Fast food dla zombie
26 kwietnia 2015
Szacowany czas lektury: 16 min
Biblioteka miała co najmniej cztery metry wysokości. Pod ścianami stały metalowe regały, półki wykonano z grubych desek. Księgi stały długimi rzędami.
Katarzyna rozejrzała się. Przypomniała jej się tajna biblioteka cadyka, którą oglądała kiedyś w Krakowie. Ten księgozbiór wyglądał na co najmniej trzykrotnie większy. A wartość ksiąg? Mogła się tylko domyślać, ile absolutnie unikatowych dzieł stoi na prawo i lewo wąskiego przejścia. Wyciągnęła z podręcznej torby latarkę w celu zobaczenia większej ilości szczegółów, ponieważ oczy miała nieprzystosowane do patrzenia w takiej ciemności. Światło wydobyło z mroku złocenia i finezyjne okucia. Zafascynowana obserwowała, jak załamuje się na rzeźbieniach okładek, tworząc wzory, na widok których rozdziawiła szeroko usta. Towarzyszka upomniała ją szeptem, jakby ktoś miał je tam nakryć i obie nerwowo zachichotały.
Przeszły do dużej sali. Jej ściany także zabudowano regałami, pośrodku pozostawiając stoły. Katarzyna z zachwytem patrzyła na księgozbiór. Grzbiety były szerokie i wąskie, oprawione bogato lub w surową skórę. Z okuciami i bez okuć. Z zapięciami i bez zapięć. Niektóre tomy, zapewne te najcenniejsze, przykuto łańcuchami. Nieliczne dodatkowo zabezpieczono zamkami i kowalskiej roboty kłódkami, by nikt niepowołany nie mógł zapoznać się z ich treścią. Kobieta podejrzewała, że księga, po którą przybyły, będzie zapieczętowana w podobny sposób. Musiały obmyślić plan, jak - po pierwsze - ją znaleźć w tym kilkutysięcznym zbiorze, a – po drugie – w jaki sposób poradzić sobie z zabezpieczeniem.
Chrzęst zamka w drzwiach usytuowanych na końcu komnaty sprawił, że obie kobiety aż podskoczyły z wrażenia. Starając się zachować zimną krew, czym prędzej wcisnęły się pod najbliższy stół, przyjmując dość groteskowe pozy, jakby pokurczonych gargulców. Po drugiej stronie drzwi ktoś podejmował niesamowite wysiłki, by jednak je otworzyć. Najwidoczniej mu nie szło, ponieważ Katarzynie i jej towarzyszce zaczęły cierpnąć już kończyny od przyjęcia niewygodnych pozycji. I kiedy zaczynały tracić nadzieje, że kimkolwiek włamywacz by nie był i czy kiedykolwiek poradzi sobie z zamkiem, drzwi ustąpiły z niemożliwym do zniesienia dla uszu metalowym zgrzytem.
Kobietom zdawać się mogło, że ta chwila trwała wieczność, jednak najadły się prawdziwego strachu. Jeśli do tej pory go nie odczuwały, włamując się do biblioteki, to przed spotkaniem z przybyszem ich obawy urosły do niebotycznych rozmiarów.
Z ich pozycji, siedząc, a raczej półklęcząc pod stołem, mogły jedynie oglądać stopy nieznajomego, obutego w dość drogie, skórzane obuwie. Dojrzały jeszcze nogawki dobrze skrojonego garnituru i... nic poza tym.
Nowo przybyły intruz podszedł do ściany i najwidoczniej czegoś szukał po omacku. Pod nosem zaczął coś nucić. Nie przeszkadzała mu obecność dwóch kobiet, o których nie miał jeszcze pojęcia.
Odchrząknął.
- Jest!
W sali rozbłysło jasne światło.
Rozejrzał się nerwowo i niepewnie, oczekując wylatującej znienacka armii strażników lub chociaż jednego bibliotekarza śpiącego gdzieś w kącie, któremu zakłóciłby drzemkę. Nic jednak się nie wydarzyło. Odczekał jeszcze sekundę i z błyskiem w oku popatrzył na robiący wrażenie księgozbiór.
