Nic do zarzucenia

22 września 2012

Szacowany czas lektury: 22 min

Panująca w pokoju przez kilka minut cisza została przerwana gdy bez ostrzeżenia zgwałcił ją dźwięk podobny do rzężenia piły tarczowej. Odwróciłam się w bok. Alicja zasnęła, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Zastanowiłam się tylko, czy ja też tak chrapie? Judyta zawsze powtarzała śmiejąc się, że moje chrapanie jest niczym powiew chłodnego powietrza w parny dzień... ale czy mogłam teraz wierzyć w cokolwiek co kiedykolwiek mi powiedziała?

Nie chciało mi się wstawać z łóżka. Co gorsza, nie chciało mi się również na nim leżeć. Nie miałam ochoty na sen... zresztą, przy tym ogłuszającym akompaniamencie nawet nie dałabym rady zasnąć. Wpatrywałam się w Alicję i siłą rzeczy wsłuchiwałam w wydawane przez nią odgłosy. Ostre i mocne chrapanie, jakże silnie kontrastujące z drobną budową jej ciała. Wyglądało to tak, jakby ktoś podłożył zły dubbing do filmu.

Ale jej powierzchowność była łudząca. Przekonałam się o tym dobitnie przez ostatnie pół godziny. Cała moja dotychczasowa wiedza o niej się zdezaktualizowała. Poczynając od tego, że nigdy nie przypuszczałam, że jej się podobam, a kończąc na jej charakterze, na tym że w rzeczywistości jest tak zdeterminowana by osiągnąć cel, potrafiąc przy tym być bezlitosną, pozbawioną skrupułów.

Myśli przelatywały mi przez głowę. Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego dałam się jej uwieźć? I w jaki sposób? Czy to wskutek szoku jakiego doznałam nagłym pojawieniem się jej w moim domu i tego, co mi następnie opowiedziała? Na pewno wiedziała, jak zareaguję na taką wiadomość, na pewno zauważyła łzy napływające do moich oczu, na pewno zaplanowała to pierwsze niewinne pocieszenie jakim mnie obdarowała, by potem przejść do rzeczy... Jak mogłam się obronić? Czy jestem usprawiedliwiona? Czy w ogóle muszę się usprawiedliwiać?

Obrazy z ostatnich minut stawały mi przed oczami. Chociaż tak naprawdę, początek miał miejsce wcześniej, dużo wcześniej. Zaczęłam przeżywać to od nowa, powtarzając każdy krok, czy nie popełniłam gdzieś błędu, czy aby to wszystko nie było jednak moją winą...

Wszystko zaczęło się mniej więcej dwa tygodnie temu. Pamiętam jak dziś, jak siedząc na kanapie przed telewizorem czekałam na powrót Judyty z pracy. Czekałam z utęsknieniem, bo dlaczego miałam nie czekać? Wiodłyśmy spokojne, szczęśliwe życie. Codzienność była dla nas radością, co nie zdarza się w wielu związkach. Gdy dotarła do domu, od razu dostrzegłam, że coś jest nie tak.

"Musimy pogadać", bąknęła w moją stronę. Tak, nawet nie powiedziała, a bąknęła. Powróciłam na kanapę, a ona usiadła w pewnej odległości ode mnie. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło i nie zapowiadało niczego dobrego. Jej seledynowe oczy wyrażały to zresztą same.

Zaczęłyśmy więc rozmawiać. Czy raczej, ona mówiła, podczas gdy ja słuchałam. A czego się nie nasłuchałam! Każde kolejne słowo raniło moje uszy coraz bardziej, wdzierało się przez nie jak świder, prosto do mózgu, by tam zalec i zasiać ziarna wstydu i niechęci do samej siebie. Bo widzisz, Ania, mówiła (nigdy nie mówiła do mnie per Ania, zawsze byłam dla niej Anisią), czuję że między nami coś jest nie tak. Coś się zepsuło, coś jakby zwiędło i umarło. Długo o tym myślałam, nie wiem kiedy to się zaczęło, ale od jakiegoś czasu czuję jakąś pustkę i... – i bla, bla, bla, w podobnym tonie przez dobre dziesięć minut. Dzisiaj nie pamiętam już słowo w słowo jej monologu – chyba podświadomie wyrzuciłam go z pamięci – ale jego konkluzja była jedna. Judyta przez ostatni czas stała się strasznie nieszczęśliwa, i to chyba z mojego powodu.

