Brother in law (III)

19 listopada 2015

Opowiadanie z serii:
Brother in law

Szacowany czas lektury: 14 min

Z oczu na nowo pociekły jej łzy. Ogarniało ją coraz większe otępienie. Nie potrafiła powiedzieć ile czasu minęło od momentu, kiedy lekarz przyniósł tragiczną wiadomość o śmierci Alexa. Siedziała skulona na krzesełku w szpitalnej poczekalni i wpatrywała się w ścianę. Było jej zimno, koszmarnie zimno. Cała dygotała i szczękała zębami. Nie miała siły na nic. Nawet oddychanie sprawiało jej ból. Raz po raz wstrząsał nią szloch. Tymczasem William i lekarz podeszli bliżej.

– A co z dziewczyną? – zainteresował się doktor.

– Pojedzie taksówką.

– Taksówką? Ona nie jest w stanie jechać sama. Widział pan.

– Nie mój problem.

Nie wiedziała, dlaczego, ale zabolały ją słowa Williama. Owszem, nie lubili się, działali sobie na nerwy, ale przecież spotkała ich wielka tragedia. Stracili Alexa. Powinni w jakiś sposób zakopać topór wojenny. Zrobiło jej się żal i strasznie przykro. Kolejny raz została na świecie całkiem sama.

– To ja już pójdę – wyszeptała. Było jej obojętne czy usłyszeli, co powiedziała. Wstała i ruszyła do wyjścia. Nie uszła jednak daleko. Pociemniało jej w oczach. Zachwiała się i byłaby upadła gdyby William jej nie podtrzymał. Zdążył w ostatniej chwili. Chwycił ją jednak w niezbyt wygodnej dla siebie pozycji i razem z nią musiał przysiąść na zimnej, szpitalnej posadzce.

W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i co się stało. Powoli jednak wszystko sobie przypomniała.

Jak zwykle w pierwszy wtorek miesiąca Alex, jechał na spotkanie rady nadzorczej w firmie. Co prawda rodzinny interes zbytnio go nie interesował, ale jako udziałowiec musiał od czasu do czasu stawiać się na zebraniach i głosowaniach. Tego dnia mieli decydować o losie blisko sześciu tysięcy pracowników zamiejscowej placówki. Był spóźniony, dlatego, by uniknąć korków wziął motor. Ten cholerny motor – kość niezgody między nimi. Nie lubiła tej maszyny, on ją ubóstwiał. Nadał jej nawet imię. Ile razy oznajmiał, że przejedzie się Rebeką, martwiła się. Tyle czytała o kolizjach z udziałem jednośladów. Wiedziała, że nawet błahe uszkodzenia motoru, piasek na drodze czy brudna szyba w kasku mogą doprowadzić do tragedii. Bała się o niego. Prosiła, groziła. Zarzucała go krwawymi opisami wypadków, statystykami, zdjęciami poszkodowanych. Nic nie pomagało. Zawsze powtarzał, że nic mu nie będzie. I nie było. Do czasu... Policja, po wstępnych ustaleniach stwierdziła, że prawdopodobnie zawiodły hamulce. Rozpędzony Alex nie mógł się zatrzymać i wjechał w przydrożną reklamę. Lekarze określili jego stan jako ciężki, ale stabilny. Badania wykazały kilka złamań, uszkodzenie miednicy i kręgosłupa, wstrząs mózgu. Nie były to jednak obrażenia zagrażające życiu. Wszyscy byli dobrej myśli, zwłaszcza, że szybko odzyskał przytomność. Była na niego wściekła, pierwsze, co chciała mu powiedzieć to „a nie mówiłam”, ale kiedy go zobaczyła tylko się popłakała. Pocieszał ją, mówił, że wszystko będzie dobrze, jednak nie potrafiła się uspokoić. Zamierzała przy nim zostać, pilnować, ale stwierdził, że chciałby porozmawiać z innymi. Rozumiała to. W końcu rodzina jest najważniejsza. Przysiadła przy drzwiach do jego sali i obserwowała wchodzących. Najpierw rodziców, potem Williama, jakiegoś nieznajomego faceta w jasnoniebieskim garniturze, w końcu Scotta i paru jeszcze innych kumpli powiadomionych o wypadku. Miała nadzieję, że po tych wszystkich odwiedzinach będzie mogła ponownie pójść do przyjaciela. W jego zachowaniu było coś dziwnego, coś, co nie dawało jej spokoju. Jakby sam nie wierzył w to, co mówił. Musiała to wyjaśnić, musiała przy nim być. Niestety, kiedy ostatni goście wyszli, lekarze zarządzili kolejne badania. Pomachała mu jeszcze z daleka. Uśmiechnął się do niej i uniósł kciuk do góry. Niedługo potem jego stan znacznie się pogorszył. Dostał rozległego krwotoku wewnętrznego. Niezbędna była natychmiastowa operacja. Uszkodzenia okazały się jednak zbyt duże. Umarł na stole operacyjnym. Zabił go pourazowy tętniak aorty. A raczej ten przeklęty motor!!! Szok i niedowierzanie, to pierwsze, co poczuła. Wpadła w swego rodzaju histerię. Nie zważając na obecność Cliffordów, płakała i krzyczała na przemian, zarzucając lekarzowi kłamstwo. Domagała się spotkania z Alexem. Chciała się z nim widzieć, biec do niego. Była wstrząśnięta do tego stopnia, że trzeba jej było zaaplikować środki uspokajające. I to one pewnie sprawiły, że zemdlała i znalazła się w objęciach... Williama.

