Wenus

20 marca 2017

Szacowany czas lektury: 15 min

Z przymrużeniem oka ;)
Najlepiej podejść do tego z dużą rezerwą.

Czas nie szczędził mi nerwów. Im bliżej było mi do dnia Namaszczenia, tym byłam bardziej podenerwowana. Nikt nie chciał mi powiedzieć na czym polegał ten rytuał. W dodatku wszystkie dziewczyny zaraz po namaszczeniu, zostały odsyłane do klasztoru.

Planeta Wenus miała wiele nieznanych dla przeciętnych dziewczyn zakątków i dużo takich, do których nie wolno nam było wchodzić. Zaledwie trzy kolonie liczące po kilkanaście tysięcy kobiet, znajdowały się w północnej półkuli. Z niewielkimi odstępami między sobą tworzyły piękne, dopracowane metropolie, składające się głównie z niskich budowli w pastelowych kolorach, o równie wyjątkowych ogrodach. Rywalizacja między każdą z nas była ogromna, to też, każdy dom czy skrawek zieleni był nadzwyczajnie starannie wykonany, zróżnicowany i pomysłowy. Nie można było żadnego mierzyć tą samą miarą. Każdy był inny i każdy był idealny.

Przemierzając właśnie park w swojej lekkiej, zwiewnej sukni, próbowałam się nacieszyć widokiem jaki znałam z dzieciństwa. Wychowywałam się bez rodziców tak jak każda dziewczyna na tej planecie. Podzielone w niewielkie grupy początkowo chowałyśmy się razem, aż do osiągnięcia wieku młodzieńczego, gdzie zaczynałyśmy żyć samodzielnie. Termin namaszczenia przypadał zawsze na dwadzieścia jeden nocy po swoich dwudziestych pierwszych urodzinach. Według wierzenia i tradycji właśnie tej nocy nasze serca i umysły otwierały się na moc i piętno bogini. Każda z nas od zawsze miała wpajane, że jest piękna jak bogini, mądra jak królowa i przeznaczona wielkim rzeczom. Zapatrzone w te bajki dojrzewałyśmy jak wypielęgnowane owoce czekające na jedną jedyną noc, po której nie miałyśmy zielonego pojęcia co się stanie. Każda z nas wyobrażała sobie te noc inaczej. Rzadko się zdarzało by do rytuału podchodziło więcej niż jedna dziewczyna. Byłyśmy dzielone tak, by ten wieczór był skupiony tylko na nas.

Nie zastanawiając się dłużej nad swoją przeszłością przysiadłam na marmurowej ławce i zanurzyłam stopy w fontannie, w której pływało tak wiele róż, że woda przeszła ich zapachem.

- Co tu robisz o tak późnej porze? Powinnaś się wyspać. Nie pozwolą ci spać dłużej

Przyjaciółka, z jaką przez wiele wczesnych lat dzieciństwa dzieliłam piętro budynku, przysiadła obok mnie czujnie wypatrując cienia łabędzi lub innego ptactwa, które obdarzone wyjątkową mocą służyły za naszych ochroniarzy.

- Jutro jest moja noc.

- Wiem. Nie martw się. Za niespełna miesiąc do ciebie dołączę – odpowiedziała.

- Myślisz, że trafimy do tego samego klasztoru?

- Liczę na to. A teraz chodź. Mam złe przeczucia... ktoś chyba nas obserwuje.

Wstałam i szybko pobiegłyśmy w stronę naszej alei. Mieszkałyśmy dość blisko siebie. Sylphia zajmowała owalny budynek z szerokim tarasem w kształcie sierpa obrośniętego wręcz do przesady pałkami wodnymi i innym zielskiem, rosnącym zazwyczaj w okolicach zbiorników wodnych. Ja natomiast po przeprowadzeniu wielu remontów, doprowadziłam niewielki domek do stanu, którego niejedna czarownica mogłaby zazdrościć. Murowany budynek przywoływał na myśl leśną chatkę a przesyt bluszczu na jego ścianach pochłaniał całe słońce tak, że w środku panował dotkliwy chłód. Było mi w nim dobrze. Na zewnątrz tak jak pozostałe dziewczyny nosiłam skąpe bikini lub zwiewne sukienki, w mieszkaniu zaś wyciągałam ręcznie zszywane suknie, golfy pełne misternych koronek czy zwykłe, długie spódnice – zawsze modne i zawsze eleganckie.

