Ilustracja: Roman Akhmerov

Za mostem

19 stycznia 2023

Szacowany czas lektury: 20 min

To mój debiut po kilku latach przerwy w pisaniu. Ogromne podziękowania dla Agnessy Novvak za pomoc w poprawieniu licznych niedociągnięć, niezręczności i błędów interpunkcyjnych w pierwotnej wersji tego tekstu.

Woń rozkładających się liści, nieczystości i smażeniny towarzyszy mi, odkąd wyszedłem z komisariatu. Takie uroki dzielnicy, leżącej po tej stronie rzeki. Pozwalam sobie na gubienie drogi, choć znam okolicę dość dobrze i, jak trzeba, potrafię zrobić skrót przez ukryte za zmurszałymi kamienicami podwórka. Chyba nikt mnie nie śledzi, więc zwolnię nieco i zbiorę myśli. Cóż, igranie z losem weszło mi w krew przez te długie lata. I choć po raz kolejny udało mi się wywinąć z niezłej kabały, to będąc w jesieni życia przeczuwam, że kary za swoje czyny nie uniknę, a ów jedyny sąd, od którego nie zdołam się wymigać, już dawno umieścił moją sprawę na wokandzie.

Przypominam sobie, gdzie zaparkowałem samochód i już po chwili sadowię się w miękkim fotelu kierowcy. Przeguby rąk, które wciąż bolą mnie po spędzeniu w kajdankach całego przedpołudnia, wymagają odrobiny masażu. O dziwo, prawie nie czuję bólu po ciosach w brzuch. Małolat równie nieumiejętnie bił, co nieudolnie spisywał protokół. Sięgam do schowka po okulary przeciwsłoneczne i rękawiczki. Nie, nie chcę zmarnować ani jednej Twojej chwili, Czytelniku. Didaskalia służą zwróceniu uwagi na moją kolekcjonerską naturę. Wsuwam (albo może nieco bardziej dźwiękonaśladowczo: wzuwam) rękawiczki. Robię to powoli, napawając się wszystkimi gestami, towarzyszącymi opisywanej czynności. Uwielbiam tę grę od czasu, gdy jako nastolatek miałem okazję obejrzeć pewien włoski film. Tytułu obrazu nie pamiętam, lecz była w nim taka oto scena: pobożny członek rady miasta kończąc swoją wizytę w burdelu wzuwa (tak, to zdecydowanie lepiej brzmi!) skórzaną rękawiczkę, przebierając przy tym palcami. W drugim planie widać dziewczynę stojącą nad zlewem. Nie wiem czemu, ale przejrzystość naczynia, którym prostytutka nabiera wody do ust w celu ich przepłukania, jest równie istotna, co skórzaność rękawiczki rajcy.

Lata moje młodzieńcze to okres, w którym intensywnie kolekcjonowałem podobne sceny. I to jest właśnie to zbieractwo, o którym wcześniej wspomniałem. Filmy oraz literatura niskich oraz wysokich lotów wstępnie uformowały mnie i uczyniły tym, którego przybliżony wizerunek wkrótce poznacie. Zakładam, że dacie się wciągnąć w lekturę kilku tekstów, które dla Was przygotowuję. Jestem takim sobie pisarzem, może i nieźle władającym piórem, ale zdecydowanie pozbawionym umiejętności tworzenia porywających historii – niestety, nie potrafię sklecić niczego interesującego, gdy relacja ma swoje źródło jedynie w wyobraźni. Z tym, że znalazłem na to sposób. Gdy osiągnąłem wiek dojrzały, do pasji kolekcjonerskiej dołączyło, podszyte bezczelnością, zamiłowanie do aranżowania sytuacji dających solidny zastrzyk adrenaliny. Sytuacji dostarczających okazji wypróbowania w rzeczywistości tego, co widziało się lub czytało kiedyś z wypiekami na twarzy. Luzując lejce, pozwalam życiu dostarczać smakowitych opowieści.

Zapuszczam silnik. Nie wiem, dokąd pojadę. Chyba po prostu będę kontynuował wędrówkę po dzielnicy leżącej za mostem, tyle że obserwując ją przez szybę samochodu. Zapewne nie będzie to dla Was miało znaczenia, ale napomknę o pewnym fakcie związanym z moim miastem. Otóż leży ono po dwu stronach rzeki. Na ogół ślepy traf decyduje, czy życie tego czy innego człowieka związane jest z jego lewo- lub prawobrzeżną częścią. Trochę inaczej jest w moim przypadku. Już dawno zauważyłem, że wszystko, co mnie napędza, i co daje solidnego kopa, wiąże się z krainą leżącą za mostem, przed nim zaś pozostaje stabilna, spokojna i ziejąca nudą baza mojego żywota. Dbam o stan równowagi. Wiecie, że mózg dla prawidłowego działania musi wykorzystywać w równym stopniu obie półkule? Zresztą czy chcielibyście czytać mnie, gdybym korzystał jedynie z lewej, o której mówią, że to „księgowy”?

