W rytm portugalskiego fado

3 stycznia 2010

Szacowany czas lektury: 40 min

Uwaga! Poniższy tekst zawiera kontrowersyjne sceny!

To był ostatni dzień przed moim wyjazdem. Mieszkałem sam, w moim niewielkim mieszkaniu w dużym mieście, którego nigdy nie poznałem na tyle, aby poczuć się w nim swojsko. Dobrymi studiami i ciężką pracą udało mi się zdobyć całkiem przyzwoitą pozycję zawodową - a choć moje dotychczasowe życie obfitowało w trudne wybory i wyrzeczenia, nie narzekałem.

Pochodzę z niewielkiego miasta, ale może właśnie dlatego w moim wnętrzu zawsze palił się wiecznie żywy ogień ambicji. To dzięki niej udało mi się "napompować CV" - i dzięki niej, miesiąc temu, dostałem bardzo obiecującą ofertę pracy w londyńskim City. Żadnemu z moich kolegów, ani znajomych z lat dziecinnych nie udało się dorównać mi kroku - ale z drugiej strony, oni mieli już często poukładane życie, rodzinę - a czasem nawet i dzieci. Ja byłem sam.

Nauczyłem się żyć samemu, choć parę razy zdarzały mi się takie czy inne romanse. Nie trwały one jednak zwykle długo, a zresztą ja nie jestem typem podrywacza ani playboya. W dodatku wszelkiego typu imprezy firmowo-pubowe, takie na których tworzą się i rozpadają kruche związki, uważam za pretensjonalne i prymitywne. Co może być fajnego w stadzie hałaśliwych facetów zalewających się piwem na oczach zblazowanych, pustych dziewczyn?

Cieszyłem się na wyjazd z Polski. Na stole już leżał bilet na samolot. Bilet w jedną stronę. Ze stojącej na półce wieży sączyło się smętne fado - ale subtelnie smutna nuta tej pięknej portugalskiej melodii zupełnie nie odpowiadała mojemu nastrojowi. Co pozostawiałem za sobą? Puste mieszkanie, w którym nie było niczego, do czego bym się przywiązał? Chciałem już zasiąść w wygodnym fotelu samolotu, odciąć się od wszystkiego, co mnie dotychczas otaczało.

W Polsce nie trzymały mnie nawet więzy rodzinne. Stosunki w moim domu były dość trudne. Wyprowadziłem się już w czasie studiów, w raczej zawiesistej i trudnej atmosferze. Oboje moi rodzice uważali, że jako najstarsze dziecko, mam obowiązek zostać w domu i pracować w małym, zapyziałym warsztacie. Rodzinnym warsztacie. W dodatku moja "ucieczka na studia" - jak to określano - stała się początkiem kryzysu w domu - bo i moja młodsza siostra również zaczęła domagać się prawa opuszczenia domu.

Na szczęście jej uczelnia nie była tak odległa, więc Magda przynajmniej raz na jakiś czas mogła odwiedzać rodzinny dom. Zresztą, dwaj moi najmłodsi bracia (których serdecznie nie znosiłem) zostali w gnieździe i zajęli się "biznesem". Gdy przeniosłem się do miasta, szybko straciłem z nimi kontakt - a i z rodzicami jedynie wymienialiśmy się grzecznościowymi telefonami w okolicy świąt. Ja byłem zbyt mały dla ich świata - a oni nie rozumieli mojej tęsknoty za przestrzenią, za wyzwaniem, za nowością.

Dziś miałem odciąć ostatnią pępowinę łączącą mnie z ojczyzną, przekazać klucze Magdzie - która znalazła tu pracę i przejmowała po mnie "kwaterę" - i koniec.

Dzwonek do drzwi był natarczywy, świdrujący. Zerwałem się z fotela i otworzyłem drzwi. Za nimi stała roześmiana Magda, moja młodsza siostra. Jest niższa ode mnie, nosi dość długie włosy, za które uwielbiałem ciągnąć w dzieciństwie i ma urocze dołeczki w policzkach. Zawsze uważałem, że jest śliczna, choć nie jest może pięknością w rozumieniu modelki. Jest podobna do mnie, różni nas jednak kolor oczu - ona odziedziczyła piękne, ciemne oczy mamy. Mnie trafiła się zieleń.

Magda od razu rzuciła mi się na szyję, omal nie wypuszczając trzymanej w ręku butelki.

- Cześć, brat - zaśmiała się - Przyniosłam ci butelczynę, za to, że zostawiasz mi w spadku chatę. Starzy nie mogą tego przeboleć, że do reszty porzucam ten ich grajdołek.

Uściskałem ją serdecznie, bo z całej rodziny z ją jedną miałem sensowny kontakt. Ona jedna kibicowała moim chęciom wyrwania się w świat.

- Cześć, siostra - powitałem ją, kiedy dała mi już dojść do słowa - Nie musiałaś nic kupować, bo i tak się zaopatrzyłem na twoje przybycie. Z kim jak z kim, ale z tobą strzemiennego się napiję. Gdzie masz rzeczy?

- Przyjadą pojutrze - odkrzyknęła z łazienki - dziś prześpię się u Moniki ode mnie z roku. Po klucze wpadnę jutro, przed odlotem - a dziś mogę się z tobą napić.

- To może ja prześpię się u tej twojej Moniki - zaśmiałem się, odnosząc butelkę do kuchni - przynajmniej będę miał miłe wspomnienie z Polski.

- Wypchaj się - odpowiedziała - jeszcze ci wpadnie w oko, zostaniesz w kraju, a ja nie będę miała gdzie mieszkać.

- Taka z niej ładna sztuka? - zaciekawiłem się.

- Z Moniki? - spytała Magda wychodząc z łazienki - Wiesz, ona coś w sobie ma. W sumie jest taka trochę przy kości, ale żebyś ty widział jak za nią faceci latają. Taka jest, wiesz... - przez chwilę szukała właściwego słowa - ... Apetyczna!

- To może zostań u mnie, a ja wybiorę się do niej - spytałem pół-żartem, pół-serio, ale moja kochana siostrzyczka nie odpowiedziała, bo już buszowała wśród moich płyt.

- Braciszku, jesteś boski, że mi zostawiasz te skarby - jęknęła zachwycona.

Westchnąłem ciężko. Moja mała siostrzyczka. Ani za grosz współczucia dla brata, który jedzie na obczyznę.

- Zaraz, zaraz... Co tu tak pachnie?

Uśmiechnąłem się tajemniczo.

- Niespodziewanka. Zapraszamy do stołu.

Kiedy Magduś weszła do kuchni aż westchnęła, zaskoczona.

- Noooo, Marek... masz klasę. Hihi - dodała - Angielki będą ci jadły z ręki.

Uśmiechnąłem się zadowolony. Chciałem Magdusi sprawić przyjemność i udało mi się. Kuchnia w moim mieszkaniu była niewielka, ale przytulna, zrobiona w odważnych, karminowych i brązowych barwach. Niewielki stolik dla dwojga, zrobiony z ciemnego, wiśniowego drewna, wyrastał ze ściany. Stały na nim dwa talerze, butelka dobrego, czerwonego wina i dwie piękne, czerwone świece.

- Wiesz, chciałem ci ułatwić przyjmowanie facetów - uśmiechnąłem się złośliwie - możesz im tu robić rano śniadanie, jak przystało kobiecie.

Pacnęła mnie po głowie otwartą dłonią.

- Łajdak! - zaśmiała się - Męski szowinista. To damie się przynosi śniadanie do wyrka, a ty chcesz ją wysyłać rano do zimnej kuchni?!

- A może się dama pofatyguje do stołu, a ja, skromny szowinista, podam jedzonko?

Magda pokręciła głową i siadła do stołu. Wyciągnęła komórkę i szybko wystukała SMSa.

- Dałam znać Monice, że tak szybko nie przyjdę, bo mnie tu z honorami przyjmują. O, jakie dobre napitki tu serwują. Gruzińskie. - stwierdziła, gdy przyjrzała się butelce - A moje wino gdzie?

- Cierpliwości, będzie też - odparłem wyjmując gorące jedzenie z piecyka i nakładając na talerze.

