Nosić swoją skórę (III)

15 marca 2019

Opowiadanie z serii:
Nosić swoją skórę

Szacowany czas lektury: 34 min

Bieganie nauczyło mnie, że oddawanie się pasji jest ważniejsze niż sama pasja. Daj się czemuś pochłonąć bez reszty, włóż w to całe serce i determinację, nigdy się nie poddawaj. Właśnie na tym polega spełnienie. Kiedy biegniesz po ziemi i biegniesz z ziemią, możesz biec bez końca. Oprócz pasji, bieganie jest dla mnie pożytecznym ćwiczeniem. Biegając dzień po dniu, stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej, tak aby móc ją zawsze przeskoczyć. Dla mnie bieganie stało się sportem psychicznym bardziej niż jakikolwiek inny sport. Nic innego tak mnie nie uspokaja, no prawie nic. Jest jeszcze ktoś, kto wypełnia moje życie.

Mój syn.

Paweł urodził się pięć lat temu. Ten mały chłopiec z czarną czupryną włosów na głowie, jeszcze przed swoimi narodzinami pomógł mi podjąć jedną z ważniejszych decyzji w moim życiu. Stało się to w małym kościele, który znajduje się daleko stąd. Siedziałem wtedy, pomiędzy elegancko ubranymi ludźmi, a moje spojrzenie skakało z jednej ślicznej kobiety na drugą. W końcu zatrzymałem wzrok na dziewczynie w ciąży, która siedziała obok mnie.

Zostałem z Moniką, a tej drugiej kobiety już od tamtej pory nie widziałem.

Nie byłem pewien czy wtedy postąpiłem słusznie. Wiedziałem, że każda decyzja wtedy podjęta, sprawi mi ból. Ale z biegiem lat doszedłem do wniosku, że ten ból jest lepszy. Ten ból jest lepszy od bólu, jaki czułbym, gdybym się poddał i zrezygnował. Ojciec nie rezygnuje ze swojego syna. Dlatego z tym bólem potrafię żyć. Z tym drugim, nie dałbym rady.

Ciągle biegłem. Las o poranku ma w sobie coś magicznego, a szczególnie, gdy są to pierwsze dni wiosny. Bardzo dobrze znałem ten krajobraz, to była jedna z moich stałych tras. Jak już wspominałem, bieganie mnie uspokaja i odpręża. Myślę tylko o prawidłowym oddechu i kolejnych krokach, które stawiam. Dzięki temu, chociaż przez te czterdzieści pięć minut nie myślę o niczym innym. Przeszłość zostaje daleko w tyle. Ta niecała godzina sprawia, że czuje się wolny, w tym momencie to ja ustalam zasady i reguły. Dlatego biegam codziennie.

Codziennie też, wracam do nowo wybudowanego domu na przedmieściach. Nasz dom. Mój, Moniki i naszego synka. Piękne ogrodzenie, nowe budownictwo i niewielkie zabudowania dookoła powodują, że mam wrażenie jakbym znajdował się gdzieś zupełnie indziej. Wszystko takie idealne i dopasowane, bez skazy. Wzorowa rodzina i odpowiedni sąsiedzi. Pieprzony „american dream”. Nienawidzę takiego życia.

Podbiegłem do furtki i obejrzałem się przez ramię.

Codziennie rano witam się z tymi samymi ludźmi.

- Dzień dobry pani Kowalska, widzę, że pani też korzysta z tego pięknego poranka – zawołałem sztucznie.

- Och, dzień dobry panie Łukaszu. Tak, w taki piękny dzień grzechem jest siedzenie w domu.

- Ma pani całkowitą rację – odpowiedziałem.

- A pan jak zawsze zaczyna dzień od joggingu – powiedziała pani Kowalska ze sztucznie serdecznym uśmiechem na twarzy.

Westchnąłem niezauważalnie. Nie miałem teraz ochoty tłumaczyć pani Kowalskiej, że bieganie i jogging to dwie zupełnie inne czynności. Tylko uśmiechnąłem się głupkowato i odpowiedziałem:

- Tak, trzeba dbać o formę.

Sąsiadka nie zdejmując z twarzy uśmiechu pomachała i dodała to okropne „miłego dnia”.

Fuj, aż chce się rzygać. Tylko skinąłem jej głową i wszedłem do domu.

Po przekroczeniu progu usłyszałem dźwięki dochodzące z kuchni. Wiedziałem, że to Monika szykuje dla nas śniadanie. Podszedłem za winkiel, wychyliłem się i powiedziałem tylko:

- Odświeżę się i schodzę na dół.

Monika nic nie odpowiedziała, tylko ledwo zauważalnie skinęła głową. Na piętrze, przechodząc obok pokoju dziecięcego zwolniłem nie chcąc robić hałasu. Synek miał jeszcze przed sobą kilkanaście minut snu, więc nie chciałem go zbudzić zbyt wcześnie.

Kiedy zszedłem na dół, posiłek był już prawie gotowy. Siadłem na krzesełku przy stole i patrzyłem na Monikę.

Nie wzięliśmy ślubu. Żyliśmy razem, ale bez ślubu, chyba jako jedyni w tej przeklętej okolicy. Te pięć lat nie miały wpływu na Monikę, była tak samo ładna jak wcześniej. Ale mimo to, nie kocham jej. Moje serce należy do małego łobuza, który pewnie w tym momencie przeciera oczy wybudzając się ze snu, oraz do niewiarygodnie ślicznej kobiety o blond włosach, która oddalona jest ode mnie o wiele kilometrów i do tego, wyszła za zupełnie innego mężczyznę.

