Niebo - część trzecia
1 czerwca 2013
Niebo
Szacowany czas lektury: 18 min
"Widocznie najtwardsi mogą pęknąć o ile odpowiednio się ich przyciśnie, nieprawdaż, pani Coon?"
Na ułamek sekundy blask wypełnił celę.
Huk, który nastąpił po nim zagrzmiał jak wybuch bomby, który zwiększył kilkakrotnie swoją moc odbijając się echem od ścian.
Rita jakby w zwolnionym tempie zobaczyła jak kula przelatuje przez głowę Tyressa, odrzucając go do tyłu. Zignorowała krew, która chlusnęła jej na twarz i pocisk, który wściekle odbił się parę razy od ścian. Łuska wyleciała z pistoletu Roxa padając na ziemię z metalicznym brzdękiem. Komandos jakby od niechcenia kopnął ją w stronę Rity - metal zagrał cicho swoją melodię, gdy Tim schował broń do kabury. Bez słowa zatrzasnął drzwi a po chwili światło na korytarzu zgasło. Rita leżała na materacu, pogrążona w ciemności, wpatrując się przed siebie. Oddychała miarowo, spokojnie, ale jej serce wpadało w coraz szybszy rytm. Bezwiednie wyciągnęła dłoń przed siebie i zacisnęła ją na jeszcze ciepłej dłoni Tyressa. Nie wzdrygnęła się, gdy poczuła jak martwe ciało w odruchu bezwarunkowym odwzajemniło uścisk. "Przepraszam, Tyresse... przepraszam!" zasłoniła dłonią drżące usta, chociaż niewiele jej to pomogło. Wtuliła się w martwe, jeszcze ciepłe ciało pozwalając, by bezsilny szloch wydarł jej się z gardła.
Obudziła się przed porannym apelem. Obróciła głowę w bok i zobaczyła jego ciało leżące tuż koło niej. Czyli jednak to nie był sen. Ten facet... ten cudowny facet w tym przeklętym miejscu zginął przez nią... przez jej sprawę... zrezygnowana wstała i powoli ubrała się w uniform. Gdy wyszła na korytarz żaden ze strażników nie zwrócił szczególnej uwagi na ciało Tyressa. Wracając wieczorem do celi, zobaczyła jedynie zakrwawiony materac leżący na ziemi.
Rita Coon straciła rachubę czasu. Dni mijały jej na pracy, przesłuchaniach i stałej obronie swojej osoby. Groom osiągnął swój cel – pomimo mijającego trzeciego tygodnia jej zniewolenia, Coon nie była w stanie powiedzieć, jaki był dzień tygodnia czy podać nazwę miesiąca. Nie znała nawet godziny – odmierzała swoją dobę jedynie więziennymi apelami. Naczelnik starał się dokooptować kilku współwięźniów, ale już wyrobiła sobie renomę, że zaraz po strażnikach, jest ostatnią osobą, z którą chciałbyś zostać sam na sam w Niebie. Stała się apatyczna, a przez to bardziej niebezpieczna. Zdawała sobie sprawę z faktu, że prezydent wkrótce przeprowadzi swój finalny atak. Nie miała pojęcia, czego mogła się po nim spodziewać.
Jej wątpliwości zostały rozwiane niedługo potem. Podczas jej dyżuru przy taśmie podeszło do niej trzech strażników. Bez słowa dała wykręcić swoje ręce i skuć je kajdankami. Zaprowadzono ją do gabinetu naczelnika gdzie był już włączony hologram z prezydentem Groomem. Ten przyjrzał się jej uważnie i zadał jej proste pytanie:
- Czy jest pani w końcu gotowa na to, by odpowiedzieć na moje pytania? –
Rita nie zaszczyciła go odpowiedzią.
- Tego się spodziewałem. Widocznie najtwardsi mogą pęknąć o ile odpowiednio się ich przyciśnie, nieprawdaż pani Coon? Daję pani ostatnią szansę, albo zaserwuję pani coś, co złamie panią na zawsze. Więc?
