Ilustracja: sirokov717

Nobody Cares

31 lipca 2020

Szacowany czas lektury: 24 min

Jeden z moich starszych tekstów, nieco poprawiony i odkurzony. Może trochę już trąci myszką, ale może mimo to do kogoś trafi? ;-)

Auto zatrzymało się tuż przed nią. Jak większość pojazdów w tym mieście było nijakie, brzydkie i poobijane. Ot, środek komunikacji szarego człowieka, któremu wystarcza sił zaledwie na utrzymywanie się na powierzchni bajora zwanego życiem. Bogaci mknęli ulicami we własnych samochodach prowadzonych przez szoferów, a zupełnie biedni jeździli wyłącznie komunikacją publiczną. Taksówki stanowiły rozwiązanie dla tych, których nie stać na własne auto, ale nie chcieli stykać się z tłumem życiowych przegrywów. Albo dla takich jak ona - zbyt młodych na prawo jazdy.

Natasza cieszyła się, że nie musiała długo czekać – wiosenny wiatr wciskał się wszędzie chłodnymi podmuchami, a jej kusa spódniczka nie osłaniała ciała przed zimnem. Sytuacji bynajmniej nie polepszał fakt, że nie miała na sobie bielizny.

Otworzyła drzwi auta i wrzuciła tornister na tylne siedzenie, po czym zajęła swoje miejsce. Kierowca - starszy facet, z wydatnym brzuchem i sumiastym wąsem wyglądał na rozżalonego, że nie zechciała usiąść obok niego. Widziała dobrze, jakim spojrzeniem ją obrzucił. Wzruszyła ramionami. Nie dla psa kiełbasa… 

Rozsiadła się wygodnie i wyciągnęła z kieszeni iPhona. Szybko wystukała numer i wysłała krótkiego SMSa: „Jadę”.

Ruszyli. Wiedziała, że pozostało jej jeszcze trochę czasu, więc sięgnęła po przybory do makijażu i starannie poprawiła zarys ust, lekko podkreślając ich wilgotną wypukłość. Zerknęła w lusterko kierowcy i napotkała wpatrzone oczy. Gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, spłoszony taksówkarz odwrócił wzrok.

– Co, nie podoba ci się nastoletnia uczennica bez majtek? – pomyślała złośliwie. – A może właśnie przypomniała ci się własna żona i jest ci głupio, że stanął ci na widok młodej siksy? Co, dziadku, podniecają cię związane w warkoczyki włosy i opadające podkolanówki?

Wzruszyła ramionami i wcisnęła do uszu niewielkie słuchawki. Znany, ochrypły głos ulubionego wokalisty i ponury dźwięk gitar otuliły ją opiekuńczym całunem i odcięły od zewnętrznego świata.

    The world is cruel as usual
    Apathy is what you always get
    You can scream, you can cry
    But nobody cares… nobody cares…

Lubiła tę piosenkę, pełną frustracji, wypaloną i zimną jak ona. Smętne, gorzkie słowa splatające się z bluesowymi tonami rozumiała doskonale. Bo Natasza nie czuła żadnych emocji. Uodporniła się na nie już jako dziecko.

Obojętnie patrzyła na mijane domy, przesuwające się przed oczami. Miałkość, beznadzieja i poczucie tego, że w tym mieście nic nie zmienia się na lepsze. Ludzie wiedli tu ponurą egzystencję, przesypującą się pomiędzy powtarzalnymi, nudnymi dniami jak ziarnka piasku w klepsydrze. Ot, niezmienne i nieuchronne przeznaczenie tej smętnej dzielnicy, szarej jak popiół i beznadziejnej jak codzienność. Dzielnicy, w której ból życia zagłusza się tanią wódką i marnej jakości telewizją. Patrzyła w twarze mijanych przechodniów, zmęczone i nijakie, i przez głowę przemknęła jej myśl, czy taka wegetacja w ogóle jest godna nazwania życiem. Westchnęła i przymknęła oczy.

Przeszłość napłynęła szarą chmurą wspomnień i twarzy wyłaniających się z mgły.

W jej pamięci zapisało się ich wielu… Bardzo wielu. Pierwszy… ten pierwszy, który powinien być wyjątkowy… Pieprzony kierownik placówki, czyli bidula. Przyszedł do niej już pierwszej nocy, gdy jeszcze nie znała nikogo, więc nie miała się komu wyżalić i wypłakać. Choć w sumie nie był taki najgorszy. Przynajmniej zachowywał jakieś pozory. Mówił, że zaopiekuje się nią; że nie pozwoli jej skrzywdzić. Że będzie jego Gwiazdeczką. Że od czasu do czasu da na porządny ciuch i lepsze żarcie. Wsunął jej w dłonie szklankę wypełnioną słodkim winem, a potem zaczął ją gładzić po włosach… Pamiętała do dziś, jak jego ręce nieubłaganie zsuwały się coraz niżej; jak dotknął jej szyi. Tak dziwnie pieszczotliwie. I delikatnie. Nie znała jeszcze takiego dotyku. Czułego i męskiego. A potem sięgnął pod jej zniszczony i podarty podkoszulek. Jego ręce okazały się ciepłe i przyjazne. Wypielęgnowane. Tak, pamiętała to doskonale - gładką skórę, starannie przycięte paznokcie i to, że ładnie pachniał jakimś kremem. I wiedział doskonale, co robić - jakby robił to już dziesiątki razy.  Nie spieszył się. Przesuwał się po jej ciele umiejętnie, cierpliwie, trącając struny, które rezonowały w Nataszy dziwnymi uczuciami. Zmęczenie, strach, rozpaczliwie poczucie samotności i wyjąca potrzeba, żeby być dla kogoś ważną…, a zapewne także wypite wino i nowe doznania sprawiały, że wirowało jej w głowie.