Skręcam z głównej arterii i odwiedzam rejon, z którym związany byłem kiedyś zawodowo. Dzielnica za mostem zmieniła się przez te lata niewiele. I dobrze, bo dzięki temu wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą oraz niezwykłą plastycznością. Mijam budynek, w którym onegdaj mieściła się drukarnia. Z tym miejscem wiąże się pierwsza z historii, które postanowiłem rzucić na żer Czytelnikom.

***

Właściciel budynku zajmował część pomieszczeń biurowych, a pozostałe pokoje wynajmował. Nie będę zanudzał szczegółami biznesu, który na przełomie tysiącleci rozkręcałem z moim wspólnikiem, Achimem. Wspomnę tylko, że płaciliśmy drukarni za dwa pokoje dla filii przedsiębiorstwa, z powodzeniem funkcjonującego już w innej części kraju. Achim przywiózł do mojego miasta doświadczenie zawodowe, zdobyte w centrali, oraz ogoloną na łyso głowę, pełną chorych pomysłów.

Pierwsze dni pracy w starej drukarni upływały nam dość monotonnie. Dominowała papierkowa robota, którą uprzykrzała obecność capa, chowającego się za meblem, przypominającym katedrę. Skrzynia stała na parterze budynku, dosłownie kilka metrów od drzwi wejściowych naszego biura. Wspomniany jegomość pracował na stanowisku stróża, przy czym ciążące na nim obowiązki wykonywał ze starannością godną nadzorcy w jakimś otoczonym drutem kolczastym przybytku. Jednak trudno było doszukiwać się jakiegokolwiek powabu w osobie capa, choćby ten nie wiadomo jak starannie pucował buty z cholewami i szczuł owczarkiem. Nie był kobietą, nie był perwersyjnie inteligentny (po prawdzie, był idiotą), a jedyne co było nieludzkie w związku z nim, to nieznośny odór, snujący się po całym parterze. Pomieszczenia drukarni, w których walały się arkusze czerpanego papieru, pamiętające jeszcze Marszałka, mogły stanowić znakomite zaplecze do zaspokajania naszych potrzeb towarzyskich, jednak nieprzekupność capa i świadomość, że możemy stracić biuro za łamanie regulaminu wynajmu, niweczyły tego rodzaju plany.

Nadmienię jeszcze, że w owym czasie ożeniłem się. Po raz drugi zresztą.

Wszystko to działo się w zimie, a jak wiadomo, po niej przychodzi wiosna. I tak właśnie stało się również tym razem. Otóż okazało się, że właściciel budynku przenosi swój sekretariat z pierwszego piętra na parter. W związku z tym dogadano się z nami co do roszad pomieszczeń biurowych. W ich efekcie znaleźliśmy się dalej od portiera-śmierdziela, a między jego katedrą a nami ulokował się sekretariat, wraz z dowodzącą nim Magdą.

Na dziewczynę zwróciłem uwagę dużo wcześniej. Odwiedziła nas dwa czy trzy razy, przynosząc faktury za wynajem lokalu. Była zgrabną, dosyć wysoką kobietą, o kręconych, niezbyt długich blond-włosach. Jej wiek oceniałem na mniej więcej trzydzieści lat. Zawsze nosiła garnitury, a ja, pewnie jak większość facetów, zastanawiałem się, czy pod tą wierzchnią częścią garderoby kryje się jakaś ciekawa bielizna. Miała zwyczaj opierać się o stół w taki sposób, że niemal kładła się na nim, wypinając przy tym pupę. I zawsze była smutna. Dowiedziałem się od ochoczo plotkujących, pracujących z nią na co dzień chłopaków, że miała na utrzymaniu niepracującego partnera i kilkuletniego syna. Ten jej gach był starszy o dobre dwadzieścia pięć lat. Jako że mówimy o czasie dużego bezrobocia i dyskryminacji ludzi ze względu na wiek, to sytuacja Magdy faktycznie była niewesoła.

Od kiedy sekretariat wraz z Magdą zaparkował tuż obok naszego biura, zdecydowanie ożywiliśmy się. Widziałem, że Achim ślini się do dziewczyny, a któregoś dnia wprost rzucił hasło o „dymaniu za sowite wynagrodzenie”. Udawałem wtedy, że pomysł Achima mnie oburzył, ale prawdę powiedziawszy, to po wielekroć przeszywał mnie dreszcz podniecenia na myśl o uczynieniu kurwy z naszej koleżanki. I to w sytuacji, gdy pieniądze są jej potrzebne na zaspokojenie podstawowych potrzeb.

Przyszedł dzień kwietniowy, dzień pachnący bzem. Nie żebym miał wtedy głowę do zastanawiania się nad wonnościami. Byłem diabelnie zmęczony i myślę, że nie zauważyłbym nawet tego, że portier wziął prysznic i zlał kark wodą toaletową. Kończyłem raport dla centrali i na ostatnich nogach wychodziłem z biura, sporo później niż zwykle. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazała się Magda, klęcząca obok katedry capa. W rękach dzierżyła brudną szmatę. Zbierała w nią wodę z podłogi i wyciskała do zardzewiałego wiadra. Nie wiem, kto z nas czuł się bardziej zażenowany. Przypuszczam, że Magda najęła się do tej dodatkowej roboty, w związku z jej problemami finansowymi. Pewnie nie zauważyła, że zostałem w biurze dużo dłużej, zresztą wbrew regulaminowi. Nie umiałem wydobyć z siebie ani słowa, może poza tym jednym „przepraszam”, bowiem kilka ostatnich kroków, które dzieliły mnie od wyjścia z budynku, pozostawiło na wilgotnej podłodze wyraźne ślady. Gdy byłem już na zewnątrz, dotarło do mnie, że znacznie szybciej bije mi serce, a oddech stał się krótszy. Poczułem, że jestem bardzo pobudzony.

