Katowice-Gdańsk
22 lipca 2013
Szacowany czas lektury: 12 min
Dużo dygresji, mało seksu, na dodatek debiut. Osoby o słabych nerwach i wysublimowanym guście powinny się trzymać z daleka :).
W ostatniej chwili wpadłam do pociągu relacji Katowice-Gdańsk. Biegu nie ułatwiały mi bynajmniej sandałki na koturnie i wielka torba podróżna, którą tachałam dzielnie na ramieniu. Oby ten dzień się już skończył - pomyślałam, zaciskając zęby i szykując się do przeprawy przez przyciasnawy korytarz. Moją złotą zasadą podczas dalszych podróży było wybieranie przedziałów, w których siedziały już stateczne starsze panie, rodziny albo pary. Chociaż z tymi parami to różnie bywa, żeby nie wspomnieć chociażby o Paulu i Karli Bernardo. Tak czy inaczej dziś miałam ochotę na samotność. Tydzień w pracy wyssał ze mnie chęć kontaktu z kimkolwiek. Wszystko było za późno, źle i nie chciało mi się już nawet liczyć, ile razy dostałam po głowie za cudze błędy. Gdybym jednak miała jakiekolwiek wątpliwości scenka, która rozegrała się na moich oczach wyleczyła mnie ze wszystkich. Tuż przede mną jakaś kobieta ciągnęła za sobą rozwrzeszczane dziecko. Na oko czteroletnia dziewczynka z wyrazem dzikiej nienawiści w oczach zapierała się z całej siły nogami i nie chciała ruszyć ani o centymetr. Blokowała przy tym całe przejście. Nagle zebrała się w sobie, wrzasnęła i splunęła soczyście landrynką. Cukierek przeleciał malowniczy luk i przykleił się do czuba mojego buta. "Dzień świra" przemknęło mi przez myśl. Więcej nie potrzebowałam, zrobiłam szybki zwrot i pomaszerowałam w przeciwnym kierunku.
Wolne przedziały znalazłam dopiero na końcu ostatniego wagonu. Wybrałam ten najbardziej oddalony od innych pasażerów. Z hukiem zatrzasnęłam za sobą drzwi, zasunęłam zasłonkę, a złości starczyło mi jeszcze na wrzucenie ciężkiej torby na górną półkę. Usiadłam w rogu przy oknie i wyciągnęłam książkę. Pociąg ruszył, a ja zatopiłam się w lekturze.
Po jakimś czasie emocje i stres opadły. Z niechęcią stwierdziłam, że jak zwykle popełniłam ten sam błąd taktyczny. Do podróży znów zabrałam zbyt ambitną książkę, z tych, co to trzeba dużo myśleć, a i tak kończą się źle. Nic się nie uczę na błędach. Pociąg kołysał mną jednostajnie, właśnie jechaliśmy przez jakieś zapomniane pola i lasy. Powolutku zapadał zmrok. Zawsze lubiłam nocne podróże. Może i są mniej bezpieczne, ale czas leci jakoś tak szybciej. Zmęczona przesunęłam się do rogu między siedzeniami a oknem i oparłam ciężką już głowę o ściankę.
O czym myślałam? Jeśli mam być szczera to o seksie. Istnieje takie przeświadczenie, że kobiety o tym nie myślą, ale to kłamstwo. Chociaż z drugiej strony żyjemy w czasach artykułów z Cosmo i celebrytek z gołą dupą, znanych z tego, jakie pozycje preferują. Tak czy inaczej od półtora roku byłam singlem. Żadnych dramatycznych historii. Ot było, minęło. Nadal wysyłaliśmy sobie sms-y na święta i zdarzyło się nam nawet z dwa razy wyjść na piwo. Ale mnie wolność już ponosiła. Niestety wokół mnie panowała pustka. Zresztą to nie do końca prawda. Było trochę fajnych facetów, o których można by pomyśleć poważniej, z jednym małym "ale" - wszyscy zajęci. Mam ostry język, lubię sobie czasami poświntuszyć, tylko że w gruncie rzeczy grzeczna ze mnie dziewczyna. Cudzego nie tykam. Mój eks nazwał mnie kiedyś czule "staromodną zdzirą". Były też "ciacha". Trenowałam to i owo, więc się na nich natykałam. Większość z nich należała niestety do kategorii" dłużej niż 24h grozi trwałym uszczerbkiem psychicznym". Zresztą ja się nie nadaje do seksu bez zobowiązań. Jestem sentymentalna i zaraz się, kurwa, przywiązuje do ludzi.