Rita dalej milczała wpatrując się w hologram siląc się na obojętność. Po raz pierwszy od śmierci Tyressa poczuła kiełkującą nadzieję – Groom nadal nie dostał tego, czego chciał a to oznacza, że walka trwa dalej! Tyresse zginął na darmo, jeśli ona ma się teraz poddać. Niedoczekanie!
- Dobrze, więc. Naczelniku, proszę się ze mną skontaktować, gdy będzie już po wszystkim – powiedział prezydent i rozłączył się po tym, jak naczelnik zasalutował do hologramu.
- Zabierzcie ją stąd – wycedził przez zaciśnięte zęby Naczelnik z nienawiścią patrząc na Ritę
Idąc korytarzem wsłuchiwała się w głośny, równy krok eskortujących ją strażników. "Cokolwiek mi zrobią... nie poddam się. Słyszysz mnie, Tyresse? NIE PODDAM SIĘ!" jednak serce jej zamarło, gdy otworzono przed nią drzwi. Nie przeraził ją brak okien i pryczy, łańcuchy zwisające ze ścian też nie wywarły na niej wrażenia – autentycznym strachem napełnił ją widok trzech barczystych mężczyzn znajdujących się w pomieszczeniu – żołnierzy elitarnej jednostki Tima Roxa.
- Przejmujemy więźnia – rzucił jeden z nich, Smith, z hukiem zamykając drzwi. Rzucił w jej stronę krótki, zalatujący sztuczną poufałością tekst – siemasz, Rita...
Rita odetchnęła raz. Bardzo powoli i bardzo wolno. Znała tych ludzi - razem robili rzeczy, z których nigdy nie będzie dumna i o których nocne koszmary nie pozwolą jej zapomnieć. Wtedy byli zespołem, walczyli ramię w ramię - teraz zawalczą przeciw niej. Gdy rozpięli jej kajdanki nie próbowała się bronić. Dobrze wiedziała, że ci trzej znają na wylot każdy jej cios – niepotrzebna szarpanina tylko na chwilę oddali to, co i tak musiało się wydarzyć. Gdy podchodziła do ściany jeden z nich bez słowa zerwał z niej więzienną koszulę. Zagwizdali na widok jej odsłoniętego ciała. Kazali jej klęknąć i rozchylić ręce na boki. Bez protestu pozwoliła, by skuli jej ręce kajdankami, które były przytwierdzone do ścian mocnymi łańcuchami. Patrzyła w ziemię, kiedy jeden z nich, Pete, uklęknął przed nią i uśmiechnął się sztucznie.
- Mieliśmy ci tego nie mówić..., ale bijesz rekordy, dziewczyno. Nikt nigdy nie wytrzymał tyle w Niebie. Ponoć siejesz tu popłoch – zaśmiał się chrapliwie i podrapał się po nosie – szczerze mówiąc to nie wiemy, o co właściwie chodzi w twojej sprawie. Tak między nami, to gówno mnie to obchodzi, wiesz? Zdradziłaś nas, dziwko, a za taki numer jest śmierć, wiesz o tym – jego szczęki zadrgały z wściekłości a dłonie zacisnęły w pięści – dlatego dzisiaj się zabawimy. Nie bierz tego do siebie, w końcu rozkaz to rozkaz, nie? – zapytał wstając na równe nogi i zsuwając jej czepek z głowy.
Rita poczuła jak włosy spływają jej na ramiona. Była pewna, że ten pomysł podsunął prezydentowi Rox. Kat wydany na łaskę katów. Z ponurych myśli wyrwał ją dźwięk, który ostatnio usłyszała w Gabinecie Owalnym, całe wieki temu. Drgnęła na całym ciele, łańcuchy zadzwoniły cicho – Pete położył lewą rękę na jej głowie i uniósł jej twarz do góry. Rita zobaczyła trzy błyszczące ostrza wystające znad jego prawego nadgarstka.
- Rox mi to pożyczył... prawdziwe cacuszko! Mówił, że się stawiasz i stwierdził, że przydadzą ci się ostrzejsze środki perswazji..., dlatego układ jest taki, że jeśli będziesz nieposłuszna to wtedy to maleństwo pójdzie w ruch, skumałaś? To słuchaj reguł – widzisz tę podłogę? Widzisz, jaka jest czysta? I taka ma pozostać, łykasz każdą kroplę! – zakończył dobitnym głosem rozpinając rozporek.
