aż objęła nimi całą główkę. Potem wsunęła ją głębiej, jeszcze głębiej, masując go językiem, chciała dać mu wszystko co tylko kobieta może dać mężczyźnie i to było jej spełnienie. Uwielbiała to jak on rośnie w jej ustach. Ale przecież nie taki był plan…
Spojrzała na mnie, uśmiechnięta i rozpalona tak jak wczoraj, ale inaczej, pełniej, nie szykowała się na przygodę, a na dzikość, naturę, harmonię ciał i pełną przyzwolenia, długotrwałą rozkosz. Poprosiła bym znów z nią zatańczył. Pocałowała mnie i chwyciła za rękę. Nie puszczając jej poprowadziła moje palce wprost do swojej cipki tak, by Marek dobrze to widział. Nie zazdrościł, rozpływał się z przyjemności patrząc na jej rozkosz… Tańczyliśmy… Rozebrała mnie tak, jak wcześniej jego. Ciała naszej trójki ocierały się o siebie w powolnym transie, całowaliśmy ją na zmianę, dotykaliśmy, całowaliśmy obaj jej piersi, patrzyliśmy w jej rozanielone oczy gdy doszła po raz pierwszy osuwając się na Marka. On objął ją mocno, znów jak wtedy gdy po raz pierwszy rozpłynęła się w rozkoszy. Tym razem czuła między udami jego członka i była już tak bardzo, bardzo gotowa, tak bardzo chciała więcej, by wybuchnąć przyjemnością. Ja byłem z tyłu, całowałem kark, dłońmi rozchyliłem jej pośladki, pozwalając mojemu członkowi ocierać się o jej gorącą drugą dziurkę. Gotowa na wszystko, gotowa by oddać się nam obu tak jak tylko będziemy chcieli, bez wstydu, bez obaw, mocno, bez słowa pozwoliła położyć się na stole, gdy ja pochylałem głowę nad jej brzuch, a dalej między jej szeroko rozchylone uda. Zacząłem ją lizać, mieszając ślinę z jej już obfitymi sokami. Lizałem szybko, wsuwałem w nią język by chwilę później podziwiać jak stróżka śliny dekoruje lśniącą skórę jej odbytu. Masowałem go palcem sprawiając, że zaciskała mięśnie. Z każdym rozkurczem wsuwałem w nią opuszek nie przestając ssać łechtaczki. W końcu wsunąłem go trochę więcej, akurat gdy Marek podszedł z drugiej strony stołu. Gdy tylko dotknęła jego członka doszła znowu, tym razem silniej, w czasie skurczów błagała bym w nią wszedł, ale w tej chwili bardziej od tego pragnąłem tylko jednego – rozpalić zmysły patrząc na nich. Ssałem dalej pieszcząc obie dziurki, podziwiając jak rozluźnia je coraz bardziej, aż do stanu, gdy rozchylając jej różę mogłem swobodnie podziwiać jej różowe, lśniące od lepkich, perłowych soków wnętrze. Zachwycałem się też tym, jak wielką przyjemność sprawiało jej łapczywe połykanie nabrzmiałego, coraz większego członka Marka...
Chwilę później był już w pełni gotów. Stanął przed nią jak zwycięzca, chwycił za kostki i przyciągnął do siebie tak, że główka członka oparła się swobodnie o całkowicie mokre wejście do jej wyjątkowo ciasnej, zważywszy na budowę ciała, cipki. Nachylił się nad nią tak, by pocałować, jednocześnie ciężarem ciała wepchnął się w nią tak sprawnie, że z jej ust wyrwało się ciche „Aua”, nim zamknął je pocałunkiem, a spięte mięśnie pozwoliły jej wpuścić w siebie naprawdę sporą żołądź. Był delikatny. Dłońmi dotykał piersi i brzucha. Falował biodrami tak, by z każdym pchnięciem być trochę głębiej i idealnie dopasować się do jej delikatnego, ciepłego wnętrza, jednak kształt jego członka i tak sprawiał, że z trudem wycofywał się z niej płycej niż na kilka cm. W końcu zniknął cały, a z każdym ruchem dochodził aż do końca, by wysunąć się i znów wsunąć cały. W oczach Mai widziałem jedynie obłęd, chciałem być bliżej jej rozkoszy ale nie wiedziałem jak.
