Zastrzyk dopaminy
23 sierpnia 2024
Szacowany czas lektury: 39 min
Istniały dwa słowa, których absolutnie i pod żadnym pozorem Piotrek nie powinien mówić, jeśli nie chciał zniszczyć budowanej od miesięcy przyjaźni. Brzmiały: „Kocham cię”.
– Kocham cię – wyszeptał, chociaż sam nie wierzył, że słowa opuszczają jego usta. Ale opuściły. Już za późno, żeby się wycofać.
Nie potrafił spojrzeć w jej oczy. Za bardzo się bał. Wyobraźnia tygodniami dręczyła go wizją, w której dziewczyna, słysząc wyznanie, wybucha kpiącym śmiechem. I choć nie miało to większego sensu, bo ta chodząca personifikacja łagodności nigdy nie powiedziała nikomu niczego przykrego, strach pozostawał głuchy na argumenty. Chłopak czekał z walącym sercem, aż rozlegnie się rechot.
Ten jednak się nie pojawiał.
Piotrek z trudem opanował emocje.
Zrozumiał, że piłka jest w grze. Walka trwała.
Teraz albo nigdy.
– Kocham cię. Jesteś jedyną dobrą rzeczą, jaka mnie spotkała w liceum. Może nawet w całym życiu. Odkąd cię znam, nie potrafię myśleć o nikim, ani o niczym innym. Zrobię dla ciebie cokolwiek zechcesz. – Strzelał zdaniami jak z karabinu. – Mogę zmienić styl ubierania, znajomych, studia, na które chcę pójść. Ale proszę, przyznaj, że nie wymyśliłem sobie sygnałów, jakie do mnie wysyłasz. Że też coś do mnie czujesz. – Urwał. Poczerwieniał na twarzy. Na przemian otwierał i zamykał usta, jakby dusząc się, za wszelką cenę próbował zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy policzki zapłonęły żywym ogniem, dodał piskliwie: – Błagam, Agata. Powiedz coś.
– Naprawdę chcesz o tym gadać? Wyszliśmy się tylko przewietrzyć…
Głos dziewczyny wyrwał go z transu. Mimo że trwająca scena dotyczyła ich obojga, w jego głowie nie uczestniczył w niej wcześniej nikt poza nim, Piotrkiem. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo się otworzył. Nadstawił policzek i musiał przyjąć każdy cios, który Agata zechce wymierzyć.
– Nie kochasz mnie, prawda? Nigdy nic do mnie nie czułaś?
– To nie takie proste.
– Nie takie proste – powtórzył bez przekonania, wpatrując się w rozkołysane wiatrem gałęzie dębu. – Jak to nie? Co może być prostsze od tego?
– Nie rozumiesz – próbowała wytłumaczyć, ale nie dał przerwać własnego toku myśli.
– Nie. Posłuchaj. Pomogę ci. Zamknij oczy. Gdy już się namyślisz, otwórz je i wypowiedz jedno z dwóch słów: tak albo nie. Jeśli tylko wsłuchasz się we własne emocje, nie wierzę, abyś się mogła pomylić.
Powoli zamknęła usta.
– No i co powiesz? – zapytał.
Stali w cieniu blokowiska. Z jednego z okien wychylała się staruszka. W kolejnym mąż tłukł żonę. W jeszcze innym było widać ich znajomych. Tańczyli, gadali, część już szczytowała. Nie wiedzieli o niczym, co dzieje się na dole.
– Rozumiem, że nic z tego? – podjął Piotrek. – Jasne. Nie musisz powtarzać dwa razy. Wracam na imprezę, ale proszę o jedno. Jeśli po dzisiejszym masz do mnie jeszcze choć odrobinę sympatii, nie rozgaduj wszystkim, że się przy tobie rozkleiłem.
Zadrżał z zimna i wstydu. Wbił dłonie w kieszenie. Zgarbił się. I ruszył. Kroki wydawały się spowolnione, jakby szedł po pas zanurzony w śniegu, a każde wyprostowanie nogi było walką z oporem zaspy.
Dawał Agacie czas. Do końca wierzył, że podejmie wreszcie decyzję.
Gdy pchnął drzwi, wrzask imprezy wyrwał się z ciasnych ścian bloku.
– Piotrek, zaczekaj! Zgadzam się!
Obejrzał się.
– Chcesz ze mną być? – spytał niepewnie, na co pokręciła głową.
– Nie. To znaczy nie wiem. Ale zamknę oczy i dam odpowiedź. – Zarumieniła się. – Odrobina szaleństwa w życiu nie zaszkodzi. Poza tym to nawet romantyczne.
Po chwili wahania zawrócił. Szklanki Young Leosi urwały się i ustąpiły miejsca wieczornej ciszy.
– No dobrze – powiedział łagodnie. – Możemy zaczynać?
– Najpierw chciałabym coś wyjaśnić.
– Co?
Wciągnęła powietrze.
– Chcę żebyś wiedział, że w razie czego masz traktować ten związek poważnie. Nie jestem dziewczyną na jeden raz ani przelotną przygodą i nie zgadzam się, abyś po tygodniu zaczął szukać kolejnej. Jeśli się zgodzę, będziemy myśleć o sobie jako o czymś, co przetrwa lata.
Uniósł brew.
– „Będziemy”?
– Jeśli się zgodzę! – przypomniała z udawaną pretensją w głosie, a on pokornie skinął głową. – No, teraz jestem gotowa.
Zamknęła oczy.
Zawsze gdy przypatrywał się jej twarzy, zapierało mu dech w piersiach. Oto miał przed sobą anioła, który ukrywając się pośród ludzi, udawał zwykłą dziewczynę. Długie rzęsy, spływające falą wzdłuż ramion jasne włosy, alabastrowa cera oraz delikatnie rozchylone usta. Ideał. W każdej innej chwili do szczęścia wystarczyłoby mu oglądanie jej obrazu do końca świata.
Teraz pragnął jeszcze poznać odpowiedź.
Czekał i czekał, a ta za nic nie chciała nadejść.
Po plecach chłopaka spłynęła fala potu. Oddałby wszystko, żeby móc wpłynąć na tę decyzję. Przecież był mężczyzną. Za tym słowem powinna kryć się sprawczość, branie się z życiem za bary i stawanie do walki nawet wtedy, kiedy ta musiała zakończyć się porażką. Nie trzymanie dłoni w kieszeniach, błagając, aby decyzję podjął ktoś inny.
Strach szeptał mu na ucho. Przepowiadał, że dziewczyna oznajmi zaraz, że zrywa znajomość, odwróci się na pięcie i wróci na domówkę, zostawiając chłopaka samego w cieniu blokowiska. Coś ukłuło go w serce. Znikąd pojawiło się druzgocące pewność siebie przeczucie, że nigdy, ale to przenigdy nie odnajdzie szczęścia.
Myśl o chwili, gdy Agata otworzy oczy, przerażała.
Agata otworzyła oczy.
Mrugnęła raz, a potem kolejny, ale szło ciężko, jakby w nocy powieki przemieniły się w ołów. Przegrywając z kacem, pozwoliła im opaść. I trwała zawieszona między snem a jawą bez świadomości, kim jest, ani w jakim punkcie znajduje się jej życie.
Z dołu dobiegł krzyk.
– Aniołku! Schodź! Śniadanie!
Zadarła kołdrę za głowę. Zapanowanie nad głosem w stopniu, który nie wzbudzałby podejrzeń, że wczoraj wypiła kieliszek, dwa albo i trzy za dużo, wiązało się z wysiłkiem, na jaki nie była jeszcze gotowa.
– Agata! Słyszysz mnie?!
Przełamała się.
– Tak! Już idę, mamo!
– Masz pięć minut! Potem zjem za ciebie! I ostrzegam, że się nie zawaham!
