Z piekła rodem (I)

17 marca 2017

Opowiadanie z serii:
Z piekła rodem

Szacowany czas lektury: 12 min

Witam. Powracam, nie wiem czy będą tu Ci, którzy jeszcze pamiętają.
Mimo wszystko, tęskniłam.
Pozdrawiam.

Grypa zawsze była moją przeciwniczką i starała się pokrzyżować plany. Dzisiaj jednak wybrała idealny termin, a raczej współpracowała z całym wszechświatem. Dusząc się na całego, próbując uspokoić dreszcze, siedziałam w małej kawiarence na obrzeżach miasta. Zrujnowana przez chorobę oraz całkowicie zdeterminowana, by osiągnąć swój cel, wyglądałam niczym kolarz na ostatnim odcinku Tour de France.

Złapałam gazetę, leżącą tuż przy stoliku na specjalnym, śmiesznym stołeczku. Zamiast odgonić uderzenia ciepła z ciała, wzrokiem wyłapałam najnowszy artykuł. Pierwsza strona o jakimś nieznanym chłopcu z naszego miasta, który traci fortunę? Odrobina przyjemności wywołana czyimś niepowodzeniem, wcale nie była wrednym odchyłem. Skojarzyłam fakty i od razu poznałam, nie ujmując bohaterowi artykułu, przystojną facjatę. Postawne metr osiemdziesiąt pięć o wyglądzie motocyklisty, oczach zielonych jak butelki od pewnego rodzaju piwa oraz psim uśmiechu. Niejaki Gall Anonim sieci lokalnych barów, które przekazał mu tatuś.

Był obłapiany przez wszystkie regionalne media, miał rozkręcić świat alkoholowych eskapad w naszym mieście, a zamiast tego po półrocznej adopcji z rąk ojca, stracił majątek. Czy było mi go szkoda? Jak wcześniej, nigdy w życiu. Ten człowiek przez pierwsze miesiące swoich „rządów” rujnował inne lokale, płacił firmom za fałszywe audyty, a potem zamykał życiowe, rodzinne interesy sąsiadów. Wdrapywał się na szczyt po trupach, aż sam nim został. Bardzo dobrze Ci tak gnoju — pomyślałam i oblizałam spierzchnięte usta. Nawet ból głowy odszedł gdzieś na drugi plan. Miałam jednego wroga i szkodnika w okolicy mniej, a to wtórowało sukces.

Gardło mimo wszystko nadal utrudniało połykanie śliny oraz możliwość głębszego oddychania. Astma nabyta przez szkolne WF'y, dodatkowo niszczyła organizm. Wyszarpałam więc z rękawa jeansowej kurtki przenośny inhalator i umieściłam go w ustach.

Głos za mną spowodował, że wypuściłam urządzenie z rąk, a potem natychmiastowo wstałam na baczność. W porę zorientowałam się, że po drugi dobry inhalator musiałabym pojechać do domu rodzinnego, więc szybko zaczęłam poszukiwać zguby pod stolikiem.

- Ja pomogę. - ciepły, niski ton doleciał znad głowy, a potem niebieskie oczy wlepiły się w moją bladą twarz. - Proszę. - znieruchomiałam. Wydawał się całkowicie oderwany od tego biznesu. Zwykła teczka oraz jeansy połączone z szarą bluzą. Przecież tak nie wyglądali przedstawiciele biznesowi.

Kiedy opuścił wzrok i się uśmiechnął, zrozumiałam, jak muszę wyglądać w jego oczach. Napalona na biznes i przypadkowy seks młoda dziewczyna, która nie potrafi się opanować.

Momentalnie wyrwałam się z transu i wróciłam do wyprostowanej pozycji, już nie na klęczkach. Kilka razy odwróciłam spojrzenie, by móc sprawdzić ocenę otoczenia na zaistniałą scenę. Dzięki losowi tylko jednak para siedząca najbliżej, nabijała się z kobiecej niezdarności i hormonów.

- Dziękuję. Niezdarna jestem od momentu, kiedy prawie podpaliłam Panią w przedszkolu. - nie sądziłam, że może być gorzej.

- Interesujące. - śmiech, który wywołała u niego moja odpowiedź, trochę rozluźniła stres, drzemiący na dnie mojej podświadomości.