Z tego dnia zapamiętała każdą sekundę, każde dotknięcie i każdy dźwięk. Wciąż w uszach brzmiały jego słowa, gdy łagodnie mówił, że jest taka piękna... I że on się nią zaopiekuje. Żeby już się nie bała. Że wszystko będzie dobrze. Rozpuściła się w jego słowach, w jego ustach, które szybko znalazły drogę do jej własnych. A potem, pod wpływem tego słodkiego wina i poczucia bezpieczeństwa, pojawiło się to dziwne, nieznane uczucie w jej wnętrzu. Rosło i nabrzmiewało, a ona nie potrafiła się przed nim bronić ani go zrozumieć.

Wykorzystał to, rozdmuchał, jak pierwszą iskrę nieśmiało błyskającą na wysuszonym mchu. Wiedział, jak to zrobić. Pewnie znał wiele takich przypadków. Zaniedbanych, zalęknionych dziewczynek, które z koszmaru ulicznego życia trafiły pod opiekę państwa. Pod jego opiekę. Wszystkie byłe słabe, bardzo zalęknione i bardzo nieletnie. Niektóre nie chodziły jeszcze do szkoły. A on widział ich tak wiele, że znał najskrytsze ich myśli. 

Mężczyzna, nie przestając całować, szeptał do ucha Nataszy wspaniałe bajki. A potem rozpiął spodnie i wślizgnął się do jej łóżka. Bała się tego, ale też czuła się doceniona i wyróżniona. Pierwszy raz w życiu. Ciepło i bliskość jego ciała zdziwiły ją. Wtedy  dotknął ją tym wielkim czymś, co poczuła na swojej nodze. W ciągu następnych kilkunastu minut zrobił z nią to, czego pragnął. Po wszystkim leżała obok, oszołomiona i obolała. Biało-czerwone krople, powoli wyciekały z niej i brudziły szarą pościel. 

Już pierwszego dnia uczynił z niej – z dziecka – kobietę. Swoją kobietę. Trzy razy. Nikogo to nie obchodziło.

    No matter what you do
    No matter what happens to you
    Be quiet, be silent, because
    Nobody cares, nobody cares…

Najpierw odwiedzał ją często. Pokazywał, jak robić mu dobrze, i robił dobrze jej samej.

Dbał o nią. Pozwalał przychodzić do siebie i spać w swoim łóżku. Łóżku kierownika. Wtedy po raz pierwszy zasypiała przytulona – do kogoś. Do mężczyzny. Jej mężczyzny. Czuła się jak księżniczka. Wyróżniona. Kochana. A potem wszystko się skończyło, jakby nożem uciął. 

W bidulu pojawiła się Tatiana. Całe trzy lata młodsza od niej. I Andriej po prostu ją, Nataszę, sprzedał. Jak przedmiot. Jak rzecz. W dokumentach ośrodka pewnie znalazła się informacja, że uciekła i rozpłynęła się w szarej beznadziei postradzieckiego miasta. Nikt się tym nie przejął, to była codzienność. Takich jak Natasza przez domy dziecka przewijały się dziesiątki. A Andriej miał nową Gwiazdeczkę w swojej kolekcji. Niewinną, naiwną, taką którą mógł nauczyć fachu i jeszcze na tym zarobić.

Trafiła na ulicę. Była cennym i dobrym towarem. Młodziutka, ale już nauczona, jak sprawiać przyjemność mężczyznom. Jak odgadywać ich mroczne pragnienia, ich tajemne, grzeszne marzenia. Jak odgadywać ich fetysze i jak na nich grać. 

Była inteligentna, więc szybko zrozumiała, że może osiągnąć dużo – jeśli tylko zaakceptuje reguły. I że ma na to mało czasu. Dopóki będzie niegrzeczną dziewczynką, ubraną w białą koszulkę i kraciastą spódniczkę, dopóki na nogach będą opadające podkolanówki, a w zielonych oczach figlarny błysk, dopóty znajdą się ci, co gotowi są płacić ciężkie pieniądze – za zakazany towar. Potem stanie się co najwyżej zwykłą, młodocianą kurewką. Potem doświadczoną dziwką. A jeszcze potem? Nie myślała o tym.