Chyba z mojego powodu, tak powiedziała. Te słowa ugodziły mnie do żywego. A cóż to niby znaczy, spytałam z nieukrywaną złością, ostawiając trzymany w ręce kubek na stolik. Przez ostatnie chwile ściskałam go mocno, dając niewerbalny upust moim odczuciom, ale tego było już za wiele. A więc, Judytko – położyłam silny akcent na "Judytko", by to w niej wzbudzić poczucie winy – co takiego ci we mnie przeszkadza?

Okazało się, że całkiem wiele, jeśli nie wszystko. Począwszy od mojego ubioru. Jednak przestały jej się podobać moje w większości czarne ciuchy, nawet jeśli były to zwykłe czarne spodnie i jeszcze zwyklejsza czarna bluzka. Dużo bardziej denerwowały ją jednak te z nazwami zespołów czy nawiązujące do jakichś piosenek czy koncertów. No i glany... moje ukochane glany, które miałam już sześć lat, w których wymieniałam tylko sznurowadła. Niestety, stwierdziła, to nie jest styl, który by do niej trafiał. Zanim zdążyłam spytać, dlaczego wobec tego trafiał do niej przez ostatnie cztery lata, kontynuowała. Złe były korale które nosiłam (nawet te nie czarne) i pierścionki. I kolczyki. Też nie czarne, a srebrne. No i w końcu, zła była muzyka, którą słucham i którą kocham. Metal jest za ostry, a blues za miałki. Dziwnie wyglądam też, grając na gitarze.

Dosyć! Trzasnęłam ręką w stół, tak że przez chwilę bałam się o szkło. Wstałam i wskazując na nią palcem wskazującym, jakby w akcie oskarżenia, starałam się odeprzeć atak. A moja aparycja też ci przeszkadza? Może przeszkadzają ci moje długie, puszyste, czarne włosy, którymi tak się zachwycasz, o których mówisz że są "namiętne" i "stworzone do głaskania"? A może nie pasują ci moje zielone oczy, które nazywasz "soczystymi niczym wiosenna trawa"? A cycki, wybijające się ponad przeciętność też ci przeszkadzają? I to, że zawsze jestem wygolona w trójkącik, tak jak lubisz, też ci przeszkadza? Że kocham się z tobą kiedy tylko zapragniesz, nawet gdy sama – wyjątkowo – nie mam ochoty?

"No co ty", zaczęła, ale ja już się rozpędziłam.

Tak się składa, oznajmiłam, że mi w tobie nie przeszkadza nic. Od aparycji po ubiór. Przeciwnie, podobają mi się twoje pastelowe sukienki, w które ubierasz się niezależnie od pory roku. I żółte bluzki. I drewniane bransolety we wszystkie kolory tęczy. I to, jak zaplatasz włosy w kok, a następnie zawijasz je w ten śmieszny turban. Wszystko mnie w tobie rajcuje, bo kocham tę naszą odmienność, kocham wszystkie nasze różnice. I myślałam, że ty też je kochasz. Że pomimo nich, stworzymy stabilny, piękny związek. A teraz ty mi mówisz, że to co miało być naszą siłą napędową, jest naszym hamulcem?!

Skończyłam, czerwona na twarzy ze złości. Opuściłam rękę z palcem. Judyta pochlipywała, ale nie obchodziło mnie to. Ja byłam bardziej zraniona niż ona, ale tłumiłam emocje – jak zawsze – w sobie. Tylko drżałam lekko, ale to bardziej ze złości niż z przykrości. Tymczasem ona zaczęła się usprawiedliwiać. Nie, to nie tak, kontynuowała żałośnie. Ja po prostu chcę trochę odpocząć, przemyśleć kilka spraw...

"Odpocząć"?! "Przemyśleć"?! Trudno o bardziej ogólne słowa! Spytałam, co konkretnie się pod nimi kryje. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Otóż Judyta zaanonsowała, że celem odpoczynku i przemyśleń, zamierza wybrać się w podróż po kraju. Pociągiem, autostopem, autobusem, czym się da. Zatkało mnie, ale nie na tyle, by nie wydukać rozsądnej odpowiedzi. "Sama?", zapytałam. "Och, nie", odrzekła. "Z kilkoma znajomymi. Wyruszamy już dziś wieczorem".