- Przepraszam... - znów spanikowałam. - Nie wiem dlaczego...

- To normalne przy zawieraniu umowy na taki kapitał. Może usiądziemy? - szybko kiwnęłam głową i mogliśmy w spokoju spróbować nawiązać interes. - Kawy?

- Herbaty z miodem oraz cytryną. - wiedziałam, że fakt iż jestem osłabiona, nie uniknie zmysłowi takiego zawodnika.

- Czemu nie zadzwoniłaś? Mogliśmy przełożyć spotkanie. - wyglądał na zmartwionego, ale wcale nie miałam zamiaru grać poszkodowanej.

- Przeszliśmy na ty? - zaskoczyłam go. Teraz to on wyglądał na spanikowanego. Jak gdyby pierwszy raz ktoś zwrócił uwagę właśnie jemu niczym prymusowi w szkole.

- Mój błąd. Po prostu kogoś mi przypominasz... Pani przypomina. - skulił wzrok.

- Lea. - podałam dłoń, ale nagle zrezygnowałam z pomysłu. Potliwość przy grypie była wzmożona, a wstydu antybiotykiem nie zwalczę.

- Adam. - uśmiechnął się. - To chyba niepolskie imię.

- Hebrajskie. Poza kręgiem najczęściej wpisywanych w wyszukiwarki internetowe. - atmosfera momentalnie uległa zmianie. Zobaczyłam iskry w niebieskich źrenicach oraz dołeczki w policzkach.

- Cóż, moje też nieźle namieszało w historii naszego gatunku.

- To prawda. - wzdychnęłam i szybko zmieniłam kurs rozmowy na właściwy i najważniejszy tor. - Możemy omówić umowę, a potem wrócimy do Biblijnych tematów?

- Jasne. - wyciągnął ze skórzanej teczki dwie kopie dokumentów, a potem położył je po mojej stronie stolika. - Zapoznaj się z tym na spokojnie.

- Przeczytałam ją raz i dokładnie. - rozejrzałam się za długopisem. - Poza tym ufam mojemu bratu, który Cię polecił.

- Cieszę się ogromnie. - podał czarne pióro z wygrawerowanym damskim imieniem. Nawet takie małe szczegóły, nie umykały mojej kobiecej intuicji.

- Ja ucieszę się, gdy dostanę klucze do lokalu. - przyznałam z uśmiechem.

- Dzisiaj o osiemnastej będę pod lokalem. Mam nadzieję, że będziesz dobrą szefową. Z chęcią nawiąże więcej umów, jeśli będziesz potrzebowała pośrednika.

- To brzmi jak pozabiznesowa propozycja. - również umiałam flirtować.

- Bo tak ma brzmieć. - ząbki też miał ładne.

- Może będziemy mogli o tym podyskutować przy kolacji w lokalu, kiedy już go otworzę i uruchomię maszynę? - igrałam z ogniem, choć imię na piórze wadziło w oczy. Może to jego babki, która kochała wnuka i w spadku pozwoliła na odziedziczenie go?

- Z chęcią. - obydwoje wstaliśmy niczym w odpowiedzi na komendę lub wystrzał.

Miał w sobie coś, co ciągnęło. Kochałam pewnych siebie idiotycznych mężczyzn, ale co do drugiej cechy zazwyczaj przekonywałam się zawczasu.

***

Mała drzemka oraz kompot, którego recepturę znalazłam na stronach dla zielarzy, pomógł postawić słabe samopoczucie na nogi. Czułam wręcz, że tryskam energią, a katar już nie zatyka moich kanalików nosowych oraz dróg oddechowych. Poczerwieniałą twarz potraktowałam kremem łagodzącym, a spierzchnięte usta nawilżającą pomadką. Gdyby nie lekki zaczerwieniony od pocierania chusteczkami nos, może nawet mogłabym mu się spodobać?

Jeżeli chodziło bowiem o pewność siebie, to ja grałam pierwsze skrzypce i nigdy nie krępowałam słowotoku, który wypadał z ust niczym morska fala przy burzy. Byłam „gadaśką”. Dziewczyną o pokręconym guście muzycznym, który nie pasował do stylu bycia oraz tą, która miała tendencje do rozmarzania na temat wielkiej miłości.