Więc trzeba korzystać. Szybko znalazła wspólny język ze swoim alfonsem. OK, będzie pracować ponad siły – ale on zapewni jej pewną swobodę. I ma ją traktować jak człowieka. Jak partnera – nie jak jedną z wielu swoich głupich nastolatek. Bo ona, Natasza, potrafi się odwdzięczyć. Jest lepsza niż wszystkie jego podopieczne razem wzięte. I potrafi pracować bez wytchnienia. 

Wszedł w to. Równy gość. W sumie nawet uważała go za przyjaciela – do pewnego stopnia. Nie bił jej. Pozwalał mieć swoje pieniądze. I zgwałcił tylko raz, na początku. Żeby wiedziała co i jak. Prawo pierwszej nocy. Część systemu. Integralna zasada tej pracy. 

    It’s only business, my love
    What did you think?
    There’s no free ride and still
    Nobody cares, nobody cares…

Taksówka zatrzymała się przed niewielkim, dyskretnym motelem. Natasza zostawiła kierowcy banknot o wysokim nominale i chwyciwszy tornister, wysiadła, nie czekając na resztę. Samochód odjechał szybko, jakby kierowca bał się, że ktoś go zapyta, dlaczego nie czuł oporu przed przywiezieniem w takie miejsce małej dziewczynki. Pewnie za chwilę siądzie w domu przed telewizorem i spłucze wódką wyrzuty sumienia. A może włoży sobie łapę w spodnie i zwali konia, marząc, że kiedyś będzie go stać na taką uczennicę jak Natasza. I że będzie miał odwagę skorzystać. Zresztą: who cares?

Weszła do środka. Niewiele starsza od niej recepcjonistka uniosła wzrok znad książki, obrzucając obojętnym spojrzeniem. Młodziutka dziewczynka, w białej koszuli i krótkiej spódniczce. Wysokie, czerwone szpilki. Niedbale przewieszony przez ramię tornister. I zmysłowy makijaż. Niby niewinny, ale prowokujący. Obie wiedziały, po co tu jest.

– Pokój 23 – rzuciła Natasza, nie siląc się nawet na przywitanie.

– Już jest – usłyszała. Nikt nie pytał: kto. Nikt nie pytał: po co. Wystarczyło przekazać, że już na nią czeka.

Zapukała. Drzwi otworzyły się i zobaczyła wysokiego, sympatycznego mężczyznę. Chyba właśnie wziął prysznic, bo miał na sobie tylko szlafrok. Czysty, biały i puszysty. Na pewno prywatny – nie hotelowy. Elegancka, wypielęgnowana twarz i staranna fryzura zdradzały dobrze zarabiającego biznesmena. Uśmiechnął się do niej szeroko.

– Witaj, kochanie - zamruczał przyjemnym, niskim głosem.

– Cześć, tatusiu – uśmiechnęła się radośnie i rzuciła się mu na szyję. Pocałowała go w policzek. Jedna z pierwszych lekcji w tym fachu: “Zaczynaj delikatnie – to należy do gry”. Jesteś aktorką, a on kupił sobie spektakl. Więc bądź profesjonalna w tym, co robisz. W ruchach. W słowach. W gestach. To należy do zasad. Podobnie jak rekwizyty. Tornister. I podkolanówki, z których jedna koniecznie powinna być trochę opuszczona.

Zamknął drzwi i wziął od niej tornister, przy okazji dyskretnie wsuwając do niego kopertę. Natasza udała, że tego nie widzi. Dobrze, że on też wie, jak ma się zachować. Siadła na biurku i beztrosko kołysała nogami. Mężczyzna podszedł do niej i stanął tuż obok. Owionął ją miły zapach. Zagraniczna, ekskluzywna woda kolońska. Przygotował się dla niej. Doceniła to. Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się promiennie, właśnie tak jak powinna zrobić to córka wracająca do taty po szkole.

Niemal namacalnie czuła, że gdzieś w jego środku kłębi się pragnienie, żeby już jej dotknąć. Że walczy, żeby tego nie okazać, ale że z każdą sekundą przegrywa tę walkę. Że ona – jego mała Natasza – podnieca go. Bardzo. Z pewnym zawstydzeniem przyznawała przed sobą, że w sumie nawet jej to trochę pochlebiało.

– Kochanie... córeczko… – w zduszonym głosie znać było rosnące napięcie. – Jak było dziś w szkole?

– Oj, jak zwykle – potrząsnęła głową, aż zatrzęsły się krótkie warkoczyki. – Dużo nauki i w ogóle… Pani od matematyki mnie pochwaliła! Ale z biologii mogę mieć kłopoty. Nie uważałam na lekcji. Nie mogłam się skupić.

– Czemu nie mogłaś? Tęskniłaś do tatusia…? – spytał, przełykając ślinę.

Spuściła oczy. Grzeczna córeczka, która bardzo się wstydzi.

– Tak… – powiedziała cicho. – Wiesz, na lekcji myślałam tylko o tobie. O tym, co robimy… Wiesz, tatusiu, to mi się bardzo podoba… I jak tylko o tym myślę, od razu robię się taka mokra…

Dotyk jego rąk na jej udach. Jego dłonie, delikatnie sunące w górę, podwijające szkolną sukienkę. Wyczuł, że nie ma na sobie majtek. Jego palce dzieliło tylko kilka centymetrów od jej bezwłosej szparki.

