Moje idealne życie (II)
23 grudnia 2019
Szacowany czas lektury: 28 min
WSTĘP
Próbowała powoli otworzyć oczy i podnieść głowę, ale ból jaki przeszył jej ciało był nie do zniesienia. Nie wiedziała co się stało ani gdzie się znajduje. Starała się sobie coś przypomnieć, ale nie potrafiła. Do jej uszu dochodził tylko jeden dźwięk- szum przypominający szum morza. Zmusiła się, by otworzyć choć jedno oko, prawe, bo czuła, że jest mniej opuchnięte. Wysunęła przed twarz swoje dłonie- były mokre od krwi. Mimowolnie dotknęła tyłu swojej głowy, bo tam czuła największy ból. Skóra pod włosami była rozcięta, chyba mocno, być może trzeba będzie szyć. Powoli otworzyła drugie oko i starała się rozejrzeć po pomieszczeniu, w którym się znajduje. Był to pokój jak w tanim hotelu, bardzo skromnie urządzony, z dwoma łóżkami, szafą, szafkami nocnymi i starymi lampami. Ona leżała przed drzwiami wyjściowymi. Wciąż nie mogła niczego sobie przypomnieć. Kawałek dalej leżała rozbita butelka oszroniona krwią- prawdopodobnie powód jej rozcięcia na głowie. Podniosła się powoli, zmuszając swoje ciało do posłuszeństwa. Zrobiła kilka kroków do środka pomieszczenia i jej oczom ukazały się kolejne drzwi. Postanowiła w pierwszej kolejności sprawdzić drzwi wyjściowe- były zamknięte. Rozejrzała się szybko po pokoju, ale po kluczu, który mógłby do tych drzwi pasować nie było śladu. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę tajemniczych drzwi. Były uchylone. Wysunęła dłoń przed siebie i delikatnie pchnęła je w stronę wnętrza pokoju. To co zobaczyła, nie było straszne. Było makabryczne. Dwa ciała, leżące obok siebie. Ciało młodej kobiety o długich, ciemnych włosach, dużych, szeroko otwartych oczach i rozwartych ustach. Czerwona sukienka, w którą była ubrana wyglądała na rozerwaną przez stado tygrysów, a jej drobna, koronkowa bielizna zwisała bezwiednie na prawej stopie. Zaraz obok, leżał na boku mężczyzna. Był ubrany elegancko, w koszulę, spodnie i drogie buty. Miał ciemne włosy i zarost, ale twarz była niemożliwa do rozpoznania. Była tylko krwawą masą. Ponownie uderzył ją ogromny ból głowy, poczuła, że słabnie.
-Kim są ci ludzie? Boże, co ja tutaj robię?!- powiedziała na głos.
Dopiero teraz zaczęło do niej dochodzić, że to wszystko dzieje się naprawdę. Gotowa otworzyć usta by zacząć krzyczeć, płakać i wzywać pomocy, złapała głęboki oddech i…usłyszała hałas w drugim pokoju. Ciche, powolne i ciężkie kroki zmierzające w jej kierunku. Strach całkowicie ją sparaliżował. Poczuła, jak traci panowanie nad całym ciałem. Postać stała za jej plecami, mogła usłyszeć jej oddech.
Była wycieńczona, straciła sporo krwi. Zaczęła odwracać się powoli, by spojrzeć w oczy temu, kto za chwile odbierze jej życie. Chciała biec, uciec, zrobić cokolwiek. Nie miała już sił. Poddała się. Poczuła, jak zaczyna osuwać się bezwładnie na podłogę. Zamknęła oczy. Była już tylko ciemność. Sylwia straciła przytomność.
CZĘŚĆ I
MIŁOŚĆ
Ricardo przygotowywał właśnie dwie, świeżo zmielone kawy. Ich intensywny aromat wypełniał cały dom. Uwielbiał przygotowywać śniadania w swojej kuchni, Była duża, przestronna, pięknie urządzona na styl nowoczesny, a z okna rozchodził się widok na wyjątkowo urokliwy średniowieczny zamek.
Nałożył dwa omlety ze szpinakiem i suszonymi pomidorami na białe talerzyki i postawił je na drewnianej tacy obok kaw i miseczki z ciastkami. Ten weekendowy rytuał sprawiał mu wiele radości. Wziął tacę w obie ręce i udał się marmurowym korytarzem do sypialni. Drzwi były otwarte. W wielkim, białym łóżku z jasnym, pikowanym zagłówkiem i tiulowym baldachimem, leżała naga kobieta o ciele pięknym jak rzymska rzeźba, długich, lekko falowanych blond włosach i skórze w kolorze oliwkowym. Z dużych okien udekorowanych w jedwabne, białe zasłony padały na jej ciało delikatnie promienie hiszpańskiego słońca. Maj był tutaj wyjątkowo piękny. O poranku budził ich śpiew ptaków, a do pokoju zaglądały drzewa pełne pięknych, różnokolorowych kwiatów. Ricardo postawił tacę na srebrnym stoliku obok łóżka, a sam zbliżając usta do ucha kobiety szepnął:
-Dzień dobry kochanie.
Sylwia powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się jak leniwa kotka.
-Czyżby moje ulubione śniadanie do łóżka? Czym sobie zasłużyłam? - zapytała uśmiechając się słodko.
-Zawsze zasługujesz na wszystko co najlepsze- odpowiedział, po czym pocałował ją długo i namiętnie, zanurzając dłoń w jej gęstych włosach.
