Ilustracja: Valeriya Boltneva

Czerwone majtki - historia z zagadką. Suplement.

19 maja 2021

Szacowany czas lektury: 31 min

Jak pisałem w komentarzu pierwszego tekstu, nie zmieniłem głównej myśli uzupełnienia historii, która była już spisana przy publikacji pierwszego opowiadania. Dodałem co nieco, co nieco rozwinąłem, ale rozwiązanie zagadki nie uległo zmianie nawet na jotę, takie było od samego początku i tu, dla kogo to istotne, zapewniam o swojej szczerości.

Kto ma ochotę poznać tajemnicę czerwonych majtek - co się z nimi działo i jak się ich los potoczył, ma poniższy tekst. Zapraszam. Kto stworzył swoja wizję scenariusza, ma okazję się przekonać, czy trafił. Ja wiem, kto był blisko. Bardzo blisko. Wręcz trafił w 10.

I jeszcze jedno. Jeśli ktoś nie czytał głównego opowiadania, a chce mieć większą frajdę, niech zacznie od niego, nie od Suplementu.

A skoro to historia z zagadką, to... ;)

Krzysiek położył się na łóżku. Piątkowe wieczory uwielbiał. Mógł do późna grać na konsoli, bo w sobotę nie pozwalał sobie wstawać wcześniej niż o dziesiątej. Rodzice dawali mu w tym względzie spokój.

Odświeżający prysznic sprawił, że postanowił jeszcze obejrzeć coś w telewizji, bo ta nowa strzelanka już mu wychodziła bokiem. W takich sytuacjach sprawdzał się każdy serial, nawet taki z przełomu wieków. Nawet zabawnie mu się oglądało te filmy drugiej kategorii, gdzie jakiś Chuck Norris był supertwardzielem i nie było na niego mocnych. Jednym słowem - tandeta. Ale to dobrze, bo nic nie odwracało jego uwagi od tego, co zazwyczaj w takich sytuacjach robił, a skoro o tej porze już nikt do jego pokoju nie wchodził, zaczął.

Slipy poszły więc w dół, dłoń na członka i po króciutkiej zabawie organ prezentował się niezwykle okazale. Kołdra, w razie alertu, przygotowana na narzucenie na nogi i biodra. Zabawa, aż miło.

Dziś myślał o sąsiadce z pierwszego piętra. Seksownej blondynce po trzydziestce o nieco pełniejszych kształtach, która niby poprosiła go o pomoc w przeniesieniu czegoś ciężkiego, a dziękowała mu za to robieniem loda, a i tak wiedział, że czeka go dużo więcej. Czasem musiał upraszczać te sprośne historyjki. Dziś od razu przeszedł do sceny w jej salonie, gdzie on siedział na sofie jak pasza, a ona siedząc na nim robiła swoje, przy okazji prezentując mu swoje wielkie balony. W rzeczywistości były one niedużymi cycuszkami. Kiedy tylko mu się udawało, dobrze się sąsiadce przyglądał (tego lata polował na nią, kiedy opalała się na balkonie w samym staniku - mmmh!, a później wiadomo) i czasem się dziwił, że taka lekko pełniejszych kształtów sylwetka pani Kamili, nie ma odzwierciedlenia w wielkości cycków.  Ale czego się nie robi w wyobraźni? Ta poprawia wiele i potrafi zmienić przeciętną kobietę w wampa.

Dziś jednak coś nie grało. Trudno mu było dojść. Może to wina szybkiej masturbacji pod prysznicem.

No to tajna broń! - pomyślał i sięgnął za zasłonę, w szczelinę pomiędzy ścianą, a kaloryferem. Już czuł te smagnięcia syntetycznego koronkowego materiału na twardym penisie. Dziś, w jego wyobraźni, byłyby to majteczki pani Kamili z pierwszego pietra, a nie koleżanki siostry. Ten koronkowy gadżet zawsze mu pomagał.

Jednak po chwili kucał, klękał, a finalnie leżał na podłodze z głową pod kaloryferem - jak mechanik pod samochodem i w każdej możliwej pozycji, szukał swojego koronkowego artefaktu. Był pewny, że wcisnął majteczki głębiej, albo zsunęły się w tej wyjątkowej skrytce niżej. Atmosfera się trochę zburzyła, ale wiedział, że szybko wróci do tej właściwej, a nawet będzie jeszcze przyjemniej.

Jak? Kto? Jak to w ogóle możliwe? Gdzie one są!?

Zrezygnował z onanizowania się, bo teraz w głowie napadały go serie myśli, powodujące obawy, lek, panikę, że jutro ten ktoś powie mu parę słów. Leżał na łóżku i wpatrzony w sufit, rozmyślał. 

Szukał więc potencjalnych sprawców.

Pierwszym podejrzanym był tata. Czasem oglądał u niego kanały sportowe, albo jakiś film, kiedy mama okupowała telewizor w salonie. Tata przynajmniej by go zrozumiał - tłumaczył sobie. Trochę - dodał sam od siebie, bo czasem spojrzenie taty go deprymowało. Ale to, chyba, byłby najlepszy scenariusz. Głupio, ale... Ale obciach - podsumował.