Iza była dla mnie niespełnionym marzeniem. Kiedyś była tak bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Ale nie była mi pisana. Nasze szczęście kosztowałoby zbyt wiele. Za dużo osób by ucierpiało. A tak cierpię tylko ja. Ja i ona.

Zakochane serce ma w sobie coś z niezłomnego bojownika. Możesz ukrywać uczucia, a ono gdzieś tam w środku i tak robi swoje. Rozum przestaje działać, argumentować i podejmować ważne decyzje.

Znowu spojrzałem na Monikę, a ona zauważyła mój wzrok. Lekko wypięła szczupły tyłeczek ciasno opięty jasnymi legginsami. Niepewnie się uśmiechnąłem, a ona kokieteryjnie zakręciła biodrami.

Dlaczego nie potrafię się cieszyć? Myślałem. Cieszyć się z tego, że mam taką seksowną towarzyszkę życia. Nic nie trwa wiecznie. Boże drogi, minęło tyle lat. Nie mogę opłakiwać Izy w nieskończoność. Najwyraźniej coś jest ze mną nie tak.

Może powinienem to sobie odpuścić. Może tak właśnie miało być.

Patrząc na Monikę poczułem, że robi mi się ciasno w spodniach. Wstałem i podszedłem do niej. Była odwrócona do mnie tyłem. Zanurzyłem twarz w jej włosach i poczułem zapach szamponu. Monika głośno wypuściła powietrze i lekko się pochyliła wypinając pośladki w moją stronę. Beznamiętnie opuściłem jej getry do kolan. Koronkowa bielizna tylko potęgowała moje podniecenie, a klaps wymierzony w prawy pośladek podziałał też na Monikę. Kiedy poczułem jej zapach, to wiedziałem, że jest już gotowa. Nie traciłem czasu na zdjęcie jej majtek, tylko lekko je odchyliłem i wszedłem w nią bez żadnego oporu. Moje posuwiste ruchy były jakby zaprogramowane, działałem jak automat. Za każdym razem, gdy to robiliśmy, oczami wyobraźni widziałem Izę i ten jeden, jedyny raz gdy byliśmy tak blisko siebie. Pamiętałem każdy szczegół tamtego zbliżenia. Noc tak piękna i zarazem tak tragiczna dla nas. Ten cudowny moment mojego życia. Pamiętam, że wtedy w duchu modliłem się by nas przyłapano.

Kiedy Monika cicho jęczała, szepcząc o tym jak jej dobrze, ja zawsze marzyłem o tej jedynej, której nie mogłem mieć.

Czasami, tak jak teraz posuwałem Monikę mocniej i bardziej zawzięcie. Pomyślałem, że mogę jej sprawiać ból, jednak ona nigdy nie protestowała. Miałem wrażenie, że zawsze była bardziej wyuzdana ode mnie. Pragnęła zawsze więcej i mocniej. Przeważnie potrafiłem ją zadowolić.

Tym razem nie było inaczej, szczytowała w momencie, gdy docisnąłem ją z całej siły do kuchennego blatu. Jej ekstaza sprawiła, że ja również osiągnąłem spełnienie. Wyszedłem z niej, a resztki soków skapnęły na podłogę.

Sekundę po tym, jak Monika podciągnęła z powrotem legginsy na swój tyłek, z góry po schodach zbiegł nasz synek i wskoczył mi w ramiona. Uścisnąłem go i powiedziałem:

- Tu jesteś, mój mały mężczyzno – przytuliłem go i wziąłem na ręce.

- Tato tato, jedzmy szybko śniadanie, tak żebym nie spóźnił się do przedszkola – powiedział malec z prawdziwym entuzjazmem.

- Dobrze, ale najpierw przywitaj się z mamą – odpowiedziałem.

- Cześć mamusiu – szybko powiedział i wysłał jej całusa na odległość.

Posadziłem go na krzesełku przy stole, i sam usiadłem do drugiej stronie.

Wziąłem kilka kęsów przygotowanej kanapki i zapytałem:

- A dlaczego dzisiaj tak bardzo ci się spieszy do przedszkola?

- Bo dzisiaj jest bal przebierańców – odpowiedział Paweł z wielkim zachwytem – A mama obiecała, że to ona mnie dzisiaj tam zawiezie.

Twarz mojego synka rozpromienił szczery i beztroski dziecięcy uśmiech.

Popatrzyłem pytająco na Monikę, a ona skinęła głową i powiedziała:

- Tak, dzisiaj ja go zawiozę, bo i tak umówiłam się z przyjaciółką na mieście.

- No widzisz tatusiu, dzisiaj będzie super!

- Będzie super! – powtórzyłem za Pawełkiem rozśmieszając go do łez.

Do końca śniadania paplał bez przerwy, a ja słuchałem go zauroczony.

Kiedy już ubrany do wyjścia, wszedłem do kuchni życzyć synkowi powodzenia, on wskoczył na mnie i mocno objął za szyję. Poparzyłem na Monikę, nawet nie próbując ukryć współczucia i troski. Czułem, że moje serce rozpada się na wiele kawałków. Postawiłem go na podłogę i głośno zawołałem:

- Powodzenia!