Na chwilę obecną moja sytuacja nie rysowała się zbyt różowo. Bogu dzięki jakaś moc wyższa obdarzyła mnie bardzo plastyczną wyobraźnią, więc sobie radziłam. Tak jak na przykład teraz, podczas długiej i nudnej podróży nad polskie morze. Zamknęłam oczy, przeciągnęłam się po kociemu i zwizualizowałam sobie kolegę z siłowni. W sumie weszłam mu parę razy do szatni gdy był w samych slipkach. Niby wszystkiego widzieć nie widziałam, ale resztę miałam zamiar sobie dośpiewać...
***
Obudziło mnie poczucie zagrożenia. Pociąg kołysał się jednostajnie przez pustkowie. W przedziale panowała totalna ciemność. Gdy mój mózg zaczął na nowo funkcjonować, poczułam, że ktoś siedzi obok mnie. Czyjaś ręka spoczywała na moich ustach, a zimny metal wcinał mi się w szyję. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam.
- Cicho bądź, bo poderżnę ci gardło - powiedział cicho - Nie żartuje - i na dowód tego mocniej docisnął nóż.
Mówią, że w chwilach zagrożenia przed oczami człowieka przesuwa się całe życie. Mnie się nic nie przesuwało. W głowie miałam totalną pustkę. Później myśli eksplodowały milionem scenariuszy z filmów, seriali kryminalnych i wiadomości. Moje ciało wypływa po tygodniu w jeziorze. Ktoś spaceruje i natyka się na czarny worek w lesie. Albo po prostu znikam. Na zawsze. Przez kilkanaście lat moja rodzina tuła się na przemian po komisariatach, prosektoriach, wróżkach i programach o zaginionych.
- Bądź posłuszna to wyjdziesz z tego cało - wolno zsunął rękę z moich ust. To mógł być punkt zwrotny. Mogłam krzyczeć, próbować się wyrwać. Czy gdybym uciekała wbiłby mi nóż w plecy? A może od razu poderznął gardło? Czy zdążyłabym kogoś zaalarmować? Może, może, może...
Nie wiem co mi się stało. Zawsze wpisywałam się w typ fighterki, która walczy do końca. Nie byłam naiwną dziewoją. Sporo podróżowałam i nie raz znajdowałam się w sytuacjach zagrożenia. Zawsze udawało mi się jakoś wybrnąć. Ale teraz nie zrobiłam nic. Siedziałam, a właściwie w półleżałam jak skamieniała. Mój napastnik sięgnął po coś do kieszeni, nie poluzowując uchwytu noża.
- Daj ręce do tyłu. Szybko - w jego głosie było coś takiego, że posłusznie wykonałam polecenie. Nie krzyczał, właściwie szeptał mi do ucha. Gdybyśmy spotkali się w innej sytuacji powiedziałabym, że ma ładny i melodyjny głos. Tylko gdzieś z głębi przebijała lodowata nuta bezwzględności. Wolałam nie sprawdzać co się stanie jeśli nie posłucham. Poczułam jak zimne obrączki zaciskają się na moich nadgarstkach. Zakuł mnie w kajdanki! W tym momencie dopadło mnie uczucie obezwładniającej bezradności. Ze skutymi z tylu rękami, nie dobiegnę nawet do drzwi, nie mówiąc już o ich otwieraniu. Gdy ja słabłam, on rósł w siłę. Czułam, że się rozluźnia. Na chwilę odłożył nóż, słyszałam tylko szelesty i odgłos przypominający darcie materiału. Aż podskoczyłam gdy zdałam sobie sprawę z tego, że zakleja mi usta taśmą.