Miała serdecznie dość tego poranka, mimo że ten nawet się jeszcze na dobre nie zaczął. Kiedy stopy dotknęły lodowatej podłogi, dała sobie moment, aby przyzwyczaić się do młotów pneumatycznych próbujących rozkruszyć czaszkę. Przekonać samą siebie do zrobienia czegokolwiek udało się dopiero wtedy, gdy pomyślała, że w kuchni będzie się mogła napić.
Oblizała wyschnięte wargi. Potrzebowała wody. Bardzo.
Podczas ubierania się dwa razy odkrzyknęła matce, że oczywiście założy tę białą sukienkę w kwiatki, w której tak jej do twarzy. Za trzecim tylko przewróciła oczami. I już miała na dobre rozpocząć nowy dzień, gdy zadzwonił telefon.
– Kto to?! – wrzasnął głos z dołu, ale tym razem nie otrzymał odpowiedzi.
Agata odebrała.
– Cześć, Piotrek.
– Cześć, skarbie.
„A więc to nie był sen” – pomyślała i uśmiechnęła się do samej siebie. „To już nie Piotrek, zabawny kolega, który ewidentnie się we mnie bujał, ale był na tyle fajny, aby nie zrywać z tego powodu znajomości. Od teraz to »kochanie« albo »miś«. Muszę się przyzwyczaić”.
– Jeśli tylko możesz, streszczaj się – szepnęła konspiracyjnie, przybliżając ekran do ust. – Matka od rana nie daje mi spokoju.
– Jasne. Chciałem tylko spytać, czy wszystko w porządku.
– A coś powinno być nie w porządku?
– Nie. Ale wiesz…
Gadał dalej. Nie rozumiała, o co chodzi. Jąkał się. Nie potrafił doprowadzić do końca jednego składnego zdania.
– Boisz się, że zgodziłam się z tobą chodzić, bo za dużo wypiłam? – wypaliła.
Trybiki, które pracowały w jego głowie na pełnych obrotach, szukając najlepszego sposobu na poprowadzenie tej rozmowy, zastygły na dźwięk jej słów. Urwał w samym środku wypowiedzi.
Zachichotała. Jasne, chodziła z Piotrkiem, ale nie zakazano jej przecież śmiania się z tego, co w nim zabawne. A co jak co, ale poddenerwowanie, w które wpadał zawsze, gdy była w pobliżu, wysuwało się na samo czoło listy.
– Słuchaj, misiu. To prawda, sporo wypiłam. Poza tym nic by się nie stało, gdybyś wczoraj trochę ze mnie zszedł. Gdy na czymś ci zależy, potrafisz bardzo naciskać i robisz się nieznośny. Powinieneś nad tym popracować. – Wzięła głęboki oddech. – Ale jestem dużą dziewczynką. Gdybym chciała, po prostu bym ci odmówiła. Niczego nie żałuję. A moment, w którym wróciliśmy na imprezę, trzymając się za ręce, był jednym z najpiękniejszych w moim życiu.
Skończyła. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale i tak testowała już cierpliwość matki zbyt długo. Przerwała połączenie.
Na schodach poczuła swąd spalenizny. Przyspieszyła, dobrze wiedząc, co się święci.
Przez szpary w kuchennych drzwiach ulatywał siwy dym.
W samym środku kłębowiska mama walczyła z żywiołem. Niezachwiany spokój, z jakim trzymała patelnię z buchającym ogniem, upewniał, że to dla niej nie pierwszyzna. Przygotowała się na każdą ewentualność. Na blacie obok kuchenki stała butelka z wodą. Tuż za nią – telefon z już wstukanym 998.
– Widzę, że śpiący aniołek w końcu sfrunął z niebios i zaszczycił mnie swoją obecnością.
Po otworzeniu okien na całą szerokość Agata usiadła przy stole.
– Przepraszam, jeśli wczoraj cię obudziłam.
– Nie obudziłaś.
– Naprawdę? – zdziwiła się. – To skąd pewność, że nocowałam tutaj, a nie u ojca?
Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech.
– Pobrałam próbkę ziemi spod domu Wiktorii i porównałam ją laboratoryjnie ze śladami, które znalazłam rano w sieni. Wyniki potwierdziły zgodność. – Gdy córka odpowiedziała ciężkim westchnieniem, zrobiła urażoną minę. – No co?! Tak ciężko wyobrazić sobie, że mama ma w sobie żyłkę Enoli Holmes? Dobrze, już dobrze. Twój tata dzwonił. Wspomniał, że się u niego nie pojawiłaś.
Na samo wspomnienie ojca wzrok Agaty ugrzązł na ścianie.
– Przecież mogłam zostać u Wiktorii – bąknęła.
Talerz trzasnął o blat tuż przed jej nosem. Do stołu podano.
– Naprawdę? – Mama uniosła brew. – Byłabyś gotowana narazić biednych rodziców na wydzwanianie do rodziców twoich koleżanek? Na pytania, gdzie znajdziemy naszą córeczkę? – Przyłożyła dłoń do piersi. – Serce mi się kraje. Niedługo wpędzisz mnie do grobu.
Usiadła z drugiej strony i zaczęła jeść omlet. Uwadze dziewczyny nie uszło, że podczas gdy kobiecie przypadł całkiem zetlały, jej spalił się tylko w połowie.
– Mamo? – spytała po pierwszych trzech kęsach.
– Tak?
– Jest pyszne. Dziękuję.
Na twarzy matki pojawił się rumieniec. Kilka niezobowiązujących słów poprawiło nastroje i pociągnęło rozmowę dalej.
– Jak było na imprezie?
– Spoko.
Kobieta zaśmiała się.
– Spoko? Siedemnaście lat, pół nocy poza domem, alkohol, którego rzecz jasna nie piłaś, i to wszystko, co jesteś w stanie powiedzieć? Spoko?! Nie wierzę! Na pewno stać cię na więcej!
Agata wzruszyła ramionami.
– Kilka piw, tańce. Nic szczególnego.
Mama podniosła wzrok znad talerza i zmierzyła się z córką wzrokiem. Gdy pojedynek dobiegł końca, zmrużyła oczy i pogroziła widelcem.
– A więc to tak! – zawyrokowała. – O czymś nie mówisz! Czyżbyś wyrosła już na tyle, by nie chcieć dzielić się z mamą co ciekawszymi sekretami? Ciekawe. Naprawdę ciekawe.
Agata westchnęła. Najwyraźniej przed mamą nic się nie ukryje.
– Kojarzysz Piotrka?
– Twojego grubego kolegę? Tak, chyba tak. I co z nim?
– Już nie jest gruby – zaprotestowała, pąsowiejąc.
– O! To ciekawe. – Ton nie sugerował choćby cienia zainteresowania. – Odchudzał się?
– Nie, chyba nie. Po prostu jakoś tak wyszło. – Pokręciła głową. – Zresztą to nieważne. Nie o tym chciałam z tobą rozmawiać.
– A o czym?
– O tym, że ze sobą chodzimy.
Mama aż się zakrztusiła. Agata poderwała się, żeby pomóc, ale kobieta gestem ręki usadziła ją z powrotem na krześle. Gdy przestała kaszleć, z jej twarzy zniknęły wszelkie ślady po wcześniejszym dobrym humorze.
– Ile jesteście już razem?
– Niedługo. Dopiero od wczoraj.
– Zabezpieczacie się?
Agata westchnęła ciężko.
– Nie. Właśnie ci powiedziałam, że jesteśmy razem od wczoraj.
– Aniołku, masz siedemnaście lat. Proszę, błagam, a wręcz żądam – gdyby do czegokolwiek doszło, pamiętaj o zabezpieczeniu.
– Co ci się nagle stało?!
– Troszczę się o ciebie. To wszystko.
Przewróciła oczami. Czasami zapominała, że choć z każdym rokiem matka pozwalała jej na coraz więcej, z listy zakazów nigdy nie zniknie pozycja, która każdą z dojrzewających dziewczyn interesuje najbardziej. Chłopcy.
Cóż, taki urok mamy, którą zwykle brano za jej siostrę.