Zostałam rozbrojona. Cicho zapytałam tylko, czy to znaczy, że ma urlop w pracy, co oznaczałoby, że ze swoim zamiarem nosiła się już od jakiegoś czasu. Bez skrępowania odpowiedziała, że tak. Czemu nie powiedziała mi wcześniej? Bo nie chciała mnie denerwować...

Dwadzieścia minut później stała już w progu mieszkania, z zapakowaną torbą i plecakiem. Ja, ściśnięta w kłębek, siedziałam bez ruchu w fotelu. Patrzyłam w próżnię, bo nie mogłam znieść widoku kobiety, która właśnie wbiła mi nóż w serce. Usłyszałam jak otwiera drzwi. Zatrzymała się w nich i teatralnie spojrzała w moją stronę.

- Przykro mi. Nie chciałam żeby to tak wyglądało – powiedziała, co jak sądzę miało mnie uspokoić, ale wywołało tylko jeszcze silniejszą falę zdenerwowania.

- Baw się dobrze ze swoimi znajomymi. Na pewno są ciekawszymi ludźmi ode mnie – nie dowiedziałam się nawet co to za ludzie i skąd ich zna i nie obchodziło mnie to. Nie ruszyłoby mnie to, nawet gdyby to była jakaś sekta.

- Wiesz? Nawet nie dowiedziałaś się, co to za ludzie i skąd ich znam. Nie obchodzi cię to. Nie ruszyłoby cię to, nawet gdyby to była jakaś sekta – powtórzyła na odchodne moje myśli, co rozsierdziło mnie do granic możliwości.

- Idź w pizdu! – wrzasnęłam w jej stronę. Zobaczyłam jeszcze jak kręci głową z dezaprobatą, po czym znika, zamykając za sobą drzwi.

Nie minęło kilka sekund, a rozpłakałam się. Właściwie, całkowicie się rozkleiłam. Mogłam podejść do okna, by rzucić na nią ostatnie na jakiś czas spojrzenie, ale nie zrobiłam tego. Judyta odpychała mnie w tym momencie najbardziej na świecie. Beczałam, skulona w fotelu, przez resztę dnia.

Pierwsza noc bez niej była straszna. Czułam się zdradzona, oszukana i poniżona. Leżałam, wpatrując się w sufit, nie wiedząc czy płakać dalej z powodu zawodu, jaki sprawiła mi ukochana, czy też z powodu słów, które usłyszałam. A może lepiej będzie nie płakać w ogóle? Ona na pewno za mną nie płakała. Stwierdziwszy to, rozkleiłam się na dobre i nie zasnęłam prawie do rana.

Następne dni nie były lepsze. Poczucie beznadziejności, które mnie ogarnęło, sprawiało że nie miałam siły nawet na najprostsze czynności. Chociaż zdarzały mi się także przebłyski wiary w siebie, jakbym walczyła o własną wartość. Stawałam wtedy przed lustrem i spoglądałam na swoje odbicie, tłumacząc sobie, że Judyta zwariowała, zostawiając mnie samą. Jej strata! Jestem wysoką, ładną brunetką, za którą ogląda się pełno facetów (chociaż to akurat było mi obojętne) i pewnie każda nie heteroseksualna kobieta! A mój styl ubierania się tylko wszystkich nakręca! Jestem ostrą dziewczyną, ostro się ubieram, lubię ostrą muzykę, ostro się kocham, a nawet przyrządzam ostre posiłki! To Judyta ma problem, nie ja!

Tak sobie mówiłam, po czym padałam na łóżko lub fotel i łkałam w najbliższą poduszkę...

Po tygodniu jednak trochę się ogarnęłam. Przestałam płakać. Wzięłam się w garść. Nie zdarzyło mi się już przyjść do pracy z rozmazanym tuszem, czy upić się wieczorem ze smutku. Starałam się przejść nad tą sytuacją do porządku dziennego i chyba mi się to udało. Nie zaczęłam palić papierosów czy obżerać się z nerwów. Jedyną zmianą było to, że zaczęłam częściej się masturbować. Przy Judycie nie było to konieczne częściej niż raz na tydzień, wtedy gdy akurat nie było jej w domu, a ja nie mogłam wytrzymać napięcia. Teraz robiłam to co najmniej raz dziennie, chociaż czasami tylko po to, by ulżyć sobie w stresie, za co zawsze karciłam się w myślach.