Mama? Mama czasem wchodziła do pokoju, ale... Ale ona zawsze mu biadoliła i zrzędziła na bałagan, zarzekała się też, że palcem tu nie ruszy, i tak było, więc... raczej odpadała. Jednak gdyby... to byłaby niezła wpadka. Kiedyś już raz weszła bez pukania do jego pokoju i... zobaczyła za dużo. Przez pół roku dziwnie się czuł, nie chciałby tego powtarzać. Od tamtej wpadki, zawsze już pukała i nawet długo czekała na odpowiedź - tyle z tego wyszło dobrego.  Nie, tylko nie mama - liczył na to, że ktoś gdzieś uwzględni jego życzenie.   

Ida? Też nie najgorszy scenariusz, przynajmniej starszym by nie pisnęła słowa. Jak to brat z siostrą - wiecznie sobie dogryzają, ale w sprawach najwyższej wagi, raczej trzymają razem. Toczyli czasem wojny, ale nigdy nie zauważył, by myszkowała mu w pokoju. On nie mógł tego powiedzieć o sobie. Czasem w przypływie słabości, szperał w jej szufladzie z bielizną. Tylko co sobie pomyśli? Że niby skąd on ma te koronkowe gacie? Powie prawdę - że znalazł w pokoju i już. Kurwa, nie uwierzy! To naprawdę brzmiałoby absurdalnie.

Jeszcze bardziej absurdalnym wydał mu się pomysł, by sama właścicielka wkradła się do jego królestwa i odnalazła miejsce ukrycia skarbu. A może przeszukują mu po pokoju, kiedy czasem po szkole wpadają? - pomyślał o siostrze i jej przyjaciółce.

Długo myślał. Gdyby miał wybierać, zdecydowałby się na wariant ze sprzymierzonymi Idą i Patrycją.

 

Ida jednak miała to gdzieś. Wiedziała, że Krzysiek używa bielizny Patrycji do wyjątkowego "masażu" i czuła z tego tytułu pewnego rodzaju satysfakcję, jakby to był jeden ze sposobów, którym przyjaciółka, choć nieświadomie, odpokutowuje studniówkową noc spędzoną z jej tatą. Co lepsze, wiedziała, gdzie brat chował tę małą szmatkę. Tylko raz sobie pozwoliła poszperać w pokoju brata, długo szukała, ale znalazła. Zostawiła ją jednak tam, gdzie jej miejsce, mając swoistą wewnętrzną satysfakcję. A masz za swoje - myślała o przyjaciółce, wiedząc, że tak naprawdę niczym to nie skutkuje, a kara ma jedynie wymiar symboliczny. Żeby chociaż wiedziała, co Krzysiek z tym robi - zastanowiła się, czy nie powiedzieć Pati, że jej majtki znalazł jej brat i za nic ich nie chce oddać, bo... są mu do czegoś potrzebne. Patrycja domyśliłaby się reszty.

 

Wioleta, jak zapowiadała synowi, do jego pokoju wchodziła tylko w wyjątkowych sytuacjach. Raz w tygodniu podlać kwiaty, bo tylko na tej ścianie domu było tyle słońca, że rośliny ananasowate rosły jak w najlepszych hodowlach. Czasem też, kiedy nastawiała pranie i brakowało jej kilku ciuchów do optymalnego wykorzystania pojemności bębna. Wiedziała, gdzie znaleźć brakującą objętość "brudów". Tyle. Od ponad roku trwała w swoim proteście i w pokoju syna nawet pyłku kurzu nie starła, nie wyniosła ani jednego kubka, talerza, czy niezjedzonego drugiego śniadania z zeszłego tygodnia, nawet tego leżącego na biurku i zdającego się już samoistnie przemieszczać.

 

Robert. Robert wciąż nie miał pojęcia, o czym mówiła Patrycja o poranku po tej szalonej nocy, kiedy całkowicie się zapomniał. Nie dopytywał, ani tamtego dnia, ani nigdy później. Nie miał też pojęcia, że oglądając kolejne szlagiery najlepszych europejskich lig piłkarskich, majteczki jego młodej kochanki tkwią w odległości metra od niego. Zabawne. Tym bardziej, że syn korzysta z nich, myśląc i marząc o tym, co on akurat Patrycji robił. Gdyby mężczyzna je odnalazł, ciekawe, co by z nimi zrobił? Przejął w posiadanie intymną garderobę i skrywał, a wyjmował w chwilach słabości? A może szybko się jej pozbył?

 


 

Wioleta energicznie weszła do pokoju syna. Mogła, bo nadal nie wrócił od Pawła. Jak zawsze pokiwała głową, a wszystko z niezrozumienia tak pielęgnowanego przez Krzyśka bałaganu. Chwyciła leżące na podłodze koszulki, przewieszone przez krzesło jeansy i odruchowo je powąchała, sprawdzając ich świeżość (zazwyczaj potwierdzając ich nieświeżość). O nie! Slipy i skarpety to sam ma zanosić. Nie ruszę! - zarzekła się poirytowana i pominęła te walające się po podłodze części garderoby.