Malec piszczał z radości.

Niektórych może zastanawiać, że stać nas na tak wystawne życie i dom na bogatym przedmieściu. Tylko ja pracowałem, Monika nie musiała. Stanowisko analityka finansowego w zagranicznej firmie jest bardzo dobrze płatne. Lubię swoją pracę, ale nie jest to jakieś moje hobby. Robię jak najlepiej, to co do mnie należy i wychodzę do domu. Rzadko kiedy zostaję po godzinach, raczej staram się spędzać czas z synem. Nie lubię mieć zbyt dużo wolnego czasu, bo wtedy zamyślam się i wracam do przeszłości, tak bardzo bolesnej i jednocześnie cudownej.

Czasami rutyna codziennego dnia jest dla mnie zbawienna. Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma nic gorszego dla mężczyzny, jak popaść w rutynę, bo wtedy niezłomne domatorstwo doprowadzi go do przesytu. Z biegiem czasu doszedłem do tego, że nie jest to prawda.

Lubię pracować sam, rzadko kiedy proszę kogoś o pomoc, a już prawie nigdy nie wychodzę przed szereg i wypowiadam się na większym forum. Jednak coś ludzi zawsze do mnie przyciągało, nie tylko w życiu codziennym, ale także w pracy.

Właśnie kiedy kończyłem robić miesięczne zestawienie, ktoś zajrzał do mojego boksu.

- Hej, mogę na chwilę?

To była Magda, pracowała na tym samym stanowisku co ja.

- Jasne, wchodź – szybko odparłem.

Podeszła i przysiadła na moim biurku. Starałem się nie rozbierać jej wzrokiem, jak większość facetów w firmie. Była ładna i doskonale o tym wiedziała. Zawsze wkładała krótkie i obcisłe spódniczki, dekolt jej bluzki ledwo mieścił się w granicach przyzwoitości. Wszyscy na nią lecieli i nie było to nic dziwnego, wiedziała jak wykorzystać swoje walory.

Oderwałem wzrok od monitora i spojrzałem na nią pytająco.

- Wiesz.. dzisiaj piątek – zaczęła niepewnie – to może dałbyś się zaprosić na drinka po pracy?

Nie marnowała czasu. Trochę mnie rozbawiła jej propozycja, bo na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Magda widząc to, kontynuowała:

- Albo może ty mnie zaprosisz?

Lekko się zaśmiałem, a ona uśmiechnęła.

Spojrzałem na nią i przez krótką chwilę miałem ochotę przystać na jej propozycję. Jednak w następnym momencie przypomniałem sobie o dzisiejszym balu przebierańców. Paweł nie wybaczyłby mi gdybym zaraz po pracy nie wysłuchał z entuzjazmem jego opowieści.

- Brzmi kusząco – zacząłem – ale niestety dzisiaj mój synek ma ważny dzień i według niego moim obowiązkiem jest wysłuchanie całego sprawozdania z dzisiejszego dnia – Zrobiłem smutną minę myśląc, że to na nią zadziała.

Wiem, że to słaba wymówka, ale w tej chwili nic lepszego nie wpadło mi do głowy.

- Uuu, to szkoda, byłoby miło spędzić z tobą trochę czasu poza pracą – powiedziała Magda trzepocząc rzęsami.

- Przepraszam Magda, może innym razem.

- No trudno – odparła i lekko wystawiła języczek oblizując wargi.

Nagle poczułem, jakby w pomieszczeniu temperatura powietrza wzrosła o kilka stopni. Poczułem ciepło rozchodzące się po całym ciele. Magda lekko przechyliła głowę i przelotnie zerknęła na moje podbrzusze. Przesunęła dłonią od piersi aż po kolano i wstała. Odchodząc rzuciła:

- To do następnego razu, Łukasz.

Po kilku sekundach zniknęła za rogiem.

Boże, co się ze mną dzieje – pomyślałem czując napięcie w spodniach.

Dokończyłem zadania, które sam sobie na dziś wyznaczyłem i zgodnie z planem wyszedłem z pracy. Stanąłem przed budynkiem i zamknąłem oczy. Zastanawiałem się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje, czy też może w jakiś sposób mamy wrażenie, że nadchodzi.

Wzdrygnąłem się na dźwięk telefonu komórkowego. Spojrzałem na wyświetlacz. Numer nieznany. Odebrałem telefon i rozmawiałem niecałe dwie minuty. Kiedy się rozłączyłem, kolana się pode mną ugięły, ale jakoś zdołałem utrzymać się na nogach. Pokręciłem przecząco głową, chociaż wiedziałem, że w ten sposób nie zdołam uniknąć ciosu. I znowu zmroziło mnie przeczucie czegoś nieodwołalnego.

Co sił w nogach, popędziłem do samochodu, wskoczyłem do środka i nie zapinając pasów bezpieczeństwa ruszyłem w stronę szpitala.

Głos recepcjonistki w telefonie poinformował mnie o groźnym wypadku, mającym miejsce dwie przecznice przed przedszkolem mojego syna. W zdarzeniu ucierpiały dwie osoby.