Przez moment chciała pokazać swoją hardość odgryzając mu tego cholernego fiuta, który pęczniał w jej oczach, przygotowując się na dalszą zabawę, lecz nie mogła przestać wciąż przypominać sobie tego bólu, gdy Tim rozciął jej twarz tym cholerstwem. Była pewna, że gdyby zaatakowała Pete’a ten w szale pociąłby jej całą twarz. Dlatego bez słowa wychyliła się i otuliła czubek jego fiuta ustami. Przestraszyła się, jak Pete przystawił ostrza bardzo blisko jej twarzy – najwidoczniej chciał jej uświadomić, że nie zgadza się na żadne numery z jej strony. Śmiercionośna broń była zaledwie o kilka centymetrów od jej twarzy, gdy ona zaczęła pobudzać swojego niedawnego kompana powolnymi, dokładnymi ruchami swoich ust.
Pete przez chwilę stał nieruchomo a następnie schował ostrza. Chwycił oburącz jej głowę i wepchnął jej do gardła swojego fiuta, który zyskał już swoje maksymalne rozmiary. "Ssij suko, ssij" pomyślał z satysfakcją wsłuchując się w jej charczenie. Dobrze wiedział, że dławił ją swoim fallusem. Jej ręce drgały, co chwilę, co sprawiało, że łańcuchy podzwaniały cicho. Pete zaczął wykonywać urwane, głębokie ruchy. "Nawet się nie stawia" pomyślał ruchając ją w usta i westchnął, gdy poczuł jak pieści go językiem. Starała się doprowadzić go do wytrysku. "Sprytne!" Pete wycofał się znacznie z jej ust i jęknął rozdzierająco, gdy poczuł wirtuozerię jej języka na swojej żołędzi "ależ ona dobrze ciągnie! Mmmmmm... .jestem pewien, że Rox ją miał... " dalsze jego myśli zostały wyparte z jego umysłu przez rozpierające go uczucie euforii, gdy zaczął przeżywać orgazm. Westchnął z przyjemności i strzelił w jej usta pierwszą strugą spermy. Wystrzelił jeszcze raz, i jeszcze i... powrócił do rzeczywistości wsłuchując się, jak przełknęła to, czym ją obdarował. Tak jak się umawiali – nie uroniła ani jednej kropli.
- To o to chodziło Timowi, gdy mówił, że mamy się oszczędzać! – zawołał podjadany do reszty kumpli odchodząc od Rity na parę kroków. Nie kwapił się do schowania swojego lekko opadłego przyrodzenia, które całe błyszczało od jej śliny – teraz twoja kolej, Smith
Kolejny komandos podszedł do Rity zdecydowanym krokiem masując swoje wydobyte ze spodni przyrodzenie. Podszedł do skutej kobiety i bez słowa wpakował w jej usta wszystkie swoje centymetry wywołując u niej stłumiony jęk. Jego fiut był większy od tego, którym dysponował Pete – Rita poczuła, jak szczęka zaczyna odmawiać jej posłuszeństwa. Jej omdlałe ręce drgały za każdym razem, gdy Smith wpychał jej kutasa w sam przełyk.
- Wszystkie dziewczynki traktujesz tak ostro, Smith? Przecież tak nie wolno! – usłyszała wesoły głos Pete’a.
- Zamknij się, kurwa – warknął na niego wyjmując oplutego fallusa z ust Rity, która zaczęła rzęzić. Bez ostrzeżenia zdzielił ją pięścią w twarz, odrzucając jej głowę do tyłu.
- Oho! Ktoś tutaj jest wkurzony! – doleciał ją z oddali czyjś głos a Smith przerzucił nogę nad jej ramieniem i odchylił jej głowę do tyłu, szeroko otwierając jej usta. Zanim zdążyła domyślić się, co on kombinuje, Smith wpakował jej swojego zaganiacza do gardła pod karkołomnym kątem i dosłownie usiadł jej na twarzy. Jego zapach przeniknął jej nozdrza a do uszu doleciał ryk podnieconych mężczyzn.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem! Dawaj ją, Smith! Dawaj!
