Amazonka
5 listopada 2012
Szacowany czas lektury: 8 min
Moje pierwsze opowiadanie sprzed wielu, wielu lat.
(czyli skąd amazonki biorą dzieci:) )
To był obcy las. Ale las od zawsze był jej domem i dawał jej przewagę nad ofiarą, nawet jeżeli miał być nią rosły zaprawiony w wielu walkach na śmierć i życie wojownik. Co prawda nie wyglądał on w tym momencie najlepiej: zakrzepła krew we włosach, koń lekko kulejący. Wszystko to świadczyło, że wracał właśnie z kolejnej bezsensownej męskiej rąbaniny, takiej samej jak jedna z wielu, które odbywały się zwykle niedaleko od tego miejsca i dostarczały ofiar jej matce, babce, prababce i wszystkim prapraprababkom.
Jeden rzut oka z ukrycia wystarczył by stwierdzić, że właśnie znalazła to czego szukała i czego mógł dostarczyć jej jedynie jeden z tych niebezpiecznych osobników jakimi byli mężczyźni. Nadszedł czas na nią, piersi jej nabrzmiały a łono stało się gotowe na przyjęcie nowego życia, jej następczyni.
Teraz wystarczyło tylko umiejętnie podejść ofiarę, która mogła stać się bardzo niebezpieczna. Ale kobieta nie obawiała się. Wiedziała, że umiejętności przekazane przez matkę, ciotki, babki nie zawiodą jej tutaj. Choć mężczyzna wyglądał na o wiele silniejszego od niej, a być może nawet i zwinniejszego wiedziała, że za moment zmięknie w jej rękach i zagra na nim jak na harmonijce wygrywając dowolne oktawy.
Przemieszczała się szybko wśród krzaków śledząc ofiarę powoli posuwającą się wzdłuż drogi. W końcu wyprzedziła go i zatrzymała się w miejscu, gdzie przygotowała pułapkę. Wspięła się na gałąź biegnącą nad ścieżką i przywarła do niej trzymając w ręku długi kij zakończony pętlą z cienkiej przędzy. Zastygła w oczekiwaniu.
Po chwili zobaczyła go zbliżającego się, nic nie podejrzewającego, nawet lekko rozespanego. Jego koń z każdym powolnym krokiem zbliżał go do niej. Serce jej zamarło a oddech stał się niespokojny. Jeszcze tylko parę kroków i będzie należał tylko do niej, choć przez chwile.
W końcu znalazł się pod gałęzią, na której czekała na niego. Szybkim ruchem opuściła kij z pętlą i zacisnęła mu ją na szyi. Ten jakby wyrwany z jakiegoś snu podniósł ręce i uderzył swego rumaka piętami. Koń stanął dęba a jeździec upadł na ziemie.
Teraz należało działać bardzo szybko. Kobieta zeskoczyła z gałęzi i przyciągnęła pętlę z jego głową do ziemi. Mężczyzna zaczął się rzucać, ale pętla nie pozwalała mu na gwałtowne ruchy gdyż cienki sznurek wbijał się w szyje przy każdym gwałtowniejszym zamachu. Ale nie dawał za wygraną próbował palcami rozewrzeć pętle klnąc przy tym na wszystkie strony. Dopiero gdy kobieta zacisnęła ją mocniej na moment, mężczyzna uspokoił się. Wtedy jego wzrok padł na nią. Mężczyzna zamarł na chwilę bez ruchu. Na jego twarzy widać było zmieszanie i wyraźne zdziwienie, że taka młoda i drobna kobieta trzymała go uwiązanego na końcu długiego kija niczym psa. Wtedy znowu spróbował oderwać głowę od ziemi i ze słowami – ty dziwko, ja ci pokaże gdzie twoje miejsce – jeszcze raz złapał za pętlę. Ale ponowne mocniejsze jej zaciśnięcie znowu rzuciło jego twarz na ziemie. Rozpostarł ręce w geście, który zdawał się wyrażać słowa: "Spokojnie spokojnie, już się nie ruszam tylko popuść, proszę". Kobieta przytrzymała go jeszcze chwilkę i odrobinę popuściła. Teraz wiedziała, że już jest jej, że mimo wściekłości w jego wzroku, jeżeli nie popełni żadnego błędu, nic jej już nie grozi.
