O dziewczynie w czerwonym kapturku (II)
6 kwietnia 2024
O dziewczynie w czerwonym kapturku
Szacowany czas lektury: 24 min
Ilustracje wygenerowane za pomocą AI. Wszelkie podobieństwo ilustracji, imion, nazwisk, osób i zdarzeń w opowiadaniu do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe.
Greta wróciła na ścieżkę i szła zamyślona z ciężkim koszykiem w ręku. Dróżka wspinała się łagodnie środkiem wąskiej, zalesionej doliny. Ogromne świerki rosły po obu stronach, a między ich pniami prześwitywały strome skalne ściany. Gęste poszycie pełne było kwiatów, omszałych głazów i bujnych paproci. Minęła miejsce, w którym dolina nagle się zwężała, a wysokie skały tworzyły jakby bramę. Szlak był tu kamienisty, zupełnie jakby prowadził dnem wyschniętej rzeki.
Dziewczyna przebiegała w myślach wydarzenia nad strumieniem. Wciąż czuła przerażenie na samo wspomnienie obleśnego myśliwego, ale coraz bardziej jej myśli zaprzątał dziwny, małomówny nieznajomy. Jak on w ogóle zabił myśliwego? Czy można zabić jednym ruchem ręki? Jaką trzeba mieć siłę? Wcześniej rozważała przez chwilę, czy nie próbować iść za nim, ale mężczyzna odszedł w przeciwnym kierunku. Greta wolała już więcej nie schodzić ze ścieżki.
Zamyślona, nie zauważyła nawet, że niebo pociemniało, a w lesie zrobiło się duszno i cicho. Owady i ptaki gdzieś się poukrywały. Dopiero kiedy usłyszała pierwszy odległy grzmot, stanęła i rozejrzała się, przypominając sobie słowa Wolfganga o nadchodzącym deszczu.
O nie! — pomyślała, nagle zdając sobie sprawę z wyczuwanego w lesie strachu, zdecydowanie większego niż przy okazji zwykłej burzy.
Błysnęło. Pierwsze ciężkie krople prześlizgiwały się między gałęziami świerków. Prawie bezszelestnie znikały w mchach i paprociach. Kilka z nich zostawiło mokre ślady na kamieniach. Greta stanęła niezdecydowana. Wiedziała, że nie powinna iść dalej w burzy, bo stroma ścieżka wkrótce miała wyjść z lasu na wysoką przełęcz. Obejrzała się za siebie.
Wracać, czy przeczekać — zastanawiała się.
Łoskot kolejnego grzmotu uderzył w nią razem z lodowatym wiatrem. Peleryna załopotała wysoko w powietrzu. Znów błysk i niemal od razu ogłuszający, suchy trzask. Podskoczyła, z trudem nie wypuszczając koszyka.
Blisko! — pomyślała w panice.
W tym momencie usłyszała nadciągający dziwny, głośny szum. Jej dłoń mocno zacisnęła się na rączce, a niebieskie oczy rozszerzył strach. Ścieżką pędziła ściana wzburzonej, brunatnej wody! Prosto na nią!
Szybko rzuciła się w bok, próbując wdrapać się na brzeg. Kolejna błyskawica! Złapała się wystających korzeni i gałęzi. Nie zdążyła uciec. Lodowata, wzburzona kipiel uderzyła w nią jak wodospad. Trzymany korzeń pękł i wpadła do tyłu w wodę. Kolejny potworny huk grzmotu zagłuszył jej krzyk. Ścieżka w mgnieniu oka zamieniła się w rzekę. Serce dziewczyny wypełniło bolesne przerażenie, kiedy w panice usiłowała się utrzymać na powierzchni. Oślepiający błysk. Setki kropli runęły na nią od góry. Wciskały się w szeroko otwarte oczy. Utrudniały każdy oddech.
Nie! Nie! Nie! — krzyczała w myślach.
Usiłowała nogami zaczepić o dno, aby spróbować się zatrzymać. Siła rzeki była zbyt duża. Raz po raz buty boleśnie odbijały się od śliskich kamieni. Wściekła kipiel przyśpieszała. Spróbowała płynąć w stronę brzegu, ale nurt zdawał się specjalnie trzymać ją w samym środku. Ryk wody był coraz głośniejszy i mieszał się z kolejnymi grzmotami. Jakby rzeka cieszyła się z pięknej zdobyczy w czerwonej pelerynie, a burza śmiała się okrutną radością. Ramiona Grety mdlały z wysiłku, ale przerażenie dodawało jej sił. Wciąż walczyła. Wciąż utrzymywała głowę na powierzchni. Powoli jednak lodowate zimno zaczęło przenikać ciało i myśli. Zaczęła się dziwnie uspokajać. Wszystko stawało się obojętne. Przerażenie słabło, a ryk strumienia nie był już taki głośny.