Wciąż nie mógł się na nią napatrzeć. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widział. Tak zupełnie inna od tych pochodzących z jego kraju. Miała oczy w kolorze jasnego, letniego nieba, kształtem przypominające migdały, które tak uwielbiał. Policzki i zgrabny, mały nosek były obsypane piegami, których z miesiąca na miesiąc przybywało pod wpływem południowego słońca, a usta były delikatne, pełne, o lekko różowawym zabarwieniu. Całości dopełniał uśmiech. Biały, idealny, zawsze taki rozkoszny i szczery. Ricardo czasem łapał się na tym, że przyglądał jej się, kiedy spała. Myślał wtedy, że jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i że to właśnie ta kobieta będzie matką jego dzieci.
-Co dziś pysznego przyrządził mój zdolny kucharz? - głos Sylwii wyrwał go z zamyślenia- Mmm, omlet ze szpinakiem i ciasteczka z paczki, iście hiszpańskie dania! – krzyknęła, gestykulując jak prawdziwy, włoski szef kuchni. Oboje zaśmiali się głośno, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby szukając zapewnień o wzajemnej miłości.
-Musimy jeść teraz, czy możemy za chwilkę? - szepnęła mu do ucha, delikatnie muskając je wargami. Stopniowo zaczęła przesuwać usta po jego szyi, plecach i torsie, zostawiając tam subtelne pocałunki. Dłońmi pieściła jego ramiona i barki. Uwielbiała czuć jego męskie, tak pięknie wyrzeźbione ciało. Mężczyzna odwzajemnił dotyk, a ich usta spotkały się w tańcu pełnym pasji i pragnienia. Opadając na łóżko kochankowie zanurzyli się w jasnej, satynowej pościeli, a sypialnia wypełniła się zapachem nagich ciał, potu i rozkoszy.
I nic już nie było ważne. Nawet ciepłe, hiszpańskie omlety.
Pozostałą część poranka spędzili nadzy na tarasie, śmiejąc się i rozmawiając. Podjadali kolorowe owoce i popijali je winem musującym. Widok rozpościerający się przed nimi był niesamowity. Piękne fasady zabytkowych budynków starego miasta, oddzielane pasmami palm, a w oddali zarys oceanu, błękitny i czysty dokładnie tak, jak niebo górujące nad nim.
W powietrzu unosił się zapach bzu, który w tym roku rósł wyjątkowo bujnie pod oknami ich domu. Ricardo mawiał, że to za sprawą czarodziejskiego uroku Sylwii. Z wnętrza domu dochodził aromat świeżo pieczonego ciasta, które co poniedziałek piekła ich gosposia Ana.
-Czas z tobą zawsze mija tak szybko- powiedział Ricardo i pocałował ukochaną w czoło- Wciąż nie wiem, jak to robisz, ale przy tobie zupełnie tracę poczucie rzeczywistości. Powinienem już godzinę temu być w pracy, a tymczasem piję wino i rozkoszuję się widokiem twojego nagiego ciała.
-No to na co czekasz, uciekaj już, głuptasie- zaśmiała się Sylwia.
-Ach, gdyby to było takie łatwe- mówiąc to, Ricardo jeszcze raz obrzucił spojrzeniem jej opalone ciało, po czym przysunął się i pocałował, jak umiał najczulej, jej zgrabne, różowe usta.
-Jednak zanim ci ucieknę, mam dla ciebie małą niespodziankę- powiedział z nieukrywanym entuzjazmem i udał się do sypialni. Przez chwilę szukał czegoś gorliwie pod łóżkiem, aż wydał z siebie okrzyk: ,,Mam!”.
Wrócił, trzymając w ręku białą, błyszczącą kopertę.
-Co to jest? - spytała go niepewnie.
-Otwórz, proszę, jestem ciekaw, czy ci się spodoba- powiedział wręczając jej uroczyście coś,
co wyglądało jak duży, obszerny list.
Sylwia zaczęła otwierać ją ostrożnie. Nie miała pojęcia, co może być w środku i starała się jak tylko mogła, by nie uszkodzić zawartości. W końcu udało jej się odkleić górną warstwę i wysunęła ze środka kartkę w rozmiarze A4. Informacje zostały wydrukowane na grubym, drogim, mięsistym papierze, co nadawało kopercie niezwykłych rozmiarów.
Zawartość odczytała na głos:
,,Sevilla- Rzym, dwunasty maja, godzina 21:30.”
-Bilety lotnicze?! Ale ta data…to już dzisiaj! -krzyknęła z niedowierzaniem, wciąż nie odrywając wzroku od kartki.
-Tak, kochana, masz dokładnie sześć godzin, żeby spakować walizkę i przygotować się do wylotu. Zabieram cię na romantyczny weekend do Rzymu. Tylko ty, ja, włoskie jedzenie, włoskie wino, włoska muzyka. Jak ci się to podoba? -zapytał, ujmując jej twarz delikatnie w swoje dłonie i uśmiechając się czule.
-Jesteś najlepszym mężczyzną na świecie- powiedziała Sylwia ze łzami w oczach i rzuciła się w jego objęcia. - Jeszcze nikt w życiu nie był dla mnie taki dobry- wyszeptała, wtulając się jak dziecko w ramiona swojego ukochanego Hiszpana.
-I to się nigdy nie zmieni najdroższa- odpowiedział również szeptem. - Będę starał się i walczył każdego dnia, aby twoje życie było idealne.
Spojrzeli na siebie wzrokiem pełnym najpiękniejszej miłości. Wiatr rozwiewał jej włosy, a łzy cichutko spływały po policzkach. Oboje tak bardzo chcieli, by ta chwila trwała już wiecznie.