Nie czekając aż ktoś przyłapie mnie na niespaniu, wskoczyłam w sukience do łóżka i nim się obejrzałam pochłonął mnie sen.

Z początku obrazy przeskakiwały bez ładu i składu do momentu aż mój umysł nie skupił się na czymś innym. Nawet we śnie moje ciało odczuwało napięcie związane z nadchodzącym wydarzeniem. Ów napięcie skupiało się na wysokości mojego brzucha i w postaci spętlonych kiszek mocno dawało mi się we znaki. Nagle dyskomfort jaki odczuwałam we śnie stał się inny a uczucia towarzyszące mi we śnie zaczęły się zmieniać. Miałam wrażenie, że okolice moich sutków jak i podbrzusza łaskoczą. Wystraszona obudziłam się i spadłam z łóżka.

Z przerażeniem rozejrzałam się po mieszkaniu.

- No! Nareszcie księżniczka wstała.

- Madam! – przeraziłam się zbierając niezdarnie poobijane ciało z podłogi.

- Przebieraj się. Królowa czeka. Gdybyś nie włóczyła się nocą, wyglądałabyś lepiej. Uroda to podstawa. To jedna z najważniejszych cech kobiety! - krzyknęła i przewiesiła przez krzesło sukienkę jaka miałam założyć na spotkanie z władczynią. Takie spotkania odbywały się zawsze w dzień przed Namaszczeniem.

Pospiesznie wzięłam kąpiel, wyszczotkowałam ciemne włosy i zrobiłam dokładny makijaż. Dopiero wtedy założyłam suknię.

W drodze na dwór towarzyszyła mi wyznaczona królewska świta. Samo przejście do sali audiencyjnej zajęło nam godzinę. Zamek był ogromny, pełen przepychu. Jeśli gdzieś istniała materialna forma próżności, znajdowała się ona właśnie tutaj. Choć tak jak każdej innej dziewczynie, miałam wpajane ważne zasady życiowe, czasami odnosiłam wrażenie, że pewne zachowania są wręcz wyolbrzymione. Piękno ciała górowało nad pięknem umysłu a rywalizacja nad przyjaźnią. W tak małym gronie plotki rozchodziły się szybko i równie szybko wyrabiały się opinię o innych. Co prawda miałam na sobie znacznie mniej przewinień niż inne panny, mimo to obawiałam się spotkania z królową. Była bardzo rozchwiana emocjonalnie.

Kryjąc za plecami spocone dłonie, stanęłam przed wielkimi, białymi drzwiami prowadzącymi do sali. Po kilku słowach służby, wrota zostały otwarte a jedna z kobiet obwieściła moje przybycie. Tron znajdował się piętnaście metrów przede mną. Zgodnie ze zwyczajem miałam zatrzymać się na środku granatowego dywanu, pokłonić się i czekać. Tak też zrobiłam. Spacer w kierunku królowej zdawał się być długi. Krępująca, ciężka cisza wywracała mi żołądek do góry dnem. Byłam tak przerażona, że nie widziałam niczego prócz wzoru na posadce.

- Kolejna panienka. – jęknęła królowa. Zdenerwowana pokłoniłam się niezdarnie omal nie przewracając. Z jękiem stwierdziłam, że trzymam zbyt mocno suknię i gdy tylko ją puszczę, ukażą się niedopuszczalne pogniecenia. Niechlujstwo było karane.

- Cóż chcesz sobą zaprezentować droga damo?

- Jest spod skrzydła opiekunki Dalii. – powiedziała za mnie służąca próbująca wesprzeć mnie w jakiś sposób. Wiele mi to nie pomogło...

- Moim talentem jest projektowanie, wasza wysokość.

- Projektowanie czego? Mieszkań, ogrodów, pojazdów...

- Ubrań.

- No, no! Choć wyglądem nie powalasz, masz chociaż kobiecą profesję.

- Dziękuję, pani.

- To nie był komplement – mruknęła z pogardą mlaszcząc. Ostrożnie jakby miało mnie to zabić, uniosłam wzrok wciąż pochylona do przodu. Królowa była kobietą wiecznie młodą, jakby zatrzymała się w wieku dwudziestu jeden lat, lecz jej grymasy, sposób wyrażania się i maniery przywoływały mi opowieści z książek o opętanych, porzuconych wiedźmach. Wiedźmy były kobietami, które zostały skazane na potępienie ze względu na czczenie innych bogów, którzy ostatecznie obdarowywali je zdolnością posługiwania się czarną magią za cenę urody, młodości i zdrowego rozsądku.