Tak oto minęły dwa tygodnie z lekką górką i nadszedł dzień dzisiejszy. Leżałam właśnie syta po obiedzie na kanapie w pokoju, zastanawiając się, czy chce mi się ruszyć nieco i nasycić inną część ciała niż żołądek, gdy zadzwonił domofon. Pierwsza moja myśl – jakże by inaczej – Judyta wróciła! Odrzuciłam ją jednak natychmiast. Byłam na takim etapie, że nawet nie chciałam jej powrotu. Poza tym, Judyta wklepałaby kod, a nie bawiła się w dzwonienie. Z ciekawością podeszłam do wiszącej na ścianie słuchawki i rzuciłam tradycyjne "halo".

- Ania? To ty? – usłyszałam damski głos na drugim końcu kabla. Wydał mi się znajomy, ale nie potrafiłam dopasować go do żadnej konkretnej osoby.

- Tak... ja... – odpowiedziałam, zyskując na czasie, mając nadzieję, że mój gość sam się ujawni. Nie zawiodłam się.

- Tu Alicja. Kuzynka Judyty – dodała, co było zbyteczne, gdyż znałam tylko jedną Alicję. – Mogę wejść?

Wpuściłam ją, zaintrygowana. Takie niespodziewane wizyty zawsze miały w sobie nutkę grozy. Znałam Alicję na tyle, na ile można znać kuzynkę swojej dziewczyny, czyli raczej średnio słabo. Od razu się przestraszyłam, że ma dla mnie jakieś złe wieści dotyczące Judyty właśnie. Zakręciło mi się w głowie i oparłam się o drzwi. Jaka ja byłam głupia, że pozwoliłam jej odejść! Zostawić ją samą na pastwę losu i obcych ludzi! Powinnam ją zatrzymać w drzwiach! Może właśnie tego oczekiwała, gdy zatrzymała się tuż przed wyjściem kilkanaście dni temu! Może to był znak! A teraz?! Jeśli coś się stało, nigdy sobie tego nie wybaczę!

Takie myśli bombardowały mój umysł. Błagam, niech nie chodzi o Judytę, myślałam, słysząc na korytarzu kroki Alicji. Spanikowałam i otworzyłam drzwi jeszcze zanim usłyszałam pukanie.

- Wejdź. Co się stało? – spytałam z miejsca, czym trochę zaskoczyłam Alicję. Musiała wyczuć mój spanikowany ton.

- Och – zaczęła, zbita z tropu. – Ja... Może usiądziemy? – zapytała, wskazując kanapę, czym doprowadziła mnie prawie do skraju wytrzymałości.

- Czy chodzi o Judytę? – wykrzyczałam, wychodząc już z siebie z nerwów. Wciąż rozmawiałyśmy w otwartych drzwiach do mieszkania.

- No... właściwie to tak... ale spokojnie, nie stało się jej nic złego – wykrztusiła wreszcie, i bardzo dobrze, bo pierwsza część zdania sprawiła, że serce podeszło mi do gardła. Na szczęście dzięki drugiej wróciło na swoje miejsce. Opanowałam się i wprowadziłam mojego gościa do mieszkania. Trochę zawstydziłam się z powodu mojego przepływu paniki, ale Alicja patrzyła na mnie z wyrozumiałością.

- Przepraszam – podjęła, gdy już usiadłyśmy. Nasze pozycje odpowiadały tym, w jakich rozmawiałam ostatni raz z Judytą, toteż co jakiś czas wierciłam się niespokojnie. Musiałam jednak wysłuchać tego, co chciała mi przekazać. A niewątpliwie było to coś ważnego, skoro zaprzątnęła sobie głowę przyjściem tutaj. – Przepraszam, że cię przestraszyłam – chyba zdała sobie sprawę z tego, ile kosztowały mnie ostatnie chwile. Przyjęłam te słowa z wdzięcznością.

- Nie ma sprawy – odpowiedziałam, chcąc jak najszybciej przejść do rzeczy. – Więc... po tym niespokojnym powitaniu, powiedz, co cię tu przygnało – zachęciłam.