Znasz Czytelniku tę radość, kiedy pierwszy jesz jakiś owoc morza i odkrywasz zupełnie nieznany smak? Łapiesz?

Sięgnąłem po telefon i przewertowałem listę z kontaktami, jednak w mojej głowie panował mętlik i nie bardzo potrafiłem do oglądanych numerów przypisać konkretne twarze oraz potencjalne scenariusze zabawy. Ostatecznie więc wybrałem numer domowy. Anka oznajmiła, że obiad wymaga jedynie podgrzania i mam dać znać, kiedy będę w pobliżu. Rzuciłem jej hasło, takie słowo klucz, oznaczające, że ma czekać w gotowości. I że ma pomóc mi rozładować się natychmiast po wejściu do mieszkania, niechby zadziało się to choćby w drzwiach naszej norki. Podobne gierki towarzyszyły nam w tym miodowym czasie. Zaprawdę powiadam, nie zdziwiła się moja żona ani trochę, gdy usłyszała to słowo wytrych. To, co mogło ją nieco zaskoczyć, to zdecydowanie bardziej brutalny niż zwykle przebieg powitalnych igraszek.

Gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania, zdarłem z niej sukienkę. Stała przede mną w czarnych, koronkowych pończochach samonośnych. Sięgnęła do klamry przy moich spodniach i rozpięła ją. Chwyciłem zdecydowanym ruchem dłonie, które tak ochoczo zabierały się do pracy. Wysunąłem pas i okręciłem wokół szyi Anki. Zacisnąłem pętlę dość mocno, jednocześnie napierając na moją ofiarę w ten sposób, że zmuszona była cofnąć się w głąb przedpokoju. Zapaliłem lampę przy lustrze. Dłuższą chwilę zajęło mi uporanie się ze znalezieniem szminki, która miałaby właściwy, krwisto-czerwony odcień. Obróciłem dziewczynę w stronę lustra i zaciskając jedną ręką pas, drugą zacząłem niedbale malować jej usta, dbając o to, by czynność była wykonywana z odpowiednią gwałtownością. Rzuciłem szminkę w kąt i jeszcze mocniej przywarłem do ciała kochanki.

Pozwoliłem jej wsłuchać się w mój oddech. To była wypróbowana ścieżka – zwykle wystarczyło kilka oddechów w okolicy ucha dziewczyny, by ta zaczęła dawać oznaki podniecenia, których nie dałoby się nijak udawać. Właśnie to delikatne drżenie ciała Anki upewniło mnie, że wszystko idzie po mojej myśli. Dziewczyna z pewnością wiedziała, że za chwilę przekroczymy w sypialni kolejny próg doświadczeń. I chyba wyczuwała, że powoduje mną coś więcej niż tylko zwykłe podniecenie. Mój dziwny stan emocjonalny przypisała pewnie jakiejś niemiłej sytuacji w pracy i przyjęła do wiadomości, że chcę wyhasać się w nieco innym stylu niż zwykle. Chwilę później siedziałem w fotelu, który na czas naszej zabawy przesunąłem na środek salonu. Anka pełzła w moim kierunku niezdarnie. W czerwonym świetle lamp usta dziewczyny wydawały się niemal czarne, a pas wciąż okalał jej szyję. Klamra podzwaniała delikatnie o podłogę przy każdym ruchu.

Gdy dziewczyna była już bardzo blisko mnie, wskazującym palcem dałem jej znać, że ma się na chwilę zatrzymać i wysłuchać tego co mam jej do powiedzenia. Bez ogródek wyjaśniłem, że tym razem będę absolutnym samolubem i że życzę sobie specjalnego potraktowania, które da mi możność powrotu dobrego samopoczucia. Chwyciłem Ankę za twarz i rozmazałem kciukiem szminkę po okolicach ust i policzkach. Dziewczyna zajęczała, a przez jej ciało przeszedł dreszcz podniecenia. Ocierała twarz o moją dłoń. Łasiła się dłuższą chwilę, a następnie zanurzyła kciuk swego oprawcy w ustach i ssała go, kręcąc jednocześnie wokół niego językiem. Złapałem ją za włosy dość stanowczo, ale chyba nie zadając bólu. Poruszałem głową Anki, okazując w ten sposób, że ma dobrze przyłożyć się do powierzonego zadania.