W końcu wycofał się, wyszedł z niej, odkrywając rozchylone jeszcze przekrwione i nabrzmiałe z podniecenia wnętrze jej róży. Wyszeptała tylko:- Pieprzcie mnie, obaj, proszę… Po czym obróciła się, uklęknęła tyłem do nas i podciągnęła nogi mocno pod brzuch tak, by wyeksponować się maksymalnie. Położyła głowę na stole i wygięła plecy. Nie mogłem powstrzymać ochoty, by znów wessać się w nią, by najpierw wypieprzyć ją językiem, by znów wsunąć palec w jej pupę, potem dwa… Smakowała inaczej, goręcej, zapach członka Marka, który jeszcze przed chwilą w niej był dodawał pikanterii. Przesunąłem język wyżej, przesuwając go wzdłuż wrażliwej skóry między dziurkami i wbiłem go w jej odbyt, a dłońmi rozchyliłem pośladki wprost dla Marka, który chwilę później przysunął się do niej i mocno złapał za biodra, po czym wbił w jej cipkę z całą stanowczością. Nie przestawałem pieprzyć językiem jej pupy, gdy moja ślina spływając wprost na członka Marka sprawiała, że coraz łatwiej i głębiej się w niej poruszał. Byłem w siódmym niebie, podniecony tak, że każdy dotyk członka mógł spowodować mój wytrysk. Przyszedł jednak taki moment, że zacząłem go pragnąć poczuć na nim ciepło jej ust. Maja poddała się już całkiem, a rozkosz w jej oczach mówiła, że Marek pieprzy ją dokładnie tak jak tego pragnęła, niemal uderzał ją swoimi biodrami poruszając się bardzo szybko i bardzo głęboko. Nachyliłem się nad nią, gdy ustami otuliła mojego członka. Czułem jej język, czułem jak bierze go głębiej, owija… sięgnąłem by znów wsunąć w nią palec, ale… skurcze mego członka nadeszły jak piorun zalewając usta Mai strugą słonej spermy. Wiedziałem, że za chwilę wrócą mi siły, chciałem karmić wzrok, patrzeć… ale oczy mimowolnie zacisnęły się gdy w moim kręgosłupie tańczyły ciągle elektryczne fale. Patrzeć też chciał Marek.
Poszliśmy do sypialni. Czerwona pupa Mai prosiła się o klapsa, ale jedyne co pragnąłem wtedy zrobić to przytulić ją. Szła pierwsza stawiając kroki jak na wybiegu, wprawiając tym biodra i pośladki w cudowne kołysanie. Gdy doszła do skraju łóżka wspięła się na nie jak kotka, pozostając chwilę pochylona, na kolanach w szerokim rozkroku...obróciła twarz patrząc na mnie w sposób, którym mogłaby spalić wszystkie bezpieczniki. Pożądałem jej, całej, nie byłem gotów na powtórkę, ale jakaś niewidzialna siła kazała mi czuć jej ciepło jakby miało zastąpić mi cały tlen, którym oddychałem. Podszedłem więc szybko. Położyliśmy się… leżała przodem do mnie, całowałem ją gdy rozpalony nadal Marek położył się za nią i pieścił ją ustami, ręką zaś chyba bezwiednie się onanizował. Wszedł w nią chwilę potem z tyłu, a ja słuchałem jak przyspiesza jej oddech… rosłem… czułem jak znowu rosnę. Podniosłem się i ukląkłem w rozkroku przed jej twarzą. Podniecało mnie to, że Marek zjadał wzrokiem sytuację tak jak ja wcześniej, podniecało i to, że Maja pieściła moje jądra pozwalając członkowi rosnąć powoli i dość mocno, podniecało gdy dotykała krocza i całowała moje berło z niebywałą czułością. W końcu podniecało mnie i to, że i ja zacząłem ją dotykać, masować i masturbować, podczas gdy Marek posuwał ją od tyłu, i to że rozchyliła wtedy uda bym patrzył na to co robię, oboje z resztą czuli tego efekty, bo masowałem ją dość mocno. A gdy to ona zaczęła onanizować mnie Marek w końcu nie wytrzymał… Zatrzymał się na chwilę, zmrużył