Księga Umarłych, po którą tu przybył, była teraz w zasięgu jego ręki. Wystarczyło dokładnie poszukać... antyczne zapiski pomogą mu odczynić klątwę. Uśmiechnął się pod nosem do własnych myśli. Jeśli miałby możliwość, dziękowałby przodkom, że chciało im się parać czarną magią i całym tym tałatajstwem. Gdyby nie oni, kto wie... dzisiejsze pokolenia zajmują się tylko tym, co potrafią wyjaśnić za pomocą formułek z fizyki i obliczeń matematycznych. Gdy coś jest na tyle szalone, że ludzie nie potrafią tego pojąć lub się boją, po prostu to odrzucają.
Mężczyzna podszedł do regałów. Kiedy przyjrzał im się dokładniej, ujrzał, że do niektórych z nich przybite były małe deseczki z wyrytymi ręcznie datami. Mógł przypuszczać, że chodziło o datę spisania ksiąg, a to ułatwiałoby mu zadanie. Przeszedł wzdłuż półek, im bardziej w głąb, tym starsze zdawały się być zbiory.
Spodziewał się, że ów księga będzie zabezpieczona dodatkowo łańcuchem, jednak to był najmniejszy problem. Słyszał, że aby ją odczytać, trzeba począć nowe życie. Skąd on, do cholery, wytrzaśnie sobie kobietę do tego?! Z jego obecnym wyglądem żadna by go nie chciała. Chyba, że byłoby bardzo ciemno. Możliwe, że mógłby użyć sztuczki z rzuceniem iluzji, jakby się mocno postarał. Jednak miał wątpliwości także i co do tego. Działało to tylko tymczasowo, zmieniając jego wygląd, dopóki skupiał się, żeby to robić. Podczas... wiadomo czego, mógłby zapomnieć. Odbywając stosunek cała jego koncentracja pewnie ległaby w gruzach. Z ogromnym hukiem.
Przebiegał palcami po grzbietach zapomnianych ksiąg, próbując znaleźć dalszą wskazówkę, co do sposobu ułożenia. Jednocześnie uwalniał je od warstewki pokrywającego ich kurzu. Kiedy ogrom pyłków unoszących się w powietrzu był już tak wielki, że dopadł nawet kobiety całkowicie zdrętwiałe pod stołem, Katarzyna nie mogła pohamować chęci i siarczyście kichnęła.
Spojrzały po sobie przestraszone. Próbowały w pośpiechu wyplątać się z niewygodnych pozycji, były tak ścierpnięte, że początkowo nie wiedziały, jak się za to zabrać. Katarzyna, wyrywając jedną nogę siłą spośród plątaniny ciał, którą utworzyły, poleciała z impetem do tyłu, uderzając się głową o parkiet.
Była wolna.
Mężczyzna warknął.
Kobiety wymieniły spojrzenia. Taki dźwięk wydobywający się z gardła obcego nie wróżył zapewne niczego dobrego. Strach zaczął malować się na ich twarzach.
Próbowała wstać, ponieważ zbliżał się do niej. Nie wiedząc, jakie ma zamiary, równie dobrze mogła tak leżeć i czekać na zjedzenie. Pokręciła głową na znak dezaprobaty dla własnych myśli. Nie była jedzeniem. Nie miała pojęcia, dlaczego akurat o tym pomyślała.
Wstała, lecz straciła równowagę. Uderzenie musiało być na tyle mocne, że zamroczyło Katarzynę i znów leciała bezwładnie nic nie widząc. Oczekiwała, że zaraz runie na podłogę. Zamiast tego poczuła mocny, pewny uścisk w talii i na plecach. Po chwili jedna dłoń przeniosła się niżej, podcięła jej nogi w kolanach, unosząc kobietę z taką łatwością, jakby nic nie ważyła. Została położona na stole, pod którym jeszcze klęczała jej towarzyszka.