– Wiesz, że nie wszyscy pakują się w dziecko przed osiemnastką? – mruknęła pod nosem i już głośniej dodała: – Kocham go. Myśl sobie, co chcesz, ale naprawdę chcę z nim być.
Kobieta nie słuchała. Zamiast tego wstała od stołu i ruszyła w stronę okna.
– Jeśli masz w sobie coś ze mnie, również jesteś kochliwa. Dam ci w związku z tym kilka rad, które sama chciałabym usłyszeć, gdy byłam w twoim wieku i poznawałam Wiktora.
– Tatę?! Mamo, o czym ty gadasz?!
– Tak, wiem. Nie chcesz tego słuchać, a moje słowa sprawią zapewne, że po dobrej passie będziemy mieć kilka cichych dni. Mimo to powiem, co mam do powiedzenia. – Wzięła głęboki oddech. – Pierwsza rada: patrz na ojca.
– Błagam, mamo, skończ.
Słowa trafiły w próżnię.
– Wiem, że w tym wieku Piotrek może wydawać ci się najprzystojniejszym, co chodzi po ziemi, ale jeśli tylko będziesz mogła, na pierwszym spotkaniu z rodzicami chłopaka przypatrz się jego ojcu. Znajdziesz tam wiele wskazówek: Czy włosy wypadną mu co do jednego, czy może tylko osiwieje? Czy zmarszczki będą go szpecić? I wiele, wiele więcej. A gdy już je poznasz, będziesz mogła odpowiedzieć sobie na najtrudniejsze z pytań – czy chcę, aby w taki sposób wyglądał mój przyszły partner?
Agata nie wytrzymała dłużej.
– W jakim świecie ty żyjesz? Naprawdę uważasz, że jedynym, na co zwracam uwagę, jest wygląd?
– Nie. Ale tylko wygląd nie zdoła cię okłamać. Cała reszta może być jedną wielką złudą.
Roześmiała się.
– Sugerujesz, że przy pierwszej okazji mnie zdradzi? Dobrze rozumiem?
– Źle. Nie chodzi o to, abyś spodziewała się, że okaże się śmieciem. Nie. Ludzie z natury są dobrzy. To świat ich łamie. Piotrek schudł? Świetnie. Widać znalazł czas i zależało mu, żeby dobrze się przed tobą prezentować. Ale myślałaś, co się stanie, kiedy potknie mu się w życiu noga? Jak sądzisz – czy po wieczornym powrocie z pracy, którą właśnie stracił, nie zamówi sobie mcdonalda? A czy po tygodniach bez ani jednego telefonu z zaproszeniem na rozmowę nie stanie się to dla niego ucieczką od codzienności? Zapamiętaj – jeśli chłopak wczoraj miał brzuch, który dzisiaj zgubił, jutro znowu będzie go miał. I jeszcze jedno.
– No dawaj. Co tym razem? – Agata próbowała zasugerować głosem rozbawienie. Za nic nie chciało wyjść.
Mama dokończyła:
– Jeśli choć przez sekundę poczujesz, że w chłopaku rośnie frustracja, bo nie może w pełni cię kontrolować, jeśli spróbuje uwięzić cię małżeństwem, wspólnym kredytem albo, nie daj Boże, przemocą – odwróć się i uciekaj.
Klucz zazgrzytał w zamku i drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem.
– Tato! – zawołała Agata. – Jesteś?
Spowijający mieszkanie mrok odpowiedział milczeniem. Odetchnęła.
– Droga wolna – rzuciła za plecy.
Gdy wdusiła przełącznik, żyrandol trysnął światłem i rozjaśnił ciasny korytarz. Jeden rzut oka wystarczył, aby stwierdzić, że od jej odwiedzin sprzed dwóch tygodni nic się nie zmieniło. Po ostatniej i jak na razie jedynej wizycie mama ochrzciła tę specyficzną atmosferę mianem „męskiego porządku”. Pasowało. Bo choć wszystko stało z grubsza na swoim miejscu, rozsunięte szafki, piach, który rozniósł się po całej podłodze, oraz porozrzucane po kątach śmieci upewniały, że to miejsce dawno nie poczuło dotyku kobiecej ręki.
Sześć miesięcy temu dziewczyna ostatni raz zwróciła tacie uwagę na bałagan. Przed trzema – ostatni raz tu sprzątała.
Piotrek skoczył do toalety. Gdy opuszczał ją przy akompaniamencie szumu spływającej wody, cały czas wodził wzrokiem po każdym centymetrze mieszkania.
– Coś nie pasuje? – rzuciła, obejrzawszy się, Agata.
– Nie. Po prostu…
– Po prostu co?
Zawahał się. „No dawaj” – pomyślała. „I tak dobrze wiem, że zastanawiasz się skąd tu taki syf. Po prostu zapytaj. Niech chociaż raz starczy ci odwagi”.
– Po prostu myślałem, że mieszkasz gdzie indziej – odparł.
– Bo mieszkam. To mieszkanie mojego taty.
Przez chwilę jedynym niosącym się dźwiękiem był rejwach dobiegającej z góry kłótni.
– Twoi rodzice nie są razem? – spytał Piotrek dziwnie zmienionym głosem.
– Nie są. Co w tym dziwnego?
– Nie, nic – zapewnił i podniósł ręce na wysokość piersi, jakby się poddając. – Po prostu o tym nie wiedziałem.
– A musisz wszystko o mnie wiedzieć?
– Nie wiem. Może? Chodzimy ze sobą, dużo rozmawiamy. Mogłaś powiedzieć.
Uśmiechnęła się smutno.
– Zdziwiłbyś się, jak mało można o sobie powiedzieć, jeśli tylko pozwoli się mówić innym. – Złapała go za dłoń i pociągnęła za sobą. – Chodź. Dzisiaj również zamierzam przede wszystkim słuchać.
– A twój tata? Co jeśli wróci?
– Wtedy sprawdzimy, czy mówiłeś prawdę i faktycznie zrobisz dla mnie wszystko. – Obejrzała się na chłopaka i wyszczerzyła zęby. – Co powiesz na skok z szóstego piętra?
Otworzył usta, ale zanim zdążył odpowiedzieć, Agata zrobiła krok w bok i szarpnęła jego ręką. Zachwiał się. Odzyskał równowagę dopiero gdy złapał za oparcie rozłożonego tapczanu, który noc w noc służył tacie za łóżko. Od jej ostatniej wizyty pojawiła się czwarta plama po kawie, a obicie rozerwało się w kolejnym miejscu.
Cóż, Piotrek miał czas, żeby zaprosić ją do siebie.
– Ściągnij wszystko poza majtkami i kładź się – rozkazała, wskazując na mebel, i zmarszczyła nos. – A, jeszcze jedno. Zanim sobie klapniesz, rzuć gacie mojego ojca gdzieś, gdzie nie będę mogła ich widzieć. Z góry dziękuję.
Gdy rozłożył się, ściągnąwszy wszystko poza bokserkami, po raz pierwszy przyjrzała się mu dokładniej. Przygotowując się na randkę, przeszedł się do barbera, który doprowadził do względnego ładu chaos na głowie. Regularne ćwiczenia poszerzyły jego ramiona i zbiły nogi w twardą masę. Jedyny mankament stanowiły pamiątki po otyłości w postaci fałd na brzuchu, ale ostatecznie i one były do przełknięcia.
Co tu ukrywać? Podobał jej się.
Zatrzymała wzrok na sterczącym penisie. Przez cierpienie, jaki wywoływał, próbując przebić się przez materiał bokserek, Piotrek zaciskał z bólu zęby.
– Mogę to ściągnąć? – wystękał.
Pokręciła głową.
– Jeszcze nie. Ale obiecuję, że ci to wynagrodzę.
Odliczyła w myślach od trzech do jednego i wzięła głęboki oddech. Już za późno, żeby się wycofać. Wynagrodzi mu każdą sekundę z trzech cudownych tygodni związku.