Miłość? Czekałam tyle lat, a ona jakby na złość była niczym uciekający autobus, na który już prawie się zdążyło. Co jednak można poradzić na to, że gdy już wsiadło się do środka, to nigdy nie był ten, którym można było dojechać do celu. W pośpiechu, zmęczona, zaatakowana zadyszką trzymałam się poręczy, a na ostrym zakręcie nie dawałam rady utrzymać równowagi. Wtedy nadchodził koniec i niespodzianka w postaci złej stacji, na której znów zostawałam sama.

Dlatego marzyłam. Marzyłam o byciu niezależną i pożądaną, a jednocześnie grzęzłam w czeluściach samotności. Zaproponowanie spotkania nie było wielkim wyczynem, to nawet nie odwaga była za to odpowiedzialna, a zegar biologiczny połączony ze strachem. Strachem, który wieczorami leżał obok i szeptał okropne rzeczy, aż kurczyło się serce.

Myśląc na takie tematy, kompletnie traciłam witalność. Na szczęście miałam powód, by kolejny raz otrząsnąć się ze smutku i spróbować stworzyć coś pięknego. Nawet jeśli nie z panem od biznesu, to samej. Tylko dla siebie, aby mieć coś, co się kocha. To nazywałam domem.

Zamykając drzwi od mieszkania, poczułam wibrację w lewej kieszeni. Ogrodniczki nie były chyba zbyt wyzywającym ubiorem na takie spotkanie? W końcu to tylko formalność, by odebrać klucze i wejść we własną przestrzeń.

- Witaj. - poznałam głos Adama.

- Cześć. - niczym głupia do sera, szczerzyłam swoje zębiska.

- Mogę po Ciebie przyjechać? Jeżeli oczywiście...

- Jasne. Róg Zielonej i Jasnej. Nie będę miała grabi, ale spokojnie poznasz małego krasnala ogrodowego.

- Dobrze. - słyszałam śmiech. - Będę za trzy minuty.

- Schodzę. - rozłączyłam połączenie i zamknęłam oczy. Kilka głębszych wdechów do płuc, a potem medytacja opanowania. Musiałam wykazać się spokojem mnicha, a przy takim facecie, potrzebowałam mocnej, silnej woli.

***

Cisza, która opanowała samochód, robiła się niezręczna.

- Dlaczego? - wypaliłam bez jakiejkolwiek zapowiedzi, rozwinięcia tematu.

- Słucham? - nie zrozumiał.

- Dlaczego po mnie przyjechałeś? Chyba nie traktujesz tak wszystkich klientek.

- Nie. - zauważyłam rozbawienie. Przyciszył dobiegającą z radia muzykę, a potem oblizał usta. - Wydałaś mi się strasznie ciekawa. Poza tym nie zawsze mam okazję jeździć z krasnalami ogrodowymi.

Zbyt dosadnie potraktował żarty. Moje metr sześćdziesiąt cztery nie były zbyt pomocne przy zawieraniu znajomości czy obronie, którą często wykazywałam w sposób agresywny. No bo kto bałby się skaczącego kurczaka z pianą na ustach?

- To nie jest zabawne. - udałam urażoną.

- Ciężko znaleźć zdecydowane kobiety idące za swoim, w szczególności, jeśli chodzi o to miasto. Znałem taką jedną, która postawiła na jedną kartę i wygrała.

- Została twoją żoną? - niewyparzony język, kontynuacja.

- Nie. - pokręcił głową. - Miała łeb do interesów, ale gdzieś pobłądziła. Znaliśmy się jak łyse konie. Teraz nawet nikt nie pamięta, że prowadziła najlepszą włoską restaurację, a ludzie chcieli w niej bywać częściej niż w domu.

- Karolina Patrzak-Venicia. - kiwnęłam głową.

- Znasz? Nie sądziłem, że...

- Była moją idolką. Stworzyła włoską rodzinę. Szkoda, że jej historia wcale nie przypomina gorącej legendy.

- Byłem jej przedstawicielem.

- Naprawdę jesteś dobry.