Płynący obok niej koszyk z ogromną siłą uderzył o skałę na środku rzeki. Jabłka i buteleczki z lekarstwami rozprysnęły się we wszystkie strony. Patrzyła obojętnie, jak wiklinowe fragmenty znikają pod wodą. Minęła skałę, o włos unikając śmierci i nie czując już nawet strachu.
Zimno. Zimno. Zimno. — myślała coraz wolniej.
Kątem oka zauważyła coś dużego i szarego. Pędziło przez las obok strumienia. Jej ramiona poruszały się z coraz większym trudem. Straciła równowagę. Woda obróciła ją i wciągnęła głębiej. Kipiące zimno ogarnęło głowę, wypełniło nos i usta. Poczuła smak śniegu i wypłukanej ziemi. Ziarenka piasku zazgrzytały między zębami. Nie mogła oddychać. Usiłowała sięgnąć dna, żeby się odbić od niego, ale rzeka była już zbyt głęboka. Przestała walczyć, niesiona szybkim, lodowatym nurtem.
Nagle mocne ramię złapało ją w pasie i z ogromną siłą pociągnęło w górę. Znów była nad powierzchnią wody, ale powieki były za ciężkie, by je podnieść. Przypomniała sobie, żeby oddychać. Raz po raz kaszlała, trzęsąc się i krztusząc. Buty na bezwładnych nogach stukały po kamieniach, kiedy ktoś wyciągał ją ze strumienia. Silne ręce podniosły ją w górę i ktoś zarzucił ją sobie na ramię. Z wysiłkiem otworzyła oczy i zobaczyła, że biegnie przez las, głową w dół.
Wolfgang? — przemknęło jej przez głowę.
Widziała silne nogi w mokrych, szarych spodniach, biegnące przez trawy, mchy i paprocie. Ramię mężczyzny uciskało jej brzuch, a jego ręka mocno trzymała jej nogi, przyciskając je do szerokiej piersi. Przez warstwy zimnego i mokrego materiału Greta czuła ciepło nieznajomego. Oddychał równo i głęboko, a szybki bieg zdawał się w ogóle go nie męczyć. Przyciskał ją mocno do siebie, dzięki czemu nie podskakiwała aż tak bardzo na ramieniu w rytmie kroków. Uczepiła się tej odrobiny ciepła bijącej od mężczyzny i przywarła mocniej do niego. Trzęsącymi się rękami sięgnęła i niezdarnie objęła go, próbując przylgnąć jak najdokładniej do szerokich pleców. Zacisnęła zęby, powstrzymując ich dzwonienie i zamknęła oczy.
Minęły minuty, a może godziny i z letargu obudził ją trzask zamykanych drzwi. Ogarnęło ją ciepłe powietrze, przesycone zapachem żywicy, dymu i czymś jeszcze. Jakimś nieuchwytnym, nieznanym aromatem. Wolfgang zdjął ją z ramienia, postawił na nogi. Kolana się trochę pod nią ugięły, ale udało jej się nie upaść. Podtrzymując ją, popatrzył poważnym wzrokiem w jej oczy. Jego ciepły miodowy wzrok wpatrzył się w nią z… troską, niepokojem? Odpowiedziała swoim niebieskim spojrzeniem, wciąż trzęsąc się z zimna. Nie umiała tego powstrzymać, miała wrażenie, że wszystkie mięśnie zbuntowały się. Chciała podziękować, ale nie umiała się odezwać. Wolfgang upewnił się, że dziewczyna nie upadnie. Klęknął i rozwiązał jej buty i pomógł je ściągnąć, po czym zostawił ją przy drzwiach. Podszedł do kominka, dorzucił kilka dużych kawałków drewna, przeszedł na drugą stronę izby i zaczął rozpalać w piecu kuchennym. Spojrzał na nią.
— Dasz radę podejść bliżej ognia?
Był taki duży, a poruszał się tak szybko i zwinnie. Układał precyzyjnie suche gałęzie i drewienka, a woda kapała z jego przemoczonego ubrania, tworząc małą kałużę przy kuchennym piecu. Greta spojrzała na swoje nogi, gdzie dużo większa kałuża rozlewała się coraz szerzej po deskach podłogi. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Stała w dużej przestronnej chacie, której jeden bok stanowiło wejście do jaskini. Ciężkie, dębowe bale przeplatały się, tworząc trzy solidne, drewniane ściany, które osadzone były głęboko w skale. Przez kilka dużych i mokrych od deszczu okien wpadała odrobina mętnego światła. Kamienny kominek płonął coraz jaśniej i cieplej. Przy nim stał duży stół. Kilka szafek, krzeseł i półek ozdabiało surowe, lecz przytulne wnętrze. Wysokie i szerokie wejście do jaskini tonęło w mroku. Widziała jeszcze, że ciepła drewniana podłoga chaty wyściela również znikający w mroku korytarz skalny.
— Greta? — Spokojny głos mężczyzny miał w sobie wyraźną nutę niepokoju.
Ach tak, kominek — przypomniała sobie.