Rita dławiła się, gdy potężny, masywny typ bez ceregieli przygniatał ją swoim ciężarem i z sapnięciem pakował jej swojego fiuta w usta. Bała się, że jej kręgosłup i szczęka pękną w każdej chwili.
- Za oddział, Smith! Za oddział!
Smith przyśpieszył ruchy. Czuł jak rozpycha gardło laski, którą od dawna chciał przelecieć. Gdy zbliżał się do orgazmu zobaczył jak Pete klęka przed Ritą.
- To za zdradę, suko – wycedził w jej kierunku – dajesz Smith! To jest rozkaz! –
Smith ryknął rozdzierająco zagłuszając śmiejących się kumpli. Przez ostatnie kilka dni Rox robił im morderczą odprawę zakazując masturbacji mówiąc, że im się to opłaci. Z satysfakcją spuszczał kolejne porcje nasienia czując, jak skuta pod nim kobieta trzęsie się jak w gorączce, czując w sobie kolejne fale jego przyjemności. W końcu zszedł z niej na galaretowatych nogach. Dawno nie poczuł takiej przyjemności a fakt, że ta cizia połknęła wszystko napawał go dumą. Śmiejąc się głupkowato przybił piątkę z chłopakami.
Rita czuła, że robi się jej niedobrze. Walczyła sama ze sobą, żeby nie zwymiotować. Dobrze wiedziała, że to obrzydziłoby chłopakom dalszą zabawę, ale groźba Peta’a motywowała ją do zapanowania nad własnym ciałem. "Już dalej nie mogę... Tyresse... już dalej nie mogę" pomyślała słabo, gdy ktoś chwycił ją za włosy. To był Greg – najmłodszy z całego towarzystwa. Rita bała się go najbardziej – podczas niejednej akcji widziała jak ten zwyrodnialec lubował się w gwałtach, wykonanych nie tylko na kobietach...
- W końcu się spotykamy... – powiedział z szelmowskim uśmieszkiem spluwając na jej cycki i pakując między nie swojego fiuta. Zaczął je ostro pieprzyć.
- Ej, Pete? Nie pożyczyłbyś mi ostrzy? Nie? Naprawdę nie mogę jej pociąć? Szkoda – westchnął wpychając się w jej usta. Z satysfakcją zaczął wykonywać mocne ruchy biodrami, upajając się świadomością, że dusi skutą kobietę. Rita widziała błysk w jego oczach – upajał się poniżaniem jej. Po krótkiej chwili tortur jęknął rozdzierająco. Wycofał całe swoje przyrodzenie zostawiając w jej ustach nabrzmiałą żołądź. Masował swojego kutasa powolnymi ruchami wlewając jej do ust swoje nasienie. Uśmiechnął się chytrze słysząc, jak połykała kolejne porcje.
- To jak? Kończymy, czy lecimy drugą rundę? – spytał Pete podchodząc do Rity, masując się dokładnie – u mnie niestety, zbiorniki puste – powiedział klepiąc odsłoniętą główką o jej język – a u was?
Chłopaki z jednostki odmruknęli coś w odpowiedzi, gdy do celi wszedł Rox. Wszyscy żołnierze rzucili się do swoich rozporków, starając się ogarnąć przed dowódcą. Gdy próby pochowania swoich fiutów do spodni spełzły na niczym wszyscy zasalutowali w tym samym momencie. Rita mogłaby parsknąć ze śmiechu na ten widok gdyby nie trauma ogarniająca ją, po co dopiero przeżytym koszmarze. Rox podszedł do Peta, który cały czas mu salutował z penisem na wierzchu.
- Meldujcie, żołnierzu
- Ta jest! Melduję pierwszą fazę rozkazu za wykonaną, panie kapralu! –
- Wykonaną niepoprawnie – powiedział spokojnie Rox patrząc na zdezorientowanego Pete’a i wskazał Ritę ruchem głowy – dalej nic nie mówi – po czym wybuchnął szczerym śmiechem.
Rox przyjacielskim gestem trzepnął Pete’a w kark a ten pozwolił mu na to. Pozostali żołnierze uśmiechnęli się – lubili, gdy Rox porzucał swój "oficjalny ton".