- Ach, tak. Wiesz... to dosyć dziwne. W zasadzie, może w ogóle nie powinnam się w to wtrącać, bo to nie moja sprawa, ale jakoś poczułam że coś jest nie tak. Bo widzisz – przeszła do meritum – wczoraj wracałam z kilkudniowego pobytu w górach. I na takiej jednej malutkiej stacyjce, na której wsiadałam w pociąg, widziałam... widziałam Judytę – powiedziała, co sprawiło że wreszcie usiadłam w miejscu i wsłuchałam się w jej słowa z całą uwagą. – Najpierw – kontynuowała – myślałam że to nie może być ona. No bo jak to możliwe, na takim wygwizdowie, a w dodatku bez ciebie – wydawało mi się, że położyła akcent na ostatnim słowie. – No ale to jednak była ona. Chciałam podejść do niej by się przywitać i spytać co robi tak daleko od domu, i to sama. Ale wtedy... – urwała, jakby świadomie budując napięcie. Cisza trwała kilka sekund i była nieznośna.

- Wtedy co? – naciskałam. Odpowiedź okazała się brutalna.

- No i wtedy podeszło do niej kilka innych osób. Od razu zauważyłam, że nie ma wśród nich ciebie. Były jakieś trzy dziewczyny i dwóch chłopaków, nie znam ich. W każdym razie, oni wszyscy się serdecznie przywitali, roześmiali, zaczęli rozmawiać... aż po chwili podjechał pociąg, do którego się zapakowali i odjechali. Judyta mnie nie widziała, ale ja widziałam ją doskonale. To na pewno była ona. Aniu – po raz pierwszy zwróciła się do mnie po imieniu – co ona tam robiła? Czy między wami jest coś nie tak?

Nie odpowiedziałam od razu. Pierwsze o czym pomyślałam, to moja głupota. A ja martwiłam się, że tej zdzirze coś się stało! Prawie dostałam zawału serca! A te wszystkie dni wyjęte z życia? A ona tymczasem świetnie się bawiła, i nadal się bawi! Podczas gdy ja tkwię tu sama jak kołek!

Wezbrała we mnie złość, jakiej nie doświadczyłam od czasu jej wyjazdu. Teraz żałowałam nawet, że nie wpadła pod ten pociąg. Jak ona mogła mi to zrobić... tak dobrze się bawić podczas gdy ja siedziałam tu samotna jak palec, bez nadziei, bez perspektyw, otoczona przez wątpliwości...

- Aniu? – dotarł mnie głos Alicji. Wróciłam do rzeczywistości. Przy okazji odkryłam, że po policzkach spływają mi łzy. Po chwili wyczułam też jej rękę na swoim barku. Nie wiedziałam, jak długo tam ją trzymała.

- Ach, daj spokój – powiedziałam, co w zamyśle miało przekonać Alicję o tym, że cała sprawa jest tak banalna, że nie warto się nią przejmować, ale to nie mogło się udać, biorąc pod uwagę mój stan. Otarłam łzy. – Faktycznie, nieszczególnie nam się ostatnio układało – dodałam, patrząc już na nią. – Judyta postanowiła wyjechać na trochę... i to wszystko. Gdy wróci, wszystko na nowo się ułoży – sama nie wierzyłam w to, co mówię, i Alicja zdawała się doskonale o tym wiedzieć.

- Wiesz – podjęła – jak już mówiłam, to nie jest do końca moja sprawa... ale jeśli jedna osoba wyjeżdża na drugi koniec kraju, zostawiając drugą samą, bez jakichkolwiek informacji o swoim stanie, a sądząc po twoim przywitaniu mnie tak właśnie jest, na dodatek bawiąc się z innymi ludźmi... to nie jest to dobre. Tak sądzę. Zresztą, widzę jak to przeżywasz – dodała, wciąż trzymając mnie za bark, przy okazji masując go lekko.

Właściwie, taka była prawda. Obiektywnie patrząc, tak właśnie miały się sprawy. Judyta zostawiła mnie samą, nie wiadomo na jak długo, wyjeżdżając nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Patrzyłam Alicji prosto w jej szare oczy. Po chwili rozciągnęłam swoje pole widzenia na całe jej ciało. Jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi na to, jak wygląda z bliska. Jej krótkie, jasnobrązowe włosy, tak kontrastujące z moimi kruczoczarnymi. Miała zdecydowanie mniejsze piersi niż ja, ale z pewnością były przyjemne w dotyku. Podobnie jak reszta jej ciała. Była drobnej budowy, niska, chociaż jej nogi robiły wrażenie, opinane przez czarne spodnie, które miała na sobie. I fioletowa bluzka, a także fioletowe paznokcie... czerń i fiolet, dwa moje ulubione kolory...