Odsunęła jeszcze firankę, by sprawdzić jak tam jej ukochane bromelie, wyglądały pięknie. Że też takie śliczności rosną w takim gnojowniku - spojrzała na otoczenie, gdzie roztaczał się widok istnego pobojowiska.

I wtedy dostrzegła za kaloryferem coś czerwonego.

Wychowałam bałaganiarza - westchnęła, sięgając po szmatkę, myśląc, że to jakaś zaginiona skarpetka. Chwilę później jej oczy rozbłysnęły zdziwieniem.

 


 

- Idka, wstawaj. Może trochę ogarniesz pokój. Sobota to najlepszy dzień na porządki. I pranie sobie poskładaj i daj na wieszaki - przywitała się jak zwykle energicznym głosem mama.

- Dobra, jeszcze tylko chwilę... - westchnęła nastolatka, obracając się na drugi bok, ostentacyjnie dała tym znać mamie, co myśli. Czy każda matka w soboty koło godziny dziewiątej przeżywa szczyt w produkcji energii i myśli, że zarazi tym innych?

- I bieliznę sobie schowaj. Może się przydać. Chyba chcesz zdać maturę, co? Czasem czegoś nie zgubiłaś? - akcentowała zagadkowo.

To były słowa, które nigdy wcześniej nie padały. Mama nigdy nie rozdzielała prania na kategorie. Pranie równało się wszystko, co przyniosła. Nie było: spodni, bluzek, skarpet, bielizny, zawsze było: "Poskładaj sobie pranie", ewentualnie jeszcze informacja o użyciu wieszaków. I ton głosu był jakiś taki jakby wesoły, zabawny, a zarazem dziwny, jakby była też czymś poruszona. I co to za: "Może się przydać?" Co do tego ma matura? Jaka zguba? "WTF"?

 

Ida była inteligentną dziewczyną, jednak ta cała rozkminka pewien czas trwała. Ale poukładała w końcu puzzle. W sumie wszystko wyszło dobrze, neutralnie, nikt nie ucierpiał. Tak przynajmniej wyglądało. No poza biednym Krzysiem - zaśmiała się Ida, kiedy po zebraniu i złożeniu wszelkich możliwych tropów, podsumowywała swoje małe śledztwo.

 

Jak tylko mama wyszła z pokoju, Ida wstała i podeszła do kupki ciuchów.

Zaśmiała się, kiedy trzymając w rękach nie swoją czerwoną bieliznę, zrozumiała, co mama miała na myśli. Wiedziała, gdzie mama znalazła majtki i zastanawiała się, co sobie mamusia pomyślała o synku? - Parsknęła w zaciszu pokoju, bo dobrze pamiętała obraz, kiedy brat pocierał penisa tą koronkową szmatką. Dobrze, że wtedy mama tego nie odkryła - zachichotała. Zboczuch jeden! - oberwało się bratu. Od tamtego dnia, kiedy zobaczyła go w tej niecodziennej sytuacji, pilnowała swojej szuflady z bielizną i regularnie sprawdzał jej zawartość, czy niczego nie ubyło. Miał szczęście, że nic nie tknął.

Mama nie bardzo chciała jej zdradzić okoliczności, w jakich odkryła zgubę córki. Mieszała się w opisie, zbyt często drapała się po oku i nosie, a Ida doskonale wiedziała, co znaczą te gesty - mama "kręciła", że majtki były za pralką. Kiedyś na lekcji wychowawczej z psychologiem szkolnym omawiali kilka sytuacji, w których znajomość mowy ciała może pomóc. I naprawdę to pomogło. Mama kryła Krzyśka. Myśląc, że to majteczki Idy, nie chciała, by ta miała pretensje do brata za... korzystanie z nich jako podniety, więc wymyśliła historyjkę z pralką. Jakby nie było to, co robiłby, w mniemaniu mamy Krzysiek, byłoby niezłym świństwem. Kochana kobieta.

W sumie dobrze wyszło, bo gdyby mama znalazła te majteczki w swojej sypialni, tata by z tego nie wybrnął, nie ma szans. Przecież jakby to wyglądało, że ukrywa bieliznę córki? Bo tylko tak mógłby to jakoś wytłumaczyć. Pewnie już wolałby powiedzieć prawdę.

 


 

Wioleta po kilku dniach zastanawiania się nad dalszym poprowadzeniem delikatnej sprawy, w końcu podzieliła się problemem z mężem. Nie było jej łatwo, ale musiała o tym pogadać, musiała zrzucić trochę tego ciężaru.

- U Krzyśka znalazłam... czyjąś bieliznę, wyobrażasz sobie? - zaczęła, kiedy leżeli już w łóżku z Robertem. - Czerwoną. Damską - podkreśliła, badawczo spoglądając na męża, jakie emocje to w nim wzbudzi, i czy w ogóle. Robert, jej zdaniem, był zbyt liberalny w tych sprawach.