– Mów dalej, kochanie – poprosił. 

Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się do jego ucha. Palce przesunęły się i zetknęły z nabrzmiałymi wargami.

– Wiesz, jak myślałam o tym, co mi będziesz robił, to sięgałam pod ławkę i się… dotykałam… Wyobrażam sobie, jak całujesz mnie tam, na dole, jak wpychasz się we mnie… – szepnęła cicho, jakby wyznając słodką tajemnicę. Poczuła, jak palce mężczyzny zaciskają się na jej nogach. Prawie syknęła z bólu. Ale się napalił! 

– I pomyślałam wtedy, że zrobię sobie dobrze… - kontynuowała urywanym głosem, pozostawiając między zdaniami lubieżną ciszę, którą mogła wypełnić jego gorączkowo pracująca wyobraźnia. - Na dużej przerwie, u nas w toalecie. Poszłam tam… Nawet zdjęłam majteczki… Zaczęłam się bawić… ale zabrzmiał dzwonek… Nie doszłam… Chciałabym to zrobić z tobą. Chciałabym, żebyś był we mnie, jak będzie mi tak dobrze… jak będą motylki…

– Wiem, córeczko – jęknął gardłowo, nie panując nad sobą. – Tatuś też o tym marzy. Chcesz zobaczyć, jak bardzo się stęskniłem?

Zachichotała jak głupiutka, rozbawiona, mała dziewczynka. Taka, która wie, że nie powinna czegoś robić, ale sama świadomość łamania zakazów jest dla niej fascynująca. Kiedy się śmiała, dwa urocze dołeczki pokazały się na jej policzkach. Sięgnęła ręką pomiędzy poły jego szlafroka.

– Ojej, jaki on duży! Jaki twardy! Jaki gorący! Czy on się zmieści we mnie!? – zmarszczyła zabawnie nosek. Mężczyzna rozciągnął usta w lubieżnym uśmiechu.

– Jeśli go ładnie pocałujesz i naślinisz, to się jakoś zmieści, kochanie. – Krokiem w tył odsunął się od biurka.

– Dobrze, tatusiu. Wezmę go do buzi. Wiem, jak to lubisz – powiedziała i wyuczonym ruchem osunęła się na kolana.

– Tak, kochanie – zamruczał, gdy zajęła się nim z wytrenowaną wprawą i łapczywością. – Właśnie tak…

Nie trwało długo, zanim był gotów. Wielki, nabrzmiały członek prężył się w jej ustach i pod pieszczotą dłoni. Pulsował pożądaniem. Mroczną żądzą posiadania. Wyczuła odpowiedni moment i przerwała pieszczotę, nie pozwalając mu zalać ust.

– Ale on piękny! – powiedziała patrząc na sterczący męski narząd. – Taki duży. I pomyśleć, że ja się stąd wzięłam… że kiedyś byłam tu w środku, jako malutki plemniczek! Mamusia wiedziała, co dobre, gdy rozkładała przed tobą nogi. Albo gdy brała do buzi. Ciekawe, która z nas lepiej ci robiła, tatusiu? Może ją spytamy?

– Mama by była bardzo zła, gdyby wiedziała, jak się razem bawimy… - Mężczyzna jęknął gardłowo. 

– Więc nie powiemy jej nic. Absolutnie nic. To jest nasza tajemnica, tatusiu! A teraz włóż mi go, bo ja już się zupełnie nie mogę doczekać!

Natasza szybko wstała i obróciła się w stronę biurka. Uniosła spódniczkę wypinając zgrabne pośladki. Delikatna, dziewczęca szparka ukazała swój powabny wdzięk. Mężczyzna natychmiast przywarł do ciała dziewczynki, przyciskając ją do blatu. Drapieżnym ruchem wepchnął się pod koszulę, szukając drobnych, małych piersi. Poczuła, jak gwałtownymi, niezdarnymi ruchami próbuje trafić do jej dziurki. Sięgnęła do tyłu dłonią i pomogła znaleźć drogę.

– Tatusiu, zrób to proszę – szeptała rozgorączkowanym głosem, który go tak podniecał. – Wsadź mi go i zrób to! Spuść się w swoją Nataszę, tam gdzie lubisz to robić… Zrób to we mnie… jak robiłeś to mamusi…

Wystarczyło kilka ruchów i poczuła, że mężczyzna zbliża się do orgazmu. Zacisnęła uda i pozwoliła, aby głęboki okrzyk wyrwał się z jej ust. Niech myśli, że ona także przeżyła rozkosz. Będzie zadowolony.

Stęknął i wypełnił ją swoim nasieniem. Chwilę trwał, zawieszony w przedłużającej się chwili ekstazy, a potem wycofał się z niej powoli i, ciężko dysząc, poklepał ją po pośladku. Rzuciła okiem na zegarek. To nie był koniec, raczej szybki numerek na początek.

– Kocham cię, córeczko – zamruczał.

