Fatum

6 sierpnia 2014

Szacowany czas lektury: 12 min

Wiedziała, że na końcu drogi go zobaczy, jak każda istota w agonii. Spojrzy wprost w przerażające oczy, tuż przed przeniknięciem przez niego i odejściem.

Pamiętała te oczy, najbardziej przerażające i najpiękniejsze, jakie widziała w całym swoim życiu, niezmienne od lat. Od momentu, którym połączono ich losy, nie dając im prawa sprzeciwu.

Ale, czy na pewno? Przecież każda wędrówka zaczyna się od pierwszego kroku postawionego na drodze, a każde losy są sumą podjętych decyzji i impulsów. Tak też zaczęła się ich wspólna droga, od impulsu, od pierwszego kroku, od nagłej, nieprzemyślanej decyzji. Nie zostali stworzeni do życia, które im narzucono. To czyniło ich podobnymi do ludzi. Ludzi, których on nienawidził.

Doskonale pamiętała noc, kiedy to wszystko się zaczęło. Ona i jej podobni zostali przywołani na Równinę. Niebo usiewały roje gwiazd, teraz ich już prawie nie widać, niektóre zgasły bezpowrotnie inne przyćmiewają światła miast. Powietrze było ciężkie prawie czuć było wzbierającą w nim energie, która zdawała się lada chwila eksplodować. Stali nieruchomo w kręgu, jak posągi i obserwowali jedno z najważniejszych wydarzeń, jakie miały miejsce po Wojnach. Białe, długie szaty migotały w ciemnościach, unosząc się przy najdrobniejszym ruchu powietrza.

Nawet teraz, gdy nieznośny ból palił jej ciało, czuła zapach tamtego powietrza, to jak było ciepłe i lepkie, jak inne od każdego, którym od tamtej nocy oddychała. Pamiętała błysk i huk potężnej błyskawicy, która rozdarła niebo, przyćmiła gwiazdy, gdy on spadał. Kiedy runął na ziemie, gdy tumany pyłu opadły ukazując ciemną sylwetkę, kazano mu okazać skruchę lub ślepe posłuszeństwo.

Patrzyła na jego potężne ciało, gdy unosił się z ziemi, czuła dreszcz, który przechodził całe ciało, kiedy on patrzył wściekły i pokonany na zebranych. Podziwiała zawartą w nim siłę, która pomimo okazanego mu poniżenia, nie wydawała się malec. Widziała mięśnie grające pod jego obnażoną skórą, gdy podnosił się z kolan i chwiejnie stawał na nogach, tak do tego nie przyzwyczajony. Wciągnęła głęboko powietrze zastygając w niemym zachwycie dla tej istoty.

Wtedy narodził się impuls, wtedy postawiła pierwszy krok, a on wyciągnął rękę w jej kierunku, przypieczętowując ich los.

Kolejne ostrze przebiło ciało, zanurzając się głęboko, tnąc tkankę i żyły, dochodząc do kości. Zawyła z bólu.

To umieranie, to cholernie trudna sprawa - pomyślała zagryzając wargi.

Myślała o jego palcach, które błądziły po jej ciele, gładziły kruche nadgarstki, potrafiły kilkoma ruchami przyprawić ją o drżenie. Zupełnie jak wtedy gdy pierwszy raz jej dotknął, gdy ujął jej dłonie zarzucając sobie na szyje... Wtedy gdy zabrał ją z Równiny i poszybował przed siebie, na zawsze wydzierając z kręgu.

Zostali wtedy naznaczeni, rozkazano podążać im jedna droga. Marionetki, które grają tak jak bogowie pociągną za sznurki. Często zastanawiała się czy to wszystko było zamierzone, czy byli częścią Wielkiego Planu. Każdy plan potrzebuje istot, które bez skrupułów wypełnią powierzone im zadanie i on taki był.

Potrafił w ciągu godziny, obrócić w proch miasto, a ona patrzyła na to beznamiętnie katalogując ilość uchodzących dusz spod jego reki i miecza.