- Co? U Krzyśka w pokoju? Jak...? - zareagował przesadnym wzburzeniem, ale zamaskował to po chwili łagodnym, wręcz żartobliwym głosem, mówiąc z dumą: - No!, wreszcie.

- To były czerwone majtki - studniówkowe - zrobiła budującą napięcie pauzę i dodała: - Idy - przybrała wyraz twarzy poważnie zaniepokojonej mamy.

Robert analizował i trawił tę informację. Nie chciał wracać do studniówkowej nocy i wprowadzić wątek nocującej Patrycji, bo tego żona najwyraźniej nie brała pod uwagę. W sumie minęło kilka tygodni, więc... wiadomo, lepiej było tego nie ruszać.

- A skąd wiesz, że Idy? Może... Zresztą to... tylko... majtki - udał nieporuszonego informacją.

- Nie no... Ja ci mówię o takich rzeczach, a ty jak zawsze wszystko bagatelizujesz. Ta solidarność plemników mnie dobija - wzburzyła się. - To była bielizna. Robert, rozumiesz? Bielizna jego siostry. Nie chcę nawet myśleć, co z nią robił - kiwała głową, nie dopuszczając do głosu wizji, które same się tworzyły w jej głowie. Raz przecież przyłapała syna na masturbacji, kilka razy zdawało jej się, że za drzwiami pokoju to robił, a teraz jeszcze te majtki Idy. Dla rodzica to naprawdę trudne.

- To tylko szmatka. Ma pewnie trudny okres i jakoś... stara sobie z tym radzić. Wiem coś o tym - próbował uspokoić żonę. - Mówisz czerwona? Hym! - zastanowił się i cwaniacko uśmiechnął. - Więc... może założysz dziś ten czerwony komplecik? Wiesz jak go lubię - zręcznie zmienił temat rozmowy i to nie tylko z powodu niewygodnej i ryzykownej dyskusji.

- Robert! To poważna sprawa - zaznaczyła obruszona jego wesołymi tekstami.

- Daj chłopakowi spokój. To normalne w jego wieku. Uwierz mi. Dla niego to po prostu czyjeś majteczki, ważne, że dziewczęce, a nie bielizna siostry. Tego jestem pewien - odwracał uwagę i starał się uspokoić zatroskaną mamę. - Poważną sprawę to mamy tutaj - odkrył kołdrę, pod którą wyraźnie było widać, o czym była mowa. - Założysz? - przypomniał swoją prośbę i pochylając się w stronę małżonki, pocałował ją w szyję. - No załóż - trącał jej włosy nosem i przygryzając małżowinę uszną, szeptał, powtarzając prośbę aż do znudzenia.

- Ten czerwony mówisz? - upewniła się, zawstydzona swoją uległością, ale też miała ochotę na seks. Może nie tak wyrafinowany, jak się teraz zanosiło, ale ostatnio mu odmówiła, więc dziś nie wypadało. Poza tym chciała choć przez chwilę już nie myśleć o wyolbrzymionym przez siebie problemie z Krzyśkiem.

Robert nie posiadał się ze szczęścia, bo partnerka jakby zgadzała się na jego propozycję. Przez ciało przebiegły prądy ekscytacji. Wioleta wyglądała w tym kompleciku bombowo, zawsze go rozpalała do koloru tej erotycznej bielizny - ognistej czerwieni. Wycięte majteczki, stanik bez żadnych wypełniaczy i wkładek. Mmmh! Pończochy zakładała rzadko, zazwyczaj kiedy mogli dłużej poszaleć, więc dziś na to nie liczył, bo dzieciaki były w domu, ale sama myśl o koronkach i nylonowej mgiełce na nogach doprowadzały go do szaleństwa. Wyglądała wtedy jak rasowa dziwka, ale dziś wystarczyłoby, gdyby tylko wskoczyła w część tej erotycznej kreacji, bo na szaleństwa nie było szans.

- Yhym! - mruknął radośnie z nadzieją.

- Sama nie wiem. Może być gdzieś indziej, a nie w mojej szafie. Na przykład... wiemy gdzie - poczyniła wtręt, zdobywając się na czarny humor. Ale: "Dajmy chłopakowi spokój. To normalne w jego wieku" - cytowała z przesadną pompą słowa męża. Zaśmiała się dopiero po chwili, kiedy nacieszyła się już nagrodą - posmutniałą miną męża. - Na szczęście... - dodała po dłuższej chwili ciszy - wiem, że jest na swoim miejscu - uśmiechnęła się pojednawczo.

Wstała, wyszperała coś z szafy, spojrzeniem i zagadkową miną uspokoiła Roberta, a po chwili  zarzuciła na ramię biały szlafrok i ściskając coś w dłoni, udała się do łazienki. Ten jej uśmieszek mówił wszystko - będzie seks.