- Jestem. - spojrzeniem utknął w moich oczach, a potem wrócił do jazdy. - Ty też jesteś. Czytałem bloga, który prowadzisz. Masz zadatki.

- Oprócz tego, że ziemniaki muszę obierać na stojąco, to kocham tę robotę. - atmosfera totalnie zmieniła kurs.

- Samotna, seksowna i utalentowana. Czemu nie jesteś mężatką?

- Może kiedyś Ci odpowiem. Muszę jednak wiedzieć, co robię nie tak, a podsumowanie nadejdzie niestety w przyszłości, kiedy się ustatkuję.

- Życzę Ci tego. - był szczery, a to kolejna cecha, która totalnie mnie kręciła.

Rozmowa urwała się, gdy zobaczyłam biały budynek, stojący obok sklepu z antykami oraz szewca. Opuszczony, z podrapanymi ścianami oraz roztrzaskanymi oknami, wcale a wcale mnie nie przeraził. Prawdę mówiąc, wzruszyłam się. Miłość, jaką darzyłam moją pasję oraz wiedza, że zostanie ona wykorzystana właśnie w tym miejscu, dodawała uroku najmniejszej wadzie na starej budowli.

Wyskoczyłam z auta, a potem podeszłam do jednego z okien. Ciemne, mosiężne zasłony nie pozwalały dojrzeć wnętrza, ale to potęgowało podekscytowanie. Koniuszkami palców dotykałam popękanych ścian, przeskakując z nich na drewniane części, które ozdabiały wejściowe drzwi. Niczym dziecko, które dostało gwiazdkowy prezent, patrzyłam na nowy początek mojej drogi. Z otwartą buzią i łzami w oczach, próbowałam powstrzymać radość.

Adam szedł w milczeniu tuż za moimi plecami, nie odzywając się choćby szeptem. Czułam, że chce uszanować moment, który zostanie przeze mnie zapamiętany do końca życia.

Czy bałam się zaryzykować? Jak jasna cholera. Mimo wszystko jednak czułam, że życie w ukryciu i pojedyncze, kulinarne przyjemności nie są w stanie zapewnić mi bezpiecznej przyszłości oraz zadowolenia. Miałam dość ukrywania się niczym mysz pod miotłą. Bo choć ją przypominałam, to wcale nie wstydziłam się zostać złapaną i wyrzuconą. Ryzyko było warte efektów, każdej małej emocji, jaka teraz mi towarzyszyła.

Kiedy stanęłam przed wejściem, usłyszałam brzdęk, który zwiastował wielki moment. Adam wysunął rękę, tak bym zobaczyła przed sobą pęczek metalu. Metalu, który miał po raz pierwszy otworzyć przyszłość, jaka mnie czekała.

Pochwyciłam smycz, a potem spojrzałam na złoty, podłużny klucz. Z uśmiechem na ustach, spojrzałam za siebie. Jak głupia czekałam na pozwolenie.

- No dalej. - wskazał na zamek.

Wzięłam głęboki wdech, a potem włożyłam go do środka. Z zamkniętymi oczami, przekręciłam dwa razy, słysząc trzask.

Światło, które oślepiło mnie i Adama przy wejściu, było ogromnym zaskoczeniem. Ktoś pozwolił sobie na dodatkowy rachunek za prąd? Patrząc na siebie, szliśmy w głąb starego pomieszczenia.

Stoliki pozakrywane foliami oraz zapach starego drewna nie był dziwny, ale woń alkoholu i roztłuczone szkło na podłodze i owszem. Adam kazał schować mi się za siebie, a potem ostrożnie rozejrzał się po małym kantorku, który był niegdyś kuchnią. Wychylił głowę, a potem zamarł. Szarpiąc jeden z rękawów, próbowałam dostać sygnał, czy aby na pewno wszystko było w porządku. Zdenerwowana czekaniem, wtargnęłam w końcu przed jego osobę i jak wryta stanęłam nad ciałem nieznajomego. W magiczny sposób próbował zmusić pustą butelkę do ponownego napełnienia, a jego stan całkowicie oderwany był od normalnego. Barek, który stał obok, wyglądał niczym zdewastowany przez legion alkoholików na tzw. głodzie. Kiedy jednak spojrzałam na otoczenie nieznajomego, dotarło do mnie, że być może nie doceniłam jego umiejętności przyswajania trunków.