Widziała upadek Babilonu, Sodomy i Gomory, Kartaginy i wielki pożar Londynu. Stała z boku patrząc jak on wykonuje wole Najwyższego i Upadłego, tego samego przeciw któremu się zbuntował i tego, który pozwolił mu istnieć, gdy wybrał ją, zamiast niego.

Pozwolono im istnieć, inaczej nie mogłaby tego nazwać. Nie zostali jak ludzie zrodzeni, zostali stworzeni u Zarania. Więc istnieli, patrząc jak ludzie toczą kolejne wojny, jak powstają nowe państwa i jak upadają, jak religie rodzą się i umierają, i jak ludzie coraz bardziej zapominają, co znaczy wierzyć. A gdy ludzie coraz mniej wierzyli, kiedy pojawili się ci, którzy swoim bestialstwem zawstydzili nawet Upadłego, dano im spokój, po paru tysiącach lat, po prostu stwierdzono, że są bezużyteczni. Nie odebrano im istnienia, nie odebrano im mocy, zapomniano ich. A to, w tej chwili było najgorsze, co mogło im się przytrafić.

Od kilku lat usiłowała go odnaleźć i pomimo mocy, pomimo fatum, które nad nimi ciążyło, nie udało się. Aż wreszcie postanowiła złapać się ostatniej istniejącej możliwości, doprowadzić się na skraj śmierci i stanąć z nim twarzą w twarz.

Następne ostrze przecięło jej tętnice. Lepkim strumieniem potoczyła się krew, zalewając jej udo, była prawie tak ciepła jak jego dłoń, gdy gładził jaj skórę. Ból pozostał, jednak rana zaczęła się już zasklepiać.

- Cholernie trudno jest umierać, nie mogąc umrzeć... - wyszeptała do kobiety ubranej w błękitną letnią sukienkę upstrzona plamami krwi. - Musisz, spuścić ze mnie jak najwięcej, zanim się zregeneruje.

- Pomyśleć, że to wszystko dla demona - powiedziała kobieta i jednym szybkim ruchem rozcięła żyły dziewczyny na nadgarstku, pozostawiając ostrze w ranie.

- On nie jest demonem...

- Aniołem też nie - upomniała ją.

- Aniołem też nie... - mruknęła, a jej oczy powoli zasnuły się mgła.

- Tamaro, on cie opuścił, zrobił to przeszło siedemdziesiąt lat temu dziecko i nawet nie dał znaku, ze żyje...

- On nigdy nie może mnie opuścić, zawsze się znajdziemy, to fatum nadal działa, pomimo że bogowie nas zostawili - syknęła przez zaciśnięte zęby.

- Może już nie żyć...

- Nie może, bo ja żyje - zaprzeczyła czując jak uchodzą z niej siły. - Drugi nadgarstek, proszę.

- Jesteś szalona!

- To Oni są szaleni, pozwalając nam istnieć.

Podobno, gdy się umiera, widzi się światło. Tamara zobaczyła jego oczy, te same, żywe, przerażające, a zarazem piękne oczy, których tak bali się śmiertelni. Prowadziły ją, a ona odrętwiała podążała za ich blaskiem, jak ćma do światła lampy. Ich blask kusił. Powoli z mroku wyłaniała się jego twarz, inna niż zapamiętała, szara, wychudła, przypominająca maskę. Zmusiła się, by oderwać od niej wzrok. Rozejrzała się po pomieszczeniu.

Wielka sala przypominała stare, nadal czynne laboratorium, jakby ktoś przed chwila je opuścił zostawiając wszystko włączone. Ciało mężczyzny było spętane łańcuchami, a dłonie i nogi zakute w kajdany. Rozpoznała je, sama je stworzyła. Zasyczała, ze złości, wiedziała, gdzie się znajduje. Była zła na siebie, przez cały ten czas, był tak blisko, wręcz pod jej nosem. Powinna się domyśleć, zwalanie tego na kłąb czasów największej rzezi jaką widział świat, wcale jej nie usprawiedliwiało. Cholerni ludzie i ich dążenie do nieśmiertelności, eksperymenty wychodzące poza wszelkie granice przyzwoitości. Wyciągnęła dłoń by dotknąć więźnia. Jego oczy rozżarzyły się błękitem.

