Urlop 2007
30 lipca 2009
Szacowany czas lektury: 15 min
Styczeń to bardzo trudny miesiąc pracy w księgowości. To też, kiedy uporałam się już z podstawowymi problemami postanowiłam trochę odpocząć. W szufladzie leżał gotowy bilet do Hamburga, napisałam do Manfreda list, że będę chciała spędzić kilka dni w Hamburgu, czy między 3 a 11 lutym będzie miał dla mnie trochę czasu i pomoże mi odwiedzić kilka miejsc. Zależało mi na tym terminie z różnych względów. Następnego dnia otrzymałam potwierdzający list i już w niedzielę byłam w jego pensjonacie. Można powiedzieć, że natychmiast, albo jeszcze prędzej doszło między nami do zbliżenia. Zbliżenia z nim są dla mnie zawsze mocnym przeżyciem, Już nad tym kilkakrotnie zastanawiałam się, na czym to polega, że czuję go tak wspaniale, a orgazm przychodzi wyjątkowo szybko. Minął pewien okres czasu, podczas którego rozmawialiśmy na nasze różne tematy. Okazało się, że brakło nam wody mineralnej Manfred poszedł do kuchni, przyniósł wodę, postawił ją na barku, ale zamiast położyć się obok mnie, wsunął głowę między moje nogi i po chwili jego twarz była "przytulona do mojej cipki". Język jego natychmiast zaczął buszować po łechtaczce, a ja zaczęłam się mocno podniecać. Moment, cipka puściła soki, a ja wiłam się jak wąż. Nie mogłam już wytrzymać, prosząc go, aby we mnie wszedł, ale on stwierdził, że się już napracował i układając się na wznak, dał mi znać, abym na nim usiadła. Ja też tę pozycję lubię, więc szybko znalazłam się na jego brzuchu i zsuwając się w dół wprowadziłam jego pałkę do cipki, po czym próbowałam wyprostować się. Minęła dłuższa chwila, za nim swobodnie na nim usiadłam wbijając sobie mocno jego prącie. Wówczas Manfred kilka razu uniósł biodra do góry i szybko opuszczając spowodował dalsze moje nabijanie. Jednak za chwilę ja przejęłam inicjatywę i unosząc się i opadając powodowałam narastanie w nas podniecenia, aż przyszedł moment spełnienia. Opadłam na niego i dłuższą chwile odpoczywaliśmy, po której Manfred ubrał się i wyszedł. Ja ogarnęłam się, rozpakowałam walizkę, posprzątałam i też poszłam spać. W poniedziałek do południa poszłam na spacer, po południu poszłam na masaż i ogólnie odpoczywałam, a wieczorem poszłam na umówione spotkanie. Byłam umówiona na "rozruch" cipki z pięcioma partnerami. Była to klasyczna "choinka" to znaczy każdy następny był lepszy niż poprzedni. Pierwszego przyjęłam w pozycji klasycznej, ale był on dosyć długi, więc wbijał się dłuższą chwilę, ale do końca. Drugi był chyba tak samo długi, ale już troszkę szerszy. Wchodził we mnie od tyłu, więc pierwsze uczucie było, jakby mocniej napierał na boki. Trzeciego ponownie miałam klasycznie, bo znowu był dłuższy i wbijanie było mocniejsze. Przy czwartym sytuacja się powtórzyła, znowu od tyłu, ale już zdecydowanie grubszy, więc rozpychał się niesamowicie mocno. Natomiast piąte zbliżenie było takie, które najbardziej lubię, ale które jest najbardziej uciążliwe. Jest to pozycja na jeźdźca, ta piąta pałka była największa, więc wbijałam się na nią dłuższą chwilę. Kiedy już prawie byłam w nim, on wypchnął swoje biodra do góry, ja wrzasnęłam, wypinając się prawie cała do tyłu, przez co przy następnym pchnięciu, on jeszcze mocniej wbił się we mnie. Chwycił mnie za