- Wyłaź... - rzekła niemrawo Katarzyna.
- Majaczysz, lepiej sobie poleż.
Druga kobieta odchrząknęła i zrobiło się jasne, że pierwsza nie ma żadnych omamów. Za to obie odczuły lekki dreszcz na dźwięk aksamitnego głosu intruza. Towarzyszka Kasi wyczołgała się spod stołu i stanęła koło niej, spoglądając niepewnie to na leżącą, to na jej “ratownika”. Nie wiedziała, czy to atmosfera tej biblioteki, czy to światło, czy może zbyt długo klęczała pod tym antycznym stołem na zakurzonej podłodze..., jednak nieznajomy wydał jej się nieziemsko przystojny. Szturchnęła mocno Katarzynę w ramię, by i ta popatrzyła na włamywacza. Twarz o ciemnej karnacji z mocno zarysowaną szczęką, pokrytą parodniowym zarostem. Oczy tak ciemne, że wydawać by się mogły czarne, z naprawdę długimi rzęsami. Pod skrojonym na miarę garniturem skrywało się całkiem sporych rozmiarów męskie ciało. Był dużo wyższy od obu kobiet. Na pewno o wiele silniejszy.
Mówiąc odsłonił rząd równych, białych zębów. “Zadziwiająco ostrych” przemknęło przez myśl Katarzynie. Chyba rzeczywiście mocno uderzyła się w głowę.
Trzy pary oczu spojrzały na siebie zupełnie podejrzliwie.
- Co wy tu robicie? - zapytał, mamiąc dźwiękiem wypowiadanych miękko słów.
- Byłyśmy tu pierwsze, panie ciekawski. Poza tym, sam się tu włamałeś. Nie czuję potrzeby tłumaczenia się. - Kasia rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
- Dobra. Poszukam zapisków umarlaków na własną rękę. - Rzucił to lekkim tonem i chciał się oddalić, gdy kobieta gwałtownie złapała go za ramię.
- Coś takiego powiedział?!
- To, co słyszałaś. - Prychnął.
- Też tego szukam.
Katarzyna nie była pewna, co w tym momencie zobaczyła w oczach mężczyzny, ale było coś takiego w jego wzroku, co podpowiedziało jej, że będzie służył pomocą. Może powinna być mniej ufna, jednak z doświadczenia wiedziała, że jeśli dwójka ludzi jest równie zdeterminowana, by osiągnąć jakiś cel, to na pewno im się to uda. Nieważne, jakim kosztem. Jedyne, czego mogła się obawiać to to, że mężczyzna posiada większą wiedzę na temat księgi, której szukania się podjęła i będzie w stanie ją czymś zaskoczyć. Nawet, jeśli tak się stanie, postanowiła nie dać niczego po sobie poznać.
Włamywacz przyjrzał się dokładnie kobietom. Nie czuł niczego dziwnego, więc to niemożliwe, żeby obie były... Nie. Odsunął od siebie te myśli. On sam został potworem, ponieważ włóczył się nocą po cmentarzu.
Ogarnął go gniew. Sądził, że jak jego staruszek umrze, przepisze mu spadek. Tymczasem nie dość, że okazało się, że cały majątek został przekazany na rzecz jakiejś fundacji charytatywnej, to jakby tego było mało, ojciec kazał się pochować z najcenniejszą biżuterią, jaką niegdyś zgromadził przez lata. A jego podkusiło, by wybrać się po to, co jak mu się wydawało, należało do niego. Przygotował się doskonale, owszem. Miał latarkę, łopatę, linę, rękawice. Wszystko, żeby znaleźć po ciemku grób ojca, odkopać go, wejść do środka i zabrać skarby. Jednego nie przewidział, że po zmroku cmentarz rządzi się własnymi prawami i został zaatakowany i... przemieniony.
- Po co wam zaklęcie? - Musiał się upewnić.
- Moja matka – Katarzynie głos się załamał, jednak szybko doprowadziła się do porządku i przez kobietę zaczęła przemawiać furia – ugh. Była na tyle głupia, że gdy zachorowała na trąd, nie wiedziała, że to się leczy!
