Córka Architekta (I)

18 listopada 2018

Opowiadanie z serii:
Córka Architekta

Szacowany czas lektury: 20 min

Wielce rad będę za wszelkie wyłapane błędy ortograficzne, gramtyczne, stylistyczne i logiczne. Mile widziane także inne sugestie (na przykład odnośnie tagów).

To nie był mój szczęśliwy dzień. Najpierw zaspałem i ledwo co zdążyłem do pracy. W południe potknąłem się, niosąc obiad. Musiałem dosłownie obejść się smakiem. A później dostałem reprymendę od szefa za obrażenie klientów. A to wcale nie była moja wina, to tamta starsza pani nie dała sobie wytłumaczyć, że nie jestem pracownikiem banku, w którym ona ma konto... Zdaniem szefa powinienem był z nią porozmawiać i podsunąć jej do podpisania naszą umowę. A teraz jeszcze pada deszcz. Pędziłem na przystanek, ale już widziałem jak autobus odjeżdża.

– Jak pech, to pech – wydyszałem ciężko i schowałem się pod wiatą.

Stała tam już dziewczyna z parasolem. Była ładną blondynką z niebieskimi oczami. Pewnie nie raz w swoim życiu musiała nasłuchać się durnych dowcipów o blondynkach. Wyglądała, jakby wracała z pracy lub ze szkoły. Miała coś koło dwudziestu lat. Stała sztywno i patrzyła przed siebie nie zwracając uwagi na mokrego faceta, który się na nią gapi.

– Przepraszam, „siedemnastka” już jechała? – zapytałem, uprzednio rzuciwszy okiem na rozkład jazdy. Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę i uśmiechnęła się lekko. To był naprawdę ładny uśmiech.

– Tak – odpowiedziała.

– Ale mam dziś niełatwy dzień. Choć jedno mogłoby mi się udać – uniosłem ręce w protestacyjnym geście ku niebiosom.

– Mówi się trudno i czeka na następny – poradziła. – Jutro ma być już ładniej.

– Oby. Tak w ogóle, Dawid jestem.

– Alicja – podała mi dłoń. Z jej torebki wystawała okładka „Mistrza i Małgorzaty”.

– Literatura z górnej półki – oceniłem.

– Nadrabiam zaległości.

Zaczęliśmy rozmawiać o książkach i naszych ulubionych autorach. Nie byłem zbyt oczytanym człowiekiem, ale pomyślałem sobie, że skoro mam okazję pobyć z tak fajną dziewczyną, to warto się wysilić i przypomnieć sobie, co przeczytałem w swoim życiu. Skończyło się na tym, że wsiadłem z nią do autobusu, choć jechała w zupełnie inną stronę niż ja. Zorientowałem się dopiero w połowie drogi. Zaprosiła mnie do siebie. I nagle ten dzień stał się jednym z najszczęśliwszych w moim życiu.


Od tamtego dnia upłynęły już dwa lata. Alicja była moją narzeczoną i już za miesiąc mieliśmy brać ślub. Wprowadziła się do mnie, choć mieszkałem w bloku. Bałem się, że nie będzie zadowolona z tak małego lokalu, a na większe nie było mnie stać. Już odkładałem pieniądze na zakup domu albo po prostu większego lokum, ale z moimi zarobkami nie mogłem liczyć, że prędko nazbieram wystarczającą kwotę. Oboje pracowaliśmy, ustaliliśmy więc, że mniej więcej dwa lata po ślubie weźmiemy kredyt na zakup własnej nieruchomości, w której urządzimy swoje gniazdo rodzinne.

Alicja nie pamiętała swojej matki, ta podobno zostawiła ich, gdy miała dwa latka. Wychowywała się tylko z ojcem. Nazywał się Baltazar i był żwawym staruszkiem z ogromnym poczuciem humoru. Nieco dziwaczny typ, ale wkupiłem się w jego łaski opowiadając kawały. Mieszkał w dużym domu pełnym dziwacznych wynalazków. Konstruował różne urządzenia, które działały, choć według mojej wiedzy żadną miarą nie powinny.

– Spójrz, Dawidzie – powiedział podsuwając mi coś, co wyglądało jak czajnik z żarówką. – Nazwałem to oddymiacz. Jeśli w pomieszczeniu będzie dym lub para wodna, zostanie tutaj wessany, a ciśnienie w pomieszczeniu nie powinno ulec wielkiej zmianie. Zresztą, sam zobacz.

Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i zapalił ją. To znaczy, tak jakby, bo na samej zapalniczce ogień się nie pojawił. Zapaliły się za to wszystkie świece i kadzidełka, które wcześniej rozłożył. Dwie minuty później pokój był pełen dymu. Baltazar uruchomił oddymiacz i cała szara smuga została natychmiastowo wessana. Nie poczułem nawet niewielkiego podmuchu wiatru.

– Wspaniałe – powiedziałem z grzeczności. Jego wynalazki wywierały na mnie średnie wrażenie i nie widziałem dla nich praktycznego zastosowania. Wyjątkiem była tylko ta tacka z lewitującymi ciastkami, bo akurat za to odkrycie zasłużył na pokojowego Nobla. Baltazar dobrze wiedział, że tak naprawdę przychodziłem tu dla Alicji, ale nie przeszkadzało mu to w chwaleniu się swoimi wynalazkami. A ja starałem się być dla niego miłym, w końcu był moim przyszłym teściem.