Tak, ten idiota z przyjęcia, złapał ją i siedział teraz obok, przytrzymując ją, by nie leżała całkiem na podłodze. O dziwo, było przy nim przyjemnie ciepło i bezpiecznie. Nie oszukiwała się, potrzebowała go. Potrzebowała, żeby ją przytulił. Przysunęła się do niego nieco bliżej i kurczowo chwyciła w pięści jego koszulę. Ot, taki nawyk z dzieciństwa, kiedy to w ten właśnie sposób ściskała ubranie taty. Kiedy było jej źle, smutno, kiedy się bała lub czuła zagubiona, ojcowskie ramiona były jedyną bezpieczną przystanią, a trzymanie koszuli zapewniało dodatkowy spokój. Teraz spokój zapewniał William. Pod pięściami czuła napięte, twarde mięśnie i unoszącą się przy każdym wdechu klatkę piersiową. Oparła głowę na jego ramieniu. Przez dłuższą chwilę obserwowała w jak szalonym tempie pulsuje mu tętnica szyjna. Wtuliła nos w zagłębienie poniżej. Cudownie pachniał. Mieszanką markowej wody toaletowej, kawy i czegoś jeszcze. Czegoś, czego nie mogła rozpoznać. Owo połączenie zapachów skojarzyło jej się z luksusem, władzą, determinacją, siłą. Odurzyło ją i zafascynowało. Upajała się nim. Spojrzała niżej i zauważyła, że w którymś momencie musiał zdjąć krawat i rozpiąć kołnierzyk. Pomiędzy nieznacznie rozchylonymi połami jedwabnej koszuli dojrzała ciemne włoski. Czyli miał owłosioną klatę? Całkiem inaczej niż Alex, który był gładki niczym dziecko. Jak to możliwe, że bracia byli aż tak różni? I jak to możliwe, że zastanawia się nad tym wszystkim właśnie teraz? Przestraszona i zawstydzona własnymi myślami niepewnie podniosła głowę i napotkała zdumione spojrzenie Williama. Myślała, że będzie zły, albo, co gorsze będzie ją wyśmiewał. Pomyliła się. Nie zrobił nic. Absolutnie nic. Żadnej reakcji z jego strony. Co go tak zdziwiło? Co myślał? Co czuł? Patrzyła na niego jakby pierwszy raz go zobaczyła. Jakby przed chwilą poznała go na nowo. Nie palanta z przyjęcia, a człowieka o bardzo pięknych, smutnych oczach. Czas mijał, a oni trwali w tym dziwnym zawieszeniu. Ponad szpitalną poczekalnią. Jakby chcieli coś powiedzieć, a nie wiedzieli co. Jakby bali się wypowiedzieć nawet słowo. Chciała ponownie zatopić się w jego ramionach, poczuć obezwładniający zapach i bliskość. Aż pokręciła głową z niedowierzaniem. Wmawiała sobie, że to niemożliwe, że to wszystko przez ten hormon od przytulania. Jak on się nazywa? Oksytocyna? Tak, z pewnością, to tylko ten hormon. Nic więcej. Alex umarł! Potrzebowała pocieszenia i chwili wytchnienia. A on był pod ręką. Ale czy to znaczy, że przytuliłaby się do pierwszego lepszego faceta? Coraz bliższa była stwierdzenia, że oszalała. Wyrzucała sobie, że zachowała się niemoralnie i nie fair w stosunku do Alexa.