biodra, mocno docisnął, po czym dalej unosił swoje biodra i opuszczał mnie. Te ruchy powodowały narastanie podniecenia, aż przyszedł moment spełnienia, puścił mnie, a ja, ciężko oddychając, opadłam na jego klatkę piersiową. Po pewnym czasie wstałam, umyłam się i pojechałam do domu. Trzeba przyznać, że załatwił mi Manfred ten rozruch niezły, bo cipkę czułam dosyć mocno. Wtorek był dniem relaksu, w końcu byłam na urlopie. Do południa odwiedziłam zaprzyjaźniony zakład kosmetyczny, po południu poszłam popływać i na masaż, a wieczorem przyszedł Manfred. Ponownie doszło miedzy nami do zbliżenia, ale tym razem od tyłu, czułam go dosyć mocno, był to efekt poniedziałkowych pieszczot "na piątkę", ale narastające podniecenie zrobiło swoje i czując jak dochodzi potwierdziłam mocnym jękiem to, że ja również osiągnęłam orgazm. Tym razem dłużej odpoczywaliśmy, ale w pewnym momencie to ja przejęłam inicjatywę i zaczęłam pieściłam ustami, a kiedy już był odpowiednio sztywny, zaproponowałam, aby we mnie wszedł. Znowu dały znać "wczorajsze pieszczoty", ale narastające podniecenie zniwelowało to odczucie i przyszedł wspaniały orgazm, który głośno wykrzyczałam. Ponownie zaczęliśmy odpoczywać, Duża Buśka i Manfred wyszedł. Środa do wieczora minęła podobnie, jak wtorek. Spacer po mieście, znam tam kilka galerii, w których można kupić jakieś ciekawe rzeczy. Po spacerze masaż i odpoczynek przed Piekiełkiem. Tutaj umówiłam się na "Trzepanie pupy" na strzałkę. Moi partnerzy ułożyli mnie na dosyć wąskiej ławce na brzuchu, podkładając pod biodra zwinięty ręcznik, aby były lekko uniesione, po czym ręce skrępowali razem w nadgarstkach i wyciągnęli mocno do przodu. Podobnie skrępowali mi nogi na wysokości kostek i sznurkiem naciągnęli do tyłu. Tym sposobem leżałam na tej ławie właśnie jak strzała. Dodatkowo skrępowali mi nogi na wysokości kolan oraz przymocowali do belki pasem na wysokości brzucha. Tym sposobem nie miałam możliwości ruszania się na żadną stronę. Oni podchodzili, stawali na wysokości mojej pupy okrakiem, rozciągali pośladki i wchodzili w brązową dziurkę. Czułam, jak układali swoje dłonie na moich pośladkach, jak je rozciągali na boki, po czym po chwili do dziurki przystawiała się pałka i zaczynała się w nią wciskać. Pode mną był twardo zwinięty ręcznik, powodujący odpowiednie ukształtowanie mojego ciała. Dawało to możliwość w miarę swobodnego wejścia we mnie. Swobodnego, to wcale nie oznacza łatwego, bo przecież pupa jest ciaśniejsza na wejściu, niż cipka, więc bardzo dobrze czułam, jak się do niej przystawiał, jak napierał, jak pokonywał pierwszą barierę i jak wypełniał mnie do końca. Czułam, jak gdzieś po kości krzyżowej przesuwa się w tą i z powrotem, aż osiągał swój szczytowy stan podniecenia i wlewał we mnie swoje soki. Po pierwszym wchodził następny, ale oni ustawili się w choinkę, systematycznie zwiększając i długość i grubość pałek. Wytrzymałam 12, myślę, że kilku jeszcze bym wytrzymała, ale już bardzo bolała mnie i pupa i biodra oparte na ławie. Po 12 krzyknęłam dość. Jest zasada, jeżeli kobieta mówi dość, to dość i ani jeden więcej. Rozwiązali mnie i kiedy nabrałam mocy w nogach poszłam się umyć. Nie da się ukryć, że jeszcze prawie przez cały czwartek czułam ją jeszcze mocno. Wieczorem