Baltazar mieszkał w willi na wzgórzu. Nigdy nie pytałem, skąd ma tyle pieniędzy. Podejrzewałem, że sprzedawał swoje patenty i z tego się utrzymywał. Nie słyszałem, żeby prowadził jakąś zarobkową działalność sensu stricto. Bardzo często majstrował w swoim warsztacie albo przesiadywał nad książkami w bibliotece, ale na pewno nie wyjeżdżał do pracy. Żył trochę na odludziu, ale był naprawdę sympatycznym człowiekiem. Miał już kompletnie siwe włosy i niemałą brodę, ale pozostawał rześki. Uwielbiał żartować. Praktycznie wszystko, co znajdowało się w jego domu, sam zbudował. Począwszy od dzwonka do drzwi imitującego bicie dzwonów, aż po system obrotu wodą. Chwalił się, że opracował nową metodę, która nawet najbardziej zabrudzoną wodę czyni zdatną do picia. Mam nadzieję, że na mnie tego nie testował.

Zaproszenie od niego przyjąłem z lekkim niepokojem. Podkreślił, żebym przyszedł sam, bez Alicji. Miał mi coś ważnego do przekazania.

– Usiądź, proszę – pokazał na fotel. – Zaraz przyniosę melisę, to się napijemy.

– Ależ nie trzeba, proszę się nie kłopotać...

Po chwili wrócił z kuchni, z tacką z dwoma filiżankami melisy.

– Muszę ci powiedzieć coś naprawdę ważnego. Ale najpierw, czy ty wierzysz w rzeczy, które przeczą prawom fizyki?

– Nie rozumiem...

– Czy wierzysz w niemożliwe?

Ach, zapewne chodzi mu o miłość. W końcu oddaje mi swoją córkę. Widocznie to jedna z tych męskich rozmów.

– Tak, wierzę.

– Dobrze, będzie łatwiej. Opowiem ci to w dużym skrócie i bez zbędnych szczegółów. Słuchaj uważnie i weź to sobie do serca. Zatem... – chrząknął i zaczął wykład. – Tak naprawdę jestem Architektem. To znaczy, kimś w rodzaju maga lub czarnoksiężnika. Lubię przeprowadzać eksperymenty i choć nie powinienem był tego robić, to wiele lat temu stworzyłem człowieka. Coś pokroju homunkulusa – powiedział z pełną powagą. Zmieszałem się lekko, ale trzymałem język za zębami. – Tym człowiekiem jest moja córka Alicja. Dlatego muszę cię ostrzec o pewnych, hm, zasadach. – Wyciągnął spod fotela drewnianą szkatułkę. Przyłożył swój sygnet do zamka, ten się otworzył. Moim oczom ukazały się dwa urządzenia. – Oto jest pilot do Alicji. Będziesz jej mężem, do ciebie będzie należała troska o jej szczęście, więc jest twój. Oddaję ci go.

– Pilot do Alicji? – powtórzyłem niepewnie. To pewnie metafora, oto ojciec oddaje mi swoją córkę. Sprawdza, czym jestem gotów o nią zadbać. Chyba.

– Tak. Jest twój – podał mi urządzenie. Drugie, na pozór identyczne, zostało w pudełku. – Alicja nie wie, że została stworzona. Sądzi, że jest zwykłym człowiekiem i chyba lepiej, by tak zostało. Korzystaj z tego pilota mądrze, bo gdy będziesz się nieodpowiedzialnie bawił, możesz wiele zepsuć. Zależy mi na jej szczęściu. Jest moim dzieckiem i najdoskonalszym dziełem.

– Rozumiem – pokiwałem głową.

– A teraz informacje szczegółowe. Po pierwsze, jej wola jest tak samo wolna, jak u każdego innego człowieka, z wyjątkiem poleceń pilota. Jeśli będziesz chciał ją całkowicie uwolnić, wystarczy, że zniszczysz pilot. Po drugie, jej ciało jest normalnym ciałem ludzkim, więc spokojnie możecie mieć zdrowe i piękne dzieci. Nadążasz za mną? – zapytał, dziwnie mi się przyglądając.

– Tak, tak, oczywiście – przytaknąłem bezmyślnie.

– Alicja posiada także funkcję, którą można nazwać procedurą samozniszczenia. Uruchamia ją sama, nieświadomie, gdy poziom jej szczęścia spadnie zbyt nisko. To miało ją zabezpieczyć, a także skłonić mnie do większej troski – westchnął smutno i zamyślił się na chwilę. Nie przerywałem. To pewnie kolejna część metafory. W skrócie: dbaj o nią. – Jeśli jednak poziom jej szczęścia spadnie, może go podnieść na tej strzałce – wskazał na przycisk na pilocie. – Analogicznie druga strzałka go obniża. Pamiętaj jednak, że te działania są sztuczne, mają więc mocno ograniczony zakres działania. Nie trwają wiecznie. Jej umysł będzie dążył do przywrócenia stanu poprzedniego. Zyskasz jednak czas, który możesz przeznaczyć na poprawienie jej nastroju. Nie załatwisz więc wszystkiego siedząc na kanapie i bawiąc się guzikami. Czy na razie wszystko jasne?