- Sa'elu wytrzymaj jeszcze chwile, przyjdę po ciebie – wyszeptała.

- Nie możesz ingerować w losy śmiertelnych, Tamaro.

- Mogę ingerować w twoje losy - szepnęła rozpływając się w powietrzu.

Ciężkie wrota zaskrzypiały, gdy do sali wszedł człowiek. Jego wzrok padł na więźnia i na wpatrzone w niego rozżarzone błękitem oczy. Mężczyzna odruchowo przełknął ślinę i wyprostował się. Jego włosy były lekko przyprószone siwizna, a dłonie usiane siateczka niebieskich żył. Było w nim coś demonicznego. Oszczędność ruchów, długi poszarzały fartuch, który miał na sobie, wydawał się jakby zawieszony na wieszaku.

- Widzę, że się przebudziłeś demonie, czyżby coś miało się wydarzyć na tym nieszczęsnym świecie? - powiedział kpiąco.

- Umrzesz... a wtedy twoja dusza będzie moja, sam strącę ją do ostatniego kręgu Gehenny.

- Od wielu lat żywię się twoja krwią, kto niby miałby mnie zabić? - uniósł brew, gdy zauważył wykrzywiona pogardą twarz Sa'ela. Przez chwile mierzyli się wzrokiem, następnie mężczyzna jak gdyby nigdy nic wrócił do przerwanych zajęć.

Jej ciało się zregenerowało i przywołało dusze z powrotem. Usiadła spuszczając nogi z przesiąkniętego krwią łóżka. Na samo wypomnienie Sa'ela miała ochotę obrócić pół świata w proch. Tylko jedna istota miała prawo ich uwięzić i tylko ona mogła uwięzić Sa'ela na wydany rozkaz.

Kobieta w niebieskiej sukience pogładziła ją z matczyną troską po włosach.

- Tamaro?

- Muszę iść Ewo, to jest silniejsze, rozumiesz? Muszę iść - powtórzyła.

Ręka Ewy zawisła w powietrzu, w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą siedziała Tamara.

- Czy tak chcecie ich zgładzić? - kobieta rzuciła ciche pytanie w przestrzeń.

- To, czy zginą zależy od nich samych. - Usłyszała chrapliwy głos, od którego przeszły ją ciarki.

Wielka sala była zimna, znajdowała się dziesiątki metrów pod ziemią. Nie było to jednak przeszkodą. Tamara pojawiła się dokładnie przy Sa'elu.

Wyczuł ją, pachniała wiatrem, deszczem i krwią, jej krwią. Przytuliła głowę do piersi mężczyzny, a szczupłe palce zacisnęły się wokół metalu skuwającego jego ciało.

Nie chciała otworzyć kajdan, chciała je zniszczyć, przeklinała dzień, w którym je stworzyła. Metal rozżarzył się ogniem i z brzękiem opadł na posadzkę, krusząc się na tysiące części.

Dłońmi powiodła po ramionach mężczyzny.

- Jestem.

Ustami dotknęła jego ust.

Poczuła jego dłonie zaciskające się na ciele, unoszące ją w górę. Odrzuciła na bok głowę odsłaniając szyje.

- Jesteś słaby... - wyszeptała.

Objęła go mocniej. Dotknął językiem szyi Tamary i w tym samym miejscu trysnęła krew. Jęknęła. Czuła jak jego ciało wraca do dawnej postaci, jak staje się znowu ciepłe i silne, jak gorący policzek ociera się o jej ramie.

- Sa'elu... wystarczy. - Wplotła palce w jego włosy i odciągnęła głowę.