- Też? - powiedziała oburzona - Czy ja mam się stąd wyczołgać? I nie nakładaj mi tyle, paskudo! Mało, że pijana, to jeszcze wyjdę z brzuchem jak bęben. Dla wojska tyle tego narobiłeś - narzekała, ale widziałem, że jest zadowolona.

Nalałem wino. Płomienie świec zatańczyły rzucając śliczne błyski na nasz stół. Z pokoju przesączało się smętne fado. Fado oznacza po portugalsku los; fado to nieuniknione fatum. Jak moja podróż. Jak rozstanie. Uniosłem kieliszek, wypełniony przepięknym, burgundowym trunkiem.

- Za co pijemy? - spytałem

Magda spoważniała.

- Za nas. Żebyśmy nie zapomnieli o sobie. Nigdy.

Zjedliśmy, rozkoszując się smakiem i delikatną, owocową słodyczą wina. Wspominaliśmy stare czasy, czasy pierwszych wypadów na papierówki do sąsiadów i poobijanych kolan. Świece spłonęły już prawie do połowy, a w butelce widać już było dno, a my nadal byliśmy małymi dziećmi ganiającymi się po podwórkach. Wstałem po drugą butelkę, choć lekko szumiało mi już w głowie. Magda także miała lekko szkliste oczy, ale nie wiedziałem, czy to efekt alkoholu, czy może smutek nadciągającego rozstania. Uzupełniłem kieliszki. Magduś blado się uśmiechnęła.

- Braciszku, źle mi będzie tu samej. Wiesz, widywaliśmy się tak rzadko, że mam uczucie, że prawie cię nie znam.

- Nie martw się, będziemy w kontakcie. A może po prostu przyjedziesz do mnie. Zobaczysz, jeszcze ściągnę cię do Londynu.

Westchnęła.

- Ech, i tak z tego pewnie nic nie będzie. Polej jeszcze, zatopimy smutki w winie. Wino i muzyka ukoją nasze westchnienia. Lej, Bachusie - dodała już z większym animuszem.

Wychyliliśmy jeszcze po kieliszku wsłuchując się w melodię. Nie rozumieliśmy słów - prawdziwe fado można śpiewać wyłącznie po portugalsku - ale tęskne słowa szarpały nasze dusze. Otworzyliśmy następną butelkę. Za oknem, powolnym, podstępnym krokiem skradała się noc.

W końcu Magda wstała i wzięła mnie za rękę.

- Choć braciszku, zatańczysz ze mną. Będę miała co wspominać...

Wstałem, choć nogi miałem ciężkie i miękkie. Przeszliśmy do pokoju. Magduś przytuliła się do mnie i, trzymając w ręku niedopity kieliszek, zaczęła się kołysać w rytm muzyki. Poddaliśmy się jej spokojnemu, nostalgicznemu prądowi. Tańczyliśmy, a smutek mieszał się z przyjemnością, jaką obojgu nam dawało poczucie bliskości.

Magda wychyliła resztkę wina i odstawiła naczynie. Zarzuciła mi ręce na szyję i oparła się o moją pierś.

- Jak przytulańce pod koniec studenckiej imprezy - pomyślałem

- Marek, czemu inni faceci nie są tacy, jak mój brat - spytała cicho.

Moje serce zabiło dziwnym rytmem. Siostra, nie siostra, ale trzymałem w ramionach piękną dziewczynę, a wypite wino pulsowało mocnym rytmem w moich żyłach. Kształtne piersi ocierające się o mnie przy każdym ruchu bynajmniej nie ułatwiały mi koncentracji.

- Może dlatego, że nie ma drugiej takiej dziewczyny na świecie, jak moja mała Magdusia - zamruczałem.

Przytuliła się do mnie mocniej. Poczułem wyraźnie zapach jej ciała, mieszający się z ulotnym aromatem jej perfum. Zakręciło mi się w głowie i poczułem się bardzo niezręcznie, gdy mój organizm zareagował tak, jak reaguje każdy facet na bliskość pięknej kobiety. Spróbowałem się odsunąć, ale Magda trzymała mnie mocno. Fado otulało nas całunem smutku.

- Czekaj, siostrzyczko, muszę na chwilę się odsunąć - wyszeptałem do niej.

- Nie, zostań - poprosiła cicho

- Wiesz, jestem tylko facetem i...

- Marek, nie tłumacz się, przecież go czuję - powiedziała, na poły rozbawiona, na poły ośmielona wypitym trunkiem i dziwną magią chwili - No i widziałam go nie raz.

- Taak? - zamruczałem jej we włosy, czując się równie nierzeczywiście - Nie zmyślasz?

- Podglądałam cię w łazience - prychnęła, zatopiona we wspomnieniach - Byliśmy wtedy dziećmi i chciałam być tą pierwszą na podwórku, która powie, że widziała faceta nago.

Serce mi biło, czułem uderzenia krwi w skroniach.

- No, a że byłeś najstarszy, to chciałam ciebie zobaczyć. I jak byliśmy sami, to kładłam się pod drzwiami łazienki... I tak podglądałam mojego starszego brata... A widziałam wiele!

Chwilę kołysaliśmy się bez słowa, jakby waga naszych zwierzeń jeszcze do nas nie docierała.

- Wiesz - chrząknąłem - To ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Wiedziałem, że mnie szpiegujesz... Było widać twój cień. I specjalnie stawałem przodem do drzwi.

Tym razem poczułem, jak Magda zatrzymuje się w pół kroku. Podniosła głowę i spojrzała na mnie na wpół zamglonym wzrokiem.

- Naprawdę? - wyszeptała - A wtedy... wtedy gdy... robiłeś sobie dobrze...?

Serce w piersi zatrzymało się. Wargi miałem zupełnie suche.

- Chciałem, żebyś to widziała... robiłem to dla ciebie.

Uśmiechnęła się, a potem ponownie objęła mnie i znowu zaczęliśmy się kiwać.

- Wiesz... podobało mi się to strasznie. Ale nie powiedziałam dziewczynom... to było tylko moje... Czułam się, jakbym znała jakąś wielką tajemnicę. Byłam zasmarkanym bachorem, a wydawało mi się, że jestem kobietą.

Zamilkła na chwilę.

- Co to za wino było... Eliksir prawdy, czy co? Wiesz, jak zaczęłam sama sobie robić dobrze, a było to dość późno... wiesz, o czym myślałam? O tym moim, wielkim starszym bracie. O tym, że chciałabym zobaczyć, jak robisz to z jakąś dziewczyną, jak wchodzisz w nią, jak sprawiasz jej rozkosz...

Opary alkoholu wirowały pośród nas, a my razem z nimi, wyjęci ze świata, zanurzeni w nocy i w tęsknocie. Nie potrafiłem ukryć swojej erekcji, rosnącego podniecenia i gorącego dowodu, który rozpychał nogawkę i ocierał się o blisko tańczącą dziewczynę. Magda nie protestowała - a nawet miałem wrażenie, że sprawia jej to przyjemność.

- Wyobrażałam sobie, że podglądam was, że kochacie się na moich oczach, że jest taka prowokacyjna i wyuzdana, ale ty radzisz sobie z nią doskonale. Wsuwasz i wysuwasz się z niej, robisz z niej swoją kobietę. Rany, co ja ci opowiadam... - szepnęła

- Mów dalej. Ja ci też coś opowiem potem - poprosiłem.

- Musisz mnie ośmielić, bo spalę się ze wstydu - odpowiedziała

Nie wiedziałem co robić, więc przytuliłem się tylko mocniej. Jej piersi wbiły się w moje ciało, a mój członek oparł się jeszcze silniej o jej udo. Czy miałem wrażenie, czy Magduś cichutko jęknęła? Wino szumiało mi w głowie. Moje ramiona, które dotąd oplatały jej talię przesunęły się na jej pośladki. Zadrżała. Cofnąłem dłonie, zawstydzony własną bezczelnością, ale ona wzięła moje ręce i położyła je tam, skąd je zabrałem.