– Ja też cię kocham, tatusiu – uśmiechnęła się słodko i sięgając między nogi. – Ojej, ale tego dużo było! Jestem cała w twojej śmietance!

Spotkanie trwało trzy godziny, z małymi przerwami. Na koniec po prostu położyli się obok siebie na wielkim hotelowym łóżku, odpoczywając w półdrzemce. Czuła się dobrze. 

Był miły, sprawny i nie wymagał żadnych udziwnień – zdarzali się jej dużo gorsi klienci. Odpychająca brzydota niektórych przypominała aktorów z reklamy ostrzegającej młode dziewczynki przed zagrożeniami okrutnego świata. Brzuchaci, chamscy, przepoceni. Prostacy. Zdarzali się także inni – zawstydzeni i zakompleksieni. Delikatni, jakby przerażeni własną śmiałością. Ot, urzędnicy wydający pieniądze ciężko zarobione na państwowej posadzie, aby poznać smak zakazanego owocu. Trafiali się początkujący mafiosi. Krzykliwi, wulgarni, obwieszeni złotem i rozsiewający wokół siebie zapach zagranicznej wódki. I biznesmeni – tacy jak ten ostatni. Pełen przekrój społeczeństwa. Pełen przekrój wymagań. Chcieli, żeby nazywać ich tatusiami, bić skórzanym pejczem, przebierać się w dziwaczne stroje, sikać na nich. Spełniała posłusznie wszystkie ich zachcianki. Nasz klient – nasz pan.

    You can't make it better
    Or fix  this fucking world
    So don’t cry, baby, because
    Nobody cares, nobody cares …

Dzwonek komórki zadźwięczał cicho. Westchnęła i powróciła do rzeczywistości. Wstała, ubrała się szybko i sprawnie. Robiła to nie pierwszy i nie ostatni raz. Spojrzała na leżącego w zmiętej pościeli mężczyznę. Może inna dziewczyna na jej miejscu poczułaby mdłości. Nienawidziłaby jego – i siebie – za to, co razem zrobili. Jej, Nataszy, było już wszystko jedno. Podeszła do niego i nachyliła się, ponownie przywołując na twarz wystudiowany, wyuczony uśmiech. Wiedziała, co powinna powiedzieć.

– Tatusiu, dziękuję… byłeś cudowny. Uwielbiam to z tobą robić.

Otworzył oczy i zobaczyła w nich ten sam – jak zawsze – błysk perwersyjnego zadowolenia.

– Kocham cię, córeczko. Jesteś sto razy lepsza niż mama.

– Och, naprawdę? Tatusiu, kocham cię! Zawsze będę twoja. A kiedy będę starsza, zrobisz mi takiego ślicznego dzidziusia, dobrze? Będę miała większe cycuszki! Dla niego i dla ciebie.

Szybko chwyciła małą poduszkę i jednym ruchem wcisnęła ją sobie pod koszulkę, pokazując mu ciążowy brzuszek. 

– Chciałbyś tak? Chciałbyś mi zrobić brzuszek? I robić dobrze swojej ciążowej córeczce?

Wiedziała, że to mu się spodoba. Nie zawiodła się. Z błyszczącymi oczami wyciągnął rękę w kierunku spodni i z lubieżnym uśmiechem wyciągnął kilka banknotów. Były tam niebieskawe hrywny, kolorowe euro i zielone dolary. Razem tworzyły jeden, zmięty, komercyjny kłąb. Wyszperał dwudziestodolarówkę i wcisnął ją w jej dłoń.

– Byłaś dobrą córeczką. Masz tu ekstra na lody od tatusia, skarbie – jego usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu. – Do zobaczenia. Zadzwonię w piątek. Żona jedzie do przyjaciółki, więc możemy pojechać na cały weekend gdzieś za miasto.

Dygnęła grzecznie. Wystarczy wiedzieć, co powiedzieć w odpowiedniej chwili, a zawsze uda się coś wychapać. To takie proste. A w dwa wolne dni zarobi kupę kasy i jeszcze spędzi czas w jakimś dobrym pensjonacie. Pomachała ręką na pożegnanie i wyszła, zabierając po drodze swoje rzeczy. Pod domem czekał już pewnie jej opiekun. Nie powie mu o ekstra premii. Nie musi, takie uzgodnili zasady.

Chuchnęła na banknot i włożyła go do „prywatnego” portfela. Wsunął się pomiędzy kartę do bankomatu i mały, złożony na czworo arkusz papieru. Dokument, który dostała prawie pół roku temu. Oficjalne zawiadomienie z Odesskiego Instytutu Medycznego o wynikach powtórnego badania krwi Nataszy Żarskiej, które potwierdziły, że jest nosicielką wirusa HIV. Tekst zawierał wzmiankę, że laboratorium prosi o pilny kontakt w celu podjęcia leczenia. Oferowano jej pełną pomoc psychologiczną. 

Miała to gdzieś. Co mógł wiedzieć jakiś magisterek od leczenia duszy o jej świecie? O tym, że nigdy nikogo nie obchodził jej los? Ale ten dokument był jedyną rzeczą, o której starała się myśleć, idąc do łóżka kolejnego Tatusia.

