Depresja prezesa (I)

10 stycznia 2016

Szacowany czas lektury: 17 min

Przedstawiam mój trzeci tekst. W zależności od ocen i komentarzy będę kontynuował wątek, który spodoba się najbardziej.

Pamiętam dokładnie dzień, w którym właściciele spółki powołali mnie na stanowisko prezesa zarządu. Marzyłem o tym każdego dnia od kiedy trafiłem do tej firmy. Pracowałem ciężko na swój sukces, ale opłaciło się. Pamiętam też wszystkie nasze osiągnięcia, kiedy to ja stałem za sterami tej wielkiej korporacji. Owszem, były też porażki, ale nie pozwalałem im zbyt długo u nas zagościć. Przez ostanie dziesięć lat spędziłem w pracy większość swojego życia, kosztem mojego małżeństwa, dzieci i przyjaciół.

Wszystko to było chuja warte. Teraz, kiedy kryzys gospodarczy dopiero co zaczął się rozpędzać, te tępe chuje z rady nadzorczej srają po gaciach i szukają sposobu, żeby przypadkiem nie obcięto im pensji. Mały spadek zysków jest nieunikniony. Wszyscy o tym wiedzą. Wszyscy oprócz tych kretynów wnioskujących o moje usunięcie. A przecież to ja zbudowałem ich majątki. Wypruwałem sobie żyły, żeby te pazerne świnie miały złote obory i najlepsze pomyje w korycie. Niewdzięczne sukinsyny.

— Dzień dobry panie prezesie, mogę zająć panu chwilę? — Weszła jakaś młoda pizda, którą ledwo co kojarzę. Chyba jest działu handlowego.

— Czy to coś pilnego?

— Tak. Bardzo pilnego.

— Słucham? — Zapytałem, a ta krowa od razu rozsiadła się w fotelu przed moim biurkiem jak u siebie.

— Wiem, że decyzja o awansie na kierownika działu marketingu nie została jeszcze podjęta — no tak, więc jest z marketingu — ale chodzą słuchy, że to Karolina Nowak awansuje. W związku z tym chciałam przyjść do pana osobiście i opowiedzieć jak sprawa wygląda.

— Jaka sprawa?

— No, że to nie ona powinna awansować?

— A kto?

— No... ja. — Co mnie do cholery obchodzi kto będzie pilnował tele-dup z marketingu, żeby więcej gadały do słuchawki niż między sobą.

— Pani jest bezczelna. — Powiedziałem starając się mówić spokojnie, chociaż wiedziałem przerażenie w jej oczach na widok mojego surowego wyrazu twarzy. — Jeszcze żadna decyzja nie została podjęta. Jak pani śmie przychodzić do mnie i mówić w ten sposób! — Gdybym tylko wiedział jak się nazywa, od razu podniósłbym słuchawkę i wywalił ją na zbity pysk z pracy.

— Panie prezesie, to nie tak. Pan nie wie jak wygląda praca u nas, tam na dole. To ja mam najlepsze wyniki. Od dawna należy mi się ten awans. — Zaczęła jazgotać. Nie chciało mi się z nią rozmawiać. Miałem ważniejsze sprawy na głowie. Wszystko na to wskazuje, że moje dni w tej przeklętej firmie są policzone, a jakaś tępa baba przychodzi i ujada mi jak pies. — Z resztą powiem panu, coś. Dyrektor Malinowski forsuje ją na to stanowisko bo oni chyba mają romans. — Dodała ściszonym tonem.

Była młoda. Zbyt młoda, żeby wiedzieć, że plotki, donosicielstwo i błaganie o awans u prezesa to najszybsza droga do zwolnienia.

Patrzyłem na nią, ale większości rzeczy nie słyszałem. Przez wiele lat starałem się wyzbyć uprzedzeń do blondynek, ale teraz, przed końcem mojej kariery zawodowej muszę przyznać, że naprawdę są one wyjątkowo głupie.

