Zamiana
16 marca 2011
Szacowany czas lektury: 10 min
Pragnę powitać serdecznie wszystkich po długiej przerwie. Bez wątpienia należą się dwa słowa wyjaśnienia mej absencji. Otóż tak mniej więcej będzie już półtora miesiąca jak miałem wypadek samochody po kłótni z moją ukochaną. W nerwach siadłem za kierownicą i po przejechaniu 50 z planowanych 300km wyczerpany przysnąłem za kierownicą i wyrżnąłem w słup w jakiejś małej miejscowości. W owym wypadku straciłem lewą rękę. W szpitalu skrócono mi ją do łokcia. Może to dziwne, ale zdecydowałem się Wam na te zwierzenia, bowiem jesteście publicznością, której tak mi brakuje, ludźmi stanowiącymi uszy których szukam. Moja wybranka dowiedziawszy się o amputacji zostawiła mnie (dzień po wypadku), a trzy dni temu ku mnie dotarła pocztą pantoflową wieść, iż zaszła w ciąże z moim najlepszym przyjacielem. Ten przez miesiąc mnie motywował niczego nie zdradzając. Czuje się oszukany i zdradzony przez bliskie mi osoby. Tylko tu mogę szukać upragnionego ukojenia i surowej krytyki, której brakuje mi po lamentach łaski.
Opowiadanie dedykuje zmarłej dawno temu przyjaciółce...
Drugi wtorek marca rozpoczął się jak każdy inny dzień. Za oknem leniwie znad horyzontu wyłaniało się Słońce, oświetlając łąkę, która za pośrednictwem rosy zamieniała się w pole, na którym rosły na niewielkich krzaczkach diamentowe kropelki, które niczym syreny kusiły swoim majestatem i spokojem.
Jak zawsze, początek dnia był lekko chłodnawy, czego Jurek nie docenił, ubierając lekkie palto zaraz na koszulkę. Po 5 latach historii na Uniwersytecie zdecydował się na naukę w szkole, aby swoją pasje przekazywać młodszym pokoleniom. Chciał czynić tak samo jak jego ojciec, który jednak w swoim zamiarze ograniczył się tylko do syna. Syn natomiast pragnął ja nagłośnić, puścić w eter, uświadamiać ludzi w błędach czynionych w minionych latach i próbować im zapobiec poprzez uświadamianie szarych mas, jakie stanowili uczniowie III Liceum, w którym nauczał.
Nie miał jeszcze klasy na wychowawstwo, ale dawno już obrał swoich faworytów - I F, klasę humanistyczną z rozszerzoną historią i Wiedzą o Społeczeństwie. W tej klasie miał kilku prymusów, którzy dawali mu satysfakcję z jego pracy.
Mariusz był znawcą starożytności, Aga uwielbiała średniowiecze, Wiola była znawcą okresu od renesansu po barok, a Witold jak nikt inny potrafił wprost wyrecytować suche przybrane w piękne, literackie zwroty fakty o Napoleonie Bonaparte. I była tam także i ona...
Aurelia miała już 16 lat, ale była największą dumą Jurka. Jej babcia, która zmarła w kilka dni po tym, jak jej wnuczka została uczennicą liceum, była dawną łączniczką Szarych Szeregów podczas Powstania Warszawskiego. Historia, słyszana z ust dziewczynki miała zawsze charakter monologu, osobistego wyrazu bólu i cierpienia, który łamał serca każdemu, a zwłaszcza nie dawno upieczonemu studentowi. Uwielbiał, gdy mówiła, gdy się poruszała. Stała się dla niego obiektem zainteresowania, jednakże daleko poza jego zasięgiem. Pragnąłby spędzić z nią chwile, porozmawiać niczym z koleżanką. Jednakże wiedział, że tak by nie potrafił.
Zrozumiał to po kilku rozmowach ze swoimi przyjaciółmi, gdy po kilku głębszych stał się nieco bardziej wylewny. Całą jego wypowiedź nagrali, a owe nagranie było nadzwyczaj dokładne. Szukając u nich pomocy, otrzymał to, co sam wiedział od dawna:
- Wiemy, że czujesz do niej miętę, ale jako nauczyciel nie możesz.
Marznąc, szedł powoli do szkoły, tonąc w swoich rozmyśleniach. Do lekcji pozostało mu 10 minut, ale uwielbiał być tak na 5 minut przed, aby móc się jako tako ogarnąć.