przyszedł Manfred, ponownie doszło między nami do dwóch zbliżeń, ale nie pozwoliłam mu dotykać pupy. W piątek do południa leniuchowałam, przywiozłam z sobą książki, miałam co czytać. Ale po południu poszłam na masaż i trochę popływać, bo przede mną wieczorem spotkanie z "Mamutami". Mamuty, bo występują tam specjalne penisy o odpowiednich długościach lub grubościach. Kiedyś słyszałam o takim klubie, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Dopiero, pośrednio, przez inny klub, znalazłam ich i można powiedzieć, że przyjechałam, aby przede wszystkim z nimi się spotkać, bo takie spotkanie zapowiadało się bardzo interesująco. Przyjechałam pod wskazany adres, weszłam do środka. Zostałam zaprowadzona do łazienki, właściwie pokoju kąpielowego. Tam najpierw śliczna murzynka zrobiła mi bardzo dokładne mycie pupy od środka, następnie mnie rozmasowała, nacierając specjalnymi, bardzo wonnymi kremami. Sądzę, że te kremy powodowały określony stopień rozluźnienia mojego ciała. Na koniec wsunęła mi w cipkę kuleczkę wielkości przepiórczego jaja, a w pupę chyba kurzego jaja i poszłam do sali, gdzie czekał mój partner. To, co zobaczyłam, przeszło moją wyobraźnię. Była ona bardzo długa i dosyć gruba, bardzo podobna do końskiej pały. Nie miałam pojęcia, co ja z nią mam zrobić. Ale będący tam partnerzy uzmysłowili mi szybko, jak będzie wyglądała ta "zabawa". Ten partner, z tą długą pałą położył się na stole, ja miałam na nim usiąść, tylko, że w odwrotnej pozycji, placami do niego, a pałkę miałam wsadzić sobie w pupę. Nie bardzo to sobie wyobrażałam, ale nie miałam wyboru. Chyba przez 1/3 długości tej pałki nie było źle, ale od połowy, to już czułam ją bardzo mocno. Wówczas zrozumiałam, że kulkę, którą wsunęła mi murzynka powodowała rozluźnienie mięśni, bo ona inaczej nie wsuwał by się dalej. Powiedzieć, że czułam ją w gardle, jak we mnie weszła, to mało. Miałam dolną część brzucha wypełnioną, jak balon. Wówczas nastąpił akt drugi, obecny tam drugi partner pomógł mi przełożyć nogi do przodu, tamten przesunął się dosyć blisko brzegu, ten drugi rozsunął mi nogi na boki i zsunął z bioder ręcznik. Jak się ruszał, to widziałam, że pod ręcznikiem jest niezłe wybrzuszenie, ale jak go zdjął, to oczy stanęły mi w słup. Ale nie miałam czasu myśleć, bo ten, na którym leżałam mocno przytrzymał mnie za brzuch, a ten drugi dostawił tą pałę do cipki i zaczął w nią wchodzić. Była ona zdecydowanie mniejsza, niż ta pierwsza, ale za to bardzo gruba. Powiedzieć, że się darłam, to mało. Wyrzuciłam ręce do góry, wyprężyłam się, a on się we mnie wbijał. Wbił się do końca, ale myślę, że była to sprawa tej kuleczki, bo w normalnych warunkach chyba nie dałby rady we mnie wejść. A jak się wbił, to chwycił za biodra i zaczął "pompowanie", w tą i z powrotem. Jęczałam już wszystkimi tonami skali, a on dalej i dalej. W końcu dobił, a moment wytrysku poczułam, jak by mnie rozrywało na wszystkie strony, po czym poczułam, jak sączy się po kroczu jego sperma. Wysunął się, nogi opadły mi do dołu, tym sposobem zaczęłam wysuwać się w tego drugiego. Wysuwając się czułam, jak jego główka przemieszcza się systematycznie gdzieś w moim wnętrzu, aż na końcu wysunęła się całkiem. O tym, abym stała na własnych nogach nie było mowy. Podtrzymując