– Jak najbardziej – przytaknąłem.

– To najważniejsze mamy za sobą. Gdyby jednak coś jej się stało, miała wypadek i lekarze powiedzą, że nie mogą jej pomóc, zatrzymaj jej świadomość i czym prędzej przywieź ją do mnie. Może będę mógł ją naprawić. Tak długo dopóki masz pilota, jest to możliwe. A teraz praktyczniejsze rzeczy – zadowolony klasnął w dłonie. – Tu jest głośność. Każda kobieta powinna mieć taką funkcję – zaśmiał się. – Oznacza, że nie tylko będzie głośniej lub ciszej mówić, ale także się zachowywać. Jeśli na przykład słucha muzyki, a ty zwiększysz głośność, Alicja odruchowo podkręci muzykę. A gdy chcesz, by chodziła na paluszkach, po prostu przycisz. Ale znów, pamiętaj, będzie dążyła do naturalnego stanu, więc zyskasz tylko chwilę spokoju.

– Fajnie by było – zaśmiałem się. Ach ten Baltazar, jak już coś wymyśli... – A ten duży przycisk na środku?

– Włącz-wyłącz, to najważniejszy przycisk. Rzecz jasna, będzie oddychała i tak dalej, bo przecież nie chcielibyśmy jej zabić, ale wyłącza jej świadomość i spowalnia procesy życiowe. Po włączeniu nie będzie pamiętała, co się z nią działo. To niezbędne, jeśli chce się ją naprawić. Kiedy jest wyłączona, ta lampka świeci na czerwono. Nie nadużywaj tego, bo w końcu zacznie się zastanawiać, co się z nią działo w czasie, z którego nic nie zapamiętała. Tak w ogóle, tu po boku jest blokada. Przesuwasz ją w górę i pilot jest aktywny. Jeśli krótko po naciśnięciu przycisków wyłączysz pilot, komendy zostaną anulowane. Na wszelki wypadek zostawiaj go jednak zablokowanym, bo przypadkowe naciśnięcie może spowodować poważne tarapaty. Pilot nie ma baterii, czerpie energię z istoty, która go używa. Czyli w tym wypadku z ciebie. Nie ma limitu zasięgu.

– Aha – przytaknąłem. Teraz się już nieco pogubiłem. Brak limitu zasięgu jeszcze rozumiem, ale ta blokada co niby oznacza?

– Ten czerwony przycisk to przywoływanie. Alicja będzie chciała znaleźć się w zasięgu pięciu metrów od pilota, ale to nie jest komenda bezwarunkowa. Jeśli z jakiegoś powodu będzie odczuwała przymus pozostania w miejscu, nie przyjdzie. Natomiast cała reszta guzików nie jest już aż tak przydatna. Próbowałem wgrać jej wiele funkcji, ale to nie takie proste. Poza tym, jeśli pojawiają się wadliwe kody, to bardzo łatwo mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Jeśli koniecznie będziesz chciał, to tu – podał mi podręczną książeczkę, która wyglądała jak te miniaturowe opracowania z cytatami – jest szczegółowa instrukcja obsługi. Czyta się ją od końca, od prawej do lewej. Nikomu nie przekazuj pilota, to ważne. Czy wszystko zrozumiałeś?

– Tak... tak sądzę. Mam dbać o szczęście Alicji, nikomu nie oddawać pilota do niej i nie bawić się nią – podsumowałem.

– Właśnie. Może i jest moim dziełem, ale kocham ją jak swoją prawdziwą córkę. Ale ty jesteś porządnym gościem, ufam ci – poklepał mnie po ramieniu.

– Dziękuję.


Usiedliśmy razem przy stole. Wprost umierałem z głodu.

– Czego chciał mój tata? – zapytała podając mi talerz z jajecznicą.

– Dziękuję. Opowiadał mi o tobie – machnąłem ręką. – Przypomniał mi, że mam robić wszystko, byś była szczęśliwa.

– Teraz jestem – uśmiechnęła się. Miała taką niewinną, wręcz dziecięcą twarz. Była bardzo pogodną osobą, której śmiech potrafił rozjaśnić nawet najczarniejszy dzień.

– Czasami aż zapominam, jakim jestem szczęściarzem, że mam ciebie – pochwyciłem jej rękę.

Tak, byłem wielkim szczęściarzem. Jestem szarym człowiekiem, który niczym się nie wyróżnia. Nie jestem ani zbyt mądry, ani zbyt przystojny, ani zbyt utalentowany, a już na pewno nie jestem w ogóle bogaty. A jednak ta wspaniała dziewczyna wybrała mnie. Jeśli to nie jest szczęście, to co nim jest?

– Dzisiaj twoja kolej zmywania – powiedziała odchodząc od stołu.

Przeciągnąłem się leniwie. Coś wypadło z mojej kieszeni. Pilot. Nieduże, ciężkie urządzenie. Gdyby życie było takie proste, że wystarczy nacisnąć na guzik i o! Wcisnąłem czerwony. Alicja weszła do kuchni i rozejrzała się.

– Chcesz czegoś? – zapytałem chowając pilot.