Czas na show.
Położyła dłonie na zapięciu sukienki, w której zdaniem mamy tak bardzo jej do twarzy. Suwak przejechał po trasie z ząbków, rozdzielając na dwie połowy tkaninę, a ta z gracją lądującego motyla zsunęła się na podłogę.
Na dziewczynie została sama bielizna.
W oczach chłopaka pojawiła ekscytacja. W tęczówkach błyskały iskierki, które u każdego mężczyzny pojawiają się tylko raz, gdy po latach fantazjowania o seksie, staje naprzeciwko żywa i chętna kobieta. Jego zastygły w napięciu brzuch dawał potwierdzenie, że ciało, któremu na co dzień przyglądała się z obojętnością w lustrze i które przez cały okres dojrzewania stanowiło podstawowe źródło jej kompleksów, dla niego jest czymś niezwykłym.
Patrząc mu w oczy, domyślała się, na co patrzy w danej chwili.
Jedno spojrzenie na całą półnagą sylwetkę. Potem szczegóły: Zarys mięśni na płaskim brzuchu. Bielizna, niby niedopasowana, ale w połączeniu z dziewczęcym ciałem tworząca harmonijną całość. Pomalowane na czerwono paznokcie. W końcu uwodzicielski uśmiech oraz kryjąca się za nim tajemnica.
Agata odetchnęła. Przyjemnie być pożądaną, ale przecież w chwili, gdy chłopak obejrzy wszystko, co miał do obejrzenia, jej uroda przestanie wystarczać. Pora na kolejny krok.
Dłonie przecinające powietrze. Palce na haftce. Zmieszane w równych proporcjach trema i ekscytacja. Zaróżowione policzki. Drżenie rąk. Ostatnie odetchnięcie przed tym, co nieuniknione, i – klik!
Biustonosz, który razem z dziesiątkami innych bronił miseczka w miseczkę cycków przed pożądliwym wzrokiem chłopców, opadł na podłogę. Stojąc przed chłopakiem, nago, z ostatnią osłoną w postaci panującego w pokoju półmroku, pozwalała chłonąć wzrokiem blade piersi w kształcie gruszek.
– I co powiesz? – spytała, gładząc różowe sutki. – Podobają ci się?
– Wow…
Zachichotała.
– Poczekaj. Najlepsze komplementy zostaw na koniec.
Powolne kroki bosych stóp. Dwójka ludzi, których ciągnie do siebie. Długi na pół metra wiraż w lewo i kolejny w prawo, aby mógł obejrzeć jej ciało pod każdym kątem, ale przede wszystkim po to, żeby resztki pokładów jego cierpliwości całkiem się wyczerpały. I już. Koniec wędrówki.
Położyła się obok niego. Objęli się. Dokładali starań, żeby każdy nagi kawałek skóry mógł rozkoszować się cudzym ciepłem i w chwili, gdy dwa lgnące do siebie ciała już się ułożą, nie pozostał sam w ciemności i na chłodzie. Kiedy przetasowania dobiegły końca, stali się jednym.
– Ściągaj majtki! – wydyszał prosto w jej twarz.
– A gumki?!
Zaklął w ciemności. Po omacku macał teren za kanapą. Wyłowił gacie. Portfel. Stanik. Furia w oczach chłopaka zapewniała, że jeszcze jedna nieudana próba i sprawdzi, czy aby na pewno nie uda się użyć go w roli zabezpieczenia.
Agata postanowiła oszczędzić mu dalszych cierpień. Rozsunęła szufladę w stojącej nieopodal szafce kawowej i wyciągnęła paczkę durexów.
– Twojego ojca? – spytał, przyjmując prezent.
– Ta.
– Ma partnerkę?
– Chciałby mieć – odparła z nutą niechęci w głosie. – Ale sprawdzam co jakiś czas i od ostatniego roku nie ubyło ani jednej sztuki.
– Może kupuje na bieżąco? – Z językiem wyciągniętym na wierzch zakładał prezerwatywę.
Przewróciła oczami.
– Błagam. Nie każ mi wyobrażać sobie teraz mojego ojca uprawiającego seks z kobietą inną niż moja matka. – Spąsowiała. – Po namyśle, z moją mamą również.
Gdy opuściła wzrok, po raz pierwszy zobaczyła sterczącego penisa w pełnej krasie. Zaniemówiła. Mimo że miała wiele dni, żeby oswoić się z myślą, że będzie uprawiała seks, perspektywa poczucia go w sobie aż do teraz wydawała się równie odległa jak to, że pewnego dnia przejdzie na emeryturę. Nagle wszystko się zmieniło. Niemożliwą do brania na poważnie fantazję zastąpiła świadomość tego, co ją czeka.
Dotyk dłoni, które upewniały się, czy aby na pewno po wytrysku każda z kropel spłynie po wnętrzu gumowego materiału, sprawił, że z oczu chłopaka zniknęły ostatnie przebłyski świadomości. Akceptował wszystko, co dziewczyna robiła. Uwielbiał muśnięcia koniuszkami palców, ubóstwiał łapanie w dłoń. Nie przeszkadzało mu nawet to, że raz czy drugi zahaczyła o członka paznokciem.
Słowo się rzekło. Prezerwatywa znalazła się na swoim miejscu, a więc nadszedł czas, aby Agata pozbyła się fig. Zsuwała je z wymalowaną na twarzy niepewnością aż do chwili, gdy znalazły się na wysokości kolan. Zawahała się.
– Jesteś pewien, że gumka wytrzyma? – zapytała drżącym głosem.
– Oczywiście – wystękał.
– Ale na pewno? Nie puści? Może sprawdźmy jeszcze, czy…
– Nie! Dość gadania!
Chwycił ją za biodra i podniósł tak lekko, jakby była piórkiem. I mimo że przypływ niekontrolowanej siły minął tak nagle, jak się pojawił, chłopak dokończył, co zaczął. Zacisnął zęby i z drżącymi od wysiłku mięśniami osadził Agatę na penisie.
Ból. Syk. Zalążki łez pod opuszczonymi powiekami. Sztylet rozkrwawiający dziewicze łono.
Dziewczyna zacisnęła zęby. Nie kontrolując niczego, powędrowała wzrokiem wysoko, aż do sufitu, i rozchyliła usta, jakby przygotowywała się, żeby przekazać żyrandolowi ważką dla losów świata tajemnicę. Spomiędzy warg wyrwało się głębokie westchnienie.
Cierpienie minęło.
Sprężyny zatrzeszczały. Piętro niżej dziadek, waląc laską, żądał, aby się opanowali, bo chce w spokoju obejrzeć program. Zagłuszany przez jęki kanapy telewizor wrzeszczał głosem Kożuchowskiej, że mają przestać pieprzyć.
Ale to było bez znaczenia. Liczyły się dwoje rozgrzanych do czerwoności ludzi, którzy lgnąc do siebie nawzajem, zapewniali się, że nawet w najgorszej z chwil będzie na tym świecie ktoś, kto naprawdę ich potrzebuje. Ktoś, kto ich kocha.
Pocałowali się. Gdy oderwała usta, przed oczami Piotrka zafalował nagi biust i natychmiast przejął władzę nad każdym ze zmysłów. Podążanie wzrokiem za piersiami to u mężczyzn jeden z odruchów bezwarunkowych. Chłopak nie miał wyjścia. Musiał za nimi gonić. Jako że Agata wsunęła palce między kosmyki jego blond czupryny, uniemożliwiając najmniejszy ruch brodą, źrenice ześlizgnęły się do miejsca, w którym połowę pola widzenia wypełniła czarna plama. Ale widział to, co chciał widzieć.
„Skoro właśnie tego pragnie, niech poczuje, jakie są w dotyku” – pomyślała. Złapała jego rękę i zdecydowanym ruchem pociągnęła ją w stronę cycków. Ponieważ chciała zachować równowagę, sama oparła dłonie o jego brzuch i, choć wydało się to niemożliwe, otworzyła oczy jeszcze szerzej.