- Tak mi było dobrze - powiedziała po prostu

- Co było dalej - spytałem

- Potem wyobrażałam sobie, że ona wyciąga skądś przepaskę i zawiązuje oczy. Tobie i sobie. Nic nie widzicie. Ona kładzie się na brzuchu i wypina do ciebie. Ma taki zgrabny tyłeczek. A ty chcesz wejść do jej muszelki, ale nie możesz trafić. I wtedy... i wtedy ja wychodzę z ukrycia i biorę go do ręki. Czuje go całego... jest taki aksamitny. I wpycham go całego do jej szpareczki... Pchasz... Zagłębia się powoli... Mówisz "kocham cię" - ale wiem, że mówisz to do mnie, nie do niej. Potem kochasz się z nią, a ja leżę obok i robię sobie dobrze.

- Magduś - wyszeptałem

- A na koniec, zanim dojdziesz - kontynuowała zwierzenia, jakby bojąc się, że nie starczy jej odwagi - marzyłam o tym, że zmieniamy się. I że... kochasz się ze mną.

Zapadła cisza. Niewypowiedziane marzenia zawisły między nami, niespełnione, ale rzeczywiste - jak powietrze przed burzą.

- A ty - spytała w końcu Magda - do czego się przyznasz?

Czułem jej dotyk na swoim ciele, czułem wibracje alkoholu, krążącego w żyłach. Pocałowałem ją we włosy.

- Marzyłem o tobie, siostrzyczko - w końcu udało mi się to powiedzieć - chciałem, żebyś mnie wtedy widziała, w tej łazience. Tak bardzo pragnąłem, żebyś nie myślała o mnie, jak o bracie. Widziałem cię co dnia i byłaś jedyną mi bliską osobą. Widziałem, jak zmieniasz się z dziecka w kobietę - i wiedziałem, że to nie tylko uczucie, którym darzy się siostrę. Wiesz, jak zazdrościłem tym kolesiom którzy zabierali cię do kina, albo na wycieczkę?

- To byli palanci. A ja wiedziałam, że mój brat jest sto razy lepszy od każdego z nich. Byłeś taki dojrzały, taki mądry, taki inny. Byłeś? Jesteś taki. Nikt inny nie zaprosił mnie na kolację przy świecach, nikt inny nie kołysał mnie w takt takiej muzyki.

- Magduś... - wyszeptałem

I w tym momencie stało się. Magda zatrzymała się i odsunęła na pół kroku - a ja nie mogłem się powstrzymać. Widziałem w półmroku jej piękne, błyszczące oczy, czułem jej zapach. Pochyliłem się ku niej i pocałowałem ją. Prosto w usta, jak mężczyzna, jak kochanek - a nie jak brat.

Stężała w mgnieniu oka. Przyciągnąłem ją do siebie. Nieśmiało, jakby z obawą oddała pocałunek - poczułem, jak lekko rozchylają się jej usta, jak jej język wysuwa się na moje spotkanie. Zaczęliśmy się całować, dziko, namiętnie. W tej jednej chwili nie byliśmy rodzeństwem, staliśmy się mężczyzną i kobietą, splecionymi w miłosnym szale.

- Magduś, kocham cię - mówiłem pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem. - Kocham cię i pragnę cię.

- Wiem - wyszeptała - Ja też. Mocno, do bólu, pragnę cię. Marek, kocham cię, rozumiesz? Kochałam cię zawsze. Musiałam to powiedzieć.

Nie czekałem dłużej. Całowałem ją po twarzy, po szyi, po włosach, jednocześnie chwytając jej sweter. Ręce Magdy błądziły po moich pośladkach, przyciskały mnie do jej ciała. Podniosła je tylko na chwilę, aby pozwolić mi ściągnąć ubranie. Sweter razem z t-shirtem sfrunął na podłogę. Błysnęło jej piękne ciało, najśliczniejsze na świecie. Całowałem je tak, jakby za chwilę miał się skończyć świat - a ona jednym ruchem rozpięła stanik.

Boże, jak piękny zapach ma ciało kobiety. Jaki piękny smak. Jak cudownie sprężyste piersi poczułem pod swoimi dłońmi. Nie były duże, ale sterczały zadziornie na mój widok (niech się chowają wszystkie nadmuchane silikony!). Ciemne suteczki czekały, spragnione moich pieszczot.

Całowałem ją całą, znaczyłem drogę pocałunkami od jej rozkosznego pępka do delikatnie zwisających nad nimi słodkich kształtów. Pojękiwała leciutko, przyciskając moją głowę do siebie. Jej ręce błądziły w moich włosach.

Wziąłem ją na ręce, była lekka jak piórko. Otoczyła moją szyję ramionami i skuliła się cała, drżąc. Moja malutka siostrzyczka. Podszedłem do łóżka i położyłem ja delikatnie, nie przestając całować.

Na chwilę wrócił nam rozsądek. Spojrzała na mnie przestraszona.

- Marek... Boże, co my robimy - jęknęła

- Magduś, kocham cię. Pragnę cię, ale jeśli nie chcesz... - powiedziałem łamiącym się głosem.

Chwyciła mnie na głowę i przyciągnęła do swoich ust.

- Nie, nie, nie - powtarzała jak w transie - nie możesz mnie teraz tak zostawić. Chcę tego! Chcę ciebie. Marek, kochaj się ze mną. Teraz.

Nie zaprzestając gorącego całowania, sięgnęła ku moim spodniom. Jej dłoń natrafiła na prężący się członek. Objęła go łapczywie, jakby w obawie, że następny przypływ rozsądku położy kres naszemu występnemu pragnieniu. Drugą dłonią rozpaczliwie manewrowała przy zapięciu moich spodni.

- Marek - szepnęła głosem, którego nigdy u niej nie słyszałem, ale który śnił mi się po nocach - błagam, wyjmuj go, nie mogę dłużej czekać.

Błyskawicznie zrzuciłem swoją koszulę i rozpiąłem spodnie. Magda mocowała się ze swoimi jeansami. W końcu pozbyła się ich i moim spragnionym oczom ukazały się cudowne uda zbiegające się w lekko wzniesionym wzgórku, ukrytym za czarnymi majteczkami. Nawet w otaczającym nas mroku widziałem, że lśni tam wilgotna plama, najcudowniejsze potwierdzenie dla mężczyzny, że jego kobieta go pragnie.

Rozpierała mnie duma i chęć dania całego siebie najdroższej mi istocie. Przykląkłem przed łóżkiem i wsunąłem dłonie pod pośladki Magdy. Uniosła biodra pozwalając, abym pochwycił ostatnią przeszkodę. Patrzyła mi cały czas w oczy, a jej wzrok był pełen oczekiwania i pragnienia.

Pociągnąłem za majteczki. Ustąpiły i ześlizgnęły się z jej pięknych nóg. Moim oczom ukazała się najpiękniejsza ze wszystkich muszelek. Delikatnie wydepilowana, otoczona zaróżowionymi, wilgotnymi płatkami. Zbliżyłem do niej twarz i złożyłem na nich swój pierwszy pocałunek. Otoczył mnie zapach mojej najukochańszej siostry. Przenikliwy, podniecający i kobiecy, burzył zmysły i rozniecał pożogę w mojej krwi. Zapragnąłem jej, jak nigdy wcześniej. Zanurzyłem się w miłości okrywając pocałunkami jej kuleczkę. Jęknęła przeciągle, a jej nogi zatoczyły łuki obejmując moją głowę. Wyciągnęła ręce i poprowadziła mnie, tak jak chciała, pokazując tempo i ruchy.

To było najcudowniejsze uczucie - ona sama pokazywała mi jak chce, żeby się z nią kochać. Prowadziła mnie przez kręte ścieżki swojej prywatnej namiętności, a ja podążałem za nią, pozwalając, żeby odkryła się przede mną cała. Była spragniona tak samo jak i ja, więc nie trwało to długo. Krzyknęła głośno, zaciskając uda, wyginając ciało w łuk rozkoszy. Patrzyłem jak zwija się przed moimi oczami, jak przez jej twarz przebiegają skurcze przyjemności. W końcu rozluźniła się, a ja położyłem się obok niej. Patrzyła na mnie, a jej nozdrza falowały w uniesieniu.

- Marek - wyciągnęła dłoń ku mojej twarzy - to było... to było cudowne. Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo. Czekałam na to przez te wszystkie lata.