– Nie, ja tak tylko... – Cmoknęła mnie w policzek i wróciła do pokoju.

Hm, nieważne. Schowałem pilota i zabrałem się za zmywanie naczyń.


Nie trzymaliśmy się sztywno konserwatywnych konwenansów. Nie tylko mieszkaliśmy razem przed ślubem, ale też dzieliliśmy łoże. W dzisiejszych czasach nikogo to już nie oburzało.

– Może przygarniemy psa ze schroniska? – zapytała kładąc się do snu.

– Czemu nie – odparłem, ale szczerze powiedziawszy byłem przeciw. Pies wymaga jednak trochę uwagi. Kiedy się przebierałem, z mojej kieszeni znów wypadł pilot. Pobawiłem się nim chwilę w dłoni i odłożyłem go na stolik przy łóżku. Niech sobie leży.

Wskoczyłem do łóżka. Chwilę leżeliśmy w ciszy. Coś mi jednak chodziło po głowie.

– Alicja? – zapytałem i przytuliłem się do niej. Nie odpowiedziała. – Alicja?

Kompletny brak reakcji. Potrząsłem nią lekko, ale nic się nie zmieniło. Pocałowałem jej szyję. Nie zareagowała. Przesunąłem dłonie na piersi. Miałem ochotę troszkę baraszkować. Zignorowała mnie. Zacząłem śpiewać jej imię do ucha, ale ciągle nic. Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Przygryzałem jej uszy, ale dzisiaj mnie olewała.

– Nie przestanę, jeśli nie zaprotestujesz – postraszyłem.

Całowałem ją czule po szyi i policzkach, a moje ręce ugniatały jej piersi. Znudzony trochę brakiem odwzajemnionej pasji, zszedłem niżej. Czekając na jej protest zacząłem wsuwać rękę w jej spodenki. Pomasowałem krocze, ale ona nawet nie westchnęła. Szybkim ruchem podwinąłem bluzkę. Nie oponowała. Przewróciłem ją na plecy. Opadła bezwiednie. Jej oczy były lekko zamglone. Odskoczyłem przerażony.

– Alicja? Alicja! – szarpnąłem ją mocniej.

Zmierzyłem jej puls. Tętno w normie. Oddech spokojny, regularny. Zemdlała? Straciła przytomność? Nie mogłem jej obudzić. Zacząłem się poważnie martwić. Już miałem zadzwonić na pogotowie, kiedy zauważyłem, że na stoliku coś świeci. Czerwona lampka na pilocie, który dostałem dziś od Baltazara. Zaraz, co to oznaczało? Przewertowałem wspomnienia... To znaczy, że jej świadomość jest teraz wyłączona. Poważnie? Nacisnąłem największy guzik na pilocie.

– Ech – westchnęła moja narzeczona poprawiając swoją pozycję do snu. Zamarłem. – Czym się tam bawisz? – zapytała.

– Niczym – odparłem pośpiesznie chowając pilota.

Położyłem się i udawałem, że zasnąłem. Ale tak naprawdę w głowie miałem natłok myśli. Co to oznacza? Że moja Alicja jest humunus... humanus... humonos... sztucznym człowiekiem? Powinienem się bać?


Wysłałem Alicji esemesa, że z pracy wrócę dziś nieco później, bo mam do załatwienia parę oficjalnych spraw. Moją głowę zaprzątały różnorakie myśli, ale dało je się podsumować pytaniem: „Na jakim świecie my żyjemy?”. Przez to rozkojarzenie, co chwilę popełniałem błędy, a tu literówka, a tu nie ta rubryka. Byłem szarym pracownikiem banku, oferowałem ludziom lokaty, udzielałem informacji o opłatach i tym podobne sprawy. Nie lubiłem swojej pracy, była nudna i niesatysfakcjonująca. Mój szef był prawdziwą mendą społeczną. Za to współpracownicy byli mili. Zarabiałem niedużo, ale pieniędzy wystarczało na godziwe życie. I miałem stabilne zatrudnienie. Coś za coś.

Po wyjściu z banku od razu pobiegłem na przystanek. Baltazar mieszkał za miastem. Między innymi dlatego Alicja chciała jak najszybciej się do mnie wprowadzić; miała teraz bliżej do pracy. Nie posiadałem samochodu, prawo jazdy zdałem z ledwością i nie czułem się pewnie za kółkiem. Byłem skazany na komunikację publiczną.

Trochę czasu zleciało zanim dotarłem do bramy domu Baltazara. Uderzyłem kołatką. Zapewne dźwięk dzwonów rozległ się teraz po pokojach. Z murku wysunęła się trąbka.

– Kto tam? – zapytał elektryczny głos.

– To ja, Dawid. Mam parę pytań.

Brama otworzyła się na oścież. Popędziłem do domu. Jeśli Baltazar nie siedział na swoim ulubionym fotelu, to był w pracowni. Rzadko bywał w innym miejscu. Tym razem była to pracownia. Przyglądał się miniaturowej karocy i drapał się po brodzie.

– Czy ośki wytrzymają? Czy nie dojdzie do gwałtownej zmiany ciśnienia? – myślał na głos.

– Mam parę pytań – powtórzyłem. – Ten pilot... naprawdę działa? – Wyciągnąłem z kieszeni urządzenie, żeby nie było wątpliwości o czym mówię.

