Mint 400
16 stycznia 2020
Szacowany czas lektury: 20 min
Owego roku pracowałem w Namiocie Masażu Duga Sullivana, podczas wielkiego wyścigu pojazdów terenowych, znanego w całych Stanach jako Mint 400.
Było to na krótko przedtem, zanim cały cyrk trafił w ręce Jacka Biniona, któremu udało się zepsuć, co tylko było możliwe i załatwić wyścig na całe lata.
Dug był synem Lyndona Sullivana, faceta, który dorobił się na handlu rurami do odkurzaczy. Jeśli posiadaliście kiedyś odkurzacz w tej części świata, na dziewięćdziesiąt procent mieliście rurę O. L. Sullivana.
Znałem Duga ze szkoły, mimo że starszy ode mnie o dwa lata, z powodów zdrowotnych został w tyle i chodziliśmy do jednej klasy. Nikt dokładnie nie wiedział, o jakie problemy chodziło, ktoś złośliwy lub ktoś, kto znał Duga tak jak ja, mógłby powiedzieć, że były to problemy psychiczne. Jego ojciec, chcąc, by syn się uniezależnił i zaczął kombinować coś na własną rękę, kupił mu namiot. W tym namiocie podobno nakręcono sporą część serialu telewizyjnego M.A.S.H. Dug wolał salon z używanymi samochodami, ale stary Sullivan nie ufał synkowi na tyle, żeby sprezentować mu kilkadziesiąt samochodów na raz. Zamiast tego, opłacił wpisowe i zorganizował Namiot Masażu w terenowym obozie wyścigu Mint 400. Zaraz też, okazało się, że potrzebny był im ktoś, kto miałby, chociaż znikome pojęcie na temat traktowania ludzkiego ciała. Na początku, podobno miały to robić dziewczęta ze szkółki medycznej, ale się przestraszyły, prawdopodobnie właśnie Duga i wycofały się w ostatniej chwili. Ja znałem się na masażu z racji tego, że mój ojciec pracował z atletami Las Vegas Stars od lat. Stary Sullivan zwrócił się do mnie osobiście z prośbą i propozycją nie do odrzucenia. Za sporą sumkę miałem popilnować mu synka i zająć się interesem. Nie miałem jeszcze dwudziestu jeden lat i zbierałem na własny samochód. Opłacało mi się.
Namiot masażu pełnił różne funkcje, często dalekie od głównego założenia. Dwaj z Gazety Sportowej, grube ryby dziennikarstwa, obrali go sobie na prywatny klub, gdzie mogli pogadać, zapalić cygaro, leżąc na brzuchu. Jedna z telewizji zrobiła nawet krótki reportaż o Namiocie Masażu, z udziałem paru Mint Girls. Raz przyjęliśmy kontuzjowanego motocyklistę, a potem jego dwie zmartwione kuzynki. Zostawiliśmy im namiot na godzinkę, żeby mogli się wzajemnie pocieszyć. Dug obwąchiwał potem wszystko jak pies. Miał hyzia na punkcie cipy, był wszędzie tam, gdzie świeciły cycki. Raz, po godzinach, przyprowadził do namiotu jakąś niunię. Wydymał ją, a ona wydymała jego, bo zwędziła mu z portfel.
Dug nie zarobił na tym całym przedsięwzięciu ani centa. Chętnych na prawdziwy masaż było niewielu, robota żadna, ale i tak na koniec dnia miałem dosyć.
Tego wieczora zamknąłem namiot i udałem się do salonu, jedynego budynku, nie namiotu, w całym rajdowym miasteczku. Nie było tłoczno. Większość udała się już do Vegas, by tam spędzić noc, niekoniecznie na spaniu. Zająłem mój ulubiony hoker, w kształcie motocyklowego siedzenia i już po chwili, Eddie podsunął mi kufel. Nikt mnie nie pytał o wiek, a już na pewno nie Eddie. Wiedział, że jestem małolatem, ale miał gdzieś dyrektywy. Palnąłem o blat monetami i pozdrowiłem go skinieniem kapelusza.