Patrzył na nią swoim miodowym spojrzeniem, nie przerywając pracy. W kuchennym piecu już płonęło, a parę mniejszych i większych garnków stało na płycie. Zrobiła kilka sztywnych kroków w stronę ognia. Jej umysł i ciało zdawały się reagować wolniej, z dużym oporem. W końcu stanęła przed kominkiem i poczuła ciepło na twarzy i dłoniach. Huk i trzask płomieni, które z apetytem rzuciły się na nowe kawałki drewna, zagłuszał uderzenia kropli na szybach. Odrobina ciepła sprawiła, że wcześniejsze, jakby zamrożone emocje nagle zaczęły do niej wracać. Przypomniała sobie wściekły ryk potoku i potworne zimno. Przerażenie, które wtedy powinna odczuwać, wróciło do niej teraz.
Matko, ja prawie umarłam! — uświadomiła sobie, trzęsąc się z zimna i strachu.
Dziwna obojętność, która ją opanowała w strumieniu, zdawała się topnieć pod wpływem ciepła kominka. Nagle znów widziała straszliwą skałę, o którą rozbił się koszyk i którą minęła tak blisko. Ponownie poczuła, jak lodowata woda przemocą wdziera się do ust i gasi oddech. Stłuczenia i otarcia, których wcześniej nie zauważała, teraz zaczęły pulsować tępym bólem. Drżąc, przeżywała wszystko raz jeszcze, a jej niebieskie, szeroko otwarte oczy były pełne strachu.
Wolfgang stanął przy niej. Ta ciepła obecność sprawiła, że pojedyncze wspomnienie wypłynęło na wierzch i wyparło wszystkie inne. Niemal poczuła silne ramię, które wydarło ją z zimnego strumienia. Spojrzała na niego z ogromną wdzięcznością. Coś jej podał. Skupiła się, by utrzymać w drżących dłoniach gorący, gliniany kubek. Przyjemne ciepło grzało jej dłonie i twarz, ale w jej wnętrzu zimno wydawało się niewzruszone i wciąż cała dygotała. Podniosła kubek wyżej i powąchała. W zapachu piwa wyczuwała miód, goździki i maliny. Z trudem wypiła mały łyk. Ach! Cudowne ciepło wypełniło usta, a gorzkawy smak przyjemnie przeplatał się ze słodyczą miodu i malin. Wspomnienie lodowatej wody zniknęło.
Przymknęła oczy z zachwytem, a on stał przy niej i milczał. Przełknęła i poczuła, jak gorąco spływa niżej i zaczyna grzać ją od środka.
— Dziękuję — udało jej się wyszeptać, po czym wypiła kolejny łyk.
Szept był cichy, ale wyraźnie było w nim słychać pełną ulgi wdzięczność. Wolfgang sięgnął i dotknął jej ręki. Mruknął z dezaprobatą, odwrócił się i odszedł, a ona zastanawiała się, czym był tak rozczarowany. Jego dłoń wydawała się taka gorąca. Wciągnęła głęboki oddech i wypuściła nosem miodowo-malinowy aromat. Po chwili mężczyzna wrócił.
— Musisz się rozebrać. — Stał przy niej i coś pokazywał.
Oderwała wzrok od tańczących płomieni i zobaczyła ciepły, gruby koc w jego ręce. Spojrzała na niego niepewna co odpowiedzieć. Wyczuł jej wątpliwości.
— Wyjdę i wrócę, kiedy się przebierzesz — powiedział. — W mokrym ubraniu nie rozgrzejesz się.
Skinęła głową, a on położył koc na brzegu grubego, dębowego stołu i wyszedł. Wypiła jeszcze jeden duży łyk grzanego piwa i odłożyła kubek na stół, obok koca. Zimne i mokre ubranie przylepione było do jej ciała, nie dopuszczając do niej ciepła bijącego od kominka.
Jesteś sama z obcym mężczyzną! — przemknęło jej przez głowę.
Zignorowała jednak tę myśl. Wolfgang wzbudzał w niej dziwne zaufanie. Poza tym dwukrotnie ją dziś już uratował. Sięgnęła i rozwiązała pelerynę, po czym złożyła ciężki i mokry materiał i ułożyła na stole. Krople od razu zaczęły kapać z czerwonego kapturka, który zwisał poza krawędź. Z zadowoleniem poczuła, jak żar kominka rzucił się, by z zapałem grzać jej odkryte ramiona. Zsunęła ramiączka czerwonej sukienki i wysunęła z nich ręce. Sukienka jednak nie opadła, złośliwie tuląc się do niej zimnym materiałem. Greta obejrzała się przez ramie, ale nie widziała mężczyzny. Zaczęła rolować sukienkę w dół. Cal po calu odsłaniała nagie ciało, a żar ogrzewał je, z rosnącym entuzjazmem. Odsłoniła kształtne piersi, zwieńczone bladymi, zmarzniętymi sutkami. Sukienka odkleiła się od nóg i z plaśnięciem opadła na mokre drewno podłogi. Stała przed kominkiem już tylko w króciutkich, białych pantalonach. Cudowne ciepło bijące od kominka sprawiło, że aż uśmiechnęła się. Obejrzała się raz jeszcze i zsunęła z siebie ostatni, biały fragment przemoczonego stroju, z ulgą uwalniając pośladki od zimnego dotyku. Żar bijący od kominka pieścił już całe jej ciało i miała wrażenie, że bezczelnie usiłuje wcisnąć się między uda. Zupełnie jakby akurat tam była najbardziej zmarznięta! Stanęła w lekkim rozkroku, pozwalając, by miłe, choć trochę niegrzeczne ciepło, prześlizgnęło się po zmarzniętej muszelce. Kręcone czarne włosy nie powstrzymały żaru kominka i miłe ciepło powoli docierało do zimnej, delikatnej skóry. Przymknęła oczy i odetchnęła z rozkoszą. Wciąż była przemarznięta, ale ciepło kominka zaczynało przenikać do niej, jakby chciało połączyć się z tym wypełniającym jej żołądek. Wypiła kolejny łyk piwa i stanęła na chwile tyłem do kominka, z uwagą wpatrując się w ciemność korytarza.