- Przecież są szczepionki... - Mężczyzna wydawał się być zaskoczony.
- Właśnie. Od lat. A u ciebie?
- Coś podobnego. Przynajmniej szukamy tej samej strony...
Postanowił dalej nie kontynuować drażliwego tematu. Jednocześnie był wdzięczny, że nie zapytały, na co jemu było zaklęcie.
W dużej sali znajdowały się jeszcze dwa małe przejścia do bocznych komnat, po brzegi wypełnionych księgami. Wydawało im się, że spędzili długie godziny na szukaniu tej, która tak ich interesowała. Rozdzielili się i każde z nich poszło w inne miejsce. Dzięki temu mogli zaoszczędzić sporo czasu.
Katarzyna przetrząsała niedbale stosy ksiąg, nie starając się ponownie układać ich na swoim wcześniejszym położeniu. Nie było sensu. Chciała jak najszybciej dostać formułę i wyjść stąd, ponieważ atmosfera biblioteki i tajemniczy mężczyzna zaczęli ją przytłaczać.
Jej towarzyszka bardziej starannie przeszukiwała powierzone jej miejsce. Dbała, by odkładać księgi tam, skąd uprzednio je brała. Uwagę przykuwały najrozmaitsze zdobienia i różne obicia okładek. Niektóre były tak poniszczone na zewnątrz i w środku, iż myślała, że pod wpływem dotyku jej rąk rozpadną się. Jednak nic takiego nie następowało. Wraz z upływającym czasem zaczynała tracić nadzieję, mimo tego, że bardzo chciała pomóc przyjaciółce we wskrzeszeniu zamarłej matki, którą sama darzyła szacunkiem.
Mężczyzna kontynuował poszukiwania w największej sali. Wręcz zmusił kobiety, by przeszły do tych mniejszych. Przecież nie mógł otwarcie przyznać się, że jemu zajmie to najkrócej, bo ze względu na swoją... przypadłość, może zrobić to o wiele szybciej od nich. Poza tym za pomocą węchu kierował się w zapomniane, odległe regały, gdzie dawno nikt już nie zaglądał.
Jak podejrzewał, Księga Umarłych obita była w ludzką, lekko zgniłą – mimo tego, że zakonserwowaną przed wiekami – skórę. Na półce, na której stała, rozpięty był łańcuch sporawej grubości i zatrzaśnięta na nim mosiężna kłódka, która z jego umiejętnościami włamywania się, nie stanowiła większego problemu.
Sięgnął dłonią po księgę.
Poparzyła go.
Cicho zaklął.
Nie spodziewał się, że napotka na jeszcze jedną przeszkodę i jako półżywy, a półumarły nie będzie mógł dotknąć księgi.
Tym bardziej cieszył się z obecności tych dwóch, niczego niespodziewających się kobiet. Zawołał je i miał wrażenie, że niemalże natychmiast znalazły się koło niego.
- Podsadzę cię i ją wyjmiesz stamtąd - powiedział to do Katarzyny.
- A ty nie możesz?
- Próbowałem już, stając na palcach, trochę mi niewygodnie. - Skłamał z łatwością. Był bliżej celu, niż kiedykolwiek i nie zamierzał teraz zrezygnować. Tak, jak żadne z nich.
Kasia stanęła przed nim, ułatwiając mu uchwyt i zaparła się dłońmi o jego barki. Kiedy ją złapał, miała wrażenie, że od szyi w dół kręgosłupa przebiegł ją dreszcz. Jakby to nie był jeszcze koniec ich przygód. Jakby miało się wydarzyć coś jeszcze, tylko nie do końca potrafiła określić, co dokładnie.
Sięgnęła po księgę, wyszarpując ją z półki, wzbijając w powietrze niemiłosiernie dużą ilość kurzu i od razu kichając. Pod pośladkami czuła dwie ręce mocno obejmującego ją mężczyzny, a sama chwyciła w obie dłonie grubą i ciężką – zapewne przez łańcuch – upragnioną książkę.