Biegnąc przez izbę przyjęć szpitala, odczuwałem wszystko tak dotkliwie, jakby zdarto ze mnie skórę. Ręce i nogi stały się niewiarygodnie ciężkie. Miałem wrażenie, że tonę, topię się, że zawsze będzie mi brakowało kilku centymetrów, aby wydostać się na powierzchnię.

Od pielęgniarki dowiedziałem się, że właśnie trwają dwie operacje. Na jednej sali leżała Monika, a na drugiej mój synek. Monika podobno miała kilka złamań, a Paweł liczne obrażenia wewnętrzne.

Jak żyć z myślą, że ktoś kogo pokochałem bardziej niż samo życie, może odejść na zawsze? Co robić, kiedy nieznośny ból rozsadza serce? Co wtedy człowiekowi pozostaje?

Lekarz powiedział, że teraz pozostaje czekać.

Więc czekałem. Po dwóch godzinach dowiedziałem się, że operacja Moniki zakończyła się powodzeniem. Jeszcze nie mogłem się z nią zobaczyć, ale lekarz prowadzący zapewniał mnie, że wszystko jest z nią w porządku. Jednak w moich myślach znajdował się tylko mały chłopczyk, który – według pielęgniarki – teraz walczy o życie.

To wszystko miało jeszcze długo potrwać, a ja potrzebowałem czegoś, co da mi siły i energii. Wstałem z krzesełka ustawionego pod drzwiami bloku operacyjnego i skierowałem się w stronę bufetu.

Idąc, mijałem wiele osób, w różnym wieku. Ale gdy minąłem elegancko ubraną kobietę, nagle zatrzymałem się i zesztywniałem. Nie, to niemożliwe – powiedziałem sam do siebie i ruszyłem dalej. Jednak po dwóch krokach usłyszałem wołanie:

- Łukasz?!

Znowu przystanąłem.

- Łukasz, to ty? – ten sam głos znowu wypowiedział moje imię.

Ten dźwięk, ta barwa głosu. To nie mogła być prawda. Nie chciałem dopuścić do siebie tego przeczucia. Jednak gdy obróciłem się na pięcie, to przeczucie stało się faktem.

Parę metrów przede mną, stała Iza.

Uśmiechała się – tym pięknym szerokim uśmiechem, na którego widok rozpływałem się kiedyś jak gorące masło – a ja zacząłem drżeć. Nie mogłem w to uwierzyć, nie mogłem uwierzyć, że do tego doszło, że największe szczęście, jakiego kiedykolwiek zaznałem – stoi przede mną.

Uświadomiłem sobie, że widziałem piękno w niezliczonych postaciach. Zakochałem się i moja miłość trwała nadal. Ciągle ją pamiętam i przez ten cały czas nosiłem w sercu nadzieję, że któregoś dnia znowu ją spotkam.

W końcu do niej podszedłem i powiedziałem:

- O Boże, Iza. Co ty tu robisz?

- Łukasz – odpowiedziała zszokowana, a w jej oczach stanęły łzy.

Mimo upływu lat tak bardzo przypominała mi tą dziewczynę, którą parę lat temu zostawiłem pod domem odjeżdżając ciemną uliczką.

Nic w niej się nie zmieniło.

Paradoksem było to, że mój syn leżał teraz na sali operacyjnej, a moje serce skakało z radości na widok, który miałem przed sobą.

Kiedy otrząsnęliśmy się z niedowierzania, Iza wreszcie powiedziała:

- Ja tu pracuję.

Kolejny szok. Pracuje tu, tak blisko mnie. Skoro tu pracuje, to także musi tu mieszkać. Muszą tu mieszkać, szybko sam siebie poprawiłem w myślach.

- Pracujesz? – spytałem zdziwiony.

- Accounting director – powiedziała ze śmiechem przekrzywiając głowę.

- Rozumiem. Czyli jednak zostałaś przy swoim zawodzie.

- Tak – potwierdziła.

- A Mariusz? Co on na to? Z tego co pamiętam, to namawiał cię na przekwalifikowanie się.

- Trochę marudził, jak to on. Ale kiedy dowiedział się, że dostałam ofertę pracy tak blisko was, to w końcu się zgodził.

- Użyłaś dobrych argumentów – zaśmiałem się.

- Tak. On bardzo chciałby odnowić nasze kontakty.

Uśmiech zniknął z mojej twarzy, a na jego miejscu pojawił się grymas niepewności.

Staliśmy tak przez chwilę patrząc na siebie. Nagle Iza zmarszczyła czoło i zapytała:

- Ale co ty tutaj robisz?

Wtedy opowiedziałem jej o wypadku.

- O Boże… - wyszeptała gdy skończyłem i wzięła mnie pod ramię ruszając w stronę bufetu – Chodź, musisz mi wszystko opowiedzieć.

Rozmawialiśmy przed kilkadziesiąt minut. Przez ten czas trochę się odprężyłem, a napięcie we mnie drzemiące nieco zmalało. Iza opowiadała mi o wydarzeniach z tych pięciu lat po ich ślubie, a ja głównie mówiłem o synku. Niewiele razy wspomniałem Monikę. Gdy między nami zapadła cisza zrozumiałem, że nie poruszyliśmy tylko jednego tematu. Spojrzałem na nią widząc jak szybko unosi się i opada jej klatka piersiowa. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Udawać, że nic się nie stało, czy znowu wyznać jej miłość tu i teraz.