- I tym talentem chcesz podzielić się w noc swojego Namaszczenia? – spytała z pogardą.

- Tak, pani. Więcej talentów nie mam...

- Trudno. Miejmy nadzieję, że to wystarczy. Możesz odejść.

- Tylko tyle? – zdumiałam się.

- Słucham??

- Dobrze, wasza wysokość – dodałam w pośpiechu, skłoniłam się jeszcze niżej, obróciłam przez lewe ramię i wyszłam, wręcz wybiegłam z sali. Gdy tylko wrota zostały zamknięte rozryczałam się, dając upust narastającemu zdenerwowaniu.

- Nie było tak źle – dodała jedna ze służących, która miała odprowadzić mnie do mojej opiekunki.

- Było tragicznie.

- A no było – dodała druga – Ale nie martw się, to był ostatni raz kiedy ją widziałaś.

Po tych słowach zeszłyśmy po schodach i w palącym słońcu udałyśmy się do jednego z akademików.

***

Reszta dnia przebiegła ekspresowo a ja z przerażeniem patrzyłam na zachodzące słońce. Kiedy w końcu zniknęło z horyzontu do mojego mieszkania weszła Dalia i inne dziewczyny z mojego rocznika, które wedle tradycji miały mnie wyszykować na nadchodzący rytuał. Po długiej kąpieli nałożono na mnie mnóstwo pachnących olejków i bawełnianymi ręczniczkami wtarto w skórę. Następnie ubrano w koronkową bieliznę, pończochy i założono długą, granatową suknię z muślinu z niewielkim trenem, który ciągnął się za mną zaledwie trzydzieści centymetrów. Było to dla mnie bolesne doświadczenie. Długość trenu odpowiadała bowiem dokonaniom ze swoich służb w akademiku. Za każdy większy sukces otrzymywało się statuetkę i dziesięć centymetrów trenu. Moim jedynym większym sukcesem było zaprojektowanie suknie dla królowej, remont domku i udział tworzeniu królewskiego parku. Za to ostatnie każda z nas otrzymała nagrodę, więc było nie możliwe, by na czas Namaszczenia nie mieć trenu. Jedna z ubierających mnie dziewczyn spojrzała na mnie z wyższością. Tamara należała do bardzo kreatywnych i utalentowanych dziewczyn. Zapewne za trzy miesiące kiedy nadejdzie jej czas, będzie ciągnąć swoją suknię przez całą polanę.

Miejsce namaszczenia znajdowało się daleko od wszystkich kolonii. Było odludne i ogrodzone wysokim murem tak, że żadna z nas nigdy go nie widziała na własne oczy. Jedynie w podręcznikach znajdowały się zdjęcia, na których widziałyśmy piękne ogrody, polany pełne kwiatów i gęste lasy. Nie wiedziałyśmy jednak jak dokładnie wielki był teren i co też się na nim znajdowało. Zawsze nam mówiono, że ta noc jest wyczekana i jest jedną z najpiękniejszych i najszczęśliwszych chwil, jakie mogą się przytrafić kobiecie.

Podróż w miejsce rytuału była długa i zajęła ponad godzinę. Kiedy wysiadłam z limuzyny była prawie północ. Miałam więc niespełna kwadrans do rozpoczęcia ceremonii. Towarzyszące wcześniej koleżanki zostały w metropolii, jedynie jedna Dalia towarzyszyła mi do końca i odprowadziła do zdobionej bramy.

- Od tego momentu pójdziesz sama – powiedziała bez cienia emocji. Zerknęłam na nią i nie mogąc się powstrzymać, rzuciłam na szyję. Kobieta zesztywniała, lecz po chwili z również mnie objęła.

Jej rude włosy okryły mi nagie ramiona. Pachniały jaśminem, typowym zapachem dla opiekunek. Przywołując się do porządku, spojrzała na mnie, poprawiła mi suknię i obdarowała naszyjnikiem z pojedynczą perłą.

- Perła to łza oceanu.

- Wiem.

- Niech zapłacze za twoją niewinnością... - szepnęła przejęta.

- Niewinnością?