– Willi, tak strasznie mi... – musiała w końcu przerwać tę ciszę.

– Nigdy, słyszysz?! – nie dał jej dokończyć.

– Ale...

– Nigdy tak do mnie więcej nie mów! – wysyczał przez zaciśnięte zęby, poderwał się i poszedł w kierunku toalet. O co się tak znowu wkurzył? O to zdrobnienie imienia? Kolejny raz zostawił ją samą. Tak jak na przyjęciu. Tylko wtedy tuż obok był Alex.

Powłócząc nogami wyszła przed szpital. Na postoju czekało kilka taksówek. Chętnie by się jedną zabrała, ale przecież nie miała wystarczająco dużo pieniędzy na tak daleki kurs. Zrezygnowana i wyczerpana zawróciła w stronę przystanku autobusowego. Nawet nie wiedziała czy jakiś o tej porze jeszcze pojedzie. Szła powoli, ciągnąc po ziemi swoją wysłużoną, workowatą torebkę. Co teraz pocznie bez Alexa? Przez pięć lat ich znajomości przyzwyczaiła się, że zawsze był. Że jej pomagał, wspierał ją, pocieszał, dotrzymywał towarzystwa i rozśmieszał. Razem z nią śmiał się, wygłupiał i płakał. A teraz? Nie poradzi sobie. Przysiadła na krawężniku. Objęła się mocno rękami. Kołysała w przód i tył. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że niezrównoważona pacjentka uciekła z psychiatryka. Miała to gdzieś. Została sama. Rodziców też straciła w podobnych okolicznościach. Nie poradzi sobie kolejny raz z tym bólem. I z samotnością. Nie chciała być sama. Pomyślała o Williamie. Kolejny raz z resztą. Był, jaki był. Niby chodzący ideał, cudownie pachnący, z pięknymi oczami, a pełen wad, zwłaszcza wad charakteru. Cyniczna paskuda, która miała ją za nic. Jednak w obecnej sytuacji wolała najgorszą paskudę, niż samotność. Rozdzierającą, przejmującą.

Metr przed nią zatrzymał się samochód. W pierwszej chwili pomyślała, że ktoś rzeczywiście uznał, że zachowuje się nieco podejrzanie i wezwał ochronę. Przestała się kołysać, podniosła wzrok i ujrzała czarne, błyszczące, czterodrzwiowe cudo. Wiedziała, do kogo należało. Bo któż inny jeździł po ich mieście jaguarem? Serce waliło jej jak oszalałe. Z jednej strony chciała żeby zostawił ją w spokoju i odjechał. Z drugiej prosiła go w myślach, ba... błagała, by został. Patrzyła na samochód. Był wspaniały. Siła, moc, potęga i piękno w jednym. Mało kto wiedział, że interesowała się motoryzacją i nieco znała na karoseriach, silnikach, oponach i tym podobnych. Jak na córkę mechanika przystało. Pomyślała o tych wszystkich szczęśliwych chwilach, kiedy zaraz po szkole przychodziła do warsztatu taty i obserwowała jak uwijał się w kanale. Jak pomagała mu podając różne klucze, śrubokręty. Jak opowiadał jej o budowie silnika. Zamknęła oczy i wróciła do przerwanego kołysania. Czemu straciła wszystkich, których kochała?