mnie pod ręce zaprowadzili mnie do tego pokoju, z którego wyszłam, położyli na łóżku i tak leżałam. Dopiero po dłuższej chwili wróciło pełne czucie w nogi, mogłam na nich stać, iść się umyć i pojechać do domu. W domu ponownie umyłam się, ale próbując rozmasować brzuch czułam, że wszystko w środku mocno czułam. Nie można powiedzieć, że był to ból, ale jakieś bardzo dziwne uczucie. Położyłam się na łóżku, ale w żaden sposób nie mogłam się ułożyć, żeby nie czuć brzucha. Jakoś usnęłam, ale poranek w sobotę był jeszcze gorszy, niż wieczór. Pierwotnie, moje spotkanie miało zakończyć się w sobotę rano. Ale już w czwartek Manfred zasugerował mi, abym odwiedziła "Piekiełko Krwiopijców". Wyjaśnił mi kilka kwestii i w ostateczności zgodziłam się. Jak każda kobieta mam czasami swoje czasami zachciewanki. W tym przypadku jest to zachciewanka spotkania się z klasycznymi sadystami, których podnieca zadawanie kobiecie bólu, na dodatek, akurat dla tych, fetyszem była krew kobiety. Jestem jeszcze pełnosprawną fizjologicznie kobietą i jak każdą, co jakiś czas dopada mnie cykl fizjologiczny. Wg moich obliczeń, powinien się on zacząć w piątek, a najpóźniej w sobotę. Wiedziałam, że mogę spodziewać się pewnych elementów przemocy, ale nie bardzo wiedziałam, jakie w tym momencie ma znaczenie krew. Aż stwierdziłam, że tym razem zaryzykuję i dlatego akurat w tym momencie zgodziłam się. Cykl przyszedł w nocy z piątku na sobotę, w pierwszej chwili jest on bardzo obwity, ale w sobotę rano dałam znać, że jestem gotowa na spotkanie. O ósmej wieczór pojechałam pod wskazany adres. Dwupiętrowa kamienica, dzwonek do drzwi, otworzyła mi młoda kobieta o azjatyckich rysach i poprowadziła mnie do piwnicy. Tam był pokoik, obok łazienka, poleciła mi się rozebrać, obmyć, wsunęła mi tampon w cipkę i wprowadziła do następnego pokoju. Wyglądnął on dziwnie, praktycznie cały wyłożony był ceramiką, dopiero później zrozumiałam, że to chodzi o zmywalność powierzchni. W pomieszczeniu było kilka różnych "mebli" i ośmiu młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden z nich podszedł do mnie, wziął za rękę, poprowadził do dosyć wysokiego "stołu", na którym zostałam rozciągnięta i związana, ręce do przednich nóg, nogi do tylnych, przy czym przywiązując nogi, najpierw przywiązali mi uda, aby nogi były jak najszerzej rozsunięte. Poprawiali mnie kilka razy tak, aby biodra były lekko wysunięte za krawędź stołu. Kiedy uznali, że już odpowiednio leżę, z dwóch stron pojawiła się dwóch mężczyzn, każdy z nich trzymał w ręku swojego pejcza i zaczęli "klepać" mi cipkę. Ośmiu - osiem batów. Ponieważ nogi miałam mocno rozciągnięte, sięgali aż do pupy. Fachowcy, wiedzieli, jak trafić w sam rowek. Darłam się niesamowicie, ale to nic nie dało. Skończyli i poszli sobie. Podeszło dwóch następnych i zaczęli pieścić mi ustami brodawki. Mam dosyć małe piersi, ale za to brodawki bardzo duże. Jest z nimi czasami kłopot, bo jak staną, to widać je nawet przez stanik. Pieszcząc je, spowodowali, że mocno się powiększyły. Wówczas każdy z nich wyprostował się, chwycił każdy swoją w palce mocno ściskając, a od góry, gdzie jest ślad po dziurce mlecznej, zaczęli wbijać wcale nie małe szpilki. Bolało niesamowicie, wyłam, ale przecież im o to chodziło, kiedy