Umówili się, że spotkają się już na lotnisku, bo Ricardo miał wyjątkowo dużo pracy przed wylotem i musiał dłużej zostać w biurze. Nie wiedziała co dokładnie się stało, bo nigdy nie rozmawiali zbyt wiele o jego życiu zawodowym. Niejednokrotnie czuła się głupio, gdy znajomi dopytywali czym zajmuje się jej ukochany, a ona po prostu nie umiała im odpowiedzieć. Wielokrotnie próbowała dopytywać go o szczegóły, ale on zawsze zbywał ją frazesami o tym, jakie to nudne i że nie ma sensu o tym rozmawiać. Rodzinie i przyjaciołom mówiła tyle, ile naprawdę wiedziała: że wybranek jej serca inwestuje w nieruchomości, ale w co dokładnie i gdzie, tego nie potrafiła powiedzieć. Widząc zmieszane miny bliskich, starała się zbyć temat żartem, o tym, że luby najprawdopodobniej jest szefem jakiejś mafi i im ona mniej wie, tym lepiej dla niej. Po tym zdaniu, zawsze nastawała chwila ciszy, po czym wszyscy wybuchali gromkim śmiechem, a Sylwia nie musiała się już więcej tłumaczyć. Każdy kto kiedykolwiek rozmawiał z Ricardo, wiedział, jaki to dobry, ciepły i pomocny człowiek. Mafia to była ostatnia rzecz, z jaką mógłby być kojarzony. Najważniejsze było to, że opiekował się Sylwią i zapewniał jej dostatnie życie. Nigdy niczego jej nie brakowało, miała zawsze dostęp do gotówki oraz własną kartę płatniczą. Mogła chodzić na kursy językowe, zajęcia fitness czy lekcji gry tenisa. Pomagał jej organizować czas wolny, bo nie chciał, żeby pracowała. Obowiązywałaby ją wtedy umowa z pracodawcą i już nie mogliby sobie pozwolić na spontaniczne wyjazdy zagraniczne, kiedy tylko im się to zamarzy.
Bardzo tęskniła za swoją pracą w szkole, ale po namyśle, zawsze przyznawała mu racje.
- Dajmy sobie czas, by się sobą nacieszyć- mówił- to są nasze początki, to właśnie teraz jesteśmy najszczęśliwsi, zakochani bez pamięci, na pracę jeszcze będziesz miała czas, obiecuję.
Wierzyła mu, bo dlaczego miała by tego nie robić. Nigdy jej nie oszukał, nie ukrywał maili i nie blokował telefonu. Ufała mu z całego serca i w głębi ducha wiedziała, że powinna go posłuchać. Ma dopiero dwadzieścia osiem lat, jeszcze zdąży się napracować.
- Jak zwykle wyglądasz olśniewająco. - Usłyszała głos Ricardo za plecami i odwróciła się szybko, by go pocałować. - Chodźmy szybko odprawić bagaż, jesteśmy lekko spóźnieni. – powiedział, po czym złapał ją za rękę i ruszyli w stronę odprawy bagażowej. Przez tą krótką chwilę, zdążyła mu się przyjrzeć. Był zmęczony, jego czarne, gęste włosy były delikatnie poszarpane przez wiatr, ale wciąż wyglądał obłędnie. Spojrzenie jego jasno- zielonych oczu, przyprawiało kobiety o zawrót głowy, a rząd lśniąco białych, idealnie równych zębów wydawał się być dziełem najlepszego dentysty. Miał pełne usta i mocno zarysowaną szczękę, którą przysłaniał zawsze elegancko przycięty zarost. Był wysoki, a dodatkowo chodził bardzo wyprostowany, co dodawało mu centymetrów. Ubierał się elegancko, najczęściej w białe lub jasnoniebieskie koszule, które idealnie kontrastowały z jego południową karnacją. Miał wygląd aktora lub modela, jednak nigdy nie zdecydował się na prace w takiej branży.
Sylwia zdążyła się już przyzwyczaić do reakcji kobiet na jego widok. Do tego jak wlepiały w niego swoje maślane spojrzenia. Jak próbowały nawiązać z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy, na co on nigdy nie pozwalał.
To była dla niej nowość, bo to zawsze ona była w centrum uwagi. To ona była tą adorowaną i uwielbianą, ale przy nim, wydawało jej się, że wygląda po prostu zwyczajnie. Ricardo nigdy nie dał jej tego odczuć. Nie oglądał się za innymi kobietami, a Sylwii mówił codziennie o tym jaka jest piękna i jak bardzo ją kocha.
Podróż minęła im niezwykle szybko. Przyzwyczajeni do dziesięciogodzinnych lotów do Ameryki Południowej i na Daleki Wschód, podróży do Rzymu praktycznie nie odczuli. Dotarli na miejsce w dobrych nastrojach i nawet Ricardo wydawał się mniej zmęczony, niż przed wylotem.
-To co kochana? Szybki prysznic i lecimy na kolacje? – zapytał, całując ją w policzek. – Umieram z głodu.
-Ja też. – odparła – Postaram się ogarnąć najszybciej jak to możliwe, ale wiesz, na dobre rzeczy zawsze trzeba czekać. – Powiedziała z figlarnym uśmiechem po czym pieszczotliwie dotknęła palcem czubka jego nosa.
-Wiem, wiem. W takim razie, chyba będzie lepiej, jeśli zamówię coś do pokoju. – powiedział przewracając oczami i oboje zaśmiali się, mocno przytulając się do siebie.
Cały wyjazd od początku do końca miał być niespodzianką i nawet hotel Sylwia zobaczyła dopiero po wyjściu z taksówki. Tego się nie spodziewała. Piękny, pięciogwiazdkowy kolos, pełen złota, kryształów oraz cudownych włoskich rzeźb i obrazów. Położony był w samym sercu Rzymu, na lekkim wzniesieniu i nawet z dolnych pięter można było rozkoszować się widokiem rozświetlonej, magicznej, włoskiej stolicy. Do tej pory widziała takie hotele tylko na pocztówkach i reklamach Rzymu, ale nigdy nie przypuszczała, że sama będzie mogła być gościem jednego z nich.