- Janek? - Adam najwidoczniej znał gościa, który naruszył teren mojego lokalu. Nie był mimo wszystko zachwycony z obecności, ale trudno było mówić o jakiejkolwiek innej emocji, która mogła nam towarzyszyć. Ten pajac wtargnął na posesję, która nie należała do niego, a dodatkowo ograbił ją z resztek przyzwoitości. Zupełnie jak samego siebie.

- Adaś... - młody, zdewastowany osobnik odpowiedział kompanowi wyprawy, który zupełnie nie wiedział jak dalej zareagować. - Przyprowadziłeś dziewczyny?

Nerwy, których dostałam, momentalnie przeniosły się na zachowanie. Krasnale ogrodowe, które się wkurzy, mogły spowodować więcej szkód niż tornado — pomyślałam.

- Zadzwonię na policję, to odechce Ci się rozmowy! - warknęłam.

Adam powstrzymał mnie błagającym spojrzeniem, a potem kucnął obok ledwo kontaktującego bruneta.

- Janek, co ty do jasnej cholery tutaj robisz... twój ojciec Cię zabije.

- Niespodzianka! - znali się. Nie sądziłam, że pan przedstawiciel obraca się w takim towarzystwie, ale nigdy nie wolno było oceniać książki po okładce. Dlatego też czekałam na dalszy ciąg wydarzeń, a raczej w tym przypadku rozmowy.

Nagle pijany szkodnik wyciągnął z wnętrza skórzanej kurtki dwie kartki papieru. Zmięte i nieco mokre podał w ręce Adama. Ten pośpiesznie rozwinął każdą z nich i wdrążył się w lekturę. Zaniepokojona czekałam na odpowiedź i powoli traciłam nadzieję oraz ochotę na zabawy z głuchy telefon.

- Po co? - Adam złapał za twarz, usypiającego się na podłodze znajomego. - Po co Ci to?

- Julka. On pozwoli jej zostać... - ostatnie słowa wymruczał, a potem opadł niczym wyładowany telefon. Butelka zatoczyła kółko i wylądowała tuż przy jego kolanie.

Kiedy praktycznie znów zostaliśmy sami, Adam spojrzał na mnie z żalem.

- Co jest? - nic nie rozumiałam, a im więcej tego było, tym bardziej czułam, że narasta we mnie ochota krzyku.

- Mamy problem. Masz... wspólnika. - podał mi papier, który należał do pijanego nieznajomego.

Kiedy przeczytałam zawartość umowy, dotarło do mnie, z kim miałam przed momentem do czynienia. Jan Basaj. Człowiek, o którym czytałam dzisiejszego ranka, właśnie leżał na podłodze mojego nowego domu i jak się okazało, został jego współwłaścicielem. Pieprzony dowód istnienia złej strony kulinarnych przygód zabrał część marzenia i wrzucił ją do kosza.

- Nie... - dłonie drgały od emocji.

- Lea... ja nie mam pojęcia, jak to jest możliwe. - Adam pokręcił głową, a potem usiadł na jednym z krzeseł, które stały obok zardzewiałej kuchenki. Twarz ukrył w dłoniach i zamilkł.

Nie wierzyłam, że kiedykolwiek zdołam kogoś znienawidzić. Udało się. Pojawił się niczym wyzwanie z napisem na czole pt. „Spróbuj zwalczyć". Gorączka przy takim dupku okazała się jedynie lekkim podmuchem gorącego powietrza.

Ten tekst odnotował 16,489 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.26/10 (17 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (1)

0
0
Słowo "piekło" w tytule opowiadania zawsze przyciągnie moją uwagę.
Niewątpliwie potrafisz pisać, dzięki czemu opowiadanie czyta się bardzo przyjemnie.
Na razie jest dosyć klasycznie - ona młoda, piękna, pragnąca się wybić, on młody, przystojny, energiczny, dostrzega w niej coś czego nikt inny dostrzec nie potrafił. No i jest ten trzeci, zły- burzyciel porządku. Liczę po cichu, że trochę tutaj zamieszasz w kolejnych odcinkach.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.