Czat (II)
2 października 2015
Szacowany czas lektury: 7 min
Z dedykacją dla Mojego Kochanego (Tak Dawidzie, dla ciebie...)
By wszyscy uwierzyli w istnienie faceta idealnego...
To ostatnia część, nie będę kontynuować tej serii.
[…]
Ona: Właśnie się obudziłam…
On: Śniło się Tobie coś?
Ona :Nie ale jak się budziłam... Jakiś niebyt i myśli związane z tobą..
On: ?
Ona: Wyobrażałam sobie twoje ręce obejmujące mnie pewnego słonecznego poranka
On: ... i?
Ona: A później, że budzę się wtulona w ciebie, ty obejmujesz mnie ramieniem, a ja leniwie jeżdżę palcami po twoim torsie i brzuszku, coraz śmielej zapuszczając się niżej...
On: ... hm...
Ona: ... Aż natrafiam ręką na twoją szablę, ty zadrżałeś, a ja nie odpuściłam...
On: ... tak, nie odpuszczaj, proszę...
Ona: Nie odpuszczę, póki nie dojdziesz, bądź pewny...
On: Jaką ciepłą masz dłoń...
Ona: Ty cieplejszą masz szablę, unosi się jakby niepewnie...
On: Lecz tęsknie wtulona w gładkość Twojej dłoni...
Ona: Aksamitna skórka...
On: Hmmmmmmmmmmmm...
Ona: Dotykam twoich jąder, dwie kuleczki w woreczku jakby się ślizgają w palcach...
On: Tak, głaszcz, pieść
Ona: Będę... Wracam do twojego miecza...
On: aahhhhhhhh
Ona: Muskam twoje pachwiny i uda
On: Jak cudownie, pieść
Ona: Pieszczę dalej...
On: Nie... nie przestawaj...
Ona: Nie przestaję, muskam go cały czas...
On: Obejmij dłonią...
Ona: Obejmuję...
On: Pieść, pieść całego, pieść wilgotny czubek... pieść jądra, pieść u nasady… weź, weź w obie dłonie...
Ona: Klękam, obejmuję go drugą ręką, po chwili przenoszę ją na jądra... A tamtą ruszam w górę i dół...
On: Co czujesz...?
Ona: Jakieś podniecenie...
On: Chcesz spróbować tej wilgoci...?
Ona: Nie jestem pewna...
On: Więc nie, jeżeli nie chcesz. Wysuń z ukrycia jego czubek, delikatnie... lekko skórkę w dół
Ona: Zsuwam z czubka skórkę...
On: Śmiało... niech główka uwolni się i ujrzy świat i Twoje oczy...
Ona: Uwalnia się... Jakby truskawka...
On: Trochę jak liczi, odarte ze skórki... tylko różowe... widzisz tę szczelinkę na czubku, z której kropelkami spływa przezroczysty sok... ?
Ona: Widzę...
On: I to małe pasemko od szczelinki, jakby struna napięta łącząca ze zsuniętą skórką? Kto to nazwał wędzidełkiem...
Ona: Widzę...
On: Dotknij je leciutko palcem, delikatnie pogłaszcz, jest takie krótkie jak opuszek palca...
Ona: Dotykam niepewnie...
On: Śmiało, lecz delikatnie... czujesz jak lekko drgnęła szabla i jakby ciut stwardniała?
Ona: Czuję... I dotykam jeszcze raz, zaczynam głaskać...
On: Zbierz paluszkami trochę tego soku ze szczelinki, ujmij palcami czubek, i pogłaszcz czubek dookoła paluszkami... tak, jakbyś sprawdzała śliweczkę...
Ona: Rozsmarować?
On: Tak, po czubku, ujmując paluszkami od góry... i zatocz paluszkami dookoła czubka...