- I jak z nią? Dalej się trzyma? – spytał Rox podchodząc do Rity. Opuściła głowę patrząc na jego buty czując, jak rośnie w niej nienawiść. Słysząc jak gadał z chłopakami bez końca przypominała sobie inne zadane przez niego pytanie, które odbijało się echem w jej myślach – "dowiedziałeś się czegoś od niej?". Na chwilę znów zobaczyła moment śmierci Tyressa i poczuła jak coś ścisnęło ją w gardle.
"Wytrzymam, Tyresse... Wytrzymam".
- To twarda sztuka jest, daliśmy ostro czadu, Smith o mało nie złamał jej szczęki a młody w trackie zapytał, czy nie może jej pochlastać i nadal nic. Ale spoko, pójdziemy na jednego a ona tutaj poczeka na następną rundę, zgoda?
- Zgoda – powiedział Tim – zaraz po tym jak obciągnie również mnie
Chłopaki zawyli chórem a Rita uniosła twarz do góry śląc Roxowi najbardziej zawistne spojrzenie.
- Odgryzę ci go – powiedziała wyraźnie, czując kipiącą w niej złość – przysięgam na wszystko, odgryzę ci twojego marnego fiuta!
Pięść Pete’a była szybka jak wąż, – gdy uderzyła ją w starą bliznę na policzku przed oczami Rity pojawił się błysk bólu.
- Jeśli to zrobisz – powiedział spokojnie Rox – to pójdę po ciało Tyressa, oderżnę mu fiuta z jajami i osobiście cię nimi nakarmię
Zobaczył błysk w jej oczach. Dobrze wiedziała, że mówił prawdę.
- Jednostka do mnie, nauczycie się jak to należy robić
Mężczyźni bez słowa stanęli po bokach swego dowódcy, gdy ten wyjmował swojego fiuta. Nikt się nie odezwał, gdy włożył go do ust Rity a ta, zamykając oczy zaczęła go ssać.
- Dobra jest, naprawdę dobra! – usłyszała pełen uznania głos Pete’a – miałeś ją, Tim? –
- Kiedy chciałem – odpowiedział normalnym głosem Rox – ostatnio jebałem ją w Owalnym
- Pierdolisz?! Na oczach Starego?!
- Nie, ale to Stary mi kazał! – Rox roześmiał się szczerze a kompani mu wtórowali
Głowa Rity poruszała się rytmicznie. Starała się oddychać przez nos czując, że może zemdleć w każdej chwili. Poczuła gorące łzy spływające jej po twarzy. Po tylu latach i tylu przejściach została upokorzona przez tych, których kiedyś uważała za swych braci.
- Oooooo popłakało nam się! – powiedział przesłodzonym głosem Greg
- I to chodzi, młody... o to chodzi – powiedział Tim tracąc oddech. Zbliżał się do finału – teraz pokażę wam, czego ta suka naprawdę nie lubi – wyciągnął fallusa z jej ust i odchylił jej głowę do tyłu drugą ręką masując swoje przyrodzenie
- Nie! Nie to! Tim!... TIM!
Bez słowa strzelił na jej oczy oślepiając ją. Zapiekło ją do żywego. Szarpała się, starała się wyrwać czując, jak kolejne strugi gorącej spermy lądują na jej twarzy. W końcu ją puścił a ona skłoniła głowę. Łzy wymieszane ze spermą jej byłego dowódcy paliły jej oczy niczym kwas.
- Ona faktycznie tego nie lubi! – usłyszała głos Pete’a – i popatrz! Złamała umowę! Wiesz dobrze, co to znaczy... - przeraziła się, gdy ostrza wysunęły się z charakterystycznym dźwiękiem.
- Nie! Błagam! Nieee!
Poczuła jak ktoś szarpie ją za włosy, odchylając jej głowę i wtedy drzwi wleciały do wnętrza celi z hukiem uderzając w ścianę. Trzymająca ją dłoń puściła. Co się dzieje?
- Bierz go! – ryknął Tim i Rita usłyszała jak wszyscy biegną w tym samym kierunku.