Ledwo umoczyłem wargi w pianie, gdy dosiadła się jakaś wysoka niunia. Nie widziałem jej tu nigdy wcześniej, na pierwszy rzut oka wyglądała na dziennikarkę, albo fotoreporterkę. W niewielkim plecaczku mogła mieć właśnie aparat. Z całego tłumu towarzyszącego Wyścigowi, kierowcy stanowili może jedną dziesiątą. W tej chwili, w środku, było ich może ze dwóch. Niunia zamówiła piwo i oparta wygodnie o blat, przyglądała mi się z uśmiechem. Pachniało od niej jakimiś słodkimi, kwiecistymi perfumami. Zerkałem, starając się zrozumieć, o co jej chodzi. Była niezła, musiałem przyznać. Guziczki wojskowej koszuli z trudem utrzymywały napierający biust. Pomyślałem, że gdyby jeden z nich strzelił, mógłby rozwalić mój kufel.
- Witam – powiedziałem, ocierając miejsce, w którym prędzej czy później miały wyrosnąć mi wąsy.
- Jak się masz – Miała obcy akcent i ładny uśmiech, poprawiła się na stołku, zmieniając półdupek. Miała na czym siedzieć. Wyglądało na to, że nie brakowało jej niczego. Mogła być latynoską albo urodziła się w rezerwacie, chociaż kasztanowe włosy, lekko piegowata twarz i piwne oczy, nie bardzo pasowały do Indianki. Może metyska.
- Już po pracy? – Odezwała się, wskazując plakietkę na mojej koszuli. Potwierdziłem skinieniem. – Nie wiedziałam, że jest tu namiot z takim luksusem – Nie przestawała się uśmiechać. - Skorzystałabym już dawno. – Pomyślałem, że pewnie Dug zabrałby mi ją od razu i obmacał jak trzeba. Gdy chodziło o kobiety, nie potrafił się opanować. Łyknąłem piwo i uniosłem brwi pod rondem kapelusza. Ten akcent był chyba brytyjski.
- Otwieramy jutro, o dziewiątej – powiedziałem. W moim głosie usłyszałem niechęć. Byłem naprawdę zmęczony, wiedziałem do tego, że nie posiadam ani zalet fizycznych, ani dostatecznie dobrej gadki, żeby brać się za flirtowanie z taką niunią.
- O dziewiątej będę już w trasie – Wierciła się na stołku, najwyraźniej nie mieszcząc się na nim obydwoma pośladkami naraz. Wzruszyłem ramionami. – Może zrobisz wyjątek? – rzuciła z uśmiechem, a jej słowa sprawiły, że piwo, które piłem, stało się gorące. Uśmiechnąłem się, chyba nie do końca uprzejmie. Popatrzyłem na Eddiego, przecierającego kufel, gdzieś po drugiej stronie baru.
- Chyba za gałę z połykiem – Burknąłem pod nosem. Używaliśmy tej chamskiej odzywki z Dugiem sto razy dziennie, względem czegokolwiek.
- Poszedłbyś na to? – Usłyszała i nawet nie drgnęła. Uśmiechała się nadal wesoło. Zmieszałem się i parsknąłem w kufel. - Pani wybaczy, to tylko taka gadka – wymamrotałem i siorbnąłem.
Siedzieliśmy w ciszy, pijąc, od czasu do czasu, ukradkiem, zerkając na siebie. Eddie odebrał telefon i krzyknął do nas, zakrywając słuchawkę dłonią. - Pani Croft?! - Niunia przytaknęła i podeszła do aparatu. Rozmawiała krótką chwilę, podziękowała Eddiemu uśmiechem i wróciła na swój hoker.
- Zapłacę sto dolarów za porządny masaż. – mruknęła na granicy słyszalności – Jeśli nie chcesz gały z połykiem. – Dodała, wyciągając łokieć na blacie. Drgnąłem. Fascynowało mnie, że istnieją kobiety z takim poczuciem humoru. Mimo woli, wzrok wpadł mi w szparę jej dekoltu. Uśmiechała się, ale brzmiała całkiem poważnie. Poczułem, jak włosy jeżą mi się na karku. Może bawiło ją moje zakłopotanie.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie, dlaczego? Ty zrobisz dobrze mi, ja tobie. Nie widzę problemu.