– Abigail? – po raz pierwszy wymówił jej imię, ale nie zareagowała.

– Abigail! – krzyknął, aż podskoczyła. To wyrwało ją z transu.

– Wsiadaj. Odwiozę cię.

– Przecież powiedziałeś...

– Zmieniłem zdanie!

Miała zamiar zapytać dlaczego, ale zrezygnowała. Choć otworzył jej przednie drzwi, zajęła miejsce z tyłu. Wolała nie ryzykować, że znów najdzie ją ochota na przytulanie. Nic nie powiedział, jedynie spojrzał na nią we wstecznym lusterku. Pasował do tego samochodu. Tak jak on był silny, piękny i niebezpieczny. Oparła czoło o szybę i przymknęła oczy. Marzyła, by choć na moment uwolnić głowę od tych wszystkich namolnych myśli.

– Torebka.

– Co?

– Torebka. Zostawiłam... zostawiłam na chodniku.

I znów to spojrzenie w lusterku. Zahamował, aż uderzyła o przednie siedzenie. Wrzucił wsteczny, odwrócił się by obserwować drogę przez tylną szybę. Tym razem nie zaszczycił jej spojrzeniem. Wyglądał jak zwierz, jak jaguar, albo bardziej jak czarna pantera, z tymi swoimi ciemnymi włosami. Taki Bagera z miejskiej dżungli. Ponownie gwałtownie zahamował. Tym razem wcisnęło ją w jej fotel. Otworzyła drzwi i wychyliła się. Trafił idealnie. Zgubę miała na wyciągnięcie ręki.

– Torebka? – spytał, kiedy już odzyskała swoją własność. Na jego twarzy pojawił się drwiący uśmiech.

Nie odpowiedziała. Przytuliła workowaty twór, jakby to był jej największy skarb. Bo w rzeczywistości znaczył dla niej bardzo dużo. Alex o tym wiedział. Jemu nie powie. Bo i po co? Żeby znów się z niej śmiał i szydził. Odwrócił się, kolejny raz wrzucił bieg i ruszył z piskiem opon.

– Przepraszam.

– Dobra, zapomnij – był zły.

– Za to w szpitalu... też przepraszam. Potrzebowałam... potrzebowałam się przytulić. Kolejny raz spojrzał w lusterko. Tym razem patrzył nieco dłużej, do momentu, kiedy zjechał na prawo i trącił krawężnik. Odbił szybko w drugą stronę i burknął coś pod nosem. Nie dosłyszała. Postanowiła więcej się nie odzywać. Zamknęła oczy i chyba przysnęła, bo jako taką świadomość odzyskała pod... mieszkaniem Alexa. Czemu przywiózł ją tutaj? Czyżby zakładał, że mieszkali razem? Co też ten Alex najlepszego narobił. Rozpłakała się na nowo.

– Obiecałam mu, że nie będę płakać – otarła łzy rękawem – Nie minęło dużo czasu i już nie dotrzymałam słowa.

– Jeśli ci ulży, to ja też nie zamierzam dotrzymać danego mu słowa.

– Też kazał ci coś obiecać?

– Kazał mi się tobą opiekować.

– Dlaczego? – spytała, sama nie wiedząc czy pyta o prośbę Alexa, czy o stwierdzenie Willa. On chyba też nie wiedział, bo milczał.

– Nie przejmuj się. Wcale nie musisz tego robić. Sama sobie wyśmienicie poradzę. Zawsze to robiłam.

– Nie wątpię.