Cóż za niesamowite miejsce — pomyślała, a żar ognia miło pieścił zimne plecy i pośladki.
Jedną ze ścian stanowiła po prostu naga skała, a w niej otwór wypełniony tajemniczą ciemnością. Chata została wybudowana jako przedsionek jaskini! Huk kominka był teraz spokojniejszy i łączył się z szumem deszczu w kojący sposób.
A skąd on będzie wiedział, że skończyłam się przebierać? — nagła myśl pojawiła się w jej głowie. A może patrzy cały czas z tej ciemności?!
Zarumieniła się i szybko sięgnęła po koc. Narzuciła go na ramiona i znów stanęła twarzą do kominka. Ciepły miękki dotyk materiału otulił i zasłonił plecy, ale nie zasłaniała przodu ciała, tak by żar, bijący od ognia, mógł wciąż pieścić nagą skórę.
Minęło jeszcze kilka minut i Greta pomyślała, że jednak nie patrzył. Zignorowała niemądre uczucie rozczarowania. Szum deszczu czasem przybierał na sile, nagłe podmuchy uderzały w okna, jakby wściekłe, że ogień niweczy cały ich wysiłek, z jakim wcześniej usiłowały zamrozić śliczną dziewczynę. Greta czuła się coraz lepiej, chociaż jej dłonie i stopy wciąż były lodowate. Z wnętrza jaskini rozległ się hałas, jakby coś sunęło po podłodze. Zdziwiona, otuliła się ciaśniej kocem i wpatrzyła w ciemność korytarza. Po chwili pojawił się Wolfgang, tocząc przed sobą ogromną, ciężką, drewnianą balię.
— Ależ panie Holzer, już jest mi ciepło! — krzyknęła Greta. — Proszę sobie nie robić kłopotu! I tak już tyle pan dla mnie zrobił!
I naprawdę czuła, że nieznajomy robi dla niej zbyt wiele, więc dodała:
— Przecież jeszcze chwila przed kominkiem i będę całkiem rozgrzana!
Jej zmarznięte ciało jednak miało zupełnie inne zdanie na temat gorącej kąpieli i szybko dało o tym znać solidnym kichnięciem. Wolfgang całkowicie zignorował jej protesty, podszedł i przesunął stół, robiąc miejsce na balię. Greta już nie oponowała, zajęta kichaniem i utrzymywaniem koca tak, by dobrze ją zasłaniał. Jakby tego było mało, dopadła ją czkawka i czuła, jak rumieniec coraz mocniej rozpala policzki. Nie wiedziała do końca, czy bardziej wstydzi się kanonady śmiesznych dźwięków, jakie wydaje, czy perspektywy gorącej kąpieli w domu nieznajomego mężczyzny. Gospodarz zaczął nosić wodę; znikał w wejściu jaskini i po chwili wracał z dwoma ogromnymi wiadrami pełnymi przejrzystej wody. Jedno wlewał do balii, drugie do jednego z garnków na piecu. Kiedy woda zaczynała się gotować, wlewał wrzątek do kąpieli.
Trwało to długo, a kiedy wychodził, Greta odsłaniała poły koca i podchodziła blisko kominka. Kiedy wracał, ponownie się opatulała i obserwowała, jak kolejne porcje wody coraz bardziej wypełniają balię. Na szczęście czkawka jej przeszła i tylko co jakiś czas kichała, a ciągle zmarznięte ciało nie mogło już się doczekać kąpieli. Gorąca para coraz mocniej unosiła się do góry. W końcu Wolfgang, wlał ostatnią porcję wrzątku, a poziom wody zbliżył się już do krawędzi głębokiej balii.
— To powinno cię rozgrzać. Zawołaj mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować.
— Bardzo panu dziękuję! — Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczę!