- Idź dziecko. Już czas. Kiedy staniesz pod lasem na końcu ścieżki, przejmie cię kapłanka. – dodała i bezceremonialnie pchnęła mnie w stronę bramy. Choć na tę noc czekałam jak każda znana mi dziewczyna, miałam wrażenie, że coś tracę i zamiast odczuwać szczęście, było mi zwyczajnie smutno.

- Nie płacz. Bądź piękna.

- Dobrze – powiedziałam łamanym głosem i ruszyłam ścieżką. Brama zamknęła się cicho i nic prócz świerszczy nie dawało znaku życia. Noc była chłodna. Ramiona i kark pokryła mi gęsia skórka i pożałowałam, że nie miałam na sobie żadnego szalu. Sukienka w kształcie litery A z dekoltem w serce układała się subtelnie a dopracowany klosz z grubszego materiału pod spodem, sprawiał, że nie plątała się między nogami. Buty na cieniutkiej szpileczce trzymały się luźno, więc przy większych nierównościach, machinalnie podkurczałam palce u stóp, aby nie zgubić pantofli.

Tak jak powiedziała Dalia, zaraz za pierwszym drzewem lasu stała kapłanka ubrana w białą tunikę przewiązaną w pasie sznurkiem. Bez słowa poprowadziła mnie dalej. Kiedy znalazłam się na ogromnej polanie, na samej jej środku znajdowała się fontanna z białego kamienia a odrobinę na uboczu altanka także z marmuru. Wytężyłam wzrok, lecz nie mogłam dojrzeć co znajdowało się pod nią. W powietrzu lekko unosił się biały tiul zapewne chroniący przed insektami.

- Podejdź do fontanny i poczekaj.

Kiwnęłam głową i bez wahania podeszłam do wskazanego miejsca. Szum wody koił moje nerwy. Chcąc odrobinę się uspokoić, skorzystałam z chwili samotności i zamoczyłam dłonie. Zaraz po tym zwilżyłam kark, wzdychając z ulgą.

- Jesteś piękna – odezwał się głos za mną. Nigdy dotąd nie słyszałam by ktoś tak mówił. Nie tylko akcent był inny. Głos, który usłyszałam był niski, wibrujący. Przerażający. Obróciłam się gwałtownie. Przede mną stał człowiek. Na pewno człowiek, bo prócz tego, że nie miał ani piersi ani bioder a jego sylwetka zdawała się być surowa, potężna, ciężka, jak pośpiesznie ociosany pieniek, miał zarówno twarz jak i kończyny. Parę rąk i parę nóg... parę?

- Jestem mężczyzną. Ucieleśnieniem kolejnego wcielenia boga Marsa.

- Ja... ja jestem Kwiatem Wenus.

- Wiem boginko. Dziś staniesz się kobietą.

- Mam być namaszczona.

- I będziesz. – potwierdził, zbliżając się powoli w moim kierunku. Wystraszona rozejrzałam się wokół. Dlaczego nikogo prócz nas nie widziałam?

- Nie bój się. Tak przebiega ten rytuał.

- Znaczy jak? Gdzie bogini Wenus?

- Nie będzie jej.

- Nawet królowej?

- Nawet. Zbliż się – szepnął. Jego głos stawał się hipnotyzujący. Skoro Dalia oddała mnie w jego ręce, a kapłanka opuściła, może rzeczywiście tak miało to wyglądać. A istnienie mężczyzny miało być czymś zatajonym ze względu na inność tego gatunku? Może będąc dziewczynami nie byłyśmy gotowe na obcowanie z tworem innych bogów?

Niespiesznie zbliżyłam się do niego. Wyciągnął dłoń i chwyciwszy moją, obrzucił mnie spojrzeniem. Nagle poczułam jak mory kark gwałtownie się rozgrzewa, natomiast krople wody zaczynają spływać po nim do przodu między piersi.

- Jesteś urodziwa. Masz piękne, obfite kształty.

- Nietypowe. Dlatego pasjonuje się w projektowaniu i szyciu ubrań. Moje ciało nie mieści się w większość naszych strojów.

- Nawet nieokryte będzie piękne.

- Piękno jest ważne.

- Wiem. –odparł tajemniczo- Chodź ze mną.

Chwyciwszy moją dłoń, poprowadził mnie w stronę altanki. Dopiero gdy podeszliśmy bliżej, zauważyłam, że w środku znajduje się ogromne łóżko z jedwabną narzutą w niebieskim kolorze i wieloma poduszkami.