Mając swoje 5 minut zapasu sięgnął do kieszeni po słuchawki, a gdy te tylko włożył do uszu, natychmiast załączył Czesława Niemena, który mimo swojej pieśni, przynosił ukojenie jego zbłąkanemu sercu.
"Dziwny jest ten!!! świat..."
Piosenka zmuszała go do refleksji. Na wywiadówki wiedział, że od Aurelii nikt nie przychodzi, a do szkoły dojeżdżała, mając trasę, którą środkami komunikacji miejskiej pokonywała w 20 minut. Od Agi, będącej wychowanką domu dziecka dowiedział się, że i ona w tyle pokonuje dystans do szkoły, bowiem 20 minut od szkoły znajduje się jej placówka. Wspomniała także, iż znajduje się tam druga placówka, ale z wychowankami tej drugiej placówki nie miała kontaktu.
"Lecz ludzie dobrej woli..."
- A co jeśli Aurelia po stracie babki trafiła do domu dziecka? - zaświtało mu w głowie, gdy wchodził do placówki oświaty. Ta myśl wprowadziła go w głębokie zastanowienie.
Wchodząc do szkoły od razu przywitała go fala uśmiechów i powitań wszystkich roczników. Uczniowie uwielbiali zajęcia Jurka, jako jedyny historyk nie powodował u uczniów syndromu powrotu do łóżka, jak to często u historyków bywa. Skręcił w korytarz w lewo i udał się do pokoju nauczycielskiego.
Wewnątrz trwał jednak gwar i zamęt, dyrektor ubrany jak zawsze w swój stary, czarny garnitur, przystrzyżony na gentlemana z lekkim wąsem i bródką, posiwiałymi ze starości, oczekiwał na uspokojenie. Wreszcie nie mogąc się doczekać momentu ciszy klasnął głośno uspokajając całe grono pedagogiczne.
- Moi drodzy - zaczął powoli, gładząc siwą brodę. - Doniesienia są jasne, otóż nasza droga rzeka występuje z brzegów. Jeśli będzie trzeba, zajęcia zakończymy około 13, a żeby wszyscy wrócili do domów. To na tyle. Do widzenia - powiedział, opuszczając lekko wystraszonych nauczycieli.
Jurek zachował zimną krew, spojrzał tylko za okno. Dostrzegł nadciągające czarne chmury deszczowe... szła kolejna już z rzędu burza.
Sięgnął do terminarza, obejrzał plan lekcji. Pierwsze zajęcia miał z II a. Podszedł do regału, zabrał ich dziennik i udał się w stronę swojej klasy, 302.
- No to bierzemy się za hołotę - zażartował w duchu.
***
Lekcja z II a wbrew pozorom minęła spokojnie. Klasa doceniła wysiłki Jurka i siedziała w miarę cicho. Kolejne lekcje mijały w podobnej atmosferze, jednakże czasem dał się słyszeć szept - rzeka wylewa, a szkoły nie zamkną? Nie wiem...
Po już czterech godzinach przyszła pora na lekcję z jego ukochaną klasą I F. Po dzwonku klasa spokojnie zajmowała swoje miejsca, a nauczyciel przypatrywał im się bystro.
Wreszcie weszła i jego ukryta miłość - Aurelia.
Miała śliczne, długie, kruczoczarne włosy, komponujące się z piwnymi oczętami. Jasną karnację, do której idealnie pasowała fioletowa tunika i czarne legginsy oraz intrygujące koturny. Jej delikatny krok wprawił Jurka w stan stagnacji, z którego nie umiał się wyrwać. Wręcz przeciwnie, nie chciał.
Po pięciu minutach jednak udało mu się.
- Dzień dobry klaso.
- Dzień dobry - zawołano gromko, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek.
Do klasy wszedł pan dyrektor.
- Jurek, rzeka wylała, podeszła pod szkołę. Przerwało wały. Odpowiadasz za IF. Każde z nich ma trafić w odpowiednie ręce. Dostaniesz dwie łodzie ze strażakami, rozumiemy się?
- Dobrze panie dyrektorze - odparł.
Po wyjściu dyrektora wybuchła wrzawa i lekka panika. Jurek jednak uspokoił swoją klasę. Wiedział, że jeśli da im przykład sobą, wtedy i oni tak postąpią. Pomysł sprawdził się.