– To raczej niemożliwe, żeby się zepsuł. Jest bardzo wytrzymały...

– Naprawdę można za jego pomocą sterować Alicją? – wszedłem mu wpół zdania.

– O nie – zaprzeczył. – To raczej coś w rodzaju pomocy serwisowej niż kontrolera. Alicja jest jednostką w pełni autonomiczną, ma własną wolę.

– Czyli to prawda, że sam ją zbudowałeś? – zadałem najważniejsze pytanie.

– Nie, nie zbudowałem. Stworzyłem. Dlaczego wydajesz się taki zaskoczony? Wczoraj przecież ci wszystko opowiedziałem – zdziwił się, tak jakby miał ku temu faktyczny powód.

– Bo... – nie byłem w stanie wymyślić przekonującej wymówki. Zresztą, to teraz było mało ważne. – Nie wierzyłem, że to prawda. A jednak. Ten pilot działa. To, co mi wczoraj opowiedziałeś, to wszystko jest prawdą.

– Owszem. Ale to nie jest powód do zmartwień – odłożył narzędzia i podszedł do mnie. – Przyjrzałem ci się dokładnie. Kochasz Alicję, prawda? Ona także cię polubiła. To był jej wybór. Jesteście razem szczęśliwi, czym tu się martwić?

– Jednak nie co dzień słyszy się, że można nacisnąć guzik i... No po prostu to niezwykłe!

– Są takie momenty, kiedy niezwykłe staje się najbardziej zwyczajną rzeczą jaka się nam przytrafia – zaśmiał się.

– Jeśli Alicja jest tylko twoim dziełem, to po co w zasadzie ją stworzyłeś? – usiadłem na stoliku.

– Eksperymenty, ciekawość, to wystarczy. Fajnie jest stworzyć coś, co działa, nawet, gdy jest to zabronione... Może i nie jest moją rodzoną córką, to jednak jest moim dzieckiem. Trzecim dzieckiem – westchnął.

– Trzecim? – pochwyciłem. Z tego co mi opowiadała, jest jedynaczką.

– Pierwszy był syn. Niestety, zabiła go wada konstrukcyjna. Potem postawiłem na córki, były mniej narażone... Ale nie będę cię zanudzał – zmienił temat. – Zapewniam, że Alicja jest idealna i nie stanowi zagrożenia.

– Ech... – zmartwiłem się. To wszystko było trochę poplątane.

– Jeśli się boisz, zniszcz pilota. Musisz go zgnieść lub dokładnie spalić, a dla pewności jedno i drugie. Pamiętaj tylko, że wtedy nie będę mógł już jej w żaden sposób pomóc, gdyby nie daj Bóg, doszło do jakiegoś nieszczęścia.

– Rozumiem.

W drodze powrotnej przeszedłem się na dłuższy spacer. Musiałem to wszystko sobie na spokojnie poukładać w głowie. To niewielkie urządzenie, które trzymałem w swoich rękach, może uratować kiedyś życie mojej żony. Ale może też posłużyć... no właśnie, do czego?


Wszedłem do domu i nawet nie zdjąłem butów. Stanąłem w progu kuchni i patrzyłem jak Alicja zmywa naczynia. Obróciła lekko głowę w moją stronę. Zanim zdążyła coś powiedzieć, nacisnąłem guzik i zatrzymałem jej świadomość.

Chciałem sprawdzić, czy to wszystko aby mi się tylko nie wydawało. Przestała się ruszać. Zamarła będąc lekko wypiętą w moją stronę, z rękami w wodzie. Zbliżyłem się ostrożnie i pomachałem jej przed oczami. Brak reakcji. Chuchnąłem w ucho. Zawsze mówiła, że ją to łaskocze. Brak reakcji. Dotknąłem czoła. Ciepłe. Tak jak wczoraj, sprawdziłem tętno i oddech. Wszystko w porządku. Czyli ja naprawdę miałem pilota do mojej narzeczonej!..

Jednak Baltazar miał rację. Skoro mnie polubiła i skoro ja ją kocham, to nie ma czym się zamartwiać. Ja dzierżyłem cały panel kontrolny, ja byłem teraz jej właścicielem... To znaczy, mężem... Znaczy, przyszłym... Lecz to poczucie władzy, pełnej wręcz kontroli nad nią, uderzyło mi do głowy utrudniając racjonalne myślenie. Aż musiałem usiąść. Spojrzałem na Alicję. Wypinała się lekko w moją stronę. Miała na sobie krótką domową spódniczkę. Wyglądała w niej bardzo seksownie. W zasadzie jak dla mnie we wszystkim wyglądała seksownie, ale ta spódniczka była dosyć fikuśna. Choć całkiem możliwe, że byłem jedynym, który tak uważał.

Podszedłem i klepnąłem ją w tyłek. Normalnie odwróciłaby się i pewnie chlupnęłaby we mnie wodą. A teraz... Poczułem przypływ podniecenia. Ona nic nie będzie pamiętać, nawet nie dowie się, że ją dotknąłem. Moja ręka powędrowała na jej nagie udo. Delikatnie głaskałem jej nogę. Skóra była idealnie gładka. W końcu dłoń powędrowała wyżej. Ścisnąłem mocno jej pośladek.