    Whatever I do, wherever I am,
    Whoever I love and hate today
    Nobody cares, nobody cares…
    So I don’t fucking care, as well.


Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Opowiadanie premierowo ukazało się premierowo w serwisie NajlepszaErotyka.com.pl

Kontakt do autora:.
i.ravenheart@gmail.com

fb.com/raven.heart.5667

Ten tekst odnotował 30,109 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.66/10 (31 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (13)

+6
-2
Świetnie zbudowany przykry, ponury klimat jakiejś równoległej, obcej rzeczywistości. Trzymające za brzuch przygnębienie i wisząca w powietrzu zapowiedź tragedii, dodatkowo potęguje nieprzyjemna świadomość, że kogoś może owa opowieść podniecić.
Finał odpłaca w jakiś sposób tak klientom Nataszy, jak i czytelnikom, uwiedzionym zakazaną uciechą i "wyciąga" utwór z kotła sensacyjnej sprośności.
"Amerykański" tytuł i przerywniki, zupełnie zbędne i degradujące literacko.

pozdrawiam

AS
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
Mi się podobają przerywniki i pasują z tytułem, tworząc jedną całość i ramy opowiadania...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
Niby prosta, schematyczna wręcz opowiastka o skrzywdzonej dziewczynie sprzedającej swoje ciało... ale widać po niej idealnie, jaką wartością dodaną jest opowiadający. Odpowiedni styl, niespieszne budowanie historii, i ten twist na koniec... cokolwiek nie mówić o Ravenhearcie, w jego rękach i pod jego piórem nawet takie drobiażdżki nabierają blasku! Jednego, czego trochę żałuję, to nie same wspomnienia o innych klientach Nataszy, bez wprowadzenia ich dłuższych motywów, ale pewnie wtedy całość straciłaby na zwięzłości i sile przekazu. Mnie się naprawdę podoba... o ile to dobre określenie 😉

PS A autorze tekstów z tak polskimi tytułami jak "Mint 400", "Vagabunda" czy 'San Fernando Paraiso" - nie przesadzaj z tym "degradowaniem literackim". Jedno, co naprawdę Ravenheart mógłby zrobić, i co polecam każdemu sięgającemu po taki zabieg, to dopisanie tłumaczenia cytatów, żeby nie było wątpliwości, co kto miał na myśli.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-5
Na szczycie torta cukiernik może postawić plastikową figurkę młodej pary, ale na pewno nie powinien przekładać plastikiem warstw samego ciasta. Naprawdę nie wiem jak prościej wyjaśnić ci coś tak oczywistego Agnesso.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
@Agnessa, dziękuję za support, ale @starski ma pełne prawo do swojego krytycznego osądu. On uważa, że anglojęzyczne wtręty są degrengoladą - i WOLNO mu 😀.
Ja zdaję sobie sprawę, że moja pisanina ma specyficzne audytorium i to jest ok. Mnie DOBRZE z tym. Są tacy, którzy lubią moje opowiadania, są tacy, którym one w ogóle nie leżą, a są tacy "pół na pół". I to jest dobre. Naprawdę!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-5
@Ravenhearcie - ja wiem, że wolno, i nie bronię nikomu wyrażać swojego zdania. Natomiast według mnie takie zarzuty są zdecydowanie przesadzone, a zarzut "degradacji językowej" i "plastikiem" zalatuje mi nadętym grammarnaziolstwem w najgorszej postaci. Zwłaszcza że w tym wypadku jest to celowy środek stylistyczny, a nie przejaw bylejakości.
Oczywiście, należy dbać o czystość języka i w miarę możliwości unikać topornych kopiuj-wklej-anglicyzmów (ja na przykład otwarcie drę łacha ze swoich korporacyjnych znajomych, jak zaczynają rzucać jakimiś asapami, efajami i innym tego typu szajsem), ale bez przesady. Skrajny puryzm też nie prowadzi do niczego dobrego, co było wielokrotnie udowadniane nawet przez samych językoznawców.

Ale może nie wchodźmy w akademickie dysputy, bo się skończy jak zwykle 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
A niech dyskusja trwa, byleśmy nie powtarzali argumentów ;D

Generalnie, @Starski uważa, że stosowane przeze mnie (czasem!) anglojęzyczne tytuły czy teksty angielskich piosenek obniżają jakość tekstu. Ma do tego pełne prawo, które całkowicie respektuję. Ja mam inną opinię, po prostu. Nie zamierzam się na Starskiego obrażać (jak można się w ogóle obrażać na Czytelnika?!) ani próbować go przekonać do zmiany zdania. Na pocieszenie dodam, że opowiadanie o piosence Nobody Cares (mam na myśli tytuł piosenki, tu: użyty jako tytuł tekstu) napisałem kilka lat temu. Nie wiem, czy dziś napisałbym go tak samo - nawiasem mówiąc, Korektorka zwróciła mi uwagę, że treść niosła trochę inne przesłanie przed laty. Wtedy - AIDS/HIV był zasadniczo wyrokiem śmierci - dziś ta choroba jest uważana po prostu za przewlekłą.