Umościłem się jeszcze wygodniej w fotelu i oddałem kontemplacji doznań, które serwowała mi żona. Anka wspięła się na fotel. Klękając na jego szerokich podłokietnikach i opierając się dłońmi o oparcie, zaczęła wyginać rytmicznie ciało. Ów taniec wkrótce uzupełniła szybkimi ruchami głowy, dzięki czemu długie włosy zaczęły grę, do której zostały stworzone. Muśnięcia włosów czułem najpierw na twarzy i klatce piersiowej, lecz z czasem rozkoszne smagnięcia sięgnęły brzucha i krocza. Z każdym takim uderzeniem czułem gwałtowny przypływ krwi do berła, a gorąco rozpływało się po całym ciele. Anka ponownie wspięła się na fotel i wessała się w jeden z sutków.

Zamknąłem oczy i przywołałem obraz Magdy. Spoglądała na mnie w zwyczajny dla niej sposób. Była to mieszanina smutku, zawstydzenia i tego czegoś bardzo tajemniczego. Była naga i poruszała rękami tak, jakby nie wiedziała, którą część ciała ma zasłonić. Próbowałem stworzyć w wyobraźni jakąś sytuację, która dobrze dopełniłaby tego obrazu. Podczas gdy Anka dotarła w pieszczotach do penisa, traktując go ustami w sposób, w jaki wcześniej zaopiekowała się kciukiem, ja zajęty byłem ustalaniem, co też przytrafiło się Magdzie, a konkretnie, kto tak ostro wziął się do roboty, ściskając jej pośladki i zanurzając fiuta w jej szparce. Na pewno nie byłem to ja. I fakt ten był dla mnie tyleż bolesny, co bardzo podniecający.

Poprosiłem Ankę, by stanęła ponownie w lustrze. Zapaliłem światło, przytrzymałem mocno pas otaczający szyję dziewczyny i wbiłem się w jej mokrą cipę. Raz jeszcze rozprowadziłem szminkę po twarzy dyszącej z podniecenia żony, czym wywołałem u siebie tak gwałtowny przypływ pożądania, że na ostateczny rezultat naszej zabawy nie musiałem długo czekać. Padłem w fotelu, dysząc ze zmęczenia. Anka uklęknęła przede mną i delikatnie całowała i głaskała moje uda. Czułem ciepło jej twarzy na moim ciele. I wydawało mi się, że wyszeptała wtedy słowo „dziękuję”.

***

Ponieważ palenie jest passe, tylko napomknę, że w środku nocy następującej po tym bzem pachnącym dniu, leżałem obok przepełnionej popielniczki i intensywnie myślałem o Magdzie. Fantazjowałem, planowałem, kalkulowałem. Żona od czasu do czasu budziła się i dolewała oliwy do ognia.

Rano czułem się wypoczęty, a w głowie miałem precyzyjny plan.

Pod pretekstem skorzystania z ekspresu do kawy, wtargnąłem do sekretariatu. Magda ochoczo pomogła mi nasypać do maszyny świeże ziarna wybornie pachnącej mieszanki. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że haczyk, zastosowany przy realizacji planu, złapał rybkę za pierwszym zarzuceniem wędki. Otóż zdołałem namówić Magdę na wspólny obiad w pobliskiej knajpce. Czas do umówionej godziny wyjścia dłużył mi się niemiłosiernie. Nie potrafiłem zająć się pracą, i co chwila obracałem drewnianym globusem, zajmującym lwią część pokoju. Przesłała nam go w prezencie centrala – rzucaliśmy o niego losy z Achimem, no i niestety wypadło, że będzie stał u mnie.

Gdy już zasiedliśmy do stołu, dziewczyna niemal od razu dała mi do zrozumienia, że domyśla się moich intencji. Kiedy w pokrętny, ale dość jednoznaczny sposób potwierdziłem chęć pójścia na układ finansowy, zaczęła rozglądać się po sali. Chwilę później przysunęła się do mnie. Poczułem jej dotyk na udzie. Delikatnie masowała mnie, niebezpiecznie zbliżając się z tą pieszczotą do krocza. Zanim zdążyłem pozbierać myśli, nastąpiło coś, co przyprawiło mnie o uczucie kompletnej bezradności. Otóż Magda w jednej i tej samej chwili przesunęła dłoń na penisa i zaczęła szeptać mi do ucha. Ciepło i wilgoć odczuwana w małżowinie usznej oraz uczucie gwałtownie rosnącego ciśnienia w penisie doprowadzały mnie do obłędu. Wiedziałem, że na spełnienie będę musiał poczekać.

Starałem się skupić na tym, co mówi Magda, były to wiele obiecujące słowa. Potwierdziła bowiem, że czuje do mnie słabość i że od dłuższego czasu fantazjuje o tym, że mogłaby zostać moją kochanką. Zabrała dłoń z mojego krocza, jakby obwiała się konsekwencji przedłużania pieszczoty. Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o oparcie kanapy. Spojrzałem jej w oczy. Było w nich coś, co rozpalało mnie do czerwoności. I coś, co za chwilę Magda potwierdziła werbalnie. Przyznała, że wie co nieco o moich skłonnościach do dominacji. I że pewnie będę zły, kiedy dowiem się skąd ta wiedza, ale ma ochotę ponieść pełne konsekwencje swojej wścibskości.