Boże, jaka ona jest piękna.

Mam tak wiele, a uczucie do niej pochłania wszystko, mam tak wiele, a bez niej wszystko staje się niczym. Kocham ją ponad wszystko. Ale czy ona o tym wie? Czy umiałem jej to okazać? Nie byłem pewien.

Co ja bym dał, by znów być z nią. Wszystko.

Prawie wszystko.

W momencie gdy do moich myśli powrócił syn, do naszego stolika podszedł lekarz.

- Czy coś się stało? – szybko spytałem, wstając z przestrachem.

- Nie nic, jest tylko parę spraw formalnych – odpowiedział lekarz – Czy mogły pan iść ze mną do mojego gabinetu?

Spojrzałem przepraszająco na Izę, a ona powiedziała:

- Jasne, nie ma sprawy, ja i tak muszę już wracać do pracy.

Szybko się pożegnaliśmy i zdenerwowanym krokiem ruszyłem za mężczyzną w białym kitlu.

Kiedy usiadłem w gabinecie, po drugiej stronie jego biurka, zauważyłem niepewny wyraz twarzy doktora. Tak jakby coś mi chciał powiedzieć.

- O co chodzi? – spytałem.

Lekarz chrząknął dwa razy i powiedział:

- Wie pan, jak nakazują procedury, musiałem przejrzeć kartotekę pana żony i syna.

- Ona nie jest moją żoną – szybko go poprawiłem.

- Ach tak, naturalnie, przepraszam – powiedział i kontynuował – Więc gdy przeglądałem dane pana syna, przejrzałem również informacje o panu. Wie pan, zawsze musimy to robić.

- No tak rozumiem, biurokracja.

- Właśnie.

- Więc co pan tam znalazł? – spytałem niecierpliwiąc się.

- Gdy przeglądałem pana dane, w oczy rzuciła mi się jedna rzecz. Z początku myślałem, że to jakiś błąd, ale sprawdziłem to dwa razy, wykluczając pomyłkę.

Doktor urwał w tym momencie, a ja dalej patrzyłem na niego nic nie rozumiejąc.

- Nic nie rozumiem – powiedziałem.

- Jaką pan ma grupę krwi, panie Łukaszu?

Spojrzałem na niego dalej nic nie rozumiejąc.

- Zero minus – odparłem – jeśli jestem dobrze poinformowany.

- No właśnie, to by się zgadzało z informacjami jakie i ja posiadam.

O co tu chodzi? I dlaczego interesuje go moja grupa krwi?

Zajrzałem mu głęboko w oczy w momencie, gdy oznajmił mi:

- Paweł nie może być pana synem. Biologia to wyklucza.

Pierwszym krokiem było natychmiastowe i pełne uświadomienie sobie tego, co się stało. Dowiedziałem się i natychmiast zdałem sobie sprawę, że to absolutny koniec, że nie da się tego cofnąć, że cały mój świat legł w gruzach i, że nic już nie będzie takie samo.

- Czy… czy jest pan pewien? – cicho wyjąkałem.

- Absolutnie pewien.

Czas stanął w miejscu. W klatce piersiowej czułem miarowe tykanie, a potem bum! – moje serce eksplodowało na milion kawałków.

- Gdyby chciał pan porozmawiać z matką dziecka, to już może pan do niej wejść.

Matką dziecka – Boże jak to zabrzmiało – przecież to mój syn.

Wstałem bez słowa, a lekarz powiedział:

- Proszę jej tylko nie zdenerwować, bo jest jeszcze bardzo słaba.

Szedłem korytarzem jak zombie. Ludzie obok dziwnie się na mnie patrzeli. Cały czas nie mogłem do końca przyswoić sobie tej informacji. Wszedłem do jej sali i zobaczyłem ją leżącą na łóżku.

Miała w gipsie lewe przedramię i prawą nogę. Po lewej stronie głowy niewielki krwiak. Mimo obrażeń nie wyglądała bardzo źle, oczy miała szeroko otwarte, a wzrok skupiony na mnie.

Nic nie mówiąc podszedłem do jej łóżka.

- Łukasz tak bardzo mi przykro, to była moja wina – powiedziała – To ja spowodowałam kolizję.

- Tak, wiem wszystko od doktora – odparłem beznamiętnie.

Monika dziwnie na mnie spoglądała, nie wiedząc o co mi chodzi.

- Co z Pawełkiem? Wiesz coś? Bo lekarze nie chcą mi nic więcej powiedzieć.

- Z tego co wiem, to dalej go operują – odpowiedziałem.

- Bożę, cały czas modlę się, żeby wszystko dobrze się skończyło.

- Ja też.

Stałem tak chwilę przyglądając się Monice.

Z kim mnie zdradziłaś? – zadałem sam sobie to pytanie w myślach. Potem wziąłem krzesełko i z trzaskiem postawiłem je obok jej łóżka.

Monika patrzyła na mnie zdziwiona, a ja ze złością usiadłem.

Cisza zawisła między nami i trwała kilka minut.

Ona pierwsza nie wytrzymała, mówiąc:

- Mam nadzieję, że nasz synek wyjdzie z tego cały.

- Nasz? – szybko odparłem zerkając na nią złowrogo.

Monika otworzyła usta, żeby wypowiedzieć słowa, które miała na języku, gdy nagle ogarnęło ją przerażenie, jakby wędrując we mgle, zatrzymała się i zobaczyła, że stoi o krok od przepaści.

