Gorączka czerwcowej nocy
2 listopada 2012
Szacowany czas lektury: 5 min
Tłum szalał, podczas gdy Artur energicznie posuwał Martynę od przodu.
Zewsząd dochodziły ich okrzyki. Początkowo wydawały się brzmieć chaotycznie i nieskoordynowanie, jednak po głębszym wsłuchaniu się w nie, dawało się wychwycić jednostajność i harmonię. Brzmiało to tak, jakby wszystkie gardła śpiewały jedno i to samo, bez przerwy, jak najgłośniej.
- Mówiłem ci! – Artur musiał krzyczeć Martynie prosto do ucha, by go usłyszała – Mówiłem, że będzie nas dopingował cały świat!
Martyna zaśmiała się, ale jej śmiech utonął w kanonadzie otaczających ich wrzasków. Oparła się o ścianę pomieszczenia, w którym się znajdowali. Wrażenie rzeczywiście było niesamowite. Jakże cudownie było wyobrażać sobie, że wszyscy ci ludzie rzeczywiście krzyczą na ich cześć, że dopingują ich do dalszego działania. Wydawało jej się, że wręcz muszą się dostosować do całego tego tłumu, że w obecnej sytuacji nie mają prawa pozwolić sobie na powolne i delikatne pieszczoty. Musieli działać szybko i zdecydowanie, poniekąd w rytm wyznaczany przez śpiew wszystkich tych gardeł. Bo, pomimo zwielokrotniającego się wokół echa, coraz wyraźniej można było usłyszeć niosącą się pieśń.
Nawet się nie rozebrali. Artur po prostu zamknął za nimi drzwi, a następnie przycisnął swoją kochankę do ściany, po czym zerwał z niej spodnie i majtki, by po chwili wbić się w nią będącym tego wieczora w stanie permanentnej gotowości fiutem. Pchał się w głodną jego obecności szparkę całą siłą, na jaką było go stać, a targające nim emocje tylko pobudzały go do działania. Czuł, że nie potrwa to długo; poziom naładowania adrenaliną osiągnął w nim dzisiaj stan ekstremum.
Martyna nie słyszała nawet charakterystycznego odgłosu obijającej się raz po raz o cipkę moszny. Odnosiła wrażenie, jakby ktoś wyłączył dźwięk, czy raczej: zastąpił go otaczającym ich ogłuszającym akompaniamentem.
Spojrzała na twarz kochanka, wyrażającą wszystkie możliwe uczucia świata. Chociaż wydawało się to niemożliwe, Artur chyba wyindywidualizował się z rozentuzjazmowanego tłumu i zamknął cały swój świat do ich ciał. A może i tylko do swojego. Nawet nie patrzył jej w oczy, wzrok miał skierowany w dół, jakby chciał na bieżąco kontrolować sytuację.
Lekko czerwony z wysiłku i emocji na twarzy obejmował ją w pasie i naciskał na siebie coraz mocniej. Kobieta jęczała w miarę narastającej przyjemności, ale on nawet tego nie słyszał. Przesunął natomiast jedną rękę ku piersiom, drugą skierowawszy na pupę, by być w posiadaniu wszystkich erogennych części ciała kochanki. Ona zaś wychyliła się do przodu, uchwyciwszy głowę skierowała ją ku sobie – i złożyła na jego ustach gorący pocałunek, wpychając mu język do gardła. Tkwili w tej pozycji przez parę chwil, coraz bardziej podniecając się wzajemnie; wydawało im się, że nawet donośność krzyku tłumu zwiększała się z każdą chwilą, dostosowując się do kumulujących się w nich doznań.