— Ile ma pani lat? — Przerwałem jej potok słów.

— Dwadzieścia trzy.

— Ile lat pracuje pani u nas?

— Niecały rok.

— Nie uważa pani, że to zbyt krótko, żeby awansować na stanowisko kierownicze?

— Karolina pracuje krócej ode mnie. — Powiedziała z pewna siebie. Cała sytuacja zaczęła mnie bawić. Poczułem się tak jakbym stanął obok i obserwował tą komedię jako widz.

— Co pani nie powie.

— No mówię panu. I może mi pan uwierzyć, ale sama, na własne oczy widziałem jak kiedyś wychodziła z gabinetu dyrektora Malinowskiego cała jakaś taka... wie pan.

— Jaka? — Zapytałem z udawaną ciekawością.

— No nie wiem... roztargniona? — Odpowiedziała tak, jakby się mnie pytała. Co za dziewczyna. Budziła we mnie trochę politowanie.

— Coś takiego. — Odpowiedziałem przejęty.

— A Dominika z handlowego mówiła, że kiedyś spotkała ich razem na mieście. Uwierzy pan?

— Niesamowite. I to z naszym dyrektorem Malinowskim? Przecież on ma żonę. — Ciągnąłem tą bzdurną zabawę.

— No wiem właśnie, Kaśka kiedyś poznała jego żonę. Podobno miła kobieta.

— Kaśka? Która Kaśka?

— No ta Kaśka, co pracuje obok mnie. Czasem plotkujemy przy kawie.

— A właśnie! Byłbym zapomniał. Może napije się pani ze mną kawy i wszystko mi dokładnie opowie. — W jej oczach zauważyłem pewne zmieszanie, konsternację, ale po chwili ciszy odpowiedziała:

— No skoro pan prezes zaprasza, to czemu nie. — Uśmiechnęła się. Była całkiem ładna. Szczupła. Niewiele starsza od mojej córki. Chyba dlatego automatycznie zacząłem traktować ją z pokoleniowym dystansem. Ale teraz przez chwilę pomyślałem o niej jako o dojrzałej kobiecie. Miała jędrne ciało. Wyglądała bardzo apetycznie. Zacząłem rozbierać ją wzrokiem. Miała smukłą szyję i drobne ramiona na które spadały blond włosy. Niebieskie oczy, mały nosek. Piersi lekko rysujące się na klatce i delikatne wcięcie w tali. Ciekawe jaką ma cipkę, goli ją całą? — Panie prezesie — wyciągnęła mnie z letargu — co z tą kawą?

Już dawno nikt w ten sposób się do mnie nie zwrócił. Trochę mnie to podburzyło, ale też pozwoliło zejść na ziemię. Miałem jeszcze dużo pracy przed sobą, a poświęcam swój cenny czas jak młodej idiotce. Wspiąłem się na ostatnie wyżyny swojej cierpliwości.

— Jak ma pani na imię?

— Monika.

— Pani Moniko, myślę, że picie kawy ze mną i sama pani obecność tutaj jest wysoce niestosowna. Jest pani uroczą osobą, dlatego jeśli teraz pani stąd wyjdzie puszczę całe to zajście w niepamięć. — Popatrzyła na mnie trochę pustym wzrokiem, ale zauważyłem jak zaszkliły jej się oczy od łez.

— Jeśli to Karolina awansuje to ja odejdę z firmy. — Zagroziła. Po prostu nie wierzę w to co widzę. Chyba muszę wypierdolić ją z pracy, sekretarkę która ją do mnie wpuściła i osobę która ją zatrudniła. Czy upadłem tak nisko, że muszę rozważać dylematy tej młodej siksy.

Zatkało mnie. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć. Nie miałem siły ani ochoty wydrzeć się na nią. Mimo tego, że do cna przesiąknięta była głupotą to emanowała jakimś słodkim urokiem. Wyglądała tak niewinnie siedząc przede mną i mierząc się ze swoim największym problemem, który dla mnie był zupełnie nieistotną błahostką. Czułem się bezradny. Czy wziąłem dzisiaj Escitalopram? Zmiana nastroju znów dawała mi się we znaki.

