Maleńki

30 września 2012

Szacowany czas lektury: 12 min

Jest to mniejszy fragment dużej całości, wystarczająco samodzielny, aby przetoczyć go dla przyjemności czytelników :)
Pozdrawiam,
J&T

Oparł się lekko o konsolę pierwszego oficera, westchnął, spojrzał na sufit i wypuścił powietrze z płuc. Jak tu cicho, gdy nikt nie melduje, wydaje rozkazów ani nie odbiera nadchodzących połączeń. Jedynie parę lampek i diod migało miarowo, rozświetlając półmrok panujący w centrum dowodzenia na "Jacksonie". Te i delikatna lampa nad fotelem kapitańskim.

- Bałam się o ciebie. - Szept, ledwie słyszalny nawet w warunkach tak bezwzględnej ciszy dotarł do jego uszu. - Maleńki?

- Taki mój urok. - Wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem. - Boją się mnie, boją się o mnie, boją się mnie nie mieć, boją się mnie mieć... Paradoks, prawda?

- Przesadzasz. - Jej dłoń przeciągnęła po podłokietniku i odchyliła głowę do tyłu. - Czasami chciałabym, aby to wszystko było prostsze. Aby to było tylko snem.

- Nie miewam snów. - Odparł, powoli podchodząc do niej, kładąc dłoń na jej ręce. - Będzie dobrze. Obiecuję.

Nie odpowiedziała, tylko pochwyciła jego palce, przyciągnęła do ust i pocałowała. Poczuł wilgoć jej łez i sam przed sobą przyznał się, że jego serce też potrafi poczuć ten niemiły uścisk. Odwzajemnił jej delikatne uściśnięcie, trwając w milczeniu, jak posąg, próbując zapanować nad dziwną plątaniną myśli w głowie. Wciągnął głęboko powietrze i przesunął prawą nogę do tyłu, opadając na kolana przed nią. Otwarła szeroko oczy, zdziwiona jego zachowaniem. Nawet przez chwilę go nie puściła, nie pozwoliła sobie przymknąć powiek aby nie tracić widoku jego smutnych, zmęczonych, szarych oczu. Gdy już znajdował się przed nią w pozycji klęczącej, przyciągnął obie jej dłonie i przyłożył do swoich policzków. Zamknął oczy, pozwalając innym zmysłom przejąć kontrolę, szalone bodźce opanowały jego świadomość. Jej skóra była taka delikatna, ciepła... bezpieczna. Powietrze, którym oddychała miało smak, nie było mdłe, bezwonne. Lekki, słodki, pobudzający. Wciągnął je głęboko w płuca, napawając się tą feerią emocji płynących z otaczającego go świata. Milczał tak przez dłuższą chwilę, aż nie wytrzymał i westchnął. Dla niej był to jęk, bolesny i pełen smutku. Odruchowo pochyliła się i objęła jego głowę, przysuwając się do niego, tuląc go do swojej piersi. Nie miała odwagi nic mówić... nie teraz. Nie mogła zdobyć się na to, aby zmusić swój głos do pracy. W jej gardle zaschło, jej skórę przechodziły ciarki, gdy w głowie raz za razem odgrywała scenę, która miała miejsce ledwie wczoraj.

Daj mi swoją twarz...

Szepnęła w końcu, przyciągając jego usta do swoich. Nie, nie pozwoliła swojemu ciału przejąć kontroli nad ruchami, nie pozwoliła sobie rzucić się na niego jak wygłodniała kocica. Lekko, swobodnie zatrzymała się przy nim, przyciągając go do siebie, jakby bała się, że zaraz znowu go nie będzie. Jej nogi powędrowały pod jego ramiona, gdy dłońmi wpił się w talię. Jej palce dotykały lekko jego czoła, skroni i uszu, głaszcząc pieszczotliwie, nawet lekko zalotnie. W końcu zaczął lekko napierać, piąć się do góry, przyciskać mocniej do jej warg. Nie robił tego zachłannie... czuła, że to naprawdę naturalne. Nie było w tym nic obscenicznego, nic pożądliwego. Po prostu pragnął jej uczuć, których nie potrafiła okazać... Ze strachu! Tak, bała się tego, że ją odrzuci, obrzydzi się, stworzy lodowaty mur. Przerażało ją to, co mogło się z nimi stać. Mogła być nazwana dziwką, szmatą, psychopatką... jednak teraz to się nie liczyło. Czuła, że wszystko działo się tak, jak powinno, jej ciało wypełnił najpierw spokój, milczący i głęboki a potem zaczęło je zalewać ciepło, płynące z najgłębszych zakamarków duszy. Jej dłonie zaczęły mocniej przyciągać jego twarz do niej, jej nogi bezwiednie objęły go w pasie, wzdłuż kręgosłupa spłynął gorący, potężny deszcz odczuć. Każda komórka w jej ciele zadrżała z emocji, które przeszywały ją, mrowienie w miejscach gdzie ją dotykał nasiliło się.