Ona: Zbieram obserwując cię i rozprowadzam po czubku…
On: Teraz zbierz soczek całymi palcami i obejmując szablę, opuszkiem kciuka pieść to wędzidełko, a pozostałymi palcami otocz szablę i przesuwaj w dół do jąder i do góry... drugą dłonią chwyć jądra od dołu, ujmij palcami, zamknij lekko dłoń i masuj je. I lekko masuj drugą rączką szable, leciuteńko głaszcząc kciukiem wędzidełko
Ona: Robię tak, kochany, słucham cię i pieszczę wędzidełko, drugą ręką na zmianę zajmuję się jądrami i szablą...
On: Chwyć szablę jedną dłonią, otaczając palcami. Drugą wnętrzem przesuń po wilgotnym, mokrym czubku i zbierz sok
On: Przytknij swoja dłoń wilgotną stroną do czubka, lekko "zamknij", a drugą chwyć szablę i zacznij kolistym ruchem ocierać czubek o wilgotną twoją dłoń
Ona: Chwytam i otaczam palcami, drugą zbieram twój sok i przytykam do czubka, chwytam go drugą ręką i ocieram czubek o dłoń...
On: Kołysz, ocieraj, pieść...
Ona: Kołyszę, ocieram, pieszczę...
On: I ujmij go delikatnie palcami od góry i przesuwaj palcami w dół i w górę, przesuwając skórkę, w dół tak głęboko, aż czubek dotknie Twojej dłoni... I do góry... i znowu palcami do dołu. Druga ręką pieść jądra
Najpierw powoli i coraz szybciej. Jakbyś chciał zatrzymać gdy palce ku dołowi zmierzają i jakbyś chciała wypuścić, gdy ku górze
Czujesz, jak nabrzmiewa i twardnieje? Jak jądra rozpychają się w woreczku?
Ona: Ujmuję, przesuwam skórkę powoli, nabierając wprawy i pewności... I pieszczę twoje jądra... I przyspieszam... Nie da się nie czuć...
On: Czujesz jakby z tyłu była taka "gruba" żyła... To nie żyła... To rozszerzający się kanał między jądrami i szczeliną czubka... Ale nie martw się, jeszcze nie, jeszcze nie... pieść, pieść tak dalej, szybko i miarowo
Ona: Pieszczę dalej, przyspieszam stopniowo
On: czy już chcesz czy jeszcze trochę...?
Ona: A ty?
On: Ty decydujesz...
Ona: Już...
On: Więc przyspiesz i druga dłonią dotykając jąder głaszcz palcami dół szabli. A drugą coraz śmielej w dół i do góry lekko pocierając czubek, szybciej... miarowo… biodra uciekają, taniec motyli w podbrzuszu szaleńczy...
jeszcze, jeszcze nie przestawaj
Ona: Przyspieszam i pocieram czubek, zajmuję się trzonem... szybciej i mocniej...
On: Gotowe do skoku, wszystko twardnieje, kanał się napełnia, szczelina lekko rozszerza
unosi do przodu, do góry, czuję, czuję, jak nadchodzi
Ona: Szybciej...
Pat............
ry............
cja............
Ko............
cha............
na............
Ona: Michale…
On: Przytul się, przytul się mocno...
Ona: Przytulam się... Byłeś tak cudownie spięty...
On: Kochana Moja, Cudowna...
Ona: Piękny, idealny, gładki... Jak posąg boga...
On: Nie bogiem, lecz kochankiem Twoim.
[…]
On: Pieszczę Cię, całuję, piersi Twoje tak śliczne, i biodra tak ufne
Ona: Kochany... Nie przestawaj, tak mi cudownie...
On: Twoje łono tak spragnione i usta tęsknie moich poszukują
Jakaż ud Twoich gładkość i gorąco z nich bije
Ona: Tak... Nie wychodź już stamtąd...
On: Moje dłoni wilgotnych Twoich płatków dotykają... odnajdują perełkę, która jak oblubienica z lampką oliwną na spotkanie oblubieńca wysunęła się przed ogród
pieszczą ją, rozkosznie się pręży do przodu podając. I biodra Twoje drżą, łono spazmem wstrząsane
Ona: Rozkosz i odprężenie w jednym... Tak mi dobrze...