- Cicho - warknął. I przyciągnął mnie jednym sprawnym szarpnięciem do siebie. Byłam teraz zwrócona do niego tyłem. Jedną rękę wcisnął miedzy mój bok a siedzenie, drugą przyciskał ostrzegawczo do szyi. Jego dłoń zaczęła sunąć nieubłaganie w kierunku brzucha, szybko poradził sobie z luźną bluzką. Gdy poczułam chłodny dotyk w okolicy mostka, odruchowa próbowałam się wyrwać. Jego reakcja była błyskawiczna. Nawinął sobie moje długie włosy na dłoń i mocno szarpną głowę do tyłu. Druga powędrowała na twarz, szczelnie przysłaniając nos. Nie mogłam oddychać. Po kilkunastu sekundach każda komórka mojego ciała wołała o tlen. Próbowałam się wyswobodzić, bezskutecznie Trzymał mnie w żelaznym uchwycie. Wielcy ludzie w dramatycznych chwilach tworzą wielkie sentencje. Mnie przez głowę przeleciała tylko jedna, głupia myśl: "Kasa na aerobiki, sztuki walki i samoobrony to była kurwa wywalona w błoto". Odpływałam, wszystko wirowało, a ja byłam już jedną nogą w jakimś bliżej nieokreślonym "tam". Nie miałam siły walczyć, bezwładnie poleciałam do tylu i oparłam się o niego. Nagle się uspokoił, przeniósł rękę z mojej twarzy na gardło, a głowę pociągnął jeszcze mocniej do tyłu. Byłam na wpół przytomna.
- Nie myśl, że skoro odłożyłem nóż to możesz robić co chcesz - wyszeptał miękko i prawie czułym ruchem przygładził moje włosy, wkładając jednocześnie niesforny kosmyk za ucho. Kurwa, świr, świr jakich mało - pomyślałam. Przypomniał mi się artykuł o wyjątkowo bezczelnym typie, który zgwałconej dziewczynie pomógł się ubrać, a potem odprowadził ją do domu.
- Jeśli będziesz słuchała, wszystko będzie dobrze - delikatnie ścisnął moje gardło i dałabym sobie uciąć głowę, że pocałował czubek mojego ucha. Jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie i kontynuował to co zaczął. Jedna ręka błądziła pod bluzką, druga głaskała mnie po plecach. Swoją głowę oparł o moje ramie, tak że słyszałam jego przyspieszający oddech. Swoją drogą to idiotyczne, ale zauważyłam że ładnie pachniał. Taką czystością i odrobiną jakiś męskich perfum. Oddech też miał przyjemny, ciepły, trochę miętowy, a trochę słodki. To by było na tyle, że przestępcy to zaniedbane żule cuchnące gorzałą.
Gdy moje myśli błądziły nie wiadomo gdzie, on kontynuował dotykanie. Jak na nożownika i dusiciela robił to bardzo delikatnie. W jego ruchach i przyspieszonym oddechu było coś hipnotyzującego. Nagle zmienił taktykę. Znów chwycił mnie za włosy i mocno odgiął głowę. Poczułam palce zaciskające się na piersi ukrytej w staniku. Odruchowo jęknęłam.
- Szzzzzz - łagodnie mnie uspokoił i kontynuował. Jakoś poradził sobie jedną ręką z zapięciem i moja pierś spoczywała w jego dłoni. Już nie był delikatny, mocno ją ugniatał, bezczelnie badając każdy jej skrawek. Jednocześnie inwazję poszerzył o język, który lizał moją szyję. Gdy dotarł do płatka ucha, chwycił go w zęby i ugryzł. Taśma stłumiła mój kolejny jęk.