— No niech pan coś powie, jest pan prezesem przecież.

— Jeśli odejdziesz to złamiesz mi serce. — Powiedziałem spokojnie ze smutnym wyrazem twarzy. Patrzyłem prosto w jej oczy. Trochę ją to krępowało. Nie wiedziała co powiedzieć. Po chwili ciszy dodałem: — No niech pani coś powie, jest pani telemarketerką przecież.

— Ale co?

— Cokolwiek. — Chwilę szukała w swojej głowie co mogłaby powiedzieć.

— Czy wyraża pan zgodę, abyśmy przesłali panu drogą elektroniczną naszą aktualną ofertę handlową? — Wyrecytowała automatycznie wyuczoną regułkę. Rozbawiła mnie tym bardzo. Zaśmiałem się głośno i nie mogłem przestać. Ona też się lekko uśmiechnęła. Poczułem się lepiej, ale dalej nie wiedziałem co z nią zrobić.

— Monika — sam nie wiem czemu zacząłem zwracać się do niej po imieniu — sama powiedziałaś, że masz najlepsze wyniki w sprzedaży.

— No właśnie. — Wtrąciła mi.

— Gdybyśmy ciebie awansowali na stanowisko kierownicze to miałabyś zupełnie inne obowiązki.

— No wiem.

— Jesteśmy w kryzysowej sytuacji i nasza firma nie może sobie pozwolić na utratę najlepszej telemarketerki. — Wiedziałem, że takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz szybko je zamknęła. Znów zaświeciły jej się oczy. Ciekawe kto ma większe wahania nastrojów, ja ze swoją depresją, czy ona na co dzień.

— Taaa, jasne. Ale gdybym to ja podawała dyrektorowi Malinowskiemu kawę codziennie rano z podwójnym lodzikiem, to teraz nie było by tej rozmowy. — Teraz to zatkało mnie. Może naprawdę nie nadaję się już do tej roboty skoro tak często nie wiem co odpowiedzieć.

— A jaki to jest ten podwójny lodzik? — Zapytałem, bo nieco mnie to zaintrygowało i było mi wszystko jedno co sobie pomyśli.

— Yyy... no wie pan. Taki z podwójną gałką... — Nic z tego nie zrozumiałem, ale trochę się ucieszyłem, że nie oburzyła się na moje słowa, tylko rozważyła je płytko i naturalnie jak wszystko inne.

— Dalej nie wiem o co chodzi...

— No panie prezesie, niech się pan nie wygłupia.

— Nie wygłupiam się. Nie wiem jaki to jest podwójny lodzik.

— Nie no... chyba nie wypada, żebym rozmawiała o tym z panem prezesem.

— Dlaczego?

— No bo się nie znamy przecież. — Na jej słowa wstałem i podałem jej rękę zza biurka.

— Mów mi Tomek. — Na jej twarzy zarysowało się wyraźne zadowolenie. Uścisnęliśmy sobie dłonie. Miała zaskakująco delikatną skórę.

— A więc Tomek — zaczęła dumnie — pierwsza gałka jest delikatna, a druga musi być taka szybka.

— Co to znaczy?

— Chodzi o to, żeby pierwszego lodzika robić bardzo powoli i delikatnie, tylko ustami — zaczęła gestykulować, udawała, że w lewej ręce trzyma penisa. Czy to się dzieje naprawdę? Może wziąłem całą garść tabletek i właśnie umieram. Ale czemu w takiej abstrakcji? — nie wolno nawet używać rąk. Trzeba penisa tak tylko delikatnie muskać językiem i ustami. Wiadomo, trwa to trochę dłużej, ale się opłaca. Jak facet już dojdzie do orgazmu to trzeba szybko złapać siusiaka rękami i szybko i mocno posuwać. Wtedy prawie od razu przychodzi drugi orgazm. — Opowiadała mi to pełna pasji i zaangażowania, jakby tłumaczyła coś dziecku. Była idiotką. Słodką idiotką, która sprawiła, że nabrałem ochoty na takiego podwójnego lodzika. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłem z kobietą. Nocuję sam, mam dużo pracy, stresu i jeszcze ten kryzys spędza mi sen z powiek.