Pominę opowieści o tym, co działo się ze mną przez resztę tego dnia i wspomnę tylko, że rozpierało mnie poczucie sukcesu –absolutnie nie spodziewałem się, że jedna rozmowa tak posunie sprawy do przodu. I w ogóle nie mam za złe Czytelnikowi, że z trudem daje wiarę przytoczonej tu historii. Przecież w życiu trzeba się namęczyć, by cokolwiek osiągnąć, prawda?

Ale wracając do sedna sprawy, pozostało wymyślenie miejsca na schadzki. Rzecz jasna, że chodziło o jakąś lokalizację za mostem. I że najlepiej będzie poprosić o pomoc Achima.

***

Zeszliśmy po schodach do piwnicznego korytarza. Odwiedzałem to miejsce wielokrotnie, ale wciąż myliłem pomieszczenia. Było tu zaplecze garażu, magazyn z żywnością, warsztat i dwie czy trzy sale nie mające określonego zastosowania. Pokój, do którego zaciągnąłem Magdę, był całkiem spory i dość pusty. Niewielkie okna, ulokowane pod sufitem, miały zaciągnięte żaluzje. Na środku stał dziwny, przykryty czerwoną narzutą mebel, wyglądający trochę jak tapczan, trochę jak podest. Podłogę wyłożono dębową klepką, w kątach zaś stały lampy z fantazyjnymi abażurami.

Magda otworzyła drzwi prowadzące do niewielkiej, wyłożonej lustrami łazienki. Przeszło mi przez myśl, że może ona zna już to miejsce, że bywała tu wcześniej. Szybko jednak odrzuciłem taką ewentualność, w końcu właściciel domu nie miał przede mną tajemnic, a nasz wspólny plan zakładał element zaskoczenia. Pozbyłem się części garderoby. Z nagim torsem i w dżinsach, ale na bosaka, zakradłem się do łazienki. Magda spoglądała na moje odbicie w lustrze tym swoim smutnym i tak bardzo pociągającym wzrokiem. Stała w samej bieliźnie, krzyżując ręce na piersiach. Na szafce leżały porzucone niedbale żakiet oraz spodnie.

Poprosiłem, by założyła z powrotem czarne szpilki. Zanurzyłem nos w jej kręconych włosach. Wracam pamięcią do tych chwil ochoczo, jak do wszystkich emocjonujących momentów, w których coś działo się po raz pierwszy, a krew w żyłach wrzała, gnana potężnym biciem serca. Wróciłem do pokoju i usiadłem na krześle. Pozwoliłem Magdzie, by początek spektaklu przebiegał według jej pomysłu. Dziewczyna usiadła na podłodze i zaczęła delikatnie pieścić dłonią moje włochate przedramię.

Pierwsze uderzenie w twarz spadło na nią zupełnie niespodziewanie. Reakcja na ten gest pojawiła się dopiero w chwili, gdy pogłaskałem ją po głowie. Było to ciche pochlipywanie, okraszone łzami spływającymi po twarzy. Na drugie spoliczkowanie zareagowała zupełnie inaczej. Szloch zmienił się w głęboki oddech, zdradzający podniecenie. Wyjąłem z torby czarną, szeroką obrożę. Wielce ozdobna rzecz, solidna kaletnicza robota. Przy zakupie długo wahałem się, czy lepiej nabyć wulgarną, psią obrożę z ogromnymi ćwiekami, czy postawić na wyrób luksusowy, subtelniejszy. Ostatecznie zdecydowałem się na zakup obydwu wersji tego suczego atrybutu.

Jeśli nudzi Czytelnika skupianie się na tak trywialnych detalach, powielekroć widzianych na ekranie czy spotkanych w literaturze, to raz jeszcze przypomnę, że wtedy wszystko było dla mnie pierwsze – czy raczej po raz pierwszy przeżywane realnie i chcę w ten sposób oddać nastrój tego czasu. Obroża zapinana była na trzy klamerki, więc miałem sporo czasu by nacieszyć się czynnością jej zakładania. Magda w tym czasie patrzyła mi prosto oczy, dysząc i pochlipując. Nawet dzisiaj, gdy zapisuję te słowa, moja męskość okazuje swoją moc, więc pewnie domyślasz się, Czytelniku, jak bardzo rozpierała mnie energia w tamtej chwili.

Rozpiąłem spodnie i wysunąłem twardego jak skała penisa. Ściskając go u podstawy, dałem mu możność otarcia się jego czułym zwieńczeniem o twarz Magdy. Powtarzałem tę czynność wielokrotnie. Wydzielina z niego mieszała się na policzkach dziewczyny ze łzami. Gdy odsunąłem się odrobinę, zauważyłem, że penis pulsuje rytmicznie, zaś kropla preejakulatu powoli opada na podłogę, zgodnie z jego śluzowatą naturą. Magda padła do moich stóp i zaczęła zlizywać płyn. Ten niezaplanowany incydent podniecił mnie do tego stopnia, że na podobieństwo nastolatka, który właśnie wstąpił na ścieżkę onanizmu, zacząłem zawzięcie targać mojego pana. Czynność wykonywana z taką gwałtownością musiała doprowadzić do równie gwałtownego finału.