 

- Dobranoc - mruknęła przez szparę drzwi do pokoju syna i je zamknęła. Usłyszała podobną odpowiedź. - Dobranoc - szepnęła po wykonaniu kilku kroków, patrząc na czytającą książkę w trakcie oglądania jakiegoś filmu córkę. "Pa mamo. Do jutra" - usłyszała w odpowiedzi.

Sprawdziła. Dzieci już były na odpowiednim etapie szykowania się do snu.

Zamykając drzwi do pokoju Idy, przy cichym kliknięciu zapadki zamka, wpadł jej do głowy absurdalny pomysł, bo wciąż myślała o znalezionych czerwonych studniówkowych majtkach. A co tam! Czasem można - ucieszyła się na powziętą decyzję i stojąc przed sypialnią, szybko ustalała jakiś ogólny plan działania. Była z siebie dumna, że wciąż czasem potrafi sama siebie zaskoczyć, a na bank dziś też męża.

 

W sypialni było ciemno. Paliła się tylko lampka dająca tyle światła, co nieduża świeca. Lubiła, jak Robert robił nastrój. Zazwyczaj kiedy byli sami w domu i się zabawiali, w pokoju robiło się jasno jak w dzień, bo on lubił, ale dziś przygotował romantyczny wariant - dla niej. Dobrze na nią działało intymne światło, on to wiedział. Kiedy ciało ma kilka niedoskonałości, światło nie jest sprzymierzeńcem.

Bardzo powoli rozwiązywała pasek, by mąż pragnął jej jeszcze bardziej, by się niecierpliwił, by w myślach zrywał z niej okrycie.

Zrzuciła szlafrok, a oczy leżącego na łóżku partnera błysnęły. Naprawdę uwielbiał ją w takich fatałaszkach i czuła to na każdym skrawku skóry, na którą spoglądał. Sama widziała jak jej sutki przebijają się przez mgiełkę koronki, czuła mrowienie w pochwie, miała ochotę na namiętne pocałunki. Czuła tę różnicę, kiedy zakładała coś seksownego, a kiedy robią to spontanicznie dla rozładowania emocji. Wtedy nawet jej piersi nie muszą być jak te młodych dziewczyn, widoczne na udach bruzdki skórne również nie muszą się nagle wygładzić, ani nieduże fałdki na brzuchu, by Robert ją pożerał wzrokiem, a jego dłonie zachwycały się jej ciałem. Wtedy niczego nie musiała się wstydzić.

A może zagrać mu na nosie i trochę się z nim podrażnić? - zaśmiała się w myślach. Nie! Jak się bawić, to bawić - ustaliła sama ze sobą i...

Na początku nie wiedział, co ma sobie myśleć. Zatkało go. Stał się podejrzliwy, nawet poczuł spore obawy. Jak się coś przeskrobało, myśli kierowały się właśnie w stronę obaw, teraz nawet lęku. A on miał za uszami... sporo. W głowie już tworzył scenariusz, w którym żona wytknie mu wszystko, choć nie miał pojęcia, skąd mogłaby cokolwiek wiedzieć. Od Patrycji? Ale jak? Dlaczego? Dziwił się, bo dziewczyna nie miała w tym żadnego interesu, a cała ta sprawa tamtej nocy, między nimi się rozwiała, jak dym na otwartej przestrzeni. Był między nimi niezły ogień, ale w tę jedną noc się całkowicie wypalił, a dym... wiadomo. Nic po nim nie zostało. Nic poza bielizną, ale same majtki nie mogły mieć nic do tego, o niczym nie mówiły, zresztą i tak podejrzenie poszło na Krzyśka.

Ale Wioleta wciąż leżała tyłem do niego na boku, jakby celowo jeszcze wypinając tyłek w stronę męża. Wzory mocno wyciętej koronki jakby stanowiły erotyczny tatuaż, a gładząca je dłoń, stawała się nie do opanowania, jakby zyskała swoją odrębną świadomość. Obraz jak z niedawnego skoku w bok, kiedy Pati obróciła się tyłem i odsłoniła swoją szczupłą i kształtną dupcię, której nie był w stanie się oprzeć. Tyłeczek żony był wyraźnie większy, ale nęcący jak ten małolaty.

Westchnął, kiedy wjechał dłonią pomiędzy sklejone uda i poczuł pod palcami ciepło i miękkość plastycznego sromu, na który napierały jego palce. Nie było mu łatwo się tam rozpychać, bo nogi żony jakby nie chciały mu pomóc. I wtedy znowu się przeraził. Co jest, kurwa!?    

- Zmęczyła mnie ta nasza studniówka - szepnęła, a Robertowi, na brzmienie słowa - "studniówka", serce dudniło jak toczący się po skarpie oderwany od góry głaz. - Zrób to szybko i idźmy spać - mruknęła zaspanym i jakby obojętnym głosem, ale jednocześnie wyczuwało się w nim energię, podniecenie i dobry humor, a na pewno nie oczekiwanie szybkiej roboty. Dopiero wtedy odetchnął. Zrozumiał - taka gierka. Kochana jest! - krzyczał w myślach, z trudem zsuwając czerwone majtki z krągłości, na których wciąż zaciskały się jego szpony.