oczy, chwycił jej biodra jeszcze mocniej, przycisnął tak by wejść głębiej niż to możliwe, pchnął raz jeszcze i ….strzelił prosto w nią, niezliczoną ilością skurczy, które sprawiły, że strużka spermy znajdując jakimś cudem miejsce wypłynęła z niej w końcu, znacząc ścieżkę wzdłuż pośladka na pościel. Opadł na łózko, został w niej, gdy dotykałem ją, jej piersi, pragnąłem jej mocniej z każdą chwilą, z którą wracało moje podniecenie. Podziwiałem jej piersi, stopy, paluszki które zaciskała gdy po plecach przechodziły prądy, pupę, podziwiałem to jak ufnie oddała nam swoje ciało pozwalając na wszystko…
Obróciła się pupą w moją stronę, a ja w końcu zobaczyłem Marka w „stanie spoczynku”. Gdyby to była rywalizacja to zazdrościłbym mu, ale… gdy razem ze mną daje rozkosz swojej Pani, gdy jestem ich kochankiem, to nie ma znaczenia. Wsunąłem się w nią, gdy była jeszcze pełna jego nasienia. Nie brzydziło mnie to, bo uczucie lepkiej wilgoci, które pozwoliło mi bardzo swobodnie się w niej poruszać dawało niezwykłą przyjemność nam obojgu, dodawało też odrobinę perwersyjnego poczucia wyjątkowości tego co przeżywamy, a nie dało się go pomylić z lubrykantem, bo nie zwiększało poślizgu, tylko uczucie kontaktu. Przylgnąłem do jej pleców, ssałem poduszeczki uszu, była tak rozluźniona że nie pytałem nawet o zgodę na to co zamierzałem…. Wycofałem się z niej, przesunąłem członka bliżej i nacisnąłem nim na odbyt, czując jak chwilkę później opór nagle ustał, a rozchylająca się dziurka połknęła mnie, pozwalając wsunąć się gładko aż do końca. Od razu głęboko, ślisko… Jej wnętrze otuliło mnie taką rozkoszą, ciasną, choć miękką, że wytrzymać mogłem tylko dzięki niedawnej ekstazie. Tym razem miał być to pokaz dla Marka, chciałem patrzeć jak erekcja zmienia jego zachowanie, jak rośnie i grubnie jego członek, chciałem by wszedł w nią gdy będę nadal w pupie, chciałem poznać granice rozkoszy jakie jesteśmy w stanie dać tej kobiecie. Poruszałem się w niej słuchając jak jęczy. Kolanem unosiłem jej udo, by widział jak wsuwam się w nią, jak rozchyla się jej róża,gdy nie spina mięśni. W końcu położyłem się na plecach biorąc ją również plecami na siebie, uda miała oparte o moje kolana, więc to ja kontrolowałem to jak bardzo wyeksponowana będzie. I była, tak, że chyba bardziej już nie można . Palcami rozchyliłem jej płatki, wchodząc znów w pupę gładko, ale tym razy płytko, rozpychając ją mocno w nowej pozycji. Po kilku ruchach postanowiłem podsycić klimat jeszcze mocniej i przenosząc dłonie pod rozchylone pośladki Mai uniosłem ją trochę, tak by wysunąć się z rozchylonej, młodej dziurki, której w rozkoszy za mną nie zacisnęła. Marka krew zawrzała gdy zaczął delikatnie ją wylizywać, widziałem jak znów sztywniał, jak wyobraźnia taranowała już jej rozchyloną, ciasną cipkę dodatkowo uciskaną wewnątrz przez mojego członka. Klęknął przed nią, chyba bardziej gotowy niż poprzednio, patrzył jak lśniące krople wilgoci spływają z jednej dziurki do drugiej. Nasunął ją na mnie patrząc jak milimetr po milimetrze jej odbyt obejmuje i połyka śliską główkę mojego narzędzia. Gdy na to patrzył był nie tylko w pełnej erekcji, ale wyraźnie twardy tak, że przez napletek odznaczały się napompowane żyły. Patrzył na jej krocze, patrzył na nią, na nabrzmiałe brodawki i różowe piersi, napawał się tym co widzi, a