Wytrysnąłem obficie na posadzkę, jęcząc przy tym okropnie. Opadłem na krzesło i przez chwilę zastanawiałem, kogo należałoby skarcić za taki falstart. Czubek palca u stopy zanurzyłem w ciepłym nasieniu. Niespodziewanie dziewczyna ujęła ową stopę w dłonie i zaczęła ją ssać. Wspomnę tylko, że w tamtym czasie słabo orientowałem się w mapie własnych stref erogennych, więc opisane wyżej doświadczenie było bezcenne. Jęczałem z rozkoszy i z największym trudem powstrzymywałem się od tego, by ponownie przyłożyć swój stalowy uścisk do główki członka.

Tym razem Magda ubiegła mnie i zaczęła pieścić knagę, odrobinę drocząc się przy tym – zanim w pełni doświadczyłem ciepła i wilgoci ust mojej poddanej, czubek pana prześliznął się kilkakrotnie po twarzy dziewczyny. Wiedziałem, że zbliża się kolejna eksplozja i przez chwilę zawahałem się, czy mogę pozwolić sobie na takie szastanie energią na samym początku zabawy. Magda chyba wyczuła tę rozterkę, bo wydała z siebie coś w rodzaju „uhum”, czym dała wyraźnie znać, że pragnie poczuć smak spermy w ustach. Potężny orgazm ponownie szarpnął wszystkimi mięśniami. Magda mocno ssała penisa w trakcie wytrysku, a ja miałem to trudne do opisania uczucie odcięcia dolnych kończyn.

Gdy wróciłem jako tako do siebie, wstałem i podszedłem do barku. Otworzyłem wino i nalałem je do kieliszka. Widziałem, że Magda z zazdrością patrzy, jak upijam łyka. Wylałem na siebie trochę trunku, a dziewczyna niezwłocznie zajęła się jego zlizywaniem. Zerknąłem ukradkiem na zegarek. Przyszedł czas na główne danie dzisiejszego wieczoru. Wyjąłem z torby aksamitną opaskę i nałożyłem ją na twarz Magdy. Do gry miał dołączyć jeszcze jeden gadżet – smycz mająca formę dość solidnego, ciężkiego łańcucha. Spacer po pokoju dostarczył nam niezapomnianych wrażeń. Dziewczyna przemierzała go „na czterech łapach”, wykonując przy tym wszystkie moje rozkazy.

Od czasu do czasu drażniłem jej krocze, muskając ją stopą lub skórzaną końcówką smyczy. Suka dyszała z podniecenia i wspominała raz po raz, że chciałaby poczuć tam mojego pana. Zaprowadziłem ją do podestu. Zdjąłem narzutę, odsłaniając pewien detal konstrukcyjny, który się pod nią skrywał. Była to metalowa belka, zakończona z obu stron skórzanym pasami. Zapiąłem je na nogach Magdy, tuż nad kostkami. Dziewczyna była unieruchomiona. Leżała na brzuchu z wypiętą pupą, udostępniając swoją rozpaloną szparę. Wsunąłem się pod dziewczynę w taki sposób, by mieć komfortowy dostęp do jej cipy. Teraz to ja miałem okazję podroczyć się – mój język krążył wokół łechtaczki, ale starannie ją omijał. Przeciągałem tę torturę w nieskończoność, wydmuchując ciepłe powietrze w kierunku punktu, który przyprawiał dziewczynę o zawrót głowy. Gdy już nasyciłem się tą zabawą, wstałem i upewniwszy się, że opaska nadal dobrze przylega do twarzy Magdy, nadusiłem przycisk znajdujący się przy drzwiach. Nalałem sobie jeszcze odrobinę wina i siadłem na krześle, które uprzednio przestawiłem tak, by znalazło się tuż obok podestu. Udręczona Magda nieustannie błagała, bym nie zostawiał jej w potrzebie.

Minął pewien czas, pojękiwania ucichły, za to z korytarza dobiegł zgrzyt nienaoliwionych zawiasów i odgłosy kroków. W drzwiach stanął Achim z tą jego lśniącą, nienagannie ogoloną czaszką. Ubrany był w czarne, skórzane spodnie i ciemny płaszcz. Wyjął z kieszeni pęk kluczy i cisnął nim o podłogę. Magda podjęła beznadziejną próbę spięcia pośladków. Pogłaskałem ją po głowie i powiedziałem kilka czułych słów, ale chyba na niewiele to się zdało – ciało dziewczyny pulsowały rytmicznie. Achim pociągnął łyk wina prosto z butelki. Przypomniałem sobie, że zgodnie z naszymi ustaleniami elementem gry, dodającym jej pikanterii, miał być zapach. I tu muszę przyznać, że mój przyjaciel przeszedł samego siebie. Istotnie, intensywny aromat atakował nozdrza, ale nie była to żadna woda toaletowa ani nic w tym rodzaju. W powietrzu dało się wyczuć coś, co określiłbym jako warsztatową mieszaninę benzyny i smarów.

Achim zbliżył się do Magdy i sięgnął do jej krocza. Dziewczyna westchnęła głośno. Mięśnie jej pośladków drżały jeszcze intensywniej. Dłoń mężczyzny pracowała metodycznie a wysiłek nie poszedł na marne. Na moich oczach nastąpiło cudowne przeistoczenie przerażonej suczki w rozpalone, kipiące pożądaniem suczysko. Skorzystałem z okazji i wsunąłem język w jej usta. I powiadam Wam, tak gorących pocałunków już chyba nigdy więcej nie zaznałem.