- Ja też - uśmiechnąłem się - Ale czekanie jest już za nami, kochana.

Zmrużyła oczy.

- O, nie - powiedziała, a jej głos wibrował zmysłowo - Nigdy więcej czekania. Chcę go zobaczyć. Jeszcze raz.

Sięgnęła ku mnie. Jej dłoń spoczęła na moim członku i ostrożnie wyplątała go z jego bawełnianego więzienia. Poczułem ciepło jej dłoni.

- Urosłeś, kochany od czasu, kiedy cię ostatnio widziałam - powiedziała - W końcu się możemy przywitać.

Spojrzała mi lubieżnie prosto w oczy i przewracając się na łóżku sięgnęła ustami ku mojej rozkoszy. Zaparło mi dech w piersiach. Usta mojej własnej siostry; siostry, o której marzyłem przez całe życie otoczyły mnie pulsującą, gorącą koroną namiętności. Magduś poruszała się z góry na dół, nie przestając patrzeć mi prosto w oczy. Byłem w raju. Opadłem na poduszki, a wokół mnie wirowały feromony. Magdusia pracowała nade mną, w sposób jakiego się nie spodziewałem się w snach. Słyszałem tylko jak z jej pełnych ust dobiegają namiętne, podniecające mlaśnięcia. Wznosiłem się i opadałem - a Magda prowadziła mnie, dbając o to, żebym nie przestawał ślizgać się po krawędzi rozkoszy, jak surfer po spienionej fali. Nie wiem, w jaki sposób odgadywała, jakim ruchem sprawić mi największą przyjemność: czy to ja nieświadomie pokazywałem jej, czego oczekuję, czy może to po prostu była zbieżność genów. Zatraciłem się cały w jej pieszczocie. Nie wiem, ile czasu to trwało - wydawało się jak wieczność.

W końcu nie mogłem już bronić się dłużej. Już-już miałem doznać spełnienia, ale wtedy moja cudowna kochanka zmieniła plany. Podniosła się i pocałowała mnie w same usta. Czułem jej zapach, ale także dziwny, nieznany mi smak. Mój własny smak. Nie był nieprzyjemny, zresztą z jej ust spiłbym nawet truciznę. Uśmiechnąłem się do niej.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też. Dlatego chcę inaczej.

Powolnym ruchem kocicy, zmieniła pozycję i wzniosła się nade mnie. Ujęła moją sztywną maczugę i nieskończenie powolnym ruchem nakierowała się na nią. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Westchnąłem przepełniony szczęściem.

- A teraz, mój kochany braciszku - szepnęła - Twoja Magdusia zajmie się tobą.

Powoli, ociekając powolnym oczekiwaniem, nasunęła się na mnie. Patrzyłem na miejsce, w którym stykały się nasze ciała, i widziałem, jak zanurzam się w niej coraz głębiej, jak Magda mruży oczy w zatraceniu.

- Magduś, kocham cię - powtórzyłem - Zawsze będę cię kochał.

- Ciii - położyła mi palec na ustach - Jesteś teraz mój.

Rozpoczęła kołysać się powolnymi, wystudiowanymi ruchami. Odpowiadałem delikatnie, poddając się nieopisanej pieszczocie jej gorącego, wilgotnego wnętrza. Oparła się o mnie, przytuliła do mojej klatki piersiowej. Jej cycuszki rozgniatały się na mnie przywodząc mnie na skraj szaleństwa. Dosiadała mnie, poruszając samymi biodrami, najpierw leniwie, potem stopniowo przyspieszając.

- Weź mnie - wyszeptała w końcu, gdy ledwo mogłem się powstrzymać - Teraz. Jestem gotowa.

Chwyciłem ją za jej krągłe pośladeczki, ściskając tak, że aż syknęła. Teraz ja przejąłem kontrolę. Unosiłem ją i opuszczałem, aż siadała z delikatnym sapnięciem - coraz szybciej, mocniej, pewniej. W mroku zabłysły jej oczy. Dzikie, namiętne.

- Weź mnie, weź mnie - zaklinała - Głębiej, mocniej... Do końca, do końcaaaaa...

Poczułem jak przyciska mnie do siebie, jak jej ciało ogarnia spełnienie. Jej cudowna muszelka zacisnęła się - i w tym samym momencie i ja doszedłem. Wyprężyłem się z głośnym okrzykiem ściskając tyłeczek Magdusi, która dziko rzucając się nabijała się na mnie coraz głębiej i głębiej. Poczułem jak gorąca fala uderza w jej wnętrze, jak wypełnia jej kobiecość.

Świadomość wracała mi powoli, z każdym haustem wciąganego z wysiłkiem powietrza. Magdusia nadal leżała na mnie, opierając głowę o moje piersi. Jej oddech także był niespokojny, urywany.

Powoli, z wysiłkiem podniosła się lekko i spojrzała mi w oczy.

- Marek, kocham cię.

Przygarnąłem moją małą siostrzyczkę do siebie i pocałowałem. Zupełnie nie czułem jej ciężaru na sobie - byłem gotów trzymać ją tu do końca świata. Jej długie włosy spływały na mnie kasztanową kaskadą. Nie schodząc ze mnie, podniosła się i usiadła. Z cichutkim mlaśnięciem, mój niedawny bojowy rumak wysunął się z niej. Westchnęła zabawnie.

- No i tak to się kończy z facetami. Zrobić swoje i opaść z sił. Dobrze jeszcze, że nie pytasz, czy byłeś dobry.

Uśmiechnąłem się do niej.

- Ty byłaś. Nie "dobra": byłaś cudowna. Byłaś spełnieniem moich marzeń. Kocham cię.

Zadrżała nagle i spoważniała.

- Muszę się umyć - powiedziała.

- Nie odchodź - zaprotestowałem.

Nie zdejmując jej z siebie, sięgnąłem rękami do szafki i wyciągnąłem z niej kołdrę. Spóźniony księżyc zaglądał przez okno, rozpychając się w chmurach. Jego srebrne promienie kładły się na Magdzie łagodnym blaskiem.

- Masz takie piękne piersi - powiedziałem miękko.

Otuliłem nas słodkim ciepłem i zamknąłem w uścisku ramion. Pocałowałem ją, przygarnąłem do siebie. Czułem jej oddech na swoim ciele. Sięgnęła ręką ku mojej klatce piersiowej i zaczęła bawić się rosnącymi tam włoskami. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Magduś, co ci jest? - spytałem cicho.

- Marek, w co myśmy się wpakowali - zapytała - Wiesz, cośmy zrobili?

- Wiem, że oboje tego chcieliśmy - powiedziałem do niej - Wiem, że się kochamy. Wiem, że potrafię udźwignąć każde brzemię. Dla ciebie.

- Marek, nie o tym mówię - westchnęła - Zrozum, to, co oboje czujemy... Tak nie powinno być. Nie mamy prawa się kochać. Nie możemy tego pielęgnować. To jest chore.

Przytuliła się do mnie, ale wiedziałem, że nasza magiczna chwila minęła. W mojej głowie także kłębił się milion myśli.

- Żałujesz tego, co się stało - spytałem po chwili.

Potrząsnęła głową, skrytą w moich objęciach. Objęła mnie, jakby chcąc się skryć w bezpiecznym miejscu. Poczułem, że cicho płacze. Gorące łzy paliły mnie, przeżerały się przez ciało do duszy.

- Magduś... najdroższa, jesteś tylko ty i ja. I tylko to się liczy.

Spojrzała na mnie, z oczami pełnymi bezbrzeżnego smutku. Przygryzłem wargi, bo cierpienie tej jedynej dla mnie dziewczyny było dla mnie jak chłosta żelaznymi rózgami.

- Kocham cię, braciszku - wyszeptała.

Zapomniana wieża powtarzała kolejną portugalską śpiewana tęsknotę za tym, czego dostać nie można. Odgarnąłem kosmyk włosów niesfornie opadający na czoło mojej Magdusi.

- Malutka, jesteś tu ze mną, bezpieczna. Nic się nie liczy oprócz tego. Nie myśl o tym, co będzie kiedyś. Nie myśl o tym, co będzie jutro. Jutro nie istnieje. Jest tylko ta noc i my.