- A... twoi rodzice nie usłyszą? - Zadając to pytanie, zaśmiał się, bo nawet próbując brzmieć prawdziwie, nie był w stanie dłużej niż chwilę utrzymać powagi. Podjął rzuconą rękawicę.

Zaczął wspominać ich studniówkę, na którą poszli razem, tyle że bal zakończyli każde w swoim domu. Obecny scenariusz mocno go rozpalił. Wciąż masował wilgotną cipkę, szurał główką prącia po bruzdkach sromu, tylko markując pchnięcia, których już od pewnego czasu oczekiwała żona. A on nadal brodził tylko nabrzmiałym kapeluszem żołędzi po pełnych śluzu wypustkach przedsionka pochwy, a odgłosy prześlizgiwania się już obojga doprowadzało do białej gorączki. Ale czekał, czekał aż żona poprosi  go o wepchniecie w nią gotowy do działania tłok.

- Zerżniesz mnie w końcu? - wzburzyła się i celowo użyła ostrych słów, które do niej nijak pasowały. Kiedy stawała się niegrzeczna, Robert nigdy nie był w stanie dłużej wytrzymywać swoich prowokacji. Wiele razy komplikowała mu plany w trakcie takich podchodów, wystarczało użyć kilka kluczowych sprośności, a on jadł jej z ręki. Dziś zabrzmiała jak wyuzdana i znudzona prostytutka.

Zrolowane majtki zatrzymały się w okolicy kolan, kilka sprośnych słówek już cichutko rzuciła, a teraz czuła, jak jego biodra szybko, ale cicho, dobijają się do pośladków, a dłoń przez delikatną koronkę ściska cycka jak wyciskaną z wody gąbkę. Wciąż mruczał jej do ucha, jaka ona jest wspaniała i nie tylko to.

- Ale jesteś ciasna, mmmh - mruczał jej do ucha, zazwyczaj wtedy przyspieszał i zatapiał palce na piersiach lub fałdzie biodrowej, dla których jego szpony były bezlitosne. Oczywiście, że przypominały mu się też inne sytuacje, w których używał podobnych zwrotów. Ale dziś wręcz je od siebie odganiał, dziś pieprzył się z żoną, nawet nie chciał myśleć o Patrycji.

Powtarzał słowa o ciasnym zakątku za każdym razem, kiedy zmieniali pozycję. Biorąc ją na klęczkach od tyłu, kiedy cieszył się jej dosiadami i nawet posuwając ją klasycznie, jak w czasie swojej ostatniej wizyty u Patrycji, kiedy już nie miał ochoty i sił na seks. Wtedy już tylko przygniatał ją ciałem i marzył o impulsie, który da mu upragniony wytrysk. Ukochana udawała, że jego pała jest wielka, że ją trochę boli, ale że da radę. I marszczyła twarz, jak przy największym wysiłku i poświeceniu. On znowu pytał, czy jej nie boli, ona wciąż odpowiadała, że tylko trochę. Kochał ją taką z całych sił.

Podobały jej się te sprośności i cała zabawa w abiturientów, choć wiedziała, że prawda jest inna - ani ona ciasna, ani mąż ogromny. Ważne, że głowa interpretowała te gierki właściwie. Robert brzmiał niezwykle prawdziwie i to przeniosło ją prawie dwie dekady w czasie wstecz, kiedy zaczynali współżyć.

Była sobie wdzięczna, że nie odgoniła tego pomysłu, że założyła erotyczną bieliznę, że poczuła płomień pożądania, że potrafią się czasem tak zabawić. Tak powinno wyglądać małżeńskie pożycie - myślała, dysząc w zalepiającą jej usta dłoń, w czasie niebotycznego orgazmu. A po chwili przyjmowała wytrysk Roberta w usta i  to z przyjemnością - sama go przywołała.

 

Pewnie, że zrobili to tej nocy dwa razy. Nie odpuścił jej, a ona nie protestowała. Uwielbiała, kiedy zaczynał oralnie, a "69" kochała.

Drugi stosunek trwał chyba z pół godziny. Doszła jeszcze trzykrotnie.

 

A Robert. Robert każdym pchnięciem, każda pieszczotą, każdym spojrzeniem, i nawet sprośnymi słówkami, które żona pragnęła słyszeć, przepraszał ją za głupotę, którą popełnił. Całował tęsknie niezbyt już jędrne piersi, zasysał sutki z jeszcze większym głodem niż robił to Patrycji. Mimo że cipka Wiolety nie była ciasna, dla niego był doskonała, a znajomość terenu była czymś, co pozwalało mu na skupieniu się na sprawianie ukochanej przyjemności, wręcz rozkoszy, a nie zaspokajaniu swoich zachcianek. Kochał tę doskonałą kobietę, mamę, doświadczoną kurtyzanę, a niekiedy wręcz dziwkę. Teraz, patrząc na szczere grymasy ekstatycznego bałaganu w zmysłach żony, doceniał to z podwójną mocą i potrójnie jej to oddawał, tym razem nie tylko pchnięciami, ale namiętnymi pocałunkami.