Teraz mogła już działać spokojniej.
- Na plecy – krzyknęła. Mężczyzna nie miał najmniejszego zamiaru spełniać polecenia, ale lekkie zaciśnięcie pętli zrobiło swoje i po chwili już patrzył w niebo leżąc na wznak.
- Co żeś się mnie czepiła? - zapytał nie wiedząc co go czeka.
- Ręka – rozkazała kobieta nie zwracając uwagi na jego pytanie.
Ten podał rękę a ona szybko zacisnęła na niej sznur przytwierdzony do wcześniej przygotowanych palików wbitych w ziemie. To samo zrobiła z drugą ręką. Następnie przeszła do nóg ciągle trzymając jego szyje na pętli. Gdy skończyła z nogami poluzowała ją i ściągnęła. Odetchnęła z ulgą w zadowoleniu z dobrze wypełnionego zadania. Spojrzała mu na twarz. Widziała w niej złość i niepewność a nawet odrobinę strachu. Wiedziała, że gdyby się uwolnił było by z nią krucho, ale dobrze wszystko sprawdziła zanim złapała go w pułapkę. Nie miał prawa się wydostać co potwierdzało jego bezsilne szamotanie się z rękami i nogami rozpostartymi na trawie.
Po chwili zaprzestał wysiłków. Ale strach nie zniknął z jego oblicza. Teraz musiała go trochę uspokoić aby wszystko odbyło się pomyślnie. Pogłaskała go ręką po twarzy. Ten odsunął głowę i syknął:
- No czego chcesz babo???
Wtedy przycisnęła mu kolano do klatki piersiowej, że aż zawył z bólu.
- Spokój - powiedziała do niego rozkazującym tonem. – Jak chcesz tego jakoś wyjść to uspokój się.
Ponownie pogłaskała go po twarzy. Jego wszystkie mięśnie były bardzo spięte. Głaskała go wciąż patrząc mu prosto w oczy i szepcząc od czasu do czasu co raz łagodniejszym tonem – uspokój się. Po chwili poczuła, że jego mięśnie wiotczeją. Gdy już jego oddech całkowicie się wyrównał pocałowała go w policzek i wstała.
On podążył za nią wzrokiem nie wiedząc co stanie się za moment. A ona... zrzuciła z siebie swe ubranie ukazując wszystkie swe wdzięki. Zauważyła, że na jego twarzy nagle pojawił się głupi uśmieszek.
- To wystarczyło poprosić - odparsknął.
- Zaraz zobaczymy jak ci będzie do śmiechu. - Odwróciła się tyłem do niego i przełożyła jedną nogę przez jego tors. Zaczęła delikatny taniec falując swymi krągłymi biodrami. Choć nie patrzyła mu w twarz, wiedziała że się jej przygląda. Wiedziała, że widok jej nagich pośladków, falujących metr nad jego twarzą wywoła pożądany efekt. Obserwowała jego spodnie w kroku, lecz nie musiała długo wypatrywać rezultatów. Usłyszała tylko za plecami nieco głośniejszy, przyśpieszony oddech. Wiedziała, że czeka on na pieszczoty, ale nie śpieszyła się. Czasem tylko drażniąc się delikatnie muskała czubkiem stopy to, co podniosło się na jego spodniach. Każde takie dotknięcie sprawiało, że ciało leżące pod nią sztywniało i dochodziło ją ciche, głuche sapnięcie.
- Już się nie śmiejesz? – zapytała przekornie.
Kontynuowała ten taniec z niemal sadystyczną radością obserwując jego konwulsje. Żeby go jeszcze podrażnić odwróciła się do niego i pochyliła się, muskając mu twarz piersiami. Próbował złapać jej sutki ustami, ale nie udawało mu się. Była za szybka. Patrzył jej w oczy błagalnie czekając bezskutecznie na jej pocałunki. Ledwo oparła się wzbierającej w niej żądzy i nie zaspokoiła jego ust swymi ustami.