Finał nadszedł bardzo szybko, tak jak szybkie było całe ich zbliżenie. Artur wysunął się z Martyny, przeczuwając nadchodzący wytrysk (zrobił to tak szybko i gwałtownie, że wpadł na ścianę za sobą, a w dodatku prawie spadł mu kapelusz), wykonał jeszcze kilka pomocniczych ruchów ręką, skierował prącie w inną stronę – i już wystrzelił strumieniem spermy, z intensywnością jaką nie pamiętał od lat. Miał wrażenie, że razem z nasieniem opuszcza jego ciało adrenalina, którą czuł cały dzień, która władała nim przez te wszystkie godziny, od poranka aż do teraz, a której nie miał wcześniejszej możliwości uwolnić. Teraz wszystko to rekompensował sobie, zalewając jedną ze ścian. Nie pamiętał, by popełnił cokolwiek podobnego w swym dotychczasowym życiu. Martyna patrzyła z uśmiechem, jak stojący przed nią mężczyzna pozostawia po sobie dowody ich obecności; wyglądał na spełnionego i szczęśliwego.
Oparł się, już spokojniej, o ścianę za sobą i zaczął wycierać swoją męskość, jednocześnie krzycząc przekrzykując tłum do Martyny:
- To się nazywa tworzyć przyszłość razem!
Obydwoje się roześmiali. Artur skończył swój mały higieniczny zabieg, po czym rozpoczęli wciąganie spodni. Martyna dodała:
- Tworzyć przyszłość razem, w niekończące się... – urwała, gdyż w tym momencie nastąpiła eksplozja. Wybuch. To tłum wyrzucił z siebie okrzyk radości, najsilniejszy od siedemnastu minut, powodujący, że budynek wokół nich wręcz zadrżał w posadach. Popatrzyli po sobie – ... lato... – dokończyła cicho, tak że Artur mógł domyśleć się ostatniego słowa tylko z ruchu jej ust. Przez chwilę stali niczym zamurowani... po czym rzucili się w pośpiechu do drzwi.
- Jasna cholera! Nie widzieliśmy! – wykrzyknął Artur, gdy wystrzelili z zajmowanej przez siebie kabiny jak z procy, znajdując się we wspólnej części toalety. Natychmiast pobiegli ku wyjściu z niej, mijając po drodze mężczyznę stojącego przy pisuarze.
- Szlaaag! Akurat teraz! – krzyczał. Zdecydowanie widok mężczyzny i kobiety opuszczających wspólnie kabinę w toalecie był dla niego dużo mniej istotny niż powód eksplozji radości tłumu.
- Współczujemy! Prędko! – Martyna pierwsza dopadła drzwi wyjściowych. Po ich otwarciu, intensywność krzyku tłumu zwiększyła się jeszcze bardziej, niemalże zwalając ich z nóg. Ruszyli po betonowych schodach w górę, jak najszybciej. Było duszno, ale nie zwracali na to uwagi; przeskakiwali po kilka stopni, tak że dziewczynie prawie spadł szalik.
Wreszcie znaleźli się u szczytu schodów; przystanęli na chwilę, pozbywając się zadyszki. Skierowali wzrok przed siebie, gdzie rozpościerało się biało-czerwone, pięćdziesięciopięciotysięczne morze, wrzeszczące ile sił w płucach. Artur i Martyna patrzyli w górę, na ogromny zawieszony pod dachem telebim, pokazujący twarz znanego im doskonale czarnowłosego dwudziestoczterolatka...
- Udało się! Udało! – to jakiś mężczyzna z ich sektora obejmował właśnie w przepływie uniesienia Artura tak, jakby był jego najlepszym przyjacielem, jakby znali się od lat – Mówiłem! – kontynuował, a Artur kiwał głową z uśmiechem – mówiłem że kto, jak nie on! On nas poprowadzi do zwycięstwa! – wykrzyczał ze łzami w oczach ze szczęścia. Puścił Artura i zwrócił się do osób siedzących najbliżej – Luuudzie!
Kilkadziesiąt osób spojrzało w jego stronę, słysząc wołanie.
- Polska! – wykrzyknął mężczyzna.
- JEDEN! – odkrzyknął chóralnie tłum, do którego dołączyli Artur i Martyna.
- Grecja!
- ZERO!
- I koko Euro spoko! – dodała, nachylając się do ucha Artura Martyna, który, słysząc jej słowa, roześmiał się wniebogłosy.
brak komentarzy