- Co masz na myśli? – zapytała ze strachem w oczach.

- To, że nie wiem kto jest jego ojcem! – ostatnie słowo wykrzyczałem.

Łzy popłynęły z jej pięknych oczu.

- Bo na pewno, nie jestem nim ja! – to znowu mój krzyk.

Monika łkała, ledwo łapiąc oddech. Jednak mnie nawet nie było jej żal. Po prostu czekałem na wyjaśnienia.

- Czemu mi nie powiedziałaś? Wolałaś zniszczyć nas, niż zobaczyć ból na mojej twarzy. Nie dałaś mi dokonać wyboru.

Dalej płakała.

- Kto? – cicho zapytałem.

Nie chciała odpowiedzieć.

- Kto nim jest? – powtórzyłem pytanie – Z kim się puściłaś?

Odpowiedziała dopiero po kilkunastu sekundach.

- To Artur.

Artur? Na początku nie wiedziałem o kim mówi, ale po chwili sobie przypomniałem. Tak, Artur, brat Mariusza i świadek na jego ślubie.

- Ale przecież… - zacząłem – Ty go w ogóle znasz? Przecież widzieliśmy go tylko na ślubie, kiedy byłaś już w ciąży.

To wszystko nie miało dla mnie sensu, ale po chwili mnie olśniło. Widzieliśmy Artura na ślubie i oczywiście na przyjęciu zaręczynowym, osiem miesięcy wcześniej.

Przyjęcie zaręczynowe Mariusza i Izy. Tak, no właśnie. Przypominałem sobie niewinne pieszczoty pod stołem oraz późniejsze oburzenie i wyjście Moniki do łazienki. Czy to właśnie wtedy?

Otworzyłem szeroko usta ze zdumienia. Monika wiedziała, że zrozumiałem.

Nie było już nic do powiedzenia. Tylko pustka, taka jak przed nią, po niej i już zawsze.

Straciłem wszystko. Wszystko.

Z szoku wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.

Do sali weszła pielęgniarka. Zanim zdążyliśmy o cokolwiek zapytać, powiedziała:

- Operacja waszego syna właśnie dobiegła końca.

Naszego syna – w duchu prychnąłem pogardliwie.

- Wszystko się udało – kontynuowała dziewczyna – Jego stan dalej jest ciężki, ale stabilny.

Uśmiechnęła się i wyszła z sali zostawiając nas samych.

Spojrzałem na Monikę jak na ostatniego śmiecia, obróciłem się na pięcie i też ruszyłem w stronę drzwi. Ona zawołała za mną:

- Łukasz nie odchodź!

Ja jednak zniknąłem za drzwiami.

Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się w stronę zieleni, która go otaczała.

Chciałem odetchnąć świeżym powietrzem. Stałem pośród drzew i wdychałem chłodne, wiosenne powiewy wiatru. Uświadomiłem sobie, że dzisiaj jest pierwszy dzień reszty mojego życia.

Nie wiem jak długo stałem w tym samym miejscu, ale gdy ocknąłem się z zadumy, dookoła mnie zapadał już zmrok. Widziałem, że zbiera się na deszcz. Chciałem już odejść, gdy nagle usłyszałem zbliżające się kroki. Odwróciłem się w stronę dochodzącego dźwięku i zobaczyłem zmierzającą w moją stronę Izę. Miała na sobie to same ubranie co wcześniej, spódnica do kolan i sportowa marynarka. Była na dworze, więc zarzuciła na ramiona lekki płaszcz.

Była tak niesamowicie piękna, gęste blond włosy i duży biust, od którego nigdy nie mogłem oderwać wzroku. W jednej chwili coś we mnie pękło. Miałem ochotę skończyć z tym wszystkim. Chciałem zamknąć oczy i już nigdy więcej ich nie otworzyć. To wszystko spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba. Napięcie, w którym żyłem od kilku godzin nagle dało o sobie znać, zachwiałem się i prawie upadłem. Iza podbiegła do mnie i podtrzymała mnie. Z boku musiało to śmiesznie wyglądać, ponieważ jestem od niej sporo wyższy.

- Już wszystko w porządku, nic mi nie jest – powiedziałem.

- To dobrze – odpowiedziała i stanęła obok.

Zapadła chwila ciszy, którą przerwała Iza, mówiąc:

- Byłam u Moniki. Wszystko mi powiedziała.

Nic nie odpowiedziałem, więc Iza kontynuowała:

- Tak mi przykro, Łukasz. Mam nadzieje, że wiesz, że dla Pawła to zawsze ty będziesz jego prawdziwym ojcem. Wiem, że ma dopiero pięć lat, ale to z tobą łączy wszystkie wspomnienia i ty jesteś dla niego wzorem.

Westchnąłem i odpowiedziałem:

- Wiem, ale mimo wszystko coś się skończyło i nic już nie będzie takie jak przedtem.

Milczenie Izy potwierdzało moją wypowiedź.

Spojrzałem w niebo i powiedziałem:

- Chodźmy stąd, bo zaraz zacznie padać.

- Nie wracasz do szpitala?

- Nie, dzisiaj i tak nie będę go mógł zobaczyć, a do Moniki nie mam po co wracać.

- Rozumiem.