Tłuszcz okazał się jedynie fasadą, pod którą krył się skrupulatnie rzeźbiony ćwiczeniami ornament mięśni.
Kochała go. Naprawdę go kochała.
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Ruchy Piotrka spowalniały. Złapał ją za pośladki, aby móc lepiej kontrolować tempo.
– Agata? – wycharczał.
– T-tak?
– Wiem, że to zły moment. Że pewnie… jeszcze za wcześnie. Ale nie… mogę dłużej. Muszę spytać. – Złapał oddech i dokończył: – Wyjdziesz za mnie?
Uśmiechnęła się, pojękując. Za każdym razem, gdy mama, tata oraz cztery komplety wujków i cioć powtarzali jej, że wygląda jak anioł, podnosiła błagalnie wzrok ku niebu. Słowa chłopaka sprawiły, że po raz pierwszy naprawdę tam poleciała.
Trysnął. Obie twarze wypełniła nieprawdopodobna błogość. Mimo że seks dobiegł końca, zamarli w bezruchu, czekając, aż ich oddechy dostroją się do nudnego rytmu codzienności.
Przytuliła go. Był silny. Przyjemny. Ciepły.
– Zaraz o tym pogadamy – szepnęła mu na ucho i zsunęła się z kanapy.
Już przy pierwszym kroku spłynęło na nią nieznane dotąd uczucie lekkości. Dobrze wiedziała, że jego wzrok podąża za kołyszącymi się pośladkami, ale w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Nie czuła ani wstydu, ani poniżenia. Leżącą u stóp sukienkę minęła, nawet się nie oglądając. Bo niby dlaczego miałaby coś zakładać? Przecież brak ubrań był najnaturalniejszym stanem, w jakim dziewczyna mogła się znaleźć. A już zwłaszcza jeśli rozbierała się w towarzystwie Piotrka.
Seks coś w niej otworzył. Zmieniła się. Dojrzała. Coś podpowiadało jej, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo.
Podnoszące na duchu uczucie zniknęło, gdy tylko przekroczyła próg toalety i zamknęła za sobą drzwi. Sceneria złożona z podłogi, brudnej od zalewającej ją codziennie prysznicowej wody, fliz, które lata temu utraciły naturalny kolor, oraz lustra, gdzie przez smugi własna twarz przemieniała się w niewyraźny bohomaz, przypomniała dziewczynie, kim jest. Agata powróciła do zimnego i pustego świata wiecznych kłótni oraz ciągnących się latami procesów rozwodowych.
Gdy usiadła na klozecie, aż się wzdrygnęła. Z nagim tyłkiem muszla mroziła bardziej od wsadzonych do majtek brył lodu. Siusiając, dostrzegła kątem oka rybika, który ile sił w odnóżach zwiewał w miejsce, gdzie nie będzie mogła dosięgnąć go wzrokiem.
Westchnęła. Ile jeszcze wytrzyma w rzeczywistości, w której musi przejmować się wszystkimi poza sobą? Zwłaszcza teraz, gdy przekonała się, że można inaczej?
Zgarbiła się i schowała twarz w dłoniach.
Nagle pojawił się pomysł.
Sięgnęła po leżący na parapecie telefon Piotrka. Musiał go tutaj zostawić, gdy na sekundę skoczył do toalety. „Na pewno się nie obrazi” – pomyślała i ignorując własne zdjęcie na tapecie, które w międzyczasie zupełnie przestało jej się podobać, wstukała podpatrzony przez ramię PIN. Szanse, że okaże się prawidłowy, oceniała na pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
Rozpromieniła się. Był.
Scrollując przez oferty na OLX, uśmiechała się od ucha do ucha.
– Patrz, co znalazłam – rzuciła po powrocie i odwróciła ekran w stronę chłopaka.
Skrzywił się.
– Ej! Czy to aby nie moje?!
– Nie martw się, nie zaglądałam do historii. A teraz się posuń.
Uszy chłopaka uroczo się zaczerwieniły, ale spełnił prośbę. Miejsce, gdzie siedział, było przyjemnie ciepłe.
– Spójrz – poprosiła. – To oferty mieszkań na wynajem. Część wydaje się całkiem spoko. Na przykład ta. Blisko Placu Zawiszy, więc do centrum rzut beretem. Cena też taka, że we dwójkę spokojnie byśmy ogarnęli.
– Nie rozumiem. Dlaczego to przeglądasz?
Zwróciła oczy ku niemu.
– Piotrek, niedługo matura. Potem studia. Wielu ludzi wyprowadza się już wtedy od rodziców.
– Bez przesady – zaprotestował. – Nie tak znowu wielu.
– No dobra, może nie aż tak. – przyznała. – Ale moglibyśmy być jednymi z pierwszych. Nie chciałbyś tego? Żyć jak dorośli bez ciągłego jojczenia matki nad głową? Razem?
– Przecież jesteśmy razem.
– Ale nie tak. Moglibyśmy przebywać w swoim towarzystwie cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie chciałbyś tego?
Wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt na ścianie.
– Nie wiem – bąknął. – A ty?
Westchnęła z rozdrażnieniem.
– Nie. I właśnie dlatego truję ci o to dupę od trzech minut. – Ugryzła się w język. Świadomość, że nie powinna tego mówić, pojawiła się dopiero, gdy wypowiedziała słowa na głos. – Piotrek, przepraszam. Pomyślałam, że skoro dzisiaj uprawialiśmy seks, kolejne kroki będą oczywistością. Jeśli to dla ciebie za wcześnie, rozumiem.
W jego oczach błysnęła obawa i przez sekundę przypominał wielkim kłębek nerwów. Potem coś się zmieniło. Przywarł plecami do oparcia kanapy i ni stąd, ni zowąd jego głos, ruchy oraz sposób, w jaki spoglądał w oczy, wypełnił niezachwiany spokój. Stał się pewny siebie i własnej zdolności do kształtowania otaczającej go rzeczywistości.
– Kiedy się wyprowadzamy?
– Nie wiem. Matura kończy się pod koniec maja, prawda? To najwcześniej wtedy.
– Z czego będziemy się utrzymywać?
Wzruszyła ramionami.
– Po trochu z pracy, po trochu z pieniędzy rodziców. Twoi cię lubią, więc gdybyśmy się zdecydowali, nie powinieneś mieć z tym problemów, a ja postarałabym się nie wkurzać matki przez te kilka miesięcy. – Odetchnęła i dodała: – Ale pamiętaj, że to wszystko to tylko luźne propozycje. Jeśli masz jakieś pomysły, chętnie je usłyszę.
– Nie mam żadnych. Zgadzam się na wszystko – orzekł z kamienną twarzą.
Zamrugała.
– Już? Jesteś pewien?
– Tak.
– Przecież przed chwilą miałeś wątpliwości. Nie wolałbyś nad tym zastanowić? Chociaż przez chwilę?
– Nie.
Zmrużyła oczy i spojrzała na niego zza na wpół opuszczonych powiek.
– Zgodziłeś się tylko dlatego, że przez sekundę zbyt mocno na ciebie naciskałam?
W masce obojętności pojawiło się kilka pęknięć.
– Nie rozumiem. Chciałaś, żebym podjął decyzję, więc ją podjąłem. O co chodzi?
– Naprawdę jesteś tak… – Zawahała się. Sekundy mijały, ale na końcu języka nie pojawiało się nic poza słowem „głupi”. Nie dokończyła.
Zawibrował telefon. Tym razem ten dziewczyny. Po odczytaniu wiadomości zaklęła cicho.
– Tramwaje jeszcze jeżdżą? – spytała.
– Nie wiem. Chyba nie. A co?
– Mój tata zaraz przychodzi. Musisz już iść.