Zastanawiałem się chwilę. Może to były jaja, może nie, może po prostu babka miała ochotę zabawić się z żółtodziobem, może widziała we mnie coś, czego dotąd nie dostrzegła reszta świata. Golnąłem ostro i pstryknąłem w kapelusz. Wstałem, łapiąc przewracający się stołek. Śledziła mnie uśmiechem. Dopiła i puściła Eddiemu oczko. Wychodząc, przytrzymałem dla niej drzwi.
Było już zupełnie ciemno i tylko gdzieniegdzie, napędzane warczącymi agregatami latarnie, oświetlały nam drogę. Gdzie było wąsko, puszczałem ją przodem, mogłem wtedy rzucić okiem na umięśnione nogi i wypychające się spod opiętych szortów pośladki. Szal słodkich perfum ciągnął się za nią.
Gdy weszliśmy do namiotu, byłem już tak napalony, że trzęsły mi się i ręce i nogi. Duga nie było, odwoził szychy z gazety do miasta, nie spodziewałem się jego powrotu. Zapaliłem światło. Żarówki zabrzęczały, zanim rozlały się w końcu żółtą poświatą. Minęła mnie i podeszła do jednego z dwóch łóżek. Posprzątałem przed zamknięciem, jak zwykle, obie leżanki zakryte były świeżymi ręcznikami. Dla rozluźnienia atmosfery miałem właśnie napomknąć, że ten namiot to prawdziwa gwiazda filmowa, ale ona najwidoczniej nie czuła się skrępowana. Zrzuciła plecaczek, jednym pociągnięciem, jak na filmach Playboya rozpięła koszulę i położyła ją na stołeczku. Wielkie, ciemne brodawki prześwitywały spod koronkowego biustonosza. Sięgnęła do tyłu i rozpięła go sprawnym gestem. Bez wahania dołączyła stanik do koszuli. Starałem się nie wyglądać jak głupek, który po raz pierwszy w życiu zobaczył cycki z bliska, nie wiem, czy udało mi się to oszustwo. Tymi sutkami mogłaby korkować butelki z winem. Uśmiechnęła się przelotnie.
- Ładne? – zapytała niespodziewanie. - To od nich bolą mnie plecy. - Jakby nie było dosyć, wyprężyła się w tył. Trójkąty nieopalonej skóry lśniły w świetle żarówek — Nie wymyśliłem żadnej odpowiedzi. - Tu? - zapytała, opierając się o łóżeczko. Rozciągnęła się, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Zgniecione ciężarem cycki, nadmuchały się po bokach jak pontony. Wyglądało na to, że naprawdę miała ochotę na masaż, o ile nie była to jakaś pokrętna, przyprawiająca mnie o zawroty głowy gra. Zsunęła z pleców koński ogon i spojrzała oczekująco. Drgnąłem. Czy działo się coś, co powinienem wiedzieć lub rozumieć? Czy wychodziłem na idiotę? Gdyby nie moja głupia odzywka o gale z połykiem, byłaby to zupełnie normalna sytuacja, jednak w tej chwili, nie byłem pewien niczego. Postanowiłem robić swoje, ewentualnie grać jak najlepiej w tym teatrzyku. Zdjąłem kapelusz, nalałem oliwki na dłoń i roztarłem, by się zagrzała.
- Ładny zapach – Zauważyła.
- Lawenda – szepnąłem niechcący, przez zaschnięte gardło. Gdy dotknąłem jej skóry, fiut parł mi już na nogawkę. Musiałem uważać, żeby trzymać się nim z daleka. Robiłem swoje. Masowałem. Myślałem, co by zrobił Dug, gdyby wrócił nagle i zastał ją tutaj. Czy istniała jakaś siła, która dałaby radę go powstrzymać. Tyłek miała wielki, ale plecy i ramiona umięśnione całkiem przyzwoicie. Starałem się oddychać spokojnie. Zjeżdżałem do szczupłego pasa i aż po krawędź szortów, a potem w górę, bokami, po żebrach. Dłońmi musnąłem zgniecione cycki. Ogarniałem łopatki i ramiona. Włosy na naoliwionej skórze unosiły się po przejściu moich palców. Biały pasek po staniku kontrastował z opalenizną.