– Czy aż tak mnie nie lubisz, że nawet teraz musisz mi to okazywać? Aż tak cię wtedy obraziłam? Jeśli tak, to jeszcze raz przepraszam.

– Chyba rzeczywiście musisz być w ciąży.

Wyobraziła sobie jak by to było płodzić dziecko z Alexem i uśmiechnęła się, mimo woli.

– Nie wiesz, co mówisz.

– Doprawdy? To skąd ta mina?

– Jaka mina?

– No ta właśnie. Zadowolona z siebie mina. To w taki sposób sobie poradzisz?

– Naprawdę, pleciesz głupoty.

– Czy to aż takie dziwne, że dziewczyna, którą bzykał mój brat spodziewa się dziecka? No chyba, że to nie jego?

– Jesteś śmieszny! Tak to cię przeraża, że mogłabym być z nim w ciąży? Jesteś idiotą.

– Po raz kolejny...

– Tak – przerwała mu – po raz kolejny nazywam cię idiotą, bo zamiast cieszyć się, że noszę w sobie cząstkę twojego zmarłego brata, ty robisz z tego tragedię.

– A więc jednak!! – wykrzyknął.

Wzruszyła tylko ramionami. Nie miała siły z nim dyskutować i zastanawiać się, co może powiedzieć, a czego nie.

– Ja i tak dowiem się prawdy.

– I co? I co wtedy zrobisz?

– Jeśli jakimś cudem jest to dziecko Aleksandra, odbierzemy ci je.

Aż się wzdrygnęła.

– Nie zrobiłbyś tego.

– Potomek Alexandra, kimkolwiek byłaby jego matka, należy do Cliffordów.

– Mówisz tak, jakby to była rzecz!

– To jasne, że my będziemy go wychowywać. Każdy sąd przyzna nam prawo do wyłącznej opieki, tym bardziej, gdy porówna nas z tobą.

– No tak. Jasne. Bo ja nie gram z nimi w golfa.

– Co?

– Pstro!

– Naprawdę, odebrałbyś mi dziecko? – wyszeptała wstrząśnięta.

– Jesteś podły! – aż się znów rozpłakała. Nie mogła uwierzyć, że byli spokrewnieni. Gdyby kochała Alexa jak mężczyznę, straciła go i rzeczywiście miała z nim dziecko, ten oto tutaj, jego rodzony brat starałby się jej je odebrać. Zamiast wesprzeć i pomóc. To było nieludzkie. Pobladła.

– Na alimenty więc nie licz – oznajmił z bezczelnym uśmieszkiem.

No tak. Mogła się tego spodziewać. Tu wcale nie chodziło o dobro dziecka, tylko o forsę.

– Wiesz, mam w nosie ciebie i twoje pieniądze! Życia Alexowi jakoś nie uratowały – to mówiąc wyszła z samochodu i z całej siły trzasnęła drzwiami. Wiedziała, że mocno go wkurzy. Faceci tacy jak on, dbali o swoje drogie zabaweczki bardziej niż o ludzi. Nie czekając na jego wybuch pobiegła do mieszkania Alexa. Na szczęście miała zapasowy klucz.

Była w łazience, gdy usłyszała pukanie.

– Kogo tam znów niesie? – Scott, dzięki któremu nie musiała być jednak sama tej nocy, poszedł otworzyć.

Zamarła, kiedy usłyszała Williama.

– Przepraszam, chyba pomyliłem... – zawahał się przez chwilę, po czym bez słowa wtargnął do mieszkania.

– Chwileczkę, pan do kogo? – Scott próbował go zatrzymać.

– Do niej – wściekły wskazał na nią.

– Co ty tu... – wpadła w panikę.

– Co ja tu robię?! – nie wytrzymał, chwycił ją za ramię i siłą wepchnął do łazienki.

– Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?!

– Mógłbym zapytać o to samo, ale właściwie wszystko już wiem.

– Nie rozumiem.