Gdy pięć minut później zmierzał schodami w dół, zobaczył starzejącego się mężczyznę z dłońmi w kieszeniach, grzywką poznaczoną tysiącem siwych włosów oraz oczami zmęczonymi życiem. Przeszedł obok, trącając chłopaka ramieniem.
Latarnia migotała, strzelając salwami zduszonego światła, którego starczało jedynie aby wyrwać z łap ciemności malutki fragment alei prowadzącej do domu Piotra.
Schował dłonie do kieszeni. Drżały. Nie przez chłód. Przez całą resztę. Przez wspomnienie poruszenia w sercu, gdy po raz pierwszy Agata odsłoniła przed nim brzuch, piersi i wreszcie skryte za cienkim materiałem koronkowych fig łono. Przez jej późniejszy wybuch złości. I przez natrętną myśl, że to właśnie on, Piotrek, chłopak, który zrobiłby dla niej wszystko, był tego wybuchu przyczyną.
Usiadł na ławce. Oddychał ustami. Spomiędzy warg raz za razem wylatywały pióropusze pary.
To miała być najpiękniejsza noc w całym jego życiu.
Gdy szedł, analizował każdy swój gest z dzisiejszego wieczoru, poszukując wśród nich tego, który sprawił, że Agata zachowała się tak, a nie inaczej. Zadecydowało zapewne jedno słowo, jeden ruch, jedno spojrzenie. Chociaż może i nie? Może chodziło o całą salwę słów, ruchów i spojrzeń, które same w sobie nie znaczyły nic, ale zebrane razem zburzyły kruchą konstrukcję jej zaufania?
Nie miał pojęcia.
Nagle syknął z bólu. Zacisnął zęby. Zgarbił się. Wszystkie natrętne myśli, jakie przez ostatnie godziny krążyły po jego głowie, zniknęły, ustępując miejsca zwierzęcemu instynktowi, który wołał, że go boli, że cierpi, że zrobi wszystko, aby przestało boleć!
Ucisk w żołądku powrócił.
Po raz pierwszy pojawił się niedługo po tym, gdy Piotrek się zauroczył. Gdy po wakacjach wrócił do drugiej klasy ogólniaka, odkrył ze zdumieniem, że Agata, podlotek, na którego nigdy nie spojrzałby jako na obiekt pożądania, przemienił się w anioła. Jej urodę zaczął podkreślać subtelny makijaż, usta ozdobił bladoczerwony błyszczyk, a każdy cieplejszy dzień wiązał się z nadzieją, że założy sukienkę w kwiatowe wzory.
I nawet nie zauważył momentu, gdy zwykłe fantazje klasowego grubasa o atrakcyjnej dziewczynie przeistoczyły się w pragnienie czegoś więcej. Związku. Małżeństwa. Dwójki albo i trójki dzieci. Znajdowania u siebie nawzajem pierwszych siwych włosów. Słowem – wspólnego życia.
Wraz z marzeniami przyszedł też strach, że te nigdy się nie spełnią.
Uścisk pojawił się znienacka. Pierwszego dnia Piotrek zrzucił winę na głupią kolkę, wierząc, że ustanie ona równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Ale dni mijały, a ból, zamiast przeminąć, stawał się coraz bardziej nieznośny. Chłopak zaczął szukać informacji. Z portali medycznych dowiedział się, że nieprzyjemne uczucie ma związek z traumatycznymi przeżyciami i stresem, które prowadzą do ucisku w jelicie. Im silniejsze emocje, tym większe cierpienie.
Oto cena za chwilę szczęścia. Organizm uzależnił się od uderzeń dopaminy i jeśli nie dostawał kolejnego zastrzyku, głośno się o niego dopominał.
Piotrek zrozumiał, że czas przebierania w możliwościach minął. Albo zwiąże się z Agatą, albo to jego koniec.
Dobrze wiedział, że nie może pozostać tym, kim był dotychczas. Pryszczaty, ubrany w wiecznie niedopraną bluzę grubas, który nie potrafił się nawet porządnie ogolić i włączał do rozmów jedynie wówczas, gdy te dotyczyły RPG lub fantastyki, nie miał szans przekonać do siebie dziewczyny. Musiał się zmienić.
Czekała go ciężka praca.
Trenował. Zszedł do starej siłowni ojca, gdzie połowa z pokrytych dywanem kurzu maszyn nie działała, podczas gdy pozostałe skrzypiały jak plecy osiemdziesięciolatka, i zaczął ćwiczyć. Podnosił ciężary. Biegał. Szlifował technikę, oglądając youtubowe tutoriale. I przede wszystkim, mimo że szczerze nienawidził zmęczenia, potu oraz oglądania w lustrze fałd na własnym ciele – nie poddawał się.
Rozpoczął głodówkę. Kiedy zauważył, że ćwiczenia nie dają upragnionych efektów, stanowczo zabronił sobie podjadania pomiędzy posiłkami. Później zrezygnował z kolacji. Potem ze śniadań. Koledzy, nauczyciele, rodzice i wszyscy dookoła zauważyli, że twarz chłopaka przybrała barwę kredy, a on sam stał się dziwnie nieobecny. Ale to nie miało znaczenia. Ważne, że osiągnął cel. Gdy kolejnym razem stanął na wadze, prześladujące go w snach dziewięćdziesiąt jeden kilogramów skurczyło się do osiemdziesięciu ośmiu.
Budował znajomości. Po kilku rozmowach z Wiktorią, najlepszą przyjaciółką Agaty, zaprosił ją do kina, licząc, że w ten sposób przybliży się do upragnionego celu. Zadziałało. Dwa miesiące później otrzymał propozycję, aby wybrać się na nową część Jak wytresować smoka. Tym razem we trójkę.
Zacisnął pięść. Zdobyciu Agaty podporządkował w ostatnich miesiącach wszystko. Każdy dzień, każdą myśl, każde wypowiedziane słowo.
I nie zamierzał się teraz poddawać.
Piotrek oparł dłonie na balustradzie i wychylił głowę za szklaną barierkę. Wpatrywał się w krąg pustej przestrzeni, gdzie setki gości galerii, stojąc jeden za drugim na pracujących miarowo ruchomych schodach, zmierzało w stronę sobie tylko znanego celu. Czekał.
Prześlizgiwał wzrokiem po kolejnych postaciach. Widział matkę z dzieckiem. Parę nastolatek. Bizneswomen gadającą przez telefon. Nie widział najważniejszego.
Agaty.
A Avengersi zaczynali się za niecałe trzydzieści minut.
– Piotrek? – Usłyszał zdziwiony głos. – Co ty tutaj robisz?
Gdy odchylił głowę, zobaczył ubraną od stóp do głów w czerń szatynkę, która wpatrywała się w niego nierówno pomalowanymi oczami. Wiktoria. Przez ostatnie tygodnie niemal zapomniał, że dziewczyna istnieje.
– Czekam – odparł niechętnie.
– Na co?
Mimo że znalezienie odpowiedzi nie wymagało specjalnego wysiłku, wzdrygał się przed wyznaniem prawdy. Zaprosił do kina Agatę, samą, bez Wiktorii, choć przecież nie tak dawno to ona była łącznikiem pomiędzy ich dwójką. I chociaż mógł tłumaczyć sobie, że po stworzeniu związku druga relacja siłą rzeczy musiała się rozluźnić, wcale nie czyniło to tej sytuacji mniej niezręczną.
– Czekam na Agatę – przyznał w końcu. – Idziemy razem do kina.
– Jasne. Wszystko między wami gra?
Pytanie trafiło prosto w i tak chwiejące się już samopoczucie chłopaka.
– Ta – mruknął. – Muszę cię o coś zapytać. Czy na ostatnim spotkaniu z Agatą rozmawialiście o mnie?
Otworzyła oczy szeroko.
– Dlaczego miałabym ci o tym mówić?
– Błagam, odpowiedz. To ważne.
Desperacja, którą trąciły słowa chłopaka, nie pozwoliła dziewczynie odwrócić się i odejść. Zagryzła wargę.