Widząc reakcje ukochanej, jej wielkie, błyszczące z zachwytu oczy, szepnął jej do ucha. – Poczekaj, aż zobaczysz nasz pokój.
Pokiwała potulnie głową jak mały piesek i oniemiała z wrażenia udała się za boyem hotelowym do windy. Zatrzymali się na ostatnim piętrze. Mężczyzna otworzył im drzwi, wstawił bagaże do środka i po przyjęciu szczodrego napiwku opuścił pomieszczenie.
Ricardo się pomylił. To nie był pokój. To był apartament, w dodatku prezydencki. Piękne, bogato zdobione tapety, antyczne zdobienia na ścianach i suficie, ogromne, królewskie łoże z baldachimem oraz wanna wypełniona płatkami kwiatów. Wszędzie rozstawione były wazony wypełnione kompozycjami z czerwonych róż. Całość była tak spójna i tak w tym wszystkim piękna, że zapierała dech w piersiach.
W takim apartamencie mogłaby się zatrzymać Królowa Angielska i na pewno nie miałaby na co narzekać. – pomyślała Sylwia. – Czy kolacje możemy zjeść w tym hotelu? – Zapytała z niemal błagalnym spojrzeniem.
- Oczywiście, że tak. – Odparł Hiszpan, śmiejąc się z reakcji swojej dziewczyny. – Liczyłem na to, że Ci się spodoba, ale aż tak?
- Zwariowałeś?!- To jest najpiękniejszy hotel na świecie. – Krzyknęła, zarzucając mu ręce na ramiona i obsypując jego twarz pocałunkami.
- Obiecywali taras z ładnym widokiem. Masz ochotę to sprawdzić? – Zapytał tajemniczo.
- To już by było za dużo, ale sprawdźmy. - Zdecydowała i oboje ruszyli w stronę drzwi balkonowych. Były ogromne i również złote, ukryte za grubymi, czerwonymi firanami, przepasanymi złotymi sznurkami. Mężczyzna otwierał je powoli, podśpiewując pod nosem melodię budującą napięcie.
- Przestań głupolu! – powiedziała i szturchnęła go przekornie. – Ja naprawdę umieram z ciekawości!
Ricardo otworzył drzwi na oścież i ich oczom ukazało się, błyszczące w nocnym świetle Colosseum. Magia tańczących świateł Rzymu robiła niesamowite wrażenie.
- Boże, mamy widok na najprawdziwsze w świecie Colosseum! – krzyknęła Sylwia i zaczęła skakać z radości. – Najprawdziwsze Colosseum! – Powtarzała, jakby próbując samą siebie przekonać, że to dzieje się naprawdę.
- W dodatku możemy je podziwiać stąd. – powiedział Ricardo pochylając się i wciskając jakiś przycisk. W tym momencie, woda zabulgotała i zapaliło się niebieskie światło, oświetlając od środka ogromne jacuzzi. Obok stał stolik, na którym były najróżniejsze, pięknie podane owoce i butelka zimnego szampana. – Ale to już chyba po kolacji, co? – Spytał, zerkając w stronę Sylwii.
Jej oczy szkliły się i wyglądała jak mała dziewczynka, która właśnie dostała prezent od Mikołaja, na który czekała cały rok.
- Nie chcę znowu płakać – zdołała z siebie wydusić.
- Ach kochana, nie powinnaś płakać. Powinnaś się zacząć przyzwyczajać. Mój biznes idzie w wyjątkowo dobrym kierunku i jeśli będzie tak dalej, takie hotele będą dla nas
codziennością. - Powiedział, obejmując ją czule ramionami i całując w czoło.
- Jaki biznes? – spytała delikatnie unosząc głowę, starając się spojrzeć mu w oczy.
- To jest związane z nieruchomością w naszym mieście, nic ciekawego, zaufaj mi – powiedział, zbywając jej spojrzenie. – Uciekaj już pod prysznic proszę albo twój biznesmen zaraz naprawdę umrze z głodu.
Sylwia przytaknęła i udała się w radosnych podskokach w kierunku złotego, antycznego prysznica.
Wyszła z łazienki w starannie przygotowanym makijażu, lekko ułożonych, falujących włosach, spiętych z jednej strony spinką z perełkami. Ciało owinęła ręcznikiem. Nie była pewna, co powinna założyć w tak eleganckim miejscu. Im dłużej się zastanawiała, tym bardziej była pewna, że nie spakowała nic odpowiedniego. Ricardo siedział na łóżku i przeglądał swój telefon. Obok niego leżało sporych rozmiarów, czarne pudełko przewiązane czerwoną wstążką.
- Proszę, tylko mi nie mów, że to kolejna niespodzianka. Chcesz żebym zemdlała z nadmiaru wrażeń? Wezwiesz mi przystojnego, włoskiego doktora? – Powiedziała zalotnie.
- Skoro nie chcesz, to ja otworzę! – odparł Hiszpan i szybkim ruchem złapał paczkę i zaczął odwijać wstążkę.
- No dobrze, już dobrze! – Zaprotestowała i wyrwała mu pudełko. Otworzyła najszybciej jak tylko potrafiła, tak bardzo była ciekawa zawartości. Zsunęła czarne, atłasowe wieczko i jej oczom ukazała się czarna tkanina, wyszywana drobnymi kamieniami. Złapała za górną część i wyciągnęła całość ze środka. To była długa, ręcznie zdobiona suknia, odsłaniająca plecy i z dużym rozcięciem na nodze. Była nieziemska. Kamienie odbijały każdy promyk światła przez co suknia mieniła się jak z bajki, a całość dopełniały przeszycia wykonane srebrną nicią. Sylwia nie potrafiła powiedzieć słowa. Suknia wyglądała jak uszyta specjalnie na czerwony dywan, może na Oskarową galę.