Greta podeszła i zanurzyła stopę. Gorąco było wprost niewyobrażalnie przyjemne! Wolfgang z kolejnym mruknięciem zniknął w ciemności jaskini, a wtedy dziewczyna rzuciła koc na stół i całkiem naga weszła do balii. Usiadła powoli, by nie wychlapać cudownie ciepłej wody, a jej uśmiech powiększał się w miarę zanurzania.
— Oooch! — długo i głośno westchnęła, gdy rozkoszne ciepło otuliło nogi, pośladki, piersi, sięgając aż po szyję. — Woda jest cudowna!
Z ciemnego korytarza, nie dobiegła żadna odpowiedź.
Jej ciało wprost drżało ze szczęścia. Miała ochotę krzyczeć. Niektóre miejsca, aż bolały ją z nadmiaru ciepłej przyjemności. Malutkie, blade obwódki wokół skurczonych sutków rosły i ciemniały w oczach.
— Och! — znów głośno westchnęła i przymknęła oczy.
Oparła się o krawędź, rozluźniła i wyciągnęła nogi. Stopy ledwie sięgnęły drugiego brzegu balii. Gorąca kąpiel była bardzo rzadkim luksusem w jej domu. Nawet jeśli udało się namówić rodziców na nagrzanie takiej ilości wody, to rodzeństwo wychlapywało większość w trakcie przepychanek i zabaw. No i jeszcze nigdy nie kąpała się całkiem sama.
— Już nigdy nie wyjdę z tej balii! — krzyknęła ze śmiechem.
— Wyjdziesz, kiedy woda wystygnie — usłyszała poważną odpowiedź z korytarza.
Przewróciła oczami.
Cóż za brak poczucia humoru — pomyślała wesoło, machając stopami.
Zastanowiła się, jakie to dziwne, że niedawno woda prawie ją zabiła, a teraz dostarczała jej takiej przyjemności. Poruszała delikatnie rękami, a wzbudzone prądy przyjemnie pieściły ciało. Słyszała delikatny plusk wody, huk i trzaskanie ognia oraz szum deszczu. Miło zakręciło jej się w głowie i resztki strachu czy niepokoju powoli z niej uchodziły, unosząc się jak para znad gorącej balii.
— Jest jeszcze trochę tego piwa? — krzyknęła, przypominając sobie pyszny, malinowo-miodowy smak.
Usłyszała za sobą kroki, zanurzyła się głębiej i obróciła mocno by obejrzeć się do tyłu. Taki ruch w wodzie spowodował, że jej pośladki poślizgnęły się i całe ciało się obróciło. Śmiejąc się, złapała równowagę i leżała teraz na brzuchu, brodę opierając na dłoniach, którymi trzymała drewnianą krawędź. Wolfgang stał przy kuchni i dolewał coś z dzbana do garnka. Popatrzył na nią z dziwnym błyskiem w oku, a ona jeszcze mocniej się do niego uśmiechnęła. Odwrócił wzrok.
Nie chce na mnie patrzeć? — pomyślała ze zdziwieniem.
Greta przyzwyczajona była, że chłopcy i starsi mężczyźni chętnie i długo na nią patrzyli. Wiedziała, że teraz wprost nie mogliby od niej oderwać wzroku. A on tylko zerknął. Dziwny nieznajomy budził w niej coraz więcej fascynacji. Nieziemsko przystojny, włosy w kilku odcieniach szarości i te miodowe oczy. Wciąż nie mogła ocenić jego wieku. Bywały chwile, kiedy wydawał się co najmniej dwa razy starszy. Teraz jednak, kiedy patrzyła na niego z boku, jak miesza w garnku, równie dobrze mógł być w jej wieku. Czy to światło z pieca wygładzało jego rysy? Poczuła, jak głęboko w środku budzi się ten szczególny rodzaj ciepła. Gospodarz skończył mieszać i ponownie zniknął w ciemnej jaskini, nie zaszczycając jej nawet krótkim spojrzeniem.
— Będzie za chwilę — rzucił sucho, wychodząc.
Greta znów się obróciła i usiadła w wodzie, patrząc na kominek. Jej radość nie była już pełna.
Dlaczego nie chciał na mnie nawet popatrzeć? — zastanawiała się, czując dziwne rozczarowanie.
I dlaczego, głupia dziewczyno, jesteś tym zawiedziona?! — próbowała sama siebie przekonać. Jest po prostu dobrze wychowany! Wolałabyś, żeby się bezczelnie gapił jak Hugo?
Przeszedł ją dreszcz na wspomnienie wzroku myśliwego.
To bardzo dziwne, ale tak. Chciałabym, żeby Wolfgang się na mnie bezczelnie gapił — pomyślała i uśmiechnęła się do tej myśli. Mogłabym wtedy się obrazić i na niego nakrzyczeć.