Kiedy jej stopy dotknęły z powrotem podłogi, natychmiast udała się w kierunku stołu, odkładając tam z wielką czcią swoją zdobycz.
Zaczęła szukać czegoś w torbie.
- Co robisz? - Mężczyzna był widocznie zaciekawiony.
- Chcę pozbyć się tej kłódki.
- Myślałem, że ja to zrobię.
- O nie! Prędzej znalazłybyśmy tu duplikat tej księgi, niż ty byś otworzył tą kłódkę... Jak myślisz, ile czekałyśmy pod stołem, zanim poradziłeś sobie z drzwiami?
Postanowił tego nie komentować, przyglądał się jak małe, zgrabne dłonie kobiety radzą sobie z zamkiem kłódki i łańcuch opada na stół.
Uniwersalne wytrychy wrzuciła niedbale z powrotem do plecaka.
Wzięła głęboki oddech i uniosła okładkę.
Otworzona księga była pusta.
- Co teraz? - Katarzyna wypowiedziała na głos pytanie, które im wszystkim krążyło po głowach. Jeśli to była zaginiona Księga Umarłych, to na zasadzie odwróconego prawa, trzeba zadziałać życiem, by ją odczytać.
Życiem.
Jak?
- Seks - rzucił miękko mężczyzna.
- Słucham?! - Kobiety jednocześnie wykrzyknęły swój sprzeciw. Ze stoickim spokojem dał im chwilę na przetrawienie tego, co powiedział.
- To może mieć sens. - Po nieoczekiwanie długim milczeniu Katarzyna niechętnie przyznała mu rację. W końcu zależało jej, by wskrzesić matkę. Dla nikogo innego nie parałaby się podobnymi rzeczami. Spojrzała na swoją towarzyszkę, szukając u niej przyzwolenia na to, co zamierzała za chwilę zrobić.
- Mnie do tego nie mieszaj.
- Powiesz, czy działa.
- Ugh... dobrze. - Zgodziła się, lecz w środku czuła narastające obrzydzenie spowodowane całą sytuacją.
Katarzyna usiadła parę cali od księgi leżącej na stole. Pożółkłe stronice wydawały się takie niedostępne. Wzięła głęboki oddech. Była przestraszona tym wszystkim i wiedziała, że jeśli ma to zadziałać, musiała się uspokoić. Mężczyzna podszedł do niej niczym drapieżnik do swojej ofiary. Znów na myśl przyszły jej skojarzenia z jedzeniem. Była wystawiona na pożarcie. Odgarnął jej włosy z szyi, łapiąc jedną dłonią, drugą rozchylił opierające się przed jego dotykiem kolana i stanął między nimi. Nosem dotknął delikatnej skóry na karku kobiety, wodząc nim aż do szczęki i z powrotem, próbując oswoić ją ze sobą. Katarzynę na tą delikatną, nienachalną pieszczotę przeszedł dreszcz. Druga kobieta zafascynowana patrzyła, jak na jednej ze stron pojawia się szara, wypukła i ledwie widoczna literka.
- Działa - wyszeptała. Czuła, jak zasycha jej w ustach.
Mężczyznę zachęciło to do kontynuowania wysiłków, natomiast Kasia wydawała się ulegać mu bardziej. W miarę, jak zapędzał się coraz śmielej, przestawał kontrolować iluzję, którą otaczał obie kobiety. W chwili obecnej skupił się wyłącznie na Katarzynie, całkowicie zapominając o jej towarzyszce. Obserwowała ona księgę i stronice. Pojawiające się na niej litery robiły się szare, później ciemniały, aż dawało się je odczytać bez problemu. Niektóre stawały się lekko wypukłe. W miarę upływu czasu układały się w sylaby, sylaby w słowa, słowa w zdania. Natomiast gdzieś tam znajdowała się formuła, której szukały.
Szukali.