– Doprawdy?! Ty mała... dziwko. Mój brat jeszcze nie ostygł, a ty już puszczasz się z innym. W dodatku w jego mieszkaniu! Może jeszcze w jego łóżku, co?

Nie wytrzymała i uderzyła go w twarz.

– No proszę! Dochodzi już do rękoczynów. Coraz lepiej! Niby siły nie masz, mdlejesz i słaniasz się na nogach, ale walić mnie po twarzy umiesz.

– Scott... jest tylko... gościem.

– Gościem? Tak to się teraz nazywa? I zawsze odwiedza cię w samych gaciach?

Co mogła zrobić? Co powiedzieć, by zapobiec domysłom albo dalszym pytaniom? Miała mętlik w głowie. Alex na pewno by coś wymyślił. Ona uznała, że najlepszą obroną jest atak.

– Wyjdź stąd! Wynoś się! Nie mam zamiaru ci się z niczego tłumaczyć! To moje życie, moja sprawa – wypaliła. Bo co miała tłumaczyć? Najlepiej nic nie mówić. I tak ma ją już za dziwkę i naciągaczkę. Niech myśli, co chce. Byle stąd poszedł. Nie chciała, by obaj – on i Scott - przebywali razem. To mogłoby się źle skończyć.

– Mam stąd wyjść?! Z mieszkania mojego brata? Jeśli ktoś z niego wyjdzie, to na pewno nie będę to ja!

– Wyrzucasz mnie?! Nie masz prawa!

– Ty tym bardziej nie masz prawa tu przebywać... z... z twoim gościem.

– Oczywiście, że mam prawo. Sam... sam mnie tu przywiozłeś!

Punkt dla niej. Widziała, że stracił rezon.

– Nie myśl, że tak to zostawię.

– Oczywiście. Odbierzesz mi dziecko, wyrzucisz z mieszkania. Co jeszcze? Może deportujesz z kraju?

– Nie igraj ze mną.

– Dobra, wiesz co? Rób, co chcesz. Według mnie możesz to nawet wszystko podpalić. Ja idę spać.

– Spać? A co z twoją chęcią przytulania, co? Scott ci tym razem pomoże?

– Wybacz, ale nie odprowadzę cię do drzwi – ostatnią uwagę puściła mimo uszu.

– Nie przejmuj się. I tak nie chcę cię już oglądać.

– I dobrze. Mam nadzieję, że dzięki temu już nigdy się nie zobaczymy.

– I nawzajem – wrzasnął i ruszył w kierunku drzwi – A! To jest ten twój śmieszny wór. Zapomniałaś z samochodu – rzucił torebkę pod jej nogi i wyszedł trzaskając drzwiami.

Oparła się o ścianę i ukryła twarz w dłoniach. Nie miała siły. Sytuacja była beznadziejna. Każde kłamstwo pociągało za sobą kolejne. Ale nie mogła się teraz wycofać. Zwłaszcza teraz! Nie obchodziło jej, co taki William pomyśli o niej. Ważne, jak będzie myślał o Alexie. Musiała dopilnować by najlepiej. Bezradnie spojrzała na Scotta.

– Czemu nie powiedziałaś mu o nas prawdy? Alexa już nie ma, więc nie ma sensu żebyśmy się kryli i udawali.

Ten tekst odnotował 33,303 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.98/10 (61 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (14)