gdy rozchyliłem kolanami jej nogi jeszcze mocniej naciągnął napletek tak, że jego członek wyglądał jak kawałek żelaza i zaczął go w nią wsuwać. Doszła po raz pierwszy gdy tylko jej przekrwione wargi zacisnęły się na znikającej w nich żołędzi. Konwulsje przeszły w końcu w ekstatyczny trans, gdy wbijał się w nią dalej, powolutku, po kawałku rozpychając jej nabrzmiałą cipkę aż do samego końca. Całowałem jej szyję, obejmowałem brzuch, słuchałem płytkiego oddechu i cichych jęków, gdy Marek pochylony nad nią, wbity głęboko ssał jej piersi. Wtedy wysunął się z niej cały, lśniący od jej soków podziwiał jej różowe wnętrze, którego nie miała już siły, ani chęci zaciskać… Wszedł znowu, do końca, czułem go przez cieniutką skórę między światami obu dziurek, zaczął poruszać się powoli. Wtedy i ja uniosłem swoje biodra by poruszać z nim na przemian, a dłonią masowałem ją od góry. Nie potrzebowałem lubrykantu - poruszane przez Marka soki z jej cipki spływały wprost na mojego członka tak, że czułem jak gładko ślizgam się po wnętrzu jej rozkosznej pupy. Orgazm nadchodził też i dla na nas obu. Ruchy stały się mocniejsze, szybsze, bardziej zwierzęce, głębsze, ścisk dłoni obejmujących jej ciało mocniejszy, w gardle coś odbierało głos, w kręgosłupie zbierało się napięcie. Marek taranował ją tak, że i ja odczuwałem przyjemność, a zalew cudownych bodźców spowodował, że nie czułem gdy wystrzeliłem po raz pierwszy. Nie był to typowy orgazm, nie spiąłem się, nie zablokowałem, lecz zalewałem wnętrze jej pupy strużkami tryskającej spermy z każdym ruchem. Ściskałem piersi dłońmi i wbijałem najgłębiej jak umiem, gdy ostatnie kropelki wyrywały się z mojego członka. Delektowałem się tym co czuję, gdy Marek doprawiony moją ekstazą również zaczął kończyć w niej, tak jak wcześniej napinając pośladki i wpychając w nią jak najgłębiej, by czuła jak sam koniec jej wnętrza masowany jest strugami wytryskiwanego nasienia. Maja zagryzała wargi czując co obaj jej zrobiliśmy, patrzyła w oczy Marka rozanielona, łapała oddech, w oczach miała chyba łzy, roześmiała się… nim opadliśmy z sił dopieściła jeszcze Marka zlizując z niego ostatnie kropelki nektaru… delektowała się chwilą, jak chyba każdy z nas.
- Kto ostatni pod prysznicem? - krzyknęła może z minutę później, zrywając się z łózka, rozczochrana, zmęczona, po jej udzie ciekło jeszcze kilka kropelek świadczących o niedawnej rozkoszy, która dla niej była już chyba odległą historią. Szalona... cała Ona.
***
Zgłodnieliśmy. Wieczór domagał się kolacji. Było swobodnie - nie mówiliśmy już o tym co stało się przed chwilą, a krzątając się przy kuchni skupiliśmy się na jedzeniu. Czuliśmy, że żadne więcej słowa nie są potrzebne, a to co przeżyliśmy nie wymaga ani komentarza, ani wyjaśnienia. Z pewnością też żadne z nas nie zamierzało żałować. Dogasający kominek rozbłysnął znów nowym życiem, a na stół trafiły pyszne kanapki… Podając je Maja nie mogła jednak oprzeć się uśmiechowi, gdy spojrzała na miejsce, które dopiero co podziwiało jej zwierzęcą naturę… Kładąc talerz pochyliła się z premedytacją na prostych nogach, stojąc tyłem do mnie, tak, że pod krawędzią krótkiego szlafroczka uniesionego jeszcze za sprawą przewiązania paskiem zdołałem dostrzec kawałek jej ślicznej, wilgotnej, różowej szparki… Wiedziałem, że ta noc zdoła nas jeszcze zaskoczyć.
c.d.n.