Więcej opowiadań z wplecionymi tekstami piosenek chyba nie mam w zapasie. Co prawda chodzi mi po głowie jeden pomysł, także związany z piosenką - ale tu akurat słowa (choć w oryginale są w obcym języku) będą cytowane po polsku. Ale on musi jeszcze dojrzeć...

Z kolei @Agnessa uważa, że skoro używam tekstu oryginalnego, to powinienem go przetłumaczyć. Tu też mam inne zdanie - angielski jest zasadniczo w powszechnym użyciu i myślę, że nikt nie ma problemu z prostymi słowami. Zawsze pozostaje tłumacz Google - może w ten sposób opowiadanie kogoś skłoni do poszukiwań. Oczywiście, mojemu rozumowaniu można pewnie sporo zarzucić, ale darujcie staremu wiarusowi z DE, że będzie się trzymał starych przyzwyczajeń. Przynajmniej czasami :-)

W każdym razie mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem moim komentarzem ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-1
Nie chciałem się odzywać, bo i tak pewnie nic to nie da, ale nie wytrzymałem.

1. Tytułu obcojęzycznego można używać, pod warunkiem, że jest to cytat lub trudny do przetłumaczenia idiom, czy zwrot, gra słów, charakterystyczna dla danego języka. W każdym innym przypadku nie ma to logicznego uzasadnienia. Jednak autor ZAWSZE powinien wyjaśnić, czy to we wstępnej przedmowie, czy w inny sposób skąd taki tytuł się wziął. To nic nadzwyczajnego po prostu zwykły szacunek do czytelnika nakazuje wyjaśnić ten fakt.

2. Wewnątrz tekstu, wtrąceń w obcym języku, np. tekstu piosenki, nie ma obowiązku tłumaczyć, ale ten sam szacunek do czytelnika (nie wspominając o dobrych obyczajach) nakazuje podać tłumaczenie. Nie musi to być taka sama „rymowanka”, nie jesteś przecież zawodowym tłumaczem, wystarczy wolne tłumaczenie treści, np. w przypisach.

angielski jest zasadniczo w powszechnym użyciu i myślę, że nikt nie ma problemu z prostymi słowami


Pogląd popularny wśród osób dobrze znających angielski, tylko… kompletnie chybiony. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a wystarczy sięgnąć do źródeł, które wskaże nomen omen Google.

Szkoła językowa EF Education First opublikowała wyniki kolejnej edycji światowego rankingu dotyczącego znajomości języka angielskiego. Badanie przeprowadzono w 100 państwach na grupie około 2,3 mln osób.

Ten wynik w Polsce to niecałe 64% (dane z 2019 roku). Osoby, które potrafią coś napisać i coś wydukać. Do pełnego zrozumienia poezji czy piosenek droga może być jeszcze daleka. Optymistycznie szacuje się, że biegle językiem angielskim posługuje się najwyżej 40% Polaków.

Zawsze pozostaje tłumacz Google


Nawet można użyć tłumacza DeepL, podobno tłumaczy lepiej niż Google. Tylko że nie po to czytam opowiadanie, a nie pracę naukową czy popularnonaukową, by biegać po „guglach”. W sumie, zamiast opisywać samochód, którym porusza się bohater albo zachód słońca jeziorem, mogę poradzić czytelnikowi, aby sobie to wygulał, jeśli nie wie. Dla mnie będzie łatwiej. Mniej pisania.

Dlatego w wymienionych zarzutach. Agnessa i starski mają rację.

Zacytuję teraz krótki fragment opowiadania, który kiedyś ktoś napisał:

„Pewien czas temu zagadalem do jednej kolezanki ze szkoly dlugo ze soba gadalismy chodzilismy do kina teatru opery itd miala na imie oliwia 17 lat sredniego wzrostu szczupla sredniego rozmiaru biuscik zgrabny tyleczek jak sie do wiedzialem to jej rodzice mieli silownie i sale do cwiczen fitnes jej ojciec byl jeszcze prezesem firmy mechanicznej a jej mama zarzadzala domem”.

Na krytyczne uwagi autor odpowiedział: „A mnie i tak dobrze”.
Nie porównuję Cię, Ravenheart, do tego autora, ale z całym szacunkiem, czy Twoje stwierdzenie „Oczywiście, mojemu rozumowaniu można pewnie sporo zarzucić, ale darujcie staremu wiarusowi z DE, że będzie się trzymał starych przyzwyczajeń”, czegoś Ci nie mówi?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+6
-1
@Indragor "Optymistycznie szacuje się, że biegle językiem angielskim posługuje się najwyżej 40% Polaków". To tyle samo co polskim. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Szanowni,

domyślałem się, że @indragor, którego wielce sobie zresztą cenię jako Autora, zabierze głos i że będzie to głos krytyczny. Szanując opinię zarówno @Starskiego, jak i @Indragora pozwolę sobie jednak trwać przy swoim zdaniu (być może błędnym - liczę się z tą możliwością). Uważam, że pozostawianie obcych cytatów bez tłumaczenia nie jest brakiem szacunku dla Czytelnika. Wręcz przeciwnie - dla mnie osobiście jest to wyraz zaufania, że Czytelnik dysponuje aparatem poznawczym umożliwiającym Mu prawidłową percepcję tekstu, nawet jeśli zawiera słowa trudne bądź wtręty obcojęzyczne.