– Nie powinnam ci tego mówić…
– Wiktoria, proszę.
Szybki ruch głową. Ostatnie westchnienie. Wybuch.
– Agata rozważa, czy z tobą nie zerwać – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Pokręciła głową. – Boże, co ja zrobiłam. Przecież Agata zabroniła mi o tym mówić…
Już nie słuchał. Okrężną drogą podszedł do barierki. Wychylił się. I zapłakał.
Gdy usłyszał nadciągające kroki, westchnął z rozdrażnieniem. Nie chciał dzielić się z nikim tą chwilą. Nie potrzebował tłumaczyć się ze smutku, który przemienił oczy w szkło, z zaczerwienionych policzków, z łez. Z tego, że również odczuwa emocje.
„Idź sobie” – pomyślał.
Nie posłuchała. Podeszła i położyła mu dłoń na plecach.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie powinnam tego mówić. Nie ze względu na Agatę, tylko twój spokój. Chcesz o tym pogadać?
Nie chciał. Niech Bóg, jeśli istnieje, będzie świadkiem. Niestety, ciepło jej dłoni, łagodny tembr głosu oraz niczym nieuzasadniona atmosfera intymności z wolna łagodziła opór. Wylało mu się.
– Agata. Ona nie… Ona po prostu nie może mnie zostawić. Nie wiesz tego, nigdy ci o tym nie mówiłem, ale kocham ją od zawsze. Poświęciłem wszystko, co tylko mogłem, żeby z nią być. I co? To nic nie znaczy? Nie wiem, co zrobię, jeśli ze mną zerwie. Chyba po prostu skoczę z mostu. – Siorbnął nosem.
– Nie wiem, czy powinnam to teraz mówić, ale, cóż… cały czas wiedziałam.
Zwrócił ku niej pełne zdumienia oczy.
– Co? Ale jak to? Przecież nigdy ci o tym nie mówiłem.
– Nie jesteś zbyt dobrym powiernikiem tajemnic. Nawet tych własnych. – Uśmiechnęła się smutno. – Zaczęło się miesiąc po pierwszym spotkaniu. Trwa rozmowa, gadamy o jakiś pierdołach, aż nagle – bach! Wiesz, co słychać u Agaty? Co robi? Kiedy ją ostatnio widziałaś? I tak w kółko, bez przerwy, bez końca. Nawet jeśli próbowałeś to ukryć, cóż, kiepsko ci wychodziło. W końcu zrozumiałam, do czego dążysz, i pierwszy raz zaprosiłam ją na spotkanie we trójkę. A potem… Potem się wycofałam.
Gdy przetarł załzawione oczy i spojrzał na Wiktorię raz jeszcze, aż zamrugał ze zdumienia.
Widział ją teraz inaczej. Wyraźniej. Jakby w innym świetle.
– Nie pamiętam tego, ale pewnie tak to wyglądało. Żyłem wtedy jak w amoku. Wiktoria, tak bardzo cię przepraszam.
Wzruszyła ramionami.
– Nic się nie stało. Trochę szkoda, bo przez chwilę myślałam, że może z nas coś być. Ale przecież bywa i tak.
– Wiktoria? Co ty tutaj robisz?
Obejrzeli się. Agata wpatrywała się w nich szeroko otwartej oczami.
Wiktoria ruszyła i kładąc dłoń na jej ramieniu, rzuciła:
– Nic. Niestety, muszę już zmykać. Powodzenia na randce, gołąbeczki.
Piotrek miał mętlik w głowie. Wiktoria cały czas go coś do niego czuła? Jakim cudem nigdy nic nie zauważył? Naprawdę miał u niej szanse? Tak wiele pytań bez żadnej możliwości, aby poznać odpowiedzi.
Odprowadzili Wiktorię wzrokiem. O tym, co ważne, zaczęli mówić dopiero gdy zniknęła w tłumie.
– Nie będę poruszała tego tematu – orzekła Agata.
– To dobrze. I tak nie mógłbym nic powiedzieć. – Gdy spojrzała na niego zza przymrużonych oczu, dodał: – Ale to nie tak, jak myślisz!
Westchnęła.
– Spytam o coś innego. Pamiętasz, co ci mówiłam, Piotrek?
Skinął głową.
– Powtórz. Chcę to od ciebie usłyszeć.
– To spotkanie, to nasza ostatnia szansa – powiedział powoli. – Jeśli nie wyjdzie i okaże się, że do siebie nie pasujemy…
Przerwał. Słowa za nic nie chciały opuścić gardła.
– Dokończ – poprosiła.
– Robimy sobie przerwę co najmniej do matury. Po wynikach postanowisz, co dalej. Ale lepiej, żebym na nic się nie nastawiał.
Pochylił się. Gdy skończył, jak na komendę żołądek rozerwał pulsujący ból.
– Hej, hej! Patrz na mnie! – Chwyciła chłopaka za ramię. – Nie martw się. Zakończenie związku to jeszcze nie koniec świata.
Przed kinem poszli na kawę. Zamówienie dwóch cappuccino wymagało przedarcia się przed wycieczkę rozwydrzonych szóstoklasistów, ale Piotrkowi nie przeszkadzało drobne odroczenie dyskusji. Właściwie gdyby tylko się dało, odwlekałby ją w nieskończoność.
Gdy usiedli przy balustradzie, zajmował się czymkolwiek, byle nie rozpoczać decydującej rozmowy. Rozglądał się dookoła. Sprawdzał na telefonie, co dzieje się w wielkim świecie oraz w małym kręgu jego znajomych. Spoglądał w dół, na ludzi tak drobnych, że mógłby ich zmiażdżyć w dłoni.
Wszystko zmieniło jedno przypadkowe zerknięcie. Zobaczył, jak przebijające się przez szklaną kopułę Złotych Tarasów promienie słońca padają na jasne włosy dziewczyny, przemieniając je w szczere złoto. Widok zachwycał. Chłopak nie potrafił powstrzymać się przed napawaniem nim oczu.
Przypomniał sobie, po co tu przyszedł. Chciał walczyć o Agatę.
Przełamał impas.
– Film zaczyna się za pół godziny. Plus, rzecz jasna, dwadzieścia minut reklam.
– Mało czasu – stwierdziła, mieszając kawę.
– Nie – zaprzeczył. – W zupełności wystarczy.
– Do czego?
– Do przekonania cię, że nasze zerwanie to największa katastrofa, jaka może się wydarzyć. Nie tylko dla mnie, ale również dla ciebie.
Drewniany patyczek zatonął w mlecznej pianie. Dziewczyna poderwała wzrok i otwierając szeroko usta, przygotowywała się zapewne, aby powtórzyć, co powiedziała wcześniej: „Piotrek, nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Proszę”.
Ale nie rozmawiali przez telefon. Tym razem siedzieli naprzeciwko siebie i jednym wyrazem twarzy mógł przekazać więcej, niż tysiącem słów wypowiedzianych do słuchawki. Mięśnie na jego twarzy napięły się do granic możliwości. Źrenice się rozszerzyły. W tęczówkach błyszczała żelazna determinacja.
– Myślisz, że gadam bzdury? Poczekaj. Nie minie nawet pięć minut i cię przekonam.
Sięgnął do plecaka i coś z niego wyciągnął.
– Co to? – spytała.
– Sama zobacz.
Położył pakunek na stoliku. Drżącymi dłońmi rozerwała papier prezentowy. Gdy zobaczyła, co znajduje się w środku, zamknęła oczy i pokręciła głową.
– Piotrek, błagam, nie zadawaj tego pytania. Przecież i tak dobrze znasz odpowiedź.
– A ty dobrze wiesz, że nie mam wyjścia. Że muszę o to zapytać.
Uklęknął.