Zacząłem patrzeć na nią pożądliwie. Chyba to zauważyła.

— Nigdy o czegoś takiego nie robiłem.

— Ja też nie. Koleżanka mi opowiadała. Ja tam nie wiem.

— Masz chłopaka?

— Yyy... no aktualnie nie. — Odpowiedziała wyraźnie speszona.

— I nie miałaś okazji nigdy wcześniej przekonać się czy ten podwójny lodzik działa?

— Jakoś nie było okazji. A co ty Tomek tak dopytujesz o to? — Zaczęła zwracać się do mnie już jak do kolegi.

— Bardzo mnie tym zaintrygowałaś.

— No weź przestań Tomek. — Spodobało jej się nadużywać mojego imienia. — Daj już spokój z tym tematem.

— Masz rację. Ale dzięki, że mnie oświeciłaś.

— Spoko. — Znów się uśmiechnąłem. Chyba tylko moje dzieci tak do mnie mówią.

— A wracając do awansu w waszym dziale.

— No?

— No właśnie. Chyba mam rozwiązanie dla ciebie. A raczej przyjacielską radę.

— No słucham.

— Widzisz mimo wszystko Karolina wykazała więcej zaangażowania, żeby zdobyć awans.

— Taaak? Niby jak? Obciągając Malinowskiemu. Daj spokój. Tomek.

— No właśnie tak. Widać zależało jej bardziej.

— Pfff... — parsknęła — Już bym wolała przelecieć twoją sekretarkę niż zbliżyć się do tego starego dziada. — Znów mnie zaskoczyła. Chyba coś drgnęło w moim rozporku.

— Agata to niezła laska, co nie? — zacząłem mówić na jej poziomie.

— Ta sekretarka?

— Tak.

— No całkiem ruchable.

— Co?!

— No ruchable, tak się mówi. — Uśmiechnęła się. Ja też, chociaż pewnie z innego powodu. Jednak różnica pokoleniowa jest wyraźnie widoczna. — Ale daj spokój, Tomek. Przecież ta cała Agata nie ma żadnego wpływu na to kto awansuje.

— A kto ma?

— No... Malinowski i... — zrobiła krótką przerwę, chyba zorientowała się, że nadal jestem prezesem a nie jej kolegą — i ty.

— No właśnie. — Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu zdawkowo spoglądając na siebie. Nie byłem wstanie przewidzieć co kłębu się w jej małym móżdżku.

— Masz mnie za kretynkę? — Zapytała oburzona. Byłem spokojny, w końcu o nic w prost jej nie zapytałem.

— Oczywiście, że nie.

— Myślisz, że jestem taka głupia, żeby zrobić ci podwójną gałę za awans?!

— Nic takiego nie powiedziałem.

— Zapomnij o tym.

— W porządku. — Starałem się ją uspokoić. Chyba źle ją oceniłem.

— Co najwyżej jedną gałkę, a jak już mnie awansujesz to może wtedy dwie. — Chciałem to usłyszeć, ale żołądek ścisnął mi się z przerażenia. Gdyby coś takiego wyszło na jaw straciłbym wszystko. Stanowisko, reputację i może nawet moje statuetki gazeli biznesu. Bałem się tego, ale strach ten pobudzał we mnie uczucie jakiego już dawno nie znałem. Podniecenie. Ekscytację. — Mam wejść pod biuro? — Zapytała wlepiając we mnie swoje śliczne niebieskie oczy.