Mężczyzna stopniowo zaczął rozbierać Katarzynę, delikatnie ją pobudzając, by była bardziej przystępna. Złożył na jej ustach lekki pocałunek, w duchu uśmiechając się do siebie, jak dziś szczęście mu sprzyja. Nie dość, że z olbrzymią łatwością znaleźli księgę, te dwie kobiety same mu się napatoczyły. A ta w dodatku była tak zdeterminowana, by również pozyskać to zaklęcie... Musnął delikatnie ustami jej szyję.
Przebiegł go dreszcz na myśl, co będzie musiał zrobić później, jak już wypowie formułę. Nie był aż takim potworem, by zjeść własną kochankę. Na szczęście zostawała jeszcze ta druga.
Tak.
Szczęście było dzisiaj po jego stronie.
Upewnił się, że stoi na wysokości zadania i nadział Katarzynę na siebie.
Księga Zmarłych wypełniała się atramentem. Na niektórych stronicach pojawiały się starożytne ilustracje przedstawiające tajemne kulty. Część z nich wywoływała ciarki od samego oglądania. Towarzyszka Kasi nie chciała się zagłębiać w lekturę, ponieważ wiedza ta mogła okazać się zbyt ciężka do zniesienia. Pewnych rzeczy lepiej było po prostu nie wiedzieć. Dla własnego świętego spokoju. Jednakże obserwowała, jak jakaś niewidzialna dłoń maluje skomplikowane rysunki i pisze tajemne teksty.
Ciszę i fascynację tym niesamowitym, antycznym, można powiedzieć czarnoksięskim zjawiskiem, przerywały jej mokre odgłosy i jęki tuż obok. Starała się nie patrzeć, jednak nie dała rady.
Przeraziła się i zdumiała widokiem, który zobaczyła. Jej przyjaciółka nadal była Katarzyną, którą znała i wyglądała tak samo. Pomijając fakt, że nigdy nie widziała kobiety nago i wykrzywionej w ekstazie. Za to jej kochanek... nie był tym przystojnym mężczyzną, którego poznały w sali.
Jego twarz znajdowała się w stanie rozkładu. Skóra odpadała od szczęki, tworząc na wpół groteskowy, na wpół przerażający widok. Odsłaniała pogniłe osadzone w zapadniętych, czarnych dziąsłach zęby. Z niektórych ran wylewała się żółta ropa. Oczodoły były całkowicie puste. Na głowie nie miał ani jednego włosa, a miejscami czaszki nie pokrywała skóra. Z jednego boku wychodziły mu żebra. Wchodząc w Katarzynę raz po raz, odsłaniał je, naciągając resztki ciała, jakie mu zostało. Dłoń, którą pieścił pierś kobiety, miał całkowicie trupią.
Kasia obejmowała go nogami w pasie, tuż nad pośladkami, z których odpadały kawałki martwego mięsa w kolorze ciemnej zieleni.
Jej przyjaciółka zafascynowana i wystraszona nie umiała odwrócić wzroku od tej przerażającej sceny. Kobieta w z rozkoszą przyciskała się do rozkładającego się truchła i jęczała pod wpływem jego pieszczot.
Iluzja.
Pojęła natychmiast wszystko. Potrzebował tego zaklęcia, żeby odczynić urok na sobie.
Był zombie.
Spojrzała na księgę, która w całości się wypełniła. Jeszcze rzut oka na strasznych kochanków, którzy w amoku uniesienia nie przerywali stosunku. Zaczęła szybko wertować karty w poszukiwaniu odpowiedniej formuły. Ze zdenerwowania trzęsły się jej dłonie. Palcem śledziła tekst w pośpiechu.
Znalazła.
Wyciągnęła z torby notes i długopis i przepisała całą treść zaklęcia. Notowała ostatnią literę, gdy usłyszała przeraźliwy krzyk Katarzyny i domyśliła się, że musiała ona ujrzeć prawdziwe oblicze kochanka.
Pośpiesznie schowała przybory i zamknęła torbę. Wstała i podała ubrania przyjaciółce. Ta była tak przerażona, że potrzebowała pomocy przy wkładaniu ich na siebie.