Przyjemne ciepło wypełniało już całe jej ciało. Czuła się wspaniale i czuła… coś jeszcze. Głęboko w środku budził się inny żar. I nie, nie było to grzane piwo w żołądku. Coś niżej. Poznała to uczucie zeszłego lata, kiedy to odwiedziła ich rodzina, a ona spędziła kilka nocy w stodole wraz z kuzynem, starszym o rok. Zawsze bardzo lubiła Jonasa. Już pierwszej nocy, kiedy długo rozmawiali, leżąc na sianie, obudziła się w niej dziwna ciekawość. Jej ciało zrobiło się wtedy jakby miękkie, wrażliwe i dziwnie ciepłe. W niektórych miejscach mocno zgrzała się, mimo że leżała wtedy bez ruchu, w samej koszuli nocnej, a w stodole nie było okien. Wspomnienia ożyły mocno, wspomagane ciepłem wody, szumem deszczu i trzaskiem ognia. Lekko zarumieniła się, przypominając sobie, jak drugiej nocy rozmawiali o różnicach między chłopcami a dziewczynami. Śmiali się tak głośno, kiedy się okazało, że oboje nie mają o tym pojęcia. Zawarli ze sobą umowę, aby nauczyć siebie nawzajem wszelkich szczegółów i zachować to w tajemnicy. Jeszcze nigdy żadne lekcje nie były tak ciekawe i tak przyjemne! Jonas miał więcej odwagi, a może po prostu było w nim więcej z nauczyciela, dlatego to on zaczął wykład. Greta uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak z wypiekami na twarzy podziwiała ogromne szczegóły męskiej anatomii. Jonas pokazywał, objaśniał i tłumaczył, a Greta zapamiętywała nazwy wszystkich dziwnych szczegółów. Kiedy przyszła kolej na nią, z wielkim trudem przezwyciężyła wstyd. Jej wykład był krótszy, szeptany tak cicho, że prawie niesłyszalny. Tylko najczystszy zachwyt, płonący w oczach Jonasa i grad jego przenikliwych pytań, pozwalał jej zwalczać przemożną chęć zamknięcia bezwstydnie rozwartych ud i zerwania umowy. Nawet teraz, po roku, siedząc w balii, zaczerwieniła się intensywnie, przypominając sobie, jak nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego dziewczyny są tam takie mokre. Jonas jednak nie miał pretensji i z wielkim entuzjazmem chłonął wiedzę jak gąbka. Nie przestała płonąć ze wstydu, kiedy Jonas znów przejął pałeczkę, dosłownie i w przenośni. Drugi wykład był bardziej praktyczny. Rozszerzonymi ze zdumienia i fascynacji oczami, wodziła za poruszającą się dziwnie ręką Jonasa. Potem okazało się, że Greta ma talent w używaniu męskiej anatomii. Jonas nie mógł się jej nachwalić, kiedy poruszała dłonią w górę i w dół, po twardym kształcie. Śmiała się, widząc, jak nagle i mokro skończył się wtedy wykład. Niestety jej własna część praktyczna, w ogóle nie wyszła, bo sama kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Dopiero gdy Jonas zasnął nad ranem, udało jej się w samotności znaleźć odpowiednie ruchy i rozładować edukacyjne napięcie. Trzeciego dnia, kiedy wszyscy zasnęli, z dumą pokazała Jonasowi, do czego doszła. Nadszedł czas na trzeci, wspólny wykład. To było zdecydowanie najtrudniejsze. Po bolesnym początku ponownie miała ochotę zerwać umowę, ale w końcu znaleźli wspólny rytm, a ból zamienił się w przyjemność. Trzeciej nocy jeszcze kilka razy przećwiczyli z takim trudem zdobytą wiedzę, a za każdym razem sprawiało im to coraz więcej radości.
Uśmiechając się do wspomnień, zacisnęła uda i lekko potarła nimi o siebie. Chlupot wody w balii zagłuszył jej delikatne westchnienie, kiedy przyjemność popłynęła spomiędzy nóg, rozlewając się ciepłym strumieniem po całym jej ciele. Kusiło ją, by sięgnąć i sprawdzić, czy pojawił się już ten słodki rodzaj śliskiej wilgoci. Zaczęła już delikatnie rozsuwać uda, gdy nagle zdała sobie sprawę, gdzie jest.
Matko, co ja robię? — pomyślała nagle wstrząśnięta. Jestem u obcego mężczyzny w domu! Greta, weź się w garść!
Mokrą dłonią przetarła gorące czoło, a kilka kropli spłynęło po twarzy.
To przez to piwo — pomyślała.
Usłyszała kroki. Podkurczyła nogi i oplotła je ramionami, zakrywając w ten sposób dodatkowo swoje piersi, które wtuliły się w uda.
I tak by nie chciał na nie patrzeć — pomyślała, a po chwili skarciła się w głowie. Matko, ale ja jestem głupia! Pan Holzer mnie uratował, a ja żałuję, że nie gapi się na moje cycki?
Kroki zbliżyły się, Wolfgang zabrał pusty kubek ze stołu, wrócił do kuchennego pieca. Po chwili zbliżył się i stanął obok balii.
— Proszę, twoje piwo — powiedział.