- Hej, wiesz co robisz! – powiedziała ze szczerym uznaniem. Poczułem, jak jajca kurczą mi się w portkach, sprawdziłem, czy widać, że mi stoi. Było jasne, że tak. Sięgnąłem po oliwę, tym razem rozlałem ją bezpośrednio na skórę. Odważniej, zachęcony pochwałą, przejechałem po cyckach, ściskając je od boków. Wsunąłem palce pod spód, ale spokojnie, nie nachalnie. My masażyści jesteśmy uprawnieni do robienia takich rzeczy. Wróciłem na plecy, ramiona, kark. Sięgnęła do mojego stolika i włączyła radio. Leciało właśnie „The Beat Goes On” w wykonaniu córki Buddiego Richa. W głowie kotłowało mi się, czy stanęło na gale, czy na stu dolarach. Chętnie dałbym ze dwie paczki z własnych oszczędności za opcję numer jeden. Skupiałem się coraz częściej na cycach, ale odniosłem wrażenie, że kark pobudzał ją bardziej niż wszystko inne. Skoncentrowałem się na nim, aż stęknęła z uznaniem. - Jesteś naprawdę dobry – mruknęła. Uniosła lekko tyłek, rozpięła spodenki i zsunęła je prawie do połowy pośladków. Przyjąłem ten prezent i zaraz zagospodarowałem nowy teren, uprawiając go do granic przyzwoitości. Chętnie pomasowałbym całość, do tego te uda... Czułem zapach kutasa przebijający się przez lawendę, zastanawiałem się, czy ona też. Grzał mnie tak, że sprawdzałem, czy przypadkiem nie przemokły mi dżinsy. Wsunąłem rękę w majtki, żeby uwolnić go z bolesnego zadzierzgnięcia. Powoli wyplątywałem fiuta z wilgotnych kłaków. Ściśnięty w dłoni pulsował, chyba jeszcze nigdy nie miałem tak naprężonej pały. Poczułem, że mógłbym zwalić sobie w dziesięć sekund. Natrafiłem na jej spojrzenie. Zaskoczony własnym spokojem, zamarłem z dłonią w gaciach.
- Masz ochotę na zmianę umowy – zapytała, tuląc policzek do ramienia. Nie czekając, uniosła tyłek jak kocica. Szorty zjechały do kolan, zobaczyłem czarną, ściśniętą cipę. Jej dłoń powędrowała wolniutko po udzie i zacisnęła się na pośladku. Czułem, jak spuszczam się w portki i nic nie mogłem na to poradzić, pocieszał mnie fakt, że nie było szans, żeby chuj zmiękł mi w tej sytuacji. Z zewnątrz doszedł nas hałas motocykla. Strzeliło z tłumika. Klakson zagrał Dixie. Ona zawahała się przez sekundę, po czym poderwała się i wszystko prysło jak sen.
- To Lacerda! Mój wspólnik – Tłumaczyła, pospiesznie komponując odzienie. Zapięła szorty na kosmatej cipie, wrzuciła koszulę, ale by nie tracić czasu na guziki, związała ją w supeł nad pępkiem. Złapała plecak, rzuciła mi przepraszające spojrzenie i już jej nie było.
Rozpiąłem guziki w spodniach i trzepałem wacka jak głupi, miałem gdzieś, że ktoś mógł wejść.
Na leżankach, jak dwa kosmate morsy, zalegali nasi stali bywalcy, dziennikarze z Gazety Sportowej. Skończyłem właśnie opowiadać upstrzoną historię o cycatej panience z Londynu, którą naszła nieodparta ochota na nocny masaż. Dodałem od siebie wiele, wszystko to, co wydarzyło się w mojej wyobraźni, gdy wyszła. Trofeum numer jeden był biustonosz, wiszący na głównym maszcie namiotu. Dug słyszał tę opowieść już po raz czwarty. Nie mógł się nią nasycić, żądał co raz to nowych szczegółów, a ja wymyślałem mu je na miejscu. Wyglądało na to, że nikt nie znał niuni o nazwisku Croft. Jeśli rzeczywiście była dziennikarką, prawdopodobnie pracowała dla jakiejś europejskiej gazety lub telewizji.