– Uff – odetchnąłem ciężko. Musiałem to sobie powiedzieć na głos. – Nie powinieneś brachu tego robić. Jest twoją narzeczoną, jeśli chcesz, poproś, a na pewno sama ci da...

Podwinąłem jej spódniczkę. Alicja miała dziś na sobie zwykłe białe majtki, ale ona wyglądała dobrze we wszystkim, jej tyłek także... Ukląkłem przed nią i cmoknąłem udo. Ta zabawa zaczynała mi się podobać. Ciekawe, czy jej ciało drgnie, gdy poczuje mój subtelny dotyk. Zjechałem na kostki i delikatnie je masowałem. A potem po nóżce do góry. Polizałem wewnętrzną stronę jej ud. Zawsze miałem szczególną słabość do długich i zgrabnych kobiecych nóg. Gdyby jeszcze miała na sobie pończochy, to bym totalnie odleciał. Jeśli Alicja została stworzona przez człowieka, to nic dziwnego, że ma takie doskonałe ciało. Żaden rzeźbiarz przecież nie popełnia celowo błędów bojąc się stworzyć dzieło zbyt doskonałe. Złapałem dziewczynę w pasie i odsunąłem ją lekko od zlewu. Jej ciało było sztywne, ale dało się nim wygodnie manipulować. Połaskotałem ją, ale nie było odruchu. Jak widać, aktywne pozostawały tylko niezbędne do przeżycia funkcje.

Do umycia został jej tylko ostatni talerz, ale to będzie musiało zaczekać. Pocałowałem ją. Nie reagowała. Opuściłem lekko jej żuchwę i wsunąłem swój język do środka. Rany, zupełnie jakbym ją molestował! Z drugiej strony, mogłem to robić bezkarnie, w końcu była moja, czyż nie...?

Opory szybko zanikały. Nieporadnie ściągnąłem jej bluzkę i bez ceregieli odpiąłem stanik. Zbędne ciuchy rzuciłem na podłogę. Zachwyciłem się widokiem. Już po chwili żarłocznie ugniatałem jej piersi. Bawiłem się jak dzieciak nową zabawką. Widywałem ją nagą już nie raz, zdarzyło nam się różnie zabawiać, ale teraz było zupełnie inaczej. Jakbym odkrywał ją na nowo. Całowałem jej piersi. Brodawki lekko zesztywniały.

– A na to akurat twoje ciało reaguje, co? – zaśmiałem się. Jej podniecenie byłoby zapewne większe, gdyby miała włączoną świadomość. Bądź co bądź, teraz efekt był minimalny.

Ssałem sutki jak niemowlak. Sam nie wiem, co mnie bardziej nakręcało, nagi biust Alicji, czy poczucie bezkarności. Miała dorodne i jędrne półkule w rozmiarze D. Bawiłem się nimi teraz na wszelkie możliwe sposoby. Niedbale je tarmosiłem liżąc pępek. Zapragnąłem czegoś więcej.

Zgiąłem ją bardziej w pół. Nie mogłem dłużej czekać. Opuściłem jej majtki do połowy ud. Przyjrzałem się lubieżnie wzgórkowi z niewielkim paskiem zarostu. Tam, gdzie zaczynała się szparka włosy zanikały zupełnie. Cóż za piękny widok! Przejechałem językiem po całej długości. Rozpiąłem rozporek i wyciągnąłem na wierzch swojego członka. Przejechałem nim po podbrzuszu Alicji. Byłem zbyt napalony, żeby to odwlekać. Wbiłem się mocno. Posuwałem ją szybko i dziko. Wiedziałem, że to co teraz robię to w zasadzie gwałt, ale niezbyt mnie to w tej chwili obchodziło. Liczyło się tylko moje spełnienie. Ja tu byłem panem sytuacji. Złapałem Alicję za włosy. Nigdy nie przepadała za brutalnym seksem, gniewała się, gdy używałem za dużo siły. Teraz miałem to gdzieś. Moje, wszystko moje! Moje spełnienie, moja narzeczona, mój pilot! Zabawa nie trwała długo. Złapałem ją za biodra, wbiłem się mocniej i wypełniłem ją wszystkim co miałem. To było dla mnie zupełnie nowe doznanie.

Kiedy skończyłem, przyszła chwila opamiętania. Zdałem sobie sprawę, że przegiąłem. Naszły mnie wyrzuty sumienia. Szybko ubrałem narzeczoną. Miałem cichą nadzieję, że niczego nie zauważy. Później odstawiłem ją do zlewu. Woda była już kompletnie zimna, ale to mało istotne. Gdy już wszystko było na swoim miejscu, stanąłem w progu kuchni i nacisnąłem guzik.

W pierwszej chwili kolana Alicji się ugięły i o mało co nie upadła. Podtrzymała się jednak zlewu. Jęknęła bezgłośnie. Wyglądała na zaskoczoną. Zacisnęła uda. Musiała przecież czuć to, co w niej zostawiłem.

– Wróciłem, kochanie – krzyknąłem radośnie. – Cieszysz się na mój widok?

– Oczy-oczywiście – odpowiedziała z trudem. Niedbale umyła talerz i pobiegła do łazienki.

