W czerwcu skończyłam 18 lat. Od tamtego dnia co pewien czas przeżywam sen. Zawsze śnię to samo w najdrobniejszym szczególe. To, co zostawia we mnie największy ślad to niezmienny koniec tego snu.
Znów jestem w tej samej restauracji gdzie świętowaliśmy moją osiemnastkę. Jednak teraz nie ma w niej nikogo poza mną. Mam na sobie tę samą sukienkę. Jednocześnie czuję, że pewne wrażenie ciała pozostaje zupełnie inne niż być powinno.
Stoję na środku sali i rozglądam się wokół siebie. Świadomość czegoś niepokojącego rośnie wewnątrz mnie. Cisza panująca poza mną w niezwykły sposób paraliżuje umysł: stopniowo, lecz nieustannie. Ciało reaguje zupełnie inaczej.
Już wiem czym jest to poczucie tego co przypomina coś jak noszenie innej skóry. Sukienka na pewno pozostaje ta sama. Biała, zapinana u góry na lewym ramieniu, sięgająca do kostek i odważnym rozcięciem odsłaniająca nogi. W tym śnie tylko ona okrywa moją nagość.
Kroki rozlegają się za moimi plecami. Nie odwracam głowy. Czekam z pewnością, że stanie się nieuniknione. Ktoś podchodzi jeszcze bliżej.
Delikatne dłonie dotykają karku. Ich ciepło przepływa niżej i sięga do piersi, które reagują w podniecający sposób. Stają się naprężone aż do granicy bólu. Ktoś uprzedza mój ruch.
Klamra sukienki zostaje rozpięta jedną próbą. Unoszę ręce, a biały materiał opada z moich sutków. Nie mają jednak szansy poczuć nagłej wolności. Ktoś czeka na nie.
Palce rytmicznie masują każdy centymetr biustu. Zamykam oczy, odchylam głowę i wyginam się w lekki łuk. Powietrze w płucach to już prawdziwy ogień. Ktoś wie jak nad nim panować.
Sukienka pozostaje wciąż na moich biodrach. Dłonie są coraz bliżej niej. W tej drodze przesuwają poprzez napiętą skórę brzucha wewnętrzny żar. Ktoś zbliża się do celu.
Ręce zsuwają ostatnią zasłonę. Ciągle nie chce patrzeć i skoncentrowana na tym co czuję pozwalam obnażyć swoją kobiecość. Ten ogień jest dobry. Ktoś o tym wie.
Jestem na krawędzi tego. co pozostaje nie do opisania. Na oślep uwalniam stopy ze zsuniętego materiału. Rozchylam uda i czekam na płomień. Ktoś jest tak blisko.
Przebudzenie to zawsze poczucie czegoś straconego bezpowrotnie. Ciało w skłębionej pościeli przypomina o stygnącym poczuciu niespełnienia. Jedynie nadzieja na kolejne przeżycie poza jawą daje siłę wobec kolejnego dnia. Noc może być światłem.
Znów jestem w tej samej restauracji gdzie świętowaliśmy moją osiemnastkę. Jednak teraz nie ma w niej nikogo poza mną. Mam na sobie tę samą sukienkę. Jednocześnie czuję, że pewne wrażenie ciała pozostaje zupełnie inne niż być powinno.
Stoję na środku sali i rozglądam się wokół siebie. Świadomość czegoś niepokojącego rośnie wewnątrz mnie. Cisza panująca poza mną w niezwykły sposób paraliżuje umysł: stopniowo, lecz nieustannie. Ciało reaguje zupełnie inaczej.
Już wiem czym jest to poczucie tego co przypomina coś jak noszenie innej skóry. Sukienka na pewno pozostaje ta sama. Biała, zapinana u góry na lewym ramieniu, sięgająca do kostek i odważnym rozcięciem odsłaniająca nogi. W tym śnie tylko ona okrywa moją nagość.
Kroki rozlegają się za moimi plecami. Nie odwracam głowy. Czekam z pewnością, że stanie się nieuniknione. Ktoś podchodzi jeszcze bliżej.
Delikatne dłonie dotykają karku. Ich ciepło przepływa niżej i sięga do piersi, które reagują w podniecający sposób. Stają się naprężone aż do granicy bólu. Ktoś uprzedza mój ruch.
Klamra sukienki zostaje rozpięta jedną próbą. Unoszę ręce, a biały materiał opada z moich sutków. Nie mają jednak szansy poczuć nagłej wolności. Ktoś czeka na nie.
Palce rytmicznie masują każdy centymetr biustu. Zamykam oczy, odchylam głowę i wyginam się w lekki łuk. Powietrze w płucach to już prawdziwy ogień. Ktoś wie jak nad nim panować.
Sukienka pozostaje wciąż na moich biodrach. Dłonie są coraz bliżej niej. W tej drodze przesuwają poprzez napiętą skórę brzucha wewnętrzny żar. Ktoś zbliża się do celu.
Ręce zsuwają ostatnią zasłonę. Ciągle nie chce patrzeć i skoncentrowana na tym co czuję pozwalam obnażyć swoją kobiecość. Ten ogień jest dobry. Ktoś o tym wie.
Jestem na krawędzi tego. co pozostaje nie do opisania. Na oślep uwalniam stopy ze zsuniętego materiału. Rozchylam uda i czekam na płomień. Ktoś jest tak blisko.
Przebudzenie to zawsze poczucie czegoś straconego bezpowrotnie. Ciało w skłębionej pościeli przypomina o stygnącym poczuciu niespełnienia. Jedynie nadzieja na kolejne przeżycie poza jawą daje siłę wobec kolejnego dnia. Noc może być światłem.
brak komentarzy