- Nic nie powiesz? – Niepewnie spytał Ricardo, próbując odczytać cokolwiek z wyrazu jej twarzy, który był mieszaniną niedowierzania, zaskoczenia i podziwu.
- Jest…jest piękna – Odpowiedziała cicho – Jest najpiękniejsza…
-Haha, uff, dobrze. Najważniejsze, że ci się podoba, bo miałaś taką minę, że już zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie przesadziłem. – Powiedział mężczyzna. – Chyba potrzebujesz chwilę dla siebie, żeby się ze wszystkim oswoić.
Sylwia pokiwała tylko głową, wciąż nie mogąc oderwać oczu od sukni.
-To ja lecę pod prysznic, gdy wyjdę, chciałbym żebyś była już gotowa. Mamy zarezerwowany stolik na dwudziestą drugą. – Oznajmił, całując ją szybko w czubek głowy, po czym ruszył w stronę łazienki.
Dziewczyna podniosła się, zdjęła z siebie mokry ręcznik i rzuciła go na łóżko. Chciała jak najszybciej założyć sukienkę, szpilki i zobaczyć w lustrze jak wygląda. Będzie musiała dobrać torebkę i jakieś dodatki, może bransoletkę, albo kolczyki. Wybrała czarne sandałki na szpilce, odsłaniające palce, zapinane na cienkie paseczki wokół kostek i małą, srebrną kopertówkę. W pełnej stylizacji prezentowała się jak gwiazda filmowa. Sukienka przylegała do jej ciała, jakby była uszyta specjalnie na nią. Nie mogła przestać patrzeć na swoje odbicie, jednak przeglądając się w lustrze, zauważyła, że coś świeci się pod ręcznikiem, który zostawiła na łóżku. Podeszła i powoli podniosła ręcznik z pościeli. To był telefon Ricardo, który wibrował, jak szalony. Ewidentnie osoba, która próbowała się dodzwonić była zdeterminowana, bo telefon nie przestawał świecić. Sylwia nie chciała zaglądać do telefonu swojego chłopaka, ale tak długie, często powtarzane połączenia wydały jej się niepokojące. Podniosła telefon i obróciła go ekranem w stronę twarzy. To była Maria. Ich wspólna znajoma, dziewczyna najlepszego przyjaciela Ricardo- Pablo. Dwudziestosześcioletnia hiszpanka, o bujnych, czarnych włosach, ciemnych oczach i kształtach brazylijskiej tancerki.
- Czego ona może chcieć o tej porze? Może coś złego stało się z Pablo – zastanawiała się Sylwia.
W tej chwili Hiszpan wszedł do pokoju, nagi, wycierając włosy ręcznikiem.
- Coś się stało? Dlaczego masz taką minę? – zapytał zaniepokojony.
- Maria od dziesięciu minut nie przestaje do ciebie dzwonić. Może Pablo miał wypadek? Bardzo się martwię, ale nie chciałam odbierać twojego telefonu. – odpowiedziała.
Ricardo spojrzał na swoją dziewczynę podejrzliwie i wyciągnął rękę po swój telefon.
- Zaraz oddzwonię i postaram się dowiedzieć, co takiego ważnego mogło się stać.
Sylwia podała mu telefon, a on wziął go szybkim ruchem i wyszedł na taras. Dziewczyna starała się usłyszeć, co mówi Hiszpan, ale pomimo podwyższonego tonu rozmowy nie była w stanie. Ricardo stał zbyt daleko, a ona nie chciała drugi raz w ciągu piętnastu minut wyjść na szpiega. Postanowiła nie denerwować się na zapas, usiadła na łóżku i rozglądała się po pokoju, czekając na jakiekolwiek wieści. Ricardo wrócił lekko poddenerwowany. Widziała, że oddycha głęboko i stara się uspokoić.
- Kochany, czy wszystko w porządku? – Zapytała nieśmiało.
Mężczyzna był nieobecny i dopiero głos Sylwii wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił szybko głowę w jej stronę, jakby starając się zebrać myśli.
- Tak, tak, najdroższa. To nic ważnego. Faktycznie Paulo wpakował się w jakieś tarapaty, ale postaram się mu pomóc jak tylko wrócimy do Sevilli. Teraz to ty jesteś najważniejsza i nie pozwolę, by ktokolwiek popsuł nasz romantyczny wyjazd. – Powiedział, ujął jej twarz w dłonie i pocałował mocno. – Przepraszam, nie zdążyłem ci tego powiedzieć: wyglądasz olśniewająco. Jesteś najpiękniejszą kobietą w Rzymie, o ile nie na całym świecie. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem dumny, że jesteś tylko moja.
Sylwia uśmiechnęła się, lekko zawstydzona, ale szczęśliwa, że jej mężczyzna wciąż ją adoruje i docenia. Czuła ulgę, że sytuacja z Marią okazała się zwykłym zamieszaniem. Teraz mogła znów beztrosko rozkoszować się najpiękniejszym weekendem w jej życiu.
Gdy pojawili się razem w hotelowej restauracji, wszystkie spojrzenia skupiły się na nich. Wyglądali jak hollywoodzka para, która co roku zajmuje najwyższe miejsca w rankingach najpiękniejszych i najprzystojniejszych. Sylwia w długiej, błyszczącej sukni i falujących, rozjaśnionych słońcem blond włosach wyglądała jak grecka bogini. Nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał. Ricardo w białej, odsłaniającej tors koszuli i czarnym, uszytym na miarę garniturze, wyglądał jak najlepszy model. Kelner zaprowadził ich do stolika i podał kartę win.