Przez chwilę jej oczy rozpogodziły się.

- Nie będzie świtu? - spytała, jak mała, zagubiona dziewczynka

- Nie będzie - odpowiedziałem - Obiecuję.

- Więc niech ta noc trwa - powiedziała z jakąś rozpaczliwą determinacją w głosie - Braciszku.

Znów poczułem smak jej ust. Jej dłoń powędrowała w kierunku mojego brzucha - i niżej. Jej magiczne palce ujęły zmęczonego bohatera i wlały w niego życie. Patrzyła mi w oczy i dotykała mnie. Znowu wróciła magia i znowu zawirował mój świat. Pocałowałem ją i sięgnąłem pomiędzy jej boskie uda. Uśmiechnąłem się, gdy napotkałem wilgotne ślady naszej miłości. Oczy Magdy zalśniły.

- Weź mnie raz jeszcze, kochany - poprosiła - i niech to się nie kończy.

Odwróciła się do mnie plecami i przylgnęła do mnie ciepłym tyłeczkiem. Objąłem ją i delikatnie wsunąłem się w jej słodką, oczekującą brzoskwinkę. Wzięła moją rękę i położyła na piersiach, których ciemne sutki robiły się znowu twarde. Kochaliśmy się wolno, spokojnie, rozkoszując się Nocą. Przedłużaliśmy nadchodzące spełnienia, bawiliśmy się własną nieporadnością, wspólnie szeptaliśmy sobie czułe opowieści. W końcu zastygliśmy w naszym występnym spełnieniu, jak dwa uwięzione w bursztynie owady. Za oknem powoli już szarzało.

- Zostań we mnie - powiedziała Magda sennie

Przysunąłem się do niej jeszcze bliżej i objąłem ją, przycisnąłem do siebie najmocniej, jak potrafiłem.

- Kocham cię - wyszeptałem - Zawsze będę.

Zapadliśmy w ciemność.

Obudziłem się pierwszy. Chwilę leżałem wsłuchując się w delikatny szmer oddechu mojej Magdusi. Czułem ciepło jej nagiego ciała - tak bliskie mojemu. Czy ta szalona noc wydarzyła się naprawdę? Czy nasze marzenie się urzeczywistniło?

Gdzieś daleko, miasto powoli budziło się do życia. Magda westchnęła cicho i przekręciła się na wznak. Uniosłem się i oparłem na ramieniu nachylając nad jej twarzą. Śmiesznie zmarszczyła nosek. Chciałem tak przez wieczność wpatrywać się w jej twarz, chciałem być przy niej i chronić jej sen. Chciałem, aby wiedziała, że będę przy niej zawsze.

Otworzyła oczy i napotkała mój wzrok.

- Marek - powiedziała cicho

- Magduś, kochana... Najdroższa - powiedziałem i wyciągnąłem rękę, aby ją pogłaskać po twarzy. Drgnęła - a jej oczy zaszły łzami.

- Marek - powiedziała cicho i podciągnęła kołdrę pod samą szyję - Co myśmy zrobili?

Przyciągnąłem ją do siebie.

- Kochamy się, skarbie - powiedziałem cicho, ale ona pozostała spięta. W końcu wtuliła się w moją pierś i załkała.

- Marek, zrobiliśmy straszną rzecz...

Przytuliłem ją i nic nie powiedziałem, bo co można było powiedzieć. Czułem, że tracimy siebie, że znowu otaczają nas pęta zakazów i nakazów otaczającego nas, zimnego i nieczułego świata. Trzymałem w ramionach ukochaną dziewczynę - dziewczynę, która kochała mnie, a jednak bała się rzucić wyzwanie otoczeniu - a przede wszystkim sobie.

Głaskałem ją więc tylko po głowie i cicho szeptałem słowa pocieszenia. Leżeliśmy obok siebie, zasłuchani w nasze serca, spijając słodką gorycz tej chwili. Nic jednak nie trwa wiecznie, a noc powoli ustępowała bladolicemu porankowi.

- Marek, muszę wstać - szepnęła

Nie chciałem wypuścić jej z objęć, ale spojrzała na mnie i powiedziała tylko:

- Braciszku... proszę.

Uległem.

Jak zwiewna, szara zjawa uniosła się z łóżka. Narzuciła na siebie prześcieradło, zasłaniając swoje ciało, jakby wstydziła się spojrzenia wstającego dnia. Cicho przemknęła do łazienki, porywając w przelocie rozrzucone ubranie. Usłyszałem szum wody.

Wyciągnąłem się na łóżku i spojrzałem w górę. Miałem łzy w oczach, a na piersiach leżał mi stutonowy kamień nieszczęścia i rozpaczy.

Kiedy Magda wyszła z łazienki, była już kompletnie ubrana. Zrobiła też makijaż, ale nie potrafił on ukryć łez stojących w jej oczach. Podszedłem do niej, objąłem rękami i przytuliłem. Nie jak brat - jak mężczyzna, jak kochanek.

- Marek, puść - jęknęła - nie mam siły. Nie potrafię.

- Kochanie... - poprosiłem, ale nie dokończyłem. Moje ręce ujęły jej twarz, zacząłem ją całować. Mocno, namiętnie. Znów poczułem jej cudowny zapach, znów zaszumiało nam w głowach. Magda odpowiedziała pocałunkiem, nasze języki znów splotły się w wirującym tańcu. Przez chwilę noc powróciła, otuliła nasz występek swoimi opiekuńczymi, aksamitnymi skrzydłami.

- Kocham cię, najdroższa - zaklinałem ją, ale tym razem moja siostra znalazła w sobie dość silnej woli. Odepchnęła mnie. W oczach błysnęło szaleństwo i cierpienie.

- Nie jestem twoją najdroższą! - jęknęła z bólem - Jestem twoją siostrą!!! Marek, my nigdy już nie możemy tego zrobić. Zapomnijmy o tym.

Sięgnęła po klucze.

- Marek... - odwróciła się ode mnie, ale w jej głosie słyszałem łkanie - Proszę, nie zatrzymuj mnie. Muszę teraz wyjść. Stało się coś, co nigdy nie miało prawa się zdarzyć. Nie mogę tu siedzieć, bo rozedrze mnie na strzępy. Chcę, żebyś już leciał. Nie pojadę z tobą na lotnisko. Wrócę, kiedy już cię nie będzie. Wyjedź - odezwę się do ciebie, gdy będę potrafiła.

Podbiegła do drzwi i nie oglądając się na mnie zbiegła po schodach.

- Magduś, kocham cię - zawołałem za nią, ale już jej nie było. Powlokłem się do mieszkania i padłem na kolana. Gdzieś w głębi duszy czułem potworny, szarpiący ból - a usta miałem pełne słonego smaku łez.

Kiedy będę umierać, wstawać będzie dzień

Jeszcze spojrzę zgorzkniały, na pustą mą duszę

Spopielałe marzenia, łzy i próżną nadzieję,

A przyjdzie w czarnej sukni kojąca Śmierć

Z Jutrzenką wezmą mnie pod ręce

I pójdziemy razem, w palący poranka blask

Mijały godziny, a ja siedziałem wpatrując się w jeden punkt. W końcu zdruzgotany i ponury powlokłem się do taksówki. Wrzuciłem torby z rzeczami do bagażnika i pozwoliłem zawieźć się na lotnisko. Odprawa, boarding... Samolot wkrótce odezwał się od ziemi, a ja czułem, że w Polsce zostaje coś, czego już nigdy nie odzyskam.

Zainstalowanie się w Londynie nie trwało długo. Moja nowa firma stanęła na wysokości zadania - czekało na mnie przyzwoicie wyposażone mieszkanie, ale i olbrzymia ilość zadań. Musiałem im sprostać, mimo, że straciłem wszelką ochotę do życia. Na szczęście współpracownicy początkowo zrzucili moje zachowanie na karb tęsknoty za ojczyzną - a potem nauczyłem się ukrywać moje uczucia.

Tydzień po moim przybyciu, kiedy wieczorem, leżąc samotnie w pokoju słuchałem tego samego fado, co pamiętnej nocy - usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Gnany przeczuciem rzuciłem się do laptopa. W mojej skrzynce pocztowej był list.