Gdy wszyscy sobie już poszli, a ja wziąłem się za sprzątanie, usłyszałem strzał z rury motocykla, wyszedłem na zewnątrz i omal nie wpadłem na faceta w goglach i pilotce.
- Ty jesteś Roy? - zapytał, wskazując plakietkę na mojej koszuli. Nie pozostało mi nic jak tylko potwierdzić oczywiste. - W takim razie mam coś dla ciebie. - Wręczył mi wydobyty z kieszeni rulonik banknotów. Zaskoczony, przyjąłem pieniądze bez słowa. Gość zasalutował do gogli z uśmiechem, odwrócił się na pięcie i dosiadł starej Husqvarny. Odpaliła od kopa. Nie zdążyłem nic powiedzieć. Gdy wróciłem do namiotu i spojrzałem na pieniądze, pomyślałem, że zaszła pomyłka, a jak na drugi dzień, o tej samej porze usłyszałem znów zdezelowaną Husqvarnę, byłem już tego pewien. Kasę miałem zwiniętą w kieszeni. Między połami namiotu pojawiła się głowa. Gogle zmyliły mnie, ale tylko na sekundę. Uśmiechnęła się na mój widok i weszła. Ta sama koszula, szorty, wojskowe buty.
- Można? - Zapytała. Skinąłem głową. - Hej, to moje! - Rozpoznała wiszącą na maszcie bieliznę. Obeszła łóżko, złapała za ramiączko, ale go nie odwiązała.
- Ciężko się jeździ bez – Uśmiechnęła się, miała lekko zakurzoną twarz.
- Przysłałaś mi za dużo pieniędzy – Próbowałem zmienić temat.
- Zapłaciłam podwójnie, bo miałam nadzieję, że skorzystam jeszcze z tego łóżka. To była taka...Rezerwacja. - Kiwnąłem głową, bo brakowało mi słów. Nie kleiła mi się gadka z kobietami. Oparła się o łóżko, demonstrując dekolt.
- Dziś już nie – powiedziała – Muszę oddać motocykl albo spóźni się na załadunek.
- Jasne, my też się zwijamy, tak definitywnie – burknąłem.
- Ale chętnie odwiedzę cię w mieście, jesteś stąd?
- Mówisz z Vegas?
- Tak, jesteś z Vegas?
- Tak. - Podałem jej ręcznik, żeby wytarła sobie twarz. Przyjęła go z uśmiechem.
- To świetnie, Roy. Pracujesz w jakimś salonie masażu? - Otarła spocone policzki i czoło. Zawahałem się, ale zaprzeczyłem.
- Nie, to była okazyjna fucha.
- Naprawdę? - Była szczerze zaskoczona. - Jesteś dobry, w tym co robisz, uwierz mi, znam się. - Myślałem już o tym, co będę robił po jej wyjściu. Starałem się zapisać w pamięci widok tych spoconych, napierających na koszulę cycków. Na nadgarstku miała zegarek z przykrywką, spojrzała na niego z westchnieniem.
- Okay Roy – Wyszła na środek i wyciągnęła dłoń. Instynktownie zdjąłem kapelusz i wytarłem rękę o jeansy. Trochę się trząsłem, ale wydało mi się, że ona też. Pomyślałem, że najchętniej złapałbym za te prężące się pod koszulą sutki. Mogłaby pokazać mi je tak na pożegnanie. Dotknęła mojego podbródka, pochyliła się i pocałowała w policzek. Już się cofała, gdy zupełnie bezmyślnie cmoknąłem ją w szyję. Zaskoczona, tak jak i ja, przytrzymała moją głowę. Zanim się spostrzegłem, miałem w ustach jej język. Fiut, który stał mi od momentu, gdy podając jej ręcznik, zetknęliśmy się palcami, szarpnął jeszcze ostrzej. Odważnie złapałem wielki cycek, na oślep. Naparła na mnie i oparliśmy się o łóżeczko.