- Bardzo dziękujemy. - Powiedział z nonszalanckim uśmieszkiem Hiszpan. – Ale nie mamy ochoty na wino.
Sylwia spojrzała z niedowierzaniem na swojego chłopaka i zaraz przeniosła wzrok na kelnera, który również wydawał się niezbyt mile zaskoczony.
- Dziś jest niezwykle ważny dla nas dzień – kontynuował Ricardo – dlatego poprosimy najlepszego szampana jakiego tylko macie.
To zdanie natychmiast rozchmurzyło zarówno kelnera jak i Sylwię. Pracownik restauracji oddalił się w pośpiechu, a para mogła rozkoszować się swoim towarzystwem. Byli tak zapatrzeni w siebie, że ledwo zauważali, w jak pięknym miejscu się znajdują. Restauracja mieściła się na dachu hotelu, również z widokiem na podświetlone nocą Colosseum. Wokół tarasu rozwieszone były złote lampki, a całość przystrojona była świeżymi kwiatami. Na każdym stole znajdowały się świecie, bukiet róż i złota zastawa. W powietrzu unosił się zapach bazylii i świeżych pomidorów.
Ricardo zdecydował się zamówić homara dla dwojga, lasagne, którą Sylwia tak uwielbiała i kilka przystawek. Nie byli w stanie wszystkiego zjeść, ale w akompaniamencie szampana rozmawiało im się tak dobrze, że po prostu siedzieli i delektowali się małymi porcjami zamówionych dań. Zdawało się, że ten wieczór, nie będzie miał końca.
Ricardo zamówił jeszcze jedną butelkę i poprosił o kartę deserów.
- To co, moja piękna, chcesz swoje ukochane tiramisu? – Zapytał melodyjnym głosem Hiszpan.
- Nie wiem, czy powinnam. Chyba za dużo już dziś zjadłam, nie chce stracić talii w Rzymie. – Zaśmiała się Sylwia.
- Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza. – odpowiedział czule mężczyzna, wysyłając buziaka w powietrze.
- Głupol. – Skwitowała z uśmiechem dziewczyna.
- Kelner! - Zawołał już lekko wstawiony Ricardo. – Poprosimy raz tiramisu, raz panna cotta i dwa kieliszki mocno, zmrożonego Limoncello.
Sylwia zaśmiała się głośno, bo zupełnie zapomniała o tym włoskim likierze, który od zawsze tak uwielbia. Spojrzała z podziwem i miłością na ukochanego.
- Ty zawsze wiesz, czego mi potrzeba, zanim ja sama zdążę nawet o tym pomyśleć. – Powiedziała kładąc dłoń na jego twarzy i gładząc delikatnie policzek. – Wiesz, kiedy jestem smutna i chcę pobyć sama. Wiesz, kiedy bolą mnie plecy i rezerwujesz mi masaż, albo przygotowujesz gorącą kąpiel. Wiesz, kiedy jestem szczęśliwa i potrzebuję się do ciebie przytulić, by czuć to jeszcze mocniej. Ty zawsze jesteś przy mnie, w te dobre i w te gorsze dni. Jesteś dla mnie wszystkim ukochany, wiem, że to na ciebie czekałam całe życie.
Oczy Ricardo zaszkliły się. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił wykrztusić słowa.
W tym momencie, pojawiły się zamówione desery i likier. Zakochani chyba się tego nie spodziewali, ale pojawił się także zespół, grający na skrzypcach przepiękne, włoskie utwory. Muzycy stanęli wokół ich stołu i grali tak wspaniale, że wszystkie usta zamilkły. Sylwia nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Czuła się jak księżniczka w najpiękniejszej bajce. Zwróciła wzrok na ukochanego, który właśnie ocierał spływającą po policzku łzę.
- Najdroższa. – zdołał wreszcie wykrztusić Ricardo. – Chyba nie będzie już lepszego momentu.
- O czym ty mówisz, kochany? – zapytała niepewnie Sylwia.
Mężczyzna podniósł się powoli, odłożył serwetkę obok talerza i zbliżył się do dziewczyny.
Muzycy nie przestawali grać, a wszyscy wokół zatrzymali się, wpatrzeni w najpiękniejszą parę w tym hotelu.
Sylwia chciała się uszczypnąć, obudzić. Nie dochodziło do niej, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Ricardo uklęknął przed nią, sięgnął ręką do kieszeni i wyjął śliczne, atłasowe, czerwone pudełko. Otworzył je delikatnie i oczom dziewczyny ukazał się najpiękniejszy pierścionek jaki w życiu widziała. Srebrny, z pięknym, brylantem, o lekko niebieskim blasku. Wiedziała już, że nie zdoła zatrzymać łez. Popłynęły strumieniami po jej twarzy.
- Jesteś i zawsze będziesz miłością mojego życia. – Powiedział Ricardo. – Zrobię wszystko, by uczynić cię najszczęśliwszą kobietą na świecie, bo zasługujesz na to i na wszystko co najlepsze. Chcę być ojcem twoich dzieci, patrzeć, jak dorastają, chcę się z tobą zestarzeć. Chcę cię wspierać, kochać, uwielbiać. Już zawsze. Proszę, powiedz kochana, czy zechcesz zostać moją żoną?
Sylwia płakała rzeką łez, nie mogła tego zatrzymać. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa.
- Tak, kochany, chcę. – odpowiedziała.