O poranku się tylko roześmiali.

 


 

W dzień przed pierwszym pisemnym egzaminem maturalnym, przyjaciółki spotkały się w ulubionej kawiarni, by odpocząć od książek i notatek z polskiego. Zamówiły małe piwo, z dumą okazały dowód, a przy stoliku prowadziły ożywioną dyskusję na miałkie tematy i dzieliły się plotkami. Każdy związany z nauką temat ucinały, jak tylko się zorientowały, że zaczynają o tym mówić.

- Dzięki. Fajnie było tak wypełznąć z pokoju - oznajmiła na zakończenie Ida, dziękując Pati za wesołe towarzystwo.

- Spoko, mi też się przydało - uśmiechnęła się towarzyszka. - Stresujesz się? - spojrzała tym razem poważnie.

- Nie - zaprzeczyła. - No może trochę - wyznała. - Ale spokojnie - roześmiała się - czarodziejskie majtki zrobią swoje - poklepała się po pośladkach, jakby już je miała na sobie. - I podwiązki nie zapomnij. Pamiętaj, na drugiej nodze - przypomniała zwyczaj.

- Tak, wiem. - Odpowiedź Patrycji nie była jakaś szczególnie wesoła. Obie wiedziały dlaczego, choć Pati nie była tego świadoma.

Ida nie wytrzymała. Szkoda jej się zrobiło przyjaciółki, była zbyt empatyczna, nie chciała, by się psychicznie męczyła. Zabobony, przesądy, zwyczaje - każdy wie, że to ściema, ale czasem wiara w nadprzyrodzone moce czegokolwiek (choćby czerwonych majtek) bardzo pomagała, a przynamniej uspokajała.

- Trzymaj. Przyda się - podała przyjaciółce małą prezentową torebeczkę, w której niedawno sama dostała prezent od Olka. - Na przyszłość... pilnuj takich rzeczy - poradziła.

Podekscytowana Patrycja zajrzała do torebeczki i uśmiech wesołej i zaskoczonej niespodziewanym prezentem nastolatki, zamienił się w konsternację. Dziewczyna spojrzała badawczo na przyjaciółkę i nie wiedziała, co ma powiedzieć. Przez moment poczuła ścisk w brzuchu i ukłucie w klatce piersiowej. Czyżby Ida znała prawdę? Ale jak?

- Jak? Skąd...? - pytała spanikowana Pati, a jej oczy biegały wszędzie, tylko nie po szukających kontaktu oczach Idy. - Szukałam ich... Gdzie... były? - dopytała zawstydzona i przestraszona zarazem, by nie usłyszeć czasem tego, czego nie chciała usłyszeć. Już chciała za wszystko przepraszać, ale przyjaciółka weszła jej w słowo i zaczęła coś tłumaczyć.

Ida wymyśliła jakąś historyjkę, o majtkach w poszewce kołdry, co Patrycję trochę zdziwiło, bo sprawdzała nawet w takich miejscach, i to nie raz. Teraz już sama zgłupiała, bo Ida wciąż patrzyła na nią życzliwie. Nawet nie pytała jej, dlaczego wtedy zdjęła majtki, a takie pytanie samo się przecież nasuwało. A ona jakby nic tłumaczyła coś tym, że mama wyciągnęła z szafy pościel i zakładając poszwę na kołdrę, natknęła się na taką niespodziankę. I po prostu pomyślała, że to bielizna córki i przyniosła jej do pokoju.

      

Czerwone majtki stały się dla wielu niezwykle ważne, były jak zmieniający właściciela talizman.

Dzięki nim Pati nigdy nie zapomniała studniówkowej nocy, a zyskane doświadczenie cieszyło kolejnych partnerów. Ryzykowne i przyjemne z pożytecznym.  

Dla małżonków były nowym impulsem w ich łóżkowych relacjach, bo "studniówkową noc" powtarzali kilka razy w roku. Gdyby nie te majteczki, Wioleta nigdy by nie wpadła na tak ciekawy pomysł na seks. A to był tylko początek. Z czasem wcielała się w różne role. Mąż nie posiadał się ze szczęścia, Wioleta często też, i to wielokrotnie.

Dla Roberta ta cała sprawa bielizny Patrycji była doświadczeniem, które zmieniło jego postrzeganie związku i uświadomiło mu, jak wiele przez jeden głupi wybryk mógł stracić. Dziękował opatrzności, że sprawa zakończyła się bezboleśnie. Musiało się tak stać - przekonywał siebie, że tylko ulegniecie pokusie, pozwoliło mu się jej wyzbyć, widząc w tych chwilach słabości iskrę do rozwoju i docenienia uczucia do żony. No i korzystał z profitów, które zyskiwał dzięki odmienionej żonie. Robert zyskał chyba najwięcej. Szczęściarz.