— Podejdź do mnie. — Powiedziałem lekko drżącym głosem. Wstała i lekkim krokiem zbliżyła się do mnie. Dopiero teraz zwróciłem uwagę jak seksownie się porusza. Jej szczupłe nogi zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Znów zacząłem zastanawiać się jak wygląda jej cipka. Jak smakuje.

Kiedy się zbliżyła do mojego fotela, wstałem do niej. Serce waliło mi jak szalone, a ja tylko patrzyłem na nią. Uśmiechała się ciepło, tak niewinnie, że mogłoby się wydawać, że przyszła po cukierka.

Widziała moje przerażenie, ale w naturalny dla siebie sposób przejęła inicjatywę. Oboje wiedzieliśmy, że teraz to ona podejmuje trudne decyzje, ona rządzi, ona jest panią prezes.

Uklękła przede mną i zaczęła rozpinać mi pasek. Mój penis był już gotowy. Dawno nie miałem takiego wzwodu. Ta dziewczyna jest prawdziwą czarodziejką. Wiedziałem, że za chwilę weźmie go w swoje małe, czerwone usteczka i zacznie ssać. Czekałem na to i bardzo tego pragnąłem, ale wiedziałem też, że nie potrwa to długo. Złapałem ją za dłonie które już ściągały w dół moje spodnie. Spojrzała na mnie niepewnie. Pociągnąłem ją do góry, spojrzałem w oczy i pocałowałem. Nie wiem czemu to zrobiłem. Po prostu tak poczułem. Nie da się tego wyjaśnić. Bardzo dawno nie całowałem kobiety. Potrzebowałem tego.

Zacząłem robić to delikatnie, bo skąd mam wiedzieć jak dzisiaj całują się młodzi ludzie. Monika stanęła na palcach i zarzuciła ręce na moją szyję. Pocałował mnie namiętnie. Jej język czułem na swoim podniebieniu i wargach. Ruszała nim dynamicznie, ale nie agresywnie. Starałem się dorównać jej w tańcu naszych języków, ale ewidentnie to ona prowadziła.

Przestaliśmy się całować, ale jeszcze przez chwilę tkwiliśmy w uścisku jakby młoda para kochanków. Nie przypuszczałem, że coś takiego jeszcze mnie spotka. Poczułem nadzieję, że mogę być teraz szczęśliwy. Teraz, za chwilę i jutro może też.

Zsunąłem dłonie na jej pośladki. Były takie jędrne, że nie mogłem przestać ich głaskać i ugniatać na zmianę. Co za tyłek! Prawie cały mieścił się w moich dłoniach.

— Jesteś całkiem ruchable. — Powiedziałem z uśmiechem. Jednym ruchem odsunąłem fotel od biurka i posadziłem ją na nim.

— Co robisz?

— Zmiana planów. — Odpowiedziałem ściągając swoje spodnie i tak opuszczone już do kostek. Monika mierzyła moje wybrzuszenie w bokserkach.

Zacząłem rozpinać jej dżinsy. Nie protestowała. Zręcznie pomogła mi się ich pozbyć.

Kiedy zobaczyłem jej śniado-blade szczupłe uda i cieniutki skrawek materiału przylegający do jej cipki ucieszyłem się jak dziecko z prezentu pod choinką. To chyba najlepszy prezent jaki mogłem teraz dostać. Szybko klęknąłem przed fotelem na którym siedziała i zacząłem lizać jej uda. Robiłem to wariackim stylu, bardzo chaotycznie, czasem lekko ssąc zostawiając czerwony ślad, a czasem tylko językiem.

Kiedy zbliżyłem się do jej majtek poczułem już ten słodki zapach. Przyłożyłem policzek między jej nogi i poczułem to ciepło. Odwróciłem głowę i zanurzyłem w niej nos wąchając głośno. Monika złapała mnie za głowę i przycisnęła mocniej. Otworzyłem buzię i pochłonąłem ją całą. Lekko westchnęła. Odsunąłem się i zsunąłem majtki.