Braciszku,

Nie potrafię do Ciebie napisać o wszystkim tym co czuję. Przepełnia mnie taki wir myśli, obaw, że po prostu tracę rozum. Z jednej strony upajam się wspomnieniem naszej tajemnicy, z drugiej - czuję do siebie obrzydzenie. Jak mogłam dopuścić się czegoś takiego? Czy jesteśmy zwierzętami, które nie panują nad sobą?

To, co zrobiliśmy było straszne - a jednak ciągle czuję Twój oddech na sobie. Budzę się w nocy i pragnę, żebyś był przy mnie. Kocham Cię, do szaleństwa i rozpaczy. Kocham Cię, jak tylko siostra może kochać brata. Kocham Cię, jak tylko kobieta może kochać swego jedynego, wyśnionego mężczyznę. Dlaczego musiało być tak, że spośród wszystkich ludzi na świecie właśnie my musieliśmy być rodzeństwem? Kocham Cię - a dziś, rycząc nad komputerem, piszę te słowa po raz ostatni.

Od dziś musimy oboje wymazać wspomnienie Nocy z naszych pamięci i być - jak dawniej - jedynie bratem i siostrą. Tak postanowiłam - i Ty też musisz to zaakceptować. Nie wiem, jak długo zajmie mi doprowadzenie się do porządku. Mam pracę, tysiąc obowiązków i może to mi da zapomnieć. Mam nadzieję, że Ty też znajdziesz sobie coś, wokół czego będziesz mógł się skupić. Nie będę do Ciebie pisać, ani Ty nie pisz do mnie. Może tak będzie nam łatwiej. Błagam, jeśli mnie kochasz - zrób tak, jak o to proszę.

Twoja Siostra,

Magda

Serce biło mi jak młotem. Moja Magduś... Musiałem chociaż raz usłyszeć jej głos - nawet jeśli miał to być ostatni raz. Komórka leżała tuż obok. Chwyciłem za nią i drżącymi palcami wybrałem numer. Sygnał... drugi... trzeci... Przy czwartym usłyszałem komunikat zajętości. Magda odrzuciła moje połączenie. Komórka wysunęła mi się z dłoni.

Przez następne kilka dni próbowałem skontaktować się z Magdą. Daremnie. Nie odpowiadała także na moje listy. W końcu przestałem próbować, choć wszystko we mnie wyło i skręcało się. Nie udało mi się także dotrzeć do niej przez rodziców. Na szczęście jednak moi nowi szefowie zarzucali mnie taką ilością pracy, że nie miałem czasu myśleć o Magdzie, bo chyba bym zwariował, w głuchej ciszy samotności rozpamiętując wydarzenia ostatniej nocy. Na codziennej harówie mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące. Dałem się nawet wyciągnąć na dwie-trzy firmowe imprezy, ale towarzystwo zupełnie mnie nie interesowało.

E eu chamo

Chamo-te Assim

És tu Amor

És quem eu amo

To był kolejny, smutny i samotny wieczór. Leżałem w ciemnym pokoju i słuchałem wciąż tej samej piosenki. Zza okien dobiegał deszcz i stopniowo gasnący miejski gwar. Było już zbyt późno na pracę, ale zbyt wcześnie na wieczorne imprezy. Smętne fado docierało do głębi serca i niosło gorycz pomieszaną z dziwnym ukojeniem. Na stole stała samotna butelka czerwonego wina - nadal nie otwarta.

Dręczyłem się i koiłem własnym smutkiem, gdy w melodię gorzkiego, portugalskiego lamentu wdarł się dźwięk dzwonka. Próbowałem go odsunąć od siebie, wyrzec się go, odepchnąć poza okrąg świadomości, ale nawracał ku niej drażniącym dysonansem. Zerwałem się więc i podszedłem do drzwi, zdecydowany do ostrej reprymendy za zakłócanie spokoju mojej samotni. Otworzyłem drzwi i zamarłem.

Na korytarzu stała Magda. Stała i patrzyła na mnie. Z jej cudownych włosów powoli skapywały krople angielskiego deszczu. Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe, byłem dziwnie szczęśliwy i oszołomiony, pragnąłem, żeby to był sen - i żebym nigdy się z niego nie budził.

- Magduś - wyszeptałem - Co ty tu robisz?

Spojrzała na mnie swoimi prześlicznymi oczami, których widok był codziennie obecny w moich snach.

- Bałam się, że cię nie ma. Przychodzę nie w porę? - spytała cicho.

Wyciągnąłem ręce i przyciągnąłem do siebie, zamykając jednocześnie drzwi. Wtuliła się we mnie, chowając twarz na mojej piersi i obejmując mnie ramionami. Magduś, moja najdroższa istota.

- Magduś, siostrzyczko - wyszeptałem jej przejęty tkliwością i niesamowitością tej chwili Spojrzała na mnie.

- Nie powinnam przychodzić...

- Magduś - powiedziałem - przecież wiesz, że cię kocham. Wiesz, co nas łączy. Kocham cię i zawsze jesteś dla mnie "w porę".

- Braciszku - wyszeptała - wyjechałam z Polski. Nie mogłam tam zostać.

- Dlaczego? Co się stało? - spytałem.

Uśmiechnęła się smutno. A potem wzięła moją dłoń, uniosła do swoich ust, pocałowała i nieskończenie powolnym ruchem położyła na swoim brzuchu.

- Nie domyślasz się?

Zamarłem. Poczułem, jak pod moją dłonią jej słodkie ciało wybrzusza się w łuk, delikatny, jak muśnięcie nieśmiałego marzenia. Przez mój umysł przelatywały najbardziej nieprawdopodobne myśli. Poczułem jak świat wokół wiruje.

- Chcesz powiedzieć, że ty... że my... że my...?

Magda uciekła wzrokiem.

- Tak, braciszku. Jestem w ciąży. Będziemy mieli dzidziusia. Co myśmy zrobili?

W jednej chwili poczułem strach, niepewność i... dziwną euforię - a może dumę, przemieszaną z nadzieją. Odsunąłem się od Magdy, aby spojrzeć na nią całą i popatrzeć na jej cudowne ciało, w którym, gdzieś w głębi dojrzewało nowe życie. Magda zupełnie nie zrozumiała mojego gestu.

- Marek, ja... przepraszam, że przyjechałam. Ja po prostu nie wiedziałam, co robić. Wiem, że nie możesz na mnie patrzeć, ja sama nie mogę spojrzeć w lustro, ale...

- Magduś - przyciągnąłem ją do siebie pokrywając jej twarz pocałunkami - przecież ja ciebie kocham, rozumiesz? To cudowne, że przyjechałaś - że jesteś, że... To cudowne, że będziemy mieli dziecko. Kocham cię, kocham - powtarzałem, całując jej czoło, jej oczy, jej usta.

- Marek, nie możemy - jęknęła - przecież my... my jesteśmy... Jestem twoją siostrą. Tak nie wolno.

- Magduś - wyszeptałem do niej - ja cię kocham. I ty mnie kochasz. Nie ważne co na ten temat sądzi cały świat. My jesteśmy dla siebie stworzeni.

- Marek, ale ty jesteś moim bratem - powiedziała jeszcze raz, bezradnie patrząc mi w oczy, jakby pytając: co teraz będzie?

Uśmiechnąłem się do niej i położyłem jej delikatnie rękę na tym cudownym miejscu, gdzie malutka kruszynka leżała wygodnie w cieple matczynego brzuszka.

- Jestem ojcem - powiedziałem - a ty mamą. Kochamy się. Przecież mnie kochasz, prawda?

Zadrżała. Wtuliła się we mnie głęboko.

- No chyba tak - chlipnęła - Nic na to nie poradzę. Widać tak miało być. Chyba cię kocham...

- Chyba? - zapytałem z wyrzutem

- Chyba bardzo - powiedziała jak mała, zagubiona dziewczynka.

- Ja ciebie też. Bardzo. - powiedziałem, zsuwając płaszcz z jej ramion. - Zdejmuj go natychmiast, bo się zaziębisz.