Gdy zapanował spokój zebrał klasę i udał się do okien na I piętrze, bowiem tylko z nich jak dowiedział się od pozostałych nauczycieli można było dostać się na łódź, gdyż woda zalała parter.
Będąc na I piętrze, jako pierwszy zeskoczył do łodzi pod oknem.
- Historyk Jurek D? - spytał strażak.
- Nie inaczej - odparł, zabierając się za pomoc uczniom w zejściu do łodzi. Gdy ostatnia Aurelia stanęła na parapecie okazało się, iż nie ma miejsca na bezpieczne lądowanie. Bała się skoczyć mimo zapewnień Jurka.
- Daj mi rękę Aurelio, proszę.
- Nie, boje się! - rzekła delikatnym, wibrującym od strachu głosikiem
Jurek jednak ujął jej dłoń i delikatnie pociągnął ku sobie, powodując, że dziewczyna spadła w jego objęcia. Jak gdyby na zawołanie, jego członek momentalnie stwardniał od samej bliskości dziewczyny.
Strażacy mając całą klasę ruszyli ku staremu miastu, które uchroniło się od powodzi. Woda zalała tylko nową część, pozostawiając historyczną nie naruszoną.
Podróż wbrew pozorom okazała się pewnym wyzwaniem. Fale podbijały łodzie i gdyby nie zachowanie strażaków oraz opanowanie Jurka, które udzieliły się klasie łódź prawdopodobnie zatonęła by przy jednej z kilku okazji.
Punkt pomocy przygotowano nieopodal rynku oraz kościoła, a także i w nim samym. Księża udzielali azylu, zapewniali posiłek, dawali ukojenie i nadzieję. Jurek na karteczce od dyrektora miał jasno napisane - przekaż dzieciaki w ręce księży, sam udaj się do siebie, mieszkasz w końcu nieopodal starówki.
Proboszcz wyczekiwał Jurka przed kościołem. Widząc jego oraz gromadę mokrych dzieci posłał kleryków po koce oraz gorące napoje dla wszystkich. Jedynie Jurek podziękował.
Kiedy chciał już odchodzić ku swojemu dwu-pokojowemu mieszkaniu, zaczepiła go Aurelia.
- Panie Jurku.
- Tak?
- Dziękuję Panu - powiedziała spuszczając głowę powoli.
- To drobiazg Aurelio. Może mogę Tobie jeszcze jakoś pomóc?
- Właściwie to... tak. Chciałabym gdzieś chwilkę odpocząć, mogłabym u Pana?
O boże - myślał - to nie może dziać się na prawdę.
- Cóż, jeśli proboszcz nie widzi zastrzeżeń, sądzę że nie będzie problemów.
Dziewczyna momentalnie podbiegła do proboszcza i po zamienieniu z nim kilku słów wróciła do swojego nauczyciela.
- Możemy ruszać - powiedziała.
Jurek tylko uśmiechnął się i odwrócił na pięcie idąc w stronę swojego mieszkania, oddalonego dwieście metrów od miejsca pomocy poszkodowanym.
Szli tam w milczeniu, żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Gdy dotarli na miejsce, wbrew wszelkim pozorom mieszkanie, które ujrzała Aurelia oczarowało ją. Pomimo, że ściany były identyczne, jedynie dobrze wykonana była łazienka z prysznicem, Aurelia weszła i obracała się w pokojach jak mała dziewczynka, na koniec upadając na kanapie.
Spojrzała wreszcie na niego wciąż stojącego w drzwiach i spytała:
- Jurku, dlaczego tak daleko stoisz, ja nie gryzę.
Przełknął ślinę powoli, bowiem wraz z jedzeniem rósł jego apetyt. A mokre ubrania Aurelii, przez które doskonale było widać jej kształty nie ułatwiały sprawy.
Podszedł i usiadł tak niepewnie, a ona opadła mu głową momentalnie na kolana.
- Wiesz, że marzyłam o tej chwili? - powiedziała. - O chwili gdy będziemy razem? Od kiedy przyszłam do tej szkoły, zawsze mi się podobałeś i...
- Czemu mi to mówisz? - spytał ponuro.
Dziewczyna poderwała się i spojrzała mu w oczy. Widziała zarazem, ku czemu ciągnie jego wzrok - ku jej piersiom rozmiaru 34B, które teraz były idealnie podkreślone.