0
0
czekam na ciąg dalszy, bo pisane fajnie. Intryga na poziomie tasiemca telewizyjnego, ale w końcu tasiemce są popularne i chętnie oglądane. Szczególnie przez romantyczne nastolatki marzące o wielkiej miłości i gospodynie domowe w średnim wieku, których życie miłosne już dawno przestało generować fajerwerki, a codzienność jest uporządkowana. I co z tego że od początku wiadomo, że "ten pan i ta pani są na siebie skazani", jak to napisał Sztaudynger - z przyjemnością śledzimy miłosne perypetie, czekając aż wreszcie przeszkody zostaną usunięte a para bohaterów padnie sobie w ramiona. Mam tylko nadzieję że nie planujesz takiej ilości odcinków jak w szanujących się tasiemcach... na przykład około setki... to mogłoby już być sporą przesadą... 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czekam na ciąg dalszy. Bardzo mi się podobało
.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tylko nie Alex! 🙁 Czekam na kolejną część. Niech się wszystko wyjaśni i dojdzie w końcu do czegoś między głównymi bohaterami 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy kolejny?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kilka razy dziennie zaglądam czy jest już nowa część 🙂 super ,super czekam cierpliwie na ciąg dalszy pozdrawiam Ania
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
MarySue: Intryga, owszem nieco tasiemcowa, ale to dlatego, że jak zaczynam pisać, nie potrafię przestać. Wciągam się w tworzony świat i trudno mi z niego wyjść, od tak zakończyć historię. W planach mam jeszcze sporo „odcinków”. Obiecuję jednak, że skończy się na nieco starszych telewizyjnych standardach, sprzed epoki telenowel - coś pomiędzy „Alternatywy 4”, a „Czterej pancerni i pies”. Jeśli nie dam rady, przyznam się do porażki i wycofam 🙂 To znaczy: zastanowię się nad innym rozwiązaniem 🙂
Dzięki za to ”pisane fajnie”. Dało dużo satysfakcji.

Alex: Cieszę się. Naprawdę. Dziękuję za ten, jak i poprzednie komentarze.

Aleksandra: Wiem, wiem. Też mi żal Alexa, ale musiałam go poświęcić.

Jo: Tego nie wiem. Staram się pisać regularnie i od razu przesyłać do moderacji, jednak czasem wypadnie coś, co uniemożliwia jedno, bądź drugie. Przyczyny losowe, zaplanowane wyjazdy itp. O ile kartka i długopis zawsze są w pogotowiu, o tyle dostęp do kompa czy netu sprawia więcej trudności. Do końca listopada powinien (nie na sto procent) pojawić się jeszcze jeden rozdział. Potem pewnie będzie nieco przerwy, gdzieś do połowy grudnia. Pod koniec roku jednak, postaram się nadrobić zaległości.

Aneczka: Również pozdrawiam. Rozdziały planowałam umieszczać, co 7 – 10 dni, ze wspomnianą przerwą w grudniu. Niestety, moje pisanie ściśle związane jest z nocą. Z powodów przeróżnych, nie każdą noc mogę zarwać. Raptem kilka na miesiąc.

DZIĘKI ZA KOLEJNĄ JEDYNKĘ !!! Komuś najwyraźniej nie pasuje moja historia, albo zwyczajnie chce zaniżyć mi średnią ocen. Dziecinne raczej. Średnia ocen ważna była w szkole. Z tego, co pamiętam do czerwonego paska na świadectwie i na studiach – do stypendium. Owszem, miło widzieć 9,89/10 - za każdą gwiazdkę dziękuję każdemu z osobna, jednak bardziej skupiam się na komentarzach.
A jeśli komuś się nie podoba, to niech ma cywilną odwagę napisać dlaczego. Z chęcią się do krytyki ustosunkuję.

Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Droga Kate, jedynki stanowią tradycję tego portalu, świadczą o tym że twoje opowiadania sa już na tyle popularne, żeby ktoś mógł z czystej złośliwości wlepić jedynkę, tylko dlatego że może! Gratuluję, masz własnego hejtera!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Każdy ma takiego hejtera. Moje opowiadanie ze średniej 9.44 jakimś dziwnym trafem dostało 1 i 3, średnia spadła do 9.12
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie moge sie doczekac kolejnej czesci, postaraj sie je dodawac jak najszybciej, PLEASE...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy następne?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Genialne nie dręcz nas daj IV
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy pojawi się kolejna część? 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
obłędne opowiadanie z kilku, które na tym portalu przeczytałam jak dla mnie najlepsze
Ode mnie 10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
nie dręcz nas dłużej 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.