Znowu poszukał jej ust. Wdarł się w nie językiem. Smakował jej krwią. Dłońmi podciągnął tunikę, złapał nogi i oplótł wokół bioder. Poczuła jak zanurza się w niej. Ciało Tamary naprężyło się, a z ust wyrwał się jęk. Czuła go, był tak blisko, tak osiągalny, po tylu latach. Poruszyła się chcąc poczuć go głębiej. Znów czuła dreszcz rozchodzący się od palców stóp, biegnący coraz wyżej. Lokujący się gdzieś w podbrzuszu. Tak chciała go, chciała znowu poczuć jak bierze ją centymetr po centymetrze. Jak zagłębia się w jej ciele. Opadł na kolana pociągając kobietę za sobą. Trzymał ją mocno, wchodząc coraz głębiej. Jego dłonie objęły piersi, zaciskając się na nich, bolało. Jednak ten ból w połączeniu z tym jak wchodził w nią tylko ją podniecił. Objęła go mocniej dociskając biodra do siebie. Zagryzła wargi by nie krzyknąć.

Sa'el czuł jak bardzo jest wilgotna, jak porusza się starając dostosować do jego rytmu. Wsunął dłoń pomiędzy nich i znalazł twarda łechtaczkę. Tamara jęknęła. Niech krzyczy, teraz jesteśmy bezpieczni, teraz już nic nam się nie może stać. Uniósł ją nad ziemie, czuła jak pulsuje w niej. Chciała jeszcze, chciała go w swoim łóżku, gdzie nikt nie mógłby na nich patrzeć. W ustach czuła jego smak. Oblizała wargi. Nie chciała żeby skończył w niej. Chciała go posmakować, leniwie, nie spiesząc się, sprawiając mu przyjemność. Oblizała wargi.

- Chodźmy stąd... - szepnęła zaciskając palce na jego ramionach, gdy przygniótł ją do zimnej posadzki.

- Jakież to pierwotne, interesujące, wręcz duchowe! - głos mężczyzny odbił się echem w pomieszczeniu.

Sa'el jednym ruchem schował kobietę za swoimi plecami.

- Obiecałem ci człowieku, że sam cie zabiję i odprowadzę twoją duszę do ostatniego kręgu Gehenny... - wysyczał podrywając się do skoku i już po chwili stał z mężczyzna twarzą w twarz.

- Twoja krew, czyni mnie nieśmiertelnym!- zaśmiał mu się w twarz.

- Moja krew, jedynie wydłuża twój żywot, poza każde prawo rządzące tym światem! - Oczy Sa'ela zapłonęły niebieskim blaskiem. - Zostałem strącony przez nienawiść, do takich jak ty - mówił beznamiętnie, a człowieka ogarnął strach. Jego źrenice rozwarły się w niemym przerażeniu. Z boku widział drobną kobietę o kasztanowych kręconych włosach, odzianą w biała tunikę z nieznanej mu materii, tą samą, która jeszcze przed chwilą leżała pod demonem wijąc się z rozkoszy.

Rozłożyła dłoń i pojawił się w niej długi zwój pergaminu. Stała nieruchomo, bacznie im się przyglądając, wydała mu się równie nieruchoma i majestatyczna jak posąg.

- Jesteś gotowa Obserwatorko? - Sa'el zadał pytanie, a w dłoni kobiety pojawiło się pióro z czystego światła, a oczy zasnuła biała mgła.

- Dusza milion osiemset dwudziesta druga, za pogwałcenie praw Najwyższego i Upadłego, ma zostać odprowadzona na Równiny, gdzie Trybunał zdecyduje o jej unicestwieniu. Oskarżona o żywienie się święta krwią Strąconego, krwią Upadłych, krwią i ciałem ludzi - oznajmiła metalicznym głosem, a zwój z łoskotem zwinął się i zniknął.

Sa'el uniósł pięść i wbił w pierś mężczyzny. Poczuł pulsowanie serca, zacisnął na nim palce i płynnym ruchem wyrwał z ciała człowieka, ten osunął się na kolana i upadł. Widzieli jak Boska Cząstka unosi się z truchła, w panice usiłuje przeniknąć ciało Strąconego, by jak każda inna dusza udać się w Zaświaty. Jednak Sa'el pochwycił ją, wzbił się w powietrze pierwszy raz od siedemdziesięciu lat przemierzając z łoskotem skrzydeł niebo. Ryk jaki wydobył się, z jego piersi roznosił się daleko poza oceany, kontynenty aż dotarł na Równinę. Powodując, że świat na chwile zamarł.