Wprawionym ruchem wprowadził mnie do wnętrza i posadził na łóżku.

Milczałam. Nie wiedziałam czy spytać czy czekać. Mężczyzna usiadł obok, odgarnął mi włosy za plecy i pochyliwszy się do przodu, zaciągnął moim zapachem. Zmieszana ani drgnęłam. Zachowywał się jak polujące zwierze.

Jego dłonie powędrowały w górę. Zapatrzona przed siebie kątem oka zauważyłam jak zbliża palce do moich nagich ramion i zaczyna mnie dotykać. Wzdrygnęłam się. Choć było to dziwne, było też przyjemnie.

Podparty jedną ręką o materac za moimi plecami, czułam jak kciukiem dotyka moich pośladków a drugim sunie po krawędzi dekoltu. W moim ciele zawrzały kolejne uczucia i po chwili przypomniał mi się ostatni sen. Czując jak w podbrzuszu robi się gorąco, przerażona poderwałam się, uderzając w nos z łokcia mężczyznę.

- Co się stało? – zapytał.

- Jesteś kapłanem?

- Tak.

- Nie powinieneś nałożyć na mnie olejów? Odprawić modlitw?

- Ten rytuał wygląda inaczej.

- Jak?

- Przemieniasz się w kobietę, tracąc niewinność.

Wzięłam głęboki oddech. W jaki sposób niewinność? Zrobię coś złego?

Zanim zadałam te pytania na głos, mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Podniósł mój podbródek do góry i po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy. Były wręcz czarne. Nie wiedziałam gdzie kończy się źrenica a gdzie zaczyna tęczówka. Tajemnicze, osadzone głęboko okalały grube, gęste brwi. Tak inne niż moje, starannie wyregulowane. Nos prosty, usta cienkie. Natomiast policzki pokryte cieniem. Nim się powstrzymałam, uniosłam dłoń i zatrzymałam kilka centymetrów od jego twarzy.

- Możesz mnie dotknąć – szepnął. Zachęcona dotknęłam go i oderwałam gwałtownie rękę.

- Co ci jest?

- To zarost. Mężczyźni mają włosy na policzkach i podbródku.

- Nietypowe.

- Nietypowa jesteś ty – mruknął i pochyliwszy się, pocałował mnie w usta. Niespodziewanie językiem rozwarł moje wargi i wniknął głębiej. Nigdy czegoś takiego nie czułam. To co robił było wspaniałe.

Poddając się jego dotyku, objął mnie i na powrót usadził na łóżku. Nagle oderwał się ode mnie, stanął krok dalej.

- Rozbierz się. Zdejmij suknie. Musimy być naturalni.

Kiwnęłam głową i rozsunęłam zamek błyskawiczny pod pachą. Następnie zsunęłam buty, pończochy i majtki. Kiedy uniosłam głowę, on również stał przede mną nagi. Zupełnie inny. Nie do opisania. Kiedy mój wzrok zszedł niżej już się tam pozostał.

- Chcesz mnie dotknąć? – spytał.

Ponownie kiwnęłam głową i ostrożnie jakby parzył, sunęłam dłońmi po jego ciele. Tors był chłodny, umięśniony. Przy każdym dotyku napinał mięśnie tak, że czułam je pod palcami. Przesunęłam ręką po brzuchu i zeszłam niżej. Coś dużego również się uniosło.

Mężczyzna widząc moje wahanie, sięgnął po moją rękę i położył sobie na twardej części ciała. Kiedy zaczęłam ją dotykać, jęknął.

- Robię ci krzywdę? – spytałam.

- Nie. To rozkosz. Ty też jej doznasz.

Kiedy na mnie spojrzał, wyglądał jeszcze bardziej jak zwierze. Cofając się, klapnęłam na łóżko. Kapłan podszedł, złapał mnie za kolana, rozsunął nogi i pokrywając mnie ciałem, docisnął do materaca. Jęknęłam. Nagle poczułam chód między nogami i zaskoczona stwierdziłam, że to wilgoć. Krew uderzała mi do głowy a jego dotyk wywoływał dreszcze.

Bez słowa zaczął mnie całować i błądzić po moim ciele. Chwycił piersi w obie dłonie, zaciągnął się zapachem skóry i muskając wargami, zaczął podgryzać i lizać sutki. Z gardła wyrwał mi się krzyk. Buzująca krew w ciele odebrała zdolność myślenia i widzenia.