już wbili je do odpowiedniej głębokości, szybkim ruchem wyjęli, pojawiła się kropla krwi, więc zaczęli je od nowa pieścić ustami. Tego nie da się opisać w kilku słowach. Z jednej strony brodawka bolała mnie po ukłuciu, z drugiej strony spływał błogi stan podniecenia powodowany pieszczotami. W pewnym momencie, kiedy brodawki były nadal mocno powiększone, ci skończyli, podeszło dwóch następnych, każdy ze swojej strony chwycił brodawkę od góry i od dołu i zaczęli przebijać je kolczykami, a kiedy przebili, przewlekli miedzy nimi nitkę i związując, mocno zaczęli ściągać je do siebie. Tym sposobem powstał między nimi "mostek", ale nie bardzo wiedziałam, po co. Skończyli z brodawkami, zsunęli się poniżej bioder. Zaczęli dotykać cipki. Przez ten czas, kiedy bawili się moimi piersiami, cipka stała się prawie granatowa i mocno spuchnięta. Ale im to nie przeszkadzało, zaczęli ściskać większe wargi sromowe, co już powodowało odpowiedni poziom bólu, ale tylko po to, aby w nie wbić szpilki. Powtórzyła się sytuacja, jak z piersiami, wyjęli i lizali krople krwi. Ponieważ wargi sromowe są dosyć długie, więc tę "zabawę" powtórzyły jeszcze dwie pary. Skłuli mi te wargi bardzo mocno. Ale to nie koniec. Przyszła ostatnia para i przekłuła mi te wargi po bokach igłą, przewlekając nitkę, którą następnie związali. Tym sposobem zawęzili, wąskie już wejście do cipki. Kiedy to skończyli, jeden z nich wysunął tampon i polała się krew. Obmyli mnie, a kiedy pojawiła się pierwsza kropla krwi, jeden z nich wsuną palec w cipkę i tak zakrwawionym palcem narysował kółko na wzgórku łonowym. Wówczas następny chwycił to miejsce szczypcami, zabolało, a on w ten zwinięty fałd skórny zaczął wbijać wcale nie małe kółko, niby kolczyk. Kiedy go wbił, stojący obok wzięli sznurek i zawiązali trójkąt, przewlekając go przez kolczyk na wzgórku łonowym i przez kolczyki w brodawkach. Czemu to miało służyć, nie wiedziałam, ale nie to było ważne. Po tej "dekoracji" czterech, jeden za drugim, zaczęli się we mnie wbijać. Znowu była choinka, co jeden to lepszy. cipka była poobijana, na dodatek trochę zawiązana, ale oni wsuwali się pod nią, dawało to wrażenie, jak by za chwile mieli mi wyrwać wargi sromowe, oni na to nie zważali, tylko rżnęli ile sił. Powiedzieć, że wyłam, to mało. Pod koniec już chyba traciłam przytomność, kiedy ostatni wbił się tak, że czułam go pod brodą. Skończyli, ale jakby zaakcentować ten moment ponownie dwóch klepnęło mnie kilka razy"krowimi ogonami" Rozwiązali mnie, przecinając nitkę na wargach sromowych, mówiąc, że mam się iść umyć i mam trochę czasu na odpoczynek. Nie wolno mi było tylko niczego rozwiązywać i zdejmować. Mówiąc, że poszłam do łazienki, to przesada, podpierając się ściany przeszłam do właściwych drzwi, otworzyłam je, na szczęście było tam ta sama dziewczyna, pomogła mi dojść pod prysznic i go uruchomiła. Poczułam ciepłą wodę spływająca po moim ciele. Dosyć długo myłam się, w kilku miejscach była zaschnięta krew, wytarłam, założyłam tampon i czekałam na ciąg dalszy. Rzeczywiście miałam przerwę prawie godzinę, ale po niej ponownie po mnie przyszli. Tym razem podprowadzili mnie do ściany, były tam dwa kółka, to wpięli mnie w nie kajdankami. Miałam dosyć szeroko rozsunięte ręce. Po chwili