- Okay – powiedziała, powtarzając numer z błyskawicznym rozpinaniem koszuli. - Ale musimy być szybcy! - O to się nie bałem. Już na widok wyskakujących bomb, o mało nie było po wszystkim. Złapała mnie za ręce i ułożyła je na nich. To była cudowna, ale i ciężka próba. Znów wsunęła mi język w usta i podczas gdy ja bawiłem się sutkami, szarpała za klamrę mojego pasa.
- Chodź – szepnęła, ciągnąc mnie za łóżko. Poklepała materac, sugerując, żebym się oparł. Wykonałem posłusznie. Uporała się z paskiem i szarpnęła w dół spodnie razem z majtkami. Kucnęła. Palcem złapała lepką strużkę, ciągnącą się ze sterczącego fiuta. Popatrzyła z uznaniem i obciągnęła. Pomyślałem, że jeśli wykona jeszcze jeden ruch, strzelę jej prosto w oko. Myliłem się. Uniosła go, jakby chciała sprawdzić podwozie, przeciągnęła językiem od jajec po sam czubek, włożyła do ust, zassała i dopiero wtedy strzeliłem. Gdy to poczuła, wciągnęła go jeszcze głębiej, łapiąc mnie za pośladki. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie spuszczałem. Ciągnęła, jak szalona, przyszła mi na myśl rura od odkurzacza Lyndona Sullivana. Zanim go wypuściła, upewniła się, że wyssała co do kropli. Siny lśnił nad jej twarzą, gdy przełykała cały ładunek z uśmiechem.
- Misja wykonana – zameldowała, wciąż bawiąc się naprężonym wałem. - To było szybkie – powiedziała, figlarnie tuląc się do fiuta – ale słodkie. - Nie wiedziałem, czy był to komplement, czy drwina. - Masz ochotę na brzoskwinkę? - zapytała, rozchylając uda. Wiedziałem, co miała na myśli. Jajca drgnęły mi, na widok włosków wystających z kroku. Klęknąłem i dobrałem się do guzika.
- Tak ich nie zdejmiemy – powiedziała, wstając. Odpięła je sama i zsunęła po umięśnionych nogach.
Nie wiedziałem, że cipa ma taki zapach; Gorący, słodki i taki naturalny. Podciągnęła koronkowe majtki, odsłaniając włochatego zwierzaka. Rzuciłem się nią. Koronka gryzła mnie w usta, ja gryzłem ją. Wsadziłem rękę pod spód i ścisnąłem mokre kudły w garści.
- Ej – Syknęła rozbawiona – Odchyliła majtki na bok, wystawiając bezwstydny, różowy języczek. Złapałem go w palce. - Ssij – powiedziała, prężąc się do przodu. Posłuchałem. - Delikatnie, wariacie! - Najwyraźniej znajdywała moje pieszczoty zabawne.
- Roy! - Na dźwięk tego głosu zamarłem, rozpoznałem go od razu. Ona kucnęła przede mną. Oboje ukryci za łóżkiem, zamilkliśmy jak dzieciaki przyłapane na zabawie w doktora.
- Kto to?
- To Dug, mój wspólnik – szepnąłem, mimo wszystko gapiąc się na wielkie, sterczące cycki.
- Jest w porządku? - Mimo wszystko trzymała mnie za fujarę jakby dla zachowania równowagi.
- Jest w porządku – Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek powiem tak na temat Duga. Wiele rzeczy było u niego nie w porządku. To, że powinien być teraz w Vegas, a nie tu, nie było w porządku, ale ogólnie nie mogłem o nim powiedzieć, żeby był złym lub groźnym człowiekiem. Dostrzegłem, jak cyce jadą w górę, znów miałem przed nosem mokrego kota.
- Hej! - usłyszałem jej wesoły głos.
- Kurwa hej ! – Bez trudu wyobraziłem sobie twarz Duga Sullivana, gdy mówił te słowa. Wstałem, żeby nie wyjść na głupka, co się ukrywa. Tak jak myślałem, jego twarz, czerwona jak tej postaci z kreskówki, szykowała się do reakcji, której on sam jeszcze zupełnie nie kontrolował. - Ty mały skurwysynu... – Rozdziawił się w uśmiechu na czterdzieści osiem zębów. - Ty sprytny skurwysynu, a już myślałem, że zmyślałeś – dodał z uznaniem. Zanim do nas domaszerował, spodnie miał już rozpięte.