- Masz ochotę czegoś się napić? Bo ja mam. A nie chciałbym pić w samotności.

Chwilę się wahała patrząc na mnie, ale później powiedziała:

- Jasne, czemu nie. Mariusz i tak wyjechał na parę dni do rodziców, więc przede mną też jest samotny wieczór.

Przyjrzałem się ponownie Izie z profilu i poczułem, że to jest silniejsze ode mnie. Wziąłem ją za rękę. Ona uśmiechnęła się do mnie i ten uśmiech przeniknął mnie na wskroś, sprawił, że krew burzy mi się w żyłach, furkoczą nerwy. Podniosła do ust moją rękę i pocałowała wierzch dłoni.

Gdy tylko znaleźliśmy się za progiem drzwi mojego domu, to przestaliśmy ciągnąć tę całą szopkę. Rzuciłem się na nią, a ona na mnie. Z wielką szybkością i determinacją zdarłem z niej płaszcz. Ledwo zdążyłem zamknąć drzwi, bo Iza już zdejmowała ze mnie marynarkę. Przycisnąłem ją całym swoim ciężarem do ściany i złapałem za ręce, krępując jej ruchy. Głośno pojękiwała, ocierając się o mnie biodrami. Chciała więcej, chciała szybko poczuć mnie w sobie. Puściłem jej ręce po to by zdjąć z siebie spodnie. Iza nie miała zamiaru tracić czasu na zdjęcie spódnicy, tylko podwinęła ją do pasa i odchyliła palcem cienki paseczek bielizny. Znowu mogłem podziwiać jej boskie ciało. Z dzikim wyrazem twarzy przyssała się do moich warg, a dłońmi złapała za pośladki przyciągając do siebie. Nie miałem zamiaru dłużej czekać, złapałem ją za uda i podniosłem do góry. Ruchem bioder lekko w nią wszedłem. Oderwała swoje usta od moich i głośno krzyknęła. Tak mnie to podnieciło, że również z mojego gardła wydobył się dziki jęk. Moje ruchy były nieporadne i desperackie, ale nikomu to nie przeszkadzało. Tak długa rozłąka, która nas dzieliła spowodowała, że w tym momencie pragnęliśmy siebie bardziej niż kiedykolwiek. Wtuliłem twarz w jej piersi, nawet przez bluzkę czułem ich zapach. Tak bardzo za nim tęskniłem. Poczułem, że nadchodzi spełnienie. Iza złapała za moje włosy i mocno pociągnęła. W momencie wystrzału, jej usta wykrzyczały cudowną melodię uniesienia. Ta chwila połączyła nas na zawsze, doszliśmy równocześnie. Wbiłem się w nią do samego końca i zatrzymałem. Nasze oddechy doskonale opisywały to, jak czuliśmy się wewnątrz.

Kiedy postawiłem ją z powrotem na podłodze, to zobaczyłem, że Iza płacze. Łzy ciekły jej po twarzy małym strumieniem.

- Nie płacz, ślicznotko – powiedziałem.

- Och Łukasz, tak bardzo tęskniłam.

Zarzuciła mi ręce na szyję, a ja przytuliłem ją z całych sił.

Późno w nocy, kiedy leżeliśmy obok siebie, po kolejnej ekstazie, księżycowa poświata wpadająca przez okno oświetlała twarz Izy, tworzyła nastrojową smugę światła pomiędzy jej blond włosami. Kiedy odwróciła głowę w moją stronę, przyglądałem się jej, patrzyłem jak wiatr wpadający przez otwarte okno, porusza jej włosami. Jakim cudem znowu znalazła się w moim życiu i stała się najważniejsza?

Jakby odgadując moje myśli, napotkała moje spojrzenie i lekko się uśmiechnęła, po czym wyciągnęła ku mnie swoje ręce. Ująłem je, zaskoczony ich miękkością i ciepłem.

- Cudowna noc, nie sądzisz? – zapytała.

- Fantastyczna – zgodziłem się, chociaż w rzeczywistości mówiłem o niej.

Leżąc koło Izy, miałem dziwne uczucie, że żyję szczęśliwym życiem kogoś innego, kogoś, kto bardziej na nie zasługuje. Zaświtało mi w głowie, że przez te pięć lat żyłem podświadomie jej szukając i tylko dzięki łutowi szczęścia dzisiaj ją znalazłem.

Kiedy obudziły mnie pierwsze promienie słońca Iza jeszcze spała. Cicho wstałem z łóżka i sięgnąłem po telefon leżący na podłodze.

Zero wiadomości. Żadnych wieści ze szpitala. Doszedłem do wniosku, że to dobry znak. Przecież dzwoniliby do mnie tylko kiedy stałoby się coś poważnego. Wciągnąłem na siebie spodnie i zszedłem na dół.

Kiedy odłożyłem telefon na blat kuchenny, on nagle zawibrował. Serce podeszło mi do gardła. Niepewnie spojrzałem na wyświetlacz i z ulgą zobaczyłem, że to tylko wiadomość od Moniki.

„Łukasz, proszę cię, porozmawiajmy”.

Nic nie odpisałem. Wziąłem się za robienie śniadania. Zdecydowałem, że później razem z Izą pojedziemy do szpitala.