Skończyłem jeszcze raz w ustach Magdy, a później już tylko piłem wino i napawałem się widokiem tej cudownej pary.

Achim zapiął rozporek i sięgnął do kieszeni płaszcza. Dłuższą chwilę zajęła mu ceremonia związana z rozpalaniem cygara. Szczególnie zapadł mi w pamięci moment, w którym zobaczyłem, jak liczy banknoty i rzuca je na spocone ciało Magdy. Achim był mistrzem. Był facetem zza mostu i powinienem był mu wtedy buty polerować.

***

Gdy skończyliśmy, długo jeszcze siedziałem z Magdą na sofie w pokoju gościnnym i czule głaskałem jej głowę, całując włosy, oczy i szyję. Może miałem szczególną słabość do tej dziewczyny, a może po prostu uważałem, że tak należy. Mój przyjaciel w tym czasie spał snem sprawiedliwego. Nie da się wykluczyć, że już wtedy dane mu było zobaczyć, jak daleko zajdą nasze przygody z Magdą.

Gdzieś za mostem, za lasem i stawem stało domiszcze, wokół którego biegały kury i gęsi. I stał tam kozioł sękaty i były sznury, pejcze oraz witki moczone przez całą noc. Była księga, w której inkaustem podpisywano, że to, co się tam wydarza, dzieje się za zgodą wszystkich stron, a ból wynagrodzony będzie monetą brzęczącą. I była gra w dobrego i złego pana. Serce łamało się panu pierwszemu na widok udręk bolesnych, bo za mostem był jeno gościem. Drugi pan zaś sycił wzrok widokiem kobiecego ciała, drżącego na koźle.

Ten tekst odnotował 26,949 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.49/10 (37 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (12)

+1
0
Niesztampowe, dobrze opowiedziane. Szczególnie podobało mi się rozgraniczenie zamościa i charakteru osób zza mostu od "tych normalnych, tych które znam"; znalazłem w tym echa literatury amerykańskiej. Zakończenie nawet lepsze niż całość, co spowodowało dodanie dwóch gwiazdek. I tylko drobne pytanie formalne: czy "Woń rozkładających się liści, nieczystości i smażeniny towarzyszą mi" świadomie oznacza, że bohaterowi towarzyszĄ trzy rzeczy 1) woń, 2) nieczystości 3) smażeniny (l.mn.!)? Bo może towarzyszY mu woń trzech rzeczy: 1) liści, 2) nieczystości, 3) smażeniny?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Poprawiłbym kilka niezręczności, a właściwie literówek. Nie przywołam ich już po przeczytaniu, bom zajęty czym innym, ale autor, jeśli zechce uważnie dokonać autokorekty - odnajdzie je. Łącznie ze wspomnianą przez Tompa wonią i jej gramatyczną niezgodnością...
Daję zielone światło do wyjścia z poczekalni ze względu na oryginalny klimat i styl pisania. Coś pomiędzy niektórymi tekstami piosenek Maleńczuka, a powiewem Markiza de Sade. Wiem. Egzotyczne połączenie skojarzeń.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Dziękuję za przychylne komentarze. Liczba negatywnych ocen, które pojawiły się pod tekstem tuż po jego publikacji, pozwoliła mi nieco trzeźwiej spojrzeć na wybraną przeze mnie tematykę i sposób opowiadania. Chcąc spróbować sił w (trudnej) dziedzinie pisania tekstów o charakterze erotycznym, od razu udałem się do zakazanych dzielnic (tych za mostem), więc dostałem za swoje. I niby spodziewałem się takiego obrotu spraw, ale i tak powyższe komentarze przyjmuję z ulgą.

Oczywiście, tekst poddam redakcji. Wpadka w pierwszym zdaniu fatalna! Oczywiście, że chodziło wyłącznie o woń (a więc liczba pojedyncza).
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Czarny Citroen De gustibus non est disputandum... Mnie akurat pasuje taki styl pisania. Innym może nie pasować. Zatem może, po redakcyjnym dopieszczeniu, znajdzie się kolejna dobra dusza z Loży, która da kopa w górę i wyprowadzi tekst z Poczekalni. Potrzebne są, co do zasady, łącznie dwie takie dusze.
Tak czy inaczej... powodzenia życzę, potencjał dostrzegam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@SENSEIH dzięki!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Przyznam, że do lektury tego opowiadania zachęcił mnie @SENSEIH, twierdząc, że "zaskoczyło go świeżością". Cóż, akurat ten epitet w kontekście akurat tego tekstu można rozumieć baaardzo wieloznacznie, niemniej przyznam, że jest w nim coś, co przyciąga uwagę. I piszę to jako tradycyjny krytyk historii zarówno o BDSM, jak i zdradzie, bo są one zwykle ograne straszliwie sztampowo: bohaterowie są zrobieni z papieru i pozbawieni jakichkolwiek motywacji poza bzdurnymi "jestę masterę" albo "muj monsz mnie niekocha". Tymczasem tutaj, mimo niewielkiej objętości i raczej oszczędnego raczenia czytelnika szczegółami z życia postaci, opowieść wciąga zaskakująco szybko i mocno.
Co nie znaczy oczywiście, że nie mam uwag, bo mam:

- mimo wszystko przydałoby się dopowiedzieć co nieco o wspomnianych bohaterach. Zwłaszcza Achimie, który wydaje się z początku tylko wypełniaczem tła, a tymczasem...
- w kwestii formatowania, to w przeglądarce tego tak nie widać, ale w aplikacji tekst zlewa się w jedną ścianę. Polecam zdecydowanie zrobić wcięcia akapitowe (jest do tego przycisk w edytorze). Na dodatek cała druga część jest praktycznie niepodzielona na akapity jako takie, co należałoby jak najszybciej poprawić. Poza tym dość często pojawiają się podwójne spacje - wszystkie są do usunięcia, pokaże je nawet zwyczajny Word.
- co do stylistyki natomiast, to powiem tak: ja też mam skłonności do tworzenia zdań pierdylionowo złożonych i dlatego radzę, drogi autorze: jeśli chcesz pisać w taki sposób, to koniecznie popracuj nad zasadami interpunkcji. A jeśli nie jesteś pewien, gdzie i jak stawiać przecinki (odwiedź stronę sentencechecker.com / ortograf.pl), to lepiej dziel zdania na krótsze. Co swoją drogą w paru przypadkach tak czy inaczej by się przydało.

W podsumowaniu: daję awansem 8 (choć w zasadzie obiektywnie to bardziej solidne 6, może 7/10) i wyganiam z poczekalni! 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Novvak Cieszę się, że nie jestem odosobniony w ocenie tego opowiadania. "Świeżość", o której wspomniałem, rzecz jasna może faktycznie oznaczać wiele, a w kontekście pierwszego zdania o gnijących liściach i nieczystościach - brzmieć wręcz komicznie...
Ale i tak wiemy, o co chodzi. Że autor odróżnia się stylem od wielu innych i że, gdy uwzględni Twoje i nie tylko Twoje, Agnesso, uwagi warsztatowe, ma szanse zajść daleko, czego mu życzę od serca i duszy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Agnessa Novvak , bardzo dziękuję za obszerny komentarz, oraz za pogonienie mojego tekstu z czyśćca.

Namoczone rózgi czekają w gotowości, pewnie poproszę Achima o wymierzenie kary za:
- pominięcie kilku zdań opisujących jego postać, a istotnie, kilkoma ciekawymi anegdotami na jego temat mógłbym się podzielić,
- robienie korekty tekstów bez uciekania się do prostych, ogólnie dostępnych narzędzi,
- kąpanie się w gorącej wodzie i wrzucanie do sieci tekstów, które się nie odleżały.
Kwestię długich, wielokrotnie złożonych zdań przemyślę, natomiast interpunkcję poćwiczę, bo to faktycznie moja pięta achillesowa. Zastosuję się do uwag i w wolnej chwili poprawię to i owo w moim opowiadaniu.

I przyznam się, nawet bez bicia, że „spękałem”. Liczba jedynek, które spadły na tekst, była tak duża w pierwszych dniach po jego publikacji, że postanowiłem zwiać na lewą stronę mostu. Piszę teraz opowiadanie erotyczne, stojące w warstwie fabularnej i w zastosowanej terminologii pod niemal każdym względem w opozycji do powyższego. Tekst, o roboczym tytule „Antypody”, właściwie jest już gotowy, leżakuje i podlega powolnemu procesowi dojrzewania. Będzie aksamitnie i pikantnie, ale dość grzecznie. Tymczasem mój Citroen domaga się natychmiastowego powrotu na bruk zamościa. Najwyraźniej staruszek lubi popisać się, skacząc po wybojach, a i ja w tamtych klimatach czuje się jak ryba w wodzie.

@SENSEIH, raz jeszcze dziękuję za miłe słowa i współudział w uwolnieniu mnie od mąk czyśćcowych.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@CzarnyCitroen - zwykle nie robię takich rzeczy, ale Twój styl pisania mocno przypomina moje własne początki, włącznie z powielaniem moich własnych błędów. Więc jeśli zechcesz, prześlij mi ten tekst w wordzie (oryginalnym lub libre, byle w formacie docx) na maila: agnessanovvak maupa gmail kropka com. W wolnej chwili na niego zerknę, bo takie poprawki przez Pokątne to sobie można... Aha, tylko konieczniej umiej (lub się naumiej 😉 ) system redakcji w wordzie, czyli śledzenie zmian i komentarzy, bo to się bardzo przyda na przyszłość.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Novvak, zechciałem, wysłałem, dziękuję 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Drogi autorze, styl Twój trafia wprost w me serduszko zepsute, zaraz zasiadam do reszty opowiadań. Nie trzymasz czegoś tam jeszcze w szufladzie? Czytałabym...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Em - dziękuję za komentarz. Niestety, nie pisałem dotąd opowiadań erotycznych, więc na tekst w podobnym klimacie trzeba będzie pewnie trochę poczekać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.