- No tak, masz rację. Może to wszystko nie toczy się tak jak myślałam. Miałam nadzieję, że wróci szybciej niż w tydzień. Ale cóż – westchnęłam, a że nie bardzo miałam pomysł na zakończenie zdania, uśmiechnęłam się do siedzącej przede mną kobiety. Właśnie, kobiety. Dlaczego do tej pory nie zwracałam na to uwagi? Dlaczego widziałam w niej tylko kuzynkę mojej dziewczyny? Może dlatego że znałam ją już od kilku lat, i zawsze wydawała mi się taka... mała? Ale teraz miała już dziewiętnaście lat, i chociaż niezmiennie było to o osiem mniej niż ja i Judyta, nie mogłam już traktować jej w takich kategoriach. Robiła wrażenie, zwłaszcza gdy siedziało się obok niej tak blisko sam na sam.

Przysunęła się bliżej mnie. Wciąż mnie dotykała, ale nie musiała już mieć sztywno wyprostowanej ręki. Uśmiechała się pocieszająco, jakby starając się przejąć część targających mną złych emocji. Odwzajemniłam uśmiech, kładąc głowę na ramieniu, i wpatrując się w nią jeszcze intensywniej. Tymczasem Alicja wykonała niespodziewany ruch: przeniosła dłoń ku moim włosom i zaczęła głaskać je, wplecionymi weń palcami. Drgnęłam. Już zapomniałam, jakie to uczucie, odkąd Judyta...

- To niesprawiedliwe – stwierdziła stanowczo Alicja. – Niesprawiedliwe, bo nie wolno tak traktować osoby którą się kocha. Ja bym tak nie postąpiła. Tym bardziej z tobą.

Był to niespodziewany komplement. W odpowiedzi na niego, skierowałam dłoń ku swoim włosom, natrafiając w nich na bawiącą się nimi rękę Alicji. Przerwała głaskanie, po czym nasze dłonie chwyciły się, schowane w głębi moich włosów.

Patrzyłyśmy sobie głęboko w oczy, gdy Alicja znowu przesunęła się bliżej mnie. Tym razem na najbliższą z możliwych odległości – usiadła bowiem tak blisko, że nasze nogi złączyły się w udach. Zorientowałam się, że wcale nie czuję przyspieszonego bicia serca, jakby nie przerażała mnie cała sytuacja, ani jakbym nie obawiała się tego, co może nastąpić...

- Ja bym cię nigdy tak nie potraktowała... – powtórzyła Alicja, tym razem szeptem.

Pocałunek. Znowu to ona wyszła z inicjatywą. Pierwsza zbliżyła usta do moich ust, rozchyliwszy je lekko. Słodkość jej warg wypełniła mnie całkowicie, wypychając gorzki smak ostatnich dni. Alicja nie chciała jednak, by był to zwykły pocałunek. Wsunęła język w moje gardło, gdzie napotkała mój. Dreszcz przeszedł mnie po całym ciele, gdy uświadomiłam sobie, co właśnie robię. Całuję się z inną dziewczyną...

Ale co z tego? To ona przyniosła mi złe wieści, ale to ona wykazała zrozumienie i wyrozumiałość wobec mojej sytuacji... Współczuła mi...

Zamknęłam oczy – zdziwiłam się, że dopiero teraz – po czym pochyliłam się w jej stronę. Puściłam jej dłoń, ale za to objęłam ją oburącz w pasie. Była naprawdę szczupła, a moje ręce wpasowały się w jej talię. Trzymałam ją, nie chcąc puścić; w końcu jednak to ja zdecydowałam się na kolejny ruch i chwyciłam dół jej bluzki. Najpierw powoli, badając czy aby na pewno mogę posunąć się tak daleko, aż w końcu zdecydowanie, stwierdzając brak oporu z jej strony, ściągnęłam ją z Alicji. Otworzyłam oczy, by przyjrzeć się jej górnej połowie ciała. Piersi wydały się trochę większe, niż na pierwszy rzut oka, ale wciąż były przytrzymywane białym stanikiem. Alicja bez słowa skierowała swoje ręce za plecy, wykonała szybki nimi ruch – i już po chwili ta przeszkoda leżała na podłodze, a ja mogłam wpatrywać się w jej dorodne półkule. Nie czułam się z tego powodu źle. Przeciwnie, miałam wrażenie, że ulatuje ze mnie ogromny ciężar, który przytłaczał mnie przez ostatnie dni.