- Mówię, bo chciałam tobie powiedzieć, że kocham się w tobie... - wyszeptała niepewnie.
Zamurowało go. W najśmielszych snach nie wyobrażał sobie takiej sytuacji, że uczennica, na dodatek ta, która tak bardzo mu się podobała, że powie mu takie słowa.
Nie wiedział co ma robić... rzucić się w wir emocji, czy też nie... - raz się żyje - pomyślał, ujmując ją za policzek swoją dłonią i namiętnie całując w usta.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko po pocałunku i znów przylgnęła do niego, czochrając jego brąz czuprynę.
- Jurek-rzekła - bo mogę tak do ciebie mówić?
- Tak, ale tylko ten raz.
- Bo widzisz Juruś... ja jestem z domu dziecka. I tam zawsze z dziewczynami rozmawiałam o seksie. Raz chciałam się oddać takiemu jednemu w ośrodku. Ale z każdym kolejnym miesiącem pojmowałam prawdę, prawdę która i samą mnie wprawiała w zakłopotanie.
- Że zakochałaś się w swym nauczycielu?
Nic nie odpowiedziała, przylgnęła do niego tylko, otulając go zmarzłymi wciąż rękoma.
Jurek momentalnie przypomniał sobie ile błędów popełnił. Mimo wszystko było chłodno, a mokry strój dziewczyny pogarszał jej sytuacje. Zabrał ją do sypialni, tam ściągnął jej tunikę i legginsy nie pytając ją o nic i nakrył kołdrą.
Na początku wypełniło ją przerażenie. Tak szybko, tak szybko to się działo, już niedługo straci swoje wiano, a jednak... jeszcze nie, nie teraz.
- Juruś... - szepnęła cicho.
Ten ucałował ją i odpowiedział na pytanie, którego zadać nie zdążyła.
- Rozchorowałabyś mi się. Ubrania były mokre, tu za ciepło nie jest. Tak to się rozgrzejesz.
- Dziękuję. Ale chciałabym się ogrzać... o Ciebie.
Pozbywając się wcześniejszych oporów Jurek zdjął koszulkę, spodnie i wsunął się pod kołdrę na niewielkie łóżko, na którym ledwo co się mieścili we dwoje. Aurelia, gdy tylko się położył momentalnie przylgnęła do niego otulając go zmarznięta.
Masowała jego ciało zimnymi dłońmi, przyprawiając go o wzwód i o zachwyt.
Dziewczyna zauważyła wyraz jego twarzy, czując zarazem jak jego twardniejący członek wbija się jej nieco pod jej pępek.
Uciekła jedną ręką w stronę jego członka, wyrwała go z jego majtek i zaczęła powoli masować ręką w górę i w dół. Precyzja z jaką to robiła otępiały Jurka, oddającemu się rozkoszy. Masowała go długo, powoli, czasem na boki, czasem dotykała żołędzia, a czasem robiła to tak mocno, że każdy inny facet zdążyłby się spuścić ze dwa razy. Jurek natomiast powstrzymywał swoją erekcję. Wreszcie zniecierpliwiona trochę Aurelia posunęła się o krok dalej.
Podniosła lekko kołdrę, pod którą zniknęła. W tej samej chwili Jurek poczuł, jak ciepłe usta dziewczyny ujmują jego członka, a język sprawnie drażni go w górną część członka. Następnie dziewczyna przystąpiła do robienia swojemu nauczycielowi regularnego loda. Bujała nim na boki, zwiększała i zmniejszała tempo, ssała go, lizała, czasem wracała do rączki, żeby zaraz potem znów móc go possać, niczym loda na patyku. Wirowała językiem naokoło niego, zlizując każdy centymetr. Wreszcie zwiększyła tempo do zawrotnego poziomu, jeżdżąc ustami w górę i w dół. Wreszcie osiągnęła swój cel. Jurek złapał ją momentalnie za głowę i przytrzymał, wypełniając jej usta gorącym nasieniem.
Gdy skończył puścił ją, a sam opadł na łóżko. Aurelia natomiast wypluła wszystko na podłogę obok łózka, sama tonąc w objęciach nauczyciela, którego tak bardzo kochała.
- Kocham cię Juruś...
- Kocham cię Aurelio.
Zasnęli tuż po tym jakże lakonicznym, jednakże zarazem i pięknym wyznaniu miłości.