- Cześć – powiedział, łapiąc jeden z zachęcająco wypiętych cycków.
- Cześć – odpowiedziała mu ich właścicielka.
- Jestem Dug – dodał, wypuszczając z ust gruby sutek.
- Cześć Dug – Jej ręce już pracowały przy uwalnianiu ptaka z rozepchanych gaci. Złapała go i obciągnęła tak jak mi wcześniej.
- Ty sukinsynu ...– rzucił mi z uznaniem, gdy wzięła w rękę i mojego fiuta. Waliła nam obu. Pomyślałem, że najważniejsze było, trzymać własnego kutasa z dala od tego Duga. Gdy wsadziła sobie oba do buzi, plan upadł. Nasze chuje nie tylko ocierały się w jej ustach, ssała je naraz, pukała jednym w drugiego i chyba, gdyby mogła, zawiązałaby je w supeł z radości.
Gdy już udowodniła, że potrafi wepchnąć i jednego i drugiego do gardła, Dug zaprosił ją do nas na górę. Trzymała za kije, jakby bała się, że upadnie. Dug trzasnął klapsa w sterczące pośladki, aż stęknęła. Wprowadził ją na łóżeczko jak tygrysicę w cyrku. Też pozwoliłem sobie na klepnięcie w tyłek, gdy znalazł mi się przed nosem. Zdjęła koszulę i wypięła się jak rasowa kotka. Dug oszalał, dyndające cycki działały na niego jak magnes. Ja nie wiedziałem co robić, korzystałem z okazji i tarmosiłem wielkie półdupki. Na dłoni czułem żar mokrej cipy. Złapałem ją, a kciuk wsunął się prawie samoczynnie. Zobaczyłem, jak Dug wkłada jej w usta. Chlupocząca pod palcami pizda, była nowością, jak zresztą wszystko, co dotyczyło ruchania, ale postanowiłem, że nie dam po sobie poznać, że wstępuję na obcy mi teren. Wdrapałem się na łóżeczko, tuż za wspaniale wypiętym tyłkiem, zdecydowany zatknąć własną banderę.
Było trudniej, niż bym się tego spodziewał, no i natrudziłem się, żeby wepchnąć choćby czubeczek, mimo że pomagała mi, naciągając pośladek palcami.
- Jest super, ale może użyj tego – Ze stojaka sięgnęła buteleczkę z lawendową oliwką. - Twój rycerzyk jest duży na moją dupkę, tak z marszu. - Odkorkowałem i polałem. Zadziałało cudownie, już po chwili wchodził calutki. Z chujem Duga w ustach, stękała jak wyścigowa klacz.
- Ty jebany świrze! – Dug, czerwony jak indyk i szczęśliwy jak pijane dziecko, z kitą kasztanowych włosów w garści, bawił się jak król na imieninach. Po raz kolejny tego wieczora patrzył na mnie z uznaniem. - Wiedziałem, że lubisz trzaskać w tyłek. - wypalił, dymając jej usta. Miałem coś powiedzieć, ale jak to ze mną bywa, nie znalazłem słów tak od razu. Całe szczęście, bo zanim się odezwałem, skapowałem, o co mu chodziło.
- Jasne – przyznałem beztrosko.
- Moja kolej – Zaproponował. - Jesteś gotowa na z dupy do ust, nasza gwiazdo? - rzucił, wysuwając podrapanego, chyba zębami, chuja.
- Jestem otwarta we wszystkich kierunkach – powiedziała, jak tylko uspokoił jej się oddech.
Po moim Wacku pozostała wielka, okrągła dziura. Dug się niecierpliwił. Zszedłem z łóżeczka. Złowiony i połknięty, gdy tylko znalazłem się w zasięgu jej dłoni, patrzyłem, jak ssie, łakoma i niewyżyta. Dug zajął moje miejsce i ruszył z piskiem opon. Telepało nią jak na wertepach.