Chwyciłam je oburącz i zbadałam. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi bliskości i czułości innej osoby. Pieściłam je przez chwilę, w trakcie której Alicja pomrukiwała cicho. Za tym też tęskniłam, za wyrazami uznania i docenienia tego co robię...

Nie miałam już oporów. Oderwałam się na chwilę od Alicji, by również pozbyć się górnej partii ubrania. Teraz obie siedziałyśmy w samych spodniach. Przysunęłam się do niej najbliżej jak mogłam, by nasze piersi dotykały się wzajemnie. Nasze sutki były już twarde i doskonale wyczuwały się nawzajem. Po chwili to ja pocałowałam Alicję namiętnie i tkwiłyśmy tak, złączone w przyjemności.

Tej jednak należało nam się więcej. Alicja powstała, by pozbyć się reszty ubrania. Patrzyłam, jak odrzuca w kąt spodnie i figi, po czym podniosła mnie z kanapy i zrobiła ze mną to samo. Tak oto, niecałe kilka minut po jej wejściu do domu, stałyśmy naprzeciw siebie nagie i nieskrępowane. Jej skarb nie był gładki, widziałam lekkie jasne włoski, ale nie przeszkadzało mi to. Marzyłam o tym, by poczuć je bliżej, ale Alicja znów wykonała pierwszy krok – klęknęła przede mną, zanurzając we mnie język.

Zapomniałam już, jakie to uczucie, toteż doznania wydawały mi się nieporównywalnie silniejsze niż zwykle. Jęknęłam głośno, gdy poczułam go w sobie i mimowolnie chwyciłam moją kochankę za głowę, dociskając jeszcze bardziej do mego łona. Języczek był niezwykle twardy, ale i wygimnastykowany, gdyż poruszał się między moimi wargami z dużą zręcznością, raz po raz zatapiając się w dziurce czy smyrając łechtaczkę. Zamknęłam oczy i wtopiłam obie dłonie w morze włosów klęczącej przede mną kobiety. Nie były tak puszyste jak moje, raczej proste i cienkie. Szarpałam nimi w miarę postępujących pieszczot, ciesząc się, że w końcu ktoś daje mi tyle przyjemności, ile sama sobie nie mogłam dać...

Podniosłam Alicję z kolan. Uczyniła to niechętnie, widać było że przyssała się do mnie na dobre. Poprosiłam ją jednak, by poczekała chwilę, po czym rozłożyłam kanapę, na którą następnie ją rzuciłam. Na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech; położyłam się obok niej, ale w drugą stronę. Teraz obie delektowałyśmy się nawzajem widokami swoich skarbów.

Jednocześnie wpiłyśmy się w siebie nawzajem. Ponownie spłynęła do mnie fala przyjemności, dodatkowo wzbogacona faktem, że i ja w tym momencie czynię przyjemność mojej kochance. Włoski były krótkie i lekko mnie kłuły, podczas gdy przesuwałam językiem po jej sromie w górę i w dół. Tymczasem Alicja nie próżnowała i wchodziła we mnie językiem z całej siły. Musiałam odwdzięczyć się jej tym samym. Wbiłam się w jej, wcale nie tak ciasną, dziurkę. Jej smak przez chwilę przywołał mi do głowy smak Judyty, ale szybko odrzuciłam tę myśl, skupiając się na wnętrzu, które miałam przed sobą. Zaspokajałam Alicję z otwartymi oczami, by nie stanął mi przed nimi obraz kobiety, która tak mnie oszukała.

Alicja zmieniła formę zaspokajania mnie; poczułam, jak w mgnieniu oka odrywa ode mnie usta, zamiast nich wykorzystując jeden z paluszków. Wrażenie było tak silne, że krzyknęłam z rozkoszy, na co Alicja w odpowiedzi ścisnęła moją głowę udami. Było cudownie czuć jej nogi wokół siebie; siła, z jaką mnie objęła zaimponowała mi i zniewoliła mnie. Krzyczałam zatem dalej, z podniecenia wywołanego pozycją w jakiej się znalazłam, podczas gdy między nogami czułam zaspokajający mnie z coraz większą werwą palec. Alicji również musiało się to podobać jako że dyszała głośno, całą uwagę koncentrując na mojej cipce.