On: Jak badacz jeden, kompanem mu drugi palec, za nimi trzeci kroku stara im się dorównać. Wchodzą, wpływają wcale się nie rozpychając… Ten trzeci wrócił by perełkę pocieszyć, wszak cię nie zostawiamy, lecz do ogrodu twojego chcemy wejść
Ona: Wchodźcie...
On: Zapach twoich soków pragnienie wzmaga... Na chwilę więc krótką z wołaniem wrócimy, do ust moich, by wonią i smakiem przecudnym zmysły jeszcze bardziej upoić.
Ustami jeszcze za nimi podążam, lecz oni szybko, tak szybko do skarbca zdążają. Tam ciepło, tam cudownie, spieszymy by orchidee i wszystkie kwiecie nawet jeszcze nie nazwane poznać i dotknąć i musnąć, do rozkosznego konterdansa poprowadzić...
I rytm miarowo trzymając, to przyspieszą, to spowolnią, to ku głębi, to ku wrotom zdążają, coraz śmielej sobie poczynają. Figury przednie i w bok, i koło, i dookoła i z wdziękiem przyklękną, to powstaną
Ona: Wiercę się w rozkosznych męczarniach
On: Cóż to, ach cóż to czy ziemia drży cała, czy grawitacja jeszcze działa
I szum, i westchnienie, i drżenie raz za razem. Bramy wrót to jakby zamknąć i zacisnąć chciały. Tak mocno i tak delikatnie zarazem krzywdy nikomu nie czyniąc, bo rozkoszy są wyrazem
Ona: Rozpływam się...
On: Nad językiem nie panuję, cóż słowa, cóż gramatyka i ortografia, gdy uniesieniem wzniesiony jest wszechświat nieskończony? Niech i taką twa rozkosz pozostanie
Ona: Szybciej, głębiej...
On: Twe biodra, twoje łono tak rozkosznie drży i falują na boki i ku mnie
nie kontredans ci już, nie gawot nawet, lecz taniec przy którym gwiazdy w wirze jedno się łączą. Co wiruje, co tańczy, co drży, co szaleńczo pulsuje
Ona: Słów mi brak, najdroższy...
On: I jeszcze i głębiej i na wszystkie boki, to razem, to rozbiegamy się na boki, to ku przodowi, w głąb i na chwilę jakby z powrotem. Żadne, żadne urządzenie tej szybkości nie zmierzy
Ona: Wiję się, jęczę... Twoje dłonie takie cudowne... Męskie ale delikatne... Palce zwinne jak u pianisty...
On: Krzycz, wołaj, wij się, przytulaj, otaczaj udami, piersi przyciskaj i szalej, bo nie szaleństwo to, lecz radość rozkoszy… Ukochana
Ona: Tracę kontrolę nad sobą...
On: Ja cię trzyma, otaczam, nie bój się, zaufaj
Ona: Ufam...
Lecz sobie nie ufam...
On: Spazmy twe czuję. Zatrać się, bo to nie zatracenie, lecz pełnia. Ja Tobie ufam, ufaj mnie, a nie stracisz ufności wobec siebie.
Ona: Zatracam się, tonę w ekstazie...
On: Trzymam Cię, nie utoniesz, bo nie ocean to, lecz przestworza pragnienia
Jestem tu, wnikam w Ciebie. Jestem Tobą, Ty mną... jak pięknie, jak cudownie
Ona: Jeszcze nie ratuj, nie wyciągaj mnie... Co za silne uczucie
On: Nie ratuję, nie wyciągam, jestem z Tobą, przy Tobie, chcę byś doznała wszystkich doznań jakich nikt nie pozna, jakie tym niezwykłym uniesieniem poczuć się dają
Ona: Bądź... Chcę być przy tobie...
On: Jestem... I ja chcę byś była...
Ona: Chcę ci dać tyle samo przyjemności, ale nie potrafię...
On: Potrafisz dać więcej niż sobie wyobrażasz. I dajesz mi więcej niż sobie wyobrażasz. Tyle czasu szukałem, tyle miejsc odwiedziłem. I jak tułacz bez celu, gdy nadzieję już straciłem... Spotkałem Ciebie. Gdy już ani wiary, ani nadziei.
[…]