W między czasie docierało do mnie, że moje własne ciało zaczyna mnie zdradzać. Przyspieszony oddech, łomoczące serce i ciepło, które powoli rozlewało się we mnie - nawet sama przed sobą nie mogłam udawać, że to tylko wynik ataku i stresu. Powiem szczerze poczułam ogromny niesmak. I to nie do napastnika tylko do siebie. Wszystko w co wierzyłam właśnie rozpierdalało się w gruzy. Zawsze niemożebnie wkurwiał mnie motyw, że niby ofiara gwałtu tak naprawdę czerpie z niego przyjemność. Jak można pierdolić takie smutne kawałki? Gwałt to jedno z największych skurwysyństw, które można zrobić drugiemu człowiekowi. Nie dość, że maltretuje się czyjeś ciało to jeszcze pluje w duszę. Zawsze chciałam wierzyć, że mimo wszystko nie jesteśmy kawałkiem mięsa podporządkowanym zaspokajaniu potrzeb. Nie jestem ideałem, mam skłonność do drobnych przekrętów, ale staram się trzymać pion. Pewnych rzeczy się nie robi. A tymczasem skuta i zakneblowana w pociągu kategorii D, czułam się jak pusta, nagrzana suka.
Jeśli choć przez chwilę miałam nadzieję, że niczego nie zauważy to się myliłam.
- Mmmm, tobie się też podoba - wyszeptał a przez zdziwienie przebijała nuta zadowolenia. Jeszcze mocniej docisnął mnie do siebie, a moje skute dłonie oparły się o twarde wybrzuszenie. Nie chciałam dotykać jego erekcji, ale trzymał mnie bardzo mocno. W pewnym momencie zaczął się pieszczotliwie ocierać o moje dłonie i plecy, jednocześnie liżąc i gryząc ucho. Jedna ręką powędrowała na kolano i wsunęła się pod luźną, bawełnianą spódniczkę z falbanami. Próba zaciśnięcia ud nic nie dała, bo poradził sobie z nimi od razu. Trzeba było mu przyznać, że miał sporo siły. Czułam, że powolnym, ale zdecydowanym ruchem sunie ku górze. Zatrzymał się na koronce majtek, gładząc przez nią delikatnie wzgórek. Jak na złość żeby zrekompensować beznadziejny tydzień zafundowałam sobie mini spa. Dzięki temu do pociągu wpadłam może i spóźniona, ale za to pachnąca truskawkami z wanilią i gustownie przystrzyżona. Żałowałam właśnie, że kurwa nie jestem upocona, zarośnięta i dajmy na to w reformach. Choć czy naprawdę żałowałam? Wydawało mi się, że serce nie może już bardziej przyspieszyć, ale przyspieszało. Taśma zaś litościwe tłumiła moje jęki.
Gładzenie przestało mu chyba wystarczać, bo wsunął całą dłoń pod materiał majtek. Chwilę głaskał króciutkie włosy, by niespodziewanie przerwać i wedrzeć się we mnie palcem. Nie dało się ukryć że byłam mokra i to tak, jak nigdy w przeszłości. Miałam wrażenie, że go to zdziwiło, bo na ułamek sekundy przerwał. Poprawił uchwyt i wprost do mojego ucha cicho powiedział - Cieszę się, że cię dziś spotkałem.
Do palca dołączył kolejny i chyba jeszcze kolejny. Powoli traciłam rachubę. Jego ruchy przyspieszały - palce we mnie, dłoń ugniatająca piersi, język na mojej szyi. On też nie pozostawał obojętny. Czułam jego szybki, urywany oddech i ruchy bioder. Miałam wrażenie, że wsłuchiwał się w moje ciało i to go nakręcało. Gdy obydwoje zbliżaliśmy się już do krawędzi, nagle się wycofał. Leżałam oparta do tyłu o jego klatkę piersiową. Dyszałam ciężko na tyle, na ile pozwalały mi zakneblowane usta. Poczułam, że jego ręce manipulują za moimi plecami i po chwili usłyszałam zgrzyt rozpinanego zamka błyskawicznego. Jezus nie, dokończy to co zaczął! Zastrzyk energii, który dostałam, dał mi sił by się od niego odrobinę odsunąć. Szybo jednak złapał mnie i przysunął z powrotem do siebie.