Celą wstrząsnął ryk. Nie był to ludzki dźwięk! Usłyszała krzyk Smitha a po chwili łańcuch po lewej ręce szarpnął ją wściekle unosząc ją na sekundę z kolan. Ignorując ból wyrwanego ramienia przerażona wsłuchiwała się, jak Smith spada na ziemię. Został wyrzucony pod sufit! Walka trwała nadal. Rita starała się mrugać widząc jedynie urywki rozgrywającej się wokół niej sceny – Tim, Pete i Greg walczyli z... z... kim? A raczej... z czym?!
Usłyszała pisk Grega sunącego ku niej na plecach. Nie widziała go, ale nie na darmo była najlepszą zabójczynią. Rozsunęła kolana pozwalając wsunąć się między nie głowie Grega. Gdy była już na miejscu kilkakrotnie zdzieliła go kolanami, skutecznie go ogłuszając. Zawyła wstając z kolan – lewe ramię płonęło z bólu. Dokładnie objęła kark Grega dociskając do niego swoje kostki a stopy podkładając pod jego barki – zaciskając nogi z całej siły podskoczyła do góry obracając ciało w lewą stronę – poczuła dreszcz, który przebiegł przez jego ciało, gdy łamała mu kark.
Rita usłyszała kolejny ryk – tym razem pełen bólu.
- Dobrze! – wykrzyknął Tim – Pete! Daj mi ostrze! Słyszysz?! Daj mi... - urwał w połowie zdania a Rita usłyszała odgłos ciała ciśniętego o ścianę. Zapadła cisza przerwana ciężkim, budzącym grozę charczeniem. Rita usłyszała jak bestia zmierza w jej stronę i zrezygnowana opadła na kolana, powodując nową falę bólu, która ogarnęła jej lewą rękę. "To koniec... koniec! Tyresse... przebacz mi... " Tajemniczy osobnik był tuż przy niej, słyszała jego oddech. Gdy usłyszała jak się poruszył zamarła na chwilę pewna, że wybiła jej ostatnia godzina. Nie uwierzyła, gdy poczuła jak łańcuch po jej prawej ręce z hukiem spada na ziemię. Po chwili to samo stało się z lewą stroną, co obwieściła rozdzierającym krzykiem. Lewa ręka odmówiła jej posłuszeństwa, dlatego uniosła prawą dłoń do twarzy i zaczęła przecierać oczy. Po chwili takich zabiegów zaczęła widzieć i uniosła głowę do góry.
- Tyresse... ? - wyszeptała z niedowierzaniem.
To nie był Tyresse. Mężczyzna stojący przed nią był większy od Tyressa, był większy od jakiegokolwiek siłacza, jakiego Rita widziała w całym swoim życiu. Jego białe ciało pokrywała sieć nabrzmiałych żył, jego mięśnie napięte do granic, wyglądały obrzydliwie. Krwawił obficie z jednego boku. Spojrzała na jego twarz i zobaczyła ostre jak brzytwa zęby. "Boże... to Mutant... " gdy klęknął przy niej była pewna, że stwór rozszarpie jej gardło. Zamknęła oczy czują na sobie jego odurzający oddech – była pewna, że za chwilę zginie... i po chwili prawa ręka była wolna. Ze zdziwieniem otworzyła oczy i zobaczyła jak bestia powoli uwalnia jej lewą rękę.
- Musimy uciekać! – wykrzyknął jej w twarz, gdy rozwyły się syreny alarmowe – przysłał mnie Tyresse!
Rita powoli dźwignęła się na nogi. Przytuliła lewe ramię patrząc na jej wybawiciela. Boże, on kiedyś był człowiekiem! Co oni mu zrobili?! Wychodząc z celi rzuciła spojrzenie w miejsce, w którym leżał Rox i zatrzymała się w pół kroku.