Rozwścieczony wylądował przed Trybunałem i cisnął dusze w piach.

- Twoje zadanie skończone, możesz odejść, wezwiemy cię, gdy nadejdzie pora.

Popatrzył złowrogo na sędziów i ponownie wzbił się do lotu. Przeklęci bogowie, którzy odbierają mu radość z zemsty. Niezadowolony zatoczył kilka kół ponad Równiną obwieszczając wszem i wobec swój powrót.

Stała nad martwym ciałem mężczyzny, który więził Sa'ela ponad siedemdziesiąt lat. Odebrano im możliwość zemsty. Ze złością splunęła na zmasakrowane ciało.

Nagle coś w nią uderzyło, porwało w powietrze i wyrwało z sali. Przecinali niebo, szybując wysoko. Czuła ramiona Sa'ela zaciskające się wokół niej, prawie łamiące kości i równie nagle jak wzbili się w powietrze opadli. Rozpoznała to miejsce, nie byli tu od czasu Strącenia.

Położył ją na trawie, podciągnął tunikę, zdecydowanym gestem rozchylił nogi układając się pomiędzy nimi. Poczuł jak oplata go nogami, jak wilgotna ociera się o jego ciało. Kusiła. Językiem dotknął szyi Tamary i natychmiast zlizał krople krwi, które pojawiły się w tym miejscu. Przygarnęła go, nie pozwalając by oderwał usta. Przesunęła dłońmi po plecach ciesząc się ciepłem skóry. Czuł jak jej piersi ocierają się o jego tors, jak twarde sutki drażnią skórę przebijając się przez materiał tuniki.

- Sa'elu...

Szarpnął materiał, zrywając go z jej ciała, dłonią objął pierś. Uniósł biodra Tamary i wszedł w nią. Mocniej zacisnęła palce na jego ramionach, prawie przebijając skórę. Otworzyła oczy wpatrując się w niebo ponad nimi, wiedziała, że im się przyglądają. Oplotła go ciaśniej nogami, ustami poszukała jego ust. Zanurzał się w niej coraz szybciej, coraz głębiej, czuła go, czuła to jak bardzo był wściekły i szczęśliwy.

- To chcieliście zobaczyć? - pomyślała. Odrzuciła ręce do tyłu kurczowo chwytając trawę, wypinając piersi do przodu. W tym samym momencie poczuła język i zęby drażniące sutek.

Nie chciała by ich widzieli, to była ich chwila, teraz w tym miejscu. Znaleźli się. Fatum zadziałało. Ale czy na pewno nadal to było fatum? Tęskniła za nim, odchodziła od zmysłów nie mogąc odnaleźć Sa'ela. Teraz byli tu, gdzie to wszystko się zaczęło. Gdzie postawili pierwszy krok. Już nie chciała się kontrolować, było jej wszystko jedno, niech patrzą, niech podziwiają, poruszyła się nabijając mocniej na niego. Czuła jak wchodzi w nią twardy i gorący, jak jej uda wilgotnieją coraz bardziej.

Oddech Tamary stawał się coraz szybszy, z ust wydobywały się jęki, w końcu jej ciało zadrżało i zapulsowało, Sa'el pchnął jeszcze kilka razy. Usłyszała łoskot rozkładanych skrzydeł i zobaczyła je przesłaniające niebo ponad nimi, ukrył gwiazdy przed jej wzrokiem i ją przed wzrokiem tych, którzy bez słowa na nich patrzyli. Poczuła jak ciałem mężczyzny wstrząsa dreszcz, z ust wydobył się przeciągły jęk, który rozniósł się ponad Równiną.

- Jesteś - szepnął opadając na nią.

Ten tekst odnotował 19,975 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.85/10 (39 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.