Spojrzała na niego. Patrzył prosto w kominek, a w miodowych oczach tańczyły płomienie. Kubek trzymał wyciągnięty w jej stronę i czekał.
— Dlaczego pan na mnie nie patrzy? — zapytała i skrzywiła się od razu.
Czy ja naprawdę zadałam to pytanie?! — pomyślała. Chyba nie powinnam pić więcej tego piwa.
Pierwszy raz zobaczyła na jego twarzy prawdziwe zdumienie. Mężczyzna wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć.
— Ja … — zaczął powoli.
— Niech pan nic nie mówi, przepraszam za to głupie pytanie. — Greta mówiła teraz tak szybko, że nie nadążała nawet się zastanawiać nad słowami. — To przez piwo. Nie wiem, czy powinnam pić więcej. To znaczy, wiem, że nie powinnam. Chociaż ono tak cudownie smakuje i rozgrzewa. Chociaż w sumie to jest już mi całkiem ciepło, wie pan? Ta kąpiel mnie wspaniale rozgrzała, dziękuję panu raz jeszcze panie Holzer. Za wszystko. I chyba jednak się napiję.
Kończąc ten potok słów, wzięła kubek z ręki zdumionego Wolfganga i zaczęła pić, a rumieniec płonął na jej policzkach, sięgając aż do uszu, które teraz piekły nieznośnie. Wbrew rozsądkowi piła teraz kolejne piwo, łyczek za łyczkiem, a cudowny smak przykrywał trochę uczucie palącego wstydu. Dopóki będzie piła, nie będzie przynajmniej gadała więcej głupot. W końcu mężczyzna przerwał ciszę.
— To prawda, że staram się na ciebie nie patrzeć .
Usiadł na podłodze obok balii, bokiem do niej i wpatrzył się w ogień.
— Musisz coś wiedzieć. — Greta zamarła, czekając na to, co powie. — Nie jesteś tu do końca bezpieczna.
Zapadła chwila ciszy wypełnionej jedynie trzaskiem ognia i szumem deszczu.
— Ja… — zawahał się — … nie zawsze… panuję nad sobą.
W jego oczach pięknie odbijał się ogień kominka, ale kiedy przypatrzyła się mocniej, Greta miała wrażenie, że płonie w nich coś więcej. Coś głębiej, coś ukrytego i niebezpiecznego. Jakiś pierwotny żar. Coś, czego powinna się bać, ale w żaden sposób nie czuła ani śladu strachu.
— Chyba pan przesadza — powiedziała po chwili.
Westchnął.
— Posłuchaj dziecko …
— Nie jestem dzieckiem! Mam dziewiętnaście lat! — powiedziała, marszcząc brwi i próbując tupnąć, ale siedząc w balii, nie było to łatwe i tylko wzburzyła lekko wodę.
— Oczywiście, że nie — powiedział szybko. — Jesteś piękną, młodą kobietą.
Kiedy to usłyszała, od razu mu wybaczyła i szeroko się uśmiechnęła. Czego nie zobaczył, bo cały czas patrzył się w kominek.
— Posłuchaj więc, piękna młoda kobieto — zaczął ponownie.
Greta zastanawiała się, czy to czasem nie był sarkazm. Przechyliła głowę i zmrużyła oczy podejrzliwie, ale się nie odezwała. Tymczasem mężczyzna kontynuował:
— Może wydaję się spokojny, ale łatwo… wpadam w złość.
— Ja pana nie zdenerwuję — zapewniła Greta i dodała: — Chyba że będę za dużo mówić. Czy pana denerwuje, jak ktoś dużo mówi? Czy ja mówię za dużo? Obiecuję, że już nie będę. To znaczy, jak skończę już obiecywać. Zawsze może mi pan zrobić jeszcze coś do picia, tylko już nie piwo, bo nie powinnam tyle pić. Nie, żeby mi nie smakowało, bo jest pyszne.
Znowu zaczęła pić, przeklinając w głowie swoją głupotę.
— Nie denerwujesz mnie. — Wolfgang westchnął. — Ale w dziwny sposób sprawiasz …
Zastanawiał się długo, a Greta postanowiła nie przerywać. W końcu przyznał się:
— Staram się na ciebie nie patrzeć, bo to utrudnia mi panowanie nad sobą.
Zmarszczyła brwi i zastanawiała się, czy się nie obrazić.
— Twój wygląd i zapach… i zachowanie… — Wolfgang miał trudność ze znajdowaniem słów. — To nie Twoja wina, po prostu sprawiasz, że …
I znowu mój zapach! Zdecydowanie, obrażę się śmiertelnie! — pomyślała i upiła kolejny mały łyczek.
— Tracę kontrolę nad sobą — wyszeptał. — Ale w dziwny sposób…
Teraz Wolfgang mówił trochę jakby do siebie, jakby sam nie rozumiał:
— Nie denerwujesz mnie… Raczej … zachwycasz? Patrzenie na ciebie jest … aż zbyt przyjemne.