Spojrzała na mnie, po raz pierwszy blado się uśmiechając.

- Jestem koszmarnie zmęczona. Przyleciałam rano, ale bałam się przyjść - powiedziała - Ja...

- Ciii - położyłem jej palec na ustach i delikatnie pocałowałem - Nic nie mów. Wiem.

Mimo zmęczenia, przegadaliśmy jeszcze długie nocne godziny, zanim położyliśmy się do łóżka. Tyle było do wyjaśnienia, tyle do omówienia.

Z wieży cicho sączyła się muzyka, a my leżeliśmy nic nie mówiąc i ciesząc się swoją na nowo odnalezioną bliskością. W końcu usnęliśmy, wsłuchani nawzajem w swoje oddechy. Noc otuliła nas słodkim całunem i przeniosła do Raju.

Ten ranek nie przyniósł bólu. Obudziłem się znów przy siostrze, mojej kochance. Patrzyłem, jak pierwsze promienie słońca łaskoczą ją w policzek. Uniosła powieki. Nie powiedziała nic, ale uśmiechnęła się do mnie. Pocałowałem ją.

- A twoja praca? - spytała mrużąc oczy w udawanej złości.

- Nie muszę dziś tam iść - powiedziałem i pokazałem jej język, jak za dawnych lat. Roześmiała się, ale zaraz spoważniała.

- Marek, nie wygłupiaj się... - powiedziała - nie możesz zawalić swoich spraw.

- Naszych - poprawiłem ją.

- Naszych - powtórzyła, smakując to słowo.

- Nic się nie bój - zamruczałem - wysłałem SMSa, że fatalnie się dziś czuję i biorę wolne. Zrozumieją. A ja będę miał czas dla ciebie, kochana.

- Nie bujasz? - spytała, marszcząc zabawnie nosek, jak za czasów naszego dzieciństwa. Jak wielką drogę przebyliśmy od tych dni...

- Nie bujam. Mam cały dzień dla ciebie - uśmiechnąłem się - I zaraz ci to udowodnię - dodałem, całując ją w ucho.

- Wariat - jej uśmiech przebijał się przez niedowierzanie i przez jeszcze tak niedawne łzy, jak pierwszy promień słońca wiosną przez szare chmury - Co ja z tobą mam...

Sięgnąłem ku niej powoli rysując palcem delikatną drogę po jej twarzy. Przeciągnąłem palcem po jej ślicznym nosie, po ustach i szyi. Zakreśliłem jej obojczyk i przesunąłem się niżej. Czułem ciepło bijące od jej ciała, czułem jej oszałamiający zapach. Pożądanie wzbierało we mnie długą falą rozłąki i tęsknoty. Czułem, że i ona to czuje, nasze ciała były przecież jednym.

Pod moimi dotykiem Magda roztapiała się, ogrzewana żarem mojego - naszego! - uczucia. Przez chwilę walczyła ze sobą, ale w końcu poddała się, pozwoliła się unieść naszej występnej namiętności. Oddała mi pocałunek. Jeden, drugi, trzeci... Ostatkiem sił opanowałem się, bo przez myśl przeszła mi dodatkowa myśl:

- Magduś, ale czy my teraz w ogóle możemy...? - spytałem nieśmiało, wymownie patrząc na jej brzuszek i rumieniąc się jak sztubak.

Uśmiechnęła się.

- Możemy, głupiutki starszy braciszku. Ale potem będziemy musieli już trochę uważać - uśmiechnęła się słodko, unosząc wymownie gumkę swoich majteczek - Zrobię się gruba i już nie będziesz mnie kochał.

- Zawsze będę cię kochał - zamruczałem jej do ucha.

Moja dłoń otoczyła jej cudowną pierś. Magda zamruczała jak kotka i wygięła się pod moim dotykiem. Potrzebowaliśmy tego, oboje. I tym razem była to nasza świadoma decyzja, a nie chwilowy poryw namiętności. Mieliśmy dla siebie czas - dużo czasu, bo Londyn dopiero budził się do życia.

- Wiesz - powiedziała - Tak mi tego brakowało. Budziłam się sama i wspominałam tę noc...

Oczy mi zalśniły.

- Jak?

- Pokazać ci? - szepnęła nieśmiało.

- Tak, chcę to zobaczyć - powiedziałem.

Westchnęła. Przymknęła oczy, a jej ręce powoli zsunęły się niżej. Palcami delikatnie wsunęła się pod majteczki. Rozpoczęła subtelny, tajemniczy taniec. Nie widziałem wszystkiego - lecz to właśnie było w tym szalenie pociągające. Gładziła się i pieściła wiedząc, że patrzę - w najgłębszym zaufaniu dzieląc się ze mną sekretem swojej kobiecości. Jej oddech stał się głębszy, nierówny.

- Leżałam sama w łóżku, ale pragnęłam ciebie - szepnęła - Nienawidziłam się za to, ale nie mogłam zapomnieć tej nocy. Na jedno wspomnienie robiłam się cała mokra...

Patrzyłem na nią, jak pod półprzezroczystą tkaniną majteczek porusza palcami, delikatnymi ruchami muskając się, gładząc śliskie już płatki, jak wchodząc coraz głębiej, zaciska uda w mimowolnym skurczu przyjemności.

Objąłem ją i przytuliłem. Czułem jak jej ciało napręża się i faluje w rytm dotyku. Otworzyła oczy i spojrzała mi prosto w oczy, nie przestając dawać sobie przyjemności. W jej wzroku była miłość, oddanie i zaufanie. Była namiętność i wspólne przeżywanie zakazanego owocu. Czułem jej wibracje, mój członek wyrywał się do tej wspaniałej dziewczyny, stał naprężony tak, że najlżejsze dotknięcie materiału wysyłało falę rozkoszy do każdego punktu mojego ciała. Magda widać czuła to, bo ruszała się coraz szybciej. Zafascynowany śledziłem, jak jej twarz zdradza coraz większe napięcie. Cichy, stłumiony jęk wyrwał się z jej ust.

- Braciszku - szepnęła - teraz, chodź... Zróbmy to.

Nie potrzeba było mi lepszego zaproszenia. Mój mały był już i tak sztywny do granic wytrzymałości. Delikatnym ruchem ściągnąłem mokre majteczki Magdy. Otoczył mnie zniewalający, oszałamiający zapach kobiety. Delikatnie przewróciłem ją na bok i przytuliłem się do jej krągłych pośladków. Chwyciła mnie dłonią i łagodnie, z jakimś pełnym oddania posłuszeństwem, skierowała do swojej wilgotnej, ciepłej dziurki. Złączenie, które na nas przyszło było jak wstrząs. Znalazłem się w jej cudownej, przytulnej norce, a ona nieskończenie kuszącym, przeciągającym rozkosz, powolnym ruchem wypięła się na spotkanie.

- Marek, kocham cię - szepnęła

- Magduś... - odpowiedziałem tylko i przytuliłem ją mocno.

Falowaliśmy wspólnie, jak jedno ciało, przeżywając uniesienie i dzieląc się na pół zapomnieniem i szczęściem. Pragnęliśmy siebie, ale wiedzieliśmy też, że będziemy mieli przed sobą całe życie. Kochaliśmy się niespiesznie, sycąc się na nowo swoimi ciałami, odwieczną tajemnicą istnienia i stawania się.

W końcu zmęczyła nas jednak ta gra, i pożeglowaliśmy w inną stronę, ostrzejszą. Wiedzeni wspólną potrzebą próbowaliśmy od nowa nauczyć się gry wzajemnego brania i oddawania. Przyspieszaliśmy tempa, głodni tak długo odwlekanego spełnienia. W końcu oboje myśleliśmy tylko o jednym. Magda na wpół teatralnym ruchem, pełnym wyuzdanego wyrachowania odepchnęła mnie i uklękła na łóżku. Wysunęła ku mnie swój tyłeczek i zakręciła nim prowokująco. Jej uda połyskiwały od jej soków, w powietrzu unosił się zmieszany zapach naszych ciał. Nie potrafiłem się powstrzymać, widok tak zapraszającego, bezwstydnie wypiętego zaproszenia wyzwolił we mnie atawistyczny odruch. Rzuciłem się na nią i prawie przygniotłem do łóżka. Mój członek, wciąż niesyty, wbił się w nią i zaczął posuwać się w szalonym rytmie. Czułem, że moja siostrzyczka dochodzi. Sięgnęła dzikim ruchem za siebie i chwyciła moje dłonie. Szybkim ruchem przeniosła je na piersi. Czułem ich ciężar, czułem ich nabrzmiałe słodkim oczekiwaniem kształty. Oparła czoło o poduszkę i zamarła w pozie całkowitego podporządkowania.