- Nie uciekaj, nie zrobię ci nic na co byś nie miała ochotę - wydyszał mi do ucha. Wydawało mi się, że bok mojego przedramienia dotykał jego twardego penisa. To na czym skończyliśmy? - zapytał wręcz łobuzersko. I znów wróciły palce we mnie i ręka na piersiach. Gdy poczuł, że się na nowo rozgrzałam, puścił moje cycki i zaczął dotykać siebie. W pewnym momencie wszystko się zsynchronizowało - bicia serca, oddechy, palce we mnie, palce na nim. Opadałam coraz bardziej do tyłu, a on całował i lizał bok mojej twarzy, ramię, zagłębienie koło obojczyka. Napierałam na niego, wychodziłam naprzeciw ruchom i wiedziałam, że powoli zaczyna zalewać mnie pulsujące ciepło. On też to czuł, bo w pewnym momencie jęknął i przyspieszył. Nagle poczułam mocne, zwierzęce ugryzienie na karku. To przeważyło szale. Po przedramieniu spłynął mi lepki strumień. Poleciałam do tyłu. Ostatnie co pamiętam to ciepło i twardość jego klatki piersiowej, a potem zapadła ciemność...
***
Gdy otworzyłam oczy spałam sama w kąciku koło okna. Ambitna książka leżała na moich kolanach, a bagaż spokojnie spoczywał na półce naprzeciwko. Powoli wracałam do rzeczywistości. Czułam się fatalnie, jak na jakimś potwornym kacu. Bolała mnie głowa i każde włókno mięśniowe wibrowało z osobna. Powolutku zaczynałam sobie coś przypominać. Szybko przejechałam dłonią po ubraniu - wszystko na swoim miejscu. Bielizna, portfel, komórka. Moja pamięć przywołała bardzo plastyczne obrazy. Nie mogłam nic poradzić, zalał mnie rumieniec, a wyrzuty sumienia już torowały sobie drogę do mojego umysłu. Rozmyślania przerwał mi głos z megafonów - stacja Gdańsk Główny za 5 min. Zerwałam się z miejsca, zarzuciłam torbę na ramię i pobiegłam w stronę toalety. Gdy dopadłam drzwi, moim oczom ukazał się typowy widok z cyklu "syf, kiła i mogiła". Powiesiłam torbę na jakimś wystającym haku. Wyjęłam wodę mineralną i spłukałam ręce. W obrzyganym i zardzewiałym lustrze odbijała się moja wymaltretowana twarz. No maleńka to nie jest twój najlepszy dzień - powiedziałam sama do siebie. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że cały czas czuję pulsujący ból w karku i odruchowo sięgnęłam do niego ręką. Po palcami wyczułam rozgrzana i spuchnięty ślad. Co u licha. Odgarnęłam włosy i wykręciłam się tak, by go zobaczyć w lustrze. Od jasnej skóry dramatycznie odcinał się siniejący kształt ugryzienia. Kurwa, to nie były halucynacje ani chora fantazja! Znacie to powiedzenie "nogi się pode mną ugięły"? Zawsze myślałam, że to poetycka przesada, ale jednak nie. Dobrze, że chwyciłam się zasyfionej umywalki, bo wylądowałabym na podłodze toalety de lux. Nie miałam odwagi spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Z dwie minuty stałam tak ze spuszczoną głową i bielejącymi od kurczowego zaciskania kłykciami. Gdy poczułam, że pociąg zaczyna hamować, zmusiłam się by ochlapać twarz wodą. Zarzuciłam na siebie bluzę wyciągniętą z torby, naciągnęłam kaptur. Gdy pociąg się całkowicie zatrzymał, pomknęłam do wyjścia. Peron pokonałam ze spuszczoną głową. Cały czas czułam mrowienie w karku.