Goście restauracji zaczęli wiwatować. Obsługa restauracji gwizdała, a kelner odpalił małe fajerwerki umieszone w tiramisu. Muzycy zaczęli grać marsz weselny i wszyscy zaśmiali się głośno. Ricardo umieścił pierścionek na palcu ukochanej i pocałował ją mocno i z całą miłością jaką ją darzył. Otarł łzy z jej policzków i powiedział. – Sylwia, to dzieje się naprawdę. Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie. Nigdy, przenigdy, nie oddam cię nikomu.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w niego mocno. Nie chciała, by komukolwiek ją oddawał. Chciała być tylko jego. Już na zawsze. Wiedziała, że taki mężczyzna, trafia się raz na milion i że będzie obecny w jej życiu, już na zawsze.
Wyszli z restauracji, wynosząc butelkę ledwie rozpoczętego szampana i zostawiając szczodry napiwek. Obsługa i gościa gratulowali im i wypowiadali mnóstwo ciepłych słów w ich stronę. Zamykając za sobą drzwi hotelowego pokoju, Ricardo zapytał, parodiując francuski akcent:
-To co, madame Silvia? Masz ochotę sprawdzić co się dziś dzieje, w naszym, najnowszym, wielkim, pełnym piany i szampana jacuzzi?
Sylwia zaśmiała się szczerze. Uwielbiała te jego wygłupy, zawsze potrafił ją rozśmieszyć.
- Oui, oui, monsieur. – odpowiedziała kokieteryjnie. -Monsieur tylko pozwoli, że skorzystam szybciutko z toilettes.
-Oui, oui. – odpowiedział Ricardo. Żadne z nich zupełnie nie znało francuskiego, ale lubili dla zabawy, udawać, że mówią w obcych językach. Poza tym, byli już oboje zbyt podpici, by wykrzesać cokolwiek mądrego z głowy, zwłaszcza o tak późnej porze.
Rozebrali się, rozrzucając niedbale ubrania po pokoju. Sylwia wyszła do toalety, a Ricardo udał się a taras, by napełnić wodą jacuzzi. Dziewczyna zmyła makijaż, związała włosy w kitkę i przemyła się szybciutko. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i powiedziała:
- Ty szczęściaro. Zawsze miałaś szczęście, ale tego to już za wiele.
Zaśmiała się ze swojej głupoty wychodząc z łazienki. Nie mogła się doczekać, aż dołączy do Ricardo, który właśnie rozlewał szampana do kieliszków. Była już jedną nogą na tarasie, gdy jej wzrok przykuło mocne światło w ciemnym kącie pokoju. Cofnęła się, by sprawdzić, co to może być. Spodnie narzeczonego leżały, wywrócone na lewą stronę, a obok wibrował jego telefon, który musiał wypaść mu z kieszeni. Sylwia wahała się przez chwilę, ale postanowiła sprawdzić, kto może dzwonić do Ricardo o trzeciej w nocy.
To była Maria. Szesnaście nieodebranych połączeń. Ostatnie jeszcze zanim wyszli na kolacje. Przecież do niej oddzwonił i ją uspokoił. Co jeszcze może być nie tak? – Zastanawiała się, teraz już mocno zaniepokojona dziewczyna. – On chyba nie mówi mi wszystkiego. A może to ja niepotrzebnie panikuję. Sama bardzo bym się denerwowała, gdyby Ricardo miał jakieś problemy i próbowała skontaktować się z Pablo, ale czy aż tak?
Sylwia starała się zachować zdrowy rozsądek i nie niszczyć wieczoru, który miał być jednym z najwspanialszych w jej życiu.
Odłożyła telefon na podłogę i dołączyła do ukochanego, który ewidentnie rozkoszował się urokami luksusowego hotelu. Dobry humor go nie opuszczał i gdy tylko zobaczył nagą Sylwię wchodzącą do ciepłej wody, w świetle księżycowego blasku powiedział:
- A już myślałem, że ten wieczór nie może być lepszy. Kiedyś zatrudnię rzeźbiarza, który wykona dla mnie rzeźbę twojego ciała, tak 1:1. I tak jak teraz ludzie zachwycają się posągami na wzgórzu Akropolis, czy w Panteonie, tak za tysiące lat będą zachwycać się twoim w Sevilli, na podwórku, przed naszym domem.
Oboje zaśmiali się głośnym, pijanym śmiechem. Ricardo złapał dłoń Sylwii i przyciągnął ją do siebie. Posadził ją na sobie okrakiem, tak, że ich nagie ciała przylegały do siebie pod wodą. Czuła, że jest już bardzo twardy i sama zaczęła się podniecać. Pocałowała go długo, mocno, dotykając jego gęstych włosów. Ricardo ujął w dłonie jej piersi i zaczął lizać sterczące z podniecenia sutki. Odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła mu pieścić ją, tak jak lubiła najbardziej. Była już bardzo wilgotna, gdy zanurzyła rękę pod wodą i odszukała jego członka. Był duży, był bardzo duży. Chciała jak najszybciej poczuć go w sobie. Chwyciła go mocno i patrząc ukochanemu prosto w oczy, włożyła go w siebie. Ich ciała złączyły się w jedno. Sylwia rytmicznie falowała biodrami, oboje jęczeli z rozkoszy. Woda wylewała się na taras, ruchem ręki Ricardo strącił kieliszki szampana, które z hukiem rozbiły się o ziemię. Sylwia była bliska orgazmu, czuła, jak całe jej ciało ogarnia ciepło. Zamknęła oczy, odchyliła seksownie ciało i…zobaczyła jej twarz. Przed oczami miała twarz Marii. Jej ciemne, kocie oczy, pod wachlarzem, czarnych, gęstych rzęs. Nie mogła pozbyć się jej widoku, nie potrafiła przestać o niej myśleć.