A ja wolałem udawać, że nic się nie stało.


Miałem poważny dylemat etyczny. Szczerze kochałem Alicję. Uwielbiałem jej śmiech. Zawsze stała po mojej stronie, potrafiła mnie pocieszyć, kiedy zachodziła taka potrzeba. Nigdy by mnie nie skrzywdziła i ja także nie chciałem przysparzać jej cierpień. Z drugiej strony nie mogłem się pozbyć przekonania, że moja żona jest tylko kolejnym produktem lekko stukniętego, acz genialnego teścia. Nie chciałem jej traktować przedmiotowo, choć władza kusiła. Byłem ciekaw innych opcji tego pilota. W końcu miał tyle przycisków...

Okazjonalnie eksperymentowałem nad skutkami poszczególnych funkcji. Regulacja głośności działała bez zarzutu, ale Alicja bardzo rzadko na mnie krzyczała, nie miałem więc potrzeby tego używać. W wolnej chwili przestudiowałem więc instrukcję obsługi pilota. Każda strona książeczki odpowiadała jednemu guzikowi. Przycisk podpisany jako „R” miał daną chwilę mocno wyryć w jej pamięci, ale dopisek Baltazara informował, że skuteczność tego programu jest niska. Przy „trybie bojowym” napisano ostrzeżenie, żeby go nie używać i żadnych więcej wyjaśnień. Część guzików nie miała w ogóle przypisanej funkcji, co oznaczało, że nie wywierały żadnych skutków. Nie posądzałem Baltazara o jakiekolwiek sprośności wobec Alicji, pilot nie posiadał ani jednego seksualnego programu. Cóż, kiedy ma się taką dziewczynę, to już niczego więcej nie potrzeba.

Szczerze, poczucie tak wielkiej kontroli nad drugim człowiekiem jest niezwykłą pokusą. Kwestią czasu pozostawało, kiedy ulegnę.

Ten tekst odnotował 26,508 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.83/10 (29 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (10)

+1
0
Zapowiada się ciekawie. Myślę, że jeden z tagów mógłby nosić nazwę ALTERNATYWNA RZECZYWISTOŚĆ. Chyba każdy facet chciałby mieć takiego pilota. Wtedy ten do telewizora leżałby zakurzony 🙂 Rozumiem, że kontynuacja już wkrótce?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Pierwszy akapit:
Przecinki:

W południe potknąłem się [,] niosąc obiad. Musiałem dosłownie obejść się smakiem. A później dostałem reprymendę od szefa, [bez] za obrażenie klientów.


ale już widziałem [,] jak autobus odjeżdża.


Gramatyka:

A teraz jeszcze padał deszcz.

Jeśli "teraz" to "pada" a nie "padał".

Dalej:

Wyglądała [,] jakby wracała z pracy lub ze szkoły.


– Mówi się trudno i czeka się na następy

bez drugiego się

przypomnieć sobie [,] co przeczytałem w swoim życiu.


Alicja była moją narzeczoną i już za miesiąc bierzemy ślub.

bałagan czasowy.

Już odkładałem pieniądze ... ale z moimi zarobkami potrwa to parę lat.

też bałagan
...

Ciekawy pomysł! Szkoda, że to tylko wstęp. Wolałbym skończone opowiadanie.
Trzymam kciuki za poprawki techniczne i kontynuację!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję za wskazanie błędów. Całość jest już w zasadzie napisana (ok. 60 stron), ale lubię krótkie rozdziały, dlatego fragmenty nie są zbyt obszerne (są wyodrębnione na podstawie akcji). Lecz jeśli dłuższe sprawdzają się lepiej, mogę je połączyć. Historia powinna się przecież spodobać przede wszystkim czytelnikom.
Wbrew pozorom, możliwość skorzystania z pilota nie będzie tu głównym watkiem. Arcydziełem raczej to nie będzie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
To ja też dorzucę swoje trzy grosze, a może nawet trzydzieści groszy 😉

Przepraszam, siedemnastka już jechała? – zapytałem uprzednio rzuciwszy okiem na rozkład jazdy.


Przepraszam, [„]siedemnastka[”] już jechała? – zapytałem[,] uprzednio rzuciwszy okiem na rozkład jazdy.
Nie jestem pewny cudzysłowu, ale że chodzi o linię nr 17, to wydaje mi się, że powinien być.

sensu stricte


sensu stricto
https://www.ekorekta24.pl/sensu-stricto-sensu-stricte-czy-samo-stricte-jak-pisac-i-co-to-znaczy/

Bałem się, że nie będzie zadowolona z tak małego lokalu, a na większe nie było mnie stać. Już odkładałem pieniądze na zakup domu albo po prostu większego lokum, ale z moimi zarobkami potrwa to parę lat.


I trochę dalej:

Zarabiałem niedużo, ale wystarczająco.


Pomijając zastrzeżenie MrHyde, w pierwszym zdaniu sugerujesz (choć nie wprost), że bohater nie zarabia najlepiej. Z drugiego zdania wynika, że jednak zarabia świetnie, skoro odkłada na własny dom i może liczyć na zakup w niedalekiej perspektywie. A z trzeciego, że nie nie ma szansy na własny dom… Mnie tu coś zgrzyta.

system obrotu wody


A nie „wodą”?