Nie obrażę się. Zdecydowanie, nie obrażę się — pomyślała Greta i ponownie uśmiechnęła się szeroko.
— Trudno mi stłumić to uczucie. Nauczyłem się tłumić złość, ale taki… zachwyt… — Potarł dłonią czoło i znów zauważyła, jak drżą mu palce. — ...to coś nowego.
— Może nie musi pan tłumić zachwytu — wyszeptała z przejęciem. — To przecież miłe uczucie. I mnie też miło, że pana zachwycam. Nawet jeśli zapachem. Nawiasem mówiąc, właśnie się kapię, więc zapachu już nie będzie i czy możemy ten akurat temat już zakończyć?
— Nie rozumiesz. — Potrząsnął głową. — Ja nie mogę czuć silnych emocji. To zawsze kończy się bardzo źle.
Starał się mówić spokojnie, ale w jego głosie rzeczywiście pojawiło się napięcie i niepokój.
— Tak sobie myślę … — Greta wyciągnęła do niego rękę z pustym kubkiem. — ...że pan trochę histeryzuje. Bez obrazy.
Zdziwiony mężczyzna odruchowo chwycił naczynie i popatrzył na nią. Ich spojrzenia splotły się w niebiesko-miodowym uścisku. Greta zanurzyła się głębiej i szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz, a wesołe iskry migotały w oczach. Wreszcie zauważyła uwielbienie w jego twarzy! Ukryte pod warstwami spokoju, obojętności, dzikiej siły i zimnego opanowania. Głęboko pod spodem, w samej głębi spojrzenia płonął zachwyt. Dokładnie tak właśnie chciała, żeby na nią patrzył! Wolfgang zamarł i nie odrywał od niej spojrzenia. Bursztynowym wzrokiem wodził po jej pięknych długich włosach i błękitnych oczach. Krążył po delikatnych rysach jej twarzy, a ona miała wrażenie, że zostawia ciepły, słodki miodowy ślad, gdziekolwiek spojrzy. Widziała wyraźnie, jak uwielbienie płonie coraz mocniej, przebijając się wyraźniej przez kolejne warstwy spokoju. Może gdyby tak szybko nie wypiła piwa, zwróciłaby uwagę na równie silny strach w oczach mężczyzny, który podążał zaraz za zachwytem.
Ciało Grety zapłonęło żarem, głęboko w środku. Dużo gorętszym niż kąpiel i kominek. Chciała podsycać ten miodowy zachwyt, chciała pokazać mu więcej. Chciała go bliżej. Przełknął ślinę i próbował zabrać kubek z jej ręki, ale Greta nie puściła. Cofnęła się, odpływając od krawędzi balii do tyłu, ciągnąć naczynie za sobą. Bursztynowy wzrok zanurkował w dół i zanurzył się w wodę, w której poruszały się rozmyte i niewyraźnie kobiece kształty. Wciąż trzymając oddalający się kubek, Wolfgang zrobił krok do przodu jakby pociągnięty przez dziewczynę.
Tak, chodź do mnie, Wolfie! — pomyślała, czując jednocześnie wzbierającą falę wstydu.
Mimo płonących policzków, cofnęła się jeszcze bardziej, aż do przeciwnej krawędzi balii i pociągnęła naczynie do siebie! Ogromny, silny mężczyzna poddał się jej delikatnemu pociągnięciu. Nie chciał puścić kubka, zapatrzył się na nią, zrobił kolejny krok i uderzył o brzeg. Przewrócił się i z ogromnym pluskiem wpadł do balii twarzą w przód. Woda, jakby przerażona tym nowym uczestnikiem kąpieli, wzburzyła się i usiłowała uciec, skacząc rozpaczliwie poza krawędź. Wolfgang niestety nie usłyszał pięknego, perlistego śmiechu Grety, który wypełnił chatę w chwili, kiedy on znalazł się pod wodą. Szkoda, ponieważ na pewno by się zachwycił cudną, wysoką barwą i czystą radością, jaka go wypełniała. Śmiech niestety zamarł w chwili, kiedy głowa mężczyzny wynurzyła się z wody.
Na widok jego oczu, Greta momentalnie spoważniała, a piwo wyparowało z niej niemal całkowicie. Piękna barwa miodu pociemniała, jakby ktoś go przypalił nad zbyt mocnym płomieniem. Ogień przepalał się przez warstwę pękającego bursztynu i rozpełzał poza tęczówki czerwoną siateczką na białka oczu. Instynkt Grety, który sprawiał, że tak dobrze rozumiała zwierzęta, nagle obudził się i krzyczał w jej głowie z przerażenia. Jeszcze nigdy nie wyczuwała tak pierwotnej wściekłości, tak potwornej chęci mordu! Jej serce zamarło z przerażenia, podnosząc wszystkie włoski na mokrym karku. Wolfgang wyszczerzył do niej zęby, które nagle wydały się nienaturalnie długie i ostre, złapał rękami krawędzie balii, a z gardła wydobyło się niskie, przerażające warczenie.