W końcu spowolniła swe ruchy. Ponownie odwróciła się tyłem do niego, usiadła mu na brzuchu okrakiem delikatnie pochylając się w stronę jego krocza. Niemal czuła jak jego wzrok wdzierał się łapczywie między jej wypięte pośladki i niżej i trochę ją to deprymowało, lecz pozwalała mu na to napawając się widokiem reakcji, jaką wywołuje to w okolicach jego krocza. Pochyliła się jeszcze odrobinę by nie mógł myśleć już o niczym innym. Złapała mu za spodnie i zaczęła je delikatnie zsuwać w dół. Czuła jak zaczął cały drżeć. Choć była tak bardzo ciekawa co ją czeka, to aby go jeszcze bardziej pogrążyć zaczęła mu wciągać spodnie z powrotem. I tak kilka razy odrobinę mu je zsuwała i naciągała na brzuch. W końcu nie mogła dłużej zapanować nad sobą i jednym zamachem odkryła wszystko to co skrywały. On aż zasapał, ale nie dała mu jeszcze swych pieszczot tylko patrzyła jak sterczy w górę w oczekiwaniu na zaspokojenie. Dopiero po chwili zaczęła go pieścić. Najpierw delikatnie, potem niemal maltretując. Choć był jedynie zdobyczą, dziwiło ją to, że tam w środku, pragnie mu dać tymi pieszczotami jak najwięcej przyjemności, a jego męskość budzi w niej taką fascynacje, niemal na granicy z poczuciem wiernopoddaństwa.
Jej mentorki dobrze ją wyszkoliły jak ma postępować. Dostała szczegółowe instrukcje lecz tylko do tego momentu. Wciąż miała w pamięci ich słowa, że dalej będzie wiedziała. Żeby słuchała się swych pragnień i wszystko się uda. Mimo próśb, gróźb nie chciały jej powiedzieć. A teraz... teraz jej pragnienia mówiły jej... nie... nie chciała tego dopuszczać do swych myśli. Dlaczego jej tego nie powiedziały... to straszne co jej pragnienia kazały uczynić. Gdyby wiedziała, że będzie chciała zrobić coś tak ohydnego... nigdy przenigdy by... jak ona mogłaby spojrzeć im w oczy po powrocie, gdyby coś takiego zrobiła... Jeszcze raz spojrzała na jego pełną gotowość i nie mogła się dłużej bronić przed sobą. Podniosłą się i po prostu usiadła na nim. Poczuła jak ciepło przeszywa jej ciało. Zaczęła się podnosić i opadać, podnosić, opadać, podnosić opadać... Jej jęki rozchodziły się daleko po lesie i wracały wraz z echem. W końcu gdy poczuła w sobie tą eksplozję, świat w koło zawirował. Nie było już polany, drzew, wiatru. Była tylko ona i on scaleni w jedno tak mocno, że przez chwile niemal sami nie mogli odróżnić które jest które. A po chwili... wszystko zamarło. Przytuliła się do jego ciała i leżała tak przez chwilę wsłuchana w ich wspólnie bicie serc, oddechy i nie istniało nic innego.
Gdy otaczający ich las znów stał się dla niej realny i znów była w stanie dostrzegać go swymi zmysłami, podniosła się, złapała za więzy krępujące jej zdobycz i rozwiązała je. Wiedziała, że może zrobić to teraz bez obaw. On leżał z zamkniętymi oczyma i nie ruszył nawet dłonią tak jakby nie dotarło do niego, że jest wolny. A gdy znikła w zaroślach z jego nasieniem wypełniającym jej łono, on wciąż leżał na wznak, oddychając tak spokojnie jak nigdy dotąd. Minęły kwadranse zanim usłyszawszy własne: - O ja pierdole – zaczął się zbierać z polany.
Była w lesie polana przy drodze. Często pojawiał się na niej mężczyzna wypatrując kogoś. Mijały miesiące, lata a on wciąż tam przybywał i szukał. Twarz jego pokryły zmarszczki, włosy pokryła siwizna a on nie rezygnował ze swych pielgrzymek. Pewnego dnia odrzucając swą starczą laskę położył tam raz jeszcze swe zmęczone ciało na plecach. Spojrzał w niebo jak niegdyś za młodu w tym samym miejscu, przywiązany do ziemi. Zamknął oczy po raz ostatni w swym życiu, a wiatr wysuszył jego ostatnią łzę. Wtedy przyszła do niego raz jeszcze. On pochwycił ją w swe silne, młode ramiona i kochali się przez całą wieczność.