Jego pocałunki zeszły niżej na linię żeber i brzuch a następnie na biodra. Palcem zaczął wodzić między moimi nogami aż uniosłam biodra do góry, uciekając od doznań jakie niosły za sobą te pieszczoty.

- Nie uciekaj. Poddaj się – mruknąwszy to, chwycił mnie za uda i wpił wargi w moją kobiecość. Z gardła wyrwały mi się kolejne krzyki a wilgoć czułam już między pośladkami. Było ślisko i mokro. Mężczyzna musiał również to zauważyć, gdyż przejechał językiem po całej jej długości zlizując wszystko. Nagle dotknął nim wypustki między moimi płatkami. Szarpnęłam się. Uścisk na udach wzmógł się, co tylko bardziej rozpaliło ogień w moim brzuchu. Jego język zaczął zataczać koła i poruszać się w szybkim tempie. Nie mogąc tego znieść, zaczęłam się rzucać. Niespodziewanie pieszczoty ustały a wtedy uniósł się na rękach lśniący cały od mojej wilgoci.

- Chcesz jeszcze?

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć i nie sądziłam, by na to czekał. Nie mówiąc nic więcej, wspiął się nade mnie, układając sobie moje nogi po bokach. Kiedy się zniżył, poczułam twardość na sobie.

- Teraz cię namaszczę – sapnął między kolejnymi pocałunkami. – Może zaboleć, ale jeśli mi się oddasz, będzie to trwało jedynie chwilę. Doznasz wielkiego szczęścia.

Kiwnęłam machinalnie głową. Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstki i wygiął je do tyłu nad moją głowę, unieruchamiając mnie. Spanikowałam. Widząc jak zesztywniałam, zaczął krążyć kciukami po moich nadgarstkach, poruszając biodrami i dotykając mnie swoją twardością. Jego gorące wargi ponownie spoczęły na moich, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunki.

Nagle twardość zaczęła dotykać mnie mocniej, celując w moje wnętrze i nim zdążyłam zareagować zanurzyła się w nim. Jęknęłam. Ścisnęłam go udami i spróbowałam się wyrwać.

- Oddaj mi się – szepnął przy moim uchu. Powstrzymując łzy, rozluźniłam się. Był kapłanem, wiedział co robi.

Twardość zaczęła poruszać się we mnie zastępując ból jeszcze silniejszą rozkoszą. Każdy ruch targał moimi nerwami, jakby grał na strunach a ja odpływałam coraz dalej. Przymknęłam oczy. Słyszałam, że coś do mnie mówi, lecz nie rozumiałam słów. Przyjemność rosła i rosła. Pod powiekami grały mi białe plamki, słyszałam uderzające o siebie ciała, serce biło jak szalone. Łapiąc oddech, próbowałam się uspokoić aż poczułam, że twardość rozpycha mnie coraz bardziej. Jęknęłam. Ścisnęłam go nogami i wygięłam plecy w łuk. Moja kobiecość skurczyła się nagle a wnętrze przeszło coś na rodzaj łaskotek. Chciałam poprosić by przestał, jednak on tylko przyspieszył a chwilę potem wbił się mocno, dociskając mi nadgarstki głębiej w materac. Krzyknęłam czując, że coś mi wlewa. Cokolwiek to było, sprawiło mi przyjemność i dało poczucie spełnienia i szczęścia. Targana rożnymi emocjami rozpłakałam się...

Mężczyzna zbity z tropu, zsunął się ze mnie, okrył leżącym pledem i przytulił.

- Tę noc spędzisz ze mną – dodał.

Nie wiedząc co myśleć, co powiedzieć, oblizałam spierzchłe wargi i wtuliłam się w niego. Czułam, że ten gest jest jedyny właściwy i na miejscu. Zerknęłam w niebo.

Noc jest jeszcze młoda...

Ten tekst odnotował 22,775 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.66/10 (51 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (3)

0
0
Podoba mi się taka mitologia. Wenus zaliczona. Ile planet nam jeszcze zostało? Ciekawe jak wygląda inicjacja na Marsie 😉 ... i na Ziemi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Cierpliwości 🙂 już niebawem będzie więcej. Dziękuję za miłe słowo.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zajebiste!
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.