Nadążasz za mną? – zapytał dziwnie mi się przyglądając


Zapytał, dziwnie mi się przyglądając, czy zapytał dziwnie, mi się przyglądając?

pytaniem „na jakim świecie my żyjemy?”


Wydaje mi się, że po zamknięciu cudzysłowu powinna być kropka, bo cudzysłów sam w sobie nie kończy zdania.

Dlaczego wydajesz się być taki zaskoczony?


Błędne sformułowanie. Dlaczego wydajesz się taki zaskoczony?

Ale Baltazar miał rację.
Ale to poczucie władzy
Ale teraz…
Ale ona wyglądała
Ale mogłem to robić bezkarnie
Ale władza kusiła


Od „ale” nie zaczyna się zdania (wyjątkiem mogą być dialogi).

Skoro mnie polubiła, i skoro ja ją kocham,


Pierwszy przecinek niepotrzebny.

która tak uważał


który

Tarmosiłem je niedbale liżąc jej pępek.


Tarmosił niedbale czy niedbale lizał?

Alicja bardzo rzadko po mnie krzyczała


Czy „na mnie”?

Ale kiedy ma się taką dziewczynę
Ale szczerze


Szczerze mówiąc, to gdy ma się taką dziewczynę, to nie używa się „ale” na początku zdania i to zdanie po zdaniu 😉

Jeśli się boisz, zniszcz pilota. Musisz go zgnieść lub dokładnie spalić, a dla pewności jedno i drugie. Pamiętaj tylko, że wtedy nie będę mógł już jej w żaden sposób pomóc


Hm. Podobno drugi pilot został w pudełku: Drugie, identyczne, zostało w pudełku. Poza tym wystarczyłoby zwrócić Baltazarowi pilot, aby w razie czego mógł pomóc Alicji. Wygląda mi to na błąd logiczny w opowiadaniu.

Ogólnie opowiadanie niezwykle intrygujące, jeśli udźwigniesz jego ciężar w dalszych częściach, to będzie dobrze. Rozczarowała mnie tylko końcówka, a mianowicie gwałt, mówiąc po imieniu. Miałem nadzieję, że jako autor powstrzymasz bohatera w ostatniej chwili, chyba że… hm… chyba że też nie masz pełnej władzy nad nim podobnie jak on nad Alicją. Kto wie… Podobno wszyscy żyjemy w jakimś Matrixie 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
dodam jeszcze grosik do pilota. Lepiej napisać "zniszcz pilot" zamiast "zniszcz pilota". Chodzi ci przecież o przedmiot a nie o człowieka - woźnicę pojazdu powietrznego. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję za pomoc. Muszę jeszcze popracować nad zachowaniem czasu przeszłego (dzięki, MrHyde, za zwrócenie na to uwagi) i nadużywaniem zwrotu "ale".
Kolejne poprawki wdrożone. W kwestii zarobków: odkładać na dom można nawet złotówkę miesięcznie. Żadnych kwot przecież nie podano. Chodziło mi raczej o taką wypłatę, która wystarcza na codzienne sprawy, ale nie pozwala łatwo zakupić nieruchomości (które przecież tanie nie są). Mam nadzieję, że dodane zdanie "Oboje pracowaliśmy, ustaliliśmy więc, że mniej więcej dwa lata po ślubie weźmiemy kredyt na zakup własnej nieruchomości, w której urządzimy swoje gniazdo rodzinne." wyjaśni tę kwestię dostatecznie.
Drugi pilot będzie odgrywał pewną rolę w przyszłości. Moja wina, bo nie zostało to jasno wyrażone w tekście, ale Baltazar przekazuje Dawidowi pilot, bo istotny jest także czas rekacji (zostało to już dopisane). A poza tym, Dawidowi pilot przyda się także do innych rzeczy.
I tak, to był gwałt. Główny bohater zresztą zdaje sobie z tego sprawę, ale ponieważ posiada pilot i jest narzeczonym (a już wkrótce mężem) czuje się usprawiedliwiony. Co nie oznacza, że nie ponosi winy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Marc, jesteś genialny w doborze ilustracji!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A ja spytam inaczej 😀 Autorze, jak wiele dzieli te fantazje od nekrofolii. Powiesz,ze wiele. Ja myślę, że nie tak dużo. W końcu pełna bezkarnośc tam jest. I kontrola. I niezwykłość. Kiedy ulec? 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde Dziękuję. Mam nadzieję, że autor jest zadowolony.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Border-ka Moim zdaniem nie ma tego aspektu "bezkraności" przy nekrofilii, podobnie z poczuciem władzy, ale się nie znam. Poza tym wszystko jest poddane interpretacji czytelnika - to od jego opinii zależy, czy postrzega głównego bohatera jako tego złego, czy inne postacie wzbudzają zaufanie. Przy pisaniu wątki nieerotyczne były dla mnie ważniejsze, choć niekoniecznie to widać.
Co do obrazka, ja jestem tylko autorem tekstu - zdaję się na moderatorów.

Warto, by osoby niezadowolone pochwaliły się, co dokładnie im się nie podoba. Pomoże mi to w przyszłości tworzyć lepsze opowiadania.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.