Mężczyzna ponownie skupił się i otoczył obie kobiety iluzją.
- Zombie?! Ty draniu! - Katarzyna podeszła do niego z małymi zaciśniętymi piąstkami i zaczęła okładać go po nagim torsie, który teraz wyglądał zupełnie normalnie.
- Gdybym ci powiedział, nie zgodziłabyś się.
- Oczywiście, że nie. - Odparła roztrzęsiona.
- A tak mamy zaklęcie. - W jego głosie rozbrzmiewała duma.
- Jesteś, jesteś... ugh. - Była zła i rozgoryczona.
Zastanawiała się, czy jej towarzyszka zobaczyła go wcześniej. Wzięła jej stoicki spokój za potwierdzenie. Spojrzała na księgę, odczytała zaklęcie. Chciała wskrzesić matkę i będzie musiała upuścić sobie przy tym własnej krwi. Mała cena za przywrócenie ukochanej rodzicielki do życia. W przypadku zombie po wypowiedzeniu formuły, należało kogoś zjeść, aby odczynić urok.
Mężczyzna zaczął wypowiadać zaklęcie.
- Chyba nie zamierzasz... - Katarzyna i jej towarzyszka spojrzały na siebie sparaliżowane strachem. Bezgłośnie nakazały sobie uciekać.
Wycofały się do wyjścia. Gonił je.
Zombie i jego smród rozkładającego się ciała był tuż za nimi. Przemieszczał się niespodziewanie szybko, biorąc pod uwagę, że jedną nogę miał wykręconą pod dziwnym kątem, ponieważ zgniła i nie wytrzymała obciążenia. Zdawał się zupełnie nie czuć bólu. Wpadł w istny amok.
Pędził za nimi przez dużą salę, wpadając w wąski korytarz, gdzie poruszanie się utrudniały mu dodatkowo małe dywaniki rozłożone na pojedynczych drewnianych stopniach.
Trwało to chwilę, zanim kobiety znalazły drzwi, jakimi weszły do biblioteki. W następnych sekundach szukały z uporem maniaka wytrychów, którymi otworzy owe drzwi. Z tym już było trudniej. Kasia grzebała, miętoliła zawartość swojego podręcznego bagażu i każda próba okazywała się zupełnie daremna.
Wściekłe zombie było coraz bliżej.
- Pospiesz się!
- Przecież próbuję... - trafiła palcami na twardy kawałek metalu.
Wyciągnęła pęczek i trzęsącymi dłońmi włożyła do zamka. Tuż za sobą usłyszały głośne, gardłowe warknięcie.
Zombie złapał trupimi łapskami przyjaciółkę Katarzyny. Ta upuściła plecak i krzyknęła w momencie, gdy jego szczęki zacisnęły się na łydce kobiety rozszarpując ją do żywego mięsa.
- Uciekaj! W torbie... zaklęcie - wysapała.
Katarzyna wzięła pakunek i zawiesiła sobie na ramię. Z własnej wyjęła ciężką latarkę, której wcześniej używała do rozświetlenia tego mrocznego miejsca.
Zombie wgryzał się w staw kolanowy jej towarzyszki, rozszarpując przy tym więzadła. Kobieta wiła się z bólu i krzykiem była w stanie obudzić umarłego.
Nie zastanawiając się, Kasia z rozpędem uderzyła z całej siły rękojeścią latarki w głowę mężczyzny, na chwilę odwracając jego uwagę od pożerania jej przyjaciółki. Wzięła ponowny zamach. Usłyszała stukot łamiących się kości.
Jeszcze raz.
I jeszcze.
Aż padł.
Wypuściła narzędzie z dłoni i uklękła obok rannej.
- Będzie w porządku. Mamy zaklęcie. - Starała się jakoś pocieszyć przyjaciółkę.
- Jestem zarażona. - Jednak odetchnęła z ulgą, że jeszcze żyje.
- Zjesz swojego byłego męża i będzie w porządku.
Bibliotekę wypełnił śmiech obu kobiet.