W momencie kiedy stawiałem na stole dwie filiżanki parującej kawy, po schodach zeszła Iza. Była ubrana tylko w moją koszulę i muszę przyznać, że wyglądała w niej uroczo i niewinnie. Z uśmiechem na twarzy siadła do stołu i zaczęła jeść. Ja też zająłem miejsce naprzeciwko niej i patrzyłem jak zauroczony.

Kiedy zjedliśmy, nikt z nas nie wypowiedział ani słowa. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, ani co będzie dalej. Przyszłość była taka niepewna. Wewnętrzny głos podpowiadał mi - Spytaj swojego serca, bo mózg cię oszuka. Spytaj serca.

Iza zaczęła mówić:

- W ciągu ostatnich dwóch dni, coś sobie uświadomiłam. Że jeśli chcesz dostać to, czego pragniesz, nie możesz czekać, aż ktoś ci to da. Trzeba być twardym, może wręcz bezwzględnym. Uwierz, niełatwo mi prosić, żebyś poświęcił rodzinę, bo ten cios dotknie niewinne osoby, a takie rzeczy nie leżą w mojej naturze. Ale powiedz tylko, że chcesz bym była twoja, a zostawię całe swoje życie za sobą i będę z tobą już na zawsze.

Życie polega na podejmowaniu decyzji.

Wpatrywałem się w nią poważnym spojrzeniem. Znowu musiałem dokonać wyboru, tak samo, jak przed pięcioma laty.

- Jesteś niesamowita – zacząłem mówić – Jesteś inteligentna i piękna. Szczerze mówiąc to zastanawiam się, co my tu w ogóle robimy i dlaczego jesteśmy razem. W głębi duszy wiem, że wszystko jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, i że nie przetrwa, ale jeśli nawet tak będzie, to nie zmieni to faktu, że już coś wniosłaś do mojego życia, coś, czego w nim brakowało. Znaczysz dla mnie więcej, niż sobie wyobrażasz. Zanim się pojawiłaś, miałem Monikę i Pawła, i myślałem, że to mi wystarczy. Ale nie wystarcza. Już nie. Nie od ubiegłego dnia. Bycie z tobą sprawia, że znowu czuję się szczęśliwy.

Iza uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech. Gdy skończyłem, niemal kręciło jej się w głowie.

Po chwili powiedziałem:

- Tak, chcę byś była moja.

Rozpłakała się, a ja wziąłem ją w ramiona. Łkała ze szczęścia, drżały jej ramiona. Minęło parę minut zanim oderwaliśmy się od siebie. Potem wstaliśmy i w momencie gdy chciałem powiedzieć, że ją kocham, zadzwonił mój telefon. Z uśmiechem na twarzy podniosłem telefon i zerknąłem na wyświetlacz.

Numer nieznany.

Odebrałem patrząc przez okno. Na dworze znowu padał deszcz.

Do mojego ucha dobiegał potok słów, ale mój mózg zarejestrował tylko kilka wyrazów.

Pogorszenie. Wylew wewnętrzny. Nagła zapaść.

Potem telefon wypadł mi z ręki. Uśmiech zniknął z ust Izy i spojrzała na moją twarz, która była bez wyrazu. W moim spojrzeniu nie było żadnych emocji. Zapatrzyłem się w jakiś punkt za oknem.

- Łukasz, co się stało? – zapytała.

Dopiero po chwili odpowiedziałem mechanicznym głosem:

- Straciłem wspaniałego, pełnego życia pięcioletniego syna, przed którym otworem stał cały świat – dalej nie wykonałem nawet najmniejszego ruchu - Był dla mnie prawie wszystkim, Iza. Potrafisz to zrozumieć?

- Jezu… - to był cichy szept Izy.

Odwróciłem się i nic nie mówiąc szybko wyszedłem przed dom. Iza wybiegła za mną.

Deszcz lał naprawdę mocno, wywołując wielki hałas.

Ja ciągle nie wydając z siebie żadnego dźwięku uklęknąłem na mokrej trawie.

Odchyliłem głowę do tyłu.

W końcu wydałem z siebie potworny jazgot.

Lecące z nieba grube krople deszczu wywoływały straszny szum, ale mimo to Iza słyszała przedzierający się przez to wszystko krzyk. To ja krzyczałem. Krzyczałem jak szalony. I nie mogłem przestać.

Ten tekst odnotował 16,662 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.81/10 (22 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (5)

0
0
Trochę przecinków brakuje, ale źle nie jest 🙂
Tylko...

soków skapały na podłogę


skapnęły?

trzepotając rzęsami


trzepocząc
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Poprawione 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zagłosowane za przeniesieniem do zbioru głównego 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Im dalej w las tym fajniej. Co prawda lubię krótkie, szybkie uderzenia jak młotem, ale podoba mi się 🙂 szczególnie końcówka.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
To co lubię. Ból i płacz, a płacz mężczyzny pewnie dlatego, że sam nim jestem a życie mnie nie rozpieszcza, doprawdy jest dla mnie przejmujące. Pisz. Pisz i lej łzy.
Dawno temu, chyba jeszcze w szkole na zajęciach aktorskich powiedziano mi ważna sentencje, która stosuję we własnych tekstach: publiczność można rozkochać szybko i skutecznie na dwa sposoby - rozśmieszając lub wyciskając łzy.
Choć nie płaczę to lubię gdy inni to robią czytając moje teksty.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.