Wypuściła fleta z ust, obciągając go, aż zabolało.
- Chcę, żebyś wbił mi się w brzoskwinkę – szepnęła przez zaciśnięte zęby.
- Co?
- Chcę, żebyś zerżnął mi muszelkę – Tym razem dorzuciła uśmiech. Rzeczywiście pizda mogła kojarzyć się z różową ostrygą.
- Okej.
Wysunęła się zręcznie spod Duga i zeszła z łóżeczka. Poklepała leżankę koniuszkami palców. Zrozumiałem, że to było do mnie. Zagapiłem się w jej drżące uda. Dug, stojąc nad nami, kiwnął na mnie sterczącym chujem, jakby zacinał rybę wędziskiem.
- Dawaj mistrzu!
- Okej – bąknąłem, ale nie do końca wiedziałem co mam robić. Brak doświadczenia zszedł się w tym miejscu z brakiem wyobraźni.
- Połóż się – podpowiedziała, rysując na materacu finezyjne wzory dłonią.
- Jasne – Wskoczyłem prędko, choć widok Duga bezpośrednio nade mną, był trochę niepokojący. Ona wspięła się jeszcze sprytniej niż ja. Stanęła tyłem do Duga i nawet wygięła się, by go pocałować, gdy złapał ją za cycki. Wreszcie przysiadła, złapała mnie za chuja i powoli, zsunęła się na nim, aż cały zniknął w gęstwinie. Zapatrzony w rozchylone, uśmiechnięte usta, czułem, jak suwa się w górę i w dół, dysząc. Złapałem rozhuśtane cycki i po chwili spuściłem się znowu. Musiała to czuć, bo pochyliła się i wsunęła mi język do ust. Ślizgała się, mrucząc centymetr od mojej twarzy.
Dugowi znudziło się czekanie, złapał jej pośladki i wepchnął się na nowo. Teraz już nie mogła podskakiwać. Żeby nadal ją rżnąć, musiałem ostro pracować biodrami. Pot lał się po niej strugami. Ciężkie krople perliły się na skórze i spływały po cyckach jak po skoczni. Stękała i mruczała, na zmianę.
- Lara! - Zamarliśmy wszyscy troje, mierząc intruza.
- Ooops – Nie powiedziała nic innego, ale dodała figlarny uśmiech.
- Czy ty wiesz, która już jest godzina?! - Facet w pilotce zdawał się ignorować zupełnie fakt, że nadziewaliśmy ją obaj jak ciasteczko z kremem. - Ja ci pokażę, jak rozrywa się dupę! - rzucił, zrywając zawiązaną na szyi chustę.
- Tu akurat zajęte! – Wtrącił wesoło Dug, trzaskając dłonią w wielki pośladek. Poczułem to drżenie aż na fiucie.
To był wspaniały rok, wspaniały miesiąc i niezapomniane dni. Pominąwszy kilka laluń, które poderwałem na masaż, nigdy więcej nie robiłem tego dla pieniędzy. Mint 400 pociągnęło jeszcze kilka lat, potem wszystko padło na mordę. Podobno dziś ścigają się na nowo. Kto wie, czy komuś, przyszło do głowy otwarcie Namiotu Masażu w tych czasach.
Ja wyprowadziłem się z Vegas krótko po tym i nigdy tam już nie zaglądałem. Kto wie, czy ta brytyjska lalunia odwiedziła miasto i wyścig jeszcze kiedykolwiek.
Mnie pozostało cudowne wspomnienie i muszę przyznać, ta sprawa przysłużyła mi się względem śmiałości do kobiet i ogólnie. Rozstaliśmy się z Dugiem jako dobrzy przyjaciele. Wiem, że przeniósł się do Miami. Otworzył upragniony salon samochodowy i jeśli nie zgubiło go zamiłowanie do kobiet, to pewnie dobrze mu się wiedzie.
Od tamtego dnia, lawenda kojarzy mi się ściśle z zapachem rżniętej dupy, a dla niuń, które bywają u mnie od czasu do czasu, mam zawsze w zanadrzu buteleczkę z tą wonną oliwką.
Koniec