Nie byłam w stanie smakować dalej Alicji. Podczas gdy ona poruszała paluszkiem coraz szybciej i mocniej, ja krzyczałam wniebogłosy. Błagam, myślałam, niech tylko nadejdzie orgazm. Samodzielne zaspokajanie się było niczym wobec bliskości drugiej kobiety. Dopiero teraz odczułam, jak bardzo wyposzczone jest moje ciało. To nie mogło trwać długo, przekonywałam samą siebie. I nie trwało. Działania Alicji przyniosły bardzo szybki efekt. Wulkan podniecenia wystrzelił, a jego erupcja wstrząsnęła całym moim ciałem. Wiłam się w rozkoszy, krzycząc najgłośniej od początku naszych pieszczot. Miałam zamknięte oczy, ale doskonale wyobrażałam sobie Alicję patrzącą na mnie z uczuciem satysfakcji. Przez kilka chwil wyginałam się na wszystkie strony. Wreszcie, wreszcie prawdziwe zaspokojenie! W końcu opadłam, zdyszana i spocona, głową na udo mojej kochanki. Dopiero po jakimś czasie podniosłam powieki. Nasze oczy spotkały się, wyrażając niemy zachwyt i podziękowanie. Alicja patrzyła na mnie w taki sposób, jakby to ona właśnie doszła, a nie ja.

- Dziękuję... – wydyszałam, i chociaż nie byłam w stanie sprecyzować za co dokładnie składam podziękowania, Alicja przyjęła moje słowa z uśmiechem na twarzy, po raz ostatni całując mnie między nogami.

Kilka minut później leżałyśmy już głowami obok siebie, przykryte kołdrą. Po następnych kilku, Alicja zasnęła, a ja oddałam się rozmyślaniom, także nad tym, co w międzyczasie od niej usłyszałam. Powiedziała mi, że od zawsze o mnie marzyła, ale nie wiedziała jak się za mnie zabrać. W końcu nadarzyła się okazja, z której postanowiła skwapliwie skorzystać. Nie wiedziała, czy będzie to jednorazowa przygoda czy też coś więcej, ale radował ją sam fakt zbliżenia się do mnie. Przyjęłam jej wyznania z zaciekawieniem. Powiedziała też, że nigdy nie chciała stawać między mną a Judytą, więc czuje się w pełni usprawiedliwiona. Bez wątpienia, jej tok rozumowania był logiczny.

Teraz spała obok mnie, a ja przetrawiałam wydarzenia ostatnich dni, począwszy od wyjazdu Judyty do chwili obecnej. Czy zdradziłam Judytę? Być może, ale z pewnością to ona zdradziła mnie pierwsza. Nie fizycznie, ale to nie miało znaczenia. Jej wyjazd był zdradą, niezależnie od tego co się na nim działo. To ona była wszystkiemu winna. To ja przez ponad dwa tygodnie byłam wystawiona do wiatru. W końcu coś we mnie pękło. Czy to dziwne?

Nie, przekonywałam się. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Judyta zrobiła wiele, bym czuła się pokrzywdzona i niepotrzebna. W końcu miałam dosyć i skorzystałam z okazji, by znów poczuć się jak kobieta. By znów zaznać ludzkich uczuć: czułości, ciepła, szczęścia. Spojrzałam na Alicję, która dała mi nadzieję na lepsze jutro. Dzięki niej powróciłam do świata żywych. To nie ja pierwsza zdradziłam Judytę, powtórzyłam w myślach, w pełni wierząc we własne słowa. Nie miałam sobie absolutnie nic do zarzucenia.

Ten tekst odnotował 19,032 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.87/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (2)

0
0
Niby fajnie, ale zbliżenie tych dwóch kobiet jest dla mnie mało przekonujące. Takie tempo, to że od razu - bach, na kolana, i język do cipki, jakoś mnie nie przekonuje.

W ogóle jestem nieprzekonana co do tego tekstu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
bardzo dobre czytałem z zapartym tchem
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.