- Nie przestawaj, proszę. – z zamyślenia wyrwał ją głos Ricardo, który wciąż pieścił i całował jej okrągłe piersi. Sylwia skarciła się w myślach i jeszcze raz przywarła mocno do ukochanego, łącząc się z nim w długim pocałunku. Poruszała się na nim co raz szybciej i szybciej, oboje oddychali głęboko, mokrzy, podnieceni, spragnieni swoich ciał.
- Maria, Maria, proszę wyjdź z mojej głowy. – Walczyła sama ze sobą Sylwią. Wiedziała, że przegrała tę walkę. Poczuła ciepło rozchodzące się w jej środku. Ricardo doszedł, wydając z siebie pełen rozkoszy i ulgi jęk.
- Boże, tak cię kocham. – Powiedział, całując jej policzki, brodę i szyję. Dobrze ci było kochana? – Zapytał, zaglądając głęboko w jej oczy.
- Tak, kochany, oczywiście – Skłamała. – Z tobą zawsze jest cudownie.
- Niestety, straciliśmy nasze kieliszki w akcji. Czy moja narzeczona, poświęci się dla mnie i wypije ze mną szampana prosto z butelki? – spytał zalotnie Ricardo. – Uprzedzam, nie przyjmuję odmowy.
Przytulili się mocno do siebie i pijąc szampana wpatrywali się w gwiazdy. Lubili to robić nawet w domu. Wyszukiwali mały i duży wóz, sprzeczając się, kto znalazł je jako pierwszy. Po kąpieli, oboje już bardzo zmęczeni udali się do łóżka.
- Dobranoc, moja najpiękniejsza, przyszła żono. – Powiedział Ricardo i chwilę po tych słowach, dało się słyszeć ciche pochrapywanie.
Sylwia nie odpowiedziała. Nie potrafiła zebrać myśli. Czuła, że coś niedobrego dzieje się z jej życiem i to coś nie dawało jej spokoju.
-Maria. – powiedziała do siebie i zamknęła oczy. Mimo starań, nie zdołała zasnąć, aż do rana.
Następnego ranka Sylwia była nieprzytomna. Mieli w planach zwiedzanie rzymskich zabytków i okolicznych restauracji, jednak opuszczenie łóżka to było ostatnie, na co miała ochotę. Widziała światło telefonu Ricarda jeszcze kilka razy w ciągu tej nocy, a to oznaczało, że Maria nie poddawała się w próbach kontaktu z jej narzeczonym. Tak bardzo chciała podejść, podnieść ten telefon z ziemi i zadzwonić do tej natrętnej baby. Powiedzieć jej, żeby się odczepiła, że psuje im najlepszy weekend ich związku. Wiedziała, że nie może, nie powinna tego robić. To byłoby niewłaściwe. Sama nie chciałaby, by osoba, którą kocha, sprawdzała potajemnie jej telefon. Musi mu zaufać, nigdy jej nie zawiódł, dlaczego teraz miałby to zrobić?
- Dzień dobry moja piękna przyszła żono. – usłyszała za plecami głos Ricarda. Odwróciła się powoli i pocałowała go delikatnie w usta. Starała się udawać, że jest wyspana i pełna życia.
- Masz ochotę na wspólny prysznic? – zapytał Hiszpan.
- Jeśli będzie to tak przyjemna kąpiel jak wczoraj, to z miłą chęcią. – odpowiedziała dziewczyna. – Idź, a ja zaraz do ciebie dołączę, tylko skorzystam szybko z drugiej łazienki.
Mężczyzna uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony i szybkim ruchem zrzucił z siebie kołdrę. Przeciągnął się i powoli udał się w stronę łazienki. Zawsze lubiła na niego patrzeć, gdy przechadzał się nago po mieszkaniu. Dziś odwróciła głowę w drugą stronę. Była rozdarta, nie wiedziała co czuje. To co odczuwała najsilniej, to strach. Strach, że jej najgorsze koszmary w końcu się spełnią. Koszmary, w których traci na zawsze mężczyznę, którego kocha nad życie. Nigdy nie kochała nikogo tak mocno i już nigdy nie pokocha. Nie zaufa tak bardzo drugi raz.
- Nie rób tego. – Upomniała siebie w myślach. Coś wewnątrz podpowiadało jej, że telefon ukochanego kryje tajemnice, które zniszczą wszystko, co do tej pory razem zbudowali.
- Na litość boską, nie bądź głupia, nie rób tego. – Tak bardzo starała się przekonać samą siebie, że to nie jest tego warte. To coś, co tak zżera ją od środka i będzie zżerać, dopóki się nie dowie. Spojrzała szybko w stronę łazienki, drzwi były zamknięte. Prawdopodobnie Ricardo jest już pod prysznicem. Ruszyła w stronę porzuconego na ziemi telefonu. Podniosła go szybko, bateria była już prawie rozładowana. Na wyświetlaczu były dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia i jedna wiadomość. Sylwia cała się trzęsła. Nie chciała już dłużej się zastanawiać. Wcisnęła ikonę wiadomości, żeby zobaczyć jej zawartość.
,,Maria: Oddzwoń natychmiast, zrobiłam test.”
- Test? Jaki test? - Dziewczyna przeczytała jeszcze raz, na głos, treść wiadomości. Myśli wirowały jej w głowie i już miała opuścić telefon na ziemię, gdy poczuła silny uścisk na nadgarstku prawej dłoni. Odwróciła się i zobaczyła twarz Ricardo, pełną wściekłości i rozgoryczenia.
- Myślałem, że umawialiśmy się, że nie będziemy grzebać w swoich telefonach – Powiedział rozgniewany mężczyzna, a ona poczuła, jakby właśnie zawalił się cały jej świat.