Wciąż żył. Leżał pod ścianą przygnieciony ciałem Pete’a, które było wygięte w nienaturalnej pozycji. Tim miał uchylone powieki, spod których wpatrywał się w Ritę. Podeszła do niego i kopniakiem zsunęła na bok ciało Pete’a. Uklękła przy nim i pomajstrowała przy jego prawym nadgarstku. Krzywiąc się z bólu, użyła lewej ręki by na prawą nałożyć nakładkę z ostrzami, które wysunęły się szybko, gotowe czynić swoją powinność. Rita obejrzała się na stwora, który rzucił krótkie spojrzenie w stronę wywarzonych drzwi a następnie spojrzał na nią. Wiedziała, że mają mało czasu. Podeszła do Tima i bez słowa pchnęła go w krocze. Nie mogła usłyszeć jego reakcji, ale zobaczyła, jak jego szczęki zadrgały nerwowo. Miała ochotę go zamordować, ale postawiała na lepsze rozwiązanie – zostawi go tu, gdy cała stacja spali się w atmosferze.
Wybiegli na korytarz. Bestia rzucała się na każdego strażnika rozmazując ich po ścianach. Pędząc z gołą piersią przez korytarze pełne rozhisteryzowanych więźniów, strażników i personelu natknęła się na naczelnika, który starał się w tym chaosie wydawać rozkazy. Nikt nie zauważył momentu, w którym jego gardło zostało rozpłatane jednym płynnym ruchem.
Stacja straciła pion. Rita wpadła na goliata, który zaparł się rękoma o ścianę.
- Musimy się pośpieszyć! – ryknął, przekrzykując alarm – mamy mało czasu!
Chwycił ją w pasie i pognał przed siebie. Lewa ręka przyprawiała ją o katusze, ryk syren przerażał do szpiku kości. W końcu została zrzucona na ziemię. Zachwiała się patrząc, jak mutant otwiera kapsułę ratunkową, w której było tyko jedno miejsce. Jedno?! Rita z jęknięciem spojrzała na bestię. Była pewna, że wszystko jest stracone. Mutant spojrzał na nią wściekle, chwycił ją za ramiona i uniósł w powietrze. "Daj spokój dziewczyno... " pomyślała zamykając oczy, słysząc wyraźnie swoje myśli pomimo otaczającego ją hałasu "przegrałaś i tę walkę... "
Krzyknęła z bólu i szoku, gdy twardo wylądowała we wnętrzu kapsuły. Nie zdążyła zareagować a w tym czasie bestia zamknęła osłonę i uruchomiła system - kapsuła z sykiem opuściła dok szybko oddalając się od rozpadającej stacji.
Rita zaczęła krzyczeć całe gardło waląc zdrową ręką o szybę przedniej osłony.
- Tyresse! – zawyła - TYRESSE!
Epilog
Rox poczuł, jak podłoga zadrżała.
Przestraszył się tak bardzo, że zapomniał o bólu rozchodzącym się ze zranionego krocza na całe ciało. Jego oddech przyśpieszył i przeszedł w spazmy, gdy zobaczył smużki dymu unoszące się z ciała Pete’a i z jego własnych nóg. Pierwszy raz w życiu ogarnęła go panika - krzyczał na całe gardło, gdy zaczął palić się żywcem.
Stacja AVH 145 dokonywała swojego żywota. Wchodząc w orbitę z olbrzymią prędkością powoli zajmowała się ogniem. Na jej pokładzie ludzie płonęli pędząc ku śmierci. Komputery pokładowe cały czas obwieszczały alarm nadzorując kurs docelowego miejsca awaryjnego lądowania stacji:
Biały Dom, Waszyngton.
Gdy Niebo z nadmierną prędkością uderzyło w atmosferę Ziemi, konstrukcja stacji nie wytrzymała przeciążenia i napędzające ją nuklearne reaktory eksplodowały.
Groom zdziwił się, gdy w środku nocy do jego sypialni zaczął wpadać strumień światła. Uciszył przerażoną żonę i podszedł do okna mrużąc oczy przed tym niecodziennym blaskiem. Wtedy to usłyszał – potężny, basowy grom płynący prosto z nieba. Jego żona krzyknęła ze strachu, gdy pokój zakołysał się a następnie sufit zawalił się na głowy prezydenckiej pary.
Tej nocy huk eksplodującej stacji AVH 145, potocznie zwanej Niebem, usłyszeli niemal wszyscy mieszkańcy Ameryki. Blask nuklearnej eksplozji, która zmiotła z powierzchni Biały Dom, rozświetlił niebo nad stolicą na parę chwil.
Ciemność, która po nim zapadała przeraziła wszystkich.
KONIEC