Cały plan rozpoczął się od płaczu na ławeczce w parku. Piotrek uświadomił sobie, że choć znalazł się w najlepszym punkcie swojego życia, wystarczy jedno jej słowo, aby znów spadł na samo dno. Zrozumiał, że istnieje tylko jedna możliwość, żeby do tego nie dopuścić. Musiał zwabić Agatę. Zamknąć ją w złotej klatce. I cokolwiek by się nie działo, nigdy, ale to przenigdy nie puszczać.
Wiedział, że do tego celu nie wystarczą już małe i codzienne gesty. Potrzebował czegoś wielkiego. Czegoś, czym jej zaimponuje.
I dlatego, mimo że do kupienia leżącego przed Agatą pierścionka zużył wszystkie oszczędności z kieszonkowego, sprzedał książki, komiksy i gry, a nawet wykradł z portfela ojca trzy dwustuzłotowe banknoty, jego serce dalej drżało na myśl, czy to na pewno wystarczy.
– Agato Świeży – zaczął uroczystym tonem. – Ponieważ ostatnio nie otrzymałem odpowiedzi, ponawiam pytanie. Czy zważywszy na to, że cię kocham i jestem gotowy zamieszkać z tobą natychmiast po maturze… – Przełknął ślinę. – …wyjdziesz za mnie?
Pokręciła głową.
– Nie. Przykro mi, ale dobrze znałeś odpowiedź. – Wyciągnęła rękę. – A teraz, proszę cię, wstań.
Mięśnie na jego twarzy zadrżały. Starał się. Poświęcił wszystko, co tylko mógł. Mimo to ani ogrom tych starań, ani wielkość poświęcenia, nie miały najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, że nie wyszło. Koniec. Kropka. Nic już nie miało znaczenia.
Pozostały tylko fantazje oraz zwierzęca chęć ich urzeczywistnia.
Złapał jej dłoń.
– No w końcu. – Odetchnęła. – Wstawaj. I tak wszyscy się gapią.
Obejmował rękę z coraz to większą siłą.
– C-co ty robisz?
Podniósł się. Przytulił dziewczynę i trzymał, za nic nie chcąc puścić. Jej oddech stawał się coraz to płytszy. Bała się, zwyczajnie bała się Piotrka, ale nawet jeśli tkwiła w niej jakaś siła chcąca wołać wniebogłosy, błagając o pomoc jednego z gości, którzy przechodzili obok, nawet się na nich nie oglądając, została stłumiona przez wszechogarniającą panikę.
Agata nie robiła nic. Pozwalała obejmować swoje zastygłe w przerażeniu ciało.
Korzystał, ile tylko mógł. Dobrze wiedział, że po raz ostatni czerpie szczęście z tego źródła.
To już ostatni zastrzyk dopaminy.
Przebłysk świadomości pojawił się dopiero wtedy, gdy chłopak spróbował ją pocałować. Obudziła się. Przywaliła łokciem w jego brzuch. Nadepnęła podeszwą buta na stopę. Jęknął.
Udało jej się uwolnić.
Cała scena nie trwała nawet dziesięciu sekund.
– Napisz, ile ci przelać za bilet do kina – wystękała Agata, gdy pierwsza fala wściekłości minęła. – Bo ja, rzecz jasna, nie idę.
„Co za tępy kretyn” – myślała, zmierzając w stronę prądu ludzi, który przemieszczał się w stronę ruchomych schodów. Dała się mu porwać, choć nie miała pojęcia, dokąd chce iść. Jej jedynym celem było oddalenie się od Piotrka tak daleko, jak to tylko możliwe.
Naprawdę chciała dać mu szansę. Jedyną, ostatnią, ale jednak szansę. Nawet jeśli sama go nie kochała, byłaby gotowa przymknąć na to oko, jeśli tylko jego miłości starczyłoby dla nich obojga. Przecież wielkimi krokami zbliżała się matura, tuż za nią studia, a wraz z nimi nowe wyzwania i nowi ludzie. Nowe życie. Chciałaby mieć w nim kogoś, kto zna ją od dawna.
Dobrze, że odkryła prawdę dzisiaj. Gdyby maska opadła na początku października, kiedy mieszkaliby razem, na prostowanie błędów byłoby o wiele za późno.
„Ciekawe, co się z nim stało” – zastanawiała się i o mały włos się nie odwróciła.
– Nie. Dość tego – wyszeptała do samej siebie. – Nie będę się na niego oglądać. Idę.
„Idź przed siebie i za nic się nie odwracaj” – mówiła sobie w duchu. „Idź przed siebie, żeby jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce, i nie odwracaj się, bo jeśli się obejrzysz, na bank zrobi ci się go szkoda i zawrócisz, i skończy się na tym, że zamiast zmusić chłopaka do przeprosin, to ty będziesz przepraszać tę życiową sierotę, bo śmiałaś podnieść na niego rękę. Dlatego błagam: idź przed siebie i się nie odwracaj”.
Za późno. Obejrzała się.
Nawet nie podniósł się z podłogi. Uciskał bolący brzuch. Jedna z nóg leżała prosto, druga zgięła się w literę „v”. Płakał.
Zawróciła i wyciągnęła w jego stronę rękę.
– Chodź. Usiądziemy.
Słowa nie wyrwały chłopaka z otępiającego stuporu. Sekundy mijały. Oczy gapiów zwracały się w stronę niecodziennej sceny tylko po to, by po sekundzie powrócić na monitory ze zdjęciami wyidealizowanych burgerów, których nikt nigdy nie zobaczy na własnym talerzu.
– Długo mam jeszcze czekać? – rzuciła.
Ostatnia sekunda wahania i wreszcie decyzja. Chwycił dłoń.
Usiedli przy stoliku.
– Przepraszam – wydukał.
– Za co? – spytała, mierząc chłopaka wzrokiem.
– Jak to za co? Za wszystko. Każdą rzecz, którą ci dzisiaj zrobiłem.
– Przykro mi, ale tym razem to nie wystarczy.
Ramiona Piotrka gwałtownie opadły.
– Oczywiście rozumiem – wystękał. – I tak przy tym, co odwalałem, znosiłaś mnie bardzo długo. Wreszcie się doigrałem. Nie chcesz mnie znać. Mimo to jeszcze raz przepraszam.
Podniósł się. W jego oczach malował się smutek.
Widząc wpatrzone w nią spojrzenie zbitego psa, zrozumiała wreszcie, co działo się z nim przez cały ten czas. Uzależnił się. Od ich spotkań, od rozmów, od wspólnego śmiechu i od wspólnych kłamstw. Jeśli chciała mu pomóc, musiała się od niego odciąć, aby w powolnym, wielomiesięcznym procesie zaakceptował, że co było, minęło. Utrzymanie kontaktu byłoby grzebaniem w jątrzącej się ranie.
Ale skoro zracjonalizowała już sobie tę decyzję jako jedyną słuszną, dlaczego dalej wydawała się tak durna? Tak bezsensowna w swoim okrucieństwie?
Chwyciła Piotrka za ramię.
– Zaczekaj!
– Co…?
Obejrzał się. Wpatrywała się w niego przeszywającym spojrzeniem.
– Nie możemy tak tego zamknąć. Zanim pójdziesz, chciałabym odbyć z tobą jedną, ostatnią rozmowę. Żeby wszystko sobie wytłumaczyć. – Uśmiechnęła się łagodnie.
W jego oczach palący wstyd ścierał się z niewygasłym pragnieniem kolejnych wspólnych chwil z dziewczyną. Siadając, położył plecak na kolanach i ugiął lekko nogi, jakby przygotowywał się do konieczności nagłej ucieczki.
To była długa rozmowa. Trudna i żmudna. Początkowo składał się na nią wyłącznie monolog Agaty, która to mówiąc spokojnie, to znów ciskając słowa salwami, tłumaczyła, że dalej go lubi, że dalej spotykałaby się od czasu do czasu, ale niestety, cały ich związek zwyczajnie nie działa. Milczał. Udawał, że to go nie rusza, ale wraz z upływem czasu w masce obojętności pojawiały się pęknięcia. Cierpliwie czekała.
Aż w końcu się przełamał.