Moim oczom ukazała się różowa cipeczka w kształcie brzoskwinki. Rozpocząłem swój szaleńczy taniec na tym mięciutkim skrawku jej ciała. Zaczęła rytmicznie dyszeć, nie przestając masować mnie po głowie. Jej smak napędzał krew w moich żyłach do prędkości światła. Gdybym choć na chwilę złapał swojego fiuta trysnąłbym nim na kilka metrów.

— Wsadź mi paluszki. — Wyszeptała. Ośliniłem je i zrobiłem o co prosiła. Zacząłem językiem przenosić się w górę, tam gdzie krył się jej guziczek szczęścia. Był już nabrzmiały. Okrążyłem go kilka razy i zacząłem delikatnie ssać. Znów jęknęła.

Poruszałem rytmicznie dwoma palcami próbując dociskać bardziej do górniej ścianki jej pochwy.

— Wsadź mi je inaczej. — Znów mnie poinstruowała. Nie bardzo wiedziałem o co jej chodzi. Spojrzałem na nią pytająco. Otworzyła lekko oczy, złapała moją dłoń i dwa palce, które wcześniej były w jej pochwie teraz zaczęła oblizywać. Czegoś takiego nie widziałem nawet na filmach porno.

Wyciągnęła je w końcu z buzi, rozłączyła w literę V i nakierowała między swoje nogi. Palec wskazujący trafił na wejście do pochwy, a środkowy odbytu. Nic więcej nie robiła; oparła się o fotel i czekała na mój ruch.

Najpierw zacząłem lizać jej łechtaczkę i stopniowo jak jej oddech przyśpieszał wsuwałem powoli w nią palce. Zaczęła przyjemnie mruczeć. Wszystko szło całkiem gładko. Jej soki wymieszane z moją śliną spływały na palca penetrujący jej tyłek, toteż jej odbyt nie stawiał większych oporów.

Weszły całe. Poruszałem nimi w środku. Monika westchnęła głośniej podnosząc się nieco z oparcia fotela. Jej odbyt był o wiele ciaśniejszy niż pochwa. Ciekawe czy wkłada tam coś większego niż palca.

Wiedziałem, że czas jej podróży do orgazmu dobiega końca. Zacząłem miarowo poruszać zanurzonymi w nią palcami i przyśpieszyłem ruchy języka.

Nagle naprężyła się jak kotka i wydała z siebie jęk. Mam nadzieję, że nikt tego nie słyszał. Opadła na fotel jakby to ona teraz ciężko pracowała. Na palcach czułem jeszcze pulsujące skurcze po orgazmie.

Patrzyłem na nią jak na piękny obrazek, i rzeczywiście taki był.

— Możesz wyciągnąć palce. — powiedziała wracając na ziemię. Zupełnie o nich zapomniałem, ale chętnie potrzymałby je tam dłużej.

Chwyciła moją rękę w nadgarstku i powoli zaczęła odsuwać całą dłoń od jej krocza, wysuwając palce.

Na fotelu pod jej pupą dostrzegłem świecącą plamę. Poczułem się dumny z siebie.

— Może jednak dostaniesz już teraz podwójną gałkę. — powiedziała z radością w oczach.

Wstała z fotela i lekko popchnęła mnie, żebym teraz ja na nim usiadł. Zrobiłem to nie odrywając od niej wzroku.

Klęknęła przede mną i szybkim ruchem ściągnęła w dół moje pękające bokserki. Nadszedł punkt kulminacyjny.

Lewą dłonią odchyliła mojego penisa i przycisnęła do brzucha. Spojrzała wyzywająco i wolnym ruchem przejechała czubkiem swojego języka przez całą długość mojego fiuta, nie odrywając ode mnie wzroku.

Prawą ręką ścisnęła go teraz u nasady, bardzo mocno. Nie wiem skąd miała tyle siły w takich małych rączkach, ale poczułem jak mój kutas nabrzmiewa jeszcze bardziej.