przewlekli linkę przez kolczyk na wzgórku łonowym i opasując mnie z dwóch stron, zaczęli odciągać od tej ściany. Chciał, nie chciał, odsunęłam się od niej na pewną odległość. Wówczas dwóch zaczęło ni mocno rozsuwać nogi, a kiedy były one w odpowiedniej odległości, któryś z nich, wsuwając rękę od tyłu, wysunął tampon, a następny wsunął pod cipkę "długą szpilkę" zbudowaną z rozpierającego amortyzatora. Na czubku tej szpiki, na ruchomym kulowym zawiasie zamontowany był wcale nie małej wielkości sztuczny penis. Jeden z nich, wolno go popuszczając, zaczął wprowadzać mi go w cipkę, aż wbił się cały. Ale nie to było najważniejsze, cipka była zbita od zewnątrz i "obudowa" tego penisa mocno do niej dolegała uciskająca ją. Powodowało to niesamowita ból, bo nogi ledwo stały na podłodze. Kiedy mnie tak ustawali, byłam dosyć mocno pochylona do przodu, wówczas zrobili ze mnie "choinkę". Do kolczyków w brodawkach, na wargach sromowych i na wzgórku łonowym dopięli łańcuszki, na których były zawieszone różne ciężarki. Poruszając się, one również się poruszały, powodując naciąganie skóry i ból. To była przygrywka. Byłam wychylona do tyłu, wystawała pupa. Wiec się nią zajęli, okładając ją kilkoma mocnymi uderzeniami pejcza. Trafiali zarówno wzdłuż pośladków, jak i w brązową dziurkę. Jęczałam, ruszając się na wszystkie strony, ale nie bardzo mogłam, bo byłam "usztywniona" szpilką, a poza tym każdy ruch powodował ból. Kiedy skończyli "trzepanie" zaczęli po kolei wchodzić w pupę. Darłam się niesamowicie, bo przecież w cipce już siedziała wcale nie mała pałka. Ich to jednak nie interesowało, jeden po drugim systematycznie wypełniali moją pupę. Kiedy skończyli, czułam się, jak bym ją miała rozdartą. Niestety, nie był to jeszcze koniec. Przystawili od tyłu, do pupy, podobną szpilkę, z odpowiednio długim penisem, puścili ją i obserwując, jak się we mnie wbija, "mobilizowali" mnie kilka następnymi uderzeniami, abym się na nią wbiła. O dziwo, wbiła się dosyć szybko, ale ja byłam już bardzo mocno zmęczona, głowa zwisała mi, opierając się o brodę. Wówczas panowie postanowili zrobić mnie "zadowoloną". Postawili przede mną jeszcze jedną szpilkę, odpowiednio wysoką, którą przyłożyli mi do brzucha. Rozprężając się przesuwała się do góry, doszła do piersi, ale one były związane. Ona napierając rozsuwała je. Bolało to niesamowicie, ale w pewnym momencie przepchnęła się dochodząc do brody, więc tym sposobem musiałam unieść głowę, czyli byłam z ich pieszczot zadowolona. Na szczęście na tym się ostatecznie skończyło moje spotkanie z Diabłami Krwiopijcami. Wyszli, przyszła dziewczyna i pomogła wyplatać się z tego wszystkiego. Pod prysznicem pomogła mi wyjąć również te kółka, które mi powbijali w brodawki i wzgórek łonowy. Okazało się, że są moje, na pamiątkę. Dosyć długo odpoczywałam, ale w pewnym momencie zebrałam się i wróciłam do pensjonatu. Niedzielny poranek nie był zbyt normalny. Czułam całe swoje wnętrze, ale czułam również całe sklepane krocze. Dłuższą chwilę siedziałam w wannie z ciepłą wodą, za nim mogłam jakoś się ruszać. A ruszyć się musiałam, bo po obiedzie miałam samolot do domu. Wsiadłam i wówczas uznałam, że w tym momencie kończy się mój lutowy urlop.
15 luty 2007
baska45@poczta.onet.pl
brak komentarzy