Niedawno sięgnąłem po "Cmentarz paryski" Umberto Eco, w którym większość nazw, zwrotów i określeń pozostawiono w języku francuskim bez tłumaczenia (tekst oryginalny jest oczywiście po włosku). Chyba trudno byłby zarzucić Eco brak szacunku dla Odbiorcy.

Pamiętam czasy, kiedy czytane przeze mnie książki były pełne przypisów, objaśniających znaczenie trudniejszych słów. Czasem ocierało się to o śmieszność, jeśli autor lub wydawca uznał za stosowne np. wyjaśnić, że bryg to typ ożaglowania na dwumasztowych statkach z XVII-XVIII w., Degas to francuski impresjonista, zaś spisa to rodzaj broni drzewcowej, używanej zwłaszcza przez Kozaków. Uważałem po prostu, że są rzeczy, które czytelnik zna i rozumie.

No dobrze, jestem w stanie zrozumieć, że w czasach, gdy nie było Internetu, sięgnięcie do encyklopedii lub słownika wyrazów obcych było uciążliwe, ale - na miłe bogi - żyjemy wszak w czasach Internetu! Cała wiedza ludzkości jest dostępna na ruch dłonią spoczywającą na myszce!

Oczywiście, mogę się mylić. Być może autor powinien maksymalnie upraszczać wszystko ("Gdy słyszę o sztuce, że zmusza do myślenia / Tak sobie myślę / Że autor powinien tak długo się zmuszać / Aby widz już nie musiał"), być może ktoś może moje zaczerpnięcia z języków obcych uzna za snobizm. Jeśli tak jest - kornie chylę czoła i przepraszam. Chcę jednak wyraźnie podkreślić, że pozostawienie wyrażeń obcych nie jest w moim odczuciu brakiem szacunku do Czytelnika.

I, jeszcze raz zapewniam, powstający tekst - któremu także patronuje pewna piosenka - będzie wolny od wersji oryginalnej :-)

A więc, Drodzy Panowie, @Starski oraz @Indragorze - zechciejcie mimo wszystko dać mi pewien kredyt zaufania.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Drogi Ravenhearcie. Gdybyś napisał powieść o psychopacie, który brzydząc się swą polskością, postanowił być Amerykaninem i jego wypowiedzi i dywagacje nafaszerował angielszczyzną, mówilibyśmy tu o wiarygodnie stworzonej postaci - patrz "Cmentarz w Pradze" Umberto Eco. (Dodam też, że francuski, jako romański, jest zrozumiały dla Włochów w znacznie większym stopniu niż angielski dla Polaków. Wstawkami po francusku, Eco, przysporzył z pewnością więcej dylematów tłumaczom innych języków - tłumaczyć czy nie).

Twe opowiadanie, bardziej niż ambitnym arcydziełem, jest raczej składnym videoklipem, ze swymi wadami i zaletami i nie sądzę, aby należało go bronić rękami i nogami za wszelką cenę, ani też wytaczać wielkich armat czy fatygować tytanów.
Dla mnie przynajmniej sprawa jest bardzo prosta, chociaż miewam problemy z argumentowaniem rzeczy najoczywistszych. Pisząc dla Polaków - piszemy po polsku, jeśli piszemy po angielsku czy francusku - tłumaczymy. Zwłaszcza jeśli "obcy" tekst ma być zrozumiały z założenia autora, bo pełni jakąś funkcję narracyjną.
Era internetu nie ma tu nic do rzeczy. Bo czytając na leżaku pod jabłonką, możemy nie być podłączeni do sieci, co więcej, możemy też nie chcieć być podłączonymi. Uważam, że każde dzieło literackie powinno być samodzielnym tworem. Nie możemy być (ja przynajmniej nie chcę) niewolnikami technologii do tego stopnia.
Niewielu Polaków czyta po angielsku, według mnie mogłeś tam równie dobrze wstawić pięciolinię z nutami. To tak naprawdę nie powiedziałoby nic większości czytelników, a dla niektórych jest właśnie objawem degrengolady i snobizmu.
Ja nie walczę z elastycznością języka i przekazu, wręcz przeciwnie, ale żenuje mnie ten kompleks amerykański, zwłaszcza u autorów utalentowanych.

pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Nie zgadzam się, że cytowane fragmenty piosenki po angielsku należy tłumaczyć na polski.

Brak znajomości angielskiego, a tym samym nieumiejętność zrozumienia tych kilku fragmentów w żaden sposób nie wpływa na zrozumienie całego opowiadania.

Nadto nie traktujmy czytelników jak debili. Tacy nie czytają, a szczególnie tak inteligentnych opowiadań jak to, właśnie komentowane.

Ravenheart - kłaniam się nisko przed Twym talentem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Naprawdę dobry tekst, gratuluję.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.