W końcu wzięła go do buzi. Nareszcie. Przyjemna wilgoć i ciepło jej jamy ustnej otoczyła mojego penisa. Zaczęła go powoli ssać od czubka. Cała główka zniknęła między jej wargami. Trzymając go tak przez chwilę, jednocześnie drażniła swoim językiem w środku. Drugą ręką zaczęła masować moje jądra. Moja była żona nigdy nie uruchamiała u mnie tylu bodźców jednocześnie.

Monika, widząc jak ciężko dyszę zaczęła poruszać rytmicznie głową, co chwilę spoglądając na mnie wzrokiem, upewniając się, że jest mi dobrze. Było idealnie. Spoglądałem co chwilę na jej twarz i wypięty z tyłu mały tyłeczek. Blady, jędrny i słodki. Chętnie zanurzyłbym w nim swoją twarz.

Zbyt długi celibat w moim życiu dał o sobie znać. Nie wytrzymałem dłużej.

— Dochodzę. — Sapnąłem. Wtedy Monika zrobiła coś niezwykłego. Ścisnęła go jeszcze mocniej i przycisnęła do mnie głowę tak mocno, że penisem poczułem wejście do jej gardła. Ogromnym strumieniem palącej spermy strzeliłem wprost do jej przełyku. To było nie samowite. Nawet się nie zakrztusiła.

Kiedy upewniła się, że skurcze mojego penisa ustały, wyjęła go z buzi i przez chwilę masowała jeszcze prawą dłonią. Opadałem z sił. Czułem się spełniony i zadowolony. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wszystkie moje pesymistyczne myśli odeszły. Można byłoby pomyśleć, że wyrzuciłem je z siebie razem z nagromadzonym tygodniami ładunkiem spermy. Mam nadzieję, że Monisia od niej nie zachoruje.

— Podobało ci się? — Zapytała uroczym tonem nakładając majtki.

— To było niesamowite.

— Masz bardzo zwinny język. Tomek. — Rzuciła zalotnie. — I palce też.

Odwróciła się tyłem naciągając dżinsy na swój zgrabny tyłek. Ten seksowny widok rozpalił moje pragnienie, żeby w nią wejść. Nie byłem w stanie zrobić tego teraz, ale obiecałem sobie, że na pewno jeszcze ją posiądę. Może zacznę biegać, żeby wrócić do formy i walić ją przez całą noc jak królik.

— Mam nadzieję, że doceniłeś moje staranie o awans. Tomek.

— Oczywiście. Jeśli tylko przestaniesz w kółko powtarzać moje imię. — Powiedziałem z uśmiechem.

— Spoko. Tomek. — Rzuciła przez ramię, seksownie kręcąc tyłkiem w drodze do drzwi.

— To kiedy podwójna gałka? — Zatrzymałem ją jeszcze przy wyjściu. Słyszałem tylko jak uśmiechnęła się pod nosem i wyszła z mojego gabinetu.

Ten tekst odnotował 28,002 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.7/10 (62 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (8)

0
-3
Tępe chuje, tępa telemarketerka, jak coś. Potwornie niechlujnie piszesz, twoja polonistka wpadłaby w depresję i spaliła się ze wstydu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
MarySue, możesz mnie ukarać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
W końcu na pokątne trafił jakiś żądny kary mężczyzna. Cenna wiedza i cenny nabytek...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O doktorze Żywagowskim lepsze 😉 ciagnij tamto lepiej
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Pawle, gdybym miała cię ukarać za każdy błąd w tym opowiadaniu zajęło by to naprawdę dużo czasu. A także energii. Może jednak zamiast upominać się o karę naucz się poprawnie pisać? Nagradzanie jest milsze od karania, zwłaszcza dla podmiotu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Super. Pisz koniecznie dalej. Pan prezes - boski.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Fajnie się czytało. Bez wysiłku, i całkiem przyjemnie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Najlepsze z trójki opowiadań. Warte kontynuacji. Drobne błędy, ale czytało się dobrze
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.