Ida, poza trzymaną tajemnicą, zyskała wdzięczność Olka, bo podglądając tatę uprawiającego seks z Patrycją, sama wprowadziła pewne rozwiązania w ich współżyciu, dostrzegając w seksie to, czego nie widziały jej koleżanki - świetną zabawę, żadne poświecenie. Chłopak naprawdę był jej wdzięczny. Oj bardzo. A w razie czego, miała haka na przyjaciółkę i tatę. Obserwowała ich, ale widziała jak tata szalał za mamą, a Pati obojętnie patrzyła na jej ojca, jak na niechciane wspomnienie, więc Ida zakopała ten sekret bardzo głęboko. Nawet zbliżyły się z Pati jeszcze bardziej. Sama wiedza o tym wszystkim była pewną wartością dodaną.   

Jedyną osobą, która coś straciła, była... wiadomo kto.

 

EPILOG

 

Pewnego dnia Ida wybierała się do Olka. Jak nic spotkanie pachniało seksem. Szukała w szufladzie czarnych stringów, które kiedyś od niego dostała na walentynki, ale nigdzie ich nie było. Były te czerwone, białe i granatowe, a czarne tylko te, których nie lubiła. Ogólnie nie przepadała za tego typu majteczkami, ale Olek ją poprosił, więc... mając wizję, że znowu będzie zdejmował jej bieliznę zębami, chciała ją na sobie mieć. Wiedziała, że tych od niego, ani nie dawała do prania, ani ich nie używała, a wczoraj jeszcze były - sprawdzała, bo już się wtedy umówili na randkę i je przygotowała. A dziś wieczorem ich nie było.

Ja pierdolę, nie wierzę! - kręciła w niezrozumieniu głową. Winna mogła być tylko jedna osoba.

 

...zgadnijcie, kto?

 

     

Ten tekst odnotował 19,318 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.92/10 (26 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (5)

+1
0
No to się rozwiązała zagadka czerwonych majteczek. I mamy nowa zagadkę 😉

W jednym akapicie coś się porobiło dziwaczego. najpierw wskoczyło jakieś jakby zmieniające sens zdania na mało sensowny: " bo partnerka jakby zgadzała się na jego propozycję". Potem się urodziła jakaś dziwaka: "Wyglądała wtedy jak rasowa dziwaka".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde
We wspomnianym akapicie nic bym nie zmienił. Myślę, że nie wyrywając tych zdań z kontekstu i śledząc kolejność zdarzeń, całość jest logiczna. A już się bałem 😉
A nowa zagadka to taki punkt wyjścia, gdyby... Może kiedyś powstanie opowiadanie - Czarne stringi - historia z zagadką? W sumie już pewien pomysł na to mam 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jeśli to celowe zabiegi, to nie zmieniaj. Spoczko. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O, pani Wioleta w akcji. Super!
Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Sam studniówkę miałem niezbyt udaną i naprawdę miło było wczuć się zarówno w sytuację Patrycji jak i pana Roberta. Zrobić sobie takie małe erotyczne katharsis.

Pomyślmy.
Historia Idy i Pati posiada pewne domknięcie wątków. Podobnie jest z historią zdrady pana Roberta. Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o pani Wiolecie, tutaj widać pewne rozbudzenie potrzeb (zapowiedź cyklicznej zabawy w studniówkę w przyszłości). Pojawia się również postać pani Kamili. Tutaj ewentualne majteczki można sobie, przy okazji pomocy w przeniesieniu jakiegoś ciężkiego przedmiotu, przywłaszczyć.
Podejrzany jest jeden. Najpierw sytuacja z majtkami Patrycji, silne podniecenie a potem strach przed zdemaskowaniem przez mamę (to też można odczytać pozytywnie, wszak nieraz człowiek szuka podobnych doznań bycia przestraszonym np. oglądając horrory), potem być może hyc siostrowe majtki? Łatwa robótka. Potem być może majtki mamy? albo pończochy, te trudniej zgubić a poprzeczkę trzeba podnosić... zwieńczeniem kariery domowego złodziejaszka byłaby robota stulecia - skok na bieliźniarkę pani Kamili.
Zdecydowanie, mój głos na Krzyśka!

Sąsiadka która schodzi na rozmowę do mamy i demaskuje złodzieja, tutaj jest duży potencjał na opisanie takiej sytuacji w ciekawy sposób.
Czekamy na Czarne majtki! To trzeba opisać!

@CichyPisarz
Autorze tak z ciekawości, ile mniej więcej czasu zajmuje Ci stworzenie i zredagowanie takiego opowiadania?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Erotyczna69
Po pierwsze gratuluję, bo trafiłaś z wariantem 😉
Co do czasu pisania to... różnie. Nie ma reguły, ale to opowiadanie poszło mi dość szybko. Wszystko zależy od weny, a ta była. Nigdy nie liczyłem, ile godzin to trwa. Tu od pomysłu, przez redagowanie, do publikacji minął ponad tydzień, ale też nie każdego dnia miałem czas na korektę i kosmetykę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.