- Bierz mnie - wydyszała - Skończmy...

Wbijałem się w nią jak oszalały, moje przepełnione potrzebą wyzwolenia kule z podniecającym klaśnięciem uderzały o jej uda. Byłem dziki, niepohamowany, puściły wszelkie hamulce - została tylko wszechogarniająca żądza. Zatopiliśmy się w rytmie, niezmiennie tym samym od milionów lat - a jednak wciąż odkrywanym na nowo. Magda przyciągnęła mnie do siebie, najbliżej jak tylko mogła, jednocześnie kręcąc pośladkami w zawrotnym tempie.

- Tak, taak, jeszcze - prosiła - Marek, nie przerywaj, zaraz będzie, zaraz... Spuść się do mnie, kochany, spuść się we mnie braciszkuuuuu...

Magia zakazanego i słowa Magdy podziałały - poczułem jak wzbiera we mnie gorąca fala. Zrobiłem jeszcze dwa ruchy, mocne, jak ogier dosiadający chętnej klaczy, gdy poczułem, jak wymęczona cipeczka mojej siostrzyczki zaciska się konwulsyjnie. Magduś krzyknęła wysokim głosem, a moja dumna maczuga w tej samej chwili zalała ją wielkim strumieniem. Jedna po drugiej, strugi rozgrzanego białego płynu miłości wniknęły w jej oczekujące wnętrze. Przez chwilę wyobraziłem sobie, jakby wyglądało to w jej środku - tryskający, wielki kształt, wypełniający deszcz padający na spragnioną delikatną wyściółkę...

Nie wiem, o czym myślała moja Magduś, ale ja zastygłem na chwilę w nieskończoności. Wokół mnie wirowało szczęście, a przy sobie czułem gorącą obecność dziewczyny, którą kochałem i która była moja.

Przez chwilę trwaliśmy we wspólnym uniesieniu, po czym delikatnie wysunąłem się z niej, pozostawiając mokry ślad na jej udach. Moja siostrzyczka opadła na łóżko z przeciągłym, długim westchnieniem, a ja bez sił zaległem obok. Objąłem ją ręką i przyciągnąłem do siebie, obsypując jej twarz delikatnymi pocałunkami. Uśmiechnęła się do mnie. Moja mała, szczęśliwa siostrzyczka.

- Jeszcze mi nogi drżą, skarbie - westchnęła cichutko - A całą cipeczkę mam tak obrzmiałą, że czuję, jakbym miała ją o dwa numery za dużą - zachichotała.

- No, ale przynajmniej ja trochę nasmarowaliśmy - uśmiechnąłem się

- No, nie wiem skąd ty tyle tego bierzesz - prychnęła - przecież tu by się tyle nie zmieściło - sięgnęła ku moim jądrom i delikatnie je pogładziła.

Zadrżałem od jej dotyku.

- Jestem z was dumna - powiedziała do nich - Mam nadzieję, że to nie był wyjątek, bo ja chcę tak zawsze.

Poczułem się dumny jak paw. Ech, ta męska skłonność do komplementów.

- To ci sprawia przyjemność, jeśli tego jest tyle? - zapytałem zaciekawiony

- Mhmmm - zamruczała jak kotka i leniwym gestem przeciągnęła dłonią po umorusanej szparce - Pewnie. Wiesz, wtedy po prostu czuję, że jestem kochana i... no dobrze... przecież chyba nie jest dziwne, że podoba mi się, gdy czuję, że cię podniecam?

- Mów mi tak dalej, a nie wyjdziesz na miasto przez najbliższy miesiąc.

Parsknęła śmiechem.

- Zobaczysz, jeszcze sam będziesz uciekał z łóżka.

- Nigdy, kochana - uniosłem dwa palce do góry w geście przyrzeczenia. - A co ciebie podnieca najbardziej?

Zmrużyła oczy. Chwilę zastanawiała się.

- Wiesz, to okropne, ale myśl, że jesteś moim... - zawahała się - moim bratem jest dla mnie jak narkotyk. Chyba jestem jakaś nienormalna, ale kiedy tylko przemknie mi przez głowę, jakie tabu łamiemy, robi mi się słabo w nogach i od razu czuję, że jestem gotowa.

Westchnąłem.

- Jesteśmy po jednych pieniądzach, skarbie. Jak mi powiedziałaś "spuść się braciszku", od razu doszedłem.

- No, nie dało się tego nie zauważyć - uśmiechnęła się szelmowsko - Czułam. Braciszku.

Spojrzałem na nią z miłością.

- Magduś... czy myślisz, że nasz dzidziuś się nie utopi?

- Wariat - zaśmiała się - Nie wystrzelałeś wszystkich naboi?

- Zobaczymy - mruknąłem - ale najpierw dostaniecie buzi...

Pocałowałem ją w usta.

- Mamusia... i nasza pociecha - dodałem sunąc ustami coraz niżej. Magduś uśmiechnęła się słodko i jak grzeczna dziewczynka rozłożyła nogi, ułatwiając mi pocałunek. Gdzieś tam, ukryte za cudownymi płatkami, rosło nowe życie.

Od tych dni minęło już trochę czasu. Zamieszkaliśmy razem, z daleka od Polski, wścibskich sąsiadów i natrętnych pytań. Kupiłem obrączki - a Magduś spłakała się jak panienka, gdy buchnąłem przed nią na kolana na środku eleganckiej restauracji. Zaskoczeni Anglicy bili brawo, a ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dziś wszyscy nasi sąsiedzi sądzą, że jesteśmy małżeństwem (w końcu nosimy to samo nazwisko) - i tylko czasem się dziwą, że jesteśmy tacy podobni do siebie.

Najgorzej było z powiadomieniem naszych rodziców - po długich rozmowach wymyśliliśmy wersję, że Magda ma dziecko z kimś poznanym już tutaj. A staruszkowie pokochali to dziecko (choć znają je tylko ze zdjęć), bo to przecież ich pierwsza wnuczka...

Nasza córeczka urodziła się zdrowa - i śliczna jak malowanie. Prawdę mówiąc, trochę się baliśmy, bo przecież jednak jej rodzice nie byli tacy do końca... klasyczni, ale na szczęście wykonywane w czasie całej ciąży badania nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. W końcu połączyła nas prawdziwa miłość... Dziś nasza mała Iskierka ma już grubo ponad roczek (i bądź tu mądry: jak dojść po kim ma te śliczne oczka?).

A Magduś, gdy piszę te słowa... moja kochana Magduś... siedzi na kanapie i głaszcze się po pięknym, znowu zachwycająco krągłym brzuszku, z którym wygląda niesamowicie seksownie.

Mamy nadzieję, że tym razem będzie to synek...

Ravenheart

i.ravenheart@gmail.com

Ten tekst odnotował 69,371 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.98/10 (61 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (5)

+1
-1
Chciałbym gorąco powitać Ravenheart'a na łamach naszego serwisu, którego teksty są nam wszystkim oczywiście znane z publikacji na DE. Jak zwykle kawał dobrej roboty. Pozdrawiam i dziękuje.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Pięknie brawo. Uwielbiam takie historie spełniona miłość. super
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Witam!

Znam opowiadania Ravenhearta ze wspomnianego portalu i zachwycam się nimi od zawsze. Piękna polszczyzna, emocje, ciekawe i często kontrowersyjne tematy.
Ten tekst jest o pozytywnej, aczkolwiek zakazanej miłości. Jest problem, nostalgia, trochę smutku i na koniec happy end. Cóż, miodzio!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Spokojne w narracji, waniliowe opowiadanie, ale nie nudne. Brawo Autorze!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Mój debiut erotyczny, wieki temu...
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.