W końcu musiała złapać oddech, przestała go całować i przytuliła do jego policzka, jednak trwało to zbyt krótko. Przymrużyła mocno oczy, czując jak jego usta pieszczą jej szyję, którą odsłoniła dla niego, brutalnie szarpiąc za guzik kołnierza. Jej dłoń trzęsła, się, zacisnęła mocno zęby próbując odpiąć kolejny, lecz ten opierał się jej, coraz mocniej irytując. Jego dłoń spokojnie przesunęła się wyżej i przycisnęła jej palce do gładkiego materiału munduru, pomagając odpinać kolejne zapięcia. Nie przerwał tych drobnych, delikatnych pieszczot. Dopiero teraz zrozumiała, że drugą ręką powędrował pod kurtę mundurową i wdarł się pod koszulkę, wodząc wzdłuż kręgosłupa, wzmacniając doznanie opływającego ją gorąca. Jęknęła cicho do jego ucha, zacisnęła mocno oczy i otoczyła jego szyję ramieniem, znów przyciągając go do siebie, wpijając się w jego usta. Zatrzymała na chwilę jego ruchy mocą z jaką jej wargi naciskały, wcinały się w jego ciało. Jej język nie powstrzymał się i dotknął ich, od razu otrzymując przyzwolenie i wdzierając się głębiej. Zaczął z nią tańczyć, najnormalniej w świecie tańczyć, klęcząc gdy ona siedziała, całując ją tak mocno jak tylko tego pragnęła a nawet mocniej.

Przekrzywiła głowę na bok, pozwalając mu odprężyć mięśnie karku i wyciągnąć się, oprzeć na jej ciele. Wykorzystał to, nie zgniatał jej, nie miażdżył... czuła się jakby ten świat w końcu naprawdę ją otoczył i spowił w swoje objęcia z jego ramion, z jego ust... ten świat stał się NIM! Zamruczała, nie mogąc się powstrzymać. Złapała jego dłoń i zmusiła go aby rozpiął do końca kurtę. Koszulki sam już podciągnął wyżej, jednak teraz przeszkadzał mu stanik, albo raczej trochę materii opinającej jej piersi. Nie zwrócił na to uwagi, po prostu pociągnął go mocno w dół, rozrywając zbyt słabą tkaninę aby powstrzymała go. Otwarła w końcu oczu, spoglądając na jego twarz. Był niezwykle spokojny, drążył ją swoim spojrzeniem. Uśmiechnęła się, przesuwając językiem po ustach, zbierając jego smak i delektując się nim. Bardzo, bardzo wolno zaczął się pochylać aby nareszcie pochwycić jej pierś w usta. Zatrzymał się, pozwolił jej patrzeć i napawać się widokiem. Wiedział dokładnie, że to chciała odzyskać, poczuć raz w życiu, chociażby tak spóźnione... jednak teraz tak pełne, bezwzględne i znacznie, znacznie piękniejsze. Zadrżała mocno, wypuściła z ust kolejny cichy jęk, który przeistoczył się w przeciągłe westchnienie ulgi.

Oh maleńki, mój maleńki...

Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. Nie wiedział dlaczego, jednak czuł się przy niej maleńki, potrzebujący jej, uzależniony od niej. Wtulił się mocniej w jędrne ciało, pocierając przez chwilę policzkiem o twardy jak diament szczyt i spojrzał prosto w oczy. Uśmiechnął się, skromnie, jedynie kąciki jego ust powędrowały do góry, jednak wystarczyło jej to. Za ten uśmiech mogłaby wycierpieć wszystko do końca świata i nadal miała by go przed oczyma na wieki. Oboje zadrżeli jednocześnie, wsłuchali się w bicie własnych serc i zamarli jak antyczna rzeźba w ekstatycznej, doskonałej pozie. Wiedziała co musi nastąpić. Widziała w jego oczach pragnienie ulgi, spełnienia... wyczekiwanie i niepewność. Nawet teraz odczuwał drążące jego duszę niepewne rozterki. A może to znowu jakiś plan? Może go tylko wykorzystuje?

Nie tym razem maleńki.

Mozolnym, roztargnionym ruchem wodziła wokół guzików jego munduru i rozpinała je. Nie robiła tego po kolei, bawiła się. W końcu zepchnęła materiał z jego ramion, robiąc to jak najszybciej, aby jego ręce wróciły na swoje miejsce. W międzyczasie pozbyła się opinającej jej szyję koszulki i rzuciła ją gdzie na bok, mając głęboko gdzieś co stanie się z jej czy jego rzeczami. W końcu byli półnadzy, oboje czuli to delikatne, elektryzujące uczucie, gdy najmniejsze, najdrobniejsze włoski łaskoczą ich skórę nawzajem. Stopili się w jedno, pozwalając swojej zachłanności na chwilę przejąć kontrolę. Ich dłonie wędrowały po rozgrzanych ciałach, usta nie szczędziły pocałunków i westchnień. Zapędzali się w pożądaniu, coraz głębiej i głębiej sięgając do dawno ukrytych zakamarków ich dusz. Aż w końcu, w ciągu jednej, króciutkiej sekundy przycisnęli się do siebie najmocniej jak tylko mogli, wyrzucając całe powietrze z płuc i... zatrzymali. Zastygli w swoich objęciach, otwarli oczy i spojrzeli nawzajem na siebie po raz pierwszy. Nie potrzebowali słów, przysiąg i obietnic. Wiedzieli, czuli i doznawali tak samo, razem, jak jedna istota. Jednak pozostał jeszcze jeden krok aż w końcu staną się jednością.

Sięgnął do jej pasa i rozpiął go, gdy ona zdążyła już zaprzeć się jednym butem o drugi i kopnąć go daleko. Dłońmi gwałtownie dopadła zapięcia jego spodni i pozwoliła sobie tylko odrobinę je opuścić, aby tylko go uwolnić. Tymczasem on uporał się z jej spodniami, które wylądowały pod fotelem razem z bielizną. Odepchnęła go na chwilę, zaparła się mocno dłonią o jego serce i spojrzała przed siebie, opadając na oparcie. Zamruczała jak zadowolona kotka, widząc go ten jeden raz zupełnie inaczej niż zawsze. W jej oczach był cudowny, doskonały. Co z tego, że jego ciało nosiło ślady tego co przeszedł z jej winy, że widziała pozostałości po paznokciach jego poprzednich kochanek. Ona zostawi głębsze, trwalsze, będą mu towarzyszyć do grobowej deski. Będzie ich dotykał i na zawsze zapamięta to, jak kochał ją, będzie widział jej twarz zza zamkniętych oczu, będzie słyszał jej jęki głuchy na świat. Będzie należał do niej i nikt nigdy tego nie zmieni. A on? Przekrzywił lekko głowę na bok, uśmiechnął się w ten sam sposób co wcześniej i zrozumiał, że czasami doskonałość może być pod twoim własnym nosem a ty i tak jej nie widzisz. Wypalił w swojej pamięci widok tego cudu, zapisał i zamknął w samym środku swojego serca, wiedząc, że już na zawsze jest skazany na jedno uzależnienie. Od niej. W tej chwili zdołał postanowić tylko jedno – nikt, nigdy nie wejdzie między nich. Nie będzie nikogo. A cały świat może mu naskoczyć i błagać na kolanach aby się z tego otrząsnął. Gdy przysunął się do niej, opierając o jej łono, zaczął poruszać powoli biodrami, drocząc się z jej wytrwałością.

Nie, nie wolno ci. Nie możesz.

Pokręcił głową, ani na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy. Gdy ona przybrała poważny wyraz, on postanowił perfidnie zmusić ją do poddaństwa, z każdą sekundą łamiąc kolejne bariery, jakby pozostało z nich coś więcej niż resztki i to udawane. Ona również pokręciła głową, w głębi siebie wmawiając sobie, że to on tego chce mocniej, to on musi, ona mogłaby czekać i nigdy tego nie dostać, byle wygrać. Ale te jego ruchy, to jego spojrzenie... jego zapach. On mógł. Potrafił. Nie mogła go dłużej powstrzymywać bo sama chciała tego równie mocno.

Kochaj mnie.

Zrobił to. Jej kręgosłup zamienił się w pręt rozgrzanej stali, który parzył jej ciało od środka. Jednym, płynnym i zdecydowanym ruchem zniszczył cały jej świat i postawił go na nowo, wypełniając tę pustkę w jej duszy na zawsze. Jęknęła przeciągle, aby po chwili przycisnąć go do siebie, opleść ramionami i nogami, pozwolić jego dłoniom wpić się w jej biodra... jednak nie pozwoliła mu na drugi ruch. Chciała aby to trwało, długo, aby rozkosz mogła się przeciągać. Pogłębiał ją delikatnymi, miarowymi uściśnięciami, które tylko pogłębiły doznania. W końcu zrozumiała, że nie może przeciągać tego w nieskończoność. Naparła na niego mocniej, odbiła się i pozwoliła mu cofnąć swoje biodra. Wykorzystał to bez zastanowienia, wypadł z niej prawie i posuwistym, mocarnym ruchem znowu wypełnił ziejącą w niej pustkę, wyciskając z jej ust kolejny jęk. A potem zrobił to znowu... i jeszcze raz. Aż znalazł odpowiedni rytm, opierający się na jej cichych, tłumionych westchnieniach i jękach. Odchyliła głowę mocno do tyłu, otwierając usta, jakby się dusiła. Nadmiar wrażeń był tak ogromny... Jej ciałem wstrząsnął spazm, potężny, gwałtowny, brutalny. Przydusiła go do siebie, wpijając się w usta, chłonąc go całą sobą. Już teraz wiedziała, że on też długo nie wytrzyma.

Zbyt długo czekał. Zbyt długo trzymała go w bezpiecznej odległości. Zamruczała do jego ust, dłonią powędrowała nisko i przycisnęła go do siebie mocniej, zmuszając do uwolnienia powstrzymywanych nadal pragnień. Pozwoliła mu przyspieszyć, znaleźć swoje tempo, które o dziwo i jej pasowało doskonale. Aby pokazać mu, że i jej to pasowało, wbiła lekko paznokcie w jego bark i przeciągnęła wzdłuż łopatek aż do podstawy kręgosłupa. Jednak jeszcze nie nadeszła ta chwila, gdy na zawsze uczyni go swoim. Oj nie... chociaż zbliżała się nieubłaganie. Znowu. Nie trzęsła się jak osika, mała dziewczynka, która po raz pierwszy przyjmuje swojego kochanka wewnątrz siebie, dopiero poznając swoje ciało. Wiedziała jak doprowadzić go na granicę rozkoszy, jak go przez nią przepchnąć i jak rozkoszne jest to, gdy oboje doznają tego w tej samej chwili. Na co najwyraźniej się zanosiło, ich serca uderzały tym samym rytmem, westchnienia zamieniały się w jedno, ruchy pasowały perfekcyjnie. Ona doskonale wiedziała, pomyślał. Nikt inny tak nie mógł... a może to coś innego decydowało? Oczy zakryła lekka mgła, gdy w jego świadomości wszystko zaczęło się wiązać w jedno, potężne uczucie. Świadomość grzechu, wytęsknienie, pragnienie, wdzięczność i miłość. Cholernie mocna i trwała miłość, która zalewała go jak krew. Wrzało wręcz w jego ciele, gdy uderzał z coraz większą intensywnością.

Nakręcała go coraz mocniej, zmuszając aby spoglądał wprost w jej oczy, które teraz stawały się coraz większe, przepełnione łzami i rozkoszą. A potem uderzyło. Ich taniec dotarł do punktu kulminacyjnego, oboje poczuli, że unia dokonała się. Ciało i dusza zwarły się, uwolniły nagromadzone siły i prawie eksplodowały w feerii doznań. Nie powstrzymywała już nic, krzyknęła przeciągle, oznajmiając całemu światu do czego doszło. Definitywnie, mocno, w pełni. Jej paznokcie znowu powędrowały wzdłuż jego pleców, tym razem orząc głębokie, krwawe bruzdy. Pchnął do przodu ostatni raz, uwalniając się w niej, sięgnął jej ust i pocałował. Trzymał jej wargi w żelaznym uścisku, tłumiąc krzyki, jej druga dłoń dociskała jego szyję, zmuszając go aby robił to mocniej. A on dawał jej co chciała, bez zastanowienia. Drżał, trząsł się, eksplodował. Jego palce przyciskały jej biodra jak najmocniej, byle głębiej dotarł, byle wzmocnić doznanie, które i tak go najnormalniej w świecie rozrywało od środka. Również i jego świat został ułożony na nowo, w objęciach jedynej osoby na świecie, którą kochał w tak czysty i nieskazitelny sposób. W końcu zaczął się cofać, jednak nie pozwoliła mu tak łatwo wydostać się z jej sideł. Zmusiła go aby naparł znów, korzystając z ostatków chwili, delektując się do samego końca.

Nie mógł się sprzeciwić jej rozkazowi, który był niezwykle rozkoszny. Jej dłonie rozmazały jego krew, pozwoliły jej wsiąknąć w skórę, przypieczętowując to co zrobili na zawsze. Pozwoliła mu przerwać pocałunek i cofnąć się na sekundę, aby spojrzał jej prosto w oczy. Uśmiechnęła się skromnie, jednak w pełni zadowolona. Jej palce znalazły się na jego policzku, gładząc go, tak delikatnie jak potrafi tylko spełniona kochanka. Otwarła powoli usta, jednak zamknęła je, czując uderzenie winy. Skarciła się, gdy zobaczyła grymas na jego twarzy. Znalazła w sobie tę głęboko ukrytą nutę i zagrała ją.

